LogowanieZarejestruj się
News

Woo Audio WA7d/tp – nie tylko ważne, jak gra, ale jak wygląda. Design głupcze!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
WOOAUDIO_WA7-silver-600x400

Niech mi się nikt nie obraża i nie wkurza, że mu personalnie coś. Nic z tych rzeczy. Parafrazuję znane „gospodarka głupcze”, a że chodzi o coś, co ładnie pasuje do antytezy „nieważne jak wygląda, ważne jak gra” to cóż… jest, jak jest ;-) Woo Audio to bańki. Wiemy. Woo Audio to zarówno pod kolumny, jak i pod słuchawki. Przy czym te ostatnie tak bardzo są w modzie, że obecnie Woo Audio to przede wszystkim pod słuchawki. No takie czasy, nic na to moi drodzy nie poradzimy, że często, gęsto nie ma opcji by stworzyć sobie „świątynię zapomnienia”, czytaj zrobić z jakiegoś pokoju miejsce na wyłączność pod klamoty, kolumny i akustyczne dopasowanie tj. stroje, absorbery, pułapki itd. Mieszkanie to nie studio, życie to nie bajka, także nie dziwi, że zamiast czegoś, co może okazać się zgniłym kompromisem, wielu melomanów (czy tych, tam -filów, bez obrazy, bez obrazy), zadowala się czymś na uszach. Wiadomo, odpada milion rzeczy, właściwie nic nie stoi na przeszkodzie, by mieć totalnie endowy, flagowo-wyczynowy tor słuchawkowy, w budżecie (jak ktoś lubi) nawet (obecnie) zbliżonym do pieniędzy za duże, stacjonarne, topowe audio oparte na kolumnach. Proszę bardzo. Jedyne, co warto i się powinno, to sprawdzić stan instalacji elektrycznej (co wskazane jest bez względu na to, czy akurat pod audio… bo zła, wadliwa, niestabilna instalacja to potencjalne kłopoty). Także nie dziwi i wręcz dzisiaj w dobrym tonie jest coś, co nakłada się na łeb, co nieinwazyjnie koegzystuje z aranżacją wnętrz nie uwzględniającą jakiś tam, absurdalnych, wymagań pod niwelację zjawisk (jak na ten przykład „ale fale stojące…”) niekorzystnych z punktu widzenia słuchacza.

Dobra, dość dywagacji o wyższości świąt Bożego Narodzenia, nad Wielkanocnymi, przejdźmy do meritum, do bohatera wpisu, testu, recenzji… uroczego, dzielonego, „amplifajera” słuchawkowego Woo Audio WA7d. Wersji wcześniejszej, w optyka dodatkowo wyposażonej, obecnie już wygaszonej (zabrali ten element – szkoda). Na szczęście to co jest różni się od tego co było tylko tym, jak wyżej, szczegółem. Także nie będziemy pisać o mamutach, tylko o czymś, co jak najbardziej można zakupić, a czy warto i dla kogo o tym poniżej. Zanim o SQ, na wstępie, o tytułowym designie. Od paru lat widać (na szczęście) wyraźnie, że wygląd MUSI iść w parze, że szczególnie im wyżej, tym bardziej musi. Bardzo mnie to cieszy, bo nic mnie tak nie denerwuje, jak coś niedoskonałego w formie, co ma – właśnie – znaleść uzasadnienie dla swojej egzystencji treścią, umiejętnościami (tylko). Ja się z tym nigdy nie byłem w stanie pogodzić i jak coś paskudne, jak nie pasuje, brzydkie po prostu to doświadczenie użytkowe (choćby nie wiem jak grało) zawsze i nieodmiennie leży. U mnie tak to działa. Nie jestem w stanie zaakceptować czegoś, co razi estetycznie i choćby nie wiem jak genialne (brzmieniowo) było to nawet jak niewidoczne, nawet jak ukryte, będzie w świadomości bruździło.

WA7d jest przykładem całościowego podejścia do tematu. To miało być NOWOCZESNE, to miało być ŚWIEŻE, oryginalne i – no niech ktoś powie, że nie – JEST nowoczesne, świeże i oryginalne oraz PIĘKNE. Ten amp z wbudowanym dakiem i (na całe szczęście, nie pominięto tego elementu) wejściem analogowym, czytaj prostym pre prezentuje się tak, jak powinien prezentować się sprzęt audio… ma współgrać z naszym poczuciem estetyki, naszą wrażliwością na piękno, na chęć otaczania się pięknymi przedmiotami. Ok, nie każdemu to, co oferuje tutaj Woo Audio, musi się podobać. Nie. Ale nikt nie przejdzie obok obojętnie, nie wzruszy ramionami. Bo tu, ktoś, zadał sobie trud, by zrobić coś, co ma do nas przemawiać. I przemawia. Dwie, kostki, monolityczne, kostki, połączone grubym, „militarnym”, przewodem, obie wyposażone w bańki wyeksponowane, ale zabezpieczone, bo w akrylowych, przezroczystych obudowach „zamknięte”. To, co przemawia do każdego audio freaka… duże pokrętła, duże, na froncie, centralnie umiejscowione. Trochę szkoda, że przy bliższym rozeznaniu, to jednak nie ciężkie, stalowe potencjometr…y (no w zasilaczu trudno mówić o potencjometrze, bo choć się kręci – bez sensu, na marginesie – to robi tylko jedno… włącza/wyłącza, jest po prostu włącznikiem), a coś co ma właśnie formą całość ładnie spinać i spina, przy czym pozostawia pewien niedosyt. To jedyna rzecz, która mi tutaj „nie gra”, reszta gra i to bardzo gra. Hebelki z tyłu amp/daka, dwa jacusie – jeden duży, drugi mały, pozwalające na podpinanie zarówno tych stacjonarnych, jak i mobilnych bez potrzeby stosowania adapterów – wszystko na miejscu i w estetyce, która bardzo, bardzo mi odpowiada.

Tak, reklamują to, to z – wiecie – makówkami. A właściwie to jedną, konkretną makówką, o ponadczasowej formie (subiektywnie) tj. jabcowym all-in-one. iMac i WA 7d. To powinno być w jednym pudle sprzedawane, oferowane w komplecie, bo właśnie świetnie się jedno z drugim dopełnia. Mówimy o stacjonarnym słuchawkowcu, czymś na biurko (raczej wyłącznie tak, no ewentualnie stolik nocny, ale tam prawdopodobnie się to, to nie zmieści, a ukrywanie czy zamykanie części składowych to będzie zbrodnia). Jako, że się ten opisywany WA grzeje i to konkretnie grzeje, to musi być przestrzeń wokół. Najlepiej obie koski obok, albo, jak u mnie pięterko, w sensie wyżej i niżej (wiele biurek tak ma, że się da), albo jeszcze inaczej, wedle upodobania, ale na widoku i z przestrzenią wokół. Musowo. Bo ten sprzęt ma cieszyć i cieszy oko. Nawet ktoś tak nieczuły na powaby klamotów (tych ładnych), ktoś taki jak małżowina, po zauważeniu tytułowego setu, nie omieszkała wspomnieć: „no ładne to, to… bardzo nawet”. A, że odmówić zmysłu estetycznego, harującemu jak wół grafikowi (pracoholizm stosowany, podszyty zawodowym entuzjazmem… znaczy lubi to robi, a robi bo lubi) to cóż… wspomniałem nieprzypadkowo wcześniej, że nikt nie pozostanie nieobojętnym na powab WA7d i jak widać z powyższego, tak to właśnie wyglądało podczas testów u mnie. Czy zatem tylko choćby przez wzgląd na aparycję, warto? Oj, nie, nie tylko to, a nawet powiem więcej – choć może i DAC nie jest tu czymś nadzwyczajnym i zwyczajnie można lepiej w temacie konwersji cyfrowego na analogowe – to sam wzmacniacz, wejście analogowe daje potencjalnemu nabywcy WA7d coś, co może stanowić docelowy (tak właśnie) klamot dla słuchawek dowolnie wysokiej klasy. Nie będziemy szukać dalej, bo manewr z lepszym źródłem (nie tylko transportem) będzie jak najbardziej wykonalny, co więcej – jak komuś będzie mało z komputera (dzisiaj zazwyczaj tak gramy), to nawet jakieś gramofony, deki czy szpule sobie pożeni. I będzie zachwycony. Będzie, bo…

 

Trochę bałagan pod…

Dwie kostki

To prawdziwa rzadkość. Prawdziwa w świecie słuchawkowych ampów. I nie, nie chodzi tutaj o to, że osobno mamy zasilacz… to akurat występuje w przyrodzie dosyć często, ale często, gęsto mamy wtedy jakiś ścianowy, impulsowy zasilaczyk, a jeżeli nawet zdecydujemy się na upgrade to będzie to coś „obok”, nie zaprojektowanego przez tego samego wytwórcę – zawsze – pewien kompromis. Tu mamy dwie kostki co tworzą jedność i poza niewątpliwymi walorami estetycznymi, ma to swoje przełożenie na możliwości. Ten wzmacniacz jest bardzo, bardzo dobrym napędem dla słuchawek. Można, rzecz jasna, narzekać na brak zbalansowanej opcji, ale wiele wybitnych konstrukcji w segmencie słuchawkowych ampów jest SE i są to rzeczy z top 5. Wiele razy wspominałem o Bakoonie 21, który jest punktem odniesienia, jest absolutnie znakomitą konstrukcją, a przecież też „tylko” niestymetryczną, bardzo prostą, nie naładowaną wieloma funkcjami, opcjami, możliwościami. Prosto i do celu. W audio często to ten właściwy, ten przynoszący najlepsze efekty, kierunek. Także tu też jest prosto – lampy w sekcji zasilania, w sekcji wzmocnienia, wspomniany przetwornik (wartościowy, ale nie stanowiący głównego dania), proste pre i dwa jacki. Tyle. Duże pokrętło, parę hebelków, pstryczek (też mógłby być hebelek ;-) ) zmiany źródła i już.

Kostki ważą konkretnie, tu wszystko waży. Same grube, alu, monolityczne obudowy, szklane nasady (też ciężkie) chroniące lampy… miałem obawy, czy to nie będzie miało negatywnego wpływu na żywotność (w końcu nie ma tam za dużo przestrzeni w tych wycięciach dopasowanych do baniek) lapiszonów, ale z lektury grup dyskusyjnych wnioskuje (użytkownicy), że nie ma się czego obawiać. Nie ma tu pilota, ale to nie jest rzecz do stawiania w salonie, o czym już zdążyłem napisać, to wybitnie biurko, gabinet, ewentualnie sypialnia. Tak bym to widział i tego się trzymał. Piękna poświata bijąca (podkręcana przez przezroczystą obudowę) z żarzących się baniek będzie cieszyć oko, będzie cieszyć zmysły użytkownika – widać, że ktoś to projektował pod kątem wywołania określonych emocji. Cóż – udało się. Cieszy więc, a jak jeszcze dopasowana elektronika stoi obok czy w pobliżu to mamy – waśnie – harmonię, spójność, czujemy że to jest właśnie TO. Moim zdaniem to bardzo ważne, trudne do osiągnięcia wrażenie przyjemności z obcowania, otaczania się pięknymi przedmiotami. Trudne w przypadku elektroniki użytkowej, wcale nie oczywiste w przypadku audio klamotów (niby tutaj też chodzi o to samo, o emocje, pozytywne emocje, ale z estetyką wizualną bywa różnie).

 

Dobrze, a technikalia? Ano jest to wzmacniacz, jak wyżej, lampowy i to lampowy od A do Z, to znaczy żadna tam hybryda. Mamy lampy 6C45 w klasie A, topologię SE oraz wyjścia sprzężone z transformatorem. Para transformatorów na wyjściu opartych jest na rdzeniach niklowych, zaś specjalnie dostosowany, toroidalny transformator mocy pozwala na uzyskanie przez amplifikację bardzo stabilnej, dużej mocy, pozwalającej na napędzenie dowolnie trudnych nauszników. W sumie obie kostki zajmują nieco miejsca, ale nie są przesadnie wielkie, wręcz są przyjemnie nie zwaliste (te największe elektrownie słuchawkowe to coś absolutnie nie na biurko, po zajmą je nam całe – trzeba jakiś dedykowany stolik pod to… no komplikacja gotowa). Nie zastosowano w torze ani jednego półprzewodnika, to klasyczna, działająca jw. w klasie A konstrukcja. Wspomniałem o monolitycznym wyglądzie – to zasługa braku jakichkolwiek nitów, śrub, jest tafla, jest – tak lubiane przez jabłkolubów – unibody. Sam DAC to wielowarstwowa (6-cio, jak udało mi się dowiedzieć) płytka PCB „klasy militarnej”, a tam kość zdolna do obsługi sygnału PCM 24/384 oraz DSD128 (w nowej generacji, my testowaliśmy gen.1). Konkretnie zastosowano tutaj ESS Sabre, przy czym w wariancie „lite” tzn. mobilnym (ESS9018K2M). Znamy, znamy, pamiętamy choćby w mobilnym Oppo HA-2, swego czasu testowanym u nas (i służącym nam przez rok w redakcji jako główny amp/DAC na wynos). Mamy więc tryb asynchroniczny, najlepszy odbiornik USB (XMOS), a dodatkowo kompatybilność ze źródłami mobilnymi (transportem może być dowolne urządzenie na iOSie, czy np. większość Andkowych fonów). My testowaliśmy poprzedni model, wyposażony w inny duet: przetwornik Texas Instruments PCM5102A (32/192) oraz odbiornik USB CMedia 6631A (też ogarnia mobilne źródła).

 

Sumując, Woo Audio WA7 „Fireflies” Amp / DAC to połączenie wysokowydajnego wzmacniacza słuchawkowego z wbudowanym konwerterem USB DAC oraz znakomitej sekcji zasilania (lampowej, choć można zamówić… tranzystorową) tp. Fajnie, że zadano sobie trud wyprowadzenia sygnału także przez mini jacka (przy czym jak gra to albo jeden, albo drugi, nie że oba). To, jak napisałem we wstępniaku, wyraźny ukłon w stronę użytkowników wysokiej klasy dokanałowych monitorów, wielodrożnych armatur, customów, czegoś co potrafi zagrać na bardzo wysokim poziomie pod warunkiem… dobrego napędu (tu jest) i odpowiednich okoliczności (odsłuch domowy, a nie na wynos – też kciuk w górę w przypadku tytułowego setu). Także mamy, że tak powiem, coś kompletnie – jak na dzisiejsze wymagania – wyposażonego, a do tego dającego jeszcze widoki na więcej (DAC, źródła analogowe i co tam jeszcze). Gdyby był wybór, wybrałbym pierwszą, testowaną, generację. TOSLINK to przydatna sprawa, a wyjście z przedwzmacniacza (USB) na tor pod kolumny to może miły dodatek, ale według mnie warto tutaj skupić się na tym co najlepsze: słuchawkowym torze (także z wpiętym, nawet bezpośrednio, kompem, ale właśnie słuchawki). To jest tutaj najważniejsze, najistotniejsze i według mnie stanowi danie główne. Bardzo istotną informacją dla potencjalnego nabywcy jest fakt transparentnego, neutralnego, całkowicie czarnego (czarne tło) wejścia analogowego. Integrujemy bez obawy, że coś w Fireflies będzie ograniczeniem. Nic nie będzie ograniczeniem. Podpięty klamot, źródło, zagra nam w pełni, tak jak potrafi, a resztę roboty zrobi to, co mamy tutaj podane na pięknej, srebrnej tacy…

 

 

 

Cechy (wersja obecnie sprzedawana, w nawiasie testowana, poprzednia z innym DAC/USB):

• Ręcznie wykonany transformator wyjściowy z rdzeniem niklowym
• Odtwarzanie wysokiej rozdzielczości 24-bit, 384kHz (32/192)
• Ultra-niski jitter, USB 2.0 działający w trybie asynchronicznym
• Wyjścia dla wysokiej i niskiej impedancji zmieniana przełącznikiem na panelu tylnym
• Zabezpieczenie przed otwartym obciązeniem automatycznie włącza się, aby zapobiec uszkodzeniu wzmacniacza, jeśli nie podłączono słuchawek
• Przełącznik wielofunkcyjny do wejścia USB, wejścia RCA i wyjścia RCA przez D/A.
• Złącza RCA mogą być używane jako wejścia analogowe RCA lub przedwzmacniacza USB DAC
• Aluminiowa obudowa bez śrub widocznych pod dowolnym kątem widzenia
• Szkło chroniące lampy o wysokiej czystości
• Wielowarstwowe PCB klasy militarnej
• Sterownik dla systemu Windows Vista/XP/7/8/10
• USB Audio 2.0 jest natywnie obsługiwane przez system Apple OS X w wersji 10.6.4 i nowszych bez instalowania sterownika

Specyfikacja (w nawiasach poprzednia, testowana wersja):

• Budowa 100% lampowa (nie hybrydowa)
• Jednofunkcyjny transformator triodowy klasy A
• Ulepszony układ analogowy
• Lampy zasilające 6C45, lampy rektyfikacyjne 12AU7 x2
• Teflonowe gniazda lamp
• Referencyjny DAC ESS SABRE ESS9018K2M (Texas Instruments PCM5102A (32/192))
• Kompatybilność asynchronicznego USB XMOS xCORE-AUDIO z komputerami Mac, komputerami PC, Androidem i iOS (CMedia 6631A)
• Impedancja słuchawek: 8-600 omów
• Impedancja wejściowa: 100 Kiloomów
• Odtwarzanie dźwięku Hi-res do 24-bit/384kHz (32/192)
• Wejścia: 1 wejście USB typ B, (1 wejście TOSLINK), 1 para RCA
• Wyjścia: 1 3.5mm oraz 1 6,3mm wyjścia słuchawkowe oraz 1 para RCA …zamiast TOSLINKa z gen.1 i wtedy analogowe działa jako wyjście z USB
• Maks. moc wyjściowa: ok. 1 W przy 32 omach
• Pasmo przenoszenia: od 11Hz do 27kHz, +/- 0.5dB
• Zniekształcenia: <0,03%
• S/N: 95dB
• Pobór mocy: maks. 25W
• Zasilanie sieciowe: 100-120V, 220-240V, 50 / 60Hz, wybór przez użytkownika
• Wykończenie: aluminium anodowane
• Długość przewodu DC: 1,3 m
• Wymiary: AMP: 4,8 „L x 4,8” W x 5,1 „H ze szkłem
Zasilacz: 7 „L x 3,5” W x 2,2 „H
• Waga: AMP – 5,3 kg / 2,4 kg, szkło – 3,3 kg / 1,5 kg
Zasilacz – 2,8 kg / 1,4 kg
Lampa WA7tp PS – 4,3 kg

 

Po pierwsze wzmacniacz i proste pre

Jedwabisty, naturalny, angażujący sound. Nie skupiamy się na składowych tylko słuchamy. To potrafią tylko świetne, najlepsze, wybitne klamoty. Fireflies to potrafi. Jako wzmacniacz jest to urządzenie kompletne, bliskie wzorca (gdyby te pokrętła, gdyby…), sprzęt dostarczający takiej dawki emocji, pozytywnych emocji, że właściwie przestajemy zastanawiać się „co by tu” (audiofilia nervosa), tylko mamy tu i teraz docelowe, narkotycznie uzależniające brzmienie. Ważne jest to, że ten sprzęt jest jeszcze w granicach rozsądku wyceniony, że to nie jest jakaś egzotyka duża (z wielkimi, koszmarnie drogimi lampami na dokładkę) konstrukcja w cenie dobrego HiFi, albo i już high-endowego toru stacjonarnego z dużymi paczkami. Tak, w końcu mówimy o słuchawkach, o czymś solo, mniej, o czymś co nie może (funkcjonalnie, ale też psychologicznie) równać się z torem opartym na kolumnach, nie może (co oczywiste) mierzyć się możliwościami z wysokiej klasy kolumnami (w niektórych aspektach z każdymi kolumnami). Dlatego, według mnie, warto tego Woo rozpatrywać w kategoriach – koszt/efekt. Lepiej, w tym budżecie, według mnie się nie da. Przy czym mówimy o setupie złożonym z dwóch kostek (można to sobie sztukować, można kupić tylko ampa, ale to moim zdaniem bez sensu), najlepiej (choć na czuja, bo nie testowałem) w wariancie tylko na lampach.

Właśnie naturalny, namacalny, taki „life like”, ale nie w sensie absolutnej wierności (co to takiego, btw?), ale interpretacji wiernej naszym wyobrażeniom (bo jakże by inaczej, koniec, końców), jak to brzmi – jak brzmi improwizjacja jezzowa, jak smakuje partia pianina, jak intymnie śpiewa właśnie teraz Sade. To są rzeczy, które albo są, albo ich nie ma. Jak ich nie ma, to może coś innego przykuwa naszą uwagę, może coś innego się podobna, ale… ale jest to coś uboższego, mniejszego, takiego właśnie – pozbawionego esencji – i to zauważamy dopiero wtedy, jak to mamy, jak nam w uszach gra i to słychać. Woo grało z najlepszym setem cyfrowym złożonym z przetwornika Matrix X-Sabre Pro (DAC) & konwertera cyfra/cyfra X-SPDIF 2, z konwertowanym sygnałem USB na I2S (IIS via HDMI), dodatkowo jedno z komputerowych źródeł grało via X-Hi (dedykowany kontroler USB). To było, w przypadku opisywanego wzmacniacza, wydarzenie, dźwięk który jak wspomniałem powyżej, deklasował wcześniej słuchane tory, ampy, daki, źródła.

WA7 stanowił tutaj dopełnienie znakomitego toru cyfrowego, dopełnienie… to złe słowo, stanowił integralną, na równi z wyżej wymienionymi, składową systemu. Systemu słuchawkowego, z którym, jak już wspominałem we wcześniej opublikowanej recenzji ww klamotów od Matrixa, docelowe rozwiązanie, setup na stałe, taki już nie wymieniam. Nie oznacza to, że taka Euforia, czy WA5 nie zagrałyby jeszcze lepiej. Owszem, mogłyby, ale cena tego lepiej byłaby wysoka i niekoniecznie w tym kierunku bym (mając WA7) zmierzał. Jeżeli już, uzupełnieniem, byłby wspomniany HPA-21 Koreańczyków. To miałoby sens – bo dźwięk inny, ale znakomity, inny, bo z tranzystora, inny, bo oferujący coś (jeszcze) ponadto co tutaj słyszymy. Tyle, że nie jako coś koniecznego, a ewentualnie. Bo WA7 jako amp słuchawkowy jest TAKI DOBRY, że niekoniecznie.

 

 

 

DAC też, ale cyfra to otwartość na inne opcje, bo można

Przetwornik w pierwszej generacji dawał możliwość podpięcia wszystkiego co na toslinku siedzi. Optyczna autostrada dla audio sygnału nie cieszy się specjalną estymą wśród audiofilów. Teoretycznie najlepsze, pozbawione jitteru, medium – faktycznie – często brzmi najgorzej, cyfrowo, płasko i nie jest jw. poważane. Nie zmienia to faktu, że wiele sprzętów (odtwarzacze, konsole, sprzęt AV) ma właśnie optyczny SPDIF, a interfejs koaksjalny występuje w przyrodzie znacznie rzadziej. Podpiąłem Chromecasta Audio i jakoś uszy mi nie krwawiły, była to fajna opcja i może być bardzo fajna opcja dla kogoś, kto postawi sobie te klocki na nocnym stoliku, gdzie albo laptop, albo – właśnie – tylko taki mały grzdyl i już muzyka sobie płynie z czegokolwiek. Także przydatne i użyteczne. Grało to poprawnie, z takim tanim interfejsem, zupełnie wystarczająco aby móc cieszyć się audycjami z netu (wiele rozgłosi obecnie nadaje stream bezstratny, bywa że hi-resowy i to słychać, naprawdę słychać, bardzo dobra jakość materiału w streamie z radia!). USB też daje radę i z Roonem WA7 prezentował poziom dobrej, solidnej konstrukcji (przetwornika) w budżecie 3000-4000 zł. Grało to przyjemnie, gładko, i choć sama kość przetwornika leciwa, wcale niekoniecznie nowszy ESS Sabre wniósłby zdecydowany progres w temacie granie z pieca. Myślę, że prawdziwy upgrade to właśnie opisana powyżej sytuacja – jakiś inny DAC, cały wycyzelowany tor, pod komputerowe źródło. Wtedy efekt mógłby, jak wyżej, przenieść nas do ekstraklasy, ekstraklasy w zakresie tego co można z kompa uzyskać (i szerzej, cyfrowego, plikowego źródła).

Myślę, że nie głupim pomysłem byłoby ZAMIAST kompa stworzenie na bazie WA7 systemu z jakimś streamerem. Streamerem, albo, coraz popularniejszym rozwiązaniem tj. streamDACzkiem. DAC z LANem (ew. WiFi) pozwalający na integrację tego co z sieci płynie z resztą toru (wyłącznie cyfrowo, albo już po konwersji, analogowo), względnie bridge, czyli pozostajemy w domenie cyfrowego sygnału i albo to co w WA7 (można lepiej), albo jakiś DAC i to niekoniecznie najnowszej produkcji. Bardzo żałuję, na marginesie, pozbycia się świetnego NFB-2 firmy Audio-gd, nigdy tego nie przeboleję, bo był to stary układ na Wolfsonach, który robił wyśmienitą robotę i właśnie z tą lampą – coś czuję – było by naprawdę pięknie. No szkoda, człowiek uczy się na błędach, to był błąd – jak kiedyś wpadnie mi do ręki stary, tak dobrze brzmiący przetwornik, to trafi na stałe, na amen do kolekcji.

Jako, że forma jest tu istotna można by Auralica Aries, ale też już – kurczę – nieprodukowany. Gdyby tak Auralic zdecydował się na nową wersję, z designem starej ale w alu to byłbym pierwszym chętnym. Albo testowany end-point Rendu, ale też serwer lub/iu streamer. Czy micro, czy te nowe, rozbudowane – do wyboru, do koloru. Także w zależności od okoliczności, przy czym jak pisałem iMac jako źródło, transport komputerowy i estetyczny „strzał w dziesiątkę” w tandemie z tymi kostkami jak najbardziej. Jako, że ostatnio u Apple nie tylko srebro, ale i ciemno można też wyobrazić sobie iMac-a Pro (choć od strony użytkowej nie do końca polecam, a konfrontując dodatkowo ceną, w ogóle nie) czy nowego Mac Mini z czarno wybarwioną wersją WA7. Warto dobrać, czy kierować się w doborze źródła, jego wyglądem. Tak, herezja, ale nie – właśnie – nie… tutaj to ma całościowo dawać przyjemność z obcowania, to o czym było długo i zawile powyżej. Co ciekawe, w wypadku WA7 mamy do czynienia z nowoczesną formą, z czymś spoza – że tak powiem – kanonu, a jednak jest to skończone, właściwe, na miejscu. Piszę, a jednak, bo często odwołuje się dzisiaj do tego co było (retro), a jak już wymyśla coś oryginalnego w formie, to często (motoryzacja) krwawią (dla odmiany) oczy. Oczywiście bardzo to subiektywne, ale takie ma być – dzielę się swoimi odczuciami i w kontekście opisanego, daję upust ;-)

 

Kupujemy nie tylko uszami, ale także oczami

Gdy wszystko jest na swoim miejscu, gdy cieszymy się z nowego nabytku, bo nawet jak nie odtwarza, nie gra, nie robi tego, do czego go stworzono, tylko – właśnie – cieszy oko, to już jest dobrze, już jest właściwie, już jest tak, jak powinno być. Nie uznawajmy kompromisów, szczególnie wtedy, gdy można mieć wszystko (i wcale, a wcale zasobność portfela nie musi być tutaj decydującym czynnikiem). Opisany WA7d to przykład podejścia całościowego. Nie bez wad (taki iMac też ma i to całkiem sporo niedociągnięć, tj. zasikane ekrany, kurz pod taflą szkła, niewygodne I/O…), nie że lepiej się nie da. Da się vide pokrętła – dla mnie fake’owego w zasilaczu mogłoby w ogóle nie być – ale przede wszystkim mogłyby chodzić ociężale, bo zamiast lichych (co są) jakieś ciężkie, monolityczne gały. Właśnie, a nie takie jak są, w odczuciach użytkowych, nie korespondujące z formą. To jedyny tak naprawdę, jednocześnie istotny zarzut do całości, jaki mam. Od strony funkcjonalnej, od strony prezentacji i brzmienia to produkt bliski ideałowi. Brzmienia szczególnie, gdy podepniemy coś pod wejścia analogowe, gdy wykorzystamy analogowy potencjał dzielonego systemu słuchawkowego, jakim jest WA7d, zasilimy dźwiękiem dobrej klasy słuchawki. Ważne – z synergią raczej nie powinno być problemu – bo tak różne, sprawdzone przeze mnie, nauszniki, odnalazły się tutaj perfekcyjnie. Ten amp jest uniwersalny, będzie dobrze napędzał trudne planary, będzie świetnie współpracował z wybrednymi K701 (i innymi, często trudnymi dla toru, dla wzmacniacza, słuchawkami tj. 812 też AKG, jak Gradosy), będzie mógł pięknie wybrzmieć z IEMami i mobilnymi nausznikami. Zero brumienia, czarne tło, wysoka moc, bardzo dobra dynamika i  typowa dla lamp ciepłota, akcent na średnicę, ale bez przekoloryzowania, bez uciekania się do tanich sztuczek – ten klamot będzie świetnym partnerem dla wielu sprzętów, jakie tu podepniemy, dla wielu źródeł, tworząc niezwykle udane kombinacje.

Lubię takie audio, takie, które cieszy. Mnie WA7d cieszył i w rankingu jest w pierwszej piątce wzmacniaczy słuchawkowych, urządzeń z którymi można żyć i które mogą stanowić finalny, czy stały element wyposażenia. Woo Audio ma w ofercie inne, droższe, także bardziej klasyczne (po prostu klasyczne) w formie ampy dla słuchawek. Ma. Jednak ten tutaj wyróżnia się nowoczesnym, oryginalnym, projektem – formą, która decyduje o całym, użytkowym doświadczeniu. Jestem bardzo na tak i daję tego wyraz rekomendacją. Szkoda, że do pełni szczęścia zabrakło tego, o czym wspomniałem powyżej… dajcie w kolejnym podejściu tylko i aż nowy potencjometr, zmieńcie ten element i będzie to doskonały, bez „ale”, produkt do natychmiastowego schrupania (nabycia). DAC z samym USB to nie problem, szczególnie, gdy pozostanie opcja podpięcia czegoś lepszego, a wiadomo jak szybki mamy postęp w cyfrze, ba, nawet gdyby był czysty analog (oj tak), taki wariant, byłoby bardzo OK. Tylko ten potencjometr. Tylko to. Jest czarny znaczek, ale nie najwyższy laur (koniec drogi), bo jw czekam na wersję dla mnie ;-)

Dzielony system słuchawkowy Woo Audio WA7d/tp – cena 8999zł

Plusy
- forma
- wyposażenie
- nie można pozostać obojętnym, nawet jak nie gra to gra (przed oczami)
- dzięki pre żenimy lepsze źródła i bardzo dobrze, że taka opcja jest, bo pozwala rzecz traktować docelowo
- a pozwala, bo wzmacniacz (z świetnym zasilaniem) to rzecz pierwszorzędna, a do tego uniwersalna, znakomicie to gra z dowolnymi nausznikami
- piękna średnica, dynamika, rozdzielczość (pre), koherentny, naturalny, przyjemny w odbiorze dźwięk (DAC)
- jak optyk to np. Chromecast, czyli można pożenić też jakieś mobilne źródła (zamiast komputera)
- magia baniek, tutaj, w pełnej krasie (dosłownie) 

Minusy:
- „potencjometry”… ten faktyczny i ten fake’owy. Chcemy stali, precyzji, ma być inaczej, niż jest.
- patrz powyżej

Podziękowania dla

za udostępnienie do testów

Autor: Antoni Woźniak

   

Setup

W nawiasach linki do recenzji

Software: front-end ROON (tutajtutaj i tu) (porównawczo AudioGate (opis w tym miejscu)) @ OSX 10.14 & Win10 oraz Daphile OS (zintegrowany z Roon Core i soute)

• Kolumny: C368 z modułami BluOS & HDMI bezpośrednio podpięty pod Pylon Sapphire 23 (test) oraz, alternatywnie via router, dodatkowo z Pylonami Topaz Monitor (test) ponadto spięty via SPDIF z odtwarzaczem CDA C515BEE i Chromecastem Audio (porównawczo), analogowo połączone to z tytułowym setupem

• DAC: Korg DS-DAC-100 (nasz test), Arcam rDAC (nasz test), M2Tech hiFace DAC (nasz test), thunderboltowy interfejs audio TAC-2 ZOOM & Elgato hub/dock (nasz test), Encore mDSD (test) … all porównawczo

• Główne źródła cyfrowo-komputerowe/endpointy/: iMac (Roon CORE), porównawczo Squeezebox Touch (nasz test), MacBook Air (Roon Bridge), MiniX FookoPC (Roon Bridge / foobar / Audiogate miniPC pod audio patrz test) oraz  terminale HP (Daphile)

• Konwerter USB-SPDIF: M2Tech hiFace Two (nasz test) …porównawczo

• Uzupełniające źródła cyfrowe: PlayStation 3 (dla SACD & BD Audio), Toshiba E-1 (HD-DVD koncerty), 2 x Chromecast Audio (nasz test) oraz odtwarzacz CDA Onkyo C-705TX w gabinecie

• Źródło analogowe: gramofon NAD 5120 (odbudowany i zmodyfikowany)

• Bufor lampowy DIY (na wyjściach CDA Onkyo)

• Wzmacniacze słuchawkowe: Musical Fidelity M1HPA (nasz test), MiniWatt N3 @ 12u7x Brimar BVA CV4035 (NOS) & EL84 TELAM (NOS) (router głośnikowy BTech z wyj. słuchawkowym 6.3mm)… porównawczo z (jako główny amp nausznikowy w teście) Woo Audio WA7 Fireflies, wszystko podłączane analogowo z X-Sabre Pro

• Słuchawki: AKG K701 (nasz test), Sennheiser HD650 (też balans), HiFiMan HE-400 (nasz test) oraz Audeze LCD-3 (też balans) (nasz test), HiFiMAN Sundara (test)

• Okablowanie: Supra DAC, Dual, USB oraz Trico (analog, cyfra), Procab (analog – głośnikowe), Prolink (cyfra), Belkin (cyfra -> USB), Audioquest Evergreen (analog), Melodika (cyfra, interkonekt oraz głośnikowe – system), HiFiMAN HE-Adapter (XLR), okablowanie ProCaba (XLR, TRS), okablowanie oryginalne Audeze (balans), kabel na zamówienie dla HD-650 (balans)

• Routery audio: Beresford TC-7220 (nasz test), przełączniki źródeł ProJect Switch Box x2 (nasz test), krosownica HDMI oraz switcher głośnikowy BT z wyjściem @ duży jack, thunderboltowy hub Elgato (test) z wyprowadzonym interfejsem po piorunie do drugiej strefy (z gabinet @ salon) oraz jako aktywny hub USB dla przetworników w pokoju dziennym (kontroler w hubie, nie na płycie, jak dedykowany, komunikujący się point-to-point po piorunie z iMakiem)

• Zasilanie: Tomanek ULPS dla rDAC & SB Touch (nasz test), listwa APC (SA PF-8), listwa Tomanek TAP6 (test), listwa TAP8 z DC blockerem (test) oraz TAP4 (test),  kable Supra LoRad

Dodaj komentarz