LogowanieZarejestruj się
News

LOOP – streaming bez kompromisów, nasze wrażenia, nasza opinia

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
LOOP

O LOOPie wspomniałem parę dni temu w tym wpisie. Nowa usługa streamingowa LOOP pozwala na nieograniczony ilością miejsca (czytaj nielimitowany) dostęp do własnej kolekcji hi-resów oraz – ogólnie – muzyki zapisanej bezstratnie. Korzystam na co dzień z Tidala, jedynego obecnie serwisu streamingowego oferujacego strumieniowanie w jakości bezstratnej. Powiem tak – Tidal to bardzo dobre radio internetowe, jakościowo wyróżniające się na tle innych serwisów tego typu, ale do strumieniowania z LOOPa zwyczajnie nie ma podskoku. To inna bajka. I nawet nie chodzi o to, że Tidal to często brak święcącego HiFi (odtwarzamy wtedy materiał skompresowany stratnie o parametrach 320kbps w przypadku strumienia mp3 lub 256kbps w przypadku AAC), że część biblioteki niestety nie jest loseless. Chodzi o coś innego. Odtwarzane z własnej audio chmury (tak to będę od teraz nazywał) pliki, nawet CD Ripy brzmią ZNACZNIE lepiej. Znacznie. To nie jest subtelna różnica, a wyraźnie wyczuwalna, co tłumaczę sobie zastosowaniem przez Tidal zmiennego bitrate, generalnie niższego od wzmiankowanego transferu na poziomie 1411kbps. Tak to wygląda z technicznego punktu widzenia. Tak czy inaczej najważniejsze są w tym wszystkim nasze uszy i one bezbłędnie informują nas gdzie brzmi lepiej. Lepiej brzmi z LOOPa.

LOOP działa bardzo dobrze, tzn. odtwarzanie nie ulega przerwaniu w budynkach (3G/4G) oraz miejscach, gdzie zazwyczaj mam problem z działaniem Tidala, dzięki bardzo pokaźnemu buforowi. Generalnie na odtwarzanie musimy czasami chwilkę poczekać (widzimy wtedy napis Loading…), ale potem muzyka płynie już bez przeszkód do naszego odtwarzacza. Jeżeli odtwarzamy album, playlistę albo wybieramy tryb mieszany to oprogramowanie dba o to, by muzyka odtwarzana była bez konieczności czekania na dane, bez irytujących przerw. Inaczej będzie rzecz jasna, jak podczas odtwarzania zmienimi zdanie i wybierzemy inny album, inną playlistę etc. Wtedy ponownie trzeba będzie chwilkę poczekać na zapełnienie bufora. Widać, że Loop korzysta z własnej bazy metadanych, bo cześć kolekcji uzupełnił mi o brakujące elementy (skuteczność oceniam na jakieś 80-90%, a więc całkiem nieźle). Można rzecz jasna tworzyć własne playlisty (wcześniej utworzonych oprogramowanie nam nie obsłuży), korzystać z opcji mieszania utworów w przypadkowej kolejności (słabo to obecnie funkcjonuje, bo algorytm wybiera jedną, określoną kolejność odtwarzania, nie ma wielu wariantów, czy przypadkowości w tym mieszaniu, a przecież właśnie o to w mieszaniu chodzi, nieprawdaż?).

To co wgniata w fotel to, jak wspomniałem, jakość. Rzecz jasna mamy ograniczenia po stronie samych odtwarzaczy – w moim przypadku jest to iPhone 5S oraz iPad Mini Retina. Strumieniowanie w przypadku takich źródeł oznacza kompromisy. iPhone, każdy iPhone, to maksymalnie obsługa audio o parametrach 24 bit 48KHz, iPad zaś oferuje odtwarzanie materiału 24/96 bez downsamplingu. Nie jest źle, ale nie są to możliwości, które znajdziemy w niektórych urządzeniach na Androidzie (tu prym wiodą niektóre modele handheldów Galaxy od Samsunga), gdzi można grać 24/192. Bez względu na to czy muzyka płynie z jakiegoś iCośtam czy androidowego sprzętu, warto zadbać o odpowiednie słuchawki (tu progres, biorąc pod uwagę bezkompromisowość materiału źródłowego, będzie bardzo wyraźny) oraz… o odpowiednio dobrą amplifikację. Wzmacniacz słuchawkowy, przenośny, pozwoli wydobyć z tego co leci z Loopa wszystko, co najlepsze. To co zamontowano w smartfonach oraz tabletach często nie pozwala na dobre napędzenie słuchawek, dobrych słuchawek – mam tu na myśli zarówno rachityczna moc wbudowanych w telefony/tablety wzmacniaczy, ich niewystarczającą dynamikę, ogólnie, niewyszukane parametry słuchawkowego wyjścia, jakie zamontowano w naszych handheldach. Dobry wzmacniacz to wg. mnie ważniejszy element od zewnętrznego DACa, mający większy wpływa na jakość, większy od wyprowadzenia cyfrowego sygnału z naszego telefonu czy tabletu do zewnętrznego przetwornika (są jednak od tego pewne, że tak powiem, odstępstwa, czego dowodzi wbudowany w bezprzewodowe słuchawki Sennheisera DAC – połączenie kablem USB jest wg. mnie najlepsze brzmieniowo i to nie tylko w porównaniu z połączeniem bezprzewodowym, ale także analogowym, na kablu). Dźwięk strumieniowanych hi-resów muzyka brzmi w sposób zbliżony (przy dobrym wzmacniaczu i dobrych słuchawkach, jak wspomniałem powyżej) do tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni słuchając na stacjonarnym torze. To różnica wg. mnie nie tylko zauważalna, ale wyraźna, bezdyskusyjna. Jest dużo lepsza dynamika, jest w tym graniu powietrze, jest swoboda, ani cienia kompresji, pełny komfort, głębia, świetna stereofonia, przestrzeń. To wszystko, w porównaniu z typowym streamingiem, jest albo spotęgowane, albo zwyczajnie pojawia się właśnie tylko i wyłącznie w takich okolicznościach, tzn. dopiero w przypadku takiego strumienia czujemy, że to granie na najwyższym jakościowo poziomie. Cóż, wygląda na to, że słusznie upierałem się, że bez modułów 3G/4G wszelkie, wysokiej klasy DAPy, nie mają (na dłuższą metę) racji bytu. Ograniczenia pojemnościowe audiofilskich odtwarzaczy audio, połączone z brakiem możliwości połączenia się z siecią to oczywiste ograniczenia. Dzisiaj ludzie chcą strumieniować, chcą mieć szeroki wybór, pełen dostęp co zapewniają serwisy, co można (także) osiągnąć za pomocą takich usług jak LOOP. Cała kolekcja, wszystkie dyskografie, rzeczy których na próżno szukać w bibliotekach Spotify z osobistej audio chmurki? To jest to! Do tego taki Tidal oferujący nowości wydawnicze. Tak, to ma sens.

Nie jest to usługa pozbawiona wad. Nie, można parę wymienić, kilka rzeczy wymaga dopracowania. Transfer własnej muzyki do chmury jest cholernie słaby. 300-400kbps maksymalnie, średnio nie więcej niż 250-300 to naprawdę ból czterech liter. Jak sobie zechcemy przenieść całą kolekcję hi-resów to mamy nie lada wyzwanie. To będą dni, nie godziny, to potrwa. Downloader jest kiepski, to znaczy lubi się przywiesić, działa mułowato, dobrze że przynajmniej jest prosty, nie wybajerzony – tak czy inaczej do poprawy. Można alternatywnie wrzucać muzykę z poziomu odtwarzacza. No właśnie, odtwarzacza… Odtwarzacz VOX bardzo lubię, w obecnej wersji działa bardzo dobrze, oferuje integrację z SoundCloud, pozwala na obsługę dowolnego materiału lokalnie oraz zdalnie z serwera (w tym omawianego Loopa) oraz integrację z bibliotekami iTunes. Do tego scroblowanie z Last.FM oraz rozgłośnie internetowe. I tu niestety muszę się przyczepić – rozumiem mechanizm płatności w aplikacji, dodatkowe funkcjonalności, ale tak jak mogę zapłacić te 5$ miesięcznie za audio chmurę (50 za rok z góry, jak ktoś ma ochotę), to jakoś nie widzę uzasadnienia dla płacenia takiej sumy za odblokowanie rozgłośni internetowych. To jest wszędzie oferowane za darmo, a tu trzeba za to płacić. Jedyne, co mogłoby uzasadniać takie działanie to jakiś bardzo usystematyzowany, uporządkowany dostęp do rozgłośni oferujących najlepszą jakość streamingu, z jakimiś unikalnymi perełkami (które w morzu strumieni trudno odkryć, znaleźć). Cóż, widać developer szuka możliwości zarobienia dodatkowych paru groszy. Jego prawo, ale ja z tego nie skorzystam raczej, właśnie z wyżej wymienionych powodów. Moża grać tylko z Maka, mobilne platformy to także tylko i wyłącznie iOS – spore ograniczenie, ale developer ma pracować nad wersją dla Androida. Niestety o Windows Phone można na razie zapomnieć (może nowa dziesiątka przyniesie przełom, tzn. będzie można bez problemu korzystać z portów androidowych, poza tym wobec syntezy Windowsa na wszystkich platformach odpalimy dowolną usługę, odtwarzacz na microsoftowym telefonie). LOOP to nie jedyna, gorąca nowość w zakresie dostępu do muzyki. Za moment możecie spodziewać się opisu kolejnej, bardzo interesującej, wręcz rewolucyjnej usługi streamingowej. Czegoś co wszystko łączy i mam tu na myśli nie tylko różne strumienie (serwisy), ale także daje w pełni multiplaformowe możliwości, świetnie integruje nasz domowy sprzęt audio (ten z siecią). O czym mówię? Ano o czymś, co nazwano Roon. Dzieje się, oj dzieje w tym stramingu i trudno się dziwić. To, jak wspomniałem, teraźniejszość i przyszłość rynku, całej branży. Wspomniany Roon to coś, co niektórzy zdążyli już okrzyknąć absolutną rewelacją(lucją), następcą LMS (Logitech Media Serwer – który, dzięki po pośmiertnemu rozwojowi, wsparciu ogromnej rzeszy użytkowników, przeżywa obecnie „drugą młodość” vide oprogramowanie dla wyspecjalizowanych komputerów audio, setkach pluginów, dodatków jakie można uruchomić na tej platformie), czymś co całościowo rozwiązuje problem dostępu do muzyki. Na wyrost te zachwyty? Cóż, zobaczymy. Na razie rzecz testuję, podobnie jak LOOPa, z którego już raczej nie zrezygnuję, bo jak wspomniałem powyżej, idea prywatnej, osobistej audio chmurki, zintegrowanej z dobrym oprogramowaniem odtwarzającym dźwięk to dokładnie to, czego potrzebuję. Poniżej zrzuty z aplikacji mobilnych oraz komputera prezentujące opisaną usługę oraz software…

 

» Czytaj dalej

Chcesz strumieniować swoje hi-resy? Oto rozwiązanie! VOX z Loop’em

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
LOOP

VOX to jeden z najfajniejszych, darmowych odtwarzaczy dla MacOS X, software który co prawda nie ma tych wszystkich możliwości co taka Amarra, Fidelia czy Pure Music, ale nie kosztuje 500 dolców (sic!) jak co poniektóre, wymienione programy. Elegancka forma, bardzo dobry support, multiformatowość – oczywiście nie ma problemów z hi-resami, można taki materiał grać (za wyjątkiem DSD) to główne zalety tego niezwykle udanego playera. Od najnowszej wersji wprowadzono także coś, co – powiem szczerze – całkowicie załatwia problem strumieniowania gęstych plików w dowolnej lokalizacji. Chodzi tutaj o usługę chmurową, bez limitu na upload, nazwaną LOOP. Wystarczy wykupić dostęp i można strumieniować do woli, a przynajmniej na tyle na ile nam limit GB w abonamencie pozwoli. Moim zdaniem następnym krokiem będzie wprowadzenie do ofert operatorów takiego łączonego produktu pod postacią dostępu do serwisu premium (multimedia) bez limitów na transfer. To już się od jakiegoś czasu dzieje, ale jeszcze nie dotyczy bezkompromisowej jakości audio/wideo. Do czasu…

Wracając do Loopa, szczegółowe informacje znajdziecie pod tym adresem, warto zwrócić uwagę na to:

  

 

…jak widać, nie ma ten Loop na razie odpowiedników na rynku, choć (co jest ograniczeniem oczywistym) rzecz występuje tylko pod postacią strawną dla jabłkolubów (MacOS / iOS). Tak czy inaczej, jak ktoś ma iPada (tutaj można spokojnie grać 24/96, sprzęt oferuje takie możliwości) i chce odtwarzać materiał audio hi-res to przez dwa tygodnie może sobie rzeczoną usługę przetestować. Płacimy za dostęp i nie jesteśmy w żaden sposób ograniczani ilością miejsca. Co to oznacza w praktyce? Ano to, że możemy PO RAZ PIERWSZY PRZENIEŚĆ CAŁĄ NASZĄ BIBLIOTEKĘ HI-RESÓW DO CHMURY I MIEĆ DO NIEJ DOSTĘP WSZĘDZIE, GDZIE TYLKO PRZYJDZIE NAM NA TO OCHOTA. Bez płacenia za dodatkowe gigabajty, bez ograniczeń liczby utworów (vide 20 tysięcy w iTunes Match), bez żadnych ograniczeń, elastycznie (o czym poniżej). Bardzo kusząca propozycja! Możemy zawiadywać naszą kolekcją, ściągać do trybu offline, streamingować, wszystko w jakości 24kHz /192bit.

Ile to kosztuje? Stosunkowo niewiele, bo 5$ za miesiąc (nie ma w takiej opcji abonamentu, po prostu płacimy za miesięczny dostęp do usługi). No właśnie, najlepsze jest to, że można wykupić sobie dostęp miesięczny, możemy korzystać elastycznie, co jest o tyle ważne, że dla wielu taka usługa będzie idealnym rozwiązaniem w przypadku dłuższych wyjazdów, wakacyjnych wypadów, kiedy za te wspomniane 5$ będzie można słuchać muzyki w bezkompromisowej jakości. Wystarczy iPhone lub iPad z dostępem do 3G/4G lub i Makówka i już będzie można sobie strumieniować hi-resy bez żadnych ograniczeń. Obecnie standardem u operatorów staje się 3-5GB, prepaidowe usługi są tanie, nie płacimy wiele za dodatkowe gigabajty, choć jak wspomniałem, ideałem będzie brak limitów w ramach jakiegoś łączonego produktu operator-usługodawca serwisu. Już niebawem czegoś takiego na dużą skalę się doczekamy. Na marginesie DAPy będą musiały zostać wyposażone w moduły komórkowe, szczególnie te najdroższe, bo ludzie będą chcieli korzystać z Tidalów, Loopów i tym podobnych usług, nie musząc przejmować się zawsze niewystarczającą ilością miejsca na wbudowanej w odtwarzacz pamięci. To także ogromna wygoda, bo nie ma konieczności podłączania grajka do komputera, przerzucania danych, co zajmuje czas, co jest po prostu upierdliwe.

Kończąc, VOX przeistoczył się z niewielkiego odtwarzacza audio w coś, co może konkurować z każdym, dostępnym obecnie dla Maca odtwarzaczem muzycznym. Jest świetnie zaprojektowany, ma spore możliwości (dostęp do SoundCloud, rozgłośni internetowych, integracja z Last.FM, sterowanie makiem z poziomu handheldów oraz za pomocą pilota itd itp). To naprawdę świetny soft i szczerze polecam, powiem szczerze, że zrezygnowałem z użytkowania innych odtwarzaczy, w tym wiernie mi towarzyszącego Decibela (nie jest najlepszy, wręcz przeciwnie, ale się do tego oprogramowania zwyczajnie przyzwyczaiłem). Mocno zastanawiam się czy sobie muzyki w gęstych plikach nie przenieść do tej chmury, kosztuje to rocznie 50$ – c.a 180 złotych. Względnie, alternatywnie płacić te wspomniane 5$ za miesiąc, wtedy gdy jest mi to potrzebne (pamiętajmy, że trzeba wprowadzić naszą kolekcję na nowo, dla kogoś kto korzysta okazjonalnie nie będzie to stanowić problemu).

» Czytaj dalej

Jakby tu wykończyć konkurencję? Najlepiej w stylu Apple, uczciwie inaczej (darmowo? A fe!)

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
itunes-vs-spotify

Parę dni temu świat długi i szeroki obiegła wiadomość o próbie wykoszenia konkurencji streamingowej przez wielkie Apple za pomocą niecnych praktyk, moralnie i etycznie wątpliwych – w rozmowach z gigantami branży, cupertyńska firma użyła „złotego argumentu”, że jak darmo to boli gardło i streaming muzyki bez opłat to zło wcielone, gomoria, nietakt i takie Spotify (no bo jakżeby inaczej, w końcu główny konkurent na polu usług strumieniowych audio, bo największy) powinno czym prędzej dostać zakaz oferowania takiej opcji, nawet poszatkowanej reklamami, jak to ma obecnie miejsce. No pięknie, pięknie, to się nazywa regulowanie rynku wedle własnego widzimisię i „mojszego” interesu. Bo, że interes jest to jasne, że duży to też, najbardziej dynamicznie rozwija się właśnie ta metoda dystrybucji muzyki i ktoś, kto ma największy kramik z empetrójkami na planecie, może zwyczajnie nie chcieć przyjąć do wiadomości, że czasy jakby inne, że ludzie nie będą płacić kilkunastu dolców za album w kompresji stratnej, który na marginesie po zapłaceniu wcale nie jest taki do końca ich na własność, tylko jakby na wieczyste użytkowanie. Mniejsza. Apple tym razem na tyle mocno przegięło, że sprawą zainteresował się Departament Sprawiedliwości i ogólnie wszyscy święci. Z eBookami też mocno zaśmierdziało i skończyło się w sądzie, skończyło się koniecznością wypłacenia kary. Niestety obawiam się, że ktoś tu działa z pełnym wyrachowaniem i zdaje sobie sprawę, że nawet konieczność zapłacenia kary i tak się wrzuci w koszta, bo stawka to nie dziesiątki, nie setki, a miliardy dolarów. I o to toczy się gra. Przykre w tym wszystkim jest jedno – nikt nie liczy się z nami, konsumentami. My jesteśmy tylko od płacenia, najlepiej jak najczęstszego, a jeszcze lepiej za to samo… tu jest pies pogrzebany, bo system dostępowy, abonamentowy, daje swobodę wyboru, utrudnia, czy wręcz mocno ogranicza dyktatorskie zapędy branży fonograficznej, wielkich wytwórni, które mają na pierwszym miejscu zysk, niestety na drugim także mają zysk i na trzecim również. Możliwość promocji niezależnych artystów, talentów, ludzi którzy wcale nie mają ochoty wchodzić do mainstreamu, a jednocześnie chcą zaistnieć, stać się rozpoznawalni, to jeden z ważnych aspektów dokonującej się rewolucji w dystrybuowaniu i w ogóle, szerzej, w muzyce, tworzeniu, jaka się obecnie dokonuje.

Problem w tym, że wielcy, z Apple na – kto wie – czy nie na pierwszym miejscu (Apple było forpocztą zmian, gdy plik stawał się alternatywą dla płyty, teraz jest reakcjonistą, walczącym z rewolucją, bo przecież ta rewolucja zagraża jego interesom) są w kontrze, stają naprzeciw, chcą utrudnić, przynajmniej opóźnić to, co nieuchronne. Już same założenia i dotychczasowe działania Apple w zakresie własnych usług jasno wskazują, kto tu stara się zastopować, utrudnić zmiany w branży. Podobno na WWDC ma się odbyć premiera, nowe otwarcie usług i produktów muzycznych firmowanych jabłkowym logo. Serwis, radio, nowa aplikacja, integracja tego wszystkiego w ramach swojego ekosystemu to spore wyzwanie, szkoda że firma nie koncentruje na tym uwagi, starając się wykosić nieładnie konkurencję. Kto broni Apple zaoferować podobnej usługi u siebie… stop, no wiadomo, taka usługa może być kolejnym argumentem, by już nic z iTunes Store nie kupować. To może kramik dotychczasowy przekształcić w świątynie melomanów o mocno wybrednych gustach i uchu. Też nie bardzo, bo Apple to masówka, mainstream, to pop a nie jakaś nisza, jakiś margines. Tu się musi sprzedawać w milionach. Apple niewątpliwie ma problem, szczególnie że bardzo późno wchodzi na nieznane sobie grunty (trudno iTunes Radio uznać sukcesem, to raczej porażka, prestiżowa porażka, to samo można powiedzieć o iTunes Match, które nie stało się forpocztą dla abonamentowej usługi strumieniowej, nie stało się popularne).

Spotify chce 20 maja ubiec Apple, pokazując COŚ, co w domyśle przyćmi pomysły Cooka i sp. Mówi się o klipach wideo, o alternatywie dla najpopularniejszego serwisu tego typu, YouTube (na które Apple też nie znalazło i już chyba nie znajdzie odpowiedzi), które zresztą jest także najpopularniejszym serwisem streamingowym audio (i nie tylko chodzi tutaj o klipy, w ogóle, wielu w ten sposób słucha muzyki, co napawa lekką grozą, zważywszy na standardowo fatalną jakość dźwięku). Apple musi jakoś się znaleźć i jak widać próbuje, nie zawsze czysto, na za pięć dwunasta, pogrywać, próbuje znaleźć sobie miejsce i przygotować się do tego, co przyniesie najbliższa przyszłość. Statystki nie kłamią, odwrót od kupowania muzyki w sieci w tradycyjnym modelu dystrybucji to już stała tendencja, z roku na rok pogłębiająca się. Fajnie by było, gdyby najbogatsza firma świata pokazała, wymyśliła coś równie rewolucyjnego, jak onegdaj rewolucyjnym było iTunes/iTunes Store. Z przecieków jednak wyłania się obraz typowy dla dzisiejszego A. Ot, kolejna megakorporacja, która nie jest w stanie zaskoczyć, jest natomiast w stanie bardzo mocno bić się o swoje interesy, nie zawsze fair (w biznesie też obowiązuje taka reguła… podobno), sugerując innym (wytwórnie) co należy zrobić, aby samemu odnieść oczywistą korzyść, czytaj, wykończyć konkurencję.

Oppo na wynos: recenzja planarnych nauszników PM-3 & DAC/AMPa HA-2

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20150410_000942998_iOS

Słuchanie muzyki poza miejscem zamieszkania obecnie można pogodzić z bezkompromisową jakością dźwięku. Testowaliśmy m.in. produkty irivera (AK), znakomite słuchawki przenośne, często nieustępujące jakościowo modelom stacjonarnym (przykładowo – świetne monitory douszne Westone, czy ostatnio opisane bezprzewodowe wokółuszne Sennheisery jak i wiele, wiele innych produktów z kategorii „na wynos”). PonoPlayer jakiego ostatnio miałem okazję chwilę posłuchać (odtwarzacz hi-res firmowany przez Neila Younga) uświadomił mi, że to granie przenośne na odpowiednim poziomie jakościowym to już nie niszowy, a stały, prężnie rozwijający się kierunek rozwoju branży audio. I to mimo złośliwych, kąśliwych uwag, recenzji, czy może „recenzji” jakie zalały sieć po wprowadzeniu do sprzedaży wspomnianego Pono odtwarzacza, będącego symbolem zachodzących w branży zmian. Obecnie na muzyce dystrybuowanej można zarobić w dwojaki sposób: w Internecie, oferując streaming w ramach płatnego dostępu, lub sprzedając pliki (w jakości lepszej od będącego do niedawna standardem mp3/128), względnie decydując się na – właśnie – niszowego, nie masowego konsumenta, oferując fizyczny nośnik pod postacią czarnej płyty. To albo lwia część rynku, albo niewielki wycinek, obiecujący wycinek, z dużym potencjałem, wzrostem sprzedaży (winyl), który pozostanie jednak niszą. W przypadku Internetu coraz częściej liczy się jakość, ludzie chcą płacić za dostęp do muzyki, płacić za nią, jednak coraz częściej wymagają czegoś lepszego od skompresowanej stratnie empetrójki.

Internet… pliki, strumieniowanie to domena komputerów, handheldów, to współczesne źródła muzyki, to sprzęt który najczęściej – jak pokazują statystyki – służy do odtwarzania muzyki. Tak dzisiaj słucha się, z tego się dzisiaj korzysta i bardzo często głównym, czy wręcz jedynym sposobem obcowania z muzyką są przenośne urządzenia, względnie komputer (też coraz częściej mobilny). Tak to wygląda i tak będzie wyglądać, to znaczy ten stan nie tylko się utrzyma, ale wręcz tendencja ucieczki od fizycznego nośnika, tradycyjnego sprzętu audio, klasycznych źródeł tylko się pogłębi. Zmiany w dystrybucji, nowy sposób konsumowania muzyki całkowicie przeorientowały rynek i trudno się dziwić, że producenci audio obecnie na wyścigi wprowadzają produkty dopasowane do nowych realiów. Przetestowany przeze mnie zestaw mobilny firmy Oppo – słuchawki planarne PM-3, będące najlżejszymi, najbardziej kompaktowymi, najlepiej dopasowanymi do wymogów grania mobilnego ortodynamikami na rynku oraz wyglądający niczym banknot 1000 dolarowy HA-2 idealnie wpasowuje się w opisane powyżej trendy, jest odzwierciedleniem idei bezkompromisowego grania bez względu na okoliczności, wszędzie gdzie przyjdzie nam na to ochota. To – warto sobie to uświadomić – potężna zmiana w zakresie naszych możliwości słuchania i szerzej obcowania z muzyką.

Dzisiaj nie ma już sensu podział na to co w domu (stacjonarnie, w lepszej jakości, bez kompromisów) i na to co poza domem (do niedawna w tle, w gorszej jakości, bez tych możliwości jakie dawał stacjonarny system). Obecnie można zdecydować się na mobilny zestaw, który w pełni, podkreślam, w pełni zadowoli wybredne ucho, a przy tym będzie oferował swobodę na niespotykaną skalę oraz dostęp do muzyki bez ograniczeń związanych z nośnikiem, fizycznym zapisem w pamięci… Przetwornik mobilny/ wzmacniacz słuchawkowy HA-2 oraz planarne słuchawki wokółuszne PM-3 symbolizują gigantyczne przeorientowanie rynku audio jakie obserwujemy i z tego powodu warto im się przyjrzeć dokładniej, bo według mnie taki system to już nie „coś do przenośnego słuchania”, a oczywista alternatywa dla stacjonarnego toru. Wraz z komputerem, w warunkach domowych, z aktywnymi zestawami głośnikowymi otrzymujemy spójną, nowoczesną odpowiedź na odejście od fizycznego nośnika – coś, co jest za pan brat z plikiem, streamingiem, co zajmuje mniej przestrzeni, jest energooszczędne (to nie moda, to konieczność) i dopasowuje się do dzisiejszego sposobu funkcjonowania, życia. Tu liczy się na równi forma i treść, to musi być wygodne, bezproblemowe, świetnie się prezentować, a dodatkowo integrować z towarzyszącą nam na co dzień elektroniką użytkową. I tak właśnie to wygląda w przypadku przetestowanego zestawu. To nie tylko wygląda, nie tylko oferuje odpowiednio wysoką jakość brzmienia, ale właśnie wpasowuje się w rzeczywistość, w to co dzisiaj i jutro będzie stanowiło lwią część rynku – pliki, streaming, handheld, komputerowe audio, bezprzewodowe granie itd itp.

Nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić do lektury naszego najnowszego artykułu opisującego najnowsze, tytułowe produkty Oppo…

» Czytaj dalej

Nowości Definitive Technology: streaming, strefy… następcy SB Touch!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
WAmp_Studio_6-24-2014_020

To się porobiło… W przypadku nowych produktów Amerykanów mamy do czynienia nie tylko z całym systemem HiFi, ale także od razu z opcją stworzenia na bazie odtwarzaczy sieciowych oraz wzmacniaczy z wbudowanym odtwarzaczem sieciowym systemu wielostrefowego. Patrząc na ten sprzęt widzę (wreszcie!) godnego następcę Squeezeboksa (przede wszystkim Touch’a). Dlaczego? Ano po pierwsze ceny – 2000 lub 2500 zł za skrzyneczkę. To więcej, niż wołał Logitech, ale znacznie mniej od wielu konkurencyjnych rozwiązań. Po drugie wsparcie – po raz pierwszy na rynek trafia rozwiązanie obsługujące wszystkie liczące się serwisy streamingowe: jest Tidal, jest Spotify, jest Deezer. To ważne, bo jedynym obecnie systemem wielostrefowym z pełną, bezproblemową obsługą wspomnianych usług jest wspomniany SB Touch. Jedyny do teraz. Super!

Genialną sprawą jest także to, że DT może stanowić element toru w przypadku kina domowego. Mamy integrację z odtwarzaczami Blu-ray, obsługa dźwięku w filmach, serialach nie będzie stanowiła problemu dla tytułowego rozwiązania, do tego możliwość podłączenia subwoofera, zarządzanie podpiętymi zestawami głośnikowymi. Firma postawiła na współpracę z DTS, opracowując autorski system Play-Fi. Patrząc na możliwości nowych odtwarzaczy, wzmacniaczy, na integrację (pełną) z źródłami komputerowymi, handheldami oraz źródłami internetowymi (w tym, płatnymi serwisami streamingowymi dostępnymi w Polsce, z opcją strumieniowania w jakości bezstratnej), obsługę plików hi-res, na wygodną aplikację, widzę w nowości Definitive Technology godnego następcę nieodżałowanego Sqeezeboksa. W końcu, wreszcie doczekaliśmy się czegoś, co w pełni realizuje ideę, którą przed laty wprowadziło na rynek Slim Devices, a następnie w ramach linii SB oferował Logitech. Poniżej notka prasowa z szczegółowym omówieniem obu urządzeń: W-AMPa oraz W-ADAPTa. Musimy rzecz przetestować u nas, porównać z naszym głównym źródłem – SB Touch. Koniecznie…

Cena: W-Amp – 2499zł, W-Adapt – 1999zł

» Czytaj dalej

Mobilne Oppo: amp/DAC HA-2 oraz ortodynamiczne PM-3 w redakcji

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Oppo_mobilnie_2

Zaczynamy testy zestawu mobilnego firmy Oppo. Po dwóch modelach planarnych słuchawek pod tor stacjonarny, po wzmacniaczu a właściwie systemie dla nauszników (AMP/DAC/streamer Bluetooth) HA-1 producent zaprezentował zestaw dla zwolenników grania na wynos: amp/DAC HA-2 oraz planarne słuchawki PM-3. Pierwsze wrażenia bardzo pozytywne. Po pierwsze wygląda to wszystko jak banknot 1000 dolarowy, jakość, precyzja wykonania, materiały to absolutnie najwyższa półka. Począwszy na opakowaniach, pełnym wyposażeniu, a kończąc na wyczynowych parametrach testowany system przenośny Oppo to coś wyjątkowego. To mogę napisać na wstępie. Odnośnie brzmienia na razie wypowiadać się nie będę, bo dopiero co założyłem słuchawki na uszy, a amp/DACa właśnie podpiąłem pod iPada Mini. To będzie nasze główne źródło muzyki, poza tym zestaw przetestuje z MacBookiem, a dodatkowo sprawdzę jak układa się współpraca z androidowym tabletem (Nexusem 7). W przypadku iPada HA-2 dogaduje się z tabletem Apple natychmiast, bez żadnych „ale”, oczywiście podłączony jest cyfrowo, dołączonym w komplecie kablem Lightning-USB. Pierwsze co się rzuca w oczy, czy raczej na uszy, to bardzo szeroki zakres regulacji wzmocnienia… można osiągnąć wysokie natężenie dźwięku, na tyle wysokie, że aż niebezpieczne dla uszu (ustawienie gain na high). Poza tym HF Player firmy Onkyo (najbardziej zaawansowany soft do odtwarzania hi-resów dla iOSa) pozwala na konwersję wyczynowego materiału hi-res audio, tj. DSD 64/128 (do PCM, a eksperymentalnie także PCM -> DSD), odtwarzanie muzyki z plików 24/192 (w przypadku iPada mamy via Lightning obsługę 24/96) oraz dopasowanie wyjścia pod określony typ słuchawek. Na Androidzie zagramy z świetnym USB Audio Playerem.

Sam wzmacniacz-DAC prezentuje się jw. znakomicie. Obszyta skórą, elegancka, aluminiowa obudowa, wszystko spasowane z najwyższą starannością. Zdjęcia (patrz niżej) dobrze obrazują w czym rzecz. Słuchawki PM-3, podobnie, świetnie wykonane, lekkie (najlżejsze planary na rynku, lżejsze od testowanych EL-8), do tego bardzo dobrze tłumią otoczenie (konstrukcja zamknięta). Oczywiście nie omieszkam sprawdzić jak się te Oppo mają do Audeze, będzie zatem porównanie PM-3 oraz wspomnianych EL-8. Zobaczę jak Audeze zagra przy wspomaganiu ze strony HA-2, ile taki kompan wniesie pozytywów, jak mocno zmodyfikuje brzmienie amerykańskich nauszników. Wreszcie sprawdzę jak PM-3 zagrają z moim stacjonarnym torem słuchawkowym, czyli posłuchamy muzyki nie tylko z plików, ale także z kompaktów i winyli, a do tego podepnę tytułowe słuchawki do wzmacniacza lampowego i zobaczę co z tego wyniknie. Wzmacniacz nagrzewa się nieco podczas odtwarzania (wykorzystuję zarówno amplifikację jak i wbudowany moduł C/A).

Nie mam za wiele czasu na test, stąd zestaw Oppo ma obecnie priorytet. Nie oznacza to wszakże, że nie pojawią się za moment nowe publikacje. Obiecywałem test m.in bezprzewodowych Sennheiserów. W ciągu najbliższych trzech dni możecie spodziewać się artykułu. W przygotowaniu jest także coś o optymalnym PC pod audio (tabletPC jako źródło) oraz długo odkładany tekst o Squeezeboksie z uruchomioną opcją grania via USB (modyfikacja EDO, dodatkowo w torze pracuje konwerter M2Techa hiFace 2, mamy zatem do czynienia z systemem złożonym z SB Touch @ EDO, konwerterem w torze, połączonym z DACiem Arcama). Do tego wszystko na zasilaniu Tomanka. Chodziło w tym wypadku o pełne wykorzystanie modyfikacji (granie plików 24/192). To może być docelowe źródło streamingowe (NAS, Internet – szczególnie po uruchomieniu opcji WiMP HiFi, o czym wspominałem niedawno, w oprogramowaniu SB) nawet w przypadku toru za kilkadziesiąt tysięcy. Wiem, wiem, dla producentów streamerów za kilkanaście i więcej tysięcy to nie jest dobra wiadomość ;-)

PS. Ciekawy efekt wprowadza podbicie basu w HA-2, dźwięk na PM-3 nabiera ciała (bez podbicia jest spokojnie, po załączeniu robi się euforycznie). Przy czym niczego nam to nie psuje, bas nie wychodzi przed szereg, to raczej takie przyprawienie potrawy… pozostaje załączone, szczególnie że repertuar który akurat odtwarzam sporo zyskuje na takim dosmaczeniu.

» Czytaj dalej

Audeze EL-8 w redakcji…

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Audeze El-8_6

Dotarły do nas najtańsze ortodynamiki od Audeze, model EL-8, w zamyśle projektantów, przenośne i faktycznie da się te słuchawki bez zgrzytu założyć na głowę i ruszyć w świat. Jak widać na zamieszczonych zdjęciach, słuchawki specjalnie przygotowano pod kątem mobilnego grania… mamy płaski kable z 3.5mm audio jackiem, mamy bardzo solidną, a jednocześnie dużo lżejszą konstrukcję, wygodne, dobrze izolujące od otoczenia pady i najważniejsze: te planary są pierwszymi, które bez problemu jest w stanie wysterować iPhone. Na czerwonych kreskach (bardzo głośno) jest BARDZO GŁOŚNO. Wysoka skuteczność tych słuchawek pozwala na granie bezpośrednio z wyjścia słuchawkowego handhelda, bez konieczności podpinania zewnętrznego wzmacniacza. EL-8 są znacznie łatwiejszym partnerem dla przenośnej elektroniki od naszych redakcyjnych HiFiMANów HE-400. W pełni kompaktowymi bym ich nie nazwał, ale i tak w porównaniu do HiFiMANów są wg. mnie znacznie bardziej „składne”, dużo łatwiejsze do przenoszenia.

Nowe Audeze wyposażone są w fazor, wyraźnie widać ożebrowanie po wewnętrznej stronie muszli, można je – podobnie jak inne mobilne konstrukcje dostępne na rynku, złożyć (muszle obracają się wokół osi). Pierwsze wrażenia po założeniu na głowę: dużo lżejsze od wszystkiego, co do tej pory Audeze wprowadziło na rynek, wygodne, kabel nieco przydługi jak na wymogi mobilnego grania, a jednocześnie zbyt krótki, aby mógł być bez problemu używany w stacjonarnym torze. Przewód jest jednocześnie lekki, nie plącze się, raczej sztywny… będzie dobrze się sprawował na zewnątrz, z jakimś mobilnym źródłem. Brzmieniowo trudno mi się po paru albumach autorytatywnie wypowiadać. Na początku było dużo dźwięku, mocno analitycznie, dla mnie zbyt ostro. Zmieniłem repertuar (Deadmau5 wypadł jak na mój gust wręcz natarczywie), słuchając damskiego wokalu Welsh (Florence… niebawem nowy album) i usłyszałem wreszcie Audeze, dźwięk amerykańskich planarów, taki, jakim go kojarzę. Zobaczymy co będzie dalej, niewykluczone, że te słuchawki zagrają – jak pokazał pierwszy kontakt – mocno inaczej niż LCD-2/3. Z trójkami zresztą będą bezpośrednio porównywane – dzięki dwóm wyjściom w moim M1 HPA sprawdzę różnice w brzmieniu, ocenię na ile to granie się zmieniło względem topowej konstrukcji.

Poniżej galeria, o wrażeniach jeszcze coś nie coś napiszę, jak ich nieco dłużej posłucham…

» Czytaj dalej

Spotify dla PlayStation

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
PS3_Spotify

Zapowiadane uruchomienie streamingu muzyki (i rezygnacja z forsowania własnego rozwiązania, które mówiąc oględnie, było do kitu… to bardzo delikatne sformułowanie pod adresem usługi, jaką oferowało Sony pt. Music Unlimited) w ramach PSN właśnie się dokonało. Sony włączyło aplikację dostępową Spotify na PlayStation 3 oraz Playstation 4. Możliwe jest włączenie muzyki w tle (w trakcie grania), sama zaś aplikacja od strony interfejsu z jednej strony nawiązuje do tego, co oferuje Sony na obu wymienionych konsolach, z drugiej przypomina dobrze znane użytkownikom serwisu, aplikacje dostępowe z handheldów oraz komputerów. Otrzymujemy w ramach posiadanego konta pełen dostęp do zbiorów, wszelkie funkcjonalności poza… łatwym dostępem do ulubionych albumów, piosenek… duży minus za to. Nowość na pewno ucieszy szczególnie użytkowników PS4, której możliwości multimedialne znacznie wzrosną. Do tej pory PS4 właściwie nie dawała się wykorzystać w roli odtwarzacza audio-wideo (szczególnie audio, w porównaniu do PS3, to niebo a ziemia). Teraz można będzie strumieniować do woli, szkoda, że Szwedzi na razie nie oferują jakości bezstratnej. Podobno już niebawem ma się to zmienić (nowy serwis, względnie nowa usługa o jakości loseless).

Aby skorzystać ze Spotify musicie pobrać najnowszą aktualizację. Połączenie, dzięki funkcji Connect, jest bardzo proste. Wystarczy na smartfonie lub tablecie uruchomić Spotify, następnie rozpocząć odtwarzanie wybierając jednocześnie ikonkę głośniczka (wspomniane connect). Na liście pojawi się PS3 (byle było w tej samej sieci WiFi co handheld) i już. Smacznego ;-)

Smartwatch ważnym elementem mobilnego audio?

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
apple-watch-smartwatches-mainstream-02

Sterowanie muzyką z nadgarstka… ktoś tu zaraz napisze, po co, są piloty na słuchawkowym kablu, że to nie ma sensu. Według mnie ma i będzie miało coraz większy sens, a wszystko za sprawą rosnącego udziału usług streamingowych. Serwis dający zdalny dostęp do wielomilionowych zbiorów to przełamanie problemu niewielkiej przestrzeni na utwory, albumy po stronie urządzenia. To także możliwość (już nie potencjalna) słuchania w bardzo dobrej jakości, bez konieczności fizycznego umieszczania muzyki w pamięci odtwarzacza. Rynek sam reguluje zapotrzebowanie na gadżety, reguluje bezlitośnie – nie ma obecnie miejsca na odtwarzacze multimedialne bez dostępu (stałego) do sieci… nie ma nowych iPodów, nie ma nowych Galaxy Playerów, nie ma i nie będzie. Nisza pt. audiofilskie odtwarzacze audio będzie koegzystować na marginesie nie generując zysków, które zainteresowałyby wielkich z branży (jak zwykle wyłamuje się z tego schematu Sony, ale Sony to specyficzna firma, która wprowadza na rynek często genialne, świetne urządzenia, które nie mają szansy się sprzedać – niestety z nowymi Walkmanami będzie, coś czuję, tak samo). Co więcej, ten segment może niebawem znaleźć się w kryzysie za sprawą nieuchronnego uruchomienia serwisu streamingowego przez Apple oraz (ważne!) spodziewanego przejścia przez głównych oferentów tego typu usług na lepszą jakość transmisji (bezstratna kompresja o jakości zbliżonej do tego, co oferuje płyta CD). To ogromny potencjał, bo jak pokazuje doświadczenie ostatnich paru lat, płyta CDA potrafi zagrać znakomicie, w końcu udało się ten typ zapisu dźwięku (czerwona księga, parametry 16 bit / 44 kHz) okiełznać w pełni. To paradoks, bo też fizyczna postać tego, najpopularniejszego sposobu zapisu muzyki, czytaj – płyta kompaktowa – nieodwołanie odchodzi w niebyt.

Czymś, co ją zastąpiło (już teraz i zaraz, o czym dalej) są pliki. Te sprzedawane (to też już powoli przeszłość, patrz zmiany w dystrybucji jakie zachodzą, wyniki badań rynkowych są tu jednoznaczne) oraz te strumieniowane w ramach abonamentu (względnie za darmo z reklamami). To już się stało i patrząc na rynek masowy, branża dość szybko dostosowała się do tych wymagań vide gigantyczny wzrost segmentu słuchawkowego, notującego fantastyczne wyniki. Zmiana sposobu słuchania muzyki, zmiana sposobu już nie gromadzenia a właśnie dostępu i udostępniania muzyki, niesie ze sobą oczywiste, często radykalne zmiany w zakresie sprzętu audio. Tym najbardziej radykalnym, nowym elementem będzie według mnie smartwatch, smartwach jako idealne uzupełnienie transportu (odtwarzacza ze stałym dostępem do sieci), interfejs, a także (w niektórych scenariuszach) autonomiczne urządzenie audio, pozwalające zastąpić klasyczne grajki. Ludzie to kupią, bo to wygodne, bo zmienia całkowicie sposób słuchania muzyki, na taki który jest już teraz najpopularniejszy, najczęściej wybierany (jaka platforma obecnie jest najczęściej wybierana w przypadku słuchania muzyki? Odpowiedź: YouTube).

Smartwatch może mieć mnóstwo zastosowań, potencjał jaki kryje się w elektronice osobistej, ubieralnej jest gigantyczny. Nie mam co do tego wątpliwości. W końcu na rynku pojawią się udane, użyteczne, dopracowane rozwiązania tego typu i jak wyżej, domkną temat dostępu do muzyki, nowego sposobu konsumowania, korzystania z tej formy kultury. Patrząc na zmiany jakie zachodzą w serwisach, w rozgłośniach internetowych (gigantyczny wręcz progres jaki ostatnio można zaobserwować w tym zakresie – coraz więcej rozgłośni nadaje w jakości zbliżonej do CDA, pojawiają się pierwsze radia hi-res!) i zestawiając je z rozwojem elektroniki użytkowej widzę świetlaną przyszłość przed tytułowym gadżetem. To będzie ten ważny, bo pozwalający na bezproblemowe nawigowanie po zbiorach, sterowanie odtwarzaniem, a także (dzięki notyfikacjom, funkcjom społecznościowym i czym tam jeszcze) na nowe, popularne sposoby konsumowania treści mulitmedialnych, element dopełniający dwa, obecnie najpowszechniejsze, najczęściej używane produkty audio – smartfon/tabletofon oraz słuchawki. 

Nowy Apple Watch ma zastąpić popularnego niegdyś (tak, tutaj kwestia paru lat wydaje się zamierzchłą prahistorią) iPoda. Będzie miał niby śmiesznie małą przestrzeń na dane audio (2GB), będzie także interfejsem iPhone dostępnym natychmiast, wygodnie, uwalniając nas od konieczności sięgania po telefon. Wszystko to, co oferuje iPhone będzie mogło być uruchamiane, sterowane, nawigowane z poziomu smartwatcha. W przypadku audio to jw. kluczowy element, który da nam dużo większe możliwości od obecnie stosowanego, prostego sterowania z pilota zamontowanego na kablu. Możliwości interfejsów głosowych, rozwiązania typu Siri czy Google Now nie są w stanie obecnie zapewnić precyzji, nie mówiąc już o jakimkolwiek zobrazowaniu tego, co dostępne. To (będzie) uzupełnienie dla niewielkiego ekranu na nadgarstku (nawigowanie właśnie) i będzie także dostępne za pośrednictwem inteligentnego zegarka (np. głosowy wybór określonego utworu). Korzystam na co dzień z funkcji sterowania wbudowanej w mojego Pebble (dowolna, aktywna aplikacja, uruchomiona w telefonie), steruje odtwarzaniem z komputera (iTunes z wtyczką Bitperfect, Spotify… czekam na WiMPa HiFi i będzie komplet), mimo ograniczeń aplikacji dla zegarka oraz jego możliwości prezentacji danych to (już) idealne uzupełnienie dla cyfrowych źródeł: smartfona, tabletu czy komputera. A to dopiero początek. Nowe urządzenia tego typu pozwolą na więcej, pozwolą na (jak produkt Apple) autonomiczne odtwarzanie muzyki (w tle) podczas fizycznej aktywności, wtedy gdy nie będzie czasu, okoliczności pozwalających na skupienie się na lepszej jakościowo muzyce. Czy iPod Shuffle nie ma sensu? Oczywiście, że ma jako właśnie takie, proste, ultraprzenośne źródło muzyki i pewnie (niech zgadnę) będzie ostatnim iPodem, który w końcu zniknie z oferty właśnie za sprawą jabłkowego zegarka, może 2 generacji, a może już pierwszej… kto wie? Idąc dalej, fizyczny pilot do sprzętu audio? Zastąpi go watch.

Wraz z tymi zmianami niewykluczone, że zmienią się same słuchawki. Pilot (związane z nim problemy z kompatybilnością oraz teoretycznie nie pomijalnym wpływem na jakość brzmienia) odejdzie w niebyt. Kto wie, może zniknie sam kabel, który zwyczajnie przestanie być potrzebny? Piszę o masowym zjawisku, zastępowaniu słuchawek na kablu tymi bezprzewodowymi. Patrząc na ofertę rynkową, widzę, że ostatnie dwa lata to gwałtowny rozwój oferty w segmencie bezprzewodowych słuchawek, to w ogóle (patrząc szerzej) już nie ciekawostka a alternatywa dla transmisji przewodowej. Dzisiaj już nikt się nie dziwi, że taki high-endowy Devialet potrafi via WiFi zagrać na prawdziwie high-endowym poziomie. Nikt tego nie podważa, nie deprecjonuje, nie kwestionuje. Co więcej, patrząc na popularne sposoby korzystania z multimediów, z wideo oraz audio, wyraźnie widać, że przyszłość faktycznie należy do transmisji bezprzewodowej – AirPlay, Chromecast to coś, co staje się alternatywą nie tylko w budżetowych urządzeniach, ale także (coraz częściej) pojawia się w produktach z wyżej półki, w HiFi, a nawet w high-endzie (popatrzcie na Arcama choćby, na Naima… Mu-so… a to tylko dwa przykłady z brzegu). Przypadek? Nie zapominajmy przy tym, że taki watch samograjek będzie wymagał transmisji bezprzewodowej, tzn. będzie parowany ze słuchawkami wireless. Stąd, zapewne, czekająca nas niebawem eksplozja tego typu produktów, które będą niezbędnym (względnie ważnym, istotnym) elementem wyposażenia użytkownika smartwatcha.

Smartwatch to coś, co będzie stanowiło niezbędny element mobilnego toru. Tak, jest szansa na takie spopularyzowanie tego gadżetu, bo jego umiejscowienie w takiej roli, jak wyżej opisana, wydaje się zasadne, sensowne i co najważniejsze pożądane przez konsumentów. Możliwości transmisji o bardzo niskich opóźnieniach o odpowiednio dużym transferze są już opanowane, są dostępne. Wystarczy spojrzeć na parametry najnowszych wersji aptX (opóźnienia rzędu 2-5ms, transfer na poziomie 1200-1300kbps), aby uświadomić sobie, że to faktycznie może być przyszłość jaka nas (już niebawem) czeka. Rezygnacja z kabla, albo (co bardziej prawdopodobne) alternatywa pod postacią bezprzewodowości, w przypadku audio staje się rzeczywistością, nie mrzonką. Układy Bluetooth 4.0 LE pozwalają na tak dalece idącą redukcję zapotrzebowania na energię, że także w tym zakresie można już dzisiaj uzyskać zakładane rezultaty (długi czas działania, dobra jakość). To wszystko dostępne jest już teraz, a zaraz rynek zaleje nowa kategoria urządzeń, urządzeń, które wbrew pozorom będą (wg. mnie) miały duży wpływ na branżę audio, na zmiany jakie właśnie się w niej dokonują.

10 pytań w sprawie Apple Watch’a – nasze wątpliwości przed premierą (testem)

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
0910_apple-iwatch_2000x1125-1940x1091

Ostatnia konferencja jakoś nie rozjaśniła sprawy, a wręcz przeciwnie, pozostawiła nas z wieloma pytaniami na które brakuje jednoznacznej odpowiedzi. Chcę w tym miejscu podzielić się naszymi wątpliwościami na temat tego produktu, produktu który – pozostaję tutaj w opozycji do większości głoszonych tu i ówdzie opinii – wcale nie jest skazany na sukces. Apple niewątpliwie jest obecnie jedyną firmą, która może bez zbędnego ryzyka wprowadzić produkt z kategorii elektroniki ubieralnej, który jednocześnie będzie stanowił najbardziej osobisty element technologii, jaki przyjdzie używać na co dzień każdemu, kto postanowi rzecz nabyć. Dodatkowo, nie zapominajmy, o czekającej nas rewolucji związanej z eksplozją zjawiska „Internet rzeczy”. To wszystko, wraz z zapowiadanym rozwojem usług medycznych (monitoring, poniekąd także profilaktyka), symbiozą z pokładową elektroniką w pojazdach, inteligentnym domostwem, płatnościami bezgotówkowymi/bezkartowymi ma stanowić nową jakość w naszym życiu.

Problem w tym, że na razie Apple sporo na ten temat mówi, ale jak te wszystkie zapowiedzi sprowadzimy do realiów to okaże się, ze po pierwsze mówimy o jednym rynku (rodzimym), po drugie mówimy o czymś co jest dopiero w początkowej fazie tworzenia, co gorsza w tej fazie pozostaje już od prawie roku i nie widać, by nastąpił w tej materii jakiś przełom, po trzecie wreszcie… dla Apple tytułowy produkt to nie tylko szansa, ale także zagrożenie, poważne zagrożenie, bo mimo konieczności ciągłego połączenia z iPhone, ten ostatni staje się właściwie zbędny, przestaje mieć sens, a już na pewno nie musi (bo i po co) mieć tego wszystkiego, co do tej pory miał, czy miał mieć, bo i tak coraz rzadziej będziemy po niego sięgali. Tu nie ma miejsca na razem, tu jest albo, albo…. telefon właściwie nie musi dysponować większością z funkcji, jakie oferuje, bo zostanie zastąpiony zegarkiem. Już pierwsza jego generacja ma całkowicie uwolnić nas od sprawdzania poczty, powiadomień, wszelkich notyfikacji, pozwalając na pełną interakcję, łącznie z odpowiadaniem na wiadomości oraz odbieraniem połączeń. Przecież to właśnie podstawowe funkcje telefonu, co gorsza (dla iPhone) także czujniki, działanie całego zastępu aplikacji, właściwie da się w pełni scedować na ten mały ekran. Pomijam czy będzie to zawsze wygodne, czy da się to zrobić po prostu dobrze… pomijam, bo tutaj odpowiedź brzmi (dla Apple) tylko w jeden, jedyny, możliwy sposób – musi i będzie, bo jak nie to produkt zostanie okrzyknięty największą porażką tej firmy. Innymi słowy firma nie ma wyjścia i musi sobie de facto odpowiedzieć na pytanie czy dobrze to skalkulowała.

Te wszystkie kwestie wywołują naturalne pytania, pytania na które (jak wyżej) nie ma jednoznacznej odpowiedzi, co więcej, pytania które według mnie poddają w wątpliwość całą koncepcję Apple Watch’a lub/i przyjęte przez firmę z Cupertino założenia, co do rozwoju branży oraz kierunku w jakim Apple będzie podążać. Mówiło się o konieczności podjęcia ryzyka, konieczności pokazania nowego, rewolucyjnego produktu. Inteligentny zegarek jest takim produktem niewątpliwie, jednak niekoniecznie jest produktem, który wyjdzie Apple na zdrowie, który w takiej formie powinien trafić do klientów. Rzecz jasna każdorazowo, w momencie premiery nowego, rewolucyjnego rozwiązania, mnożą się pytania oraz wątpliwości. Każda nowość wywołuje sceptycyzm. Jasne. Tyle tylko, że w tym wypadku nie mówimy o czymś, czego byśmy się nie spodziewali, o czymś co działa, czego założenia są odmienne od tego, co egzystuje już na rynku, o czymś co (jak chcą niektórzy) zmienia całkowicie reguły gry. Odnośnie tego ostatniego elementu, to nawet niewykluczone, tyle że Apple wcale nie musi być tym, kto taki produkt z powodzeniem wprowadzi i wypromuje mimo całego mnóstwa sprzyjających (jabłczanej firmie) okoliczności. Dlaczego tyle w nas sceptycyzmu? No to po kolej, przedstawię nasz punkt widzenia na ten produkt, pytania na które będę starał się odpowiedzieć testując zegarek, oceniając jego przydatność, użyteczność w codziennym użytkowaniu…

1. Czy inteligentny zegarek będę wymieniał rokrocznie, co dwa sezony? To arcyważne pytanie zarówno z punktu widzenia nabywcy (dla którego, wymuszona technologicznymi okolicznościami, wymiana może być trudna do zaakceptowania w tej kategorii elektroniki użytkowej) jak i producenta / akcjonariuszy (długi czas rynkowej egzystencji jednej, jedynej generacji to brak pożądanych wzrostów, stagnacja, problem wizerunkowo-marketingowy szczególnie w kontekście modelu biznesowego Apple etc.)

2. Czy zapowiadane wprowadzenie Apple Protection Plan dla tego produktu oznacza, że (podobnie jak Mac czy iPad) to produkt obliczony na lata (użytkowania)? Jak wysoki będzie koszt takiej usługi i dlaczego nie będzie to element standardowej gwarancji produktu?

3. Czy zapowiedziana właśnie, serwisowa wymienialność baterii, oznacza cykl jej (tzn. baterii) żywotności obliczony na dwa, maksymalnie dwa i pół roku użytkowania? Jaki będzie koszt takiej wymiany?

4. Dlaczego zdecydowano się na połączenie kilku różnych, zupełnie odmiennych interfejsów, sposobów obsługi urządzenia? Czy nie jest to proszenie się o problemy wynikające z dezorientacją (pierwsze wrażenia dziennikarzy są właśnie takie – nie bardzo wiadomo jak, dlaczego i po co akurat tak, to działa) użytkownika, poza tym gdzie tu – będąca znakiem firmowym Apple – prostota, łatwość obsługi, intuicyjność?

5. Z jednej strony mówiło się o ciągłej konieczności połączenia z iPhonem, z drugiej strony firma jednak ugięła się i wprowadziła możliwość autonomicznego odtwarzania muzyki z samego zegarka (konieczne słuchawki BT)? Czy to oznacza wstęp do budowy urządzenia, dla którego telefon jest tylko opcjonalnym partnerem (patrz konkurencyjny Gear S)? W takim wypadku zmieniałoby to całkowicie przyjętą koncepcję „ptaszka na uwięzi”.

6. Czy open source wprowadzony pod kątem tego produktu oznacza zmianę obliczoną na cały ekosystem, jego otwarcie na rozwiązania alternatywne, nie mające związku z ograniczeniami narzucanymi przez producenta? Czy jest to poniekąd przyznanie się do niemożności zapewnienia odpowiedniego poziomu wsparcia oraz „ogarnięcia” całego portfolio swoich rozwiązań, także tych nowych, które – czego nie da się wykluczyć – wymuszają taką właśnie zmianę polityki? Taki model oznacza koniec modelu Apple… warto to podkreślić.

7. Jak firma chce utrzymać popyt na „klasyczne” handheldy, gdy jej nowy produkt ma je w praktyce całkowicie zastąpić? Zmiana modelu biznesowego (powrót do modelu sprzed ery iPoda / iPhone / iPada… czytaj do modelu komputerowego, z jedną, poważną zmianą, o czym poniżej) może oznaczać całkowite przeorientowanie biznesu. To, rzecz jasna ogromne wyzwanie, też szansa, ale i ryzyko. Obecnie komputerów nie wymienia się za często, właściwie można ich w ogóle nie wymieniać. Z zegrakiem, nawet inteligentnym, do tego kosztownym, może być tak samo.

8. Czy elitarność nowego produktu, podkreślanie jego luksusowego charakteru, zmiany w sposobie sprzedaży i promocji to nie jest centralny strzał w stopę? Nieważne, że sportowa edycja będzie – powiedzmy – przystępna, bo i tak wszyscy będą mówili o absurdalnie drogich zegarkach z linii edition, względnie kosztujących tyle co nowy komputer modelach ze „średniej półki”. Popatrzcie na wpisy na technologicznych forach, na wyniki badań na temat przyjęcia tego produktu przez użytkowników iPhone… brak zainteresowania, rezerwa, w najlepszym razie zainteresowanie, ale właśnie raczej droższym modelem. Od plastiku i przystępnej ceny jest Pebble (ten trzeci w rozgrywce o nadgarstek, poza Apple oraz, ogólnie, Google Wear). Czy produkt, który z założenia jest taki sam, dysponuje takimi samymi możliwościami, ma takie same wady i zalety, może być jednocześnie (pomijając kilkanaście gram złota) dla każdego i …właśnie … dla wygranych? Gdzie tu sens, gdzie logika?

9. Aktywność, zdrowie to jedne z najczęściej powtarzanych fraz w przypadku inteligentnego zegarka Apple. Jak to się ma do konieczności codziennego rytuału ładowania (domyślnie, w nocy), gdy jedna z ważnych funkcji takiego zegarka (monitorowanie snu) nie da się z takim scenariuszem pogodzić?

10. Apple podało dość dokładnie jak długo będzie ten zegarek działał. To dobrze. Niestety, pewnie zapobiegawczo, każdy ze scenariuszy opatrzony jest formułką „zależnie od”. I tutaj pytanie za 100 punktów… jeżeli firma zakłada, że podczas pojedynczego cyklu odbierzemy 90 powiadomień (wszelkiej maści, od sms, maili, tweetów, wpisów na fb, notyfikacji z aplikacji etc. etc. etc.) to jest to założenie nie bardzo przystające do rzeczywistości. Korzystam z Pebble i wiem jak to wygląda, to znaczy wygląda to zupełnie inaczej (obawiam się, że nie będzie to nawet średnia, zwyczajnie będzie tego znacznie, znacznie więcej). Innymi słowy te 18 godzin wygląda na optymistyczne założenie, niekoniecznie oddające realia. Dodatkowo pojawia się jeszcze jeden problem – powiadomienia, te wszystkie pulsiki, buźki, interakcje (Siri, przypominajka, czy – jak to ujął sam TC – osobisty asystent od trenowania) – nie dość że mocno nam to działanie na baterii ograniczą to jeszcze spowodują, że zamiast sięgać po telefon (jak mówi statystyka) kilkadziesiąt, maksymalnie kilkaset (300) razy na dzień, będziemy przez cały czas wykonywać pewien zabawny gest, skupiając uwagę na naszym ulubionym nadgarstku. Czy naprawdę o to w tym wszystkim chodzi? Czy brak odpowiedzi na pulsik, buźkę nie spowoduje automatycznie obrazy majestatu? Czy infantylność (bo niestety takie oblicze kreuje samo Apple odnośnie tego produktu) to recepta na sukces? Naprawdę?