Chodzi rzecz jasna o restrykcyjne zapisy prawa dotyczącego własności intelektualnej, praw autorskich, które kompletnie nie przystają do dzisiejszych czasów. Na HCC pojawił się ciekawy artykuł, który czarno na białym pokazuje jak absurdalne są dzisiejsze zapisy, jak nieżyciowe, jak bardzo utrudniają (niektórym) firmom prowadzenia jak najbardziej legalnego, nie mającego nic wspólnego z czarnym rynkiem, biznesu. Przykładów jest całe mnóstwo, te opisane dotyczą najnowszych technologii… najnowsze muzyczne serwery, pozwalające zripować płyty na twarde dyski, coś co przewraca do góry nogami sposoby dystrybucji oraz korzystania ze zbiorów muzycznych przez użytkownika. Coś co pozwala na komfort, na szybki dostęp do całego archiwum, na wygodę korzystania z coraz prostszej w obsłudze elektroniki… Gdzie zatem leży problem? Problemem jest Advertising Standards Authority [ASA], która to wymaga umieszczenia na pudle, instrukcji, stronie, w wychodku… rozpędziłem się, wymaga umieszczenia informacji o tym, że sprzęt nie może służyć do łamania praw autorskich, że potencjalnie może być źródłem pirackich nagrań. Innymi słowy fakt zrobienia kopii stanowi wg. ASA pierwszy krok do piekła, a już nie daj Boże, zrobimy sobie rip pożyczonego od kolegi krążka… ogień piekielny niezawodnie nas pochłonie. W przypadku muzyki (na szczęście) sporo się zmienia, bo dystrybutorzy sami zrozumieli, że albo będą współegzystować z siecią, albo zginą marnie. W Internecie bez problemu znajdziemy MASĘ muzyki, zupełnie legalnej, często darmowej, którą sobie ściągniemy na dowolne, posiadane przez nas urządzenie/urządzenia i posłuchamy bez obaw, że jakieś RIAA naśle armię prawników, żeby zarobić „parę” dodatkowych groszy. Dzisiaj sami artyści przyznają, że najlepszą formą promocji jest udostępnianie muzyki, co wcale nie oznacza robienia jej za darmo… wydanie albumu jest elementem promocji, coraz rzadziej zarobku. Pieniądze leżą w reklamie, w imprezach / koncertach, ogólnie w mediach – czasy się zmieniły. Kuriozalna wydaje się sytuacja, w której mając te wszystkie elektroniczne gadżety (i mogąc na nich słuchać muzyki) zastanawiamy się, czy jest to aby… legalne.
Dodajmy – darmowej aplikacji. Dodatkowo zrobionej nie przez jakiegoś amatora gry na tym pięknym instrumencie, tylko opracowanej przez profesjonalistów od Steinwaya. Wystarczy wejść na AppStore i pobrać darmową aplikację Etude 2.0 aby rozpocząć naukę gry na fortepianie. Aplikacja nie tylko wygląda bardzo ładnie, nie tylko jest dopracowana, funkcjonalna, ale faktycznie wspomaga proces uczenia i choć nie zastąpi prawdziwego instrumentu, bo ma być w zamyśle twórców pomocą dydaktyczną podczas gry na fortepianie, (chyba nikt nie ma wątpliwości, że iPad to jednak nie jest Steinway ;-] ) to ktoś, kto chce poznać podstawy będzie wniebowzięty. Zresztą chyba nie tylko amator znajdzie tutaj coś dla siebie. Zasada działania jest niezwykle prosta: program na bieżąco pokazuje, które klawisze i w jakiej kolejności należy przycisnąć, a zadania dla lewej i prawej ręki są oznaczone różnymi kolorami. W efektywny sposób uczymy się operować dłońmi, do ćwiczeń wybierając dowolny fragment utworu. Do tego można dobrać według własnych potrzeb tempo i zaprogramować podświetlanie klawiszy np. tylko dla lewej lub tylko dla prawej ręki. Dla leni patentowanych, którzy nie chcą czytać nut (względnie dla tych którzy tego po prostu nie potrafią) jest tryb „Piano Roll”. Naprawdę prościej się nie da. No to teraz czekam na moje skrzypce… tylko jak ja tego iPadowego Stradivariusa ułożę, chwycę? ;-] Pewnie ktoś wymyśli jakiś sprytny patent… Warto nadmienić, że bazę utworów można poszerzyć o dodatkowe pozycje. Etude ułatwia robienie zakupów, dzięki dostępowi do nowych nut w ramach aplikacji. I kto tu mówi(ł), że te tablety to o kant d…. rozbić, że to kompletnie bezużyteczny, krotochwilo-modny produkt, który zaraz się wszystkim znudzi? Można pobrać z linku źródłowego. Smacznego.
Czas na album-aplikację. A konkretnie aplikację dla iPada. Najnowszy album Bjork będzie można kupić za pośrednictwem App Store. Poza tym dostępna będzie wersja tradycyjna na CD. Biophilia – tak będzie się nazywało nowe wydawnictwo – będzie można pobrać jako dużą aplikację, albo oddzielne 10 małych programów, każdy zawierający pojedynczy utwór. Co ciekawe, nie będzie to po prostu plik z muzyką, a coś znacznie bardziej rozbudowanego. Każda piosenka zostanie okraszona materiałami multimedialnymi, zawierającymi m.in. możliwość stworzenia własnego remiksu danego utworu. Do tego grafiki oraz wideo. Za wersję dla iPada odpowiada znany artysta Scott Snibbe, który od lat tworzy interaktywne prace, z wykorzystaniem nowoczesnych technologii cyfrowych. Jak powiedział w jednym z wywiadów:
„Wraz z Bjork stworzyliśmy kompletne dzieło – ten album zaklęty w aplikacje to część historii, którą artysta opowiada, muzyka, fabuła oraz idea splatają się w całość, w aplikację którą można pobrać z sieci”.
Już za parę dni dowiemy się szczegółów na temat nowej, chmurowej usługi firmy Apple, która będzie miedzy innymi oferować dostęp do naszych muzycznych zbiorów (via iTunes). Pojawiły się nieoficjalne informacje, że lustrzane odbicie prywatnej biblioteki będzie zawierało pliki o wysokiej jakości. Utwory o gorszych parametrach, automatycznie zostaną podmienione na lepsze wersje, jeżeli tylko dany album / piosenka jest oferowana w ramach wirtualnego sklepu Apple. Innymi słowy skorzystają użytkownicy, którzy bez dodatkowych kosztów otrzymają lepszą jakość dźwięku. Konkurencja dla amazonowego Cloud Playera oraz Music Beta (Google) zostanie przedstawiona w najbliższy poniedziałek, na konferencji WWDC. Na razie nie wiadomo jaka będzie cena usługi. W przypadku MobileMe trzeba uiścić 99 dolarów za rok użytkowania (wykupienie opcji miesięcznej to koszt ok. 9$). Być może za iCloud przyjdzie zapłacić miesięczną subskrypcję – ciekawe jaki model płatności przyjmie w tym wypadku Apple. Na marginesie, historia zatacza koło – dekadę temu Napster spowodował rewolucję w dystrybucji muzyki. Fakt, nie miało to za wiele wspólnego z legalnością, jednak branża w końcu musiała uznać, że w obecnych czasach Internet daje zupełnie nowe możliwości odnośnie dostępu do muzyki. Google, Amazon oraz Apple rozpoczynają, co warto podkreślić, legalny biznes który prawdopodobnie przypieczętuje los płyty CDA, fizycznego nośnika, tradycyjnych form dystrybucji. Największe wytwórnie mimo oporów, nie tylko zaakceptowały ten stan rzeczy, ale przynajmniej odnośnie iCloud są podobno wręcz entuzjastycznie nastawione do pomysłu. Co z tego wyniknie dla nas, konsumentów, przekonamy się w niedalekiej przyszłości.