Zmienia się sposób konsumpcji muzyki. Jeszcze nie dawno muzyka wędrowała z nami, była fizycznie zapisana na nośniku czy wewnętrznej pamięci. Owszem, słuchaliśmy analogowego radia, ale coraz mniej, jego udział stale się zmniejszał… przede wszystkim muzyka płynęła z przenośnego odtwarzacza, względnie płyty CD z domowego zestawu stereo, jakiejś wieży. Dzisiaj sytuacja ma się zupełnie inaczej, głównie dzięki Internetowi. Choć słuchanie na komputerze to też żadna nowość, ale jak wwyżej głównie słuchaliśmy w ten sposób materiału zapisanego na dysku, dostępnego lokalnie. Co więcej jeszcze parę lat temu PC był oddzielnym elementem, nie egzystował w przestrzeni audio jako pełnoprawny element. To także się zmieniło. Dzisiaj PC, odtwarzacz muzyczny z połączeniem do Internetu, handheld ze stałym dostępem do sieci (a także wiele innych urządzeń AV, pozwalających na transfer dźwięku z Internetu, takich jak TV, amplitunery, stacje muzyczne…) stały się kluczowymi urządzeniami, za pomocą których konsumujemy muzykę. Wielki awans radia, internetowego radia jest więc logiczną konsekwencją tych zmian. Dodajmy do tego rosnącą popularność serwisów sieciowych oferujących muzykę (także w formie radia, inteligentnych rozgłośni z dobranym pod gust repertuarem). Badania wykonane wspólnie przez Arbitron Inc. oraz Edison Research dowodzą, że rynek stacji internetowych to obecnie najszybciej i najdynamiczniej rozwijający się segment mediów elektronicznych w Stanach. Szacuje się, że w tym roku z sieciowych rozgłośni skorzysta 103 mln Amerykanów. Pełny raport „The Infinite Dial 2012. Navigating Digital Platform” dostępny jest tutaj.
A dokładnie 18 kwietnia usłyszymy o nowych planach rozwoju oraz rynkowej ekspansji jednego z najpopularniejszych streamingowych serwisów muzycznych. Ciekawe czy Szwedzi na jednej z plansz nie pokażą małej, polskiej flagi? Nie powiem, nie obrazilibyśmy się, gdyby Polska pojawiła się wśród krajów, w których usługa jest dostępna. Wiadomo, że od jakiegoś czasu trwają rozmowy dotyczące uruchomienia Spotify w kraju nad Wisłą, jednak nie są to łatwe rozmowy… miejmy nadzieję, że naszym rodzimym organizacjom stojącym na straży praw autorskich udało się dojść do porozumienia z Szwedami i niebawem będziemy mogli założyć sobie konto. Konferencja ma być „z wykopem”, po pierwsze zagra Red Hot Chilli Papers, po drugie impreza odbędzie się w Nowym Jorku, po trzecie mają nas czymś zaskoczyć, ma być niespodzianka. Czekamy zatem do 18-go…
Takie wnioski płyną z wypowiedzi Dominika Libickiego, prezesa Cyfrowego Polsatu. Ostatnie przejęcie za 150 mln złotych ipli ma przynieść duże zmiany na rynku usług streamingowych audio-video w Polsce. Ipla jest obecnie największym graczem na tym, de facto dopiero startującym rynku w naszym kraju. To właśnie ten zespół (ipla) ma być odpowiedzialny za stworzenie nowego serwisu muzycznego, konkurenta dla takich usług jak Deezer, Spotify, MOG czy Last.fm. Ciekawe czym nas rodzima konkurencja (dla wymienionych powyżej, zagranicznych serwisów) zaskoczy?
Z całą pewnością serwis będzie korzystał z konsekwetnie rozwijanej strategii internetowej Polsatu, która opiera się na dostarczeniu całego wachlarza usług (dostęp do sieci w tech. LTE, różnorodny kontent nie tylko własny w ramach IPTV / serwisów VOD, wszelkie usługi cyfrowe w ramach jednego pakietu etc). Ipla stanowi tu jeden z kluczowych elementów i jak widać poza tym co znamy, pojawią się niebawem zupełnie nowe produkty, w dużej mierze dopiero debiutujące na naszym rynku. W przypadku streamingowego serwisu muzycznego mowa jest o początku drugiego półrocza, kiedy to planowane jest uruchomienie usługi.
Ciekawe jaki kontent znajdziemy w polsatowskim serwise? Szybki Internet mobilny jaki oferuje Polsat, umożliwia dostarczenie muzyki o lepszej jakości niż mocno skompresowane mp3, dodatkowo można zaoferować przykładowo teledyski, dodatkowe materiały multimedialne związane z muzyką (takie jak np. koncerty). Streaming na żywo wydarzeń muzycznych byłby niewątpliwie atrakcyjny, szczególnie przez wzgląd na liczne koncerty organizowane w naszym kraju, wielkie imprezy, takie jak choćby gdyński Heineken Opener.
Nie raz pisałem o okropieństwie jakie spotyka nas w dzisiejszych czasach, wtedy gdy chcemy sobie w spokoju posłuchać ulubionej muzyki. Zjawisko „loudness war” to jedna z najgorszych, obok silnej kompresji, plag jakie dotknęła fonografię w ostatnich latach. Muzyka zamiast brzmieć, zaczęła „walić po uszach”, być całkowicie wyzuta z całego piękna różnorodności wybrzmień, smaczków, detali… wystarczyło nagrać coś bardzo głośno, jeszcze głośniej odtworzyć, aby zrujnować to wszystko, za co tak naprawdę muzykę kochamy. Niestety wielu realizatorów dźwięku, wiele osób z branży przyczyniło się do tej katastrofy. Na szczęście dzisiaj wyraźnie coś się zmienia, do głosu dochodzi rozsądek: mamy coraz więcej bardzo dobrze nagranej muzyki w gęstych formatach, nawet stratnie skompresowane pliki są coraz lepszej jakości, unika się wspomnianego powyżej „podkręcania głośności”. Jedną z firm, które zawsze walczyła z tymi negatywnymi zjawiskami, był producent znakomitych systemów stereo, ktoś kto zawsze na pierwszym miejscu stawiał jakość brzmienia. Chodzi tutaj o brytyjskiego NADa, kogoś bardzo zasłużonego w walce o lepszą jakość muzyki. Wczorajszy dzień (16.03) był dniem dedykowanym walce z opisanym powyżej zjawiskiem.
„Dynamic Range Day” to dzień promowania muzyki zapisanej z normalną (a nie podbitą) dynamiką, innymi słowy dzień muzyki z maksymalnie ustalonym poziomem dynamiki na poziomie 8dB. W pełni popieramy tą cenną inicjatywę i liczymy, że przemysł fonograficzny, osoby odpowiedzialne za to co wychodzi ze studia, już nigdy więcej nie zmasakrują dźwięku poddając go niszczącym efektom podbicia dynamiki oraz zwiększenia kompresji. Takie postępowanie prowadzi bowiem do całkowitego zniweczenia wysiłku artystów, zamordowania ich twórczości. Nigdy więcej, zatem! (to hasło może być nawet grubo powyżej >10dB, żeby się wryło w co poniektóre głowy).
Podobnie uczynił, o czym informowaliśmy swego czasu Denon, wprowadzając darmową opcję aktualizacji swoich produktów, pozwalającą na uruchomienie usługi bezprzewodowego transferu muzyki w ramach jabłkowego AirPlay. Podobnie jak w przypadku konkurencji Marantz ograniczył darmowy upgrade czasowo, do końca roku. Wcześniej trzeba było zapłacić (aż) 50 dolarów/euro za uruchomienie tej technologii. Rzecz dotyczy następujących produktów: M-CR603 (miniamplituner sieciowy), NA7004 (odtwarzacz strumieniowy), SR7005 (amplituner A/V) oraz AV7005 (procesor A/V). Na pewno osoby korzystające z elektroniki mobilnej Apple, użytkujący przy okazji AV Marantza bardzo się ucieszą. W końcu nie trzeba będzie podłączać iUrządzenia do sprzętu grającego za pomocą kabelka lub stacji dokującej. Procedura aktualizacji jest dwuetapowa. Najpierw należy zarejestrować urządzenie na stronie www.marantz.eu, podając numer seryjny, adres MAC, miejsce zakupu oraz swoje dane. Po pomyślnie przeprowadzonej rejestracji, w zakładce Network, w menu produktu odblokowuje się opcja „Add Features” i możliwe jest automatyczne ściągnięcie aktualizacji. Zalecamy pośpiech, bo od przyszłego roku znowu trzeba będzie nie mało zapłacić za możliwość skorzystania z opcji AP na wymienionych powyżej komponentach AV. Warto przy tym zaznaczyć, że firma poza upgradem oferuje w AppStore własną aplikację, pozwalającą na wygodne sterowanie własnym sprzętem.
Cóż, zobaczymy ile czasu zajmie Apple wprowadzenie tej usługi w innych lokalizacjach. Co bardziej niecierpliwi szukają możliwości wykupienia abonamentu, przykładowo decydując się na wirtualną kartę płatniczą (nie wiadomo, czy jest to w 100% skuteczna metoda). Niestety gift karty nie są w tym wypadku honorowane. Przypomnijmy iTunes Match to usługa streamingowa dająca szereg korzyści użytkownikowi, który zdecyduje się wysupłać 25$ rocznie na jej uruchomienie. Po pierwsze Match to faktyczna legalizacja biblioteki utworów, po drugie muzyka o gorszej jakości zostaje automatycznie udostępniona w AAC 256kbit, po trzecie nasze nowe archiwum muzyczne wygląda tak jakbyśmy całość zgromadzonej muzyki zakupili na iTunes, innymi słowy otrzymujemy skatalogowany zbiór albumów/utworów z okładkami oraz pełną informacją o danej piosence, po czwarte dzięki streamingowi możemy przestać inwestować w pojemności, muzyka płynie sobie z chmurki, można korzystać z niej np. za pośrednictwem Apple TV (wystarczy dostęp do Internetu). Jeżeli ktoś chce mieć utwory fizycznie na dysku, nie ma żadnych przeciwwskazań, po prostu każdy album, utwór można sobie w każdej chwili ściągnąć do pamięci urządzenia. Dotyczy to każdego sprzętu Apple (oraz innego, z zainstalowaną biblioteką iTunes) przypisanego do naszego ID w sklepie Apple. Ograniczenia są dwa: liczba utworów nie może przekraczać 25 000 oraz maksymalnie przypisać można do 10 urządzeń, wszystko jedno czy mobilnych, czy stacjonarnych do Match. Miejmy nadzieję, że Apple niebawem pomyśli o lepszej jakości w swoim wirtualnym sklepie i zamiast AAC dostaniemy ALACa (na 24 bity nie liczyłbym, choć kto wie…).
O jakiś konkretnych aplikacjach dla handheldów piszemy stosunkowo rzadko. Jest tego na pęczki, z drugiej strony naprawdę użytecznych programów nie ma wcale tak wiele. Przy okazji recenzji iPada 2 wspomniałem o Garageband, genialnym programie pozwalającym kompletnemu laikowi skomponować całkiem sensowny utwór. To bardzo wartościowy soft, który pokazuje jaki potencjał drzemie w dzisiejszych urządzeniach mobilnych, jak wiele można zrobić za pomocą smartfona, grajka czy tabletu. Właśnie, smartfona oraz grajka: do tej pory z Garageband mogli korzystać właściciele tabletów Apple. Na szczęście firma udostępniła wersję dostosowaną do 3.5 calowych wyświetlaczy iPhone oraz iPoda Touch i jak ktoś chce skomponować kawałek w tramwaju, tudzież podczas jakiś niezwykle zajmujących wykładów to nic nie stoi na przeszkodzie by to zrobić, wystarczy pobrać dostosowaną do małych wyświetlaczy wersję z App Store. Cena nie jest wygórowana jak na możliwości, które oferuje tytułowy software – Garageband kupimy za 3.99€ (w przypadku pobrania aplikacji na iPada, nie trzeba będzie płacić za wersję dostępną dla iPhone/iPoda touch).