No dobra, nowe MA to zerwanie z dotychczasowym na rzecz zupełnie nowego. Nie daki, nie wzmaki, nie osobne komponenty dopełniające system, a całościowe, integry cyfrowe. Tym jest linia element (poza kartą dla pieca, opisaną tutaj i tutaj). Ambitnie, z własnym OS, z własnym patentem na sieciowe granie. Do tej pory każda kolejna generacja urządzeń Matrix Audio to coraz doskonalsze, nowsze układy ESS w jednej z najlepszych (pomiary ASR) „interpretacji” na rynku. Do dzisiaj w czołówce, wg. mnie nie do pobicia w zakresie kompetencji, flagowe X-Sabre Pro, coś co wyznacza nie tylko pułap jakościowy tego co z komputera/sieci do poziomu dychy, ale w ogóle wyznacza pewien kres (znowu pomiary, ale też – bo testowane dwukrotnie u nas w wersji bez i z MQA tu i tutaj) możliwości technologicznych w wyciąganiu muzycznych zer i jedynek. A jak tak, to firma postanowiła ambitnie zrobić coś nowego, innego, zaoferować na rynku skalowalne (patrz obrazek poniżej) rozwiązania z zakresu all-in-one. Czasami z ampem, zawsze z wysokiej klasy kością (jak zwykle ESS – są wierni, póki co, temu krzemowi pożenionemu z interfejsami XMOS), jak zwykle z grubego alu na CNC obrabianych obudowach, tradycyjnie spasowanym mistrzowsko, OLEDowo informującym nas o odtwarzanej treści – no takie to właśnie, te elementy są. Nowe, z kolejną literką, ujrzały światło dzienne i ten z najniższego pułapu cenowego przetestowałem dogłębnie.
Na wstępie wyjaśnienie. Tak – nie mam wątpliwości, że implementacja ESS 9028Pro (czegoś, co montują ceniący się, w klamotach za dyszkę i więcej), interfejsu USB z I2S (jak zwykle bezkompromisowo aż po obecny kres tj. 45Mhz), zbalansowanego toru sygnału to nie jest poziom klamota za 4 tysie z hakiem, to poziom właśnie tej dychy i nie ma tu żadnej przesady, bo organoleptycznie mimo kompaktowości inni mogliby się jakości w metalu uczyć od MA. Także mamy owy „hajend” i jak komuś po drodze z zewnętrznym, nie firmowym oprogramowaniem zawiadującym, wyciągającym ostatnie soki z tej konstrukcji to naprawdę cieżko będzie znaleźć odpowiednik funkcjonalno-jakościowy. Nawet jeżeli przyjmiemy, że takim scenariuszu ścigają się nowe „Polewy” (Toppingi) czy inne SMSLe, albo Sabaje, albo… Mein Gott nawet nie wiecie jaki zalew dobra jest teraz na rynku. Ja nie wyrabiam i chyba nikt już nie wyrabia z nowościami z Państwa Środka. Klęska urodzaju taka, że człowiek gubi się w tych kartonach, miesza mu się specyfikacja kolejnych literko-cyferek (modeli). Jeszcze dzisiaj poza niniejszą publikacją przeczytacie o zestawie z najwyższej półki, czyli w realiach zza Wielkiego Muru na poziomie wyższe HiFi. I to jest w sumie bardzo ok i ten wzmożony, wszechwielki wybór jaki nam się od paru lat coraz bardziej uskutecznia to tylko z korzyścią dla konsumenta. Wiadomo. Element i nawet w tej mocarnej konkurencji wychodzi obronną ręką (za moment – serio, w końcu mam czas na pisanie*, będzie o M500 i o D90), a przecież z zewnętrznym softem to trochę jakby DAC vs DAC, choć tu w tytułowym jest jednak mimo wszystko przewaga drutowej czy bezdrutowej sieci i pełnej (czego inni Chińczycy nie oferują) integracji z takim Roonem. Tak certyfikat po paru miesiącach, ekspresem, bez czekania nie wiadomo kiedy… słyszy NAD? Słyszy?! Co z tego, że testowany 658 z dirac taki supernowoczesny, jak nadal bez certyfikacji, na czerwono pod wspomnianym front-endem. Słabe to w opór! Ponad rok od rynkowej premiery!
Z końcówką podpiętą gdzie trzeba (za druta ze wzmocnieniem robi M-PWR audiolaba) też bardzo się podobało,
z własnej dziurki okey, lepiej z iHA-6 (HE-400!) …co w sumie nie dziwi. Jako DAC świetnie, podobnie jak odtwarzacz Roon Ready.
Także tutaj mamy inaczej, pełny, certyfikowany RAAT (pełna identyfikacja klamota pod Roonem). Oczywiście po sieci mniej (ograniczenia w obsłudze wysokich hiresowych parametrów) niż za pośrednictwem komputerowego transportu (USB lub I2S), ale wybitnie od strony SQ, a to przecież najważniejsze. To jak, będzie hymn pochwalny, ochy i achy tylko, tak? Ano nie będzie. Jako że wredna małpa ze mnie, która zawsze znajdzie dziurę w całym i szczególarsko przemagluje sprzęt, wytykając wady, niedociągnięcia, także tutaj mimo świetnych rezultatów pod Roonem i ogólnie wysokich bardzo kompetencji w przetwarzaniu i dostarczaniu jakościowo pierwszorzędnego sygnału po konwersji …wytykam, krytykuję, pomstuję. A jest na co i to jednocześnie dobry przyczynek do wałkowanych na HDO od „zawsze” rozważań na temat prymatu kodu, podkreślaniu jak ważną częścią współczesnego audio jest software. To cześć składowa produktu pt. element i ta część składowa nie wypada tutaj zadowalająco. Znowu, nie jakościowo – bo jak już coś sobie za pomocą MA Playera (tak się, to, to cudo nazywa) zapuścimy to będzie równie pięknie, a może nawet, nawet piękniej niż pod Roonem (SQ w opcji sieciowej, nie via USB/I2S), ale dopiero wtedy gdy strumień w ogóle się objawi i skonwertuje, a z tym bywało różnie. Zaintrygowani? No fajnie, to zapraszam do rozwinięcia…
* żelazna reguła: słucham krytycznie, testuję – nie piszę, chyba że szybkie i krótkie notki, ale nawet tu zazwyczaj pauza, stop. Inaczej nie umiem.
AKTUALIZACJA: Ogarnęli. Po najnowszych poprawkach Tidal HiFi działa. Także jeden z poważniejszych fuckupów wykreślony z listy.
Pełna certyfikacja, pełne „Roon Ready”
Doskonała współpraca z tym front-endem
Przez sieciowy interfejs RAAT
Nowa linia – co tam w trawie piszczy?
Wspólna platforma softwareowa. Coś, co miało budować nowe w Matrix Audio, okiełznanie strumieni, integracja protokołów sieciowych, własny UI/UX z najlepszymi (?) strumieniami od dostawców treści w bezstratnej, a nawet hi-resowej jakości. Czytaj Tidal. Czytaj Qobuz. I byłoby nawet fajnie, bo nie każdy chce płacić ponad stówkę zielonych, albo ponad 5 stówek za Roona, ale niestety MA Player to nie jest coś, co można uznać za dzieło skończone, więcej dzieło pretendujące do formy czegoś, z czego można na codzień korzystać. Długa droga przed firmowym developingiem (albo zleconym, choć tu widać, że robią to w dużej mierze sami) oj długa. Wspominam o tym, a nie o bezbłędnej formie, szlachetnym wykończeniu, obłędnej jakości wykonania, bo też do tego wszystkiego nas Matrix przyzwyczaił, tego wymagamy i to dostajemy. Jest tip-top, jest na tym poziomie lepiej, po prostu lepiej od konkurencji, która chce więcej za ten poziom, ale dla mnie to za mało. Za mało, bo jak już wzięli się za własne rozwiązania ogarniające sieć, tworzące z nowych skrzynek kompletne, często wymagające „tylko” aktywnych efektorów, albo pasywnych (bo też z amplifikacją pod paczki element-a znajdziemy) rozwiązania to chcę – podobnie – tiptop. A tutaj według mnie wypuszczono produkty niepełnowartościowe, w fazie wczesnej bety i takie bez widoków (póki co) na szybką poprawę. Choć to dla mnie w sumie zagadka, bo takie rzeczy jak bezproblemowe czytanie zasobów lokalnych w paru najpopularniejszych standardach, czy integrowanie np. Tidala w apce nie powinno stanowić kosmicznego wyzwania. No ale jest, jak jest, znaczy skrzynki gubią mapowanie naszych NASów, powtarzają cały proces, długotrwały proces (od)budowywania biblioteki, a z rzeczonym Tidalem jest tak, że owszem logujemy się, owszem niby nam się integruje, ale bez happy endu – niczego nie usłyszymy, bo po play jest cisza w głośnikach / słuchawkach. I to po kolejnej aktualizacji aplikacji (iOS), po wcześniejszych aktualizacjach software. Coś tu poszło nie tak. I nie chce się naprawić.
Także moduł sieciowy ma sens, wg. mnie, tylko wtedy gdy obsługę przejmuje zewnętrzny soft innej firmy, gdy nie korzystamy z MA Playera. Ten od strony UI, koncepcji, jest całkiem niezgorzej przemyślany, bo producent idzie w szlachetny minimalizm formy z odpowiednią dawką kluczowych informacji, których często brakuje w innych rozwiązaniach. Jest przejrzyście, nawigacja szybka, dużo o plikach, sporo o sposobie przetwarzania tylko… co z tego, jak wyżej. Także czy WiFi, czy LAN na tak, pod warunkiem innego oprogramowania w torze. Wtedy mamy coś, co na poziomie 4k miażdży wszystkie znane mi, tanie, czy tańsze streamery w kwestii SQ. I nie jest to różnica subtelna, a bardzo konkretna o czym poniżej będzie. Wielka szkoda, że firma nie zdecydowała się na jedna z dwóch opcji – dopracować i dopiero wypuszczać, albo zdać się na jakiegoś doświadczonego dev-a i nawet korzystając z gotowych rozwiązań, wypuścić finalnie coś, co nie chrupie. Niestety wybrano według mnie najgorsze rozwiązanie. Masz to drogi nabywco, masz autonomiczny, samodzielny streaming w klamocie, masz, masz, a jak odpalimy, zaczniemy korzystać to ojej, no dziwne, jednak nie działa i tak do teraz, co potępiam i piętnuje jak widać. A wiecie dobrze, że MA przetestowałem na lewo, prawo, praktycznie wszystko z oferty co było i jest, mam na temat tego producenta bardzo, bardzo pozytywna opinię ugruntowaną doświadczeniem z obcowania i cóż. Szkoda, bo dobry, własny, autorski OS i to jeszcze z czymś, co robi szybciej, robi jakoś oryginalniej (zawiadywanie treściami, jak mi się marzy, by inni wzorem Roona czy Sonosa dawali agregację różnych strumieni i budowanie nowego doświadczenia w sugerowaniu, prezentacji kolekcji, wynajdowaniu nowego), no i na poziomie czysto jakościowym daje więcej (ograniczenia w wysokich wartościach konwersji/przetwarzania jak po skrętce, czy bezdrucie leci w stosunku do USB/I2S).
Zasilacz w komplecie to dedykowany model. Jak chcemy coś więcej, droga wolna
Dobra, poznęcałem się, czas na pozytywy. Skrzynka może mała, ale zabójczo dobrze wykonana, z prostym, pięknym projektem designerskim. Widzicie to przecięcie na linii duży audio jacek? No właśnie. Widzicie te żeberka z boku i czarną, czerń wyświetlacza organicznego z super czytelnymi informacjami? A ten stalowy, wygodny sterownik zdalnego? A te świetnej jakości złącza z tyłu. Tak, wiem, do tego wszystkiego MA nas już przyzwyczaił, ale kurcze mało kto przykłada się tak do projektu i do wykonania. To jest poziom tych kwot przyprawiających o zawrót głowy, tylko w innych realiach budżetowych. I to – zawsze – podkreślam i piszę: dlaczego inni nie, nie szanują tak nabywcy, nie dają mu za ciężko zarobione podobnej jakości, no? Bo co, nie da się? No jak widać, da się, można, można obcować z czymś pięknym i to właśnie jest szacunek do tego, kto wyciągnie z portfela, się zdecyduje. Mhm, dlatego tak właśnie bardzo boli niedopracowanie kodu, bo to dysonans, coś niepasującego do tego producenta, psującego jego wizerunek w moich oczach. Najmniejszy element nie ma zasilania wewnętrznego, można zatem iść w upgrade, wymieniając ścianówkę na coś lepszego (choć zasilacz fabryczny jest robiony pod specyfikację formy, nie jest to żadna masówka, żadne barachło). Mamy odczep uziemniający, MA dba (widać to po konstrukcji sekcji zasilających w klamotach tego producenta) o to, by stworzyć optymalne warunki pracy elektroniki.
Z płyty? Bardzo. Interfejs SPDIF przekształci nawet niezły odtwarzacz (obrazek) w jeszcze lepszy transport
Decyzja o takiej, nie innej kości, stosowanej jak wspomniałem w drogich, kosztownych projektach (wspomniany NAD 658 też na tym opaty, pre&DAC za teoretycznie 7999, choć można i należy taniej to brać jak już ktoś chciałby tego klamota) wraz ze starszym XMOSem (208) to decyzja budująca ofertę, gdzie za większe możliwości, zapłacimy więcej, ale – i to warto podkreślić – ten streamer absolutnie nie ma się czego wstydzić, bo i tak wyczynowo nam odtwarzać będzie (via USB PCM 32/768 i DSD 512, a via I2S nawet wspomniane DSD1024), rozliczne filtry i nie tylko (vide jitter, vide precyzyjne ustawienia pracywyjść) zaaplikuje w standardzie, pozwoli na pełną obsługę nietypowego interfejsu I2S, superstabilną USB (wspomniany XMOS) oraz bardzo wysoką jakość via SPDIF. Do tego lepiej niż dobrze na wyjściach SE i wybitnie, korzystając z balansu, na XLR. Sieć, pomijając nieszczęsne MA Player, stabilnie jak skała z pełną certyfikacją i parametrami nie odstającymi od najlepszych. No kompletnie, kompletnie tak, a tu jeszcze duży jacek na froncie. Co prawda jacek nie ujął mnie jakoś tym, co za jego pośrednictwem usłyszałem. Nie, ale też nie była to żadna wpadka, niedoróbka, po prostu w porównaniu z wpiętym Cayinem iHA-6 było wszystkiego mniej, mniej intensywnie, bez takiej immersji, jaką oferuje ten – jeden z najlepszych w ogóle – słuchawkowych ampów. Także jacek nie jest tu obiektywnie zły, jest spokojnie wystarczający dla kogoś, kto nie jest słuchawkowym freakiem. Chyba że jest. Wtedy dodatkowy element (he, he) przyda się.
O specyfikacji całej linii:
A tu jeszcze o samym tytułowym:
Wejścia cyfrowe
Koakcjalne & Optyczne
PCM 16-24Bit /44.1kHz, 48kHz, 88.2kHz, 96kHz, 176.4kHz, 192kHzDSD 2.8MHz (DoP)
IIS LVDS
PCM 16-32Bit /44.1kHz, 48kHz, 88.2kHz, 96kHz, 176.4kHz, 192kHz, 352.8kHz, 384kHz, 705.6kHz, 768kHzDSD 2.8MHz, 5.6MHz, 11.2MHz (DoP)DSD 2.8MHz, 5.6MHz, 11.2MHz, 22.4MHz, 45MHz (Native)
USB Audio
PCM 16-24Bit /44.1kHz, 48kHz, 88.2kHz, 96kHz, 176.4kHz, 192kHz, 352.8kHz, 384kHzDSD 2.8MHz, 5.6MHz (DoP)DSD 2.8MHz, 5.6MHz, 11.2MHz (Native)
Wyjścia liniowe
XLR
SNR: >-127dB
THD+N: <0.00025%@1k,<0.00027%@20Hz-20kHz
Odpowiedź częstotliwościowa: 20Hz-20kHz ±0.05 -3dB@150kHz
Separacja kanałów: >-143dB
Poziom wyjścia 4.0VRMS@0dB
RCA
SNR: > -120dB
THD+N: <0.00040%@1k,<0.00045%@20Hz-20kHz
Odpowiedź częstotliwościowa: 20Hz-20kHz ±0.05 -3dB@100kHz
Separacja kanałów : >-114db
Poziom wyjścia RCA: 2.0VRMS@0dB
Wyjścia słuchawkowe
SNR: >-111dB@2VRMS
THD+N: <0.0006%@1VRMS
Odpowiedź częstotliwościowa: 20Hz-20kHz ±0.1 -3dB@47kHz
Impedancja wyjściowa: <0.6Ω
Moc: 1320mW@33Ω,248mW@300Ω,124mW@600Ω,1%THDGain: +12dB
Praca w sieci
LAN: 10BASE-T/100BASE-TX
WLAN: 2.4GHz/5GHz, IEEE 802.11 a/b/g/n/ac standard
MA.PLAYER – odtwarzacz
Wspierane formaty
MP3 , WMA , WAV , AIF, AIFC, AIFF, AAC, FLAC, OGG, APE, ALAC, M4A, DSF, DFF
Próbkowanie PCM
PCM 16/24/32Bit 44.1kHz, 48kHz, 88.2kHz, 96kHz, 176.4kHz, 192kHz, 352.8kHz, 384kHz
Próbkowanie DSD
DSD 2.8MHz, 5.6MHz, 11.2MHz
Nośnik USB
Element X może korzystać z urządzeń, które są zgodne ze standardem pamięci masowej USB i obsługuje formaty plików FAT, FAT32, exFAT i NTFS,
ale nie gwarantuje zgodności ze wszystkimi urządzeniami pamięci masowej lub kartami pamięci.
Zasilanie
Napięcie
Zużycie Stand-by
<1W
Zużycie trup uśpienia
<5W
Maxymalne zużycie
<20W
Inne
Wymiary
240×220×55mm
(L×W×H, z elementami wystającymi)
Waga
1.5kg
Akcesoria
Pilot RM3
Kabel zasilający
Kabel USB
Antena WiFi x2
Pożenić z TV? Czemu nie?
Zagrało…
Jak wyżej. Był Roon. Było bez DSP (pięknie) i z DSP (konwersja w locie do DSD512, a nawet DSD1024 co robi trudność po stronie rdzenia, bardzo szybki musi być to rdzeń, oj bardzo mocny PC). To drugie jeszcze z kropką nad i, a w tych wyczynowych okolicznościach, mimo że teoria, nauka mówi co innego (że wpływ dobrotliwy na jakość nie zachodzi, albo wręcz psujemy, nie zyskując), to z doświadczenia „tu i teraz” przy wykorzystaniu silnika cyfrowego processingu dźwięku w Roonie było już zjawiskowo-bajkowo. To jest ten poziom oderwania, bez konieczności udowadniania sobie, że coś może być inaczej, lepiej. Wiecie, słuchacie i chłoniecie. Czas upływa na przebywaniu w lepszym świecie i to jest takie coś, że to się wie, doświadczając, wie i do tego się wraca, do tego się dąży, w tym stanie haju chce się być. Grało to zjawiskowo pięknie, szczególnie gdy za transport robił nasz end-point PC (terminal HP przerobiony na komputerową audio końcówkę z kartami X-Hi/element H tj. dopieszczonym interfejsem USB, z wyspecjalizowanym oprogramowaniem OS, mostem dla Roon-a) via USB, a przez chwilę (zbyt krótką!) na pełniącym tą samą rolę wyspecjalizowanym transporcie I2S. Do tego ostatniego wrócę, bo jest do czego wracać, nie będę na razie zdradzał szczegółów, powiem tylko tyle, że to jedyne takie urządzenie znane mi na rynku, zdolne wypluć sygnał o parametrach gotujących najmocarniejsze (przesadzam, takie sprzed paru lat) układy w kompach. Dźwięk słuchany zarówno w okolicznościach LCD-3/HE-400i/HD-650 jak i na aktywnych nEarach oraz Pylon Diamondach (reszta toru -> elektronika NADa oraz sprawdzana właśnie końcówka NuPrime STR-9) pozwalał całkowicie oderwać się od rzeczywistości. Było to brzmienie pełne, niebywale rozdzielcze, a przy tym mimo ogromu informacji poukładane i płynne, nie przytłaczające nas tymi wszystkimi detalami, które były tutaj doskonale słyszane. Układało się to w spójną, piękną, wciągającą narrację, z wielowymiarowym, wielopoziomowym, niziutkim, przepysznym basem, mieniącą się od wybrzmień średnicą, fantastycznymi, namacalnymi, wokalizami i wyraźną, nie zgaszoną, nie schowaną gdzieś, czy nawet tylko lekko zdelikaconą górą. Wysokie tony to coś, co zrobiło na mnie ogromne wrażenie, szczególnie gdy zaaplikowałem konwertowanie w locie do wyczynowych poziomów 1 bitowego grania… jeżeli chcielibyście usłyszeć taką trąbkę, jak na freestajlowej improwizacji w szacownym jazzklubie i ta trąbka, jaką zapamiętaliście, nie miała jakoś wcześniej możliwości urzeczywistnić się w domu na sprzęcie – to teraz na tym secie było to do doświadczenia, odczucia, tak dobrze ten rejestr element i ze składowymi, z narzuconymi w programowym processingu parametrami parametrami. Grało to wybornie.
AirPlay? Owszem: obsługowo i jakościowo bez zastrzeżeń
Procentuje doświadczenie? Owszem. Ktoś, kto zrobił jedne z najlepszych przetworników (według mnie najlepsza interpretacja ESS na rynku, okiełznanie tego krzemu z ominięciem wpadek – odsyłam do licznych recenzji na AudioScienceReview), które nie wpisywały się w zaopiniowane (szybkie, rozdzielcze, ale trochę bez życia, cyfrowe, suche) zdanie na temat tego krzemu. Moim prywatnym zdaniem takie uogólnienia na temat tego, co tam sobie na PCB siedzi, są daremne, niemądre. Im więcej posłuchamy, przewalimy skrzynek, tym łatwiej zauważymy, że takie myślenie, takie kategoryzowanie nie ma sensu. Znam mułowate DACzki na AKM, których nie jestem w stanie zaakceptować, znam beznadziejne R2R, zubażające sygnał, odfiltrowujące go z tego, co stanowi o pięknie, przykuciu uwagi do muzycznego dzieła. To samo z ESS. Też bywa źle, bardzo nawet źle, a to że akurat często „cyfrowo”, właśnie sucho nie ma tu nic do rzeczy, bo różnie, a poza tym, jak jest zaaplikowane to dobrze, to brzmi zupełnie nie jak „typowe coś tam, coś tam”. Tu mamy tego świetne potwierdzenie – jest to dźwięk wciągający, harmonijnie poukładany, dopełniony, płynny, akuratny, który chce się słuchać. Nawet to, co nie jest wcale ani w naszym guście, albo nie jawiło nam się jako szczególnie interesujące („ten 5 utwór, co go zazwyczaj pomijam”), nawet to „wchodzi”, ba bywa że nagle odkrywamy coś nowego, słuchamy z większym zaangażowaniem. Bo słychać lepiej i – ja wiem…. ciekawiej? Im lepsze składowe, im bardziej komunikatywne, tym mocniej docenimy ten potencjał. Fenomenalna (a jakże ważna w tego typu muzyce) dynamika w trash metalu, natychmiastowa odpowiedź przetwornika w paczkach / nausznikach (HE-400 się kłaniają, zajebiste słuchawki do tego typu darcia ryja, rycia bębenków no polecam bardzo, te najlepsze z najtańszych planarów, a nawet tych ze średniej póły). To jest coś, co powoduje, że słuchasz i tak leci jeden album, piąty album, potem jeszcze długo nie słuchana, a przecież tak kiedyś lubiana… i tak w kółko. To poziom każdorazowego, pożądliwego przechodzenia obok stereo, słuchawkowego setu z każdorazowym… a może by tak zatopić się i mieć całą resztę w d?
Ciekawostka na koniec. Nie wspominałem o przestrzeni, stereofonii. Nie wspominałem, bo jak jest tak, jak powyżej – wszystko na miejscu, płynnie, wciągajaco, gdzie emocje towarzyszą nam non-stop, od kliknięcia w play to scena staje się czymś jakby oczywistym, czymś co po prostu jest i nad czym nie ma co się rozwodzić. Tak, MA potrafi tak upichcić klamota, by ten potrafił zrobić to, co trzeba bez żadnego wysiłku, „przy okazji”, tworząc swoją interpretację (bo każde odtworzenie z klamota jest reprodukcją tylko li naśladującą żywe dźwięki) skończoną, taką z którą możemy obcować, jak wspomniałem, bez żadnego analizowania (a więc dzielenia, wiwisekcji, utyskiwania na braki). Chcę być dobrze zrozumiały – to nie jest tak, że absolutnie nie da się czegoś w tym brzemieniu jeszcze poprawić, że gdzieś tam nie można uzyskać lepszego efektu, czy odnaleźć (porównawczo) obiektywnie jakiejś ułomności. Może i pewnie nawet nie może, a na pewno. Tyle, że słuchając tytułowego elementa będziecie cieszyć się dźwiękiem, będziecie mieć tak dużo frajdy płynącej ze słuchania, że to wszystko „może” nie będzie mieć większego znaczenia.
Takie audio lubię. Szkoda, że to dobro skażone jest psujem, znaczy niedorobionym OS/apką. Wielka szkoda.
Sumując
Chcesz świetny przetwornik z dodatkiem sieci opartej na zewnętrznym sofcie? W takim budżecie? No to już nie szukasz, bo masz. Serio, nie będzie za 4k nic równie dobrego, kompletnego we wszystkim co ważne i istotne: SQ, forma, obsługa, ergonomia, wartość organoleptyczna… to wszystko przemawia za tym klamotem. Masz ochotę na all-in-one, który samodzielnie, autonomicznie dźwignie temat obsługi strumieni z sieci i po lokalnych zbiorach? Dodatkowo jeszcze jakaś wielostrefowość (w ramach firmowego OS)? No cóż, są inne propozycje na rynku, tutaj będzie jedno wielkie rozczarowanie. MA Player to jakiś pomysł, ale na razie tylko pomysł na ogarnięcie tematu. Coś, co nie powinno rynkowo zafunkcjonować, bo nie działa (w ogóle, albo jak należy). Także warto przed decyzją rozważyć czego potrzebujemy, co jest dla nas istotne, z czym, w jakich okolicznościach będzie ten element grał.
Znaczek? Nie, nie będzie znaczka. Mimo wyjątkowo dobrej jakości jaką charakteryzuje dźwięk jaki opuszcza tę skrzynkę i wszystkich wymienionych tutaj argumentów na „tak”. Sorry. Im dalej w las (im dłużej i więcej się testuje, a nam już za moment 10 lat stuknie) tym większy krytycyzm, tym większy dystans do tego, co trafia na stół. Testowy stół. Tak, ten klamot w moich warunkach stanowiłby docelowy „roon-odtwarzacz”, wpisałby się w rozbudowany system stanowiąc świetne rozwiązanie strefowe w gabinecie. Tyle, że ja bym po prostu nie korzystał z tego, co fabryka obiecała, bo nie takie byłby moje wymagania. Tu jednak urządzenie nie tylko ma na pudle, ale jako że jest streamerem, ma mieć dopracowany software, działać jak należy natywnie, autonomicznie, po wyjęciu z kartonu.
Dlatego właśnie brak formalnej rekomendacji.
Plusy
- znakomita forma, ładny projekt, wykonanie materiałowo-wykończeniowe tiptop
- znakomite parametry, bogate możliwości wyciągnięcia z krzemu wszystkiego co naj
- doskonała jakość dźwięku. To płynne, wciągające, muzykalne brzmienie bez żadnych „ale”
- wygodna obsługa (z zastrzeżeniem: klasyczna, bez uwzględnienia aplikacji/OS)
- AirPlay, interfejsy sieciowe …wszystko działa bez najmniejszych zastrzeżeń
- wzmacniacz słuchawkowy na poziomie średniopółkowym
- potencjał? …po ostatnich poprawkach – jak poinformował mnie dystrybutor – Tidal HiFi działa.
- bardzo uczciwa cena
Minusy
- strona softwareowa z szczególnym uwypukleniem problemów ze streamingiem via OS/app
- wsparcie (bo jak się temat wałkuje tak długo od rynkowej premiery bez sukcesu to…)
- duży jacek jest, ale mógłby być na poziomie wyższym i bym nie narzekał, a tak…
- brak MQA (żartuję ofc, moim zdaniem to zaleta, no ale ni ma, to ni ma)
Bardzo dziękuję firmie
za udostępnienie do testów
Autor: Antoni Woźniak
Diagnostyka w app/OS – nie zapomnieli o takim ficzerze, szkoda, że finalnie jak krew w piach
I by było pięknie, gdyby to działało. MA Player
Teoretyczne możliwości
Z własnych zbiorów, jak już po długim czasie, wyświetli całą bibliotekę, bardzo ładnie (SQ), ale z ww powodów daremne to
Pięta…
Apkowa wersja pilota IR, ładnie, schludnie i wszystko na temat
Pożenione z TV
Tu sieciowe maksimum (RAAT – interfejs LAN)
To jest właśnie opisana w tekście recenzji różnica. Po lewo macie kogoś kto zadbał o certyfikację, po prawo kogoś kto nie.
Komentarze Czytelników
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Witam. Poszukuję maksymalnie kompaktowego urządzenia (ma stanąć na małej szafce nocnej), które będzie używane tylko ze słuchawkami i tylko do bezprzewodowego Tidala. Budżet max w okolicach 4-5 tysięcy zł. Przeglądając wiele różnych urządzeń zdecydowałem się na któregoś Matrixa i tutaj mam dylemat, czy lepiej wybrać Matrix Element I, czy może Mini 3 Pro. Przeczytałem w niedawnym wpisie dot. Toppingów (dx7 pro i d90), że również słuchał Pan już Mini 3 Pro, więc chciałbym zapytać, jak brzmieniowo mają się te dwa urządzenia do siebie. Z mojego punktu widzenia oceniam je tak, że Element I ma DLNA i to jest jego główna zaleta. Mógłbym streamować bezpośrednio przez aplikację bez kompresji. Natomiast Mini 3 PRO ma dużo lepszy zegar (taki jak w Element X), lepszy zasilacz, jack 4,4 zbalansowany (bardzo duży plus), piękny wyświetlacz, MQA, mniejsze wymiary. Szkopuł w tym, że będę musiał używać do przesyłania muzyki Bluetooth 5.0 z kodekiem LDAC, a do tej pory nigdy tego nie robiłem i nie wiem, jak to faktycznie wypada z jakością, bo na papierze parametry transmisji LDAC są świetne. Nie ukrywam, że Mini 3 Pro bardziej mi się podoba całościowo. Zastanawiam się, czy dużo stracę przez streaming Bluetooth vs DLNA. Gdyby Pan znalazł chwilę i napisał parę słów odnośnie porównania Element I i Mini 3 Pro to byłbym bardzo wdzięczny.