Ta jedynka oznacza, że jeszcze dzisiaj opublikujemy kolejne, słuchawkowe zapowiedzi O Bose ostatnio wspominałem, szybko trafiły na warsztat, a jako że mogę je porównać bez problemu do poprzedniego modelu QC25 to będzie w kontekście tego, co było (no nadal jest, bo jeszcze 25-ki kupicie swobodnie w sklepie). Poza oczywistą zmianą, tzn. pożenieniem najlepszego (o czym kapkę dalej) systemu ANC (Active Noise Canceling), po naszemu aktywnej redukcji szumów z zewnątrz, z bezprzewodowością (bo do tej pory, mieliśmy albo to, albo to) różnic jest więcej, mimo pozornie zbliżonej konstrukcji obu generacji. Od razu, na wstępie zaznaczę, że system redukcji działa inaczej niż w QC25, nie jest tak absolutnie bezkompromisowy jak w poprzednikach. To bardzo poważna zmiana, bo właśnie ten element wyróżnia Bose na rynku, to ANC robiło różnicę. Zmiana podyktowana jest koniecznością wprowadzenia adaptacyjnego systemu tłumienia odgłosów z zewnątrz, co producent tłumaczy potrzebą dostosowania produktu do wymogów związanych z bezpieczeństwem samego użytkownika. Okazuje się, że najlepszy ANC na rynku, faktycznie odcinający nas prawie całkowicie od odgłosów dobiegających z zewnątrz był… zbyt skuteczny. Producent niejako przymuszony okolicznościami musiał dostosować nową wersję do realiów (niech zgadnę: Stany, pozwy etc.) i wprowadził całkowicie nowe rozwiązanie, oparte (podobnie jak to ma miejsce w produktach konkurencji) na adaptywnym dopasowaniu tłumienia do warunków zewnętrznych (oparty na aktywnym korektorze parametrycznym, dynamicznych zmianach EQ). Innymi słowy mamy tutaj do czynienia z redukcja selektywną, odgłosy o bardzo wysokiej amplitudzie (syrena, klakson idp.) będą dość wyraźnie słyszalne, to samo z bliską, skierowaną do nas mową… to coś zupełnie innego, niż w QC25-kach. Oczywiście w warunkach miejskich, w szumie jaki nas otacza, system dobrze tłumi tło, ale to nie jest to całkowite odcięcie od świata jakie zapewniał model przewodowy poprzedniej generacji. Bose zastosowało dwa mikrofony zbierające odgłosy z zewnątrz dodatkowo pozwalające na (w przypadku połączenia telefonicznego) uzyskanie dobrej jakości rozmów.
To po pierwsze. Po drugie zmiany zaszły w samych przetwornikach. Strojenie jest inne, mamy wbudowany wzmacniacz, mamy wbudowanego DACa, co ciekawe nie zdecydowano się na obsługę kodeka aptX. Dobrze, że Bose zdecydowało się użyć energooszczędne BT 4.0 (wielu producentów nadal stosuje w swoich bezprzewodowych słuchawkach wariant 3.0), co zapewnia nam 20 godzin grania bez druta*. Sprawdzę w praktyce jak to wygląda, ale myślę, że faktycznie będzie można zabrać na wyjazd służbowy (doba/dwie doby) te słuchawki bez konieczności szukania gniazdka. Szybkie parowanie zapewnia NFC. Z tego, co udało mi się dowiedzieć, nie będzie możliwości podpięcia słuchawek na kablu USB do źródła. Szkoda. Jak wiele dobrego daje taki sposób wykorzystania nauszników z wbudowanym DACzkiem/wzmacniaczem opisywałem w recenzji Sennheiserów Momentum Wireless OvE oraz Devinitive Technology Symphony 1. To naprawdę robi różnicę i takie nauszniki niebezpiecznie blisko zbliżają się jakości reprodukcji jaką doświadczamy słuchając muzyki na torze słuchawkowym z wysokiej półki (dedykowany DAC/ amp stacjonarny, jakieś HiFiMANy, Audeze, czy kosztujące kilka tysięcy Senki, AKG etc.). Jeszcze to dokładnie sprawdzę, jurto będzie chwilka czasu, podepnę i zobaczę czy QC35 nie dadzą się pożenić z kompem za pośrednictwem przewodu USB. Konstrukcja jest z tych wytrzymałych, typowo mobilnych, to znaczy można wyginać elastyczny pałąk wedle uznania bez obawy o uszkodzenie, są lekkie, nausznice składają się do środka (choć sam pałąk już nie), w komplecie dostajemy kabelki, funkcjonalne etui oraz przejściówkę lotniczą 2xjack. Materiałowo nowość nie różni się jakoś znacząco od poprzednika. Tworzywo sztuczne, dobrej jakości plastik, przyciski duże, to na plus, na minus, że trzeba nauczyć się ich umiejscowenia (jednakowy kształt, blisko siebie), typowy dla tego producenta przełącznik na środku muszli włączający/wyłączający oraz (dłuższe przytrzymanie) parujący słuchawki ze źródłem. No i na zakończenie tej wyliczanki: apka… znak czasów. Słuchawki oczywiście mogą obyć się bez firmowego oprogramowania, ale… te daje pewne korzyści, a w przyszłości ma dawać jeszcze większe (upgrade, efekty etc.). Rzecz zwie się Bose Connect i pozwala zarządzać wszystkimi połączeniami (urządzenia). Po sparowaniu z wieloma źródłami słuchawki będą się przełączać między nimi automatycznie. Aplikacja ma zapewniać również jw aktualizacje oprogramowania oraz pozwalać na personalizację ustawień (pamiętacie opisaną przez nas apkę CapTune od Sennheisera?).
O brzmieniu przeczytacie we właściwej recenzji. Poniżej parę dodatkowych zdjęć QC35. Cena? Oficjalnie, na polskim rynku, wynosi 1699 złotych.
*W przypadku słuchania na kablu z włączonym systemem redukcji czas działania to 40h. Oczywiście po wyczerpaniu akumulatora słuchamy pasywnie, na kablu bez ANC/BT.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.