Dokładnie o 7.31 Curiosity dotknęła marsjańskiego gruntu. Była to jedna z najbardziej skomplikowanych operacji w dziejach NASA i w ogóle eksploracji kosmosu. Lądowanie było wieloetapowe, najtrudniejszy był ostatni, kluczowy element – specjalny lądownik z napędem zawisł nad powierzchnią Czerwonej Planety, następnie na linach została opuszczona sonda, łagodnie osiadając na marsjańskim gruncie. Sam lądownik po wykonaniu zadania odleciał na bezpieczną odległość, następnie rozbił się o powierzchnię. Zapytacie, dlaczego nie wykorzystano sprawdzonej metody, którą zastosowano w poprzednich lądowaniach (misje łazików)? Przypomnijmy, chodziło o lądowanie grawitacyjne przy wykorzystaniu ogromnych poduszek, amortyzujących upadek sondy. W przypadku Curiosity nie było to możliwe z prostego powodu – aparat jest zbyt duży na tego typu lądowanie. Jednocześnie wcześniejsza metoda z własnym napędem uruchamianym tuż przed przyziemieniem nie wchodziła w grę ze względów bezpieczeństwa aparatury – powstały kurz, drobiny gruntu, kamieni mogłyby uszkodzić cenny sprzęt badawczy zainstalowany w sondzie. Stąd taki nietypowy sposób lądowania – bardzo trudny do przeprowadzanie od strony technicznej. Trzeba było zdać się na programistów (kod musiał być bezbłędny, gwarantując wykonanie wielosekwencyjnego manewru) oraz szczęście… udało się W przypadku tak dużej odległości, która dzieli Mars od Ziemi, nie ma mowy o korektach, fale radiowe muszą pokonać 14 minut zanim dotrą na miejsce. Najtrudniejszy etap operacji trwał 7 minut. Programiści nie zawiedli, nie zawiódł sprzęt…
Więcej o misji oraz sondzie w rozwinięciu… » Czytaj dalej