Sypnęli nagrodami, okrzyknęli rewolucją, przyznali tytuły produktu roku 2016-17… aktywny zestaw bezprzewodowy (o tym dlaczego uważam, że ta nazwa Wireless jest adekwatna dla tytułowych kolumn przeczytacie poniżej) KEFa mocno namieszał w głowach recenzentów, a właściwie to wszystkich osób zainteresowanych tematyką audio – każdy słyszał, że oto nadchodzi nowe, że oto zdefiniujemy system audio na nowo. Sam, czytając o tym produkcie, opisując założenia stojące za projektem oraz możliwości jakie oferuje (patrz nasz długi wpis opublikowany parę miesięcy temu), czułem że faktycznie, to może być TO. To znaczy co konkretnie? Ano, coś, co będzie odpowiedzią na zmieniającą się (bardzo) branżę muzyczną, branżę audio zarówno w kontekście dystrybucji, jak i sposobu konsumowania muzyki. Obserwujemy to od paru lat (a patrząc przez pryzmat Internetu, audio z sieci tj. Napstera/iTunes/iPoda nawet nastu), przy czym te bardzo radykalne zmiany w sposobie dostępu oraz sposobie słuchania muzyki (i w ogóle korzystania z dóbr kultury) niejako oddolnie wymusiły zmiany w sprzęcie audio. Kiedyś był przewód, były wielosegmentowe systemy, była płyta, kaseta etc., ale to już (zdaje się nieodwracalnie) przeszłość. Dzisiaj to brak fizycznego medium (przewód) oraz wygumkowanie fizycznego nośnika wyznacza kierunek. I właśnie dlatego KEF LS50 jest Wireless, choć pojawiły się wśród recenzentów, użytkowników głosy krytyczne, że jak to, że przecież przewody owszem są i że jakie tam bezprzewodowe, jak przewodowe… Sedno tkwi w zerwaniu z dwoma starymi dogmatami, że drut służy do transmisji (już nie) oraz, że gramy z nośnika (już od dawna nie). Muzyka z pliku, informatyzacja wszystkiego jak leci, a wraz z nią stopniowe wygumkowanie tradycyjnego źródła oraz innych, klasycznych elementów systemu stereo w konsekwencji przyniosło tytułowe TO – to, co miałem okazję nie tylko posłuchać, ale także dokładnie obadać pod kątem (takie czasy!) softwareowym, funkcjonalnym (możliwości oraz ograniczenia) oraz ergonomiczno-praktycznym.
Stojak, kolumna, skrętka i sieciówka. System.
KEF LS50 Wireless to pierwsza taka, ambitna, próba stworzenia czegoś nowego. I nie chodzi mi tutaj o to, że nikt nie próbował zastąpić niektórych składowych klasycznego systemu HiFi proponując aktywny zestaw kolumnowy, z integracją przetwornika, z dodaniem jakiegoś interfejsu bezprzewodowego. Nie. Tutaj mamy coś (potencjalnie!) dużo większego, ważniejszego, bo coś w założeniach KOMPLETNEGO. Faktycznie, LS50 Wireless ma zastąpić cały system audio i to system nie budżetowy, nawet nie taki z ambicjami tylko w praktyce każdy. Zastąpić, wyrugować, całkowicie wygumkować. Założenie jest tutaj bardzo proste. Muzyka jest z sieci w postaci streamingu, a system jest w kolumnach i to takich, które mogą (pasywne LS50) stanowić fundament dowolnego, w tym absolutnie high-endowego systemu audio. Ma to być maksymalnie proste w obsłudze, ma korzystać pełnymi garściami z najnowszych technologii cyfrowych, ma dzięki synergii wszystkich elementów (przetworniki, wzmacniacze, elektronika w tym interfejsy, procesory, ewoluujący software) oraz ultrakrótkiej drodze sygnału przynieść prawdziwy przełom i wyznaczyć nowy kierunek w całej branży.
Mogłyby być tylko te dwie paczki. Reszta zbędna.
Pytanie, czy to się KEFowi udało, czy ten nowatorski, taki właśnie – kompletny – system zaklęty w kolumnach głośnikowych jest spełnieniem wizji czegoś co dzisiaj tak chętnie określa się mianem „wszystko w jednym”? Wszystko w jednym z (znak czasów) ciągłym progresem, aktualizowaniem, ulepszaniem, dokonywanym nie na drodze fizycznej wymiany komponentów (przeszłość), a zmiany kodu w oprogramowaniu (teraźniejszość i przyszłość). Zamiast manewru kablami, zamiast podstawek, stolików, wymiany źródła, nowe wtyczki, nowe tryby DSP, nowe możliwości odtwarzania plików o (jeszcze) lepszych parametrach, albo jakiś nowych, niedostępnych wcześniej cechach (origami MQA? Mhm)…
Własne źródło dźwięku podpięte pod KEFy: EVO DAC 2 Plus z MBA
Sam stream? No to tyle wystarczy (widoczny LAN opcjonalnie, bo WiFi)
Zacznę od tego, co najważniejsze. Od brzmienia. Ten zestaw – uwaga – potrafi zagrać lepiej od pasywnych LS50. Wiem co mówię, bo LS50 udało mi się dość dobrze poznać (wspomniałem o tym parę razy na łamach) i choć nie przeczytaliście recenzji tych kolumn na HDO, to właśnie odpowiedź na zasadnicze pytanie – czy aktywne LS50 z całą tą elektroniką, mogą stanowić alternatywę dla high-endowego zestawu opartego na pasywnych LS50 (elektronika ModWright) – pokazuje w czym rzecz. To wspomniane przed momentem teoretyczne, ale także jak najbardziej realne, fizyczne, zalety integracji, zaprojektowania takiego całościowego systemu ze znakomitymi przetwornikami Uni-Q. Nie musicie zatem wydawać kroci na wzmacniacz, na osobne pre (o ile idziemy po audiofilsku, czytaj po bandzie, mnożąc składowe systemu tak, aby rachunek przekroczył granice zdrowego rozsądku ) oraz okablowanie (właśnie!). Wszystkie te elementy stają się zbędne. Nie ma fizycznego połączenia między, bo nie ma tego, co jest pomiędzy. Są tylko i aż Wireless-y (właśnie!) połączone zwykłą, komputerową skrętką. I tu – drobna dygresja bez złośliwości – współczuję serdecznie osobom, które słyszały różnice między kablami LAN (tak, do tych specjałów audiobiżuteryjnych piję i testów takowego okablowania). Mamy pakiety danych, lecą sobie cyferki po skrętce, czytaj komunikują się między sobą karty sieciowe i TU NIE MA PRAWA coś, cokolwiek wpłynąć na dźwięk! Koniec, kropka, amen. Także Wireless właśnie w kontekście audio, a nawet audiofilskim jest tutaj BARDZO NA MIEJSCU. Brzmienie jest swobodne, detaliczne, ze znakomitą przestrzenią, z precyzyjnym umiejscowieniem źródeł dźwięku, ogromne wrażenie robi dynamika tego zestawu. Głębia, klimat, soczysty, niski bas, koherentność poszczególnych zakresów to wszystko tutaj mamy, a mamy dzięki synergii, dzięki dopasowaniu każdego elementu. To gotowiec, tu nie drapiemy się nerwowo po głowie, nie martwimy się że coś nam bruździ, zwyczajnie nie szukamy dziury w całym. Słuchamy.
Wbrew pozorom, żadne AirPlay (bo tego nie ma) tylko BT. Tutaj będzie tylko podstawowy SBC, bo iPad, ale był też aptX, bo Mac
Wspomniany brak identyfikacji modułu BT w Bluetooth Explorerze…
Jak widać aptX jednak da się wymusić w BTE i mamy te lepsze jakościowo, sinozębne strumienie
Coś tam w DSP zmieniliśmy
Zauważyliście zapewne, że napisałem „potrafią”. Już wyjaśniam… bo tego brakuje w opisach, recenzjach tego zestawu, potrafią zagrać, ale nie zawsze tak samo i najlepszy efekt uzyskacie pod pewnymi warunkami (na marginesie, najlepsze rezultaty daje wykorzystanie zew. software i ew. DACa/streamera, o czym dalej). Cóż, witam w nowej rzeczywistości, kiedy możemy w tak wieloraki, tak dogłębny sposób wpłynąć jak nam zagra system bez jego fizycznej zamiany, bez fizycznej modyfikacji! Po pierwsze w zależności od wybranego sposobu transmisji oraz …oprogramowania, możemy uzyskać różne rezultaty. Zaraz to rozwinę. Po drugie mamy zaszyty w oprogramowaniu moduł DSP z możliwością dopasowania parametrów pracy kolumn do fizycznych uwarunkowań tj. pomieszczenie, ustawienia, materiału/podłoża i wielu innych czynników, które mogą mieć wpływ na finalny rezultat. Można zdać się na podstawowe regulacje, można też wejść do trybu ekspert. Jeżeli, a wg. mnie to jakby jedna z kluczowych składowych tego produktu, software będzie rozwijany, jeżeli te możliwości będą rozbudowywane to większość trudno-rozwiązywalnych problemów, tego co trapi każdego z nas w przypadku klasycznych systemów audio, przejdzie definitywnie do historii. I nawet nie chodzi tutaj o to, że tak będzie w przypadku tytułowego zestawu (we will see), tylko innych, podobnych, czy następnej generacji… to się dokona i będzie stanowiło zupełnie nowe otwarcie (rozwój najlepszego komputerowego oprogramowania do odtwarzania muzyki uwzględnia tego typu sprawy), to potencjalnie przewrót kopernikański w zakresie domowego audio. Kojarzymy systemy kalibracji kina domowego? Jasne, że kojarzymy, tylko że tutaj chodzi o (a nie wątpię, że można będzie to cyzelować, doprowadzając do perfekcji) highfidelity z dopasowaniem w czasie rzeczywistym odtwarzania do konkretnego miejsca. Tu i teraz.
DSD? Tak, ale tylko z zewnętrznym dakiem, który ma wsparcie dla 1 bitowego materiału. W przypadku takiego jak wyżej połączenia niczego nie usłyszymy
A tutaj gramy DSD via EVO i muzyka płynie sobie z Loop-a, audiochmurki (brak autoidentyfikacji w VOX player albumu 1 biowego – wiadomo to DSD), przy czym i tak potem następuje konwersja do PCM w kolumnach (zew. DAC na aux via ADC)
Binauralne nagrania …cymesik!
Tidal? Tylko via zew. oprogramowanie, albo via USB/AUX/SPDIF
Sposoby transmisji mają wpływ na to, co usłyszymy. Tak, oczywiście że mają, ale też nie zgadzam się z opiniami, że jest coś wyłącznie dla tych, co im (wiecie, rozumiecie) słoń nadepnął na ucho tj. dla domowników nie przykładających większej uwagi do aspektu jakościowego. Czytaj jest ten tam Bluetooth i w sumie to przejdźmy dalej. No jest i wcale nie jest tylko dodatkiem. Z minusów – nie ma obsługi kodowania AAC – także na Makówkach koniecznie wymuszamy aptX (Bluetooth Explorer), użytkownicy iCoś tam muszą obejść się smakiem, a w przypadku innych komputerowych źródeł dobrze, gdy ww. kodek jest wspierany. Wracając do dźwięku, gra to bardzo dobrze, według mnie przy ustawieniu kodeka aptX, nie znajdziecie wielu powodów do narzekań, to znaczy będzie to oczywisty wybór w sytuacji, gdy lecą strumienie z większości serwisów streamingowych (wyłączając Tidala), gdy zechcemy posłuchać sobie internetowych rozgłośni. Także nie przekreślamy BT, szczególnie że to najprostsza, bo natychmiastowa i prawie-że bezkonfiguracyjna metoda połączenia się z KEFami. Ciekawostka – we wspomnianym Bluetooth Explorerze nie znajdziecie żadnych informacji nt. zastosowanego układu i jego parametrów (brak danych). To pierwszy przypadek, gdy ten software kapituluje w zakresie identyfikacji. Oczywiście nie jest to wina BTE, nie zawinił tu software, to albo jakieś nietypowe rozwiązanie, albo specjalnie zablokowano identyfikację układu. Zostawmy identyfikację, przejdźmy do sieci. W przypadku WiFi (albo LANu, można podpiąć do routera przewodowo LS-y, można) mamy trzy niezbędne elementy równania. Musi być jakieś źródło muzyki (uPnP serwer), musi być software sterujący odtwarzaniem (uPnP kontroler), no i wreszcie efektor w postaci KEFów (uPnP odtwarzacz/end-point) być musi. Trzy.
Sterowanie głośnością z apki jest kompletnie bezsensu: za duże opóźnienia i zerowa precyzja. Pilot w dłoń, albo w górę i dygać do kolumny prawej
Właśnie, sam software nie jest mocną stroną KEFów. Po pierwsze, już samo wykorzystanie jako sposobu komunikacji ze światem zewnętrznym protokołu uPnP to cóż… porażka. Wiemy jak mało elegancki to protokół i jak ograniczony w swojej funkcjonalności. Zapomnijcie o gapless, zapomnijcie o natychmiastowej reakcji na komendy, zapomnijcie wreszcie …o innych protokołach transmisji. Nie ma AirPlay’a, nie ma Spotify Connect, nie ma DTS’owego pomysłu na stream, ani Google’owego (Cast). Ni ma. Wielka to szkoda i rzecz absolutnie do uzupełnienia i do poprawy, dodatkowo samo uPnP niestety nie daje nam tego, co dają inni. Na razie nie ma mowy o prostej integracji usług streamingowych (to po drugie), mimo że o tym wspominają zarówno producent, jak i (a to ciekawe) recenzenci. W firmowej aplikacji na razie niczego takiego nie znajdziecie, np. z Tidala bezpośrednio niczego nie prześlecie, ze Spotify takoż, trzeba posiłkować się zew. softwarem (np. Bubble uPnP, czy wspomnianym już Roonem, względnie JRiver). Cóż, inni integrują wszystko jak leci (opisywane u nas produkty Sonosa, Auralica i wiele innych) i tu KEF (a konkretnie zewnętrzna firma, która im to pisze – tu widzę pewien oczywisty minus, bo najlepiej jak ludzie od tego co tak ważne, tak kluczowe dla takiego produktu pracują „pod jednym dachem”) ma sporo do nadrobienia! Software wymaga polerki w zakresie UI/UX (nawigowanie utrudnione, niewielkie elementy, mało wyszukana oprawa), moduł DSP potrafi się wykrzaczyć, no i jw. szkoda, że nie ma DLNA choćby. Na szczęście biblioteki zew. wczytuje dość szybko (NASy), ale już z takiego iTunesa musicie najpierw pobrać muzykę (np. na telefon), by móc ją odtworzyć (bez sensu). Sumując, to co dzisiaj najistotniejsze wymaga dużej pracy i wiele tu należy poprawić, dodać, rozszerzyć. Na szczęście wszystko jest możliwe, bo właśnie taka jest natura tego typu all-on-one. Można wszystko. Wystarczy upgrade. Pytanie, jak dobrze poradzi sobie z tym zadaniem KEF?
Zatem idealnym partnerem dla opisywanych KEFów i czymś, co należałoby uwzględnić jako dodatkowy, konieczny koszt (przy cenie tego zestawu to nadal prawdziwa wg. mnie okazja) byłby właśnie alternatywny front-end. Tak, dobrze się domyślacie, mam tu na myśli Roona. To pełna integracja z Tidalem (obecnie także hi-resów), to dodatkowe możliwości, których na próżno szukać w firmowym rozwiązaniu, takie jak: niezwykle rozbudowane tryby DSP, konwersja do PCM sygnału DSD (sam zestaw nie potrafi konwertować plików jednobitowych, niczego nie usłyszymy odtwarzając taki materiał na KEFach z podpiętym PC bezpośrednio pod USB, choć konwersja w oprogramowaniu zew. może tutaj pomóc), nowatorski sposób nawigowania / interakcji z własną kolekcją, bibliotekami muzycznymi itd, itp w sumie to można by jeszcze długo wymieniać. Niestety same LS50W nie są (obecnie?) Roon Ready (jaka szkoda!). Nie obsługują protokołu RAAT. No tak, ale po pierwsze mamy wbudowanego DACa, a po drugie możemy posiłkować się jakimś nanoPC, wyspecjalizowanym komputerkiem z wersją oprogramowania Roon dla takiego end-pointu (np. MicroRendu, ale może być coś niewyspecjalizowanego tj. przetestowany u nas MiniX PC). Dzięki RoonBridge zainstalowanym na takim PC zintegrujemy sobie KEFy z Roonem. Moim zdaniem warto, bo dopiero w takich okolicznościach przyrody maksymalnie wykorzystamy potencjał tkwiący w tym produkcie. I tutaj jedynie można wyrazić nadzieję, że w przyszłości nie będzie takiej konieczności (dokładania do pieca ), bo same kolumny będą odpowiednio wyposażone, pardon, zaktualizowane (już sama obsługa któregoś z wymienionych protokołów wystarczy, by znacznie rozszerzyć możliwości).
Panel informuje co i jak, poziomu jednakowoż nie odczytamy (nigdzie)
Tak czy inaczej wystarczy wbić się do swojej sieci WiFi (jak donoszą inni recenzenci, proces nie zawsze kończy się sukcesem – kolejny kamyczek pod adresem programistów odpowiedzialnych za ten projekt) , albo korzystając z gniazdka LAN podpiąć kolumny do routera, by móc bez ograniczeń strumieniować muzykę ze swojego domowego serwera. To, nawet wyłączając potencjał, ale i wyzwania, związane z firmowym oprogramowaniem, coś, co jest otwarte na przyszłość, dzięki wspomnianym softwareowym alternatywom. Taka natura komputerowego audio i ten komputerowy system głośnikowy (mhm!) jest tego dowodem. To emanacja zmian jakie zachodzą dzisiaj w branży. Fajne jest to, że nie trzeba wcale znać się na komputerach. Owszem, ta wiedza daje określone możliwości (większe) wykorzystania drzemiącego w tym przełomowym produkcie potencjału. To prawda, ale jak dowodziłem wcześniej, nie musisz się znać, a i tak ten zaklęty w kolumnach system audio zagra lepiej od moim zdaniem dowolnego, składanego z wielu klamotów, zestawu audio w cenie dużo wyższej od tych niecałych dziesięciu tysięcy złotych, jakie przyjdzie nam zapłacić za Wireless-y. Doliczmy do tego koszt oprogramowania (widzicie, mam nadzieję, jak kluczowy, jak ważny obecnie to element) i nadal macie więcej za mniej, nie mówiąc o oszczędności miejsca, o braku komplikacji, o integracji z domowym AV (jest port dla suba, są złącza SPDIF, można spokojnie podpinać, dodajmy tryby DSP, a efekt będzie spektakularny). Także, wszytko w jednym? Owszem, bo gramofon takoż można.
Tak, to wszystko prawda, ale (no tak) to jednak dopiero początek. Bo rezultat, choć niesamowity, robiący ogromne wrażenie mógłby być lepszy. Wspomniałem o minusach, wspomniałem o brakach, nie uzasadniłem jeszcze do końca dlaczego tak sądzę, tak uważam. Nie będę już powracał do software, w fotogalerii z opisem będzie o tym jeszcze co nie co (przepraszam, takie zboczenie zawodowe ), natomiast w paru słowach o alternatywie dla zaszytej w KEFach elektronice z bardzo ważnym i (na razie bez satysfakcjonującej odpowiedzi) pytaniem. Brzmi tajemniczo? No, bo właśnie znakiem zapytania zakończę te impresje, wrażenia. KEFy grały (również) z testowanym, bardzo dobrym dakiem EVO 2 Plus od M2Techa. Podpiąłem go pod wejście liniowe, które skorelowane jest z… układem ADC (jak tam z transparentnością… zapytają sceptycy). Podwójna konwersja? Ano tak, mamy układ ADC, bo przecież same głośniki komunikują się między sobą w domenie zero-jedynkowej, tu co krok cyfra, to właśnie te zera, to te jedynki i tak aż do… No właśnie. Wejście analogowe jest tutaj pewną zagadką dla mnie.
Aux (mamy tutaj układ ADC, który konwertuje każdy sygnał do PCM 24/192)
Podpięcie zewnętrznego DACa dało mi możliwość odtwarzania plików DSD (późniejsza konwersja sygnału analogowego do PCM w kolumnach), skorzystałem z obsługi muzyki powyżej 24/192 (takie ograniczenia ma wbudowany w kolumny przetwornik), do tego mogłem ustawić konwersję muzyki zapisanej w PCM do postaci 1 bitowej. Rzecz jasna mogłem także skorzystać z trybu gapless, wszystko to stało się możliwe. Mając do dyspozycji podpięty pod KEFy zewnętrzny „streamer” pod postacią wzmiankowanego M2Techa z MacBookiem mogłem wygumkować braki KEFów, za cenę pewnego skomplikowania systemu, fizycznego podłączenia zew. źródła. Jasne, mniej jasne jest to, co usłyszałem. Wejście liniowe jest w tym wypadku specyficzne, bo raz że może pracować z podpiętym gramofonem (przy czym przedwzmacniacza trzeba), dwa skorelowane jest z układem konwertującym sygnał analogowy do postaci cyfrowej. Na pewno, mimo braku zmian w regulacji natężenia dźwięku, na dzień dobry jest głośniej. KEFy grają niezwykle rozdzielczo, precyzja tych kolumn zachwyca. Miałem jednak wrażenie, że z EVO było (jeszcze) lepiej. Ciekawe. Może to tylko kwestia dodatkowych możliwości w zakresie odtwarzania, a może…
Miałem wrażenie lekkiego zmiękczenia podczas odtwarzania za pośrednictwem interfejsu USB (wbudowanego w kolumnach), nie miałem takiego wrażenia gdy strumienie śmigały sobie bezprzewodowo, a jeszcze bardziej nie miałem takiego wrażenia, gdy słuchałem via AUX na EVO/Mac. Przy czym pamiętam, co napisałem wcześniej o wejściu liniowym. Eleganckiego pilota mogłem użyć do podstawowego sterowania odtwarzaniem wyłącznie w trybie wewnętrznego streamera, gdy grały kolumny via uPnP, w przypadku zewnętrznych źródeł można było sterować wyłączenie natężeniem oraz zmienić wybór tego, co gra. I tutaj pojawił się jeszcze jeden drobny, aczkolwiek od strony ergonomii, istotny zgrzyt. Panel dotykowy z zaznaczonym wyborem źródła znajduje się na górnej części obudowy prawej kolumny i jest oczywiście niewidoczny dla użytkownika. W firmowej aplikacji sterującej nie mamy żadnej informacji na temat wybranego źródła, ani możliwości wybrania innego. Pilot wyświetlacza nie ma, kolumny nie mają, także aby uzyskać wiedzę co jest wybrane musimy pofatygować się do prawej i sprawdzić, co tam świeci na panelu. Nawet, gdy nie będziemy niczego podpinać zewnętrznie do KEFów, to i tak czasami zechcemy zmienić źródło na BT, albo wrócić do WiFi/LAN…
Skrętka i sieciówka w lewej. Obie kolumny aktywne, obie z kartami sieciowymi, przetwornikami…
Głośniki mają optymalne warunki pracy, mamy ultrakrótką ścieżkę sygnału, dopasowane komponenty, synergię całego układu. To nie tylko wielkie wejście aktywnego zestawu głośnikowego jako alternatywy dla klasycznego systemu, ale całościowy pomysł na wysokiej jakości granie bez mnożenia bytów. Właśnie, to szansa na to, by niedoceniane w domu (a doceniane w studiu nagraniowym, czy u samych muzyków, twórców, DJ-ów) aktywne zestawy głośnikowe stały się atrakcyjnym „zamiast” dla typowych audioklamotów. Można tworzyć strefy (apka), choć prawdziwa zabawa w multiroom znowu wymaga zewnętrznego oprogramowania (tak, powtarzam się, znowu ten Roon). To ważne dzisiaj, bo jak już możemy w tak atrakcyjnej formie mieć całościowy system audio to w przypadku dużej chałupy byłoby miło, gdyby paroma kompletami dało radę zawiadywać. W komplecie macie już całe okablowanie (skrętka, kable sieciowe), takie o typowo komputerowej proweniencji, jak komuś nie w smak to można jakieś sieciówki inne niż te, co z pudła wypadły, dać (np. LoRady Supry… btw okablowanie Szwedów tj. USB/łączówki wykorzystałem w teście). No kto co tam lubi.
Tu, między innymi, tkwi potencjał
Sumując, to produkt, który wyznacza nowe w audio. Podobnie jak testowany u nas obecnie NAD C338 (btw popatrzcie, wystarczyło zintegrować CAST i już wszystko jakby jest) to zdefiniowanie na nowo systemu HiFi. Odejście od klasycznego zestawu klamotów na rzecz czegoś nowego, czegoś komputerowego, sieciowego (internetowego), podatnego na ciągłe udoskonalanie (przy czym za to udoskonalanie zapłaciliśmy już płacąc za kolumny, wsparcie mamy i powinniśmy mieć gratis). Fascynujące, ale zarazem trochę taka terra incognita. Dla osób obeznanych z IT pewne rzeczy są jasne, oczywiste, ale… mówimy o audio właśnie, o czymś, co wymyka się często prostym ocenom, nie da się (tylko) pomierzyć, nie da się łatwo opisać, czy zinterpretować. Komputer, a konkretniej kod staje się niezbędnym elementem równania. Pod pewnymi względami komplikuje to sprawę, ale daje też nieograniczone możliwości. Mój dream KEF50Wireless vol.2 (albo up )? Wszystkie niezbędne protokoły zintegrowane (tj. RAAT/DLNA/AirPlay/SpotifyConnect etc.), wbudowany DAC o większych możliwościach niż obecnie, no i rzecz jasna dopracowana apka (albo wszystkie streamingi, źródła – integracja, albo właśnie tylko DSP, wstępna konfiguracja, a resztę zostawić zewnętrznym aplikacjom). Wiele da się tu zrobić na drodze aktualizacji software. Reszty nie ruszać, bo zwyczajnie nie ma takiej potrzeby. Każda z kolumn ma swój dopasowany wzmacniacz, pełna synergia, mamy najlepsze wg. mnie połączenie jakie można sobie wyobrazić między kolumnami (skrętka), mamy fantastyczne UniQ… no ludzie, w tej cenie to rewelacja jest. Cały system. Za mniej niż dychę. Niezłe jaja!
Wielkie podziękowania za cierpliwość, za ciekawą wymianę poglądów oraz za udostępnienie gdańskiemu salonowi
Rozbudowana fotogaleria z opisem:
Tidal zintegrowany!
AKTUALIZACJA: Popatrzcie tutaj (Tidal natywnie w Wireless-ach) oraz tutaj (ROON + LS50Wireless = system).
Wykrakałem
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.