LogowanieZarejestruj się
News

WiMP to od teraz TIDAL

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
tidal-share.9d1c0023

Nowy serwis (czy właściwie WiMP HiFi dostępny pod marką Tidal w Stanach i Kanadzie) zastępuje znanego w Polsce (oraz krajach Skandynawskich i Niemczech) WiMPa. Od wczoraj (30 marca) nie można już dodawać nowych kont na WiMPie (nadal działają wszystkie kanały dostępowe – webpanel, aplikacje dla komputerów oraz handheldów), na stronie możemy znaleźć informację o przejściu całego zespołu WiMP do nowego projektu. Tidal to nie tylko rebranding, to także nowe otwarcie. Pisałem o zakupie serwisu (ASPIRO) za 65 mln $ przez niejakiego Jay-Z. To jeden z najbardziej cenionych muzyków, nie tylko raper (patrząc na dokonania, pełen przekrój, z dużym udziałem wielu gwiazd muzyki pop, R&B etc.), ale także ktoś, kto jest zainteresowany nowymi formami dystrybucji muzyki. Patrząc na to szerzej widzimy ciekawy trend, gdy wielu znanych muzyków (m.in. Niel Young, frontmeni Radiohead, Nine Inch Nails…) rozpoczynają – co tu by nie mówić – rewolucyjne zmiany w branży. W przypadku Tidala mówimy o kontynuacji tego, co zaproponowali Szwedzi w ramach WiMPa – nie tylko dostęp do kilkudziesięciu milionów utworów, ale także dostęp do tekstów, wywiadów, zapowiedzi oraz jakości bezstratnej (FLAC/ALAC do 1411kbps – czyli dokładnie takiej, jaką cechuje transfer z płyty kompaktowej) dodatkowo do teledysków HD (jako pierwszy wprowadził takie coś Deezer, jednak w ograniczonym zakresie).

Widzimy zatem, że rynek streamingowych usług dostępowych audio bardzo nam się rozwija. Zaraz pojawi się usługa Apple, w Stanach wystartował Deezer Elite (jakość bezstratna), swoje wejście na rynek bezstratnej jakości zapowiada Spotify (na marginesie, Szwedzi ze Spotify skupili się na jak najszerszej dostępności, wprowadzając – o czym wczoraj informowałem – aplikację dostępową dla konsol Sony PS3 i PS4). Konkurencja to dobra rzecz, zobaczymy jak to się przełoży na popularyzację …na razie to właśnie Spotify jest liderem, ale Tidal może mocno tu namieszać, poza tym nie zapominajmy o bardzo popularnej w Stanach Pandorze.

Nowy serwis to elegancka, czarna kolorystyka, samo nawigowanie przypomina WiMPa, natomiast brakuje aplikacji dla komputerów… podobno trwają prace nad udostępnieniem takiego oprogramowania i niebawem taki software pojawi się w wersji dla Win/MacOS. Jest aplikacja dla iOSa oraz Androida, nie ma (inaczej niż w przypadku WiMPa) dla Windows Phone. Opłaty za usługi są takie same, jak w przypadku WiMPa: premium za 19,99 zł i 39,99z zł za jakość bezstratną (wspomniane ALAC/FLAC 1411kbps). Za niższą kwotę otrzymujemy dostęp do ponad 25 milionów utworów w maksymalnej jakości AAC 320 kbps oraz wideoklipów w HD. Ekskluzywne nowości to tzw. „experiences” (nie wiemy jeszcze co się za tym kryje) oraz śledzenie, czy podążanie za trendami w wybranych stylach muzycznych. Można też skorzystać z funkcji rozpoznawania utworów (działa na podobnej zasadzie co Soundhound czy Shazaam) oraz pobierać muzykę do trybu offline. Jeszcze nie wiem, czy możliwa jest prosta migracja z WiMPa do Tidala, zaktualizuje newsa po sprawdzeniu jak to wygląda.

W streamingu robi się coraz ciekawiej…

AKTUALIZACJA: migracja jest całkowicie bezproblemowa. Po prostu logujemy się na dotychczasowe konto i już (są problemy z uruchomieniem aplikacji dostępowych, konto jest przeniesione w tym sensie, że możemy się zalogować do profilu, ale nie da się wbić do apikacji, webplayera… zgłaszamy). Zobaczymy, czy zadziała ze Squeezeboksem (jest aplikacja dostępowa, teoretycznie była także taka w przypadku WiMPa, niestety nie dało się zalogować do konta)? Niestety pojawiają się także problemy z dołączeniem profilu via facebook (logowanie na razie w ten sposób u mnie nie działa, mimo dołączenia do konta fb Tidala).

AKTUALIZACJA #2: Dostałem odpowiedź z supportu WiMPa/Tidala (dziękuję za wcześniejszą informację na fb opublikowaną przez naszego Czytelnika) o możliwości pełnej migracji konta za kilka dni. Na razie doradzają korzystanie z dotychczasowych aplikacji, usług (czytaj: WiMP premium / HiFi), co też mam zamiar uczynić. Postaram się dowiedzieć czegoś więcej na temat nowego serwisu, głównie odnośnie aplikacji dla komputerów (Chrome to obecnie kiepska, zasobożerna przeglądarka) oraz wsparcia dla Sqeezeboksa (na liście wspieranych urządzeń audio widnieje SB, trzymam za słowo i niebawem to zweryfikuję).

AKTUALIZACJA #3: Poniżej sami artyści o tym, czym ma być Tidal…

» Czytaj dalej

Spotify dla PlayStation

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
PS3_Spotify

Zapowiadane uruchomienie streamingu muzyki (i rezygnacja z forsowania własnego rozwiązania, które mówiąc oględnie, było do kitu… to bardzo delikatne sformułowanie pod adresem usługi, jaką oferowało Sony pt. Music Unlimited) w ramach PSN właśnie się dokonało. Sony włączyło aplikację dostępową Spotify na PlayStation 3 oraz Playstation 4. Możliwe jest włączenie muzyki w tle (w trakcie grania), sama zaś aplikacja od strony interfejsu z jednej strony nawiązuje do tego, co oferuje Sony na obu wymienionych konsolach, z drugiej przypomina dobrze znane użytkownikom serwisu, aplikacje dostępowe z handheldów oraz komputerów. Otrzymujemy w ramach posiadanego konta pełen dostęp do zbiorów, wszelkie funkcjonalności poza… łatwym dostępem do ulubionych albumów, piosenek… duży minus za to. Nowość na pewno ucieszy szczególnie użytkowników PS4, której możliwości multimedialne znacznie wzrosną. Do tej pory PS4 właściwie nie dawała się wykorzystać w roli odtwarzacza audio-wideo (szczególnie audio, w porównaniu do PS3, to niebo a ziemia). Teraz można będzie strumieniować do woli, szkoda, że Szwedzi na razie nie oferują jakości bezstratnej. Podobno już niebawem ma się to zmienić (nowy serwis, względnie nowa usługa o jakości loseless).

Aby skorzystać ze Spotify musicie pobrać najnowszą aktualizację. Połączenie, dzięki funkcji Connect, jest bardzo proste. Wystarczy na smartfonie lub tablecie uruchomić Spotify, następnie rozpocząć odtwarzanie wybierając jednocześnie ikonkę głośniczka (wspomniane connect). Na liście pojawi się PS3 (byle było w tej samej sieci WiFi co handheld) i już. Smacznego ;-)

Zapowiedź artykułów: Oppo BDP-105D, Sennheiser Momentum Wireless (On-Ear), FiiO K10&11 oraz…

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
HD-Opinie

W ciągu najbliższych paru dni (wreszcie będzie czas na to!) pojawią się zapowiadane artykuły z naprawdę znakomitymi produktami. Na pierwszy ogień multiformatowy Oppo BDP-105D, najbardziej zaawansowana wersja odtwarzacza multiformatowego z procesorem obrazu, dwoma przetwornikami C/A Sabre Ess-9018, wzmacniaczem słuchawkowym (to nie dodatek, a kompletne, wysokiej klasy wyjście słuchawkowe), dwoma wejściami oraz wyjściami HDMI, super szybkim procesorem (to na razie jedyny odtwarzacz sieciowy, pozwalający na natychmiastowy dostęp do kolekcji muzyki na NASie (ok. 2TB, do tego filmy, seriale zajmujące drugie tyle etc.), będący jednocześnie wysokiej klasy przedwzmacniaczem cyfrowym z wyjściami zbalansowanymi oraz wielokanałowymi. Ten sprzęt, w odniesieniu do oferowanych możliwości, jest wart każdej, wydanej nań złotówki. Patrząc na konkurencyjne rozwiązania, Oppo sprzedaje swoje skrzynki po okazyjnej cenie, nie kupicie nic co daje taką funkcjonalność, taką jakość w takiej cenie. Wybitne źródło, coś co zasłużyło na nowy znaczek przyznawany przez nas urządzeniom z kategorii „mogę z tym żyć”, czyli takim, które mogą stanowić docelowe rozwiązanie (naprawdę warto przeznaczyć pieniądze niekoniecznie na niekończące się, ciągłe dopieszczanie, na zmiany w systemie…. a przeznaczyć je na muzykę, na płyty, szczególnie gdy komuś akurat po drodze z gramofonem, to dopiero frajda!). Opublikujemy niebawem grafikę, a laur dla nielicznych (naprawdę nielicznych) urządzeń testowanych na HDO będzie się zwał „DEAD END”, czyli koniec drogi ;-)

Bezprzewodowe Sennheisery Momentum to jeden z powodów, dla których musiałem zmodyfikować plany testów i publikacji. Mają na liczniku jakieś sto kilkadziesiąt godzin, właściwie przyspawałem się do tych nauszników, chcąc je jak najlepiej poznać (nie bez przyjemności, wielkiej przyjemności ;-) ), sprawdzając jak grają nie tylko w trybie bezprzewodowym, ale także na kablu (USB) oraz z handheldami na iOSie oraz Androidzie (tutaj przydały się bardzo alternatywne aplikacje w stylu USB Audio Player na Andka… polecam, to świetny soft, pozwalający w pełni wykorzystać potencjał przenośnych słuchawek z górnej półki). Mogę powiedzieć tyle: to produkt bliski perfekcji, bliski… to bezprzewodowa referencja i mogę (mając odsłuchane bezprzewodowe Audio Techniki, AKG oraz Bose) powiedzieć z pełną odpowiedzialnością: chcesz słuchawek, czy precyzyjniej bezkompromisowego systemu słuchawkowego dla komputera oraz handhelda w wersji bezdrutowej to masz jeden, jedyny produkt na rynku, który ma szansę w pełni cię zadowolić. Jeden. Każdej z alternatywnych opcji czegoś brakuje, tutaj udało się stworzyć słuchawki bliskie perfekcji.

Wreszcie FiiO. Artykuł pt. „FiiO atakuje, żadnego respektu nie czuje” (nawiązanie do wiadomego songu, wiadomej, kultowej ekipy), dobrze oddaje odczucia po przeprowadzonych testach. Szczególnie E10k Olympus 2 to coś, co stanowi nowy punkt odniesienia w swojej kategorii cenowej. Za takie pieniądze, generalnie, nie kupimy urządzenia, które nie będzie charakteryzowało się sporym,i kompromisami. To ten pułap. Tyle, że właśnie ten produkt pokazuje, że można za śmiesznie małe pieniądze nabyć DACa, który zawstydzi dużo droższą konkurencję, który potrafi zagrać na poziomie „to dźwięk dojrzały, bez żadnych, poważniejszych ale”. Zaskoczenie tym większe, że do tej pory FiiO, które przetestowałem, mniej lub bardziej nawiązywało do cyfrowego, chłodniejszego sposobu reprodukcji dźwięku… a tu takie zaskoczenie. Szczerze, to ten model przetwornika jest (dla mnie) lepszy od takiego Alpena, od droższych produktów z portfolio FiiO. Lepszy i to wyraźnie lepszy. To idealny partner dla laptopa i właśnie w tej kategorii… DAC USB dla PC/MACa trudno znaleźć dla niego alternatywę w budżetowym segmencie. Drugi z przetestowanych, E11k,  prezentuje się świetnie (nie piję, ale te skojarzenia z piersióweczką ;-) ), gra bardzo przyzwoicie, wyraźnie poprawia możliwości brzmieniowe smartfona / tabletu czy grajka w rodzaju iPoda Touch (ale nie z takimi Momentum In-Ear… w tym wypadku po prostu nie ma takiej potrzeby, nie ma potrzeby włączania w tor dodatkowego wzmacniacza, chyba że… jest to coś, co uspokoi górę – wtedy jak najbardziej).

W kwietniu na tapetę trafią podłogówki Pylona (Szafiry), przyjrzę się nowemu MacBookowi (Apple ma zamiar zdefiniować na nowo laptopa… hmmm…), napiszemy także o zapowiedzianych już wcześniej nausznikach Sennheisera, o nowych produktach Oppo oraz nowościach Stana Beresforda (Capella – podobno prawdziwa rewelacja) oraz Australijczyków z Bursona. Z kina powinien pojawić się procesor obrazu NuForce (o przepraszam, teraz to już Optoma… w sumie ciekawe co wyjdzie z tego mariażu?) i najlepsze na koniec tej wyliczanki: przetestujemy „budżetowe” ortodynamiki Audeze. Niebawem trafią do nas EL-8. Zobaczymy co zaoferują Amerykanie na pułapie około 3 tysięcy złotych.

Ruszamy ponownie z kopyta, mam nadzieję, że planowane w kwietniu testy nie odciągną nas od publikowania tak jak te, które miały miejsce w marcu. Co ja mówię, niech będzie powtórka z rozrywki, trzeba będzie „tylko” wykroić nieco więcej czasu na pisaninę.

Smartwatch ważnym elementem mobilnego audio?

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
apple-watch-smartwatches-mainstream-02

Sterowanie muzyką z nadgarstka… ktoś tu zaraz napisze, po co, są piloty na słuchawkowym kablu, że to nie ma sensu. Według mnie ma i będzie miało coraz większy sens, a wszystko za sprawą rosnącego udziału usług streamingowych. Serwis dający zdalny dostęp do wielomilionowych zbiorów to przełamanie problemu niewielkiej przestrzeni na utwory, albumy po stronie urządzenia. To także możliwość (już nie potencjalna) słuchania w bardzo dobrej jakości, bez konieczności fizycznego umieszczania muzyki w pamięci odtwarzacza. Rynek sam reguluje zapotrzebowanie na gadżety, reguluje bezlitośnie – nie ma obecnie miejsca na odtwarzacze multimedialne bez dostępu (stałego) do sieci… nie ma nowych iPodów, nie ma nowych Galaxy Playerów, nie ma i nie będzie. Nisza pt. audiofilskie odtwarzacze audio będzie koegzystować na marginesie nie generując zysków, które zainteresowałyby wielkich z branży (jak zwykle wyłamuje się z tego schematu Sony, ale Sony to specyficzna firma, która wprowadza na rynek często genialne, świetne urządzenia, które nie mają szansy się sprzedać – niestety z nowymi Walkmanami będzie, coś czuję, tak samo). Co więcej, ten segment może niebawem znaleźć się w kryzysie za sprawą nieuchronnego uruchomienia serwisu streamingowego przez Apple oraz (ważne!) spodziewanego przejścia przez głównych oferentów tego typu usług na lepszą jakość transmisji (bezstratna kompresja o jakości zbliżonej do tego, co oferuje płyta CD). To ogromny potencjał, bo jak pokazuje doświadczenie ostatnich paru lat, płyta CDA potrafi zagrać znakomicie, w końcu udało się ten typ zapisu dźwięku (czerwona księga, parametry 16 bit / 44 kHz) okiełznać w pełni. To paradoks, bo też fizyczna postać tego, najpopularniejszego sposobu zapisu muzyki, czytaj – płyta kompaktowa – nieodwołanie odchodzi w niebyt.

Czymś, co ją zastąpiło (już teraz i zaraz, o czym dalej) są pliki. Te sprzedawane (to też już powoli przeszłość, patrz zmiany w dystrybucji jakie zachodzą, wyniki badań rynkowych są tu jednoznaczne) oraz te strumieniowane w ramach abonamentu (względnie za darmo z reklamami). To już się stało i patrząc na rynek masowy, branża dość szybko dostosowała się do tych wymagań vide gigantyczny wzrost segmentu słuchawkowego, notującego fantastyczne wyniki. Zmiana sposobu słuchania muzyki, zmiana sposobu już nie gromadzenia a właśnie dostępu i udostępniania muzyki, niesie ze sobą oczywiste, często radykalne zmiany w zakresie sprzętu audio. Tym najbardziej radykalnym, nowym elementem będzie według mnie smartwatch, smartwach jako idealne uzupełnienie transportu (odtwarzacza ze stałym dostępem do sieci), interfejs, a także (w niektórych scenariuszach) autonomiczne urządzenie audio, pozwalające zastąpić klasyczne grajki. Ludzie to kupią, bo to wygodne, bo zmienia całkowicie sposób słuchania muzyki, na taki który jest już teraz najpopularniejszy, najczęściej wybierany (jaka platforma obecnie jest najczęściej wybierana w przypadku słuchania muzyki? Odpowiedź: YouTube).

Smartwatch może mieć mnóstwo zastosowań, potencjał jaki kryje się w elektronice osobistej, ubieralnej jest gigantyczny. Nie mam co do tego wątpliwości. W końcu na rynku pojawią się udane, użyteczne, dopracowane rozwiązania tego typu i jak wyżej, domkną temat dostępu do muzyki, nowego sposobu konsumowania, korzystania z tej formy kultury. Patrząc na zmiany jakie zachodzą w serwisach, w rozgłośniach internetowych (gigantyczny wręcz progres jaki ostatnio można zaobserwować w tym zakresie – coraz więcej rozgłośni nadaje w jakości zbliżonej do CDA, pojawiają się pierwsze radia hi-res!) i zestawiając je z rozwojem elektroniki użytkowej widzę świetlaną przyszłość przed tytułowym gadżetem. To będzie ten ważny, bo pozwalający na bezproblemowe nawigowanie po zbiorach, sterowanie odtwarzaniem, a także (dzięki notyfikacjom, funkcjom społecznościowym i czym tam jeszcze) na nowe, popularne sposoby konsumowania treści mulitmedialnych, element dopełniający dwa, obecnie najpowszechniejsze, najczęściej używane produkty audio – smartfon/tabletofon oraz słuchawki. 

Nowy Apple Watch ma zastąpić popularnego niegdyś (tak, tutaj kwestia paru lat wydaje się zamierzchłą prahistorią) iPoda. Będzie miał niby śmiesznie małą przestrzeń na dane audio (2GB), będzie także interfejsem iPhone dostępnym natychmiast, wygodnie, uwalniając nas od konieczności sięgania po telefon. Wszystko to, co oferuje iPhone będzie mogło być uruchamiane, sterowane, nawigowane z poziomu smartwatcha. W przypadku audio to jw. kluczowy element, który da nam dużo większe możliwości od obecnie stosowanego, prostego sterowania z pilota zamontowanego na kablu. Możliwości interfejsów głosowych, rozwiązania typu Siri czy Google Now nie są w stanie obecnie zapewnić precyzji, nie mówiąc już o jakimkolwiek zobrazowaniu tego, co dostępne. To (będzie) uzupełnienie dla niewielkiego ekranu na nadgarstku (nawigowanie właśnie) i będzie także dostępne za pośrednictwem inteligentnego zegarka (np. głosowy wybór określonego utworu). Korzystam na co dzień z funkcji sterowania wbudowanej w mojego Pebble (dowolna, aktywna aplikacja, uruchomiona w telefonie), steruje odtwarzaniem z komputera (iTunes z wtyczką Bitperfect, Spotify… czekam na WiMPa HiFi i będzie komplet), mimo ograniczeń aplikacji dla zegarka oraz jego możliwości prezentacji danych to (już) idealne uzupełnienie dla cyfrowych źródeł: smartfona, tabletu czy komputera. A to dopiero początek. Nowe urządzenia tego typu pozwolą na więcej, pozwolą na (jak produkt Apple) autonomiczne odtwarzanie muzyki (w tle) podczas fizycznej aktywności, wtedy gdy nie będzie czasu, okoliczności pozwalających na skupienie się na lepszej jakościowo muzyce. Czy iPod Shuffle nie ma sensu? Oczywiście, że ma jako właśnie takie, proste, ultraprzenośne źródło muzyki i pewnie (niech zgadnę) będzie ostatnim iPodem, który w końcu zniknie z oferty właśnie za sprawą jabłkowego zegarka, może 2 generacji, a może już pierwszej… kto wie? Idąc dalej, fizyczny pilot do sprzętu audio? Zastąpi go watch.

Wraz z tymi zmianami niewykluczone, że zmienią się same słuchawki. Pilot (związane z nim problemy z kompatybilnością oraz teoretycznie nie pomijalnym wpływem na jakość brzmienia) odejdzie w niebyt. Kto wie, może zniknie sam kabel, który zwyczajnie przestanie być potrzebny? Piszę o masowym zjawisku, zastępowaniu słuchawek na kablu tymi bezprzewodowymi. Patrząc na ofertę rynkową, widzę, że ostatnie dwa lata to gwałtowny rozwój oferty w segmencie bezprzewodowych słuchawek, to w ogóle (patrząc szerzej) już nie ciekawostka a alternatywa dla transmisji przewodowej. Dzisiaj już nikt się nie dziwi, że taki high-endowy Devialet potrafi via WiFi zagrać na prawdziwie high-endowym poziomie. Nikt tego nie podważa, nie deprecjonuje, nie kwestionuje. Co więcej, patrząc na popularne sposoby korzystania z multimediów, z wideo oraz audio, wyraźnie widać, że przyszłość faktycznie należy do transmisji bezprzewodowej – AirPlay, Chromecast to coś, co staje się alternatywą nie tylko w budżetowych urządzeniach, ale także (coraz częściej) pojawia się w produktach z wyżej półki, w HiFi, a nawet w high-endzie (popatrzcie na Arcama choćby, na Naima… Mu-so… a to tylko dwa przykłady z brzegu). Przypadek? Nie zapominajmy przy tym, że taki watch samograjek będzie wymagał transmisji bezprzewodowej, tzn. będzie parowany ze słuchawkami wireless. Stąd, zapewne, czekająca nas niebawem eksplozja tego typu produktów, które będą niezbędnym (względnie ważnym, istotnym) elementem wyposażenia użytkownika smartwatcha.

Smartwatch to coś, co będzie stanowiło niezbędny element mobilnego toru. Tak, jest szansa na takie spopularyzowanie tego gadżetu, bo jego umiejscowienie w takiej roli, jak wyżej opisana, wydaje się zasadne, sensowne i co najważniejsze pożądane przez konsumentów. Możliwości transmisji o bardzo niskich opóźnieniach o odpowiednio dużym transferze są już opanowane, są dostępne. Wystarczy spojrzeć na parametry najnowszych wersji aptX (opóźnienia rzędu 2-5ms, transfer na poziomie 1200-1300kbps), aby uświadomić sobie, że to faktycznie może być przyszłość jaka nas (już niebawem) czeka. Rezygnacja z kabla, albo (co bardziej prawdopodobne) alternatywa pod postacią bezprzewodowości, w przypadku audio staje się rzeczywistością, nie mrzonką. Układy Bluetooth 4.0 LE pozwalają na tak dalece idącą redukcję zapotrzebowania na energię, że także w tym zakresie można już dzisiaj uzyskać zakładane rezultaty (długi czas działania, dobra jakość). To wszystko dostępne jest już teraz, a zaraz rynek zaleje nowa kategoria urządzeń, urządzeń, które wbrew pozorom będą (wg. mnie) miały duży wpływ na branżę audio, na zmiany jakie właśnie się w niej dokonują.

10 pytań w sprawie Apple Watch’a – nasze wątpliwości przed premierą (testem)

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
0910_apple-iwatch_2000x1125-1940x1091

Ostatnia konferencja jakoś nie rozjaśniła sprawy, a wręcz przeciwnie, pozostawiła nas z wieloma pytaniami na które brakuje jednoznacznej odpowiedzi. Chcę w tym miejscu podzielić się naszymi wątpliwościami na temat tego produktu, produktu który – pozostaję tutaj w opozycji do większości głoszonych tu i ówdzie opinii – wcale nie jest skazany na sukces. Apple niewątpliwie jest obecnie jedyną firmą, która może bez zbędnego ryzyka wprowadzić produkt z kategorii elektroniki ubieralnej, który jednocześnie będzie stanowił najbardziej osobisty element technologii, jaki przyjdzie używać na co dzień każdemu, kto postanowi rzecz nabyć. Dodatkowo, nie zapominajmy, o czekającej nas rewolucji związanej z eksplozją zjawiska „Internet rzeczy”. To wszystko, wraz z zapowiadanym rozwojem usług medycznych (monitoring, poniekąd także profilaktyka), symbiozą z pokładową elektroniką w pojazdach, inteligentnym domostwem, płatnościami bezgotówkowymi/bezkartowymi ma stanowić nową jakość w naszym życiu.

Problem w tym, że na razie Apple sporo na ten temat mówi, ale jak te wszystkie zapowiedzi sprowadzimy do realiów to okaże się, ze po pierwsze mówimy o jednym rynku (rodzimym), po drugie mówimy o czymś co jest dopiero w początkowej fazie tworzenia, co gorsza w tej fazie pozostaje już od prawie roku i nie widać, by nastąpił w tej materii jakiś przełom, po trzecie wreszcie… dla Apple tytułowy produkt to nie tylko szansa, ale także zagrożenie, poważne zagrożenie, bo mimo konieczności ciągłego połączenia z iPhone, ten ostatni staje się właściwie zbędny, przestaje mieć sens, a już na pewno nie musi (bo i po co) mieć tego wszystkiego, co do tej pory miał, czy miał mieć, bo i tak coraz rzadziej będziemy po niego sięgali. Tu nie ma miejsca na razem, tu jest albo, albo…. telefon właściwie nie musi dysponować większością z funkcji, jakie oferuje, bo zostanie zastąpiony zegarkiem. Już pierwsza jego generacja ma całkowicie uwolnić nas od sprawdzania poczty, powiadomień, wszelkich notyfikacji, pozwalając na pełną interakcję, łącznie z odpowiadaniem na wiadomości oraz odbieraniem połączeń. Przecież to właśnie podstawowe funkcje telefonu, co gorsza (dla iPhone) także czujniki, działanie całego zastępu aplikacji, właściwie da się w pełni scedować na ten mały ekran. Pomijam czy będzie to zawsze wygodne, czy da się to zrobić po prostu dobrze… pomijam, bo tutaj odpowiedź brzmi (dla Apple) tylko w jeden, jedyny, możliwy sposób – musi i będzie, bo jak nie to produkt zostanie okrzyknięty największą porażką tej firmy. Innymi słowy firma nie ma wyjścia i musi sobie de facto odpowiedzieć na pytanie czy dobrze to skalkulowała.

Te wszystkie kwestie wywołują naturalne pytania, pytania na które (jak wyżej) nie ma jednoznacznej odpowiedzi, co więcej, pytania które według mnie poddają w wątpliwość całą koncepcję Apple Watch’a lub/i przyjęte przez firmę z Cupertino założenia, co do rozwoju branży oraz kierunku w jakim Apple będzie podążać. Mówiło się o konieczności podjęcia ryzyka, konieczności pokazania nowego, rewolucyjnego produktu. Inteligentny zegarek jest takim produktem niewątpliwie, jednak niekoniecznie jest produktem, który wyjdzie Apple na zdrowie, który w takiej formie powinien trafić do klientów. Rzecz jasna każdorazowo, w momencie premiery nowego, rewolucyjnego rozwiązania, mnożą się pytania oraz wątpliwości. Każda nowość wywołuje sceptycyzm. Jasne. Tyle tylko, że w tym wypadku nie mówimy o czymś, czego byśmy się nie spodziewali, o czymś co działa, czego założenia są odmienne od tego, co egzystuje już na rynku, o czymś co (jak chcą niektórzy) zmienia całkowicie reguły gry. Odnośnie tego ostatniego elementu, to nawet niewykluczone, tyle że Apple wcale nie musi być tym, kto taki produkt z powodzeniem wprowadzi i wypromuje mimo całego mnóstwa sprzyjających (jabłczanej firmie) okoliczności. Dlaczego tyle w nas sceptycyzmu? No to po kolej, przedstawię nasz punkt widzenia na ten produkt, pytania na które będę starał się odpowiedzieć testując zegarek, oceniając jego przydatność, użyteczność w codziennym użytkowaniu…

1. Czy inteligentny zegarek będę wymieniał rokrocznie, co dwa sezony? To arcyważne pytanie zarówno z punktu widzenia nabywcy (dla którego, wymuszona technologicznymi okolicznościami, wymiana może być trudna do zaakceptowania w tej kategorii elektroniki użytkowej) jak i producenta / akcjonariuszy (długi czas rynkowej egzystencji jednej, jedynej generacji to brak pożądanych wzrostów, stagnacja, problem wizerunkowo-marketingowy szczególnie w kontekście modelu biznesowego Apple etc.)

2. Czy zapowiadane wprowadzenie Apple Protection Plan dla tego produktu oznacza, że (podobnie jak Mac czy iPad) to produkt obliczony na lata (użytkowania)? Jak wysoki będzie koszt takiej usługi i dlaczego nie będzie to element standardowej gwarancji produktu?

3. Czy zapowiedziana właśnie, serwisowa wymienialność baterii, oznacza cykl jej (tzn. baterii) żywotności obliczony na dwa, maksymalnie dwa i pół roku użytkowania? Jaki będzie koszt takiej wymiany?

4. Dlaczego zdecydowano się na połączenie kilku różnych, zupełnie odmiennych interfejsów, sposobów obsługi urządzenia? Czy nie jest to proszenie się o problemy wynikające z dezorientacją (pierwsze wrażenia dziennikarzy są właśnie takie – nie bardzo wiadomo jak, dlaczego i po co akurat tak, to działa) użytkownika, poza tym gdzie tu – będąca znakiem firmowym Apple – prostota, łatwość obsługi, intuicyjność?

5. Z jednej strony mówiło się o ciągłej konieczności połączenia z iPhonem, z drugiej strony firma jednak ugięła się i wprowadziła możliwość autonomicznego odtwarzania muzyki z samego zegarka (konieczne słuchawki BT)? Czy to oznacza wstęp do budowy urządzenia, dla którego telefon jest tylko opcjonalnym partnerem (patrz konkurencyjny Gear S)? W takim wypadku zmieniałoby to całkowicie przyjętą koncepcję „ptaszka na uwięzi”.

6. Czy open source wprowadzony pod kątem tego produktu oznacza zmianę obliczoną na cały ekosystem, jego otwarcie na rozwiązania alternatywne, nie mające związku z ograniczeniami narzucanymi przez producenta? Czy jest to poniekąd przyznanie się do niemożności zapewnienia odpowiedniego poziomu wsparcia oraz „ogarnięcia” całego portfolio swoich rozwiązań, także tych nowych, które – czego nie da się wykluczyć – wymuszają taką właśnie zmianę polityki? Taki model oznacza koniec modelu Apple… warto to podkreślić.

7. Jak firma chce utrzymać popyt na „klasyczne” handheldy, gdy jej nowy produkt ma je w praktyce całkowicie zastąpić? Zmiana modelu biznesowego (powrót do modelu sprzed ery iPoda / iPhone / iPada… czytaj do modelu komputerowego, z jedną, poważną zmianą, o czym poniżej) może oznaczać całkowite przeorientowanie biznesu. To, rzecz jasna ogromne wyzwanie, też szansa, ale i ryzyko. Obecnie komputerów nie wymienia się za często, właściwie można ich w ogóle nie wymieniać. Z zegrakiem, nawet inteligentnym, do tego kosztownym, może być tak samo.

8. Czy elitarność nowego produktu, podkreślanie jego luksusowego charakteru, zmiany w sposobie sprzedaży i promocji to nie jest centralny strzał w stopę? Nieważne, że sportowa edycja będzie – powiedzmy – przystępna, bo i tak wszyscy będą mówili o absurdalnie drogich zegarkach z linii edition, względnie kosztujących tyle co nowy komputer modelach ze „średniej półki”. Popatrzcie na wpisy na technologicznych forach, na wyniki badań na temat przyjęcia tego produktu przez użytkowników iPhone… brak zainteresowania, rezerwa, w najlepszym razie zainteresowanie, ale właśnie raczej droższym modelem. Od plastiku i przystępnej ceny jest Pebble (ten trzeci w rozgrywce o nadgarstek, poza Apple oraz, ogólnie, Google Wear). Czy produkt, który z założenia jest taki sam, dysponuje takimi samymi możliwościami, ma takie same wady i zalety, może być jednocześnie (pomijając kilkanaście gram złota) dla każdego i …właśnie … dla wygranych? Gdzie tu sens, gdzie logika?

9. Aktywność, zdrowie to jedne z najczęściej powtarzanych fraz w przypadku inteligentnego zegarka Apple. Jak to się ma do konieczności codziennego rytuału ładowania (domyślnie, w nocy), gdy jedna z ważnych funkcji takiego zegarka (monitorowanie snu) nie da się z takim scenariuszem pogodzić?

10. Apple podało dość dokładnie jak długo będzie ten zegarek działał. To dobrze. Niestety, pewnie zapobiegawczo, każdy ze scenariuszy opatrzony jest formułką „zależnie od”. I tutaj pytanie za 100 punktów… jeżeli firma zakłada, że podczas pojedynczego cyklu odbierzemy 90 powiadomień (wszelkiej maści, od sms, maili, tweetów, wpisów na fb, notyfikacji z aplikacji etc. etc. etc.) to jest to założenie nie bardzo przystające do rzeczywistości. Korzystam z Pebble i wiem jak to wygląda, to znaczy wygląda to zupełnie inaczej (obawiam się, że nie będzie to nawet średnia, zwyczajnie będzie tego znacznie, znacznie więcej). Innymi słowy te 18 godzin wygląda na optymistyczne założenie, niekoniecznie oddające realia. Dodatkowo pojawia się jeszcze jeden problem – powiadomienia, te wszystkie pulsiki, buźki, interakcje (Siri, przypominajka, czy – jak to ujął sam TC – osobisty asystent od trenowania) – nie dość że mocno nam to działanie na baterii ograniczą to jeszcze spowodują, że zamiast sięgać po telefon (jak mówi statystyka) kilkadziesiąt, maksymalnie kilkaset (300) razy na dzień, będziemy przez cały czas wykonywać pewien zabawny gest, skupiając uwagę na naszym ulubionym nadgarstku. Czy naprawdę o to w tym wszystkim chodzi? Czy brak odpowiedzi na pulsik, buźkę nie spowoduje automatycznie obrazy majestatu? Czy infantylność (bo niestety takie oblicze kreuje samo Apple odnośnie tego produktu) to recepta na sukces? Naprawdę?

Sennheiser Momentum Wireless (over-ear) …zapowiedź, pierwsze wrażenia!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Momentum BT_1

Te słuchawki są niesamowite! Nie są tanie, wręcz drogie (1899 i nie jest to historyczna data, zapowiadająca nadejście XXw ;) ), ale patrząc na nie przez pryzmat wygody, brzmienia, konstrukcji (materiałów) oraz zastosowanych przez Niemców technologii nie widzę drugiego takiego produktu na rynku. Wcześniej pisałem o eksperymentach z bezprzewodowym podpinaniem wokółusznych Momentum pierwszej generacji do handheldów za pomocą modułu Bluetooth Saturn. Grało to świetnie. Tutaj jest jeszcze lepiej, co więcej, na to lepiej składa się kilka kluczowych cech jakimi powinny odznaczać się perfekcyjne słuchawki na wynos. Momentum Wireless są takimi słuchawkami. Tu każdy szczegół konstrukcji, każdy patent ma na celu zapewnienie maksymalnego poziomu komfortu, wygody, mobilności oraz wytrzymałości. Nic nie jest tu przypadkowe, niedopracowane, takie „prawie”. Nic. Jest to produkt, który jest kwintesencją postępu jaki dokonał się na przestrzeni kilku ostatnich lat w takich zakresach jak: bezprzewodowa transmisja dźwięku, technologie pozwalające na redukcje odgłosów z zewnątrz, nowe energooszczędne  układy maksymalizujące czas działania urządzeń pracujących na baterii. Każdy z tych – kluczowych – elementów jest w nowych Sennheiserach „naj”. Patrząc na cały bezprzewodowy segment, mogę powiedzieć, że poza topowymi, radiowymi słuchawkami (zresztą też od Sennheisera), które kosztowały swego czasu krocie, wspomnianym eksperymentem (Momentum mk1 + Saturn) żadna słuchawka bez kabla nie zagrała w ten sposób. Żadna. Miałem sposobność zapoznać się z wieloma konstrukcjami, w tym od takich specjalistów jak AKG, czy Beyerdynamica (bardzo dobre, ale nie perfekcyjne, RSX700… podobnie jak Senki, radiowe) i żadne nie zawładnęły mną w taki sposób, jak opisywane Momentum.

Jakość wykonania jest perfekcyjna. Mamy aluminium, mamy stal, skórę, wszystko w najlepszym gatunku, wszystko idealnie spasowane. Sterowanie z prawej muszli to subtelne, a jednocześnie precyzyjne i wytrzymałe przyciski oraz przełączniki. Wszystko chodzi jak, nie przymierzając, w szwajcarskim zegarku, zmiana dźwięku następuje w krokach (przełącznik przód / tył), wita nas żeński głos, informując jednocześnie o sparowaniu ze źródłem. Takoż miła pani żegna nas, choć to akurat następuje dopiero po 22 godzinach ciągłego słuchania (sprawdziłem – nie przesadzają, faktycznie mamy rekord czasu pracy wśród bezprzewodowych nauszników). To taki smaczek, ale równocześnie coś, co podkreśla z jakim produktem mamy do czynienia. Z wyjątkowym. Mechanizm składania to metalowe zawiasy, które wyglądają na takie obliczone na 100 lat działania, po złożeniu muszli mamy ultrakompaktową rzecz, do umieszczenia w miękkim, atłasowym nosidełku. Do tego zamszowe etui, z siatkowym schowkiem na kabel USB do ładowania oraz przewód min jack – jack do ewentualnego połączenia „na drucie”. Ekskluzywnie. Sam pałąk jest niebywale elastyczny, można go wyginać dowolnie, bez obawy o złamanie, uszkodzenie.

Opisywane słuchawki to najnowsza wersja Momentum (2.0), z dużymi, powiększonymi muszlami, wyprofilowanymi anatomicznie, skórzanymi nausznicami, obejmującymi tym razem całe ucho, nawet to w rozmiarze L czy XL ;-) Na prawej muszli znajdziemy duży grill kryjący dwa, wysokiej klasy mikrofony, jakość rozmów wg. mnie deklasuje każdą słuchawkę BT, może poza Voyagerem Pro (znakomity produkt btw). Aktywny system NoiseGuard działa nie gorzej niż wzorcowe opracowania Bose (będzie recenzja QC25, które są najlepszym modelem słuchawek bezprzewodowych Amerykanów, świetnym od strony dźwiękowej, jak i systemu odcinającego nas od świata zewnętrznego). O wpływie na brzmienie tego typu technologii przeczytacie w samej recenzji, można ten wpływ bardzo dokładnie sobie porównać podpinając bezprzewodowe Momentum kablem do źródła… istnieje wtedy możliwość wyłączenia NoiseGuard. Same słuchawki dobrze izolują, system pozwala – podobnie jak w przypadku Bose – na niemalże całkowitą eliminację tego co na zewnątrz. Pamiętam, że podobne wrażenia oferowała wcześniej Audio Technica w swojej linii topowych, mobilnych nauszników, jakie było mi dane przesłuchać na pokazie dwa lata temu w Warszawie (na AudioShow). Całkowita cisza.

Jednak najważniejsza wg. mnie, odpowiedzialna za jakość brzmienia technologia (poza rzecz jasna fantastycznymi przetwornikami), to moduł transmisji oparty na najnowszym układzie Bluetooth z kodekiem aptX z ultraniskim poziomem opóźnień. Raz, że mamy do czynienia z transferem zbliżonym do tego, jaki oferuje płyta CD (około 1300 kbps, w przypadku bezstratnych formatów skompresowanych, tj. ALAC/FLAC bitrate oscyluje wokół 800-1200 kbps właśnie), dwa – opóźnienia są dużo niższe niż we wcześniejszych wariantach tej technologii (aptX) i nie wynoszą 100 czy 50ms, a przyzwoite 20-30ms, przy czym Sennheiser w białej księdze wspomina o wsparciu dla tzw. loseless aptX, o „true HiFi” (poziom dynamiki 120db, zakres do 20kHz, odtwarzanie materiału 24bit/96kHz), co oznacza, że sam proces dekodowania odbywa się z wyjątkowo niskim poziomem opóźnień (1-2ms). Powiem tak, korzystając z komputera (patrz obrazek z wyjaśnieniem jak to uruchomić pod MacOSem) z załączonym kodekiem aptX, odtwarzając materiał bezstratny, w tym także hi-res, dostaję brzmienie o jakości referencyjnej, jest tak dobre, że w ślepym odsłuchu miałbym spore problemy ze wskazaniem czy gramy z kabla czy bez. Same Momentum grają równie angażująco jak model przewodowy pierwszej generacji, ale są od poprzedników (jeszcze) lepsze. To niewielkie, ale wyczuwalne zmiany, które całościowo dają coś, z czym naprawdę trudno się rozstać. Na marginesie, ciekawe czy Apple w końcu zmądrzeje i przestanie ograniczać BT w swoich handheldach, dając m.in. obsługę kodeka gwarantującego dużo lepsze brzmienie (od A2DP), bo te 256kbps AAC to wielki, jakościowy kompromis.

Są takie produkty audio, które po odpaleniu dowolnej muzyki, nawet tej niekoniecznie przez nas kochanej i poważanej, totalnie biorą nas w niewolę. To sytuacja w której każdy dobrze zrealizowany album brzmi świetnie, gdzie chce się więcej i więcej, kiedy można słuchać w kółko tego samego bez znużenia, z wypiekami na twarzy. Tak, wiem jak to wygląda, wygląda niepoważnie, wygląda na brak dystansu, na bezkrytyczny zachwyt. Nic nie poradzę, że zakładając te słuchawki na uszy, nie chcę ich już z uszu zdejmować. Muzyka słuchana za ich pośrednictwem to zwielokrotniona przyjemność płynąca z obcowania z tym, co kochamy, to prawdziwy narkotyk. Od paru dni jestem w transie, słucham muzyki właściwie wyłącznie w zestawieniu NAS-MacBook-Momentum BT i nie mogę przestać. Nie będę rozwodził się nad poszczególnymi aspektami (to zostawię na artykuł), powiem tylko tyle – tutaj niczego się nie analizuje, tutaj się po prostu słucha, w pełni się w to słuchanie angażuje, te słuchawki to narzędzie do wywoływania silnych emocji, coś mocno uzależniającego. Uwielbiam słuchać muzyki za pośrednictwem Audeze, ale muszę w tym celu odpalić całą maszynerię, muszę pogodzić się z wagą, z brakiem swobody, z ciężkim kablem. Tutaj mam prostą, szybką drogę do odjazdu, do odlotu! Niesamowite…

Poniżej rozbudowana fotogaleria, prezentująca tytułowe słuchawki (wraz z opisem konfiguracji pod MacOSem)

» Czytaj dalej

Nowości Musical Fidelity oraz HiFiMANa już w Polsce

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
merlin-header-home

Polski dystrybutor obu marek, RAFKO, wprowadza na nasz rynek najnowsze produkty słuchawkowego specjalisty, HiFiMANa oraz jednej z moich ulubionych firm z branży – Musical Fidelity. Postaramy się w najbliższym czasie przetestować przedstawione poniżej produkty. Na początek kilka słów na temat najnowszego wzmacniacza słuchawkowego od HiFiMANa:

HiFiMAN EF-100, czyli nowy wzmacniacz na nowe, cyfrowe czasy.

…Całość zamknięto w zgrabnej, giętej kompaktowej obudowie wykonanej ze stopu aluminium. Obudowę wykończono wysokiej klasy malowaniem proszkowym. Obsługa wzmacniacza odbywa się za pomocą niezawodnych i stylowych przełączników hebelkowych. Gałka potencjometru została wykonana z aluminium. Zastosowanie przedwzmacniacza opartego o lampę pozwoliło na uzyskanie łagodnego, ciepłego, gładkiego, a jednocześnie detalicznego brzmienia. Muzykalność w połączeniu z mocą zdolną wysterować nawet najtrudniejsze słuchawki to od zawsze znak rozpoznawczy wszystkich wzmacniaczy słuchawkowych HiFiMAN. Ponadto EF100 został wzbogacony o nową funkcję – możliwość wysterowania niewielkich monitorów biurkowych. Dzięki wejściu USB EF100 to znakomity partner dla każdego melomana słuchającego z rozmaitych źródeł opartych o komputer. Cena: 2290zł, dostępny kolor: srebrny matowy.”

Najważniejsze cechy:

  • EF100 to wzmacniacz hybrydowy nowej generacji, który łączy w sobie:
  • sekcję przedwzmacniacza opartą o lampę elektronową
  • wzmacniacz słuchawkowy w klasie AB o mocy 2W RMS
  • końcówkę mocy stereo w klasie T o mocy 4.5W RMS
  • potencjometr oparty o drabinkę rezystorową
  • 24-bitowy przetwornik DAC

 

Merlin to multiformatowy system z audiofilskim pazurem, to odpowiedź Musical Fidelity na rosnące możliwości słuchania muzyki:

  1. Muzyka na telefonach i tabletach? Merlin odtworzy ją dzięki Bluetooth aptX
  2. Muzyka na komputerze? Merlin odtworzy ją dzięki wejściu USB DAC
  3. Muzyka na płycie winylowej? Merlin to system z opcjonalnym gramofonem analogowym
  4. Muzyka z telewizora lub DVD? Merlin posiada cyfrowe wejście optyczne z wysokiej klasy parą przetworników Burr-Brown
  5. Muzyka na słuchawkach? Merlin posiada znakomity wzmacniacz słuchawkowy z wyjściem 3.5mm
  6. Muzyka z dużym basem? Merlin posiada wyjście na subwoofer

Merlin łączy w sobie kilku unikalnych elementów:

  • technologię budowania wzmacniaczy przez Musical Fidelity
  • audiofilską jakość dźwięku i kompaktowe wymiary połączone ze stylowym designem
  • bogatą funkcjonalność: wyjście słuchawkowe, wyjście subwooferowe, wyjście liniowe dla aktywnych monitorów, wejścia cyfrowe klasyczne, wejście cyfrowe USB dla PC-Audio, wejście gramofonowe, streaming bezprzewodowy Bluetooth apt-X
  • opcjonalny gramofon

 

Poniżej galeria zdjęć:  » Czytaj dalej

Nowa linia Pylonów. High-endowa. Zapowiedź Diamentów.

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
11046617_897519776978356_1323441467593413105_n

No proszę, do produktów budżetowych, czy takich z przedziału niedrogie HiFi, firma Pylon Audio postanowiła wprowadzić do swojej oferty coś z zakresu… high-endu. To rzecz jasna pojęcie względne, cały ten high-end, ale jeżeli przyjmiemy że wyznacznikiem jest tu (i nie oszukujmy się, tak właśnie najczęściej bywa) cena to… to nie jest jeszcze high-end ;-) (niektórzy mówią 10k zł, niektórzy…). Oto, co napisał na ich temat sam producent:

„Z przyjemnością informujemy, że rozpoczęte w ubiegłym roku prace rozwojowe nad zestawami głośnikowymi zaowocowały koncepcją linii Diamond. Stanowi to konsekwentne rozwinięcie oferty w kierunku sektora Hi-End. Zestawy zostaną wyposażone w przetworniki norweskiego Seasa i duńskiego Scan-Speaka. Linia Diamond (25 & 28) to dwie 2,5 drożne kolumny oparte o 15 i 18cm przetworniki nisko-średniotonowe i tekstylne kopułki wysokotonowe. Kolumny będą oferowane w kilku wariantach wykończenia: fornir naturalny oraz HG. Premiera przewidziana jest w pierwszym półroczu 2015r.”

Zapytam, jak to będzie z tą ceną, ale coś mi mówi, że będziemy krążyć wokół 5-6 tysięcy za zestaw, a nie wspomnianych 10 i ponad. Poproszę także o jakieś obrazki, zdjęcia, ryciny, bo aż mnie ciekawość zżera. Na marginesie, w ofercie pojawiła się wersja high-glass white Szafirów 31. Biały, ekskluzywny wariant, będzie idealnie pasował do nowocześnie urządzonych wnętrz, pozwoli na integrację sporych kolumn z salonami, dużymi pokojami przeznaczonymi niekoniecznie tylko do słuchania (faktycznie, zaskakujące odkrycie), przy (zapewne) wyraźnie lepszej akceptacji ze strony głównych czynników decyzyjnych (GCD). A to, moi drodzy, przełoży się na wysoką notę w ramach WAF (Wife Acceptance Factor) i pozwoli na pogodzenie potrzeb domowników z równoczesnym, pełnym wzruszeń i emocji, wspólnym słuchaniu ulubionej muzyki. ;-) Słodko.

AKTUALIZACJA: na chwilę obecną cena nowych zestawów została skalkulowana w przedziale od 5 do 7 tysięcy złotych. Kolejne informacje na temat nowych kolumn Pylon Audio serii Diamond poznamy w maju.

TAP8 z blockerami… recenzja listwy firmy Tomanek z systemem zasilania w tle

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
zdjciegwnetap8

Jak być może pamiętacie, o produktach polskiego producenta, przystępnych cenowo akcesoriach zasilających sprzęt audio, pisałem już parokrotnie na łamach HDO (np. tutaj). Za każdym razem wychodziła prawie laurka, ale co poradzić, przecież nie będę pisał że coś jest do kitu, gdy rzeczywistość przedstawia się zgoła inaczej. Zresztą był jeden taki produkt, który absolutnie niczego nie wniósł do systemu – mam na myśli ULPS USB, czytaj zasilacz dla przetworników USB (tych, które czerpią energię z gniazda USB). Sprawdziłem to, to z moim Audioquestem Dragonfly oraz M2Techem hiFace DAC i niczego, żadnego progresu w brzmieniu nie zauważyłem. Tak czy inaczej, patrząc statystycznie, produkty Pana Tomasza zyskały w moich oczach odpowiednio wysoką renomę, bo też zasilacze ULPS dla Squeezeboksa Touch oraz rDACa to coś wartego każdej wydanej na nie złotówki, to samo mogę powiedzieć o alternatywnym zasilaczu dla przetwornika DAC IT firmy Peatchtree Audio, który co prawda zmienił był właściciela, ale z tego co wiem, ów właściciel bardzo sobie chwali, wręcz uważa że dzięki temu elementowi to o klasę lepsze (DAC) urządzenie. Potem zdarzyła się listwa TAP6, która do dzisiaj wiernie mi służy, która pozwala mojemu gramofonowi, staruteńkiemu NADowi (5120), wraz z oldskulowym pre 1020, zagrać tak, że czapki z głów. To naprawdę robi różnicę, wystarczy, że przepnę całość do listwy, skądinąd zacnej, APC (wysoki model, taki super, ultra bezpieczny) i cóż… polska listwa robi różnicę, to do niej podpięte mam całe, salonowe audio.

Jakiś czas temu (samokrytycznie dodam, pół roku z okładem) trafiła do mnie najnowsza (wtedy) listwa Tomanka – model TAP8 z dwoma, zamontowanymi od strony gniazda przyłączeniowego, gniazdami z DC blockerem. Co to za dziwo zapytacie? Otóż jest to tzw. reduktor składowej stałej sieci zasilającej 230V. No dobrze, ale konkretnie, o co w tym redukowaniu chodzi i jaki to ma wpływ na dźwięk. Na dźwięk, moi drodzy, nie ma specjalnie żadnego, poza takim wpływem, że sprzęt audio, dzięki zastosowaniu reduktora pracuje w komfortowych warunkach. Nie ma tu żadnego audio voodoo, bardzo łatwo to sprawdzić, rzecz jest bardzo łatwa do weryfikacji. Otóż, dzięki blockerowi macie ciche trafa, nic wam nie brumi, cisza jak makiem zasiał, względnie następuje redukcja tego niekorzystnego efektu, który – wierzcie mi – zresztą co ja tam mówię, sprawdźcie jak jest sami, przykładając głowę do dowolnego komponentu audio z transformatorem umieszczonym w obudowie. I co? Buczy, prawda? No właśnie. Tutaj macie panaceum na tę dolegliwość i już na wstępie powiem tak… to działa i to działa bardzo wyraźnie. To nie wszystkie korzyści, jakie wynikają z zastosowania takiego patentu. Inny to redukcja i to znacząca wydzielanego przez sprzęt ciepła. Tutaj, powiem szczerze, inwestujemy w coś, co może konkretnie wydłużyć żywotność sprzętu, a także (co warto uwzględnić) może przyczynić się do zachowania parametrów pracy, a to… no właśnie, a to już w oczywisty sposób będzie miało swoje przełożenie na wydobywający się z aparatury dźwięk. Sumując, listwa z reduktorami składowej stałej, to nie tylko dobry prąd dla podłączonego sprzętu, ale – także – coś, co pozwala na eliminację typowych zakłóceń z sieci, w tym takich, które są trudne, czy wręcz niemożliwe do całkowitego wyrugowania nawet przy zastosowaniu dobrej listwy. W sumie, jestem w o tyle dobrej sytuacji, że wspomniana APC ma podobne rozwiązania i sprzęt podłączony do niej jest także dość dobrze chroniony przed niespodziankami z sieci… jednak, jak wspomniałem, to polski produkt wygrywa w dziedzinie dostarczenia odpowiedniego prądu do podpiętych urządzeń. Mój TAP 6 nie ma blockerów i …bardzo dobrze, bo blockery najlepiej sprawdzają się z końcówkami mocy oraz wzmacniaczami zintegrowanymi. O tym, dlaczego tak jest, przeczytacie poniżej, w rozwinięciu.

Zapraszam do lektury

» Czytaj dalej

Odtwarzacz osobisty Calyx M… M jak mobile? Nasz test

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2015-02-27 o 11.41.07

Mobilne źródło inaczej? Calyx M to nietypowy odtwarzacz, nietypowy bo w odróżnieniu od wcześniej przetestowanych DAPów, sprzęt w którym wszystko postawiono na jedną kartę. Brzmi intrygująco? Urządzenie prezentuje się bardzo okazale, jednak zaraz po wyjęciu z pudełka zdajemy sobie sprawę, że nie jest to sprzęt stricte przenośny. Gabaryty, waga tego odtwarzacza są… rekordowe, jest duży, jest ciężki, dodatkowo – o czym przeczytacie poniżej – za długo (na wynos) sobie nie pogramy. I tutaj mógłbym zacząć lamentować, jaki to niedopracowany produkt, skrytykować Koreańczyków za mankamenty tej konstrukcji, które w dużej mierze przekreślają jego mobilne zastosowanie, czy może precyzyjniej, bardzo rzecz utrudniają, komplikują. Mógłbym. Tyle, że ten DAP jest w pewnym sensie wyjątkowy i w 100% bezkompromisowy. Na pierwszym miejscu stoi tutaj dźwięk, brzmienie, możliwości soniczne, umiejętność napędzenia DOWOLNYCH słuchawek, nie wyłączając ortodynamików, także tych najtrudniejszych do wysterowania.

W tym szaleństwie, moi drodzy, jest metoda, bo podobnie jak w przypadku HiFiMANa (który nie grzeszy ani długością czasu odtwarzania, ani kompaktowością (duży klocek), ani ergonomią obsługi) dokonano określonego wyboru. Ten player został stworzony po to, by wyjść do ogrodu, usiąść wygodnie na kanapie, inaczej – umiejscowić się w dowolnym miejscu w domu, z dowolnymi słuchawkami, wpiętymi do wyjścia i słuchać, słuchać tak długo, jak długo pozwala wbudowana bateria… wystarczająco, w ramach jednej, długiej sesji. Tyle. Można Calyksa M użyć także w roli komputerowego przetwornika i jest to jak najbardziej właściwe podejście, bo jest to idealny partner dla laptopa, tworząc high-endowy zestaw biurowo-gabinetowy… jeżeli ktoś ma możliwość słuchania muzyki w pracy, to autonomiczne granie oraz takie, właśnie, z komputera idealnie będą tutaj pasować.

Natomiast generalnie, na wstępie przestrzegam – to nie jest przenośny odtwarzacz do noszenia na co dzień, do takiego klasycznego grania na wynos. Jest za duży, za krótko gra na baterii, poza tym jego potencjał tkwi w możliwości podłączenia takich LCD-3, HD-6xx/8xx i tutaj tkwi potencjał, przewaga nad innymi DAPami. Rzecz jasna nikt o zdrowych zmysłach nie weźmie ze sobą do lasu, na spacer, nad morze takich słuchawek. To niedorzeczne. Ale właśnie nie chodzi tutaj o to takie korzystanie z Calyksa, bycie wyrafinowanym zamiennikiem dla iPoda. Nie. To sprzęt do czegoś innego, sprzęt który zadziwił mnie jakością dźwięku, spowodował podobną reakcję, jak w przypadku przetestowanego wcześniej Astell & Kern AK240. Nie chodzi mi tutaj o bezpośrednie porównanie brzmienia obu odtwarzaczy… raz, że do tego potrzebowałbym obu dostępnych w tym samym czasie, dwa AK240 jest pod pewnymi względami absolutnie „naj”, ale… Calyx M wymyka się prostemu zaszufladkowaniu, jest – podobnie jak flagowiec A&K – wyjątkowy. Miałem dylemat, jak podejść do sprawy, nie było to łatwe, bo jak widać trafiłem na nietypowy produkt. Musiałem zrozumieć istotę, ideę jaka przyświecała konstruktorom tego urządzenia, postarać się spojrzeć na tytułowego DAPa, jak na oryginalne, na poły stacjonarne urządzenie audio. I wiecie co? Nie żałuję…

» Czytaj dalej