Wygląda na to, że unowocześniona wersja iPhone 5 trafi na rynek nie jesienią, a w wakacje 2013 roku. Konferencja prezentująca nowy model ma się odbyć 29 czerwca. To data wskazywana przez źródła zbliżone do producenta, patrząc na kalendarz dość nietypowa, bo przypadająca na sobotę (Apple prezentowało dotychczas swoje produkty w dni robocze). Co ciekawe poza iPhone 5S ma być także zaprezentowany zupełnie nowy model iPada (5 gen), który będzie lżejszy, cieńszy, będzie przypominał dizajnersko obecnego mini. Mniej pewne, choć niewykluczone jest pokazanie mniejszego iPada z Retiną. Apple musi pokazać szybko nowe produkty, bo po zaprezentowaniu przez konkurencję nowych smartfonów z ekranami 1080p firma zaczyna odstawać od tego, co dzisiaj wyznacza standardy na rynku (standardy w topowych modelach telefonów).
Dzięki wybitnie kontrowersyjnej decyzji Apple, o zmianie złącza na – jakże by inaczej – niestandardowy interfejs Lightning (co pociągnęło za sobą zmianę całego ekosystemu peryferiów dostosowanych do złącza 30 pin) producenci mogą ponownie sprzedać to samo, tyle że z nowym dockiem. Genialne? No powiedzmy, dla Apple oraz producentów sprzętu peryferyjnego to same korzyści, dla osób które niedawno rozpoczęły przygodę z mobilną elektroniką Apple to po prostu dostosowanie produktów do ich najnowszych gadżetów, gorzej mają Ci którzy wcześniej zainwestowali w sprzęt wspierający poprzedni standard. Rzecz jasna dużo łatwiej byłoby pogodzić się z modernizacją (która w końcu musiała kiedyś nastąpić), gdyby Apple wybrało standardowe microUSB, no ale nie wymagajmy za wiele… a właściwie to w ogóle nie wymagajmy czegoś takiego jak standardowe interfejsy w przypadku firmy z Cupertino.
Firma B&W zmodyfikowała swój sztandarowy głośnik AirPlay wymieniając w Zeppelinie Air (nasz test) stare złącze na nowe. Tyle. Trochę szkoda, że nie pokuszono się przy okazji o – przykładowo – rozszerzenie możliwości interfejsu USB (niestety z komputera nadal będziemy odtwarzać muzykę o jakości 16/44), tudzież wprowadzenie wyższych częstotliwości próbkowania (via SPDIF mamy 24/96). Szkoda. Można było także, w dobie HD, wprowadzić zamiast kompozytowego wyjścia wideo (w sumie bezużyteczne), coś lepszego. NAD w VISO ONE daje np. komponent gwarantujący znacznie lepszą jakość obrazu. Cena Zeppelina Air „v.2″ nie uległa zmianie, nadal wynosi 600$ (choć wariant z 30 pinowym interfejsem jest obecnie tańszy, a pewnie po wprowadzeniu „nowego” będzie jeszcze tańszy – jak ktoś ma ochotę warto się rozejrzeć… w okolicach 2000 złotych będzie to ciekawa propozycja z gatunku „high-endowa” stacja muzyczna / głośnik bezprzewodowy).
Drugi z zaprezentowanych produktów to reaktywacja (wcześniej wycofano go ze sprzedaży) Zeppelina Mini. Nowy model Z2 poza zmianą docka prezentuje się dokładnie tak samo jak wcześniejszy model. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to że przy okazji B&W postanowił utrzymać pierwotną cenę za sprzęt – uwaga – pozbawiony interfejsu bezprzewodowego. Koszt nowej stacji muzycznej wynosi 400$, czyli sporo więcej niż konkurentów (poprzednik szybko został przeceniony na 299$). Nie wiem czym jest to spowodowane, jakimi czynnikami, ale wydaje się że taka cena to pułap zarezerwowany dla urządzeń z łączem bezprzewodowym, a nie dla docków z głośnikiem. Pewnie tym razem także doczekamy się szybkiej obniżki. Jak ktoś ma nowego iPhone, tudzież któregoś z najnowszych iPodów to od kwietnia / maja będzie mógł zadokować swój telefon/player w Zeppelinie (małym albo dużym). Jeżeli nie potrzebuje docka, ma także do wyboru inną opcję: głośniki bezprzewodowe AirPlay B&W A5 / A7.
Nagłośnienie tego typu, które dobrze sprawdzi się jako element strefowego systemu, głośniki grające w miejscach, w których raczej nie zamontujemy dużego stereo, staje się coraz popularniejsze, powszechniejsze. Niewątpliwie spora w tym zasługa technologii AirPlay oraz dużego nasycenia rynku elektroniką spod znaku nadgryzionego jabłka. Niestety ceny tego typu urządzeń są nadal dość wysokie, choć widać pewien delikatny trend spadkowy (vide obniżka za system Cocoon firmy Denon). Tak czy inaczej nadal trzeba liczyć się z wydatkiem co najmniej 500 złotych, w zamian niekoniecznie otrzymując coś, co może pretendować do miana HiFi (zazwyczaj wręcz odwrotnie).
W przypadku szwedzkiej firmy Audio Pro mamy do czynienia z dość ciekawym urządzeniem, którego główną zaletą jest uniwersalność. Allroom Air One może łączyć się bezprzewodowo bezpośrednio ze smartfonem lub tabletem – bez pośrednictwa istniejącej stacjonarnej sieci WiFi. To spora zaleta, dodatkowo można odtwarzać muzykę za pomocą AirPlay (dla użytkowników produktów Apple) oraz DLNA (Android, Windows). Innymi słowy, nikt nie będzie czuł się pokrzywdzony, pominięty. Głośnik wykorzystuje dwa 4,5-calowe woofery i dwie jednocalowe tekstylne kopułki, a wszystko to zasilane z czterech wzmacniaczy pracujących w klasie D o mocy 25 W każdy. Sterowaniem odtwarzania muzyki zarządza układ DSP. Allroom Air One będzie oferowany w 3 kolorach: białym, czarnym i czerwonym. Niestety ceny na razie nie podano.
Myślę, że tego typu aplikacje będą coraz częściej pojawiały się w ofercie producentów androidowych handheldów. Chodzi o software pozwalający na bezbolesną (no prawie) migrację z iOSa na Androida. Software pozwala na szybki transfer wszelkich osobistych danych z iPhone (podpiętego pod komputer) na nową Xperię. Aplikacja Xperia Transfer umożliwia skopiowanie kontaktów, wiadomości, kalendarza, notatek, zakładek i innych danych. Wspierane telefony to poza najnowszym modelem Z, Xperie V, VC, TC, T oraz TL. Teraz czekamy na kolejny krok – software pozwalający na porównanie zainstalowanego software, pobranie na androidowego handhelda aplikacji zainstalowanych na iPhone (lub ich odpowiedników) z Google Play. Jak się któryś producent (Samsung?) zdecyduje na taki, agresywny ruch, dodatkowo finansując w formie jakiegoś bonu taką aplikacyjną migrację, to decyzja o przejściu z jednej platformy na drugą może okazać się całkiem bezbolesna… Na marginesie, Sony ostatnio pochwaliło się aż 94% wzrostem obrotów w segmencie handheldów. Wynik, trzeba przyznać, imponujący…
Arcam irDAC to rDAC wyposażony w pilota zdalnego sterowania oraz – co warte podkreślenia – cyfrowe wejście dedykowane iHandheldom. Wcześniej pisaliśmy o AIR DACu, który obsługuje jabłkową technologię bezprzewodową AirPlay. Jak widać Arcam postawił na współpracę z elektroniką Apple, jego najnowsze produkty są w pełni dostosowane do obsługi sprzętu z logo nadgryzionego jabłka. Ważne, że nowy produkt to nie tylko wspomniane nowości, to także znacząco poprawione przetwarzanie sygnału poprzez izolację sekcji cyfrowych od analogowych oraz zastosowanie zasilania o ultra niskim poziomie szumu i skrócenie ścieżki sygnału. To wszystko może bardzo pozytywnie odbić się na jakości serwowanego przez nowy przetwornik dźwięku. Także w tym wypadku Arcam zdecydował się na asynchroniczny interfejs USB. Do konwersji cyfrowo-analogowej zastosowano przetwornik Burr Brown PCM1796 oraz 8 oddzielnie stabilizowanych zasilaczy. Prawie całkowicie zminimalizowano zjawisko jittera. Arcam irDAC zaprojektowano tak, aby mógł pełnić funkcję serca cyfrowego systemu audio. Sekcja cyfrowa została zaadaptowana z flagowego modelu przetwornika D33. Wejścia mogą być zmieniane poprzez pilota, który kontroluje również komputery PC, MAC oraz iPoda/iPada oraz iPhone (poprzez protokół HID: Human Interface Device). Niestety cena będzie prawdopodobnie wynosić ok. 600$. Drogo. Poniżej specyfikacja sprzętu…
Pamiętacie test rDACa? To świetna propozycja w cenie do 1500 złotych, jeden z najlepszych przetworników, szczególnie ceniony za bardzo dobrą jakość brzmienia via USB (tryb asynchroniczny). Arcam rozwija linię (rSeries) tańszych DACów, w międzyczasie pojawiło się kilka nowych modeli. Tym razem na rynek trafia odpowiednik ww. przetwornika, tyle że w wersji bezprzewodowej. To w sumie rozwinięcie koncepcji poprzednika, który mógł być opcjonalnie wyposażony w moduł WiFi (działającego z firmowymi nadajnikami dla PC). W tym wypadku chodzi jednak o coś innego, o sprzęt z technologią bezprzewodową Apple, działający w ramach AirPlay. Urządzenie obsługuje standard 802.11 b/g/n, poza tym wyposażono je w port LAN. Obudowa jak widać wygląda identycznie jak w rDACu. Poza podłączeniem wyjściami RCA do dowolnego urządzenia audio, można także skorzystać z opcjonalnego wyjścia optycznego. W ten sposób, AirDAC będzie pełnił funkcję bezprzewodowego procesora dla jakiegoś, wysokiej klasy przetwornika C/A (konwerter bezprzewodowo-cyfrowy). Sprzęt obsłuży pliki hi-res do 24/96 kHz. Cena AirDACa niestety będzie dość wysoka. Na Wyspach urządzenie ma kosztować 399 funtów.
Przeciągają się rozmowy na temat uruchomienia streamingowego serwisu Apple (inteligentnego radia). Firma z Cupertino nie może dość do porozumienia z wytwórniami, zapewne chodzi o …duże pieniądze. Dodatkowo przyczyną dla której do tej chwili nie udało się porozumieć, może być polityka przemysłu fonograficznego, który stawia na innych dostarczycieli treści (m.in. na Spotify), z którymi łatwiej negocjować niż z taką potęgą jak Apple. Warto także mieć w pamięci, że to nie kto inny jak Apple przewrócił do góry nogami cały system dystrybucji, wysadził tradycyjny model funkcjonowania tego biznesu. O tym szefowie wielkich labelów na pewno pamiętają i ostro negocjują. Na razie więc można zapomnieć o rychłym wprowadzeniu tego typu usługi. Co prawda Apple podpisało ostatnio umowę z Dr. Dre (który zarabia krocie na modnych, koszmarnie brzmiących słuchawkach), która ma na celu wypromowanie wspomnianego serwisu, ale jak widać na efekty przyjdzie jeszcze długo poczekać. Największą przeszkodą jest postawa Sony. Apple planowało uruchomienie nowej usługi w pierwszym kwartale 2013 roku. Wg. analityków chodzi o coś przypominającego Pandorę (inteligentna rozgłośnia), a nie takie serwisy jak Spotify czy Deezer.
To, że Apple pracuje w pocie czoła nad inteligentnym zegarkiem nie jest dla nikogo specjalnym zaskoczeniem. Spadające ceny akcji, pewien zastój w portfolio produktów giganta z Cupertino mobilizuje do pokazania światu nowych, przełomowych urządzeń z logo nadgryzionego jabłka na obudowie. Jednym z nich, kto wie czy nie najzyskowniejszym, ma być iWatch. Nad projektem pracuje obecnie 100 inżynierów, designerów oraz programistów Apple, firma złożyła przy okazji aż 79 wniosków patentowych, gdzie występuje słowo nadgarstek. Generalnie w tym roku prawdopodobnie do sklepów trafią dwa, zupełnie nowe produkty. Poza wspomnianym zegarkiem, na rynku pojawi się także (mityczny) telewizor. Wiadomo na 100% że trwają prace nad takim urządzeniem, choć nie przesądza to ani momentu debiutu, ani… tego czy odbiornik znajdzie się na sklepowych półkach. Tak czy inaczej, wg. analityków Bloomberga, to własnie iWatch będzie prawdziwą maszynką do drukowania pieniędzy. Ocenia się, że sprzedaż tego gadżetu wygeneruje 6 mld dolarów. Mniej niż w przypadku wspomnianego TV, ale jako że marża na zegarkach sięga aż 60%, Apple zarobi na nich więcej niż na odbiornikach telewizyjnych (tutaj trzeba będzie skalkulować cenę pod kątem konkurencji, co będzie bardzo trudne). Obrazek to oczywiście jedna z licznych impresji nt. „jak mógłby taki zegarek wyglądać, gdyby…”
Takie nieoficjalne informacje pojawiły się ostatnio w sieci. Wyposażenie inteligentnego zegarka w pełną wersję iOSa na pewno ułatwi proces aktualizacji, pozwoli na implementację wielu funkcji, ale… stopień skomplikowania, a co za tym idzie, wysoka cena mogą poważnie wpłynąć na rynkowy debiut gadżetu. Co prawda Apple jest tutaj w nieco innej, chyba lepszej sytuacji niż Google – w przypadku Androida jego natura stanowi spore utrudnienie w przypadku takiego, dodatkowego, współpracującego z handheldem urządzenia. Przekonało się o tym Sony – jego produkt nie znalazł uznania wśród konsumentów, paru innych producentów także próbowało szczęścia, jednak bez powodzenia. Właściwie jedynymi udanymi debiutami w nowym segmencie inteligentnych zegarków są prostsze konstrukcje, oparte na niezbyt skomplikowanym oprogramowaniu, zdolne jednak do rozszerzenia funkcjonalności przez dodatkowe aplikacje (mam tu na myśli Pebble oraz produkty sygnowane przez Nike). Apple stoi jednak przed dylematem. Jeżeli nowa odsłona iOS wprowadzi radykalne zmiany, zegarek z pełnym systemem może jw. nie być najlepszym pomysłem. Obecna wersja iOSa bardzo dobrze „się skaluje” – jest obecna we wszystkich dotykowych handheldach, poza tym jej wariant stanowi firmware Apple TV. Kto wie, czy nie najlepszą drogą byłby powrót do poprzedniego iPoda Nano, oczywiście z pożądanymi zmianami konstrukcyjnymi? Pojawiły się również doniesienia na temat spodziewanej daty premiery zegarka – ta ma nastąpić jeszcze w tym roku, a dokładnie w okresie przedświątecznym.
Okazuje się, że wprowadzenie do sprzedaży iPada Mini było przysłowiowym strzałem w dziesiątkę. Pamiętacie sceptycyzm Steve Jobsa odnośnie małych tabletów? Cóż, legendarny CEO Apple widać mylił się w tej sprawie. Dowodem na to jest wyśmienita sprzedaż małego iPada. Obecnie 60% wszystkich tabletów Apple, które trafiają do klientów to iPad Mini, który w ten sposób zdetronizował modele 9.7 calowe (warto zaznaczyć, że firma z Cupertino sprzedaje dwa modele większych tabletów – iPada 2 oraz iPada 4). Firma chce w tym roku sprzedać 88 milionów tabletów, z czego aż 55 milionów mniejszego modelu. Z 33 milionów większych iPadów, znaczna część sprzedaży przypadnie nowemu iPadowi 5, który jak mówi się nieoficjalnie będzie wyglądał podobnie do sprzedawanego obecnie modelu mini. Ten ostatni także przejdzie kurację odmładzającą, choć tutaj zdania są podzielone. Niektórzy mówią o szybkim wprowadzeniu urządzenia wyposażonego w ekran Retina, inni powątpiewają w szybką premierę, nie bez racji tłumacząc, że obecna wersja sprzedaje się świetnie i Apple nie musi się spieszyć (koszt wysokorozdzielczego wyświetlacza na pewno wpłynie negatywnie na zysk firmy, bo wątpliwie żeby nowy model był droższy od starego).