LogowanieZarejestruj się
News

Pebble 2.0 vel Pebble Time… to już nie tylko smartwatch, ale coś więcej!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Pebble Time

W nawiązaniu do naszego poprzedniego newsa (patrz tutaj) chcę przedstawić pokrótce to, co dzisiaj pojawiło się na Kickstarterze. No właśnie, Kickstarterze, bo Pebble także i tym razem zdecydowało się na finansowanie projektu poprzez zbiórkę pieniędzy. I nie wynikało to z potrzeby szukania funduszy. Nie. Firma z Palo Alto jest na tyle bogata, że mogłaby przygotować nowy model bez pomocy z zewnątrz. W końcu Pebble 1.0 okazał się niemałym sukcesem, największym w historii fundowanych przez Internautów produktów, takich, które trafiły na rynek. Tak, to wszystko prawda, ale prawdą jest także to, że było to zamierzone działanie …ukłon w stronę wiernych fanów marki, przypomnienie o korzeniach projektu, pomysłu na inteligentny zegarek. Pojawienie się nowego smartwatch’a było kwestią czasu, od paru miesięcy obserwujemy gwałtowny rozwój tej gałęzi elektroniki użytkowej / osobistej, zwanej też nieładnie (kalka) „ubieralną”. Dla mnie to właśnie osobista elektronika, taka do wyłącznie własnego użytku i będę używał tego sformułowania na określenie nowego segmentu. Obecnie mamy całe dziesiątki inteligentnych czasomierzy, całą platformę (Google Wear), a niebawem do sklepów trafi Apple Watch, który wg. mnie będzie mocno kontrowersyjnym produktem. Jak widać robi się gęsto, pytanie zatem jak ktoś, kto buduje biznes właściwie na jednym urządzeniu, chce przetrwać starcie z gigantami, zaproponować coś, co się nie tylko sprzeda, ale będzie stanowiło element rozpoznawalny, pożądany, modny… czyli właśnie taki, który ma szansę odnieść sukces. Połączenie technologii, świata mody wraz z uwzględnieniem zakorzenionych przyzwyczajeń konsumentów, ich potrzeb i oczekiwań, stanowi duże wyzwanie dla wszystkich, którzy spróbują swoich sił w wyścigu o nadgarstki (portfele) użytkowników. Co zatem wymyśliło Pebble?

Sam zegarek, nazwany Pebble Time, powiem od razu, nie jest tutaj najważniejszy. Jest ważny, ale nie najważniejszy. Nowy trochę – powiem szczerze – rozczarowuje. To nadal plastik, to nadal bardzo, że tak powiem unitarny, sportowo-młodzieżowy styl, prosty i niewyszukany, nie ma tu miejsca na elegancję, na coś, co kojarzy się z szykownymi czasomierzami. Ok, rozumiem pierwotny zamysł… to ma być tanie, dostępne, masowe urządzenie. I jest, to znaczy i takie właśnie będzie (ponownie start od 199$, na platformie fundacyjnej od 159$), tyle że to w sumie regres, patrząc przez pryzmat obecnego na rynku Pebble Steal – metalowej wersji modelu pierwszej generacji. Można było dać to w opcji, niestety nie dano takowej i pozostał pewien niesmak. Zegarek jest nieco mniejszy, konkretnie cieńszy, jednak ogólnie kojarzy się z poprzednikiem i niekoniecznie jest to plus, a nawet wręcz przeciwnie. Wprowadzono parę zmian hardwareowych, z których najważniejszą jest nowy, kolorowy ekran e-Ink LCD. Koperta nadal wyposażona jest w podobnie umieszczone, lepiej niż w pierwowzorze wyprofilowane przyciski. Całość jest obła, z tyłu mieści się dobrze znane, magnetyczne gniazdo ładowania, producent wspomina o wodoodporności. W sumie, podsumowując, mniejsza o wygląd… sam zegarek (obsługa) oraz platforma systemowa przeszła znaczącą metamorfozę.

Po pierwsze zmienił się całkowicie sposób nawigowania, pozyskiwania informacji za pomocą nowego pebblowego czasomierza. Teraz mamy tzw. linię czasu. To bardzo sprytny, prosty i wydaje się chyba najmądrzejszy sposób selekcji oraz udostępniania danych, serwowanych przez inteligentny zegarek, jaki do tej pory zaprezentowano. Wszystko pogrupowano w dwie grupy (no trzy, licząc to, co akurat wybraliśmy): rzeczy z przeszłości oraz z przyszłości, na środku to co teraźniejsze. Faktycznie, trudno o lepszy sposób dostarczenia niezbędnych informacji… To co było to różnego rodzaju notyfikacje (odebrane sms, poczta), wyniki, wykonane zadania etc. To co przyszłe, to plany dnia, kalendarze, alarmy itp. Wreszcie pośrodku to, co teraz, teraźniejsze, co nas w danej chwili absorbuje. Przewijamy te informacje, a co najważniejsze, nie jesteśmy ograniczeni do tego, co nam chce przekazać sam zegarek (uruchomiona aplikacja, natywna funkcja systemu etc.), a de facto Pebble 2.0 może (bez instalacji programu w pamięci zegarka) zaprezentować dowolne wiadomości, treść, funkcje uruchomione na zewnętrznych urządzeniach, w innych aplikacjach (teoretycznie dowolnych aplikacjach). Daje to ogromne możliwości wykorzystania zegarka oraz otwiera pole do popisu developerom i to także takim, którzy wcale nie zamierzają pisać „pod Pebble”.

Po drugie, zniesiono ograniczenie dotyczące 8 programów, tarcz, przechowywanych w pamięci zegarka. Dzięki inteligentnej pamięci podręcznej będzie można korzystać z wszelkich aplikacji bez ograniczeń. Ważne, że dotychczasowe programy będą bez wyjątku kompatybilne z nowym produktem. Dzięki bezpośredniemu dostępowi do zegarka oraz zaoferowanemu każdemu zainteresowanemu narzędzi do tworzenia software, każdy developer będzie mógł tworzyć własne aplikacje, w tym także takie, które w znaczący sposób wpłyną na sposób działania, komunikowania zegarka z użytkownikiem. Pebble daje tutaj wolną rękę programistom. Dzięki najlepszej obecnie, największej bibliotece oprogramowania (6500 aplikacji), firma może z optymizmem patrzeć na rozwój wypadków, a to dopiero początek. Aplikacje w nieograniczonej liczbie będą mogły być uruchamiane (inteligentny mechanizm pamięci podręcznej), a wykorzystanie przewijanych ekranów pozwoli na szybkie dotarcie do potrzebnego programu. Widać w tym wszystkim pewne podobieństwa do webOSa vide karty aplikacji (co nie dziwi, bo wśród twórców są osoby, które rzecz tworzyły). Będziemy zatem przewijać aplikacje, w nowo utworzonym menu, grupującym karty programów, podobnie jak to ma miejsce w przypadku linii czasu, wybierając to, co akurat jest nam potrzebne. Stary soft będzie rzecz jasna w pełni kompatybilny z nowym zegarkiem.

Po trzecie, użytkownik będzie mógł w ograniczonym zakresie odpowiadać na mail-e czy sms-y. Wbudowany mikrofon pozwoli na kontakt ze światem, zapisywanie notatek głosowych, wydawanie krótkich komend / przygotowanych, krótkich odpowiedzi, które pozwolą na szybkie skomunikowanie się z osobami wysyłającymi do nas mail-e lub/i smsy. Ta ograniczona, ale jednak, interakcja, pozwoli czasami na zupełne zignorowanie telefonu, a to (patrząc przez pryzmat własnych doświadczeń) główna, użyteczno-praktyczna funkcja warunkująca przydatność takiego gadżetu. Innymi słowy, im rzadziej przyjdzie sięgać po smartfona tym lepiej. To główny cel, imperatyw dla tego typu produktów – tak uważam i zdaje się, że Pebble jest najbliżej udanej realizacji tej idei, tego założenia.

Po czwarte, udało się utrzymać 7 dniowy czas działania. Znowu, patrząc jak to u mnie wygląda, pewnie nie o 7 a o 4-5 dni chodzi, ale dobre i to, nawet bardzo dobre, bo inni prezentują beznadziejne wyniki. Cóż, wg. mnie, nic tych konkurencyjnych produktów nie tłumaczy, nie usprawiedliwia.

Po piąte, najważniejsze, ambitne plany Pebble sięgają dużo dalej… zegarek to wstęp do własnej platformy, czy inaczej, hub, pozwalający na współpracę, sterowanie, komunikowanie się między urządzeniami. Wszelkimi inteligentnymi urządzeniami oraz innymi ekosystemami produktów (Google jest na to otwarte, dało Pebble dostęp do oprogramowania Google Wear… inaczej rzecz ma się z Apple, ciekawe dlaczego? ;-) To rzecz jasna pytanie retoryczne), które będą informować, prosić o potwierdzenie, uruchamiać się, sprawdzać, przyłączać, rozłączać itd. itp. za pomocą komend wydawanych na opisywanym zegarku (wybór krótkich gotowców), czy prezentując dane na ekranie. Producent mówi o specjalnym porcie, pozwalającym na podłączenie dodatkowych akcesoriów. A to nie wszystko… wbudowany Bluetooth będzie samodzielnie komunikował się z innymi urządzeniami, inną osobistą elektroniką tworząc coś na kształt pebblowego ekosystemu. I nie będzie tutaj żadnych ograniczeń, jakiegoś zamykania się na inne produkty – daje to duże możliwości oraz wielkie korzyści dla użytkowników, którzy zamiast martwić się „czy to się dogada”, zwyczajnie mniej lub bardziej udanie (to już zależy od developerów) wykorzystają potencjał Pebble Time. Wspomniana wcześniej możliwość interakcji oraz pobierania danych bez konieczności instalacji obsługującej daną rzecz aplikacji oznacza (o ile wypali) zdefiniowanie na nowo użyteczności takiego gadżetu… tutaj możliwości stają się praktycznie nieograniczone. Przykładowo, nasze elektryczne auto wyśle nam powiadomienie o statusie baterii, bransoleta aktywności pogratuluje dzisiejszego wyniku, system monitoringu wyświetli obraz z kamer, a dron prześle dane telemetryczne. I tak dalej i tym podobnie… to wszystko bez potrzeby sięgania po smartfona, wyjmowania go z kieszeni.

Wygląda na to, że dwóm gigantom – Apple oraz Google – urosła niespodziewanie całkiem sensowna alternatywa. Pebble potwierdziło swoją pozycję i aspiracje i ma widoki na sukces, realne widoki…

Dla zainteresowanych bezpośredni link do zbiórki na Kickstarterze: Pebble Time. Warto nadmienić, że wiele z przedstawionych nowości (soft) trafi do modeli pierwszej generacji (linia czasu, nowy sposób prezentowania aplikacji etc.). Fajnie! Z kronikarskiego obowiązku: zakładane pół miliona dolarów zebrali w 20 minut, teraz jest jakieś 5.5 mln dolarów i 26 tysięcy fundatorów. Rekordowa zbiórka jednym słowem. Poniżej animowane gify pokazujące nowość Pebble w pełnej krasie…

» Czytaj dalej

TV Connect… nowe oprogramowanie dla cyfrowych wzmacniaczy NADa. Super!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
NAD_D3020_TVConnect

Tak, żyjemy w takich czasach, że niemal wszystko da się upgrade’ować, zaktualizować do nowej wersji, rozszerzającej dotychczasową funkcjonalność o nowe możliwości. Czasami jest to irytujące, wiele osób patrzy na to krytycznie… bo wiecie, poprawki, łatanie, problemów naprawianie. To prawda, tak to czasami wygląda, na szczęście nie zawsze, nie w każdym przypadku, jak doskonale obrazuje najnowszy wpis na HDO. W dobie cyfrowego audio można programować układy, można nie tylko ulepszać to co jest, ale – właśnie – rozszerzać funkcjonalność urządzeń. W przypadku naszego produktu roku 2014 – wzmacniacz NAD D3020 oraz droższego, sieciowego D7050 – na początku lutego NAD wprowadził najnowszą aktualizację firmware. Producent widzi najwyraźniej zmierzch systemów wielokanałowych, odejście od typowych rozwiązań kina domowego, wielki powrót do stereo. Ten powrót do dwóch kanałów to właśnie cyfrowe audio, te wszystkie DACi, cyfrowe końcówki, strumieniowe odtwarzacze oraz… słuchawki. No tak, ale jak się chce oglądać telewizję czy jakiś film z VOD to słuchawki niekoniecznie będą tym, czego szukamy, bo poza opcją bezprzewodową, chcemy czasami poczuć się jak w kinie (to raz), a dwa chcemy usłyszeć coś strawnego oglądając koncert, najnowszy odcinek Top Gear (La Ferrari zabrzmiało, także dzięki opisywanej aktualizacji, zaj…ście!) czy klip. Właśnie klip, klipy, uwielbiam oglądać muzykę połączoną z obrazem i videoklipy to coś, do czego chętnie sięgam (na szczęście tematyczne MTV oraz parę kanałów muzycznych nie tylko z nazwy daje radę). Sam dźwięk jest strasznie skompresowany i sam w sobie jest sporym wyzwaniem dla sprzętu reprodukującego, a jak jeszcze jest odtwarzany na głośnikach wbudowanych w telewizor…

No właśnie, do tej pory za system pod telewizor robił (i nadal robi, bo świetnie się sprawdza) Zeppelin Air podpięty optykiem do plazmy Panasonica. Choć mam wątpliwość, czy nadal tak będzie, a to z powodu tytułowej aktualizacji. D3020 otrzymał coś, co przekształca go we wzmacniacz AV (2.0 / 2.1), a konkretnie wzmacniacz dla i pod telewizor, telewizor podłączony koniecznie cyfrowo do naszego zaktualizowanego wzmaka. Integracja jest pełna i co najważniejsze zupełnie bezproblemowa. NAD uczy się komend z pilota odbiornika (nie jest wymagana żadna ingerencja ze strony użytkownika), uczy się zmiany głośności, wyciszenia, dodatkowo przełączając się automatycznie na wejście pod które podpięty jest HDTV. Najważniejsze w tej zabawie jest jednak nie tyle łatwe zintegrowanie wzmacniacza stereo z odbiornikiem, co uzyskany efekt soniczny. I tutaj powiem Wam, D3020 daje czadu! Nie dość, że duże skrzynki (nowe Perły podstawkowe lub/i podłogowe 25-ki) robią kolosalną różnicę, to jeszcze w zanadrzu mamy wyjście na suba, a jakby tego było mało dodatkową funkcję Bass EQ. To wszytko razem daje wyśmienity efekt przy oglądaniu filmów, w ogóle nie czuć braku dodatkowych kanałów efektowych, jest na pewno dużo lepiej niż w większości amplitunerów AV (w trybie 2 kanałowym) o soundbarach nie wspominając. Tzn. amplitunery potrafią dzisiaj zadziwiać funkcjonalnością, a i brzmienie mają niezgorsze, ale zamiast zwalistej, wielkiej skrzyni, która i tak zostanie wykorzystana może w 50%, albo i mniej, macie kompaktowy wzmacniaczyk, który integruje się Wam z salonowym AV. Genialne! Wraz z Playstation (u mnie Blu-ray, ale sprawdziłem także opcję gry) mamy elegancki, wielofunkcyjny system audio / audio-wideo.

To jednak, co mnie najbardziej się spodobało to poprawa dźwięku, czy raczej jego zdefiniowanie na nowo, ze zwykłej TV. Koncerty jakie są dostępne w ramach platformy UPC (VOD), wspomniane kanały muzyczne z klipami, parę serwisów streamingowych (Oppo!) oraz kanały filmowe pokazały o co w tym wszystkim chodzi, a raczej pokazały jak wiele tracimy oglądając obraz bez odpowiedniego (jakościowo) dźwięku. To niebo a ziemia! Mimo koszmarnej kompresji (czuć, choć na szczęście wiele materiałów dostępnych w ramach wideo na żądanie, a także część kanałów oferuje przyzwoite parametry), lepsza dynamika, dużo lepsza przestrzenność wprowadziły konsumowanie treści za pośrednictwem telewizora na zupełnie inny, dużo lepszy, wyższy poziom. Warto się o tym przekonać, a ja mam dylemat: u mnie D3020 jest do gabinetu, nie do salonu. Dobrze, że progres uzyskuję podpinając Zeppelina, ale to jednak nie ta skala, szczególnie w przypadku kina. Tutaj wzmacniacz NADa (po aktualizacji) z podpiętymi 25-ki, starym ale jakże jarym subem DDT2200 pokazuje MOC. Właściwie to same 25-ki pokazują, o co w tym chodzi, ale sub, szczególnie w przypadku kina akcji jeszcze podkręca atmosferę. Equalizacja w takim scenariuszu świetnie się sprawdza, warto załączyć w przypadku gier, wspomnianego kina „z efektami”… sprawdza się to bardzo dobrze.

Dla zainteresowanych, pliczek można pobrać z tej strony: NAD TV Connect firmware 

Założyciel GRADO labs, Joseph Grado… RIP

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
grado-statement

„Gradosy”, słuchawki o których każdy słyszał, a nierzadko miał, ma, będzie (bo poluje, oszczędza etc.) miał. Człowiek, który stworzył firmę produkującą te wyśmienite, przez wielu uważane za brzmieniowy ideał, słuchawki odszedł od nas w pięknym, liczącym 90 wiosen, wieku. Zaczynał od zegarków (rodzina prowadziła sklepik z owocami), co dało mu niezbędną wiedzę fachową by stworzyć pierwsze, gramofonowe przedwzmacniacze (to jeden ze stałych elementów oferty Grado labs, winyl (pre, wkładki) przez wiele lat stanowił podstawę katalogu firmy, zawsze był obecny i tak zostało do dzisiaj). Wszystko miało swój początek w latach pięćdziesiątych XX wieku, a dokładnie w ’53, gdy Joseph założył Grado Labs. Słuchawki to najnowsza i najbardziej rozpoznawalna (na całym świecie) gałąź produkcji GL. W 1990 roku pałeczkę przejął bratanek założyciela firmy, John Grado. „Nauszniki” Grado stały się głównym produktem, który rozreklamował markę na światowych rynkach, pozwolił zaistnieć globalnie produktom GL. Przy czym firma nie zatraciła nic ze swojego rodzinnego charakteru, unikalnego stylu (retro), specyficznego, nie spotykanego u innych wyglądu produktów, całego szeregu rozwiązań technicznych oraz materiałowych przynależnych właśnie tej, a nie innej marce.

Jak wspomina w pięknych słowach rodzina: „składamy wujkowi hołd, bez niego nie tylko nadal pracowalibyśmy w sklepie z owocami, ale też nigdy nie zaczęlibyśmy tworzenia sławnych na całym świecie słuchawek”. Nic dodać, nic ująć. Warto pamiętać, że obecnie jest niewielu producentów, którzy mogą legitymować się taką historią, takimi korzeniami, takim, pełnym pasji i prostoty życiorysem. W dobie wielkich molochów, koncernów, biznesów, takie małe, zachowujące tożsamość, rodzinne firmy to prawdziwa rzadkość. W tym wypadku miłość do muzyki zaowocowała powstaniem firmy, która stała się dla wielu synonimem dobrego brzmienia i to nie tylko (w najnowszej odsłonie) ze słuchawek, ale również z czarnego krążka, płyty winylowej która przeżywa obecnie swój mały renesans (także dzięki takim producentom jak Grado Labs). Warto o tym pamiętać zakładając na głowę niedrogie, świetne 80-ki, czy zanurzając się w dźwiękach płynących z drewnianych muszli topowych modeli Reference czy GS. Warto. Wierność zasadom, bezkompromisowość, nie uleganie na siłę chwilowym modom – dobrze, że są takie firmy, że są tacy ludzie.

Oficjalna wiadomość opublikowana na blogu: http://blog.gradolabs.com/?p=176

 

Co tam słychać w streamingu? Apple integruje, Jay-Z kupuje…

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
apple_beats_001

Apple nadal nie ma odpowiednika Spotify, co jest o tyle dziwne, ze firma od wielu lat oferuje usługi streamingowe i wprowadzenie takiego produktu powinno nastąpić dawno, dawno temu. Niby na przeszkodzie, jak się mówi, stanęły problemy z wynegocjowaniem odpowiednich umów z wytwórniami fonograficznymi, ale właśnie „niby”… w końcu to najbogatsza firma z branży, która ma tyle gotówki, że zakup dowolnego serwisu muzycznego nie powinien być żadnym problemem. Beats Audio, które zostało kupione w zeszłym roku, w wianie zaoferowało własną usługę tego typu. Problem w tym, że do tej pory Apple niewiele (nic) nie zrobiło, by serwis Beats kojarzył się z jabłkową elektroniką. To samo tyczy się asortymentu słuchawek oraz głośników z literką b. Być może takie były ustalenia między właścicielami a firmą z Cupertino, by marka nie tylko została zachowana, ale wręcz utrzymała pewną autonomię w ramach Apple. Być może. Tak czy inaczej sprzedaż plików muzycznych w iTunes gwałtownie topnieje, właściwie można mówić już o generalnym odwrocie klientów, a firma nadal nie potrafi na to skutecznie odpowiedzieć. Pisałem jakiś czas temu o możliwości wprowadzenia lepszej jakości do iTunes. Pierwszym zwiastunem, krokiem aby ta jakość stała na dużo wyższym poziomie były / są reedycje Mastered for iTunes. Muzyka oferowana w ramach MfT jest naprawdę dobrze przygotowana, można tu mówić o jakości zbliżonej do srebrnych krążków (tych dobrze nagranych, zrealizowanych) mimo zachowania kompresji stratnej o niezmienionych parametrach względem standardu obowiązującego w iTunes Store (AAC 256kbps – nazwali to iTunes Plus… beznadziejna sprawa, patrząc co jest tym „+” …cała konkurencja stosuje strumieniowanie 320kbps, trudno więc mówić o nadzwyczajności rozwiązania wprowadzonego przez Apple w zeszłym roku (sic!)).

Prace nad własnym serwisem, czy raczej przeniesieniem usługi Beats do iTunes nabrały ostatnio tempa. Okazuje się, że właśnie, nie będzie to osobny produkt, a część iTunes, Apple w pełni zintegruje serwis z dotychczasowymi usługami, produktami w ramach swojego wirtualnego sklepu. Można tę decyzję zrozumieć, jako chęć podratowania tego co jest, przede wszystkim sprzedaży plików muzycznych, na zasadzie łączenia produktów, wprowadzanie (zapewne) specjalnych ofert, rabatów, dostępu do dodatkowych materiałów etc. Obawiam się jednak, że na niewiele się to zda, bo ktoś, kto będzie mógł strumieniować interesujacą go muzykę, albo zapisać ją w pamięci handhelda lub/i komputera, raczej daruje sobie kupowanie plików w iTunes Store.

Prawdziwym przełomem kopernikańskim będzie opracowanie aplikacji dostępowej dla… Androida! CEO Apple wspominał coś o tym na zeszłorocznych konferencjach i wygląda na to, że faktycznie taki software pojawi się na androidowej platformie. Będzie to pierwsza aplikacja Apple na Andku, pierwsza, stanowiąca wyłom w dotychczasowej polityce: „oni są u nas, my u nich nie, absolutnie nie”. W sumie tylko się cieszyć z takiego obrotu sprawy, bo wszelkie wojenki nigdy nie służą użytkownikom, dobrze więc, że w końcu ktoś wybierając daną usługę nie będzie skazany na konkretną platformę. Zresztą, byłby to ze strony Apple strzał w stopę. Własną stopę. Beats oferuje swój serwis na zasadzie multiplatformowej i odwrót od takiej polityki na pewno zniechęciłby wielu klientów od serwisu. Apple chce przy okazji zaoferować nieco niższy koszt swojej usługi, chcąc za miesiąc 7.99$, 0 2$ mniej od konkurencji (opłaty 9.99$ na miesiąc, vide Spotify Premium, Deezer Premium, WiMP Premium). Pytanie, co otrzymamy w zamian? Czy będzie coś, co pozwoli na konkurowanie nie tylko nieco niższą ceną, ale także funkcjonalnością, jakością etc.? Zobaczymy niebawem. Usługa Beats jest powszechnie chwalona za mechanizm playlist, ale to się może zmienić, bo Apple prawdopodobnie ujednolici swoje produkty, wprowadzając własne rozwiązania typu Genius, integracja ze sklepem…

Obecnie serwisy streamingowe są głównym tematem odnośnie dystrybucji muzyki (w ogóle), stają się najważniejszym kanałem dystrybucyjnym mimo protestów niektórych artystów, niezbyt dużego (jeszcze) udziału na rynku (płatne subskrypcje). Nie dziwi zatem zainteresowanie osób z gotówką (bogaci raperzy przodują), zainteresowanych zrobieniem biznesu w ramach tej nowej, prężnie rozwijającej się branży. Niejaki Jay-Z (nie przepadam za tego typu muzyką, ale mam wiele szacunku właśnie dla tego konkretnie gościa) postanowił nabyć WiMPa wraz z Tidalem (oraz WiMP HiFi) za 56 mln dolarów. Szwedzkie Aspiro, dotychczasowy właściciel postanowił sprzedać całość firmie Project Panther, będącej własnością wspomnianego powyżej artysty. Przypomnijmy, WiMP oferuje ponad 25 mln utworów muzycznych oraz 75 tys. teledysków (świetna sprawa, mam nadzieję, że ten element serwisu będzie stale rozwijany!). Serwis ma ponad 500 tys. aktywnych abonentów w Norwegii, Szwecji, Danii, Niemczech i Polsce (gdzie dostępny jest także w jakości bezstratnej). Jest jednym z największych rywali Spotify, który działa w 58 krajach i posiada 15 mln regularnie płacących użytkowników. Ma też 45 mln użytkowników, którzy korzystają z bezpłatnych usług. Ciekawe jak zmiana właściciela wpłynie na rozwój WiMPa? Patrząc na ofertę, to co oferuje obecnie pierwotnie norweski serwis nie ma odpowiednika na rynku. Teraz trzeba tylko i aż zadbać o ekspansję na rynku, co wszakże nie powinno być specjalnie trudne, zważywszy na ogromny potencjał wzrostowy, o czym mówią wszyscy w branży.

Aktualizacja: transakcja napotkała nieoczekiwany opór ze strony części udziałowców, niewykluczone że nie dojdzie jednak do skutku.

Pebble przygotowuje nowy zegarek & platformę (2015). Nasze 3 grosze…

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
zdjęcie 5

Testujemy zegarek Pebble (jedyny smartwatch zasługujący na miano zegarka, na marginesie), który niebawem doczeka się omówienia na naszych łamach. Mam sporo uwag pod adresem tego urządzenia, ale generalnie jestem na „tak”. To coś, co faktycznie ułatwia życie (ot, pierwszy przykład z brzegu… robimy przelew i… wcześniej trzeba było sięgać po telefon, aby odebrać sms-a z kodem, teraz wystarczy rzut okiem na nadgarstek), jest praktyczne, sprawdza się w codziennym użytkowaniu. Początkowo byłem sceptycznie nastawiony, pierwsze wrażenia były raczej na „nie”, zresztą pisałem o tym parę miesięcy temu. Wersja z metalową kopertą i paskiem prezentuje się naprawdę dobrze, model plastikowy zaś to po prostu taki swatch, tyle że inteligentny i to działa. Nie rozumiem idei promowanej przez wielu producentów, polegającej na władowaniu do malutkiego, naręcznego komputerka wszelkich funkcji, opcji, interfejsów (tak, piję do Apple w tym momencie, ale nie tylko vide propozycje Samsunga, LG czy Sony), nie rozumiem kompromisów ergonomicznych (Moto360, które przez moment testowałem, to kompletny niewypał… ten zegarek jest stanowczo za duży!), nie rozumiem jak można za takie uzupełnienie osobistej elektroniki żądać równowartość średniej, albo wysokiej klasy smartfona. To znaczy, żeby nie było niedomówień, smartwatch premium może kosztować nawet 10 000, byleby robił to co trzeba w perfekcyjny sposób. Jednocześnie model dla mas powinien cechować się podobną użytecznością, perfekcyjnie realizując to, co moim zdaniem powinno stanowić główną cechę takiego urządzenia: ułatwianie życia użytkownikowi, uwalnianie go od konieczności korzystania z telefonu, wtedy gdy jest to użyteczne i wskazane. To jest według mnie clou, dodajmy do tego odmierzanie czasu oraz maksymalnie długi czas działania na baterii i mamy smartwatch’a idealnego.

Pebble realizuje wg. mnie najlepiej tę ideę, stając się przydatnym akcesorium, a jednocześnie alternatywą dla klasycznego zegarka. Żaden, powtarzam żaden z dostępnych obecnie smartwatch’y nie może być uznawany za zastępstwo dla zegarka… czas działania, słaba ergonomia, wygląd dyskwalifikuje te wszystkie urządzenia wg. mnie już na starcie. Niektóre, jak wszystkomający Gear S od Koreańczyków, robią wrażenie – to majstersztyk inżynierii, gdzie w naręcznym gadżecie umieszcza się zminiaturyzowanego smartfona, tworząc autonomiczny sprzęt, który samodzielnie może zastąpić coś, czego do tej pory nie udało się niczym zastąpić. Tyle, że wspomniane kompromisy przekreślają zalety takiego produktu i według mnie są …niepotrzebne. Nie potrzebujemy naręcznego smartfona, bo ten nigdy nie będzie tak funkcjonalnym urządzeniem co telefon. Dodatkowo nie ma szans na to, by takie rozwiązanie mogło zapewnić odpowiednio długi czas działania, a mówimy o czymś co trzeba na siebie zakładać, to nie smartfon, którego po prostu wyciągamy z kieszeni. To bardzo, bardzo ważne, a wydaje się że zupełnie pomijane przez producentów zagadnienie.

Nowy Pebble będzie lepszy. Ma działać jeszcze dłużej na baterii (w trybie, nazwijmy go, pasywny, gdy głównie odczytujemy informacje na zegarku, nie korzystając np. z opcji zdalnego pilota, aplikacji które często uaktywniają się, wymagając interakcji z użytkownikiem, ten czas obecnie wynosi 6-7 dni, przy bardziej aktywnym ok. 5), nie ma mieć tak ograniczonej pamięci na aplikacje (obecnie 8 slotów), ma być lepiej wykonany, z lepszych materiałów i zapewne droższy. Pebble ma ambitne plany i nic dziwnego, że ma. Ktoś, kto odniósł tak spektakularny sukces (zbiórka na Kickstarterze, jedna z najbardziej udanych, następnie ponad milion sprzedanych zegarków), ma takie zaplecze developerskie (25 000 programistów …to absolutny rekord, najbardziej i najlepiej wspierana platforma dla tego typu produktów na rynku), ma bazę ponad 6000 aplikacji (kolejny, nie pobity rekord) może snuć ambitne plany. I powinien, patrząc na to czego zaraz będziemy świadkami. Z racji dostępu do najnowszych urządzeń Apple, pewnie szybko przeczytacie na naszych łamach recenzję Apple Watch’a, urządzenia wg. mnie bardzo kontrowersyjnego (założenia oraz to co pokazano, pozwala na pierwsze oceny). Nie będzie „hejtowania”, nie będzie naigrawania się z użytkowników jabłkowej elektroniki (choć sam lubię się z siebie samego nabijać, także z tego powodu), będzie maksymalnie rzetelny opis zegarka z oceną praktyczności, przydatności nowego gadżetu Apple. I to będzie, zapewne, główny konkurent dla nowego Pebble. Zresztą, biorąc pod uwagę to co napisałem na wstępie, obecny zegarek może, powtarzam może okazać się dużo przydatniejszym gadżetem, wykorzystywanym na co dzień, niż super zaawansowany produkt z Cupertino.

Tym, co ma wyróżniać Pebble, będzie w odróżnieniu od Apple czy Google (Android Wear) skoncentrowanie się nie na odpowiednikach aplikacji oraz usług i funkcjonalności smartfonów, tworzeniu analoga telefonu w formie zegarka, a na użyteczności samego zegarka. Nowa platforma ma być zupełnie inna, nastawiona na praktyczność samego ZEGARKA i takie podejście uważam za wszech miar słuszne, taki pomysł może przynieść w efekcie produkt, który w odróżnieniu od konkurencji będzie miał SENS. Zegarek musi wyróżniać się pewnymi cechami, które są zwyczajnie nie do pogodzenia z – właśnie – naręcznym telefonem. Musi, bo w przeciwnym razie dostaniemy coś, co może fajnie prezentuje się na reklamach, na prezentacjach, konferencjach, ale w codziennym użytkowaniu jest zwyczajnie do kitu. Poza tym, taki zegarek jak Pebble jest po pierwsze czasomierzem, po drugie dopiero całą resztą. To właściwe ustawienie proporcji, położenie akcentów, pozwalające ocenić produkt jako użyteczny, funkcjonalny, alternatywny dla dotychczas użytkowanego, klasycznego zegarka. Warto na koniec nadmienić, że w pracach nad nową generacją Pebble bierze czynny udział ok. 100 inżynierów, w tym osoby z doświadczeniem w opracowywaniu bardzo dobrego, ale nie mającego szczęścia webOSa oraz ludzie, którzy pracowali wcześniej dla LG, w dziale mobilnym. Ciekawe co z tego wszystkiego wyniknie? To nie ma być bezużyteczny gadżet w przypadku braku parowania z telefonem, jednocześnie nie ma zamienić się w smartfona na nadgarstku. Kończąc, wypada zadać konkurentom Pebble, parę kłopotliwych pytań:

Po co w zegarku ekran dotykowy?

Po co w zegarku telefon?

Po co w zegarku kolorowy wyświetlacz o wysokiej rozdzielczości?

» Czytaj dalej

Astell&Kern AK500N/A/P… topowe źródło & high-endowy system od irivera

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
akak500n_7553

Niebanalna forma, bogate wyposażenie oraz bardzo wysoka cena (50 tyś. zł)… tak można pokrótce opisać tytułowe urządzenie. Wspominałem o tym produkcie przy okazji jego prezentacji przez irivera jakiś czas temu – teraz sprzęt trafia na rynek, w tym do Polski, dzięki naszemu rodzimemu dystrybutorowi (firma MIP). To pierwszy, nie licząc stacji dokujących do DAPów, stacjonarny produkt z portfolio marki premium Koreańczyków. Możemy zapewne spodziewać się wyczynowych możliwości (patrz, w rozwinięciu, opis nadesłany przez dystrybutora), o jakość dźwięku też raczej możemy być spokojni. Mnie tylko zastanawia jedno: za 10 tysięcy (z groszem) można mieć znakomite źródło pod postacią AK240, źródło nie tylko na wynos, ale także stacjonarne… wystarczy stacja dokująca. Oczywiście to nie to samo, co skrzynka na nóżce ;-) tracimy wiele unikalnych funkcji (patrz poniżej), ale… brzmienowo pewnie będzie to ten sam poziom, bo najwyższy odtwarzacz przenośny AK jest naprawdę znakomity i trudno sobie wyobrazić sprzęt, który wnosiłby coś ponadto, co oferuje 240-ka. Zresztą w zamontowanym na górze docku AK500N będzie można umieścić najnowsze mobilne playery: AK100II. AK120II oraz wspomnianego AK240… Ot, takie luźne uwagi mi się nasuwają, gdy patrzę na to co przygotował irivier, ile zażądał za swoją najnowszą, stacjonarną maszynę grającą.

Przy czym nie zapominajmy, że AK500N będzie można rozbudować… o wzmacniacz oraz kondycjoner sieciowy… będzie można zatem zbudować cały system w oparciu o proponowane rozwiązania (dziwne, że w notce nie znalazły się, poza obrazkiem, jakieś dodatkowe informacje na ten temat). Do tego – co warto podkreślić – jako serwer, będzie to unikalne rozwiązanie na rynku, oparte o pamięci masowe SSD, znacznie bardziej niezawodne od tradycyjnych dysków magnetycznych. To optymalny wybór: bezpieczeństwo, natychmiastowy dostęp do danych, optymalny, ale też bardzo kosztowny (możliwe konfiguracje 1, 2 lub 4TB…).

Poniżej informacja prasowa, jaką nadesłano. Poprosiliśmy o miejsce w kolejce (do testów), tymczasem garść zdjęć, opis oraz specyfikacja tytułowego urządzenia…

» Czytaj dalej

Pylon Audio Onyx… altusowe pylony, pylonowe altusy?

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
onyks_30_czarny_pylon_audio_1

Przy okazji testu nowych monitorów Pylon Pearl oraz wyróżnienia produkt roku dla tych kolumn, wspomniałem, że niebawem firma wprowadzi na rynek nowe modele, jak się okazało dużych podstawkowych głośników, nowej linii Onyx. Popatrzcie na wygląd tych kolumn… z czym Wam się kojarzy ;-) … no właśnie. Oczywiście tytuł z przymrożeniem oka, bo sama forma, czy raczej wygląd (oraz gabaryty) nie tworzy z tych głośników kopii Altusów. Tak czy inaczej skojarzenia idą w tę właśnie stronę. Koszt zestawu Onyks 25 wynosi 1580 PLN, natomiast Onyks 30 oferowany jest w cenie 1790 PLN. Na razie jedyne dostępne wybarwienia to czarny. Oto, co o nowym produkcie pisze producent:

„Linię kolumn głośnikowych Onyks dedykujemy miłośnikom muzyki rockowej i rozrywkowej. Można w ich brzmieniu usłyszeć wiele cech znanych z typowo audiofilskich konstrukcji, jednakże akcenty reprodukcji dźwięku są przesunięte w kierunku witalności, dynamiki oraz swobody. Kolumny Onyks bezproblemowo nagłośnią każdą imprezę, ale też z przyjemnością posłuchacie Państwo koncertu rockowego, obejrzycie film czy zwyczajnie posłuchacie swoich ulubionych płyt. Cała linia została skonstruowana by móc przyjąć dużą moc bez zniekształceń ale także zapewnić komunikatywnie brzmienie na niskich poziomach głośności podczas bardziej kameralnych odsłuchów.Niskie i średnie tony zarówno w zestawie głośnikowym Onyks 25 jak i Onyks 30 powierzono membranom celulozowym, mamy więc w tym zakresie spójność, plastyczność jak również pełną barwę dźwięku. Natomiast górę pasma odtwarza 1 calowy przetwornik w małej tubce, zabieg ten poprawia właściwości mocowe oraz nadaje brzmienia klimatu znanego z koncertów live. Onyks 30 z głośnikiem niskotonowym 30 cm przeznaczony jest do pomieszczeń powyżej 20m2, gdzie najlepiej czuje się w kubaturze 25-50m2.”

Postaramy się przetestować nowe Pylony, na razie w planach mamy najnowsze Sapphire. Swoją drogą ciekawy ruch, takie duże podłogówki to nie jest popularny kierunek poszukiwań, gdzie zazwyczaj albo dobiera się coś mniejszego (podstawki), albo podłogówki. Może skojarzenia z legendarnymi Tonsilami, udane, dotychczasowe, modele, będą zachętą do zakupu takich nietypowych konstrukcji (poza naszym, rodzimym, rynkiem takie kolumny produkują głównie Brytyjczycy, np. Harbeth, z „herbatnikami” na czele, jako przedstawicielami gatunku).

» Czytaj dalej

Playstation plus Spotify = usługa streamingowa dla konsol Sony

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
spotify-playstation-banner_1000x500

Kompletny niewypał jakim okazało się Music Unlimited, usługa dostępowa Sony, przygotowana z myślą o konsolach PS3/PS4, niebawem przejdzie do historii. Japończycy wyciągnęli w końcu właściwe wnioski i od marca (być może nawet od lutego) nietrafiona, firmowa usługa zostanie zastąpiona przez wspólny serwis Sony oraz Spotify… de facto, będzie to po prostu odpowiednio napisana aplikacja dostępowa do serwisu Szwedów. Ten, jest obecnie, najpopularniejszym na świecie rozwiązaniem tego typu. Usługi strumieniowe to dzisiaj jedyna metoda dystrybucji muzyki, która generuje przyrost, w niektórych krajach (Norwegia np.) jest to już 75% udziału na rynku fonograficznym. Będzie można korzystać z abonamentu Premium plus, dla użytkowników Playstation przygotowano specjalne oferty (początkowo dostęp bezpłatny, dla osób korzystających z subskrypcji MU darmowy do odwołania), oczywiście będziemy mogli odtwarzać nasze ulubione playlisty na obu konsolach. Usługa trafi początkowo do 14 krajów (w tym najprawdopodobniej do Polski), następnie do wszystkich, w których funkcjonuje PlayStation Now. Ciekawe, czy użytkownik bez wykupionego PS+, z opłacanym abonamentem premium na Spotify będzie mógł korzystać z aplikacji dostępowej? Zobaczymy, być może będzie po prostu dostępna aplikacja do ściągnięcia, dla abonentów abonament z upustem, albo wręcz gratis.

Warto wspomnieć., że Music Unlimited był niewypałem nie tylko przez zamknięcie w ramach jednego ekosystemu, platformy, ale także dlatego, że Sony w bezdennie głupi sposób wprowadzało MU, ograniczając dostęp do kilku krajów, omijając wiele takich, w których usługi tego typu cieszą się sporą popularności. W Polsce, przykładowo, serwis był i jest niedostępny, a przecież debiutował bodaj sześć lat temu… kawał czasu! Co więcej, Sony jak zwykle z ciekawego pomysłu, nowatorskiego, bo wtedy takich rzeczy jak Spotify czy Deezer zwyczajnie nie było na rynku, zrobiło coś, co przeszło bez echa, nie wykorzystano szansy i teraz trzeb szukać partnera, który oferuje tego typu usługi. Tak czy inaczej, bardzo dobra wiadomość, szkoda tylko, że Sony nie poszło tutaj za ciosem, dogadując się ze Szwedami w sprawie strumieniowania muzyki w lepszej jakości, tj. kompresja bezstratna, a może nawet hi-res. Mówimy głównie o urządzeniach stacjonarnych, ze stałym dostępem do szerokopasmowego Internetu. Coś czuję, że Sony ponownie nie wykorzysta szansy. Cóż, niebawem przekonamy się jak wygląda Spotify na Playstation. Mnie tam się marzy w przyszłości dział z albumami SACD/DSD. To by było coś! W przypadku tego formatu to właśnie Sony jest głównym dysponentem praw, głównym dystrybutorem oraz producentem. Cóż, zobaczymy czy Szwedzi zdecydują się na uruchomienie serwisu HQ w ramach swojej oferty. Jakby nie patrzeć, to 65 milionów potencjalnych klientów – tyle osób dysponuje którymś z dwóch, wymienionych powyżej, modeli PS.

No i są, oficjalnie są… Sennheiser Momentum & Wireless. Nowa generacja!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
MOMENTUM_II_Wireless_Black_High_Class

W zamyśle Niemców, mają to być topowe słuchawki bezprzewodowe, najlepsze z oferowanych przez producenta i… myślę, że tak właśnie będzie. Moim zdaniem to bardzo dobra decyzja, tzn. pozbawienie kabla akurat tego modelu (czy precyzyjniej, linii produktów z serii Momentum, bo poza tytułowymi słuchawkami, pojawi się wersja bezprzewodowa mniejszego, tańszego modelu) to strzał w dziesiątkę. Momentum to słuchawki mobilne, leciutkie, po faceliftingu także składane (patrz obrazki), które świetnie się sprawdzą w roli towarzysza podróży. Co więcej, poza modułem bezprzewodowym w najnowszych, przenośnych nausznikach znajdziemy także aktywny system redukcji odgłosów z zewnątrz NoiseGard, co przełoży się pozytywnie na brzmienie. Super! Producent mówi wyraźnie o zupełnie nowej, drugiej generacji tej linii słuchawek i faktycznie poczynione przez Niemców zmiany oznaczają, że na rynku pojawi się bardzo mocno odmieniona konstrukcja… na szczęście firma wspomina o utrzymaniu wysokiej jakości brzmienia o zbliżonej charakterystyce, cytuję: „detailed, pure and with a slight bass emphasis”.

Innymi słowy do rąk użytkowników trafią modele z kablem oraz bez kabla z wspomnianym system redukcji, ze składanymi do środka muszlami, z nowymi przetwornikami. Sam wygląd (na szczęście :) ) nie ulegnie zmianie. Dostaniemy eleganckie, lekkie słuchawki, których wygląd będzie mocnym wyróżnikiem na tle konkurencji. Odnośnie modułów transmisji, zastosowano technologie NFC do szybkiego parowania oraz najnowszą transmisję Bluetooth 4.0 z kodekiem apt-X. Producent zapowiada 22 godziny słuchania na wbudowanej baterii – to świetny rezultat, pewnie zasługa bardzo energooszczędnego modułu, jaki zastosowano w opisywanych słuchawkach.

Odnośnie komfortu, nadal będziemy mieli do czynienia z bardzo wygodnymi padami z wysokiej jakości skóry, zostaną one poddane pewnym modyfikacjom (profilowanie, pozwalające na lepsze dopasowanie do anatomii, będą także nieco większe). Stalowy pałąk pozwala na uzyskanie odpowiedniej wytrzymałości konstrukcji – tutaj nic się nie zmieni. Oczywiście pojawią się dwa kable (w wersji z kablem), w tym jeden z pilotem, co ciekawe w wariantach dla iOS oraz Androida / Windows Phone. Każdy użytkownik znajdzie wariant dopasowany do jego telefonu! W przypadku modeli bezprzewodowych możliwa będzie kontrola (obsługa odtwarzania oraz odbieranie połączeń) za pomocą przycisków na zamontowanych na lewym padzie.

Słuchawki trafią na rynek jeszcze w tym miesiącu. Nie możemy się wprost doczekać! :)

» Czytaj dalej

Kolejna zapowiedź, tym razem high-endowo. Czekamy na HE-1000 HiFiMANa

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Screen Shot 2015-01-06 at 14.02.22-500x500

To się pozamieniali, nich ich! Audeze schodzi o parę pięterek (cenowych) w dół, a HiFiMAN (prawdopodobnie) atakuje stratosferę! Bo jak inaczej odnieść się do jeszcze prototypowych, ale już zapowiedzianych, najnowszych flagowców: HE-1000? To słuchawki, które mają być na absolutnym topie. I nie będzie to formalnie następca HE-6, tylko coś (jeszcze) lepszego. Ciekawe. Patrząc na obecną ofertę to logiczny krok. W końcu mamy nową serię, zastępującą czy uzupełniającą dotychczasowe produkty – nowe HE-400i, nowe HE-560 i… no właśnie, nowe, tytułowe tysiączniki. Na CES 2015 można było posłuchać tych nuszników, pomacać, porozmawiać z Dr. Fangiem, porozmawiać z użytkownikami innych modeli. Jedno, co można powiedzieć już teraz, to że HiFiMAN chce zaoferować coś naprawdę specjalnego, coś co nie ma (właśnie) odpowiednika na rynku.

Mocne? Ano mocne, ale patrząc na nowe flagowce ma się nieodparte wrażenie, że zmieniono każdy element, zaprojektowano je całkowicie od nowa. Od formy, gabarytów, nowych przetworników, materiałów po – jak mówią – zmienioną charakterystykę brzmieniową, zmienioną w stosunku do dotychczasowych produktów. Intrygujące. Patrząc na zaprezentowane egzemplarze, mimo że prototypowe, można uznać że rzecz trafi do sklepów niebawem (jeszcze w pierwszym kwartale br.). Pytanie jak to będzie wyglądało z ceną. Producent na razie jak ognia unika odpowiedzi na to pytanie. Na pewno będzie to cena czterocyfrowa, jednak między 1500 a 3000 jest spora różnica, przyznacie? Według mnie te słuchawki będą droższe od HE-6, ich cena powinna być zbliżona do 2000$. Za system przyjdzie zapłacić około 3000-3500 tysiąca najmarniej. Ktoś tam stwierdził, że całość może kosztować nawet 5000$. Tyle woła się za topowe elektrostaty i jakoś nie chce mi się wierzyć, że faktycznie aż tyle będą te słuchawki (system) kosztować.

Przez system rozumiem nie tylko słuchawki, ale także pokazany wraz z HE-1000 nowy, dzielony, wzmacniacz słuchawkowy. Jest osobne zasilanie, jest pre-amp, wszystko razem mniejsze od potwora EF-6, którego niedawno testowaliśmy wraz z szóstkami. Ciekawe czy EF-1000, bo tak nazywa się wzmacniacz pod nowe flagowce, będzie (nieodzownym) partnerem (jak EF-6 dla HE-6… tak to słyszę i zdania raczej nie zmienię) dla HEKów (taką, skrótową nazwę, akronim, przyjęło się stosować w przypadku nowych flagowców HiFiMANa). Ci, którzy jako pierwsi mieli je na uszach, twierdzą że będą to słuchawki łatwiejsze do napędzenia od HE-6, że ich sygnatura dźwiękowa jest znacznie bardziej neutralna, wyważona, relaksująca. Nie jest to obfite, mocne, ofensywne granie jak z HE-6. Jak będzie w istocie przekonamy się, jak tylko HEK trafią na nasz rynek. Będzie można porównać je do flagowych LCDków, może także do AKG K812 oraz nowych, topowych Grado. Tymczasem krótka galeryjka…

» Czytaj dalej