Jak mnie wciągnęło to zamiast coś skrobnąć słucham namiętnie. Kompletnie z czapy, niemożebnie niepraktyczne, takie że do kieszeni nie wejdzie, no chyba że wielgachnej, a i tak na koniec dziurę wypali. I jeszcze 3.5 godziny to absolutny maks. Niby na wynos, niby jeden, jedyny taki, wzmacniaczo-dak przenośny na lampiszonach i w sumie… no trudno się dziwić, że nikt nie podjął rękawicy, bo to jest rzecz z gatunku totalnie niszowych. No tak, na przekór temu wszystkiemu, słucham ja ci tego WA8 eclipse i no fajnie bardzo, przyjemnie bardzo to gra. Na tyle fajno, na tyle przyjemnie, że – o ile zapomnimy o tej, jednak, udawanej przenośności – to klamocik robi się całkiem intrygującą propozycją (nadal wybitnie niszową).
No dobrze, bo co my tu właściwie mamy? Ano mamy przenośny (w sensie, że pół-stacjonarny, łatwo przemieszczalny) wzmacniacz słuchawkowy wyposażony w trzy (sic!) lampki, takie – zważywszy gabaryty – trochę o choinkowej proweniencji, ale jednak lampki te nie do ozdoby, a do napędzania słuchawek służą. Dowolnych słuchawek. Mocy Ci tutaj dostatek, gramy dogmatycznie z akumulatora, sama bateria pokaźna i choć gwarantuje stosunkowo krótkie słuchanie, to gwarantuje też bardzo konkretną dawkę powera… duży, bardzo fajny, full-metal (jak i reszta) potencjometr już między 3 a 4 w skali zapewnia odpowiednią dawkę energii dla Arya czy LCD-ków 3 (tu może na liczniku 4, ale wyżej robi się już mocno głośno). W komplecie są dwa jacki, jest duży i mały, bardzo prawidłowo, bo oczywiście dzisiaj wiele nawet wysokopółkowych słuchawek ma po pierwsze małego jacka, jednakowoż sam WA8 jako sprzęt pół-stacjonarny powinien jest przygotowany na przygodę z domowymi nausznicami, co to tylko w domowych pieleszach mają sens być słuchane, ale właśnie po drugie jak już te kable z mini jackiem wysokiej jakości mamy to dlaczego nie wpiąć tego bezpośrednio? Także bez obaw. Na rowerze nie posłuchasz, ale już w chałupie, niekoniecznie swojej, jak najbardziej. Pod stacjonarny to przygotowane, a jak ktoś gabaryt lubi czuć to i przenośne podłączy bezpośrednio (albo kabel sobie wykorzysta, co go w komplecie ma).
Dobra, ale jak to lampa, czy nawet 3 lampy, w takiej przemieszczalnej konstrukcji? No ki diabeł, zapytacie… ano sprzęt jw. nietypowy, fakt, ale wykonany bardzo porządnie, wręcz wzorcowo, wszystko super dokładne, przyjemnie monolityczne, całościowo metalowe, a i spasowane na szkolną szóstkę. Lampki cieszą oko za szybką, oczywiście gorące to jak jasna cholera (dlatego wypali dziurę w spodniach, nie radzę nawet eksperymentować), z góry krata do chłodzenia, można troszkę wydłużyć czas redukując poziom wzmocnienia lub/i wyłączając jedną z baniek (mamy suwak, który daje opcję – grają 3 lub 2). Diodki z boku poinformują nas ile to jeszcze zostało, przy czym po 4-5 albumach będziecie jw zmuszeni do szukania gniazdka. Duży zasilaczyk 12V w parę godzin naładuje aku, można wtedy nie przerywać słuchania (tylko czas naładowania wydłuży się w takiej sytuacji znacząco).
Przyczepię się do samych suwaków (odpowiedzialnych za on/off i liczbę pracujących lamp). Za 10k (tak, kosztuje to, to 9999 peelenów) chciałbym zobaczyć zamiast plastiku metalowe, trwałe, nie do zdarcia przełączniki. A tu jest plastik. Na szczęście gniazda wykonano solidnie, mamy poza USB, także wejście liniowe. Stąd, tytułowa, integra, bo możemy sobie pożenić WA8 z dowolnym źródłem analogowym. W takiej sytuacji, co prawda, nici z digitalnego kompana / transportu… odłącza się USB i basta. Znaczy się albo, albo. Siak czy tak miło, że można sprzęt wykorzystać nie tylko do grania z kompa, czy jakiegoś handhelda, bo i jakiś napęd CD podłączycie, inne źródło zero jedynkowe, a może nawet gramofon. Woo Audio stworzyło coś bardzo ciężkiego i bardzo nagrzewającego się, stąd zalecam dużo przestrzeni wokół (stacjonarnie słuchamy) i opcję biurkową, do której ten klamot pasuje bezbłędnie. Stawiamy na biurku, możemy szybko pokręcić sobie gałką, lampki cieszą oko i robią atmosferę, klimat, a z tyłu podpięty komputerowy transport się czai- właśnie tak. Sprawdzimy też ze wspomnianym CDA (nasz fantastyczny TEAC serii 500) oraz ze staruszkiem igłą drapiącym (NAD 5120).
Warto zapoznać się z instrukcją, gdzie przedstawiono podstawowe zasady BHP. Tu nie ma żartów, bo można klamota uszkodzić, uszkodzić samego siebie, sprowadzić nieszczęście na otoczenie… także ostrożnie! W środku siedzi już nie najświeższa kość ESS Sabre 9018M (mobilny wariant, uboższy od „dużego”, stacjonarnego), stary znajomy XMOS i wspomniane powyżej, trzy lampiszony tj. lampki mocy 6S31B x2 oraz pojedyncza, sterująca 6021. Ważne – mamy tutaj czystą klasę A, żadna hybryda, czysta lampa, układ SE, a wszystko to da radę słuchawkom od 8 do aż 600 Ohm. Czyli wszystkim, teroetycznie, da radę, sprosta. Wbudowany DAC obsłuży nam 24/384 oraz DSD128. Rzecz jasna nie będzie problemu z handheldami, z którymi da się WA8 połączyć, albo via OGT (Android), albo w ramach certyfikacji z iCośtam. Z tego, co przykuwa uwagę, a wypada z pudła jest jeszcze mini walizeczka (Pelican …ładna nazwa btw) do wygodnego, bezpiecznego przenoszenia opisywanej konstrukcji. Przezroczysta taka, wygląda to, prezentuje się bardzo dobrze, elegancko.
Jak wspomniałem powyżej, pierwsze wrażenia odnośnie SQ bardzo satysfakcjonujące. Ocieplenie i napompowanie tego, co dociera do uszu, wywołuje dodatkowe emocje, nie ma mowy o analityczności, o wycinaniu , o detaliczności kosztem zaangażowania, czy wręcz męczącego trwania, znużenia. Gra wciągająco, nie pozostawia obojętnym i co najważniejsze – słychać wpływ lampkowego setu, czuć jak różne mogą być języki komunikacji w przypadku słuchania z tranzystora bądź – jak w tym przypadku – z bańki. Na koniec jeszcze króciutko o designie. To WA8 może i raczej z pewnością przypadnie do gustu estetom. Tu nie ma żadnego przypadkowego elementu, wszystko jest na miejscu i poza moim typowym marudzeniem, taki WA8 może spokojnie stanowić podstawę dla domowego systemu pod nausznice, ciesząc oko i pieszcząc ucho. No i zawsze można do znajomych zabrać, bez konieczności taszczenia wielkiego pudła, względnie gdzieś w parku, na jakimś pomoście po podpięciu do laptopa, albo smartfona posłuchać sobie tego i owego.
Wcześniej przetestowaliśmy (zajawka) tandemowego WA7 (patrz tutaj) oraz opisaliśmy samą markę (o tutaj).
Galeria z opisem:
Do instrukcji, tym razem, warto: nieumiejętne użytkowanie możne przysporzyć sporych problemów, łącznie z uszkodzeniem klamota / nauszników / użytkownika z przyległościami
Fajny case
Można sobie przytroczyć do liny wspinaczkowej , dzięki fest karabińczykowi (gabaryt, znaczy ciężar)
W całej okazałości
Kratka wentylacyjna i przełącznik pracy na dwóch lub trzech bańkach
Potencjometr nie tylko wygląda, ale jeszcze we właściwy sposób działa. Pełna swoboda, szeroki zakres, precyzja
Granie via USB albo via analog. Do wyboru…
Przełącznik źródeł Pro-ject’a przyda się bardzo, w końcu ta mini integra (słuchawkowa) ma pojedyncze wejście dla sygnału, co można skutecznie rozszerzyć,
wykorzystując w torze powyższe ustrojstwo
Porównamy też z tym, co na obrazku
Żarzą się, ciepełko…
Gorąco wręcz
W sam raz, w końcu mamy zimę na wiosnę, także gorąc nie zawadzi
Po ciemku superefektownie
Pod Roon bezproblemowa identyfikacja
Sprawdzę z tym, co powyżej, konfrontując wszystkie trzy klamoty
Bardzo polecam tę artystkę
Musimy wybrać: USB albo liniowe
Duży jacek zajęty… podpięte Arya
Jak ja to lubię…
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.