Integracja technologii konkurencyjnych firm to coś, co należy wypunktować i pochwalić. Nie często się zdarza, że dwóch rywali ostro rywalizujących na rynku oferuje możliwość integracji produktów, które ściśle związane są z rozwijanym przez firmy własnym ekosystemem. Oczywiście taka współpraca jest z korzyścią dla klientów, którzy nie są „skazywani” na jedynie słuszne urządzenia z określonym logo. I tak właśnie jest w wypadku Airtihgt, pozwalającego na integrację Apple TV (bezprzewodowy przesył obrazu i dźwięku z handheldów Apple) z platformą Google TV. Co prawda na razie natrafimy na liczne ograniczenia – oprogramowanie pozwala na przesył wideo, nie da się streamować w ten sposób muzyki (audio rzecz jasna jest transferowane na urządzenie z GTV, jednak na razie nie jest to zintegrowane z odtwarzaczem muzycznym), nie ma trybu lustrzanego, nie prześlemy także niczego z DRM. Tak czy inaczej za 99 centów można połączyć swojego iPada z set-top-boksem GTV co jest jak najbardziej użyteczną funkcją. Miejmy nadzieję, że z czasem Airtight pozwoli na przesył obrazu i dźwięku bez żadnych ograniczeń.
Nie zawsze najpopularniejszy znaczy dobrze. W tym wypadku gwałtowny przyrost użytkowników, stale rosnąca popularność Androida, który od wielu miesięcy utrzymuje się na miejscu lidera wśród systemów mobilnych, powoduje jednocześnie niepokojący wzrost różnego rodzaju szkodliwego oprogramowania oraz spamu (aplikacji, których jedynym celem jest zalanie nas irytującymi reklamami). Malware staje się sporym problemem dla użytkowników mobilnego OS Google. Aż 55% aplikacji, które zawierają kod szpiegujący, wysyła w tle informacje do spamerów, do tego dochodzą tysiące sms-ów z niechcianą treścią. W przypadku tych ostatnich chodzi tutaj m.in. o trojany, nabijające rachunek, niezwykle niebezpieczne, dobrze znane polskim użytkownikom każdej mobilnej platformy. To problem szerszy (jak widać) choć wiele zagrożeń dotyka osób korzystających na co dzień z Androida. Przyczyną tego stanu rzeczy jest brak weryfikacji oprogramowania w Markecie oraz dziesiątki tysięcy aplikacji, które są udostępnione obok oficjalnego kanału dystrybucji. To wszystko powoduje wręcz dramatyczny rozrost niechcianego oprogramowania, jak podają najnowsze badania od lipca br zanotowano aż 472% wzrost tego typu aplikacji (zawierających mechanizmy szpiegujące, spamujące etc). Poza wspomnianymi wadami dotyczącymi sposobu dystrybucji i braku wersyfikacji, dochodzi jeszcze fragmentacja systemu – ocenia się, że aż 90% smartfonów z Androidem narażonych jest na szpiegowanie i różnego rodzaju ataki! To pokazuje skalę problemu. Właściwie każdy producent nie nadąża z łataniem i aktualizowaniem swoich produktów, dotyczy to nawet najnowszych modeli, nie mówiąc już o starszych handheldach, które będą przez długi czas „psuć” statystki Google`owi. Niestety zwolennicy wolności kodu, braku restrykcji muszą przyznać, że model wypracowany przez Apple sprawdza się bez porównania lepiej. W tym przypadku developerzy wiedzą, że czeka ich krótka piłka ze strony producenta sprzętu – w najlepszym wypadku odrzucenie danej aplikacji, w najgorszym stały ban i brak możliwości zarabiania w ramach App Store. Oczywiście istnieje alternatywa w postaci drugiego obiegu (po jailbreak`u) , jednak użytkownik decydujący się na złamanie zabezpieczeń, rezygnuje jednocześnie z bezpieczeństwa jakie oferuje oficjalny kanał dystrybucji. Niestety nie ma widoków, aby ten trend się zmienił, aby udało się powstrzymać zalew niechcianego oprogramowania w przypadku Androida. Analitycy radzą użytkownikom, aby pomyśleli za w czasu o antywirusowym oprogramowaniu dla swojego handhelda. Rzecz jasna można na to patrzeć przez pryzmat lobbingu firm zajmujących się ochroną antywirusową, proponujących różnego rodzaju oprogramowanie oraz technologie zapobiegające niechcianemu oprogramowaniu. Niestety sami użytkownicy coraz częściej narzekają na zalew różnego rodzaju śmieci. Wygląda na to, że dodatkowa moc jaką dysponują nowe generacje androidowych urządzeń bardzo się przyda. Szkoda tylko, że będzie wykorzystana w tak bezproduktywny sposób…
Jak pewnie część z Was wie, HD-Opinie.pl już od jakiegoś czasu obecne jest na Facebooku, co widać zresztą w prawej kolumnie. Zbyt wielu fanów nie mamy, ale wszyscy od czegoś zaczynali, a też pokornie muszę przyznać, że zbyt wiele się tam nie dzieje. Nie mniej jednak statystyki są nieubłagane, cały czas czytelników nam przybywa, to trzeba będzie też wreszcie rozkręcić społeczność, która lubi sobie poczytać nasze informacje i testy, pierwszym krokiem ku temu jest… założenie strony na Google+, którą możecie już dodać do obserwowanych.
Serdecznie zachęcam do obserwowania nas na jednym bądź obu portalach społecznościowych, za jakiś czas mogą tam się pojawić ciekawe wpisy, szczególnie dla łowców konkursów. W menu po prawej stronie znajdziecie też odnośnik do naszego Forum, póki co nic się tam nie dzieje, ale jeśli macie pytania dotyczące naszej specjalności, czyli RTV, audio czy ogólnie nowych technologii, to nie ma się czego wstydzić . Odpowiadamy nawet na te najprostsze i z chęcią doradzimy w razie wątpliwości podczas wyboru TV, amplitunera czy zestawu głośników. Wiemy, że nas czytacie i będzie nam bardzo miło, jak stworzymy wokół HD-Opinie.pl świetną społeczność.
Ostatnio Eric Schmidt, CEO Google, wypowiedział się na temat nowej usługi rozpoznawania mowy, zaimplementowanej w najnowszym smartfonie Apple iPhone 4S. Zdaniem szefa konkurencyjnej firmy, Siri może być potencjalnie „zabójcą Google”. Schmidt dostrzega spore zagrożenie dla własnego ekosystemu usług opierających się, jakby nie patrzeć, przede wszystkim na wyszukiwaniu informacji. Co gorsza (dla Google) nowa usługa może być także dość prosto powiązana z reklamami (analiza tego co mówimy do telefonu, a następnie pozycjonowanie użytkownika w iAd ) co godzi w podstawę biznesu Google… w firmie większość przychodów generują reklamy. Co prawda na razie Siri można określić mianem bety, nowa usługa nie pokazuje całego potencjału, jednak jak widać niektórzy już nerwowo przebierają nogami. Podsumowując, zdania na temat wprowadzonego przez Apple systemu rozpoznawania mowy (oraz wyszukiwania informacji) są podzielone. Część branży, szczególnie ta która produkuje własne telefony, uważa że gadanie do telefonu nie jest najbardziej użyteczną rzeczą, pozostaje sceptyczna co do praktycznego wykorzystania Siri. Google uważa, jak widać, inaczej – CEO firmy upatruje w produkcie Apple potencjalnego zagrożenia dla własnego biznesu. Oczywiście Schmidt dostrzega także silną konkurencję na polu wyszukiwania informacji – zalicza do niej między innymi: Binga oraz Yahoo oraz wyspecjalizowane silniki oferowane przez Kayak, Amazon, WebMD czy eBay.
To zła wiadomość dla Google, bo oznacza że większość użytkowników najnowszej usługi Google, będącej alternatywą dla Facebooka, to „martwe dusze”. Dużo ludzi zarejestrowało się w Google+ (widać to choćby po liście bliskich kontaktów, gdzie widać wielu znajomych), tylko co z tego, jak większość zarejestrowanych nie korzysta z najnowszej propozycji Google? Ile osób założyło sobie konto? Odpowiedź brzmi – 10 milionów. To całkiem sporo jak na dwa miesiące funkcjonowania (w tym niecały miesiąc działania z dostępem dla wszystkich chętnych). Niestety większość osób po założeniu konta ani razu nie zalogowała się do Google+. Zapewne duża cześć z nich nadal korzysta z fb, co utrudnia migrację, siła przyzwyczajeń jest mocna, trudno w stosunkowo krótkim czasie przestawić się „na nowe”. Co ciekawe najwięcej użytkowników Google+ rekrutuje się spośród studentów. Wcześniej, zaraz po starcie dominowali inżynierowie. Platforma socjalna dla geeka? ;-] Poniżej bardzo interesująca ikonografia stworzona przez Bime Analytics przedstawiająca wszystkie informacje dotyczące kwestii związanych z użytkowaniem Google+ po kilkunastu tygodniach od momentu uruchomienia (szczerze polecam, bardzo czytelnie to wszystko przedstawiono)…
Chodzi rzecz jasna o Windowsa Phone 7 oraz niedawną, jeszcze gorącą informację o zakupieniu za 12 miliardów dolarów Motorola Mobile przez Google. Zdaniem Finów, czy może raczej CEO Nokii, transakcja twórcy Androida stawia innych producentów androidowych handheldów w nieciekawym położeniu. Ta wypowiedź jest odpowiedzią na falę krytyki jaka pojawiła się zaraz po decyzji o postawieniu wszystkiego (dosłownie, vide zakończenie wsparcia Symbiana i faktyczne uśmiercenie MeeGo) na Windowsa Phone 7. Fiński producent uważa, że w przyszłości firmy produkujące androidowy sprzęt będą musiały pogodzić się z rosnącą dominacją duetu Google-Motorola, który jako pierwszy będzie wypuszczał na rynek sprzęt z najnowszymi wersjami oprogramowania, dodatkowo zapewniając najlepsze (lepsze) wsparcie, siłą rzeczy konkurując (ostro) z pozostałymi korporacjami, takimi jak HTC, LG, Samsung, Sony Ericsson etc. Co ciekawe po raz kolejny Nokia podkreśla znaczenie swojego specjalnego statusu, specjalnego partnerstwa z Microsoftem. Wygląda na to, że niedawny zapowiedziany zakup Google firma widzi w kontekście swojego podwórka i uważa (pytanie czy słusznie), że zasady ścisłej współpracy, opracowywania nowych produktów, działań na rzecz całego ekosystemu będą w obu przypadkach podobne, jeżeli nie identyczne. Rodzi się zatem pytanie, a właściwie dwa pytania… to, że Motorola stanie się częścią Google, po finalizacji transakcji jest oczywiste, jednak w przypadku Nokii mowa była o tym, że obie firmy (MS i Finowie) działają w pełni autonomicznie, że chodzi jedynie o dość ścisłą współpracę, a nie de facto przejęcie. Czy faktycznie do dzisiaj krytykowany deal między MS a Nokią nie ma drugiego dna? Poza tym można by zapytać jak ma wyglądać przyszłość WP7, który podobnie jak Android, przynajmniej na razie, nie jest na wyłączność, korzystają z niego liczni producenci oferujący swoje produkty wyposażone w najnowszy system mobilny z Redmond? Jak widać, zdaniem Nokii, firmy które zaangażowały się w rozwój platformy mogą mieć spore problemy, nie mogąc w praktyce konkurować na równych zasadach z twórcą oprogramowania wypuszczającym na rynek swój sprzęt. Jest w tym stanowisku Nokii sporo sprzeczności…
Motorola Mobile znalazła się na celowniku Google. Firma chce wyłożyć ponad 12 miliardów dolarów za mobilny dział produkcji Motoroli, co oznacza że twórca Androida jest skłonny zapłacić o 60% więcej za akcje, patrząc na ich wartość sprzed ogłoszenia decyzji o zakupie. Oczywiście transakcja musi zyskać aprobatę rynkowych regulatorów, ocenia się że dojdzie do skutku przed końcem bieżącego roku. Co to oznacza w praktyce dla klientów, dla branży? Warto zauważyć, że zaraz po podaniu informacji Google wystosowało oświadczenie, w którym zapewnia wszystkich partnerów o wsparciu oraz otwartości androidowej platformy – to tak na wszelki wypadek, gdyby HTC, Samsung, LG i paru innych wielkich producentów poczuło się zagrożonych syntezą androidowego software oraz hardware. Decyzja niewątpliwie pomoże szybciej wprowadzać na rynek gotowe, dopracowane rozwiązania, sprzęt który będzie mógł realnie konkurować z produktami Apple. Do tej pory, zazwyczaj, Google goniło firmę z Cupertino, szczególnie było i jest to widoczne w przypadku tabletów. Własny, rozbudowany dział hardware to coś, czego Google do tej pory nie miało, a przecież – jak pamiętamy – próbowało raczej z mizernym skutkiem wprowadzić na rynek własne telefony (pod marką Nexus, produkowane przez partnerów: HTC oraz Samsunga). Wydatek 12 miliardów to spora inwestycja, jednak w przypadku Motoroli nie chodzi tylko o wykwalifikowaną kadrę, gotowe czy opracowywane projekty …chodzi także o pokaźną liczbę patentów. Google w ten sposób chce „zabezpieczyć przyszłość Androida”, stając się nie tylko dostarczycielem software, ale także wiodących rozwiązań sprzętowych. Być może wreszcie uda się pokazać (przed Apple?) doskonalszy od iPada tablet, nowego Xooma, poza tym firmie z Cupertino trudniej będzie walczyć na pozwy z każdym (blokada sprzedaży najnowszych tabletów Samsunga oraz tabletu Motoroli w UE), kto zdaniem Jobsa narusza własność intelektualną jabłkowej korporacji. To znaczące wsparcie dla całej platformy, niebawem przekonamy się na ile ta transakcja wpłynie na branżę, to znaczy czy uda się przekuć zakup w sukces rynkowy.