To niewielkie akcesorium nabyłem nie dlatego, że zachęciły mnie niektóre hurra optymistyczne recenzje. Nieodmiennie irytuje mnie totalny brak zachowania jakiejś skali odniesienia w tego typu hurra optymistycznych tekstach – jak można pisać o wyraźnej poprawie w jednym zdaniu, by zaraz potem napisać że przecież to kosztuje tylko te głupie 50$, że cudów nie czyni, ale właśnie przez wzgląd na to „tanio” warto… co za idiotyczne postawienie sprawy! Po zajrzeniu w podręcznik użytkownika, na końcu opisu produktu, oświeciło mnie… producent niemal dokładnie tak to opisał: przy takiej cenie nie pytajcie czy kupić, tylko ile tych Jitterbugów zastosować… jeden, dwa… Ok, ja to rozumiem w przypadku producenta i nie mam nic przeciwko, ale recenzent, czy może już raczej słup reklamowy? Nie nabyłem go także z tego powodu, by odczuć jakiś wyraźny progres, mimo teoretycznie idealnego środowiska dla Jitterbuga: systemu (-ów) budżetowych, złożonych z przystępnych cenowo klocków za maksymalnie trzy tysiące od klamota. Nie. Chciałem przekonać się czy poza zapewnieniami o mierzalnej (w sensie sprawdzonej na aparaturze pomiarowej) różnicy, tytułowe urządzenie wniesie cokolwiek w jakości brzmienia „na ucho”. Czyli, sumując, w teorii, Jitterbug powinien poczuć się u mnie jak ryba w wodzie i dać określone korzyści brzmieniowe, odpowiednio filtrując sygnał przekazywana via USB z komputera (lub innego urządzenia, o czym poniżej).
Dlaczego zatem kupiłem, jeżeli prezentowane powyżej podejście można śmiało uznać za sceptyczne? Odpowiedź jest banalna: wiedziony zwykłą ciekawością, ale nade wszystko chęcią podzielenia się z Czytelnikami moją subiektywną opinią na temat tego produktu.
Mając ten komfort, że opisuję coś, co do mnie należy, a nie zostało mi nadesłane do testów przez dystrybutora, patrząc na to okiem nabywcy, okiem konsumenta mam parę spostrzeżeń dotyczących tego czym jest, a czym nie jest Jitterbug. Generalnie (co już parę razy spowodowało spięcia na linii piszący, zainteresowany recenzją producent / dystrybutor) staram się opisywać sprzęt audio w taki sposób, jakbym właśnie dokonał jego zakupu. Wchodząc w buty właściciela, osoby która wydała ciężko zarobione pieniądze na produkt. Życia to nie ułatwia, ale ma tę zaletę, że nie muszę tłumaczyć sobie przed lustrem, że przecież „nic się nie stało”. Albo coś jest ok, albo nie jest. Czytaj, albo coś ma sens i byłbym gotowy za to zapłacić, albo nie byłbym. Tylko tyle i aż tle.
Jitterbug to niewielkie akcesorium, wpinane między źródło (nazwijmy je ogólnie – komputerowe) a przetwornik C/A, pozwalające na eliminację największej podobno (dlaczego tylko podobno? Ano według mnie ilość zmiennych jest tutaj bardzo, bardzo duża) zmory zerojedynkowego grania z magistrali USB, czytaj jittera. Redukcja opóźnień czasowych oraz błędów w transferze danych (o czym wspomina producent, opisując produkt) ma się przyczynić do poprawy brzmienia, słyszalnej poprawy, pozwalając w przypadku niedoskonałego źródła komputerowego uzyskać czyste brzmienie, pozbawione szumów oraz rezonansów, całego „cyfrowego śmiecia”. Tak to opisuje Audioquest. Chodzi o odfiltrowanie i poprawę jakości przesyłu danych (redukcja błędów), jak również dostarczenia stabilnej dawki energii do podpiętego sprzętu (szczególnie istotne w przypadku niewielkich USB DACów, choć nie tylko). Firma idzie dalej w zapewnieniach o zbawiennym wpływie Jitterbuga. W manualu pojawiają się propozycje podpięcia tego malucha do urządzeń peryferyjnych (huby, tam gdzie podpięte są drukarki, skanery, dyski), także tych sieciowych (routery z portem USB), także takich, które stanowią główny magazyn danych (dyski sieciowe – NASy). Zalecają najlepiej dwa, ale też raczej nie więcej niż dwa Jitterbugi w torze (w sensie, podpięte do jednego komputerowego źródła). Na liście nie brakuje też handheldów, pendrive’ów, urządzeń AV (amplitunery) wreszcie sprzętu audio montowanego w autach. Ważne, nie musi Jitterbug być w torze (z podpiętym przetwornikiem), by zauważyć progres – jak zauważa producent, wystarczy izolować niewykorzystywane, lub wykorzystywane (podpięte peryferia) złącza USB za pomocą tego akcesorium. Czyli efekt poprawy ma wystąpić także wtedy, gdy gniazdo USB z Jitterbugiem nie jest w żaden sposób wyjściowo połączone z torem audio (wspomniana izolacja).
Odnośnie ostatniego punktu, dygresja, mam w torze z koszmarnie zanieczyszczającą sygnał konsolą PS3 reduktor stałej składowej i mówię z całą odpowiedzialnością, że działa to wyśmienicie. Nie mam żadnego brumienia, szumów, trzasków, brudów, tego co uwalnia się po bezpośrednim wpięciu konsoli w tor analogowy (na marginesie, mogłem przekonać się, w sensie pozytywnym, jak wrażliwy mam tor, przy czym każdy z mających na efekt końcowy elementów: zasilanie, przewody, klamoty jest bez zarzutu i bez tego „psuja” PS3 soute, mam czarne tło, idealnie czarne tło). Akcesorium ze świata car audio? To działa. PS3 może być podpięte na stałe, bez przykrych konsekwencji. Czy i co w takiej sytuacji wniesie Jitterbug? No właśnie, przekonamy się.
Postanowiłem, jako niewierny Tomasz, sprawdzić większość opisanych scenariuszy (jeszcze parę zostało, zaktualizuję newsa niebawem). I tak Jitterbug pracował z NASem (tor NAS -> NAD D3020 z softem DS Audio), z USB DACzkiem (iMac -> hiFace DAC -> wzmacniacz słuchawkowy), z odtwarzaczem sieciowym audio (SB Touch), z tabletem PC (wpięty między źródło SB a rDACa), sprawdziłem także czy poprawił się dźwięk z androidowego Nexusa 7 (z podpiętym DACzkiem FiiO w torze), czy coś się zmieniło w materii jakościowej przy wykorzystaniu w trybie DAC jednego z wyskokiej klasy DAPów (N6 oraz AK120II). To sprawdziłem, a czeka mnie jeszcze egzotyka pod postacią tabletPC (jedna szyna USB, jeden port) -> Jitterbug -> hub aktywny -> wpięte peryferia w rodzaju drukarki oraz pamięci masowej (z której zagramy), to samo tylko z DACzkiem, dalej router TP-Linka z gniazdem USB wreszcie sprzęt AV (PS3, Zeppelin Air via USB). Także nie to, żebym nie sprawdził, czy faktycznie jest coś na rzeczy, czy nie jest. Sprawdziłem.
Poniżej w fotogalerii z opisem macie moją ocenę, wnioski dotyczące Jitterbuga w torze, jego wpływu na brzmienie…
AKTUALIZACJA #1 & #2:
Takie opcje połączeniowe sugeruje producent
Miły dodatek: 2 miesiące (normalnie tylko 2 tygodnie dają) abo na Roona (znakomity front-end dla PC/Mac, wcześniej opisany przez nas na HDO)
Jitterbug
Takie właśnie, niepozorne to…
…z handheldem/ pamięcią USB
…z NASem (dyskiem sieciowym)
…z USB DACzkiem (tu firmowy Dragonfly)
TEST (fotorelacja)
…no to zaczynamy
To co świeci, to kabel podpięty do wzmacniacza D3020 wyposażonego w przetwornik C/A z wejściem USB
O właśnie z tym
Podpinamy…
I wychodzi pierwsza, poważna wada… to jest na tyle duże (obudowa), że nie zmieści się w gęsto umiejscowionych portach USB (wiele urządzeń tak ma – komputery, NASy, huby…). Wymaga to zastosowania dodatkowego adaptera (męsko-żeńskiego), co po pierwsze wprowadza niepotrzebnie kolejny element odnośnie okablowania, po drugie jest zwyczajnie kłopotliwe
Ustawione w DS Audio (niestety bez stabilnego połączenia, wpięcie Jitterbuga pogarsza sytuację, na usprawiedliwienie, sam software w takim scenariuszu NAS bezpośrednio podpięty do NADa, sprawdza się nieszczególnie. Czasami są dropy, brzmienie zaś jest mocno „wyprane”. A jak jest z tytułowym akcesorium?
…ano nijak, nie zauważyłem żadnej zmiany, progresu. Być może wpięcie dwóch Jitterbugów dało by jakąś korzyść (takie coś zaleca producent)
Sterownik w postaci iPada wykorzystany do zawiadywania odtwarzaniem na tandemie NAS-NAD (z monitorami Topaza w torze)
Kiedyś DS Audio (soft audio dla NASów Synology) działało lepiej, dużo lepiej. Teraz program oferuje duże możliwości (multiroom, transkodowanie etc.), ale ze stabilnością, pewnością działania, połączenia bywa różnie
Kolej na handhelda…
Coś nie za bardzo, chwilowa konsternacja i…
Lipa. Taki zestaw, z Jitterbugiem oraz FiiO w torze to zacinanie odtwarzania co parę sekund, rozłączanie, brak synchronizacji. Nexus 7 będący źródłem muzyki grał via USB Audio PRO, najlepszego software dla Androida, pozwalającego na współpracę z zewnętrznymi przetwornikami. Jest jeszcze HF Player, ale tam natywnie handheld musi obsługiwać OTG. Tutaj nie musi, a soft gra bardzo, bardzo dobrze. Szkoda, że w tej aplikacji, z tymi urządzeniami w torze to nie zagrało.
... trzeba było powrócić do takiej konfiguracji, zresztą całkiem przyjemnej konfiguracji (nowy E17 Alpen jest znacznie lepszy od poprzednika, znacznie!)
Pierwsze wnioski niezbyt budujące. W obu przypadkach Jitterbug nie sprawdził się. Problemem była albo współpraca, albo brak zauważalnych korzyści brzmieniowych. Zobaczmy zatem, jak to będzie wyglądało „z czysto komputerowym” źródłem…
Strasznie ciemne to zdjęcie wyszło, do poprawy. Widzimy (powiedzmy ) transport pod postacią tabletu PC (Asus ME400C), następnie przejściówka z Jitterbugiem, kabel Belkina USB (seria Pro, polecam, tanie kable komputerowe, które sprawdzą się bardzo dobrze w instalacji z komputerem) i dalej już do rDACa i reszty toru (elektronika NADa, kolumny podłogowe Pylona)
Ze sterownikiem ASIO4ALL, na foobarze, bez zgrzytów wreszcie…
Zagrało to dobrze, czy dało jakiś zauważalny proges? Tutaj musiałem spędzić dłuższą chwilę słuchając kilku powtarzających się kawałków z wpiętym Jitterbugiem i bez tego akcesorium w torze. Tablet z Windowsem stanowi dobre wyjście do budowy sensownego PC Audio, pracuje na baterii, wyposażony jest jeden port USB (sama konstrukcja, magistrala uproszczona w stosunku do tego co znajdziemy zazwyczaj w laptopach, desktopach). No dobrze, jest więc ten progres, czy go nie ma? Jest. Nie jest to duża różnica, ale faktycznie zauważalna. Opisałbym ją jako pewne ogólne zmiękczenie, skutkujące odfiltrowaniem tego, co uznajemy za sztuczne, cyfrowe w sygnale. Zmiana z gatunku subtelnych, ale im dłużej przepinałem, słuchając dobrze mi znanych utworów, tym ta w sumie korzystna zmiana utrwalała się jako coś, co można potraktować w kategoriach poprawy brzmienia. Warto jednak zaznaczyć, że nie jest to w żadnej mierze przepaść, coś co (jak to niektórzy opisywali) powoduje, że po wypięciu Jitterbuga mamy ochotę wyskoczyć przez okno, słuchając systemu pozbawionego tego akcesorium w torze. Nie. Według mnie tak to nie wygląda, a konfiguracja na jakiej testowałem nie jest z tych high-endowych (gdzie progres w ogóle może nie nastąpić), a mocno budżetowych, takich typowych dla melomenów nie dysponujących prywatnym szybem naftowym (zaraz, teraz na ropie to się raczej nie zarabia, mniejsza…). Także Jitterbug może w pewnych okolicznościach wprowadzić pożądany efekt, pozytywną zmianę, w innych jw. niczego nie zmienić w zakresie brzmienia, a w przypadku handhelda wręcz uniemożliwić odtwarzanie dźwięku ze źródła.
rDAC Arcama to świetny DAC, najlepszy przy wykorzystaniu SPDIF (wg. mojej opinii), realizacja interfejsu USB też bardzo dobra, choć to tylko USB 1.0 (24/96)
Czy to koniec? Nie, to dopiero początek. Jak wspomniałem, sprawdzę jeszcze z wysokiej klasy DAP-ami w trybie USB (nie daje mi spokoju to, że z Nexusem Jitter nie dał się w żaden sposób pożenić), z komputerem jak i handheldem (iPadem tym razem). Dalej, sprawdzę jak sobie poradzi Jitterbug na torze ze wzmacniaczem słuchawkowym oraz hiFace DACzkiem podpiętym do iMaka, przy wykorzystaniu Roona w roli odtwarzacza na dokładkę. Sprawdzimy też z SB Touch w bardzo egzotycznej konfiguracji z opcją EDO, via USB, z konwerterem hiFace Two i dalej do rDACa. Wreszcie na krótko sprawdzę, czy to ma jakikolwiek sens z pamięcią USB/ routerem z gniazdem USB (USB w trybie NASa, jak i element występujący w konfiguracji systemu, sieciowy element), aktywnym hubem oraz z konsolą PS3 (porty USB są? Są) w roli źródła.
AKTUALIZACJA #1
Jitterbug podpięty pod SBT z mod EDO via USB (z konwerterem USB-SPDIF hiFace Two M2Techa) działał niestabilnie. Bez konwertera było lepiej (odnośnie stabilności takiego połączenia), ale żadnego progresu nie zauważyłem. Brak wpływu jednym słowem.
No to sprawdzimy, czy takie „brudne źródło”, jakim jest PS3, odniesie jakiekolwiek korzyści z Jitterbuga wpiętego w port USB w konsoli
Konsola grała m.in. z NASa utworzonego na routerze z dyskiem SSD w roli magazynu (musiałem konwertować materiał na zjadliwy, tylko PS3server na komputerze lub transkodowanie na NASie Synology daje możliwość odtwarzania tego formatu. Sony powinno dać sobie spokój ze sztucznym ograniczaniem możliwości PS3 i wprowadzić obsługę popularnych formatów audio do tego urządzenia. Powinno, ale tego zapewne nie zrobi). PS3 pełni u mnie rolę odtwarzacza SACD grając płyty analogowo (warstwa stereo) oraz dodatkowo wykorzystywana jest jako transport (via HDMI) w wariancie wielokanałowym.
Nie ma progresu. To, co robi gigantyczną różnicę, to filtr przeciwzakłóceniowy (nie Jitterbug), jaki jest wpięty między wyjście analogowe w konsoli, a wzmacniacz. To akcesorium z kategorii samochodowego audio (filtracja zakłóceń występujących w trakcie uruchamiania silnika, od rozrusznika, pracy motoru etc.), które u mnie rozwiązało problem definitywnie. Do tego doszedł fajny kabel (plecionka, dobre gniazda, złote styki) do konsoli, jaki udało się zakupić w firmie robiącej modyfikacje pod kątem zastosowania PS3 jako źródła audio i można grać. Bez filtra, sam Jitterbug niczego nie zmienia – dalej szumi, trzeszczy (btw: PS3 sieje koszmarnie, zakłócenia można zauważyć we wszystkich podpiętych wzmacniaczach w obu strefach, filtr jest absolutnie niezbędny i sprawdza się znakomicie).
Producent wspominał w instrukcji o NASach i routerach? Owszem, wspomniał. Z Synology już sprawdziliśmy (patrz wyżej), a jak było z TP-Linkiem (na porcie USB)? Oczywiście bez przejściówki nie dałoby rady tego pożenić. Akurat trafiła się taka wygodna, od radiowej myszki Logitecha…
No to gramy… router DLNA na TP-Linku z dyskiem SSD magazynującym muzykę z podłączonym między pamięć masową a gniazdo w routerze Jitterbugiem. Sprawdziłem na komputerach, na konsoli i… tak, zgadliście, nie ma znaczenia czy Jitterbug jest, czy go nie ma, nie wnosi nic do brzmienia. Sprawdziłem to na bardzo, ale to bardzo wrażliwych słuchawkach (testowane, dokanałowe Tesle), wpinając je do MacBooka bezpośrednio (wyjście słuchawkowe w komputerach Apple gra zaskakująco dobrze na marginesie). Nie było tutaj żadnego progresu, żadnej zauważalnej zmiany.
Podsumowując, delikatny progres zauważyłem jedynie w przypadku tabletu PC (ME400C), który z wpiętym Jitterbugiem grał na rDACu lepiej. Była to jednak zmiana z gatunku subtelnych, chyba najlepiej wyczuwalna w przypadku wokali. Wspomniane zmiękczenie, odfiltrowanie tego co przyjęliśmy definiować jako cyfrowe, sztuczne, szkliste w brzmieniu. Tyle, że różnica nie była wielka i nie zgadzam się z opinią, że powrót do toru bez Jitterbuga to jakaś radykalna zmiana na gorsze. Tak po prostu nie jest i ktoś, kto tak twierdzi albo miał „nieprawdopodobne szczęście” (w sensie, że jego komputer gra ogólnie do d…y i coś, co teoretycznie usuwa problemy z bardzo kiepskim źródłem PC wprowadza, właśnie, sporą różnicę na plus – tyle, że zazwyczaj testujący mają sprzęt zoptymalizowany, a nie grający do kitu), albo… uległ tytułowej autosugestii i tylko wydaje mu się, że coś tam lepiej słyszy.
Pozostało sprawdzić jeszcze, czy z mobilną elektroniką, USB DACami (wspominane, wysokiej klasy DAPy oraz E17 wpięty tym razem pod handheldy na iOSie) da się to jakoś sensownie pożenić. Z Nexusem była lipa, zakłócenia, brak komunikacji. Wieczorem sprawdzę czy zagra to bez wspomnianych problemów, może uda się (podobnie jak w przypadku wymienionego wcześniej tabletu PC) zauważyć jakiś progres?
AKTUALIZACJA #2
Czas na połączenie z USB DACzkiem – na wstępie E17…
Lipa! Brak inicjacji przetwornika w systemie, gdy w torze umieścimy Jitterbuga. Alpen nie będzie współpracował z tytułowym akcesorium. Problemy z Nexusem (patrz wyżej, połączenie Jitterbuga z androidowym tabletem) nie były przypadkowe…
Tym razem system widzi podłączonego N6 ustawionego jako DAC. Jitterbug w torze. Niestety to koniec dobrych wiadomości.
Niby wszystko ok, ale jednak nie… muzyka nie odtwarza się płynnie. Pojawiają się sporadycznie dropy – bez sensu.
Do tego dźwięk jest gorszy, niż w przypadku bezpośredniego podpięcia N6 do komputera w roli DACa
Zdjęcie dobrze obrazuje pogorszenie jakości
A serio, to bez Jitterbuga N6 gra bardzo smakowicie. To bardzo naturalne, czyste, świetnie zbalansowane brzmienie. Z Jitterbugiem pojawia się wyostrzenie, coś czego bym się nie spodziewał (bo przecież, to właśnie ma być eliminowane), dodatkowo gorzej zdefiniowane są mikrodetale, bardzo dokładnie słychać to w cichych partiach utworu, gdzie z tła coś się wyłania… na N6 bez Jittera słyszymy to wyraźnie, z Jitterem w torze już nie. Dźwięk niby ten sam, a jednak po wsłuchaniu się wychodzą takie kwiatki. Spore rozczarowanie.
Z iPadem w ogóle Jitterbug nie chciał współpracować (mobilny DAC samodzielnie jest wykrywany i – choć nie bez problemów – współpracuje, z Jitterbugiem mamy „akcesorium nieobsługiwane” na ekranie i end of story).
Czas na ostateczne wnioski: nie widzę zastosowania tego akcesorium u siebie. Poza tabletem PC, który delikatnie zyskał na wpięciu między DACa Jitterbuga, każda inna konfiguracja nie dała zauważalnego progresu, więcej, często nie dało się słuchać muzyki w związku z problemami z inicjacją, całkowitym brakiem działania. Nie wykluczam, że w niektórych konfiguracjach to akcesorium wniesie coś pozytywnego, ale – po pierwsze, jak widać to ruletka, po drugie zmiany nie będą wielkie, trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie: czy warto w takim razie? Dla mnie to coś z pogranicza autosugestii, wiary a nie faktów, czy twardej rzeczywistości.
Komentarze Czytelników
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Czy odniosę korzyść w torze : PC (Foobar 2000) USB -> CA DacMAgc Plus -> AMP słuchawkowy (FaT Cube Linear – znacznie przerobiony klon Lehmanna) – Beyerdynamic T70 lub Oppo PM3 ? Wpinając w USB PCta ów Jitterburg ?
Według mnie nie warto, choć zaznaczam że to zależy od komputera (czy to desktop, czy laptop, ile peryferii na nim wisi etc.), od zasilania systemu, od zauważonych, wyczuwalnych problemów w obecnym torze. Jeżeli ma Pan czarne tło, gra to dobrze, bezproblemowo z PC to progres może być nikły, bądź w ogóle niezauważalny. U mnie różnica wystąpiła z gatunku subtelnych, w konfiguracji, której nie nazwałbym bezproblemową (Tenor w rDACu miewa humory, to taki w sumie pomocniczy, poza głównym w salonie oraz głównym w gabinecie, tor z komputerem w roli źródła). Tyle, że to w sumie dwie różne kwestie… siak czy tak różnica choć była wyczuwalna, to niewielka.
Spisuję ostatnie wnioski z przeprowadzonych, zapowiadanych powyżej konfiguracji i zdania generalnie nie zmieniam. To nie jest coś, co w dobrze grającym, odpowiednio skonfigurowanym torze wniesie wyraźne zmiany. Nie wniesie. Dotyczy to także systemów budżetowych, które pracują w optymalnych warunkach (dobre zasilanie to podstawa, separacja od domowego agd, najlepiej osobna linia i nowoczesna instalacja). Do tego komputerowe źródło, odpowiednio przygotowane, a najlepiej dedykowane, odpowiednio ust. software i taki Jitterbug niczego w zakresie brzmienia nie poprawi (zauważalny progres, a nie jakaś autosugestia, bo tak gdzieś napisali ).
Mam jeszcze pomysł, by w pewnym miejscu z dziesiątkami komputerów oraz sprzętu peryferyjnego, gdzie o interferencje nie trudno, to sprawdzić. To będzie ostatni etap testu i ostateczny werdykt ws. jitterbuga.