LogowanieZarejestruj się
News

Recenzja Asus Essence One: DAC nie jednego funta wart

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
asus_xonar_essone_08

Asustek zdobył uznanie wśród osób, którym „słoń nie nadepną na ucho”, wypuszczając na rynek serię komputerowych kart dźwiękowych Xonar. Na rynku zdominowanym przez firmę Creative pojawienie się producenta oferującego alternatywę, w wielu aspektach lepszą alternatywę od Soundblastera, było dla wielu użytkowników PC strzałem w przysłowiową dziesiątkę. Wreszcie można było liczyć na sensowne wsparcie (to taki drobny przytyk pod adresem C.), a droższe modele Xonarów dawały namiastkę prawdziwego, rasowego stereo HiFi stworzonego na bazie komputera osobistego. Piszę o tym wszystkim nie bez przyczyny – Asus to firma komputerowa, jeden z największych producentów sprzętu PC… przetestowany sprzęt jest co prawda próbą wejścia na zupełnie inny rynek, jednak marketingowa strategia Asusa także w tym wypadku wyraźnie nawiązuje do rynku komputerowego. Zresztą w przypadku DACów mówi się  o nich często w kontekście zewnętrznej karty dźwiękowej do PC i nie powinno takie nazewnictwo nikogo dziwić w dobie popularyzacji złącza USB, które wyrasta na jeden z kluczowych interfejsów pozwalających na przesył dźwięku wysokiej jakości.

To co obserwujemy obecnie na rynku, rewolucja w audio związana ze zmianą sposobu dystrybucji muzyki, z plikami, z Internetem oczywiście nie mogła nie zwrócić uwagi producentów komputerów – otwiera się nowe miejsce ekspansji, to zupełnie nowy segment, szczególnie gdy mówimy o muzyce wysokiej rozdzielczości, o gęstych formatach (24 bit). Innymi słowy pojawienie się takiego produktu jak Asus Essence One było moim zdaniem kwestią czasu. O sprzęcie było głośno na długo przed premierą. Asus umiejętnie podgrzewał atmosferę prezentując specyfikację, podając informacje o możliwościach swojego nowego produktu. Te, co tu ukrywać, robiły spore wrażenie – teraz, po premierze, przyszedł czas na weryfikację, na ocenę asustekowego przetwornika. Jak zatem prezentuje się Essence One, czy jest to rasowy DAC, czy można go porównywać do produktów uznanych firm audio, czy zaawansowane możliwości wyznaczają nowy punkt odniesienia (także w kontekście ceny)? Zapraszam do lektury naszej recenzji, w której postaram się odpowiedzieć na te pytania.

 

Mało mi ręki nie urwało…
Wielkie, ogromne pudło i ciężka, bardzo ciężka zawartość to coś, co trudno zignorować. Trudno, szczególnie jeżeli przyjdzie umieścić box na wysokiej półce w szafie (ach te dzieci i ich nieograniczone możliwości destrukcji ;-) ). Opakowanie nawiązuje do znanego z kart dźwiękowych projektu plastycznego, mamy więc azteckie malowidła, typową, czarno-złotą oprawę… ogólnie pierwsze wrażenie jest takie, że trafia do nas produkt wysokiej klasy, coś co powinno kosztować więcej niż w istocie kosztuje. Ktoś złośliwy mógłby co prawda całą rzecz skomentować, że to przerost formy nad treścią, ale byłoby to zwyczajnie niesprawiedliwe i nieprawdziwe – w środku bowiem znajdziemy clue, czytaj ciężkiego DACa z wbudowanym zasilaczem oraz wtyczką IEC pozwalającą na zastosowanie dobrego jakościowo przewodu zasilania (ukłon w stronę tych, którzy korzystają z audiofilskich kondycjonerów, listw i okablowania). W odróżnieniu od konkurencji, która w przetwornikach stosuje taniutkie i liche zasilacze impulsowe tutaj możemy być spokojni o jakość prądu – Asus ten element opracował bardzo starannie za co należą się pochwały. To właśnie solidny zasilacz oraz pancerna obudowa odpowiadają za wagę urządzenia oraz opakowania. Te jest jak na przetwornik ogromne, ale sam DAC też do ułomków nie należy, poza tym dzięki starannemu rozmieszczeniu sprzętu oraz dodatków mamy pewność że produkt przeżyje trudy podróży z Azji do Europy, w tym najtrudniejsze etapy po naszych krajowych szosach. Odpakowywanie urządzenia towarzyszą pozytywne emocje, nabywca widzi że nie tylko sam sprzęt prezentuje się okazale, ale dodatkowo „oprawa” jasno wskazuje że producent bardzo się postarał abyśmy byli zadowoleni. Instrukcja opisuje podstawowe kwestie związane z użytkowaniem przetwornika a dodatkowym bonusem jest książeczka prezentująca pomiary Essence One. To rzecz niespotykana wśród konkurencji i świetny zabieg marketingowy – w końcu ktoś, kto kupuje takiego DACa z dużą dozą prawdopodobieństwa chętnie zwróci uwagę na wykresy i co więcej będzie to dla niego użyteczna wiedza, w końcu mówimy o kliencie dla którego ważna jest jakość brzmienia, który zwraca uwagę na to „jak to gra”.

To ma wyglądać… (aż za bardzo)
Essence One nie ma być skrzętnie ukryty za kartonami, jak to często ma miejsce w przypadku konkurencyjnych przetworników. Wyoblona góra – nic na DACu nie postawimy (zresztą nie po to producent na górze obudowy wytłoczył azteckiego drapieżnika) – duże, niestety trochę za lekkie, pokrętła i niezwykle bogata we wszelkie oznaczania, diody płyta czołowa może niezbyt subtelnie sugerują: postaw mnie na centralnym miejscu stolika ze sprzętem audio. I wszystko byłoby ok, gdyby nie te przerażająco jaskrawe, niebieskie diody, którymi upstrzono front przetwornika. Owszem, na pewno będziemy nawet z odległości pół kilometra wiedzieć, które wejście jest aktywne oraz jakiej jakości pliki grają, ale ta iluminacja to jednak przesada. I problem, bo w ciemnym pokoju (kiedy mamy czas na ulubione hobby, czytaj słuchanie muzyki? No jasne, że w porze wzmożonej aktywności nietoperzy!) będziemy musieli szukać jakiegoś sposobu na zasłonięcie jaskrawych kontrolek. U mnie skończyło się na tym, że zasłoniłem niemal cały front kawałkiem bristolu. Niezbyt eleganckie, ale skuteczne rozwiązanie. Nawet w dzień diody nie pozwalają o sobie zapomnieć. Przydałoby się albo całkowite ich wyłącznie (automatyczne wygaszenie po paru sekundach), albo zmiana na jakieś delikatniej świecące.

Od razu uwagę przykuwają dwie gałki regulacji wzmocnienia (w obu przypadkach zrealizowane na potencjometrach Alpsa). Można zatem regulować moc korzystając z potencjometrów wbudowanych w przetworniku, co może okazać się czasami przydatne. Warte odnotowania jest osobne wzmocnienie dla słuchawek, które zostały potraktowane przez Asusa równorzędnie z torem, na którego końcu znajdą się jakieś kolumny. Duże gniazdko dla nauszników (6.3mm) pozwala podłączyć bezpośrednio wysokiej klasy słuchawki. Skorzystałem z tej możliwości, podłączając swoje K701. Poza tym można skorzystać z przycisku wyciszenia, aktywacji upsamplingu, selektora wejść (USB, TOSLINK oraz złącze koaksialne) wreszcie włącznika. Wspomniane diody informują nas o wybranym źródle oraz jakości odtwarzanego dźwięku (od 44KHz po 192KHz oraz osobno o trybie bit perfect). Z tyłu jest schludnie i rasowo: poza gniazdem zasilania IEC, znajdziemy złącza cyfrowe (wyżej wymienione) oraz dobrej jakości gniazda XLR oraz RCA.

Niestety mimo prób (zachęcająco wyglądające śruby montażowe, niestety okazało się, że ich odkręcenie to dopiero początek) nie udało się zajrzeć do środka przetwornika. Musiałem posiłkować się materiałami prasowymi z imprezy branżowej, pokazującymi trzewia. A jest co oglądać, bo w środku znalazło się sporo elektroniki, dobrej jakości krzemu oraz bardzo solidna sekcja zasilania z dużym toroidalnym trafo. Co więcej, to prawdziwy raj dla eksperymentatora, bo możliwe jest modyfikowanie brzmienia do czego zresztą zachęca sam producent. W instrukcji znalazł się szczegółowy opis konstrukcji, a chętni będą mogli wymienić zamontowane na podstawkach wzmacniacze operacyjne. W sumie fabrycznie zamontowano całą ich baterię: sześć z nich to układy NE5532, trzy (na wyjściach analogowych) LM4562 i dwa (na wyjściu słuchawkowym) LME49720NA. Jak ktoś kolekcjonuje opampy to znalazł właśnie idealny sprzęt do modyfikacji. Ja pozostałem przy fabrycznej konfiguracji, bo po pierwsze wzmacniaczy w kartonowym pudle nie składuje, po drugie i tak nie dobrałbym się do wnętrza, o czym już wcześniej wspomniałem. Oprócz tego na płytce znalazło się jeszcze miejsce na kluczowe układy przetwornika, na procesor oraz kontrolery/odbiorniki: kość S/PDIF AKM AK4113, układ DSP ADI ADSP-21261 (150MHz SIMD SHARC Core, 900MFLOPS), parka przetworników TI BurrBrown PCM1795 (32bit/192khz, 123db SNR) oraz kontroler USB C-Media CMI6631. W przypadku wzmacniacza słuchawkowego zastosowano dwie sztuki NS LME49600TS. Jak widać, to bardzo rozbudowana konstrukcja, zastosowane elementy są wysokiej jakości, nikt tutaj na siłę nie oszczędzał, nic z tych rzeczy. Daje to oczywiście nadzieję, na to co najważniejsze – na wysoką jakość brzmienia.

 

Nasz system odsłuchowy:
Zestaw stereo HiFi: NAD C-315BEE/C-515BEE, przedwzmacniacz NAD 1020 (opcja), kolumny Mordaunt Short 901 oraz Pylon Pearl
Zestaw stereo #2: aktywne kolumny microlab solo 7C
Zestaw #3: Zeppelin Air (poza AirPlay, analogowe oraz cyfrowe źródła via USB oraz audio jack)
DAC: Beresford TC-7520 oraz Arcam rDAC
Główne źródła cyfrowe: Squezeebox Touch (dla muzyki 24/96KHz), laptop z Windowsem 7 (foobar z WASAPI, ASIO >96KHz)
Dodatkowe źródła cyfrowe: PlayStation 3 (dla SACD, BD), handheldy Apple, Toshiba E-1 (HD-DVD)
Gramofon NAD 5120
Modyfikacja (opcjonalna) toru analogowego: bufor lampowy DIY
Wzmacniacze słuchawkowe: Music Hall ph25.2
Słuchawki: AKG K701, Klipsch Image One
Sterowniki: iPod oraz iPad z odpowiednim oprogramowaniem sterującym
Okablowanie: Supra (analog, cyfra), Procab (analog), Klotz (analog), Real Cable oraz Prolink (cyfra), Belkin (USB)
Pokój w niewielkim stopniu zaadaptowany akustycznie
Źródła cyfrowo-sieciowe podłączone kablem do routera oraz gigabitowego switcha
Zasilanie: listwa APC oraz UPS APC (źródła podłączone do baterii)
Przełącznik głośników/wzmacniaczy Beresford TC-7220

Specyfikacja przetwornika cyfrowo-analogowego Asus Essence One:
Wyjściowy stosunek sygnału do szumu: 120 dB
Wyjściowy THD+N przy 1kHz: 0.000316 %(-110 dB)
Pasmo przenoszenia (-3dB, Wejście 24bit/192KHz): 10 Hz do 48 kHz
Napięcie wyjścia/wejścia:
Wyjście zbalansowane: 4 Vrms
Wyjście niezbalansowane: 2 Vrms
Słuchawki: 7 Vrms
Częstotliwość i rozdzielczość próbkowania: 44.1K/48K/88.2K/96K/176.4K/192KHz @ 16bit/24bit
Upsampling: 352.8kHz (dla sygnału 44.1/88.2 /176.4kHz) ; 384kHz (dla sygnału 48/96/192kHz), 32bit
Cyfrowe wejście S/PDIF: 44.1K/48K/96K/192KHz @ 16bit/24bit
Wymiary: 261.33 x 230 x 60.65 mm (Dł. x Szer. x Wys.)

 

…ale przede wszystkim grać
O jakości dźwięku decydują wszystkie składowe systemu. Pisałem o tym nie raz, jednak warto o tym na wstępie każdej recenzji przypomnieć. Rola przetwornika cyfrowo-analogowego dla jakości brzmienia w dzisiejszych czasach rośnie i nic dziwnego – w końcu coraz częściej płyty kurzą się na półkach, a całe muzyczne archiwa zapisane są na dyskach twardych. Jeżeli Wojciech Mann zdecydował się  na przeniesienie do komputera swojej przebogatej kolekcji kompaktów, jeżeli jeden z organizatorów monachijskiego High-endu mówi o zmierzchu fizycznego nośnika, jeżeli coraz częściej wykorzystywanym połączeniem w systemie jest USB to nie dziwi awans DACów oraz ich rosnąca popularność. To urządzenie staje się łącznikiem świata cyfrowego z analogowym wzmacniaczem (dzisiaj także tutaj, do wzmacniania sygnału, zagląda coraz częściej cyfra) czy przedwzmacniaczem. Jako że źródło pełni funkcje cyfrowego transportu i jego wpływ na brzmienie w oczywisty sposób maleje, a wraz z eliminacją zazwyczaj degradującej jakość mechaniki napędu wręcz zostaje zredukowane do zera, DAC staje się kluczowym elementem, choć jak napisałem powyżej nadal stanowi składową systemu, może jednak wprowadzić duże zmiany jakościowe, pozwalając czasami na uzyskanie stosunkowo niewielkim kosztem znakomitego rezultatu. Związane jest to zarówno z możliwościami samego urządzenia, ale także (co stanowi wspólny mianownik dla wszystkich nowoczesnych DACów) z materiałem, z plikami wysokiej rozdzielczości. Warunkiem poprawy, uzyskania nowego poziomu jest odpowiednia rozdzielczość, zdolność do pokazania tej lepszej jakości źródła przez nasz przetwornik.

Jak gra zatem nasz bohater, co pozytywnego wnosi do systemu? Zacznę od plusów, a tych jest całkiem sporo… po pierwsze nie trafimy w przypadku Essence One na materiał, którego nie da się odtworzyć. Dzisiaj sporo jest na rynku produktów, które albo są ograniczone do plików o jakości 24/96 (ograniczenie Windowsa, bez konieczności instalacji dodatkowych sterowników – zgodność z uPnP), albo też (co gorsza) nie radzą sobie z plikami 24/88.2KHz. Okazuje się, że taki materiał jest całkiem popularny vide katalog Linna. Po drugie urządzenie jest na tyle rozdzielcze, że przejście z 16 bitów na 24 nie będzie przebiegało gdzieś tam na granicy percepcji, wyraźnie usłyszymy czym różni się zestaw najpopularniejszych kawałków króla popu Michaela Jacksona zarejestrowany bezkompromisowo (192KHz) od tych samych utworów odtwarzanych z kompaktu.

Prezentacja sceny, stereofonia stoją tutaj na wysokim poziomie. Zarówno głębokość jak i szerokość sceny, możliwości ich prezentacji plasują to urządzenie w gronie DACów firm – specjalistów, takich jak Arcam, Styleaudio czy Cambridge Audio. Zresztą w przypadku tego ostatniego producenta, sprzęt Asusa chyba najbardziej przypomina przetworniki DacMagic (bogate wyposażenie oraz możliwości). Pamiętam brzmienie wcześniejszego modelu (właśnie zadebiutował następca) i Essence One jest od niego zauważalnie lepszy. Nie wiem jak jest z nowym – krótkie spotkanie na Audio Show nie pozwala na wyciągnięcie jakichkolwiek wniosków. W przypadku Arcama są rzeczy które przetwornikowi Asusa wychodzą lepiej, są też takie, w których ustępuje. Poważnym konkurentem (funkcjonalność, cena) będzie przetestowany przez nas Beresford, ale możliwości tytułowego urządzenia są jednak większe. Bardzo dobrze DAC Asusa radzi sobie z basem. Świetna kontrola tego zakresu przekłada się na bardzo przyjemny odsłuch muzyki w której dół pełni ważną, czy nawet kluczową rolę. Ciężkie granie z repertuaru Metalliki, Toola ładnie pokazało w czym rzecz… Potężny, ale jednocześnie bez przejaskrawień, bez spowolnień, bez wychodzenia przed szereg, bas to mocny punkt tego przetwornika. Kto wie czy nie najmocniejszy? Dynamika, kontrola oraz szybkość odtwarzania niskich tonów są bez zarzutu, to niewątpliwie produkt dla osób, które lubią „masowanie brzuszka”. Umiejscowienie źródeł dźwięku nie nastręcza przetwornikowi większych problemów, wspomniana wcześniej stereofonia jest bardzo dobra – brzmienie z łatwością odrywa się od kolumn, szczególnie takich które pozwalają na stworzenie niemalże holograficznego obrazu sceny (mam tu na myśli znakomite monitory Pylon Audio, które właśnie testuję).

Nie wszystkim spodoba się nieco agresywne, ostre reprodukowanie wysokich tonów – ten zakres odtwarzany jest w ten sposób, że z jednej strony pozwala na dobry wgląd w nagranie, z drugiej jednak ta ostrość to pewne odstępstwo od zbalansowanego, zespolonego grania oraz cieplejszego, analogowego przekazu, który zazwyczaj kojarzony jest z przyjemniejszym brzmieniem, z większą muzykalnością. Szczególnie słychać to było na niektórych płytach Dead Can Dance. Na „Into the Labirynth” z jednej strony na pochwały zasługiwał dół, o którym pisałem w poprzednim akapicie w samych superlatywach, z drugiej wykorzystywane przez legendarną grupę liczne instrumenty odpowiedzialne za górny zakres wypadały właśnie nieco za ostro, zbyt szeleszcząco, było to wyraźnie zauważalne. Być może to cena jaką przychodzi płacić za kliniczną wręcz rozdzielczość, ale dobrze by było gdyby góra była w tym wypadku nieco wygładzona, nie tak natarczywa – niewątpliwie wpłynęłoby to pozytywnie na komfort odsłuchu. Bardziej relaksacyjne wysokie tony pozwoliłyby na lepsze zszycie wszystkich zakresów. Wystarczyło sprawdzić jak DAC radzi sobie z klasyką, szczególnie z utworami z dużą ilością instrumentów smyczkowych aby przekonać się, że nie jest to referencja, że do tego poziomu produktowi Asusteka nieco jednak brakuje.

Dzięki rozdzielczości, analityczności opisywanego przetwornika mikrodynamika, wyszukiwanie mikroinformacji w utworze nie stanowi żadnego większego problemu. Essence One to w miarę dokładna lupa pozwalająca na wgląd w nagranie. Ilość detali usatysfakcjonuje tych, którzy lubią usłyszeć więcej (ta Pani w trzecim rzędzie była chyba mocno przeziębiona). Poza wytkniętym, nieco zbyt wyostrzonym górnym zakresem, całość przekazu jest całkiem koherentna, spójna, mogłoby być jeszcze lepiej (jak wyżej), ale da się tego DACa z przyjemnością słuchać przez wiele godzin, bez obawy o znużenie czy zmęczenie wynikające z jakiegoś trudnego do zaakceptowania odstępstwa od naturalności. Dźwięk łatwo przyswajalny, z mocnym ale nie podkreślonym kosztem środka czy góry, dołem. Nie napisałem do tej pory nic na temat średnicy, bo też nie jest ona w tym wypadku czymś co zasługuje na jakieś wyjątkowe pochwały, ale też środek ładnie zespala się z basem, wokale są nie tylko czytelne, ale dzięki precyzji umiejscawiania źródeł na scenie, pozwalają na odczuwanie przyjemności z odsłuchu repertuaru, w którym nie tylko się gra ale także sporo śpiewa. Na pewno DAC jest lepszym źródeł od nawet bardzo dobrej karty dźwiękowej PC (miałem okazję porównać z własnym, zmodyfikowanym Soundblasterem ZS, pożyczonym, wysokim modelem X-Fi oraz na krótko z Essence STX). To inna klasa dźwięku. Szczególnie widać to w przypadku porównania złącze USB z wspomnianymi powyżej kartami. Wyprowadzenie audio z komputera za pomocą USB przynosi same korzyści. Asynchroniczny tryb przesyłu, zastosowany przez Asusteka, pozwala na zaoszczędzenie na kablu (nie trzeba kupować „audiofilskiego” przewodu), dodatkowo zastosowany kontroler oraz przemyślana konstrukcja toru pozwalają na wydobycie tego co najlepsze z gęstych plików.

Na wstępie pisałem, jak ważne są pozostałe elementy systemu. I tu ciekawostka, wraz z podłączeniem do staruszka przedwzmacniacza NADa 1020 (to w sumie legendarny 3020 bez wzmocnienia) stało się coś nieoczekiwanego… góra nadal była nieco „za ostro”, ale udało się uzyskać znakomitą reprodukcję średnicy. Żeńskie wokale słuchało się z wielką przyjemnością, poza wspomnianym Dead Can Dance, zabrzmiały kobiece głosy z płyt Florence and the Machine (szczególnie polecam ostatni album – rewelacja), Amy Winehouse czy PJ Harvey. Takie zestawienie skutkowało dobrym (lepszym) balansem, synergią oraz dodatkiem w postaci większej muzykalności (ta góra przestała tak doskwierać). Bezpośrednie wpięcie do głośników aktywnych było powrotem do tego co napisałem powyżej, bardzo wyraźnie słychać było różnicę między torem z przedwzmacniaczem oraz głośniami pasywnymi (z C315 w roli końcówki mocy) oraz wspomnianymi aktywnymi kolumnami.

W przypadku reklamowanego upsamplera (ośmiokrotne nadpróbkowanie, 32bit/384KHz) mam mieszane uczucia. Jednoznacznie pozytywnie mogę odnieść się do pracy w tym trybie, gdy podłączymy do DACa odtwarzacz CDA. W takim układzie faktycznie uzyskuje się lepsze brzmienie w porównaniu z odtwarzaniem płyty przez sam dyskofon. Różnica na plus (niewielka, subtelna, ale zauważana) jest gdy porównamy płytę CDA odtwarzaną za pośrednictwem Essence One z i bez upsamplingu. Da się szybko odpowiedzieć na pytanie, co lepiej gra. Inaczej ma się sprawa z muzyką odtwarzaną przez komputer oraz z odtwarzacza strumieniowego. Tutaj nie tylko nie było moim zdaniem poprawy, ale wręcz dało się wyczuć niewielką, ale jednak degradację jakości. I nie chodzi tutaj (co logiczne) o gęste formaty, a o jakość kompaktu. W przypadku materiału skompresowanego, szczerze, nie słyszałem żadnej różnicy między upsamplingiem i jego brakiem.

Wzmacniacz słuchawkowy jest bardzo dobrej jakości, właściwie można spokojnie darować sobie zakup osobnego urządzenia napędzającego słuchawki (mniej więcej do poziomu 1500 złotych) oraz zapomnieć o gniazdkach w odtwarzaczach, wzmacniaczach czy przedwzmacniaczach. Oczywiście to ostatnie to nie jest reguła, zdarzają się bardzo dobrze zrealizowane wzmacniacze dla nauszników zintegrowane ze sprzętem HiFi, ale zazwyczaj ich jakość jest wyraźnie gorsza od tego co oferuje dobry, osobny „wzmak” słuchawkowy. Niestety dla Asusa, przetwornik musiał rywalizować z wzmacniaczem Music Hall ph25.2, który należy do jednych z najlepszych urządzeń tego typu (do ok. 1000 dolarów). Lampowa natura hybrydowego MH wraz ze słuchawkami AKG K701 tworzy znakomity zestaw, harmonijny duet, który po prostu pięknie gra. Asus nie jest w stanie zagrać na tym poziomie z wyżej wymienionymi słuchawkami, co nie oznacza wcale że gra źle – gra dobrze, nawet bardzo, bo K701 generalnie cierpią na deficyt basu, a tutaj jest go pod dostatkiem (także w słuchawkach). Góra jest nieco wycofana, niski zakres nie tak dobrze kontrolowany jak w przypadku kolumn, ale ładna średnica w sumie gwarantują dźwięk słodki, przyjemny w odbiorze, może nie tak analityczny, czy dynamiczny co wcześniej, ale bardzo melodyjny. Nie ma zatem mowy o uzyskaniu referencyjnego poziomu „z dziurki”, ale też słuchawki zagrają w bezpieczny dla ucha, przynoszący sporo radości z odsłuchu sposób. Szczególnie dobrze będzie się sprawdzić takie zestawienie w przypadku energetycznego grania (rock, elektronika).

Z zauważonych przeze mnie minusów, nie związanych bezpośrednio z umiejętnościami brzmieniowymi przetwornika, muszę wymienić dwa, które nieco psują generalnie pozytywną ocenę przetestowanego DACa. Po pierwsze, mój egzemplarz miał tendencję do zawieszania się… szczerze powiedziawszy, tego się akurat nie spodziewałem. Ok, mamy do czynienia z firmą komputerową, ale tu chodzi o zupełnie inny rodzaj produktu, to nie pecet. Niestety DAC potrafił przestać reagować na zmiany źródła, co więcej w takich chwilach zamiast muzyki z głośników do uszu docierała niczym nie zmącona cisza. Źródło gra, wszystko włączone i podłączone, a tu nic się nie dzieje. Pomagało zazwyczaj włączenie/wyłączenie wyciszenia. To pierwsza wpadka. Po drugie problemy sprawiały sterowniki oraz pojawiające się sporadycznie trzeszczenie, pyknięcia w głośnikach. Odnośnie oprogramowania to Asus udostępnia prosty program do jego aktualizacji (tak, tak są tutaj potrzebne sterowniki do urządzenia) oraz sterowniki do systemu Windows (ASIO). Pobrałem nową wersję oprogramowania, co ograniczyło wspomniane „zawieszenia”, dodatkowo przestały się pojawiać trzaski w przypadku odtwarzania via USB. W sumie instaluje się dwa składniki, u mnie udało się wgrać jedynie firmware (w niewielkim programiku diagnostycznym możemy sprawdzić jaką wersją fw dysponuje nasz DAC).

Trochę szkoda, że Asus nie dał do kompletu zdalnego sterowania (wiadomo, głośności tak dokładnie jak gałką nie wyregulujemy, ale brak konieczności wstawiania z fotela jest nie do pogardzenia). Hegel daje takie coś i choć wśród producentów taki dodatek to na razie rzadki przypadek, byłoby miło gdyby tajwańska firma w następnej odsłonie pomyślała i o tym. Ponawiam także prośbę o mniej jaskrawe diody – nie dodaje to wcale uroku, a wręcz przeszkadza i trzeba sobie, jak pisałem powyżej, radzić chałupniczymi metodami z tym problemem. Poza tym jak już się oferuje możliwość modyfikacji sprzętu, to warto zadbać o łatwy dostęp do środka.

Podsumowując…
Za cenę 1499 złotych otrzymujemy sporo, dużo więcej niż to co proponuje w tym zakresie cenowym konkurencja. Asus stworzył dobrego DACa, opakował wszystko w taki sposób, żeby nie było wątpliwości że to produkt wysokiej klasy i na koniec zażądał za to stosunkowo niewiele pieniędzy. Za to należą się pochwały, bo w przypadku branży audio zazwyczaj działa to zupełnie odwrotnie (voodoo za cenę domku jednorodzinnego), względnie za bogatą oprawę każą słono płacić. Tutaj jest inaczej, z punktu widzenia konsumenta na pewno takie podejście jest uczciwe. Sprzęt nie jest pozbawiony wad, choć te w większości można wyeliminować na drodze softwareowej, a także przez modyfikacje samego brzmienia (wymiana wzmacniaczy operacyjnych). Na pewno jest to produkt, który można swobodnie porównywać z urządzeniami firm specjalistów z branży. I nie chodzi tutaj tylko o porównania z najtańszymi DACami, ale także tymi z podobnego zakresu cenowego. Produkt Asusa nie tylko można spokojnie zestawić z urządzeniami specjalistów z branży – on całościowo je po prostu przewyższa. Ano właśnie, w przypadku Essence One mówimy nie tylko o przetworniku, ale także całkiem sensownym wzmacniaczu słuchawkowym. Za pomocą przetestowanego sprzętu będzie można poprawić brzmienie naszych urządzeń AV. Będzie można także podłączyć za pomocą XLRów wysokiej klasy wzmacniacz, końcówkę mocy czy przedwzmacniacz. W tym wypadku zapłacimy za możliwości, a nie za wytłoczone na obudowie logo. Warto zatem uwzględnić na krótkiej liście zakupowej przetestowanego Essence One, w sytuacji gdy ktoś planuje nabycie niedrogiego DACa. Po krótkim namyśle przyznaję przetestowanemu produktowi wyróżnienie w kategorii cena.

Aktualizacja: Niestety cena za którą można kupić Essence One jest wyższa, od tej którą podawaliśmy (o której wspominał w oficjalnych dokumentach producent). Należy liczyć się z wydatkiem ok. 1800 złotych (z kosztami przesyłki), wiele sklepów internetowych oferuje zrecenzowanego DACa za 1999 złotych. Tak czy inaczej, nawet taka różnica nie zmienia mojej oceny co do wartości opisanego powyżej urządzenia. Jego wyposażenie, możliwości oraz jakość są nie tylko warte wyższej niż pierwotnie podawana ceny, to nadal okazja nawet jeżeli za Xonara trzeba zapłacić około 2000 złotych.

Przetwornik cyfrowo-analogowy Asus Essence One

Plusy:
- atrakcyjna cena
- wyposażenie, w tym gniazda XLR, nadpróbkowanie (patrz tekst), interfejs USB o potencjalnie sporych możliwościach
- dobra jakość brzmienia ze wszystkich złącz cyfrowych
- osobny, wysokiej jakości wzmacniacz dla słuchawek z oddzielną regulacją wzmocnienia
- precyzyjna kontrola wzmocnienia
- w opcji modyfikacje (prawdziwy raj dla eksperymentatorów)
- solidna obudowa oraz zasilanie
- prezentowanie informacji o jakości odtwarzanego materiału
- szeroka scena, solidna stereofonia, precyzyjny wgląd w nagranie (rozdzielczość)
- bardzo dobry bas
- ładne wokale

Minusy:
- diody do wymiany lub wygaszenia
- opisane w tekście problemy ze stabilnością
- brak pilota
- sporadyczne trzaski (po aktualizacji nastąpiła poprawa)
- nieco zbyt ostra, szeleszcząca góra
- ciepełka tu nie ma, ale to niekoniecznie wada (choć w kontekście tego co wyżej, przydałoby się go trochę)
- w przypadku nadpróbkowania więcej w tym marketingu niż pożytku (patrz tekst)

 

Składamy podziękowania za nadesłanie sprzętu do testów firmie

 

Autor: Antoni Woźniak

Dodaj komentarz