Plotki o tym, że w końcu pakiet biurowy MS pojawi się na urządzeniach mobilnych Apple są rozpowszechniane od dawna. Tym razem źródło informacji to Mary Jo Foley – osoba znakomicie zorientowana w planach Microsoftu, dziennikarka portalu ZDNet. Jej zdaniem takie oprogramowanie trafi do App Store wcześniej niż nam się wydaje, a dokładnie w pierwszej połowie bieżącego roku. Co ciekawe, aplikacje w wersji specjalnie dostosowanej do dotykowej obsługi trafią na urządzenia z iOSem wcześniej niż dedykowane warianty Worda, Excela oraz PowerPointa dla tabletów z Windows 8.1 (RT). Oznacza to prawdziwy przewrót kopernikański w myśleniu szefostwa MS – całość zbiegnie się zapewne z wyborem nowego kierownictwa. Zresztą sam Steve Ballmer, były CEO, w rozmowie z MJF mówił o tego typu scenariuszu. Nowa wersja pakietu, zwana Gemini, trafi nie tylko na iPada, ale także na urządzenia z Androidem. Taki ruch wydaje się całkiem logiczny. W końcu to właśnie Android jest obecnie najpopularniejszą platformą mobilną, iPad zaś absolutnie zdominował rynek tabletów użytkowanych przez biznes. Ocenia się, że ponad 90 procent urządzeń w biznesie to dotykowa płytka Apple.
O tej linii chipów pialiśmy już, wyrażając nadzieję, że któryś z producentów mobilnej elektroniki (masowy producent, dodajmy) wprowadzi kość do swoich smartfonów, tabletów. Byłaby to niemała rewolucja w dziedzinie przenośnego grania. Wszelkie DAPy to nisza, ich sprzedaż nigdy nie osiągnie poziomu najpopularniejszych telefonów (nawet tych z wysokiej półki, a więc takich, które mogłyby teoretycznie konkurować z wysokiej klasy odtwarzaczami audio), wprowadzenie topowych rozwiązań do telefonów byłoby nie tylko ukłonem w stronę wymagającego klienta… finalnie, zyskali by wszyscy. Lepsza jakość rozmów, możliwość transmisji czystego, pozbawionego kompresji głosu (także w aplikacjach do wideokonferencji) to coś, czego oczekuje każdy użytkownik handhelda. Wprowadzenie takiego procesora współgrałoby z obecnym trendem – oferowaniem przez popularne serwisy streamingowe możliwości strumieniowania muzyki w bezstratnych formatach. To, wraz z wprowadzeniem dużo doskonalszych, lepszych układów w samych telefonach może zaowocować znacznym wzrostem zainteresowania lepszą jakościowo muzyką, także 24 bitowymi plikami.
Jak wspomniał jeden z wysoko postawionych pracowników Wolfson Microelectronics, chodzi tutaj o to by przenieść doświadczenia z salonu, doświadczenia płynące z odsłuchu wysokiej klasy stereo, do mobilnego świata. Innymi słowy odpowiedniej jakości słuchawki, wraz z urządzeniami mobilnymi wyposażonymi w takie, jak tytułowe, procesory dźwięku mają zagwarantować podobne wrażenia, pozwolić na słuchanie muzyki w bezstratnej kompresji, muzyki hi-res na smartfonie czy tablecie. W skrócie, nowy WM51102S to odpowiednik montowanego w wielu drogich odtwarzaczach, przetwornikach C/A układu WM8741. I nie ma tu przesady, bo podstawowe parametry kości faktycznie są znakomite, wręcz wyczynowe – mamy więc 120dB odstęp sygnału od szumu, mamy zintegrowane, zaawansowane filtry Master HiFi, których głównym zadaniem jest optymalizacja odtwarzania materiału 24 bitowego. To właśnie wspomniane filtry mają pozwolić granie jak z topowego stereo, pozwolić na uzyskanie bezkompromisowej jakości dźwięku. Warto podkreślić przy tym, że układ jest nie tylko dalece zminiaturyzowany, ale także bardzo energooszczędny, co jest jednym z kluczowych warunków zastosowania go w urządzeniach mobilnych. Kto zatem zdecyduje się na instalacje w swoich handheldach audiofilskiego DAC-a? Wiele wskazuje na to, że będzie to Samsung (ma już doświadczenia w swojej linii Galaxy S), być może zainteresowanie wyrazi Apple, względnie Microsoft wraz z Nokią.
Poprzednik grał, jak na mikre rozmiary oraz najsłabsze jakościowo łącze bezprzewodowe (Bluetooth) bardzo dobrze. Nie tylko głośno, zadziwiająco głośno, jak na naprawdę miniaturową wielkość, ale do tego bardzo czysto. A to – w przypadku BT – spore osiągnięcie, szczególnie że mówimy o urządzeniu bez wsparcia dla kodeka aptX, który niweluje główne wady transmisji bezprzewodowej w „sinozębnym” standardzie. Do tego, jak to u Bose, nienaganna jakość wykonania (jest drogo, ale widać za co płacimy), wbudowana bateria… Na rynek trafił właśnie następca malucha, tym razem głośnik nam nieco urósł. Może się to przełożyć na jeszcze lepsze możliwości brzmieniowe, szczególnie że SoundLinka III wyposażono w aż cztery neodymowe przetworniki oraz dwa przeciwstawne radiatory pasywne. Nowy DSP ma pozwolić na głośniejsze granie, przy zachowaniu naturalności oraz dobrego odwzorowania poszczególnych zakresów dźwięku. Designersko nowość nawiązuje do stylu bauhaus, może się podobać minimalistyczna w formie, prosta stylistyka. Bose, będąc pewien swoich możliwości w zakresie ujarzmiania bezprzewodowego interfejsu BT, także w tym wypadku zdecydował się na klasyczne rozwiązanie – nie ma mowy o aptX, jest standardowy rodzaj transmisji A2DP. To, biorąc pod uwagę sporą cenę, trudno uznać za zaletę, z drugiej strony pamiętam naprawdę dobrą jakościowo transmisję w poprzedniku. Cóż, zobaczymy w teście jak to gra.
Podobnie jak we wcześniejszym modelu, także w przypadku SoundLink III sprzęt został wyposażony w litowo-jonowy akumulator, mający zapewniać nawet do 14 godzin odtwarzania muzyki na jednym naładowaniu. To duży progres, bo poprzednik mógł realnie grać maksymalnie do 10 godzin (typowo 8). Pytanie, czy te 14 dotyczy scenariusza cichego odsłuchu, czy też grania na poziomie 50-60% skali głośności? Głośnik waży niewiele ponad 1 kg, do tego jest bardzo kompaktowy, to gabaryty większej książki. Cena sprzętu wynosi 1299 złotych. To sporo, szczególnie, że mówimy o urządzeniu ze zwykłym BT, bez DLNA (WiFi) czy technologii AirPlay. Na ocenę trzeba poczekać do odsłuchów – sprawdzimy czy ponownie będzie to najlepiej brzmiące źródło Bluetooth bez obsługi kodeka aptX, czy faktycznie da się nim nagłośnić większe pomieszczenie? Nasz test SoundLinka to kolejna recenzja z cyklu „nowe audio”, urządzeń odległych od tradycyjnych zestawów muzycznych, jednocześnie coraz częściej uzupełniających, bądź „zastępujących” klasyczne rozwiązania. Napisałem „zastępujących”, bo często nabywcy nie są w ogóle zainteresowani typowymi zestawami stereo, obejmującymi kolumny, elektronikę… chcą coś lifestylowego, coś kompaktowego, dodatkowo dopasowanego do wyglądu nowocześnie urządzonych wnętrz. Niektóre produkty, jak choćby przetestowany przez nas Bowers&Wilkins Zeppelin Air udowadniają, że taki wybór niekoniecznie musi być obarczony jakościowym kompromisem, choć oczywiście dwie wysokiej klasy kolumny zawsze sprawdzą się (z zapasem) lepiej od tych wszystkich strumieniujących głośników.
Dwa lata temu Motorola sprzedała Google swój mobilny biznes za 12 miliardów dolarów. Była to jedna z największych tego typu transakcji w historii. Teraz Google sprzedaje Lenovo dział mobilny za niecałe 3 miliardy… gdzie tu, wzmanikowany w tytule, dobry interes?! Wystarczy przyjrzeć się co dokładnie trafia do Chińczyków. Google postanowiło sprzedać to, co przynosi straty, nadal nie jest rentowne (choć powoli wychodzi na prostą). Dokładnie sprzedano oddział zajmujący się produktcją handheldów (strata za ostatni rok – 250 mln $) oraz ok. 2000 patentów. Google pozostawiło sobie ponad 8000 patentów, które pierwotnie przejęło przed dwoma laty, poza tym internetowy gigant nadal będzie właścicielem działu zaawansowanych technologii, R&D (ciekawe co z projektem Ara – smartfona z klocków?), który nie zostanie sprzedany Lenovo i pozostanie w portfolio firmy z Mountain View. Innymi słowy pozbyto się balastu, a dosadniej wyrzucono za burtę wydmuszkę. Pytanie jaki to będzie miało wpływ na rozwój własnych rozwiązań mobilnych w przypadku Google? Mówiło się, że zakupiony dział handheldów Motoroli będzie odpowiedzialny za wprowadzenie do sprzedaży nowych produktów z serii Nexus. Jak widać, taki scenariusz się nie ziści. Czy Nexus będzie nadal egzystował na rynku w dotychczasowej formule (produkcja zlecana największych, androidowym producentom handheldów)? Trudno powiedzieć, bo tanie i dość dobrze wyposażone (średnia i górna półka) urządzenia sprzedawane są w bardzo atrakcyjnych cenach, co wpływa niekorzystnie na biznes wszystkich, którzy oferują androidowe handheldy, szczególnie topowe modele. Niebawem przekonamy się jak to będzie wyglądać w przyszłości. Kto wie, być może to wersje Google Edition (czysty Android) smartfonów oraz tabletów z górnej półki zastąpią serię Nexus? Względnie Google zaskoczy nas jakimś nowym, własnym projektem (jw. Ara?)? Lenovo dzięki transkacji będzie mogło umocnić swoją pozycję na rynku mobilnym – ostatnio radzi sobie na nim coraz lepiej (m.in. androidowe smartfony wyposażone w podzespoły Intela). Pytanie, kiedy produkty Chińczyków trafią do nas, do Europy? Niewątpliwie zakup Motoroli to doskonała przepustka na amerykański rynek.
Nowe dokanałówki HIFIMANa to propozycja dla osób szukających bezkompromisowych rozwiązań w dziedzinie mobilnego odtwarzania muzyki. Dotychczasowa oferta w tym zakresie koncentrowała się na produktach masowych, budżetowych. Tym razem chodzi o coś innego – to produkty, które mają stanowić idealne uzupełnienie dla high-endowych odtwarzaczy w rodzaju debiutującego DAPa HM-901 (szczególnie mam tu na myśli RE-600). Ciekawe jak tytułowe modele poradzą sobie w konfrontacji z wysokiej klasy IEMami Westone, EarSonic?
Warto zauważyć, że topowe słuchawki RE-600 Songbird posiadają unikalne na skalę światową opatentowane rozwiązanie technologiczne w postaci specjalnej powłoki na pojedynczym tytanowym przetworniku. Ponadto, słuchawki występują w wersji z kablem zbalansowanym, dedykowanym do pracy z zaprezentowanym w ubiegłym miesiącu odtwarzaczem przenośnym (wspomniany HM-901). Drugi model – RE-400 – to propozycja z zakresu do 500zł. Model, który warto uwzględnić, gdy w kręgu naszych zainteresowań pojawi się opisany poniżej odtwarzacz HM-601SE. Postaramy się zdobyć omawiane produkty do testów, szczególnie Songbirda (test AK240, HUGO oraz HM-901… do tego takie, topowe dokanałówki będą niezbędne). Jak wspominałem, nie jestem miłośnikiem tego typu słuchawek, nasz redakcyjny sprzęt to bez wyjątku modele nauszne, jednakże w przypadku wspomnianych urządzeń mobilnych dokanałówki będą niezbędnym elementem toru). Poniżej dane techniczne dotyczące tytułowych słuchawek…
HiFiMAN, producent, który zapoczątkował globalny trend produkcji wysokiej klasy odtwarzaczy przenośnych wprowadza na polski rynek limitowaną serię swojego najpopularniejszego urządzenia – legendarnego ze względu na swoje brzmienie i wygląd modelu HM-601. W przeciwieństwie do wielu innych limitowanych produktów HiFiMAN postawił na zmiany wewnątrz urządzenia rezygnując z doposażania sprzętu w zbędne gadżety. Dzięki temu w cenie o 10% wyższej HM-601LE zyskał podzespoły swojego dwukrotnie droższego starszego brata HM-602, między innymi: przetwornik DAC TDA1543, moduł wzmacniacza słuchawkowego: Burr-Brown OPA2107.
Testowaliśmy na naszych łamach model HM-602SE (patrz tutaj). Sprzęt był o 80% droższy od omawianego urządzenia. Innymi słowy nowość wygląda na niezłą okazję – w dużo niższej cenie można kupić sprzęt wyposażony w bardzo dobre, charakteryzujące się świetnymi walorami brzmieniowymi komponenty. Taki ruch ze strony producenta należy jednoznacznie pochwalić. Zobaczymy, może uda się wykroić nieco czasu na szybki test (jesteśmy obecnie zawaleni pracą ). Specyfikacja nowego produktu poniżej, w rozwinięciu…