Mytek od zawsze kojarzył mi się ze sprzętem dla profesjonalistów… pamiętam najlepszy sposób wyciągnięcia dźwięku z komputera za pośrednictwem FireWire jakąś dekadę temu, coś co stanowiło stały element wyposażanie tych przetworników. Pamiętacie moje zachwyty prostym & tanim interfejsem „po piorunie” japońskiego ZOOM-a? Najpierw było FireWire, którego zasada działania (bezpośrednie połączenie point-to-point, bez współdzielenia jak w przypadku magistrali USB, bez żadnych interferencji, bez jittera, bez opóźnień) była/jest (choć raczej była, bo o historycznym interfejsie mówimy – thunderbolt jest jego ideowym następcą) tożsama. Wspominam o tym na wstępie nie bez przyczyny: firma parę lat temu obrała kurs na rynek masowy, na audio „pod strzechę”, celując raczej w zamożnego melomana, a może precyzyjniej w audiofila. Przetworniki z surowych, technicznych urządzeń przeistoczyły się w ociekające luksusowym wykończeniem, na bogato, hajendowe klamoty. Producent nie zapomniał o swoim bagażu doświadczeń z rynku pro i Brooklyny czy Manhattany w paru aspektach wyróżnia na tle konkurencji parę „pro” smaczków, ale są to bezsprzecznie urządzenia dla domowego użytkownika o ponadstandardowych wymaganiach. Firma uznała, że poza poziomem około i ponad 10, a nawet i > 20 tysięcy (z kartą sieciową Manhattan II to już poziom nie 20 a 30 tysięcy złotych) warto wprowadzić na rynek produkt pozycjonowany na dużo bardziej przystępniejszym poziomie. Liberty to właśnie odpowiedź na potrzeby rynkowe, bo nie oszukujmy się – wszystko z poziomu około i ponad 10 tysięcy to nisza, niszy… sprzęt kupowany przez nielicznych. No to mamy tego Liberty, w pierwszych wrażeniach opisałem z czym mamy do czynienia, a jeszcze wcześniej wspomniałem o korzeniach właściciela oraz twórcy marki oraz miejscu w którym tytułowy DACzek powstaje. Polskie korzenie, polska produkcja, polsko-amerykańska myśl techniczna finalnie zaowocowały produktem, który musi podjąć rękawicę rzuconą przez setki propozycji rodem z Azji… konkurencji morderczej w wymiarze co i za ile, o czym niejednokrotnie pisałem na łamach HDO ostatnimi czasy.
Pali się wszystko, znaczy się potencjometr na końcu skali. Tu naprawdę głośno z Sundara (pewien zapas jeszcze jest)
Mytek upichcił sprzęt bardzo kompaktowy, w malutkiej obudowie mieszcząc rdzeń z pozoru nieodbiegający aż tak bardzo możliwościami i parametrami od droższego Brooklyna. Wiadomo, dzisiaj znaczna część finalnej ceny klamota to skrzynka. Małe, nieskomplikowane technologicznie obudowy to znaczna redukcja kosztów, brak takich elementów jak wyświetlacze, zdalne sterowanie, tańsze gniazda, prostsza i znacznie mniej kosztowna regulacja…. to wszystko redukuje to co na metce o kolejne 1000 złotych. Przy czym Liberty mimo że zamknięty w bardzo niewielkiej skrzynce, na pierwszy rzut oka, bardzo typowej (prostokątna, prosta budka), jednak czymś się na tle innych z metra ciętych wyróżnia. Mytek wie, że kupuje się także oczami, wie to dobrze (droższe konstrukcje), wie także, że „konsumencki” 192DSD, który jest może fajny dla mnie (geeka), to nie do końca to, że surowy to raczej dla kogoś, kto wyznaje zasadę nieważne jak wygląda, ważne jak gra (aż tak nie mam, estetą trochę jestem i w salonie jakiegoś potwora z drutami na wierzchu nie postawię), że obecnie nie ma racji bytu takie podejście na konsumenckim właśnie, masowym rynku… że tam trzeba się postarać. No i zrobili te wytłoczenia, ciekawie rozwiązali przy okazji problem wentylacji (forma koresponduje z techniczno-użytkowymi aspektami konstrukcji – lubię to), całość na pewno nie jest taka zwyczajna, jakby się mogło na pierwszy rzut oka wydawać. Wyróżnia się. Wyposażenie też nieco różni się od 99% tego typu urządzeń dostępnych na rynku, bo jest więcej interfejsów (SPDIF x 2 – i to bardzo ważne dla końcowej oceny – o czym dalej), są opcjonalne patenty na zasilanie, dodatkowo to jeden z nielicznych przetworników oferujących pełne wsparcie dla jakże przeze mnie lubianego i poważanego ( ) MQA. Poza tym, że DAC to jest to także wzmacniacz słuchawkowy z 6,3 mm jackiem na froncie, obsługiwany niewielką gałą potencjometru (enkoder), bez pilota, bez ekraników (komunikacja oparta na mocno świecących wielokolorowych diodach – dla mnie zbyt nachalna, mało czytelna, trochę, na szczęście tylko trochę kojarząca się z fatalnym rozwiązaniem z Chordów aka ergonomiczna masakra). To wszystko opisywałem już dość dokładnie wcześniej (patrz linki powyżej) skupię się zatem na tym co najistotniejsze, na UX (User eXperience – przede wszystkim SQ, ale i obsługa przetwornika, możliwości, wreszcie techniczno-praktyczne mielizny MQA).
Kręcimy kompaktem? Owszem, bo granie po SPDIF wypada tu świetnie
Zapraszam…
Przypomnijmy zatem konkretnie, z czym mamy do czynienia: „Z tłu od razu widać, że to firma, która pro-toolsy robi. Na bogato, możemy sporo źródeł cyfrowych tutaj zintegrować, bo jest AES i dodatkowe (czyli w sumie 2) SPDIFy, można jak już wcześniej pisałem, alternatywną elektrownię podpinać, przy czym solidne, wewnętrzne zasilanie spokojnie możemy potraktować jako docelowe rozwiązanie, a to dodatkowe, to jak będziemy chcieli sobie upgrade zaaplikować, niekoniecznie chcąc wymieniać przetwornik, bo tak nam ten Liberty do gustu przypadł (a jednocześnie audiofilianervosa wymaga sięgnięcia po portfel). Opcja jest. Jako, że naprawdę małe to jest, to na wyjściowe XLRy zwyczajnie nie byłoby miejsca, stąd standard w studio dobrze znany (w domowym audio kompletnie nie spotykany) czytaj dwa TRSy dla balansu obok wyjść SE znajdziemy. Sam enkoder działa z lekkim skokiem, wiemy gdzie jesteśmy, bo diodki nas o tym informują świecąc w różnych kolorach, w trybie: pokaż poziom wzmocnienia, wskazując jak daleko w prawo jesteśmy . Wystarczy nacisnąć, by paliły się tylko dwie, a nie dajmy na to pięć, diody i wtedy wiemy, które z wejść cyfrowych jest uaktywnione, poza tym czy gra nam MQA albo czy DSD gra nam. Tak, mamy MQA, o którym wspomnę niebawem, bo – co dla mnie było sporym zaskoczeniem, bo choć Chrisa znam, cenię, przyjemnie wspominam rozmowę z nim na AVS bodaj trzy lata temu, to jednak jego Computeraudiophile zaliczam do głównego nurtu, do mainstreamu publikatorów audio, a tu wyciął ostatnio niezły numer… oddał głos na głównej koledze Archimago (o którym wspominałem na łamach MQA i niezmiennie bardzo polecam jegomościa i jego niezobowiązujący blog… konkretna wiedza w cenie, zdrowy rozsądek podobnie). Takie podsumowanie tego, co sam popełniłem na temat MQA tu i tutaj. No dobrze, Mytek to ma i to szeroko ma, bo we wszystkich nowych DACach oferuje pełne wsparcie dla origami. Krótko mówiąc, świeci się na zielono (bywa, że chwilę zajmie identyfikacja/odpakowanie/autoryzacja), wróć, świeci się na niebiesko (niektórzy dostają wrzodów, jak im się nie świeci – przepraszam za drobną złośliwość ), czyli jest „fully authenticated”. Wspominają w instrukcji o „dokładnie to, co artysta był w studio….”, litościwie pominę to tutaj i powiem tylko tyle: wyróbcie sobie swoją własną opinię na temat. Warto nie tylko słuchać (porównajcie sobie PCM, czy DSD z MQA… Tidal daje takie możliwości w dużym zakresie obecnie), ale także poczytać jw. W tym wypadku naprawdę warto zrobić obie te rzeczy.”
Forma prosta, ale z unikalnym sznytem
Tutaj nie mamy powodu do marudzenia!
W małej formie jest więcej niż zazwyczaj się oferuje w takich gabarytach: balans na TRSach, dwa SPDIF, AES… nawet pod alt. zasilanie gniazdo jest
Z jednej strony design, z drugiej inżynieria… razem. Projekt ma wyglądać i dodatkowo oferować dobrą wentylację. Wygląda dobrze i wentyluje się dobrze. Lubimy
Tak to wyglądało na wstępie. Po pierwszych odsłuchach wiadomym było, że poziom wzmocnienia dla planarów to pi razy oko co najmniej cztery diody na czerwono (Sundara, LCD-3), oczywiście przy sygnale DSD gra ciszej i jeszcze trochę dokręcamy w prawo. A to oznacza, że powoli kończy nam się skala w przypadku słuchawek. Precyzja, rozdzielczość, wgląd to na pierwszy rzut ucha wybija się, buduje nam przekaz. Takie miałem spostrzeżenia „na dzień dobry”. Potem słuchając zarówno na nausznikach jak i kolumnach, wkładając na głowę coraz to inne (też dynamiki jak HD650 czy K701) oraz podpinając do naszych redakcyjnych nEarów (aktywne monitory) & salonowego systemu NAD + Sapphire uznałem, że to wyjście słuchawkowe to nie jest danie główne, to nie jest najmocniejszy punkt tej konstrukcji. Wyszły ograniczenia w zakresie mocy, dynamiki oraz pewnego ujednolicenia (na wielu bardzo różnych, bardzo odmiennych modelach słuchawek) dźwięku. Szczególnie brakowało mi zapasu na potencjometrze, de facto ten wzmacniacz nie był w stanie dobrze wysterować podpinanych LCDków, także z HD650 nie było optymalnie. W przypadku słuchawek nie najlepiej spisywał się potencjometr, który nie pozwalał na precyzyjne ustawienie natężenia dźwięku, działał w zbyt małym zakresie, skokowo. No dobrze, czyli, że co? Skreślamy?
Z tymi planarami będzie grało, z LCD-3 brakuje. Sundara są poste do wysterowania, łatwe, grają „ze wszystkim”.
Jak wspomniałem w tekście HP50 i te tutaj pasują bardzo, gra to dobrze, choć amp jest tu, w mojej opinii, dodatkiem
Nie bardzo…
Otóż nie skreślamy, bo choć słuchawki mnie na tym dak-ampie nie zachwyciły, to zupełnie odwrotnie, odmiennie było z kolumnami. Przy czym najlepiej wyszło połączenie z aktywnymi kolumnami studyjnymi (no, tak, Mytek) i mimo nieszczególnej pracy enkodera/potencjometru, dzięki dodatkowej regulacji w samych kolumienkach (obie wyposażone są we wzmacniacze, pracują niezależnie), Liberty pokazał na co go stać. Ba, było to coś, co przykuło skutecznie do fotela. Tym czymś, moi drodzy, było nie USB (grało gorzej) a SPDIF, które wykorzystałem z podpiętymi źródłami pod postacią odtwarzacza kompaktowego NAD C515 oraz strumieniowca Squeezebox Touch (EDO mod via USB z konwerterem cyfra-cyfra M2Tech hiFace 2, koaksialem do Myteka). ALE TO ZAGRAŁO! W przypadku transportu strumieniowego słuchane za pośrednictwem ROONa, a w przypadku C515 … wiadomo… po prostu grał kompakt. Po prostu. Ale jak! To było właśnie takie, po dłuższym czasie testowania: „dobra, dobra, nic nadzwyczajnego, w sumie niczym się ten DAC nie wyróżnia” i następnie: ” a to może jeszcze podepnę to, co podpinam dużo rzadziej podczas testów”. I to był strzał w 10! Ten DAC potrafi oczarować, grając na niekomputerowym (umownie) interfejsie… czytaj grając na koaksialu (nie mam w tej chwili źródła z pro złączem AES/EBU). Kompakt zagrał fantastycznie, transport przecież budżetowy (bo w takiej roli kręcił płytą C515) wycisnął z płyt wiele dobra. Swoboda, płynność, otwarcie dźwięku (przestrzenność), stereofonia… cholera, grało to bez porównania lepiej niż z USB. Podobnie dobrze, świetnie wypadł Squeezebox… po wyborze zewnętrznego źródła iMac/Core, w roli ROONowego end-point ten to właśnie klasyk udowodnił, że może mierzyć się z 10 krotnie droższymi (nie przesadzam!) strumieniowcami. Szczególnie, gdy konwersję z cyfry przeprowadziliśmy na takim secie: konwerter cyfra/cyfra M2Tech+Mytek. Wow! Korzystając z wymienionego powyżej interfejsu zyskujemy w porównaniu z komputerowym wejściem: dźwięk jest naturalny (z USB czuć cyfrę), organiczny, mamy tutaj znacznie muzykalniejszy, analogowy przekaz. Nie ma mowy o zmiękczeniu, raczej o złagodzeniu. To co uznalibyśmy za suche, wyprane z emocji brzmienie nagle, za sprawą zmiany interfejsu, przeistacza się w lepkie, gęste, pełne smaczków, wpadające w ucho granie. Według mnie różnica jest bardzo zauważalna. Podobnie miałem z Questyle CMA600i… tam też wyżej stały złącza SPDIF, a po magistrali komputerowej grało mocno nijako (pewnie jakiś wpływ na taki osąd miał równolegle testowany, fantastyczny X-Sabre Pro 2 – jeden z wg. mnie najlepszych DACów na rynku. W ogóle najlepszych). Także, tak, tracimy obsługę wyczynowych formatów (DXD, DSD – tutaj od niedawna niektóre nowe układy oferują DoP 64), ale to jest pomijalne, mało istotne, w kontekście muzyki jaką słuchamy… jakiś promil to materiały o wyśrubowanych parametrach, poza tym nie to decyduje czy coś dobrze gra – do znudzenia przypominam o tym na łamach HDO. Może być i 16/44, wystarczy do uzyskania znakomitego rezultatu. Gęste formaty dają możliwości (konwersja w locie do DSD512 – będzie o tym w tekście poświęconym karcie X-Hi), często są to fantastycznie zarejestrowane dźwięki i następnie doskonale przygotowane w studio pliki…. oczywiście, jak najbardziej, ale to niszowa sprawa i patrząc przez pryzmat tego, czego słuchamy, tego co się i jak się wydaje, całego bogactwa muzyki dostępnego dzisiaj za jednym tapnięciem w ekran, naprawdę warto pamiętać o proporcjach, o tym jak niewiele muzyki dostępne jest w wyczynowych formatach. I co to za muzyka (w przypadku niektórych gatunków nie ma w ogóle o czym mówić). Także nie ulegajmy magii cyferek (o tym jeszcze przy okazji MQA będzie).
Na dzielonym NADzie oraz na małej integrze NADa, wreszcie @ nEarach Classic mk2 – opcja salon, opcja zestawy głośnikowe
Wrażenia z dzielonej elektroniki NADa i pasywnych kolumn były podobne, choć wolałem aktywny zestaw… Mytek występował w roli pre-ampa i mimo nie najlepszej regulacji, dzięki odpowiednim (dodatkowo) nastawom w samych „paczkach” ESIO grało to wrecz zjawiskowo. Kto by pomyślał. Potencjał wykorzystany w nieoczywisty sposób. Bo oczywisty, dzisiaj, to komp – USB – słuchawy lub dalej tor stacjonarny. A tutaj jak widać inaczej to wyszło. Obiecałem, że skonfrontuję KORGa z Mytekiem @ DSD, że takie porównanie we właściwiej recenzji znajdziecie, że podepnę zarówno pod laptopa i słuchawek, jak również stacjonarnego toru z kolumnami. Zrobiłem to jak widać, a z ciekawości skonfrontowałem Liberty z thunderboltowym interfejsem (też pro-tools, nawet bardziej, bo wyposażony pod potrzeby tj. ZOOM TAC-2) i tu było takie face to face, bo oba przetworniki grały z tego samego źródła (ROON @ iMac). Jak stało w pierwszych wrażeniach, odpuściłem sobie aktualizacje do High Sierra (Apple notuje całkowity zastój odnośnie komputerowego OS, wiele rzeczy obiecali i do tej pory nie wprowadzili, a to co jest woła o pomstę vide nowy system plików – masakra!), oba DACzki podpięte były via USB (Liberty) lub po piorunie (TAC-2) do aktywnych monitorów. Fajnie, że nEary mają bardzo przydatne, rzadko spotykane, aż dwie pary zbalansowanych wejść (XLR oraz TRS), co daje dużą wygodę i swobodę testowania porównawczego klamotów. Podczas tej konfrontacji utwierdziłem się w opinii, że to USB w Liberty nie jest numero uno. Piorun generalnie zazwyczaj wygrywa, to bardzo trudna konfrontacja dla daków wykorzystujących uniwersalną magistralę, nawet nie próbowałem na słuchawkach (bo wiedziałem że ZOOM będzie tutaj lepszy, mimo ułomnego, gorszego od nie-najlepszego w Myteku, potencjometru), tylko od razu kolumny. Tutaj w zbliżony sposób zagrał Mytek na wspomnianym torze z SB Touch i dodatkową konwersją USB/SPDIF na wejściu koaksialnym. To było bliskie temu, co serwował nam ZOOM. Nieprawdopodobna wręcz swoboda, otwartość, napowietrzenie dźwięku, płynny, wciągający przekaz. Tak, ale jak wyżej, nie z USB. No i świetny, nadal świetny, w roli transportu cyfrowego Touch. Uwielbiam tego wszystkograja.
Zoom vs Mytek. Mytek USB vs Mytek SPDIF…
MQA -> DXD (w kontenerze najlepsze co można, czyli 2L z ich mistrzowską rejestracją & realizacją).
Tu origami nie szkodzi, a nawet ma (miałoby) sens w tym względzie, że taki materiał to >1GB @ album i więcej.
Miałoby a nie ma, bo do tej pory Tidal oferuje Masters wyłącznie w opcji desktopowej (aplikacja dla komputerowych OS, mobilne bez tej opcji, tam MQA nie ma)
Ok, to teraz kwestia MQA. Jak MQA to USB. Okazuje się, że nie. Okazuje się, że inne złącza cyfrowe są z origami za pan brat. Także można w ten sposób, a nawet nie można, a po prostu warto, bo… jak USB to gorzej. Tak to widzę, w skrócie. Gorzej, bo Liberty gra lepiej na innych interfejsach (tyle że podłączenie kompa optykiem dzisiaj to nie banał, rzadko kiedy da się – czasy wyposażonych w to złącze makówek to już prawie że przeszłość… ano taki „postęp” nam zafundowało Apple, w przypadku PC także jest zazwyczaj wyłącznie analog). Da się zatem na innych cyfrowych MQA grać, co daje dodatkową korzyść w postaci obsługi via kontener materiału o parametrach nieobsługiwanych natywnie na koaksialu, czy toslinku. Przynamniej w teorii (niestety tego już nie sprawdzę, bo DAC powędrował dalej). Wspominałem o elektrycznym, ale -cholera- wystarczy wyposażyć Liberty w kosztującego grosze dongla od Google’a (Chromecast Audio), podpiąć via optyk i wiecie co? Gra to …fajniej od komputera podpiętego do zewnętrznej karty dźwiękowej (Liberty) w klasyczny dla komputera sposób (USB). W ogóle to przyjemny patent, który bardzo Wam polecam. Mamy DACzka, byle nie USB tylko, a takiego wyposażonego w inne interfejsy cyfrowe. Nie ma netu? No nie szkodzi. Jest tani jak barszcze Chromecast i już wszystkie strumienie mamy, a jeszcze można (a czemu, by nie?) podpiąć taki wynalazek jak interfejs Bluetooth z aptX (vide nasz redakcyjny nadajnik/odbiornik Satrun) i już macie pełną integrację bezprzewodowych strumieni od i do (słuchawek bezprzewodowych) zarówno bezstratnie (WiFi), jak i inaczej (BT). Oczywiście nie będzie to najlepsze możliwe SQ, szczególnie sinozębny niesie ze sobą bagaż ograniczeń, ale… można uzupełnić klasycznego, nieosieciowanego DACa, w te jw. dodatki. Jak ktoś chce sobie posłuchać na Sennheiserach Momentum Wireless (chcę) w salonie via BT, a komputer gdzieś w gabinecie (bankowe zakłócenia, Niemcy swoje dorzucili, moduł w tych słuchawkach działa kiepsko odnośnie stabilności, jakości transmisji o czym w recenzji było i znaczek się onegdaj za tę wtopę odebrało) to można właśnie tak, jak wyżej. Dobra, miało być o MQA, by zaraz zmienić temat. Wiecie jaki mam stosunek do tego wynalazku. To powiem Wam, że ostatnio natrafiłem na materiał (patrz obrazki poniżej!), który jeszcze mnie w tym moim negatywnym myśleniu utwierdził. Poniżej obrazki z pewnym utworem, trudnym (brudy) dla elektroniki, wymagającym puszczane z Tidala via ROON (1.5 z pełnym wsparciem dla MQA). Dwie wersje, jedna 16/44, druga origami. Sami oceńcie, najlepiej na słuchawkach – różnice będą czytelne, wyraźne. Według mnie nie ma o czym mówić. Origami jest nieakceptowalne. To trudny, jak wspomniałem, materiał i ktoś mógłby powiedzieć: może to MQA wierniejsze, może tak ma być? Wiecie co, jak to ma być tak, że muzyki nie da się zwyczajnie słuchać …to ja mówię pass.
Klikami, powiększamy, wynajdujemy i słuchamy. Zwróćcie uwagę na pierwszy utwór z tego albumu… moim zdaniem MQA kompletnie się tu wykłada.
I wszystko jedno, czy zrobimy dopasowanie w DSP pod LCD (Roon to potrafi w przypadku MQA), czy poleci bez dodatkowego procesingu tylko autoryzacja origami (tak, to ten utwór)
Aż musiałem sprawdzić na innym przetworniku, tutaj grane via Conductor i ten sam efekt… FLAC 44/16 da się słuchać, MQA nie da się
W przypadku tytułowego Myteka mamy pełną obsługę krytykowanego przeze mnie wynalazku. To jedna z niewielu opcji na rynku w cenie nie stratosferycznej, z pełnym wsparciem, nie licząc małych USB DACów (IFi, Audioquest czy Meridian). Dioda nam miga, na błękitno/niebiesko się pali, ale nie zawsze (pełne odpakowanie, sprzętowe, kontenera). Gubi się. I nie winię tutaj Myteka, a raczej samo konsorcjum, które stoi za MQA. Jak już licencjonują to, certyfikują sprzęt to niech go lepiej testują, sprawdzają pod kątem obsługi. Teraz jest tak, że pali się na zielono (niepełne origami), ten sam utwór, a po ponownym uruchomieniu odtwarzania świeci na niebiesko. Nie-jednostkowy przypadek. Poza tym mam spore wątpliwości w kwestii samego SQ, porównując materiał o jakości CD, z tym co zapakowano w kontenerze. Wiadomym jest, że cały proces jest stratny, dźwięk jest rekonstruowany, rozpakowywany, co w dobie szerokopasmowego netu, w sytuacji, gdy i tak w 99% przypadków gramy stacjonarnie te MQA (na mobile nie ma zakładki masters, a z laptopa „on the go” to ten 1% właśnie ) jest wg. mnie po prostu zbędne, daremne. Nie oznacza to, że dźwięk nie bywa jakościowo dobry, czy bardzo dobry (przy czym wśród tych ponad 10 tysięcy utworów zapakowanych do kontenera i dostępnych w Tidalu ,zdarzają się materiały bardzo wątpliwej jakości, albo jak wspomniałem na przykładzie, takie, którym origami żadną miarą nie służy). Tyle tylko, że moim zdaniem trudno tu mówić o jakiś szczególnych zasługach kontenera, ja ich zwyczajnie nie dostrzegam. Większość muzyki to pierwotnie PCM o parametrach 24 bit i częstotliwości maksymalnie 96 KHz (jest trochę muzyki o wyższych parametrach zapisu, ale – znowu – stosunkowo niewiele, bardzo mało na tle całego dostępnego katalogu). Jest zatem o co kruszyć kopie? Transfer pliku w natywnym formacie vs skompresowane do poziomu plików o standardowej jakości CDA „rewolucyjne” MQA. Mytek w cenie 4000 to jedna z tańszych opcji, jeżeli chcemy pełnego wsparcia dla origami w stacjonarnym klamocie.
W moim odczuciu przetworniki bez wsparcia, oferujące odtwarzanie kontenera bez pełnego procesu (w oprogramowaniu macie pierwszy etap softwareowo – czy to Tidal, czy ROON, ten drugi daje nam coś ekstra… można korzystać z DSP mimo teoretycznej niemożliwości pożenienia MQA z dodatkowym, cyfrowym przetwarzaniem dźwięku) niczego specjalnie nie tracą, nie słyszę żadnej różnicy na udostępnianym przez Tidala materiale. Innymi słowy SQ jest tu na tym samym poziomie i mocno zastanawiam się co ma tutaj stanowić o wyższości, o przewadze sprzętu z pełnym wsparciem. Zagadka. Olejcie zatem cyferki, nie sugerujcie się nimi i to samo z diodami (niebieska jest jakimś fetyszem w niektórych kręgach… śmieszne) – nie ma to moim zdaniem żadnego znaczenia. Ten sam materiał w jakości „tylko” CDA potrafi zabrzmieć równie dobrze, albo lepiej. Nawet z biblioteki Tidala, a jak mamy dobrą realizację w pliku ze sklepu, z parametrami redbooka i brzmi to nam bardzo, cholernie dobrze, to co? Trzeba zapomnieć, zakupić co kompatybilne i słuchać tylko „kopii matki” (tak te Masters via Tidal nazwano w spolszczonym ROONie… ekhmmm). To, że coś jest napisane, to że wyświetla nam się „parametr” naprawdę jeszcze niczego nie przesądza i nie robi automatycznie lepszego dźwięku. Szczególnie, gdy – a warto o tym pamiętać – podstawy teoretyczne, cała technologia, twarde realia niekoniecznie gwarantują „studyjną jakość i dokładnie to, czego chciał artysta”… ale mu nie wyszło. Przepraszam za tę złośliwość… to takie pomieszanie z poplątaniem. Ile to muzyki źle wydanej mamy na rynku. Studyjnie źle (zmasakrowanej na stole), zarejestrowanej źle, kiepsko wykonanej… wszystko to, to różne przyczyny, których wspólnym mianownikiem jest: zmieniam płytę, tego nie da się słuchać. A to, to MQA teraz i jutro to tylko i wyłącznie perły? Dobre żarty! A może mówimy o jakiejś magii? Coś z niczego? Pamiętajcie – stratne to, taką ma naturę, przyznali to sami twórcy (choć bardzo, bardzo nie chcieli, ale w końcu to z siebie wyartykułowali).
Może to się zmieni, może MQA nabierze (dla mnie) jakiegoś sensu. Nie wiem. Wiem, że obecnie to zbędny, z punktu widzenia melomana, pośrednik. Właśnie – pośrednik – bo ten kontener to taki pośrednik jest. Z natywnego materiału (pliku) tworzymy coś, co potem trzeba będzie zrekonstruować. Mówią, że najlepiej w klamocie obsługującym. Ok, Myteki teraz to potrafią w pełni. Może się okazać, że w dobie regresu wirtualnych kramików z muzyką (tam raczej na stare, dobre, bezstratne flaczki, wav-y i dsd:dsf/dff natrafimy) z zauważalną, bardzo agresywną ofensywą trzech literek M Q i A, której celem, według mnie, jest nakłonienie głównych wytwórni (majorsów – prawie wszyscy już są na pokładzie) do oferowania muzyki w streamie w takim właśnie opakowaniu, wyłącznie takim. Cóż, pełna kompatybilność stanie się standardem. Trochę podobnie jak z DSD (każdy DAC obowiązkowo, choć czasami kompletnie bez sensu, bo nieprawidłowo, źle to przygotowano i gra taki materiał fatalnie) to MQA będzie być musiało i będzie. Są to konkretne pieniądze, jest to quasi DRM w nowym wydaniu, będzie to – być może – nowa, jedynie słuszna forma dystrybucji. Liberty jest na to gotowy, potrafi, obsłuży. Już teraz. Inni będą pewnie z czasem aktualizować (o ile elektronika pozwoli na upgrade), albo wprowadzać nowe wersje. Tak to się kręci, zawsze tak to się kręciło i nawet rewolucyjne zmiany jakie wprowadziło słuchanie z pliku nie zmienią starej prawdy. Każdy wie, o co chodzi. A jak nie wie, to podpowiem: sprzedajmy to jeszcze raz.
Pod VOXem gramy DSD z prywatnej audiochmurki. Tutaj trzeba mieć bardzo dobre łącze, ale też LTE dzisiaj bardzo dobrze zdaje egzamin, nie wszędzie oczywiście, ale tam gdzie
działa sprawnie, na świeżym powietrzu, można strumieniować do woli. Ograniczeniem będą limity. Nawet 50GB to w przypadku wyczynowego materiału mało. No i bateria schodzi aż miło
Jak DSD to niepełna informacja o albumie. Znakomity materiał (Depeche Mode Black Celebration DSD64)
Sumując, ten maluch może nas pozytywnie zaskoczyć, tylko w nieoczywisty sposób. Interfejs komputerowy nie pokaże potencjału, pozostałe cyfrowe interfejsy pokażą ten potencjał. Potrafi zagrać znakomicie, ale nie na słuchawkach (a jak już to na tych łatwych, na mobilnych – przykładowo przyjemnie słuchało się na nadowskich HP50), na kolumnach potrafi. I tutaj też raczej nie w roli pre-ampa go widzę (potencjometr – enkoder), bo to w kategoriach dodatku (gałka) bym potraktował. Sterowanie poziomem zostawmy podpiętym efektorom (aktywne kolumny) lub innym klamotom: integrom, czy przedwzmacniaczom w dzielonych setach. Niech to będzie czysty DAC, niech będzie źródło połączone via SPDIF i niech gra! Nudny bas stanie się sprężysty, granie bez większych emocji, nagle nabierze rumieńców. Studyjny rodowód jest tu dość łatwy do zidentyfikowania: wspomniana na wstępie precyzja, neutralność, duża ilość informacji z jednej i… dystans jaki z czasem dość wyraźnie dało się wyczuć. To z USB. Z komputerowego interfejsu. Tego z największym potencjałem odnośnie obsługi formatów, nowych form dystrybucji (MQA). Jak napisałem wcześniej – nie szkodzi. Nie trzeba (btw na wszystkich wejściach takie DSD64 nam zagra), nie ma konieczności słuchać w ten sposób. Można inaczej i można sporo na tym, wg. mnie, zyskać. Czy to wpływ samych, wykorzystanych w teście transportów, czy bardziej medium / tytułowego przetwornika? Raczej to drugie, choć SBT jest moim zdaniem lepszy od większości komputerów, od niezoptymalizowanych zdecydowanie lepszy, dopiero dedykowany transport komputerowy (oj będzie przy okazji X-Hi sporo na ten temat, oj będzie ) będzie górą. Grało tak jak lubię i nie musiałem zastanawiać się, czy mi na niebiesko świeci, czy kopia matka …wystarczył zwykły kompakt. Nie traćmy tego z oczu, nie dajmy sobie wmówić, że nam automatycznie lepiej gra, bo świeci, bo wyższe wartości na liczniku wyświetlane są To nie tak, bardzo nie tak.
Identyfikację diodową bym tu trochę inaczej przemyślał (wspólne dla wybór źródła i poziom oraz identyfikacja MQA: różnokolorowe – mało intuicyjne, mało czytelne), potencjometr-enkoder mógłby w szerszym zakresie, z większą precyzją pracować, przydałby się bardzo tryb działania ze stałym poziomem. Ciekawe jak Liberty zagrałby z alternatywnym zasilaniem (12V)? Co wniosłoby dodanie takiego elementu, na ile wpłynęłoby na SQ? Z doświadczenia interfejsem, który zauważalnie reaguje na tego typu upgrade’y jest USB. Nie bez wpływu jest sam transport komputerowy, jak jest zoptymalizowany, odpowiednio przygotowany to różnice potrafią być zaskakujące. Testując X-Fi (w roli komputerowych źródeł występują m.in: zoptymalizowany SFF @ Win Lite oraz turbo minimalistyczny, konkretnie zmodyfikowany terminal @ Daphile) przećwiczyłem temat gruntownie. Liberty DAC został zaprojektowany tak, by mimo cięć, mimo formy, być future-proof, dawać możliwości (zasilanie, interfejsy) i w dużo niższej od Brooklyna, nie mówiąc już o flagowcu, cenie zaoferować firmowe podejście do tematu. Wsparcie? Najlepiej. Wspomniana kompatybilność z tym, co na czasie? Jak najbardziej. Dodajmy do tego świetnie przygotowany interfejs cyfrowy SPDIF, będący w mojej opinii, daniem głównym. Jako czysty DAC, nie amp słuchawkowy, nie pre, a właśnie DAC przetestowany Mytek wypadł najlepiej, grając na aktywnych monitorach ESIO oraz integrze i dzielonym secie ze starej, analogowej szkoły N-A-D-a. Słuchało się tego bez marudzenia, z dużą przyjemnością.
Przetwornik C/A Mytek Liberty DAC cena 4250 złotych
Za:
- ładny, oryginalny, kompaktowy projekt, małe to, ale z potencjałem
- wyposażenie, mimo piórkowej formy, bogate: jest balans (analog, cyfra), są dwa, a nie jedno, koaksialne i jeszcze opcja na zewnętrzny zasilacz
- mały a nie grzeje się, co zważywszy na elektrownię w środku, a nie ścianowe coś… osiągnięciem inżynierskim jest
- gra po cyfrze, ale nie tej komputerowej, bardzo dobrze
- potrafi w pełni MQA dekodować, a że potrafi to nawet pokaże na froncie, że potrafi
- umie DSD na wszystkich wejściach (DoP 64)
- natywnie 1 bit via ASIO (pamiętajcie makoluby, u nas tylko DoP, chyba że KORG i AudioGate)
Przeciw:
- diody niezbyt intuicyjne, za pstrokato tu i nie ułatwia przyjęty projekt szybkiej identyfikacji „co i jak”
- wzmacniacz słuchawkowy nie będzie optymalny pod trudniejsze do wysterowania słuchawki, brakuje zapasu, swobody regulacji (na potencjometrze)
- jako pre raczej się nie sprawdzi, nie ma precyzji potencjometr-enkoder, szerokiego zakresu nie ma
- interfejs komputerowy najlepiej w nieoczywisty sposób tj. via SPDIF podpiąć, to pewna komplikacja, bo dzisiaj optyka w kompach nie uświadczymy
- gdyby tak pilot był, albo chociaż oczko IR było (bo na kolumnach granie) ….sterownik dla AppleTV starszych gen w wielu domach jest, u now
PS. W changelogu z ostatnich aktualizacji (ostatnia, dostępna na koniec kwietnia – klamota już u nas nie było) zawarto parę istotnych info o modyfikacjach zaaplikowanych bohaterowi niniejszego wpisu. Najistotniejsze w kwestii ergonomii są poprawki związane z działaniem diód… ucywilizowali to, zmienili, na możliwe do ustawienia auto wygaszanie, zmniejszyli także jaskrawość świecenia. To jedna sprawa, a druga, jeszcze ważniejsza, bo dotycząca możliwości audio to dodanie bypassu dla głośności (aka vol bypass) oraz obejście wykorzystania zworki w środku odudowy do ustawienia redukcji -6db dla wyjść analogowch (aka vol trim). Szkoda, że nie udało się tego przetestować… Liberty zebrał sporo krytyki odnośnie gałki (funkcjonalność / działanie). Dobrze, że producent postanowił poprawić te ułomności w aktualizacji.
Specyfikacja:
Oparty na kości ESS 9018 z obsługą:
- USB2 Class2 umie PCM do 32/384, DXD, DSD do DSD256, dekodowanie MQA (pełne origami, 1 i 2 proces)
- AES/EBU z obsługą PCM do 32/192, DSD64 DoP
- 2 x S/PDIF RCA gra PCM do 32/192, DSD64 DoP
- Toslink też nam gra PCM do 32/192, DSD64 DoP
Podstawowe parametry…
Dynamika: 127 dB
Napięcie wyjściowe (maksymalne): 2,5 V RMS
Impedancja wyjściowa: 75 Ω
Wyjście słuchawkowe: 300 mA, 3 W (jak to się ma do uzyskanych rezultatów, hmmm?)
Wymiary (S x G x W): 140 x 216 x 44 mm
Waga: 1,5 kg
GALERIA:
Też sensowne połączenie: to co pod mobile projektowane zagra nam z tym wbudowanym ampem
Identyfikacja. Co ciekawe 24 nie 32bit
W specyfikacji potrafi nawet te 32 bity, może i tak… pod warunkiem, że natrafimy na tak wydany materiał (ktoś, coś? )
Maluch od Myteka
Enkoder, potencjometr w akcji. Wybieramy poziom. Na kolorowo. Nie jest to intuicyjne i czytelne
MQA
Na niebiesko czyli pełna autoryzacja, pełne origami dekodowanie
DSD256, bezpośredni wpięte pod makówę z Core, w trybie DoP tylko. Materiał absolutnie topowy jakościowo
Jak widać na tym i poprzednim obrazku, cztery czerwone, na planarach Sundara leci, trzeba kręcić mocno w prawo
Nie brakuje skali, ale jw.
W przypadku DSD, praktycznie zawsze, kręcimy mocniej w porównaniu do PCM
Fajnie, że x2 analogowe wyjścia dali mimo szczupłości miejsca. Można spinać typową, domową elektronikę, można też z aktywnymi, pro-studyjnymi paczkami żenić. Równocześnie
W przypadku Myteka takie możliwości to pozycja obowiązkowa generalnie, choć tutaj trzeba było pewnie mocno się napocić, by zintegrować wszystkie opcje w niewielkich gabarytach.
Po piorunie vs po magistrali uniwersalnej. Po piorunie zdecydowanie lepiej, przy czym to głównie (wg. mnie) kwestia lepszego dla dźwięku interfejsu, jakim jest wynalazek Intela.
Nie ma szybszego, nie ma lepszego interfejsu komunikacyjnego w dzisiejszych, domowych komputerach. Szkoda, że jak chcemy przetwornik thunderboltowy to w praktyce wyłącznie pro-toolsy
Pod Roonem zidentyfikowało nam te 32 bity, w przypadku Core na macOS nie liczcie na tryb native. Tylko DoP (bo ASIO, nie ma tego w jabcu)
To oprogramowanie nigdy mnie nie zawiodło w kwestii obsługi sprzętu. Zrobili to wzorcowo. Zawsze rozpoznaje co tam na kablu wisi (albo bez kabla …też )
Gra @ integrze NAD C315 z podpiętym pod optyka Chromecastem w roli transportu (widać szary kabelek zasilania googleowego ustrojstwa, schowanego pod gramofonem)
Bardzo przyjemny dźwięk, dużo bardziej angażujący od interfejsu komputerowego, wszystkie strumienie ogarnięte. Na Pylonach Szafir 23 i Topaz Monitor słuchane…
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.