LogowanieZarejestruj się
News

Cayin C5 AMP & C5 DAC …fantastyczny, mobilny duet. Recenzja.

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
C5 AMP

Parę dni bez sieci dobrze robi. Szczególnie, gdy „przy okazji” ma się trochę czasu na słuchanie muzyki i ma się na czym ją posłuchać. Wyjazdy w piękne okoliczności przyrody pomagają złapać dystans do otaczającej nas rzeczywistości i dobrze – można wreszcie odpocząć. Pisanie na HDO traktuje jako hobby, to przyjemność, nie praca, pracą jest wszystko inne, to co często nie pozwala na chwilę refleksji, na zwolnienie, na dystans. To rzeczy bardzo istotne także w kontekście słuchania muzyki, jej umiejscowienia w codzienności, w naszym życiu. Wiadomo, nie jest dzisiaj łatwo pogodzić wszystkie obowiązki i zrobić to tak, aby znaleźć w tym wszystkim balans, harmonię. Trudno o to, tym bardziej doceniamy te momenty, które dają nam sposobność ucieczki od zgiełku, od problemów, obowiązków, codziennej rutyny. Fajnie, gdy tej uciecze towarzyszy dobre audio, coś co pozwoli na obcowanie z ulubionymi wykonawcami, z muzyką w pełnym zespoleniu, symbiozie.

Miałem to szczęście, że udało mi się na parę dni znaleźć kompana, a właściwie kompanów (bo jak tytuł recenzji głosi, zagościły u nas dwa urządzenia: wzmacniacz oraz wzmacniacz/DAC Cayina) błogiego leniuchowania. C5 AMP i C5 DAC to dwa przenośne wehikuły brzmieniowej przyjemności, sprzęt który potrafi dostarczyć nam wiele radości podczas słuchania, a dodatkowo został bardzo przyzwoicie wyceniony. Bardzo przyzwoicie, bo jakościowo to produkty lokujące się w ścisłej, mobilnej czołówce (mam tu na myśli sprzęt do dwóch tysięcy złotych, choć pod pewnymi względami te produkty są lepsze od wielokrotnie droższych DAPów, jakie miałem okazje posłuchać).

Jako, że miejsce, trudności ze złapaniem zasięgu oraz ewentualne problemy z pozyskaniem energii, wykluczały w praktyce wszelkie inne „alternatywy”, w bagażu znalazły się oba C i tego wyboru nie tylko jw. nie żałowałem, ale zwyczajnie nie mogłem niczego lepszego zabrać w podróż i basta. Także względy ergonomiczne przemawiały za takim wyborem – oba urządzenia można wykorzystać jako banki energii, można ładować je za pośrednictwem innych, przenośnych akumulatorów jednocześnie słuchając muzyki (to bardzo ważny element funkcjonalny, wiele mobilnych produktów audio nie potrafi jednocześnie być ładowanych i słuchanych – to poważny problem, szczególnie podczas podróży, bycia na wczasach etc. Z przyczyn dla mnie niezrozumiałych, poza handheldami zabrałem ze sobą laptopa, co miało jednak ten plus, że mogłem załadować na podróż pokaźny arsenał muzyki i z takim to bagażem wybrałem się hen daleko. W przypadku telefonu oraz tabletów (postanowiłem poza Mini zabrać ze sobą także Neksusa, by przetestować sprzęt zarówno pod iOSem jak i na Andku), ze względu na ewentualne problemy z łącznością, sprawdziłem przy okazji najnowsze wersje oraz najnowsze oprogramowanie do odtwarzania „wszystkiego” w tym plików egzotycznych, czytaj DXD, DSD… USB Player (Android) oraz HF Player i iAudioGate (iOS) świetnie się sprawdziły, zapewniając odpowiednie wsparcie software’owe.

Radykalna poprawa (to nie były subtelności, a raczej przepaść) brzmienia po podłączeniu do Neksusa 7, nieco mniejsza różnica (w trybie DACa jak i patrząc przez pryzmat wzmacniacza) na iOSie, choć nadal wyraźnie wyczuwalna pozwoliły na przyjemne spędzenie czasu ze słuchawkami na głowie. Jakimi słuchawkami? Ano, trzeba było dokonać bolesnych ;) wyborów: koniec, końców padło na Sennheisery M2, IEMowe Momentum, a na dokładkę (ale to już wieczorami, po powrocie z wyprawy, na plaży) z testowanymi właśnie MF-200 Musical Fidelity oraz ADLami H128. No dobrze, a konkretnie to jak było? Było mianowicie tak…

HQ (opis sprzętu)

Oba urządzenia wyglądają bliźniaczo podobnie. Te same obudowy, te same rozmiary, ten sam, szampański kolor, aluminiowej obudowy. Te same, plastikowe osłony, zespolone z pokrętłami głośności, będącymi jednocześnie wyłącznikami / włącznikami. Dobrze, że nie dali popularnych suwaków, czy guzików, bo te zazwyczaj nie dają takiej precyzji, nie są tak wygodne jak stare, jare pokrętło. Przy włączeniu czy też przy wyłączeniu słyszymy cichy, przyjemny klik, przy czym ten klik nie ma żadnych przykrych reperkusji dla naszych uszu, czytaj, nie mamy żadnego pykania w słuchawkach. To mechaniczne kliknięcie oznajmiające światu (nam), że właśnie możemy rozpocząć muzyczną ucztę. Z wykonaniem jest już nieco gorzej. Niewielkie przyciski, plastikowe przyciski, może i wykonano interesująco (bo nawiązano stylistycznie do designu obudowy), ale wyraźnie czuć luzy, nie są za dobrze spasowane, no i są niezbyt wygodne w obsłudze (bo małe i nie przełączają zbyt pewnie). Cóż, na szczęście nie będziemy nimi zbyt często manipulować (podbicie niskich tonów oraz gain), trochę inaczej sprawa się ma z portami. Te słuchawkowe oraz wejściowe (jack) są solidne i nie dają pola do narzekań, natomiast gniazdka USB (micro) jednak dają, bo są spasowane niedokładnie, nie są też „pancerne”, a raczej takie delikatniejsze, stąd moje wątpliwości, czy z czasem nie dojdzie do ich uszkodzenia. W końcu, jakby nie patrzeć, tutaj będziemy często coś podpinać, odpinać, taka natura tych maleństw. Poza tym na obudowie znajdziemy dyskretne diody informujące o pracy oraz pojemności akumulatora (zgrubnie, są trzy i to powinno nam wystarczyć do określenia mniej więcej ile to energii nam pozostało w urządzeniu), dodajmy że pomarańczowe, co koresponduje dobrze z wyglądem C5-ek. Producent przewidział także możliwość samodzielnego zresetowania DACa, co może jest i na wyrost (nie musiałem się do tego ani razu uciekać), ale w sumie – dobrze że coś takiego jest, niż nie jest, prawda? Kto wie, może się zdarzy i wtedy wystarczy szpilka. Zaskakuje nieco AMP, bo tam też znajdziemy dwa gniazdka micro-USB, ale rzecz jasna nie będą służyły do „grania”, a do ładowania. Ładowania samego wzmacniacza, jak i podładowywania podpiętego telefonu (tabletu to raczej nie, bo mamy tu ograniczenia napięciowo-mocowe).

W przypadku DACa mamy gniazdko USB do podłączenia źródła dźwięku (jednocześnie, po przełączeniu suwakiem, pozwalające zamienić DACa w bank energii dla podpiętego handhelda) oraz wyjście koaksialne. Ten ostatni element wart jest dodatkowej wzmianki. To urządzenie może pełnić funkcję samodzielnego DACa w zestawie HiFi, a precyzyjniej konwertera USB/SPDIF (można je podłączyć do prądu i jednocześnie grać, jak wspomniałem). Fajna opcja dla kogoś, kto szuka czegoś niewielkiego do gabinetu, na biurko, a jednocześnie chce mobilności. Można zatem rozwiązać to w taki sposób, jak opisany powyżej, integrując laptopa, dowolny komputer z jakimś fajnym zestawem HiFi (byle by miał wejścia cyfrowe), np. Pianocraftem. W przypadku wzmacniacza za wzmocnienie odpowiedzialny jest układ LME49600 oraz opamp OPA134, natomiast potecjometr głośności to ALPS. DAC natomiast to Burr-Brown PCM1795, opampy zaś to kostki OPA1652. Podobnie jak w przypadku AMPa, mamy potencjometr ALPSa. Poza tym specyfikacja Cayinów wygląda następująco:

C5 AMP

  • Moc wyjścia słuchawkowego : 800mW / 32 Ohmy
  • Pasmo przenoszenia: 20Hz – 100kHz
  • Skuteczność: 101 dB kHz
  • Bateria 1000mAh: od 7 do 10 godzin odtwarzania, ładowanie 4 godziny (zasilacz od iPada)
  • Wymiary: 136x63x15 mm
  • Waga: 185g

C5 DAC

  • Moc wyjścia słuchawkowego : 300mW x2 / 32 Ohmy
  • THD+N: 0.02% @1khz
  • Pasmo przenoszenia: 20Hz – 70kHz
  • Skuteczność: 101 dB kHz
  • Bateria 3700mAh: 7-8 godzin w trybie DAC i ok 14-15 w trybie wzmacniacza, ładowanie do 5 godzin (zasilacz od iPada)
  • Wymiary: 136x63x15 mm
  • Waga: 185g

Jak widać, czasy pracy nie są jakoś specjalnie imponujące, ale wystarczające. Oczywiście inaczej sprawa się ma, gdy zaczniemy ładować nasze telefony, korzystając z opcji jaką zaoferował nam producent. Wtedy szybko może nam się wyczerpać akumulator, szczególnie we wzmacniaczu C5 może. Stąd, wg. mnie, opcja bank energii jest ratunkowa, dla kogoś, kto akurat ma już mocno padniętego smartfona, a musi być „pod słuchawką”. W takiej sytuacji wspomniany tryb może okazać się (nomen omen) na wagę złota. Dołączone kabelki nie są najwyższych lotów, proponuje wymienić je na lepsze przewody (zarówno kabel USB, jak i przewody jack-jack), szczególnie w przypadku USB warto o to się pokusić odnośnie DACa… kabel firmowy może sobie zostać do podładowania czegoś, a do połączenia ze źródłem dobrze nabyć coś lepszego (są już solidne kabelki micro USB, zapewniające dużo lepszą ergonomię, bo krótsze, odpowiednio elastyczne, z dobrymi wtykami). Dołączone gumki, duże, niebieskie, może i fajnie wyglądają, ale są niepraktyczne, mocno zasłaniając ekran w telefonie złączonym za ich pomocą z ampem czy dakiem w układzie „na kanapkę”. Preferuję raczej swobodne, względnie w miękkim pokrowcu (mam taki) umiejscowienie źródeł oraz mobilnych DACów, wzmacniaczy, przy czym zabezpieczam sobie sprzęt za pomocą podkładek Velcro (kupujemy kilka arkuszy 3M-ek na zapas i mamy co trzeba). Sprawdza się – polecam.

Z ważnych rzeczy odnośnie ergonomii: nie ma obsługi sterowania z pilotów na kablu, tutaj dobrym rozwiązaniem jest inteligentny zegarek w rodzaju Pebble, rozwiązuje to problem zarówno ze sterowaniem muzyki z „kanapki”, jak i (do pewnego stopnia) odbieraniem połączeń / wiadomości. Nie ma obsługi mikrofonu niestety także, chcąc nie chcąc trzeba będzie sięgnąć po telefon (ewentualnie ustawić na nim tryb głośnomówiący). W przypadku Androida jest – wiadomo – OTG, w przypadku iOSa musi być camera kit (szkoda, że nie bezpośrednio, ale to potrafi niewiele urządzeń na rynku), no a z komputerem wolny port USB, najlepiej z doświadczenia po przeciwnej stronie gdzie leży gniazdko zasilające. Sprzęt lubi się nieco nagrzewać, tzn. zauważalnie jest cieplejszy gdy włączony, gra, ale bez jakiś problemów termicznych, ot ciepełko wydziela, co w sumie skłania nas do miłej (dla ucha) konstatacji – oho, no to widać, że pracuje, jakieś dźwięki rzeźbi ;-) I coś w tym mi drodzy jest, to ciepło jest oznaką całkiem przyjemnych doznań, a nawet bardzo przyjemnych :-) Urządzenia wyglądają na (poza opisanymi sprawami powyżej) solidne, potrafiące znieść trudy codziennego użytkowania na wynos. Obudowy powinny znieść uderzenia, upadki, w granicach rozsądku rzecz jasna, nic tam w środku nie lata, nie ma więc obaw że nagle przestanie działać. Ogólnie, wrażenia korzystne, z pewnymi jw. drobnymi „ale”.

 

SQ (opis brzmienia)

Może zacznę od czegoś, co jest istotne, istotne na wstępie rozważań dotyczących brzmienia. Ten sprzęt odznacza się całkowitą ciszą, czarnym tłem, brakiem jakiegokolwiek szumu, syczenia, czegokolwiek. Jest cisza absolutna. To dobrze rokuje i w istocie, ten fundament, fundament każdego, dobrego wzmacniacza, mamy tutaj w standardzie i to procentuje. W przypadku moich dokanałowych Momentum (nie są to najwrażliwsze na świecie IEMy, ale czasami udaje się złapać odtwarzqcz przenośny, mobilny DAC/amp na grzeszkach paru) była cisza, cichuteńko, bez żadnych oznak, że oto właśnie podpięliśmy słuchawki do wzmaka. Dobrze, bardzo dobrze nawet. Jedyne źródło któremu wybaczam i wiem, że z definicji jest „brudne”, że wprowadza „swoje” jest mój gramofon. Mimo najszczerszych chęci, przy maksymalnym wzmocnieniu, z mojego pre (które jest świetne i z innymi źródłami całkowicie bezgłośne, nawet z takim AirPortem Expressem podłączonym na próbę analogowo, który potrafi siać) szumi dokoła las, nie nie las, tylko szumi mi to źródło. No ale to taka natura odtwarzacza czarnych krążków – ten typ tak ma i nie ma się co obrażać (a gdzie tam) tylko polubić i zaakceptować. Stąd też inwestycje w zasilanie, poparte cmokaniem Pana inżyniera elektryka, bo chcę słyszeć muzykę a nie syczenie, szumienie, brumienie, brombowanie… stop, zaczynam zbaczać z tematu, już do niego, czym prędzej powracam.

C5 zarówno w wydaniu wzmacniacza, jak i przetwornika/wzmacniacza brzmią podobnie, co nie znaczy że tak samo, ale podobnie, mają podobną sygnaturę, podobny sposób budowania brzmienia. To, co mnie urzekło w obu urządzeniach (ok, szczególnie mocno we wzmacniaczu, ale w daczku było może nieco mniej to intensywne, ale także bardzo, bardzo przyjemne), to znakomita, wręcz fantastyczna średnica, budowanie całego przekazu na świetnie poprowadzonym, nie wybijającym się, a właśnie idealnie łączącym, średnim zakresie pasma, przy nieco tylko odchudzonym basie (który jednakowoż może nie być wcale taki, bo pomaga chyba najlepsza znana mi implementacja podbicia basu – idealnie to zrobili, bo nie przesadzili, jest w sam raz!) oraz bardzo ładnych wysokich tonach, pełnych informacji, nie niezawoalowanych, detali, przy czym bez grama analityczności, sztuczności, ostrości, czegokolwiek co by raziło nasze uszy, było męczące. Te dwa urządzenia uważam za jedne z najbardziej muzykalnych, przenośnych maluchów i tym mocniej domagam się ;-) od dystrybutora dostarczenia N6, który ma te wspomniane cechy podobnież w standardzie, a do tego potrafi grać absolutnie wszystko, nie wyłączając obrazów płyt SACD. Tak więc mamy tutaj harmonię, analogowe w charakterze, bardzo muzykalne granie, do tego z bardzo dobrze zrealizowanym podbiciem niskiego zakresu. I tu nie chodzi o to, że basu nam ewidentnie brakuje, bo to zależy (też od repertuaru), ale mamy coś, co pozwala na wzbogacenie brzmienia bez konsekwencji, przykrych konsekwencji, całkowicie – można by rzecz – bezkarnie. I o to chodzi, o to właśnie chodzi, bo sam jestem daleki od krytykowania korekcji, ta czasami przynosi bardzo dobre, korzystne rezultaty i tylko dogmatycy słuchający jednej płyty, „tej płyty”, słyszący kable LAN i tym podobne bzdury, mogą sobie krytykować do woli, oburzać i obruszać, odprawiając przy okazji egzorcyzmy… ich sprawa. Tutaj wprowadzono najlepszy bass boost z jakiego dane mi było korzystać. Brawo.

Ta wybitnie dobra średnica, z urzekającymi wokalami (posłuchajcie sobie na oby recenzowanych Cayinach wokalizy, no palce lizać i obgryzać!), ma jeszcze jeden skutek, konsekwencję dla brzmienia. C5-ki potrafią, jak mało które źródło tego typu, zbudować ułudę szerokiej sceny. Przestrzeń, brak zamknięcia w głowie, generalnie przynależny odsłuchowi na słuchawkach, stereofonia to coś, co wyróżnia obie konstrukcje. Kosmos, jakieś duże składy, muzyka symfoniczna, magiczne podróże hen daleko (właśnie!) to jest definitywnie to, co w przypadku obu konstrukcji wyzwala niezwykle silne emocje. Na równi z średnicą, ten element układanki stawiam tutaj na podium, bo mało który sprzęt mobilny potrafi tak to zagrać. Ten potrafi. Sama zaś średnica jest po analogowemu ciepła, ale nie kluchowata, stanowi punkt wyjścia, ale nie ślepą uliczkę, a raczej centralny plac, miejsce które wszystko tu zespala, układa, porządkuje i daje nam całe tony przyjemności ze słuchania. Szczerze powiedziawszy, konfrontując C5-ki z do tej pory przetestowanymi urządzeniami, jedynie HA-2 wywarł na mnie tak mocne, tak mocno pozytywne i jednoznaczne wrażenie. Pomijam DAPy, bo to jednak inny rodzaj źródła, mający nieco inne kwalifikacje (jakby nie patrzeć, nie jest takie zupełnie bez znaczenia co pod te C5-ki podepniemy, jaki soft zapewnimy, etc.).

Z DACzkiem było tak, że sam przetwornik nie był dla mnie początkowo jakimś objawieniem. Obsługuje specyfikację USB 1.0 (24Bit/96khz), nie pozwala na odtwarzanie plików DSD (które coraz mocniej utwierdzają mnie w przekonaniu, że Sony i ska jednak niemądre było i że ten format ma przed sobą w wersji plikowej ładne widoki na przyszłość, bo wyróżnia się korzystnie na tle hi-resów wszelakich, oferując coś, co wcale nie jest takie oczywiste w przypadku zapisu PCM… choć nie twierdzę, że to inny świat, bo tak nie jest. Po prostu na moje ucho jest w tym graniu coś trudnego, bardzo trudnego do uzyskania w przypadku cyfrowo zapisanej muzyki. Tyle), no ogólnie nic specjalnego. Jednak dałem szansę, szczególnie że akurat po powrocie robiłem upgrade do Win10 starego laptopa (pod audio), musiałem parę razy korzystać ponadto z MBA (Loop daje radę!!!) i cóż, DAC może nie ma wybitnych umiejętności, ale wraz z wbudowanym wzmacniaczem daje nam wspomniane powyżej wspaniałości (choć, będę się tutaj upierał, że duża w tym zaleta toru analogowego tej konstrukcji). Widać, że ktoś tu z głową połączył dobrą kość przetwornika z opampami i zrobił to tak, że wiele niby bardziej zaawansowanych, z większymi umiejętnościami (na papierze) DAC/AMPów zwyczajnie nie ma podejścia, nie może się równać z opisywaną tutaj konstrukcją.

Wzmacniacz C5 podobał mi się od pierwszego podpięcia słuchawek. Od razu czułem, że jest to TO brzmienie, że ten kawałek metalu pozwoli uzyskać brzmienie wyraźnie inne, lepsze od gniazdka w handheldzie (iP5S brzmi nienajgorzej, Mini 2 tak sobie, Neksus tragicznie – jednak wszystkie one i tak, po podłączeniu w torze C5 zyskują mocno, w przypadku DACa, rzecz jasna również, teoretycznie nawet powinno być „jeszcze”, ale jest nawet nie tyle nieco, co nieco inaczej). Podłączając go do mobilnych źródeł miałem wrażenie, że mam uniwersalne narzędzie zamieniające to co poślednie, w coś czego słucha się z przyjemnością, prawdziwą przyjemnością. Duża, radykalna poprawa i jednocześnie nauka jak wiele potrafi zmienić w odbiorze muzyki taki element, jak zewnętrzny, bateryjny wzmacniacz. Ano potrafi, jak widać, wiele.

 

Podsumowując, nie pozostaje mi nic innego, jak tylko szczerze zachęcić do zapoznania się z przetestowanymi urządzeniami, podpięcia ich do swojego mobilnego odtwarzacza (jakiegokolwiek) i samodzielnego sprawdzenia, jak się rzeczy mają. Myślę, że wnioski będą tożsame z moimi. Nie to, że jestem nieomylny, wręcz przeciwnie, tyle że jak podepniecie swoje IEMy, nauszniki i włączycie ulubione utwory z C5 w torze, przekonacie się że faktycznie nie jest to jakiś tam subtelny, delikatny progres, albo w ogóle coś tam, coś tam, tylko bardzo konkretna, pożądana zmiana brzmienia, które to brzmienie z Cayinami nabiera rumieńców, wigoru, staje się żywsze, lepsze, bardziej plastyczne, wywołujące emocje. Rzecz jasna nic dziwnego, że taki zewnętrzny wzmacniacz wprowadzi lepszą dynamikę, że doda mocy rachitycznemu, wbudowanemu w sprzęt wzmacniaczykowi, tyle że tutaj zmiany nie ograniczą się do tego, czy tylko do tych elementów. Dostajemy dużo więcej. Bardzo dobre brzmieniowo produkty, bardzo rozsądnie wycenione (amp poniżej 1k, DAC niecałe 1.3k). Szczera, poparta przyjemnymi wspomnieniami rekomendacja dla obu produktów.

…dla Cayin C5 oraz Cayin C5 DAC

C5 AMP – wzmacniacz słuchawkowy, mobilny. Cena 990zł

Plusy
- pięknie brzmi, a konkretnie ta średnica, te wokale i wysokiej próby góra, bez syczenia
- udany bass boost, podbicie basu idealnie zestrojone
- przestrzeń, stereofonia, dzieje się!
- moc, dużo mocy :) …idealny dla trudniejszych do wysterowania słuchawek

- cena
- precyzyjna regulacja oparta na prawdziwym potencjometrze
- ogólnie solidna konstrukcja
- bank energii 

Minusy
- przełączniki na bocznej ściance do poprawy (luzy, niewygodne)
- czas pracy mógłby być nieco dłuższy
- gniazda USB, ich jakość / trwałość
- akcesoria problematyczne

C5 DAC – wzmacniacz słuchawkowy oraz przetwornik C/A, mobilny. Cena 1290zł

Plusy
- udany mariaż elektroniki skutkujący wybitnie muzykalnym przetwornikiem/wzmacniaczem
- koherentne, spójne, z bardzo dobrą przestrzenią, z bardzo pięknymi wokalami
- można jednocześnie ładować i grać (to też w przypadku ampa)
- mocy tutaj nie brakuje, a wręcz przeciwnie jest jej pod dostatkiem
- cena
- ogólnie solidny, choć z zaznaczonymi w tekście zastrzeżeniami
- potencjometr
- powerbank

Minusy
- nieco długi czas ładowania do pełna
-  wspomniane powyżej, problematyczne przełączniki na boku obudowy
- gniazdka USB
- problematyczne akcesoria 

Dziękuję firmie Audiomagic za udostępnienie sprzętu do testów
 

Autor: Antoni Woźniak

Wykorzystane źródła (urządzenia) oraz słuchawki opisano w tekście recenzji.

 

GALERIA

Dodaj komentarz