W Stanach przeprowadzono bardzo ciekawe badania poświęcone awaryjności sprzętu. Nie chodziło o wady fabryczne, a o uszkodzenia czy zniszczenia będące efektem użytkowania sprzętu przez jego właścicieli. Wyniki są – trzeba przyznać – porażające. Smartfony były bardziej „molestowane” przez użytkowników niż tablety, w przypadku których tylko 10 proc. zostało uszkodzonych (w zeszłym roku). Najnowsze dane wskazują, że przypadkowe uszkodzenie iPhone jest 10-krotnie bardziej prawdopodobne niż kradzież lub zgubienie urządzenia. „Jesteśmy zdumieni, jak wielu ludzi upuszcza swoje telefony do toalety” – powiedział Ty Shay, szef marketingu w SquareTrade. Z analizy danych wynika, że aż 50 proc. użytkowników iPhone’ów poniżej 35. roku życia uszkodziło swoje urządzenie. W sumie uszkodzone telefony z logo nadgryzionego jabłka od chwili premiery pierwszego modelu kosztowały konsumentów, bagatela, 6 miliardów dolarów (naprawy, wymiana na nowe po okresie gwarancyjnym, wyższy koszt ubezpieczenia etc). Wygląda na to, że zakup smartfona to dopiero początek złotych żniw dla producenta oraz tych, którzy czerpią korzyści ze sprzedaży, serwisu, ubezpieczeń powiązanych z handheldami. Ciekawe jak to wygląda u nas?
Do polskich sklepów trafił właśnie najnowszy tablet firmy GOCLEVER – TAB R973. Podstawowymi atutami urządzenia są: najnowszy Android 4.1 Jelly Bean, wydajny, dwurdzeniowy procesor RockChip RK3066, czterordzeniowa karta graficzna oraz 9,7-calowy ekran IPS. Dzięki najnowszemu systemowi operacyjnemu, sprzęt będzie dysponował najlepszym, najszybszym Androidem, wyposażonym w nowe, unikalne technologie, których nie znajdziemy w poprzednich wersjach mobilnego OS Google. Cenę urządzenia, które jest już dostępne na polskim rynku, ustalono na 759 zł (!). Najnowszy produkt GOCLEVER objęty jest 24-miesięczną gwarancją (z tego 12 miesięcy w systemie door-to-door). Poniżej przedstawiamy więcej szczegółów na temat tego ciekawego produktu…
Amazon nie zawiódł. Poza czytnikiem PaperWhite, o którym już wspominaliśmy, pozwalającym na czytanie w ciemnościach (bingo!), wyposażonym w wyświetlacz pojemnościowy (119$ wersja WiFi, 179$ za 3G), nie ma tu mowy o jakiś rewolucyjnych produktach – nowe warianty Kindle Fire to unowocześnione wersje poprzedniego modelu, choć warto zauważyć że model HD ma konkurować z iPadem (poniżej specyfikacja), rewolucyjne natomiast są z całą pewnością ceny. Amazon niewątpliwie dokłada do interesu (hardware), ale to nie jest problem. Strategia Amazona to terminal zakupowy, który pozwoli na wzrost zainteresowania ofertą największego, internetowego marketu, gdzie można kupić praktycznie wszystko. Chodzi o to, by sprzedać jak najwięcej muzyki, filmów, seriali, książek i Kindle w obu wariantach, czytnika oraz tabletu, idealnie się do tego celu nadaje. Zdaniem analityków rynku to właśnie Amazon, nie Google, nie Microsoft, ma największą szansę powalczyć z Apple, bo oferuje coś co jest adekwatną dla iTunes alternatywą.
Pierwszą z zademonstrowanych nowości jest wersja oryginalnego Kindle Fire (7 cali), która kosztuje teraz zaledwie 150 dolarów. Ekran pozostał bez zmian, natomiast zmieniono resztę specyfikacji: dano dwa razy więcej RAM-u (1 GB), wprowadzono wydajniejszy o ok. 40 proc. procesor (TI OMAP 4430) i lepszą, bardziej pojemną baterię. Odświeżony Kindle Fire zadebiutuje na rynku już 14 września tego roku. Drugi z modeli to model z ekranem o wyższej rozdzielczości (HD). Specyfikacja wygląda następująco: dziesięciopunktowy ekran multitouch o rozdzielczości 1280×800 pikseli (IPS), dwurdzeniowym procesorem TI OMAP 4460 o częstotliwości taktowania 1,2 GHz, 1 GB-em RAM-u, radiem Bluetooth, kamerką internetową, złączem microHDMI i baterią pozwalającą ponoć na 11 godzin nieprzerwanej pracy z urządzeniem. Całość zamknięto w obudowie o wymiarach 193 x 137 x 10,3 mm i wadze 395 gramów. Za 7-calowy tablet Kindle Fire HD trzeba będzie zapłacić co najmniej 199 dolarów (16 GB), a jego bardziej pojemna, 32 GB-owa wersja to wydatek rzędu 249 dolarów. Premiera, jak w wypadku ulepszonego Fire – już 14 września.
Jeszcze lepiej wygląda flagowy model…. 8,9-calowy Kindle Fire HD z 10-punktowym ekranem multitouch IPS o rozdzielczości 1920 x 1200 pikseli, który ma być alternatywą na ciągle doskonale sprzedającego się iPada. W jego wyposażeniu znajdziemy m.in. dwurdzeniowy procesor TI OMAP 4470 (wydajniejszy od Tegry 3) o częstotliwości taktowania 1,5 GHz, 1 GB RAM-u, łączność Wi-Fi, moduł Bluetooth, złącze microHDMI, dwa głośniki stereo (wykorzystujące technologię Dolby Digital Plus) oraz niewielką kamerkę internetową. Urządzenie mierzy 240 x 164 x 8,8 mm, waży 567 gram. Premierę zaplanowano na 20 listopada. Za Kindle Fire HD 8,9” trzeba będzie zapłacić od 299 (16 GB pamięci) do 369 dolarów (32 GB). Na rynku pojawi się też jego droższa wersja 4G LTE, która – zależnie od wybranej konfiguracji – będzie kosztować niecałe 500 i 600 dolarów (kolejno za wariant z 32 lub 64 GB-ami wbudowanej pamięci wewnętrznej).
Wygląda na to, że Google straci spory procent udziału na rynku geolokacji, nawigacji satelitarnej. Apple oraz Amazon rezygnują z korzystania z Google Maps, o decyzji firmy z Cupertino pisaliśmy już w poprzednich newsach. Amazon także chce się rozstać, a raczej (jako beniaminek na rynku zaawansowanych handheldów) wybrać alternatywę dla google`owych map. Mimo, że Kindle Fire (już za parę dni Amazon ujawni następcę) korzysta z systemu mobilnego Android, to jest mocno zoptymalizowany pod kątem usług Amazona. Firma chce widzieć w swoich urządzeniach konkurencję w postaci map Nokii, powszechnie chwalonych za szybkie wsparcie i dużą dokładność. Cóż, wygląda na to że Google ubędzie ponad 200 milionów użytkowników (lwia część, to właściciele handheldów z iOS), pozostanie 400 mln osób użytkujących różne warianty Androida na swoich smartfonach/tabletach.
Spadek jaki odnotowało Apple jest ogromny, wynosi bowiem prawie 50%. Sprzedaż spadła z 19 na 10%. Znakomite wyniki odnotowało Lenovo, drugi na świecie (po HP) producent komputerów osobistych. Firma ostatnio skupia się na rynku handheldów, szefostwo mówi o zmianie strategii rozwoju, o nowych smartfonach oraz tabletach, które mają zalać świat. Na razie firma skoncentrowała swoje wysiłki na rodzimym rynku, jak widać ze znakomitym rezultatem. Zajęcie drugiego miejsca oraz detronizacja Apple to poważny sygnał ostrzegawczy dla firmy z Cupertino, która musi ostro wziąć się do roboty. Analitycy wskazują, jako jedną z przyczyn słabnącej sprzedaży, oczekiwanie na nowy model iPhone (sytuacja powtarza się cyklicznie, zawsze przed premierą Apple traci). Tym razem jednak spadkowi towarzyszy bardzo agresywna i dynamiczna strategia konkurentów, którzy wyraźnie idą do przodu.
Pierwsze miejsce w Chinach od dawna dzierży Samsung, który mimo prestiżowej porażki przed amerykańskim wymiarem sprawiedliwości, globalnie raczej nie odczuje skutków niekorzystnego werdyktu. Koreańczycy radzą sobie tak dobrze, że nawet miliardowe odszkodowanie (o ile takie zostanie zapłacone, po zapowiadanej apelacji) nie zmąci dobrego samopoczucia zarządu Samsunga. Awans Lenovo z siódmej pozycji na drugą (!) to niewątpliwie jeden z największych awansów w historii rynku IT. 11% udział w Chinach jest dobrym prognostykiem dla planowanej, globalnej ofensywy, która skupi się na dwóch, równolegle prowadzonych kampaniach: promocji wintabletów oraz smartfonów z układami Intela (z Windows 8/Windows Phone 8), jak również pełnego przekroju (także tanich, budżetowych) tabletów oraz telefonów z Androidem.
Niebawem na rynku pojawi się wiele małych tabletów, wyposażonych w 7 calowe wyświetlacze, dla których wspólnym mianownikiem będzie niska cena – wynosząca nie więcej niż 250$. Markowy, tani sprzęt na pewno pozwoli spopularyzować tablety, jednoczenie poprawi udziały w tym segmencie Androida, kosztem Apple. Firma z Cupertino nie pozostaje zresztą bierna i jak głoszą uporczywie liczne źródła, za parę tygodni/miesięcy wprowadzi na rynek mniejszą wersję iPada, który ma konkurować z Nexusem 7. Inni producenci także przygotowują swój sprzęt do batalii o serca i umysły, wróć o portfele klientów w najgorętszym okresie przedświątecznych zakupów. Płytka Lenovo będzie dysponować podobnym wyświetlaczem dotykowym co tablet Google o przekątnej 7 cali. Wiadomo, że nowy sprzęt otrzyma Androida w wariancie Ice Cream Sandwitch, z możliwością szybkiego upgrade do wersji 4.1. Na razie specyfikacja owiana jest mgiełką tajemnicy. Lenovo chce konkurować z Nexusem, stąd cena nie może być wysoka, prawdopodobnie nie przekroczy wspomnianych 250$. Jak widać na obrazku, w odróżnieniu od konkurenta, nowy tablet Lenovo otrzymał tylną kamerę. Być może urządzenie zostanie pokazane w Berlinie (IFA), źródła sugerują rychłą premierę na rynku – prawdopodobnie już we wrześniu.
Ci, którzy zamówili to dość niezwykłe urządzenie peryferyjne, o którym wspominaliśmy przy okazji omówienia czerwcowej konferencji Google, mogą odłożone 300 dolarów przeznaczyć na inny cel – dostaną swojego Nexusa Q za darmo i de facto posłużą firmie jako beta testerzy urządzenia. Wszystko z powodu opóźnienia premiery rynkowej, która miała się odbyć „na dniach”, a została bezterminowo odwołana. W lakonicznym komunikacie Google informuje, że chce dopracować sprzęt „aby był jeszcze lepszy”. Problem firmy z Mountain View polega na tym, że prawie nigdy nie dotrzymuje pierwotnych terminów, często przesuwa terminy debiutu swoich produktów, ma spore problemy z zapewnieniem odpowiednich dostaw (czego przykładem Nexus 7, szczególnie w wariancie 16GB). To kolejna taka sytuacja, gdzie za pięć dwunasta Google mówi, że się nie wyrobiło, że jeszcze musi coś dopracować. Firma potwierdziła, że wysyłka pierwszej partii odtwarzaczo-wzmacniaczy audio (precyzyjniej: społecznościowych streamerów audio z wbudowanym wzmacniaczem stereo) jest w toku. Cóż, szkoda że nie zamówiliśmy egzemplarza, szczególnie w kontekście przyszłego testu tabletu Google, który mamy zamiar zaprezentować na naszym portalu. Byłoby jak znalazł.
Ten smartfono-tableto-laptop świetnie wpisuje się w modne pojęcie „post-PC”. To smartfon, który za pomocą dodatków przeistacza się w tablet oraz, po dodaniu klawiatury z gładzikiem, w laptopa. Podobnym tropem podąża Microsoft ze swoim Surface, z tym że tam odpada kwestia dzwonienia (w ogóle o telefonie nie ma mowy – od tego jest/będzie Windows Phone). Telefon jest bardzo zgrabny, dysponuje dużym 4.3 calowym ekranem o świetnym kontraście i kolorach, dużej rozdzielczości wynoszącej 960×640 pikseli. Do tego Android 4.0, wszystko to, co dzisiaj stanowi standard wyposażenia topowych słuchawek. Ciekawie robi się po dodaniu opcjonalnej stacji dokującej w formie tabletu. Duży, 10 calowy ekran (ten sam co w najnowszym tablecie Transformer Prime) pozwala na sprawne poruszanie się po systemie, korzystanie z wszelkich udogodnień jakie oferuje duża, dotykowa płytka. Poza garbem, taki sprzęt nie różni się zasadniczo od dostępnych obecnie urządzeń tego typu. W środku umieszczono dodatkową baterię, która znacznie wydłuża czas pracy sprzętu. Interesująco rozwiązano współpracę ze stacją z dużym wyświetlaczem – stacja automatycznie i płynnie przełącza się na pulpit smartfona, niezależnie od uruchomionych programów, gier etc.
Po dodaniu klawiatury z gładzikiem otrzymujemy coś, co na pierwszy rzut oka przypomina ultrabooka. Niestety, z opisów osób testujących PadFona wynika, że popełniono błąd projektowy, polegający na złym wyważeniu konstrukcji. Powoduje to niestabilność sprzętu, łatwo o wywrotkę. To poważny mankament, szczególnie w przypadku wspomnianego laptopa – w praktyce bardzo utrudniający użytkowanie (środek ciężkości radykalnie przesunięty na ekran, czytaj tablet z zadokowanym telefonem). Zapewne pomogłoby tu lepsze rozwiązanie docka w klawiaturze oraz dociążenie tego elementu (mógłby być w całości metalowy, co korzystnie wpłynęłoby na stabilność). Ceny? Nieoficjalnie mówi się o 1700 złotych za sam telefon oraz 3200 złotych za komplet z dużym wyświetlaczem oraz klawiaturą. Innymi słowy opcja tabletowa będzie zapewne kosztować jakieś 2600-2800 złotych. Sporo. Ciekawe czy powstanie wersja z Windowsem Phone – byłoby to ciekawe obejście microsoftowego porządku (brak tabletów z WP), chyba że po podłączeniu dużego ekranu włączałby się zamiast Windowsa Phone, tabletowy Windows 8RT.
No tak to chyba należy skomentować, bo nawet najwięksi producenci w branży raczej nie planują debiutu aż 5 urządzeń (a nawet 6) z dotykowym ekranem, które da się sklasyfikować, przynajmniej częściowo, jako tablety. To dość zaskakujące, szczególnie że Amazon nie kryje także apetytu na kawałek smartfonowego tortu. Być może jednym z planowanych urządzeń będzie wspomniany telefon? Tak czy inaczej, wśród pięciu lub nawet sześciu nowych handheldów, na pewno pojawi się 10 calowy model – większy brat 7 calowego, podstawowego tabletu Kindle Fire. W ogóle Amazon ma bardzo ambitne plany, zakładające samodzielne opracowywanie nowego hardware. Temu celowi ma służyć otwarty w Londynie hub R&D, którego główny zadaniem jest opracowywanie API dla TV, konsol, smartfonów oraz pecetów - to wszystko ma być niebawem dostępne globalnie. Właśnie, te wszystkie plany rodzą naturalne pytanie – kiedy w końcu Amazon postanowi otworzyć się na inne, niż amerykański, rynki? Od jakiegoś czasu mówi się o Europie, ale obecnie nadal Kindle Fire wraz z dedykowanym marketem dostępny jest wyłącznie w USA. Miejmy nadzieję, że konkurencja (Nexus 7) zmusi Amazona do szybszego działania.