LogowanieZarejestruj się
News

Podobno to działa. Meridian MQA – zapis hi-resów w plikach o wadze MP3

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2014-12-14 o 13.55.07

To by była dopiero rewolucja. Zamiast ładować set gigabajtowe karty, tworzyć odtwarzacze z pół tera w obudowie (czytaj: płacić horrendalne kwoty za coś, co niestety obecnie wydaje się absolutnie konieczne – za dużą przestrzeń na dane), zmniejszyć zapotrzebowanie zmniejszając wielkość plików hi-resowych do wartości kojarzących się z zapisem MP3. Czy to w ogóle wykonalne, możliwe? Ludzie z Meridiana są przekonani, że ich najnowszy pomysł pozwoli na taką właśnie redukcję hi-resów. Co wiemy zatem o tej, potencjalnie rewolucyjnej, technologii? MQA to bezstratne kodowanie, które daje możliwość zapisu plików zapisanych pierwotnie jako FLAC, ALAC lub WAV o parametrach 44,1 kHz aż po 768 kHz, 24 / 32 bitach oraz ich dekompresji, przy bardzo ograniczonym zapotrzebowaniu na przestrzeń / transfer. Ma to być idealne rozwiązanie w przypadku serwisów streamingowych, które mogłyby zaoferować strumieniowanie muzyki o jakości masterów bez konieczności wykupu przez użytkownika ogromnej paczki danych, czy wręcz nielimitowanego dostępu (co może okazać się problematyczne, bo w wielu krajach po prostu nie ma takiej możliwości, oferty na rynku). Ważne, nowy sposób kompresji dźwięku miałby zadebiutować już na początku 2015 roku. Pytanie, z czym wiąże się wprowadzenie takiego zapisu, czy po stronie klienta konieczna jest odpowiednio duża moc obliczeniowa (tak to, z tego co udało mi się ustalić, będzie wyglądało), jak to wygląda w kwestii kompatybilności (czy wystarczą aktualizacje oprogramowania w urządzeniach?)??? To kluczowe pytania, odnośnie komputerów pewnie nie będzie problemu z szybkim wdrożeniem, co innego odnośnie handheldów oraz odtwarzaczy sieciowych, innych źródeł. Na razie oficjalna strona projektu bazuje głównie na ogólnikach. Warto poczekać na oficjalną premierę oraz podanie pełnej specyfikacji MQA. Ma to być rozwiązanie bezkompromisowe i na to liczymy, bo najwyższa jakość dźwięku bez ograniczeń pod kątem transferu, przestrzeni nośników jest tym, na co wszyscy czekamy… Poniżej, krótka prezentacja wideo.

» Czytaj dalej

Listwa TAP8 z DC-Blockerem firmy Tomanek trafiła właśnie do redakcji HDO

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
zdjciegwnetap8

Testowaliśmy model sześciogniazdkowy, tym razem do redakcji trafił wariant wyposażony w 8 gniazd oraz – i to jest coś, nad czym się pochylimy – DS-Blocker. Tomanek wprowadził do oferty rozwiązanie łączące listwę zasilającą z reduktorem składowej stałej sieci zasilającej  230V. O co chodzi z tym reduktorem, jaki to może mieć wpływ na jakość zasilania dla naszych wzmacniaczy, źródeł? Oto, co pisze na ten temat sam producent: „ DC-Blocker DCB2 jest urządzeniem, którego zadaniem jest eliminacja niepożądanej składowej stałej napięcia zasilającego 230V. Składowa stała jest wszechobecnym zjawiskiem powodowanym głównie przez urządzenia impulsowe (np. zasilacze impulsowe) oraz wszelkiego rodzaju przetwornice. W domowych warunkach źródłem tego zjawiska mogą być np. pralka automatyczna, wewnętrzne zasilacze telewizorów, ładowarki do telefonów, zasilacze komputerów i laptopów itp.

Składowa stała ma negatywny wpływ na transformatory w urządzeniach audio – powoduje przemagnesowanie ich rdzenia, co niesie za sobą znaczny wzrost głośności ich pracy (tzw. buczenie), większe nagrzewanie się transformatora oraz odkształcenie sinusoidalnego kształtu napięcia. Wszystkie te negatywne skutki obecności składowej stałej w sieci 230V przekładają się na pogorszenie parametrów wzmacniaczy mocy i innych urządzeń audio. Wtórnym skutkiem jest również znaczny wzrost poboru prądu przez urządzenia audio, który w dużej mierze jest tracony w postaci nadmiernego grzania się transformatora oraz wzrost głośności pracy ich transformatorów sieciowych. Urządzenie DCB2 eliminuje wszystkie negatywne skutki obecności składowej stałej. Wystarczy wpiąć je pomiędzy gniazdo 230V, a wtyk urządzenia.”

Tyle teoria, pytanie jak to wygląda w praktyce? Generalnie z opisu wynika, że jest to coś, co wcale niekoniecznie będzie miało bezpośredni wpływ na to co usłyszymy (no, może poza brakiem buczenia ;-) , ja takowego u siebie na szczęście nie doświadczam), a głównym zdaniem jest zwiększenie bezpieczeństwa podłączonych do sieci urządzeń, zmniejszenie poboru energii, mniejsze nagrzewanie się sprzętu (mniejsze straty skutkujące jw. nadmiernym nagrzewaniem się oraz nadmiernym poborem energii, stworzenie optymalnych warunków pracy), wreszcie niwelacja zakłóceń (to już może bezpośrednio przełożyć się na brzmienie). Rzecz jasna sprawą otwartą pozostaje ocena jakości danej instalacji. Im lepiej zaprojektowana, im lepiej wykonana, tym znaczenie takiego elementu będzie mniejsze (choć nie pomijalne, biorąc pod uwagę liczbę odbiorników energii nagromadzonych obecnie w domach, mieszkaniach).

Zadbałem u siebie o bardzo dobrze wykonaną instalację, która nie dość że zapewnia odpowiednio solidne zasilanie (w pomieszczeniach ze sprzętem), to dodatkowo dzięki separacji, osobnym obwodom, nowoczesnej instalacji zabezpieczającej, gwarantuje odpowiedni poziom bezpieczeństwa oraz jakości dostarczanej energii. Poza tym mamy do czynienia z produktem tożsamym z przetestowaną u nas TAP6. Obecnie do listwy podpiąłem topowy wzmacniacz słuchawkowy EF-6 HiFiMANa (duży pobór energii) oraz nieco mniej wymagające źródło/amplifikację pod postacią wzmacniacza zintegrowanego NAD D3020. Po sprawdzeniu, spisaniu wniosków uzupełnię niniejszy wpis o opis listwy wyposażonej we wspomniany reduktor…

» Czytaj dalej

Devialet przyspiesza wdrożenie technologii SAM. Nowe zestawy głośnikowe na liście

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
samschema-740

Dwa miesiące po zaprezentowaniu na targach High End Audio w Monachium nowatorskiej technologii, nazwanej SAM (Speaker Active Matching), Devialet sukcesywnie rozszerza listę modeli kolumn głośnikowych, które czerpią korzyści z tego przełomowego rozwiązania. Kompatybilnością z SAM może pochwalić się już 17 producentów głośników, włącznie z tak prestiżowymi markami jak Bowers & Wilkins, ProAc, ELAC, Magico, Vivid Audio, Kef, Focal, Wilson Audio, Sonus Faber… Od bestsellerowych Kef-ów LS50 do prestiżowych Bowers & Wilkins 800D, Magico Q3 i Wilson Audio Sasha 2 urządzenia Devialet wyposażone w technologię SAM jako jedyne pozwalają ujawnić pełen potencjał dowolnych high-endowych kolumn głośnikowych. Aby umożliwić użytkownikom oddanie głosu na wybrane kolumny głośnikowe, przygotowana została strona internetowa voteforsam.devialet.com. Modele najczęściej wskazywane przez głosujących jako pierwsze skorzystają z możliwości płynących z technologii SAM. Listę głośników zgodnych z SAM można znaleźć na wspomnianej stronie, jak również na profilu firmy Devialet na firmowym fanpage’u. Więcej o technologii SAM w rozwinięciu newsa…

» Czytaj dalej

Bezprzewodowa obsługa 24 bitów w systemie multiroom VOCO

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
_MG_9180

Postaramy się jak najszybciej przetestować to rozwiązanie w redakcji. Pisaliśmy na temat tytułowego multiroomu w poprzednich newsach (np. tutaj), przypomnę tylko że chodzi tutaj o kompleksowe rozwiązanie wielostrefowe, oparte na urządzeniach strumieniujących dźwięk, odtwarzających (końcówki) z własnym, autorskim oprogramowaniem, pełnym wsparciem dla systemów mobilnych etc. Unikalną cechą jest interfejs oparty na rozpoznawaniu mowy, pozwalający na najbardziej naturalną obsługę urządzeń za pomocą komend głosowych. Producent sukcesywnie wprowadza nowe funkcjonalności, co dobrze świadczy o jakości wsparcia dla tej platformy. Wraz z wersją oprogramowania oznaczoną jako 23134 VOCO uruchomiło nie tylko natywny przewodowy oraz bezprzewodowy przesył danych w formacie FLAC 24 bity i 48 kHz, ale także rozwojową wersję beta w jakości FLAC 24 bity i 96 kHz (dla połączeń ethernet), która będzie sukcesywnie dopracowywana w najbliższych tygodniach.  

Obecnie takimi możliwościami dysponuje jedynie śp Squeezebox, który jak wiemy nie jest już od dawna oferowany na rynku – niestety Logitech porzucił to rozwiązanie na rzecz dużo prostszego, pozbawionego możliwości poprzednika Ultimate Ears (dużo mniejsze możliwości od strony oprogramowania, brak pluginów, brak 24/192 i wielu innych elementów, które są dostępne w ramach SB). Także popularny Sonos nie kwapi się z wprowadzeniem obsługi hi-resów w swoim systemie (szkoda). Innymi słowy VOCO staje się obecnie jedynym tego typu rozwiązaniem na rynku, bo trudno za konkurencję uznać wspaniałe, ale należące do zupełnie innego segmentu (high-end, właściwie trudno w tym kontekście mówić o wielostrefowych systemach, chociaż… oczywiście, da się takie coś stworzyć w oparciu o niektóre z wymienionych urządzeń) streamery/all-in-one Devialeta, Linna czy Naima.

Dodatkowo VOCO przebudowało aplikację dla urządzeń mobilnych. Patrząc na obrazki, widać że klientom zaproponowano bardzo przejrzysty, ułatwiający szybką nawigację interfejs, dodatkowo w atrakcyjnej wizualnie formie. Jak już wspomniałem, to rzecz która jest tylko jednym ze sposobów obsługi opisywanego rozwiązania. Zapewne wielu użytkowników będzie starało się skorzystać z dobrodziejstw sterowania za pomocą głosu, tak czy inaczej nawigowanie po rozległych zbiorach wymaga jakiegoś front-endu, a tutaj najlepszym rozwiązaniem pozostaje wg. mnie obsługa systemu za pomocą dotyku, gestów oferowana w dedykowanych aplikacjach na handheldy. To najkorzystniejsza, najskuteczniejsza metoda sprawnego poruszania się po rozbudowanych kolekcjach muzyki zgromadzonej na serwerach NAS, czy komputerach. Dodajmy do tego możliwość integracji z dotychczasowym systemem audio, a otrzymamy pełen obraz możliwości multiroomu VOCO. Poniżej, dla przypomnienia, parę informacji na temat systemu VOCO, krótki opis rozwiązania wielostrefowego, które obecnie nie ma odpowiednika (możliwości, funkcjonalność) na rynku…

» Czytaj dalej

Samsung zapowiada zakończenie produkcji plazm. Bliski koniec technologii PDP

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
samsungpdp8000-lg1

Co prawda pozostaje jeszcze LG, ale nie oszukujmy się – ostatni z wielkich producentów tego typu ekranów zapewne niebawem również podejmie decyzję o zakończeniu produkcji wyświetlaczy plazmowych. Samsung, podobnie jak Panasonic wcześniej, uznał że dalsze wytwarzanie telewizorów PDP nie ma obecnie ekonomicznego uzasadnienia. Technologia jest znacznie kosztowniejsza od LCD, a malejące ceny wielkich ekranów nie pozwalają na utrzymywanie takiego stanu rzeczy – ciekłokrystaliczne telewizory są po prostu opłacalne, czego nie da się powiedzieć o plazmach. Niestety oznacza to, że do momentu popularyzacji OLEDowych ekranów (co nie nastąpi, po pierwsze, szybko, po drugie pojawiają się już głosy, że ta technologia w ogóle nie ma szans na zastąpienie elcedeków) prym będą wiodły bardzo udoskonalone, ale nadal nie pozbawione wad wyświetlacze ciekłokrystaliczne. Pewnych rzeczy po prostu nie da się obejść – czy to spadku jakości wynikającego z patrzenia na taki ekran pod kątem, odstającej od PDP/OLED czerni, szybkości reakcji matrycy… Najnowsze odbiorniki LCD są obiektywnie bardzo dobre, niektóre wręcz świetne, ale… no właśnie, na rynku (jeszcze) jest coś, co pod pewnymi względami jest zwyczajnie lepsze (czasami wyraźnie vide czas reakcji oraz jakość czerni). Plazmy odchodzą do przeszłości, przegrywając bój o portfele klientów. Parę lat temu nie miały praktycznie żadnej alternatywy w dużych rozmiarach ekranu, dzisiaj jest jak wspomniałem inaczej …wielkie LCD-ki dobrze świecą, są tańsze w produkcji, zazwyczaj kosztują mniej niż odpowiedniki (rozmiar) w technologii PDP. Ten rok będzie prawdopodobnie ostatnim, w którym da się jeszcze kupić w sklepie nową plazmę. Od 2015 pozostaną wyłącznie LCD i nieliczne, nadal bardzo kosztowne ekrany OLED. Te ostatnie nie są pozbawione wad, może się zatem faktycznie okazać, że następca LCD jeszcze się nie narodził, nie powstał. Cóż, zobaczymy jak to będzie. Jak ktoś planuje zakup wielkiego ekranu z bardzo dobrym obrazem w przystępnej cenie to powinien się pospieszyć z zakupami (o ile ma to być plazma).

Nowy Kinect dla Windowsa trafi do sklepów już 15 lipca

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Kinect-for-Windows-text

Projekt Kinect for Windows to coś, o czym sporo się mówiło, ale trudno powiedzieć żeby pomysł chwycił, odniósł rynkowy sukces. Microsoft chciał wprowadzić niejako tylnymi drzwiami interfejs oparty na gestykulacji do komputerów, interfejs uzupełniający tradycyjną mysz oraz klawiaturę, interfejs który w niektórych zastosowaniach miał zrewolucjonizować sposób interakcji człowiek – maszyna. Czy to się udało? Nie bardzo. Sam Kinect od strony hardwareowej miał/ma potencjał i choć tworzono go głównie z myślą o konsoli, o elektronicznej rozrywce, to jego możliwości wykraczają poza salon, poza gry. Firma z Redmond dobrze zdaje sobie z tego faktu sprawę, problem w tym, że Kinect jest drogi, druga sprawa to wsparcie oraz odpowiedni przekaz skierowany do potencjalnych zainteresowanych. Użytkowników tego akcesorium w przypadku PC można zapewne policzyć na palcach jednej ręki, co nie oznacza że MS odpuszcza sobie temat. Wręcz przeciwnie, niebawem na rynek trafi nowa wersja kontrolera i jak zapowiada MS będzie to nie tyle rewolucja hardwareowa (sensor nie będzie różnił się zasadniczo od tego, który wyjmiemy z pudełka nowego Xbox One), a softwareowa.

Firma zapowiada silne wsparcie dla developerów, do ich rąk ma trafić nowe SDK, nowe narzędzia które ułatwią tworzenie aplikacji dla środowiska Windows 8/8.1. Kinect for Windows v2 ma trafić nie tylko do projektantów, do szpitali oraz szkół, ale ma także stanowić ciekawą alternatywę dla wszystkich użytkowników komputerów osobistych. Biorąc pod uwagę nasze doświadczenia płynące z użytkowania Leap Motion, na takż alternatywę jest chyba jeszcze nieco za wcześnie. Oczywiście Kinect mając takie wsparcie może sobie lepiej poradzić niż ww. produkt (który ma problemy z precyzją, poza tym sprzedał się poniżej oczekiwań… do rąk klientów trafiło niespełna 500 tysięcy tych urządzeń), jednak rzeczą absolutnie kluczową jest wsparcie niezależnych developerów oraz bardzo poważne zaangażowanie producenta sprzętu w jego rozwój od strony funkcjonalności oraz precyzyjnego odwzorowania ruchu. Patrząc na to szerzej, konieczne jest wytłumaczenie potencjalnemu nabywcy w jakich zastosowaniach taki interfejs znajdzie swoje miejsce, zastosowanie. Nie ma sensu przekonywać, że rzecz zastąpi gładzik czy mysz, bo to się nigdy nie stanie. Także udowadnianie, że będzie to coś, co pozwoli na nieskrępowane tworzenie (grafika 2D, 3D) nie za bardzo pokrywa się z rzeczywistością. Ja, przykładowo, widzę taki gadżet głównie w roli akcesorium do multimediów, do elektronicznej rozrywki (gry) oraz sterowania niektórymi funkcjami samego komputera. Taki inteligentny pilot jak wspomniany Leap Motion może stanowić fajną alternatywę dla klasycznego sterowania w przypadku komputera HTPC, czy tabletu podłączonego do dużego ekranu. Sprawdzi się lepiej od sterowania głosowego, pozwoli na interakcję z wieloma programami etc. Cóż, zobaczymy co tym razem zaprezentuje Microsoft…

Rozpoczyna się Google I/O

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IO2014-2

Konferencja internetowego giganta jest – podobnie jak jabłkowe WWDC – poświęcona głównie oprogramowaniu, dedykowana głównie developerom. Oczywiście zdarza się (i to właściwie każdego roku się zdarza), że przy okazji prezentowane są nowe produkty, albo nowe technologie, które trafią na rynek. Tak było choćby w przypadku Google Glass, które „debiutowały” przed dwoma laty. Moim zdaniem Google powinno skupić się na realnych produktach, na czymś co może dość szybko wprowadzić na rynek, a nie (jak to miało miejsce z inteligentnymi okularami) prezentować bardziej… wizje, idee a nie gotowe do adaptacji rozwiązania. Google Glass na marginesie powinien w końcu zostać oficjalnie zapowiedziany w wersji masowej, z przystępną ceną (zamiast 1500 dolarów, spekuluje się, że będzie to ok. 300$). Brak wprowadzenia do szerokiej dystrybucji tego produktu to niewątpliwie duży cios wizerunkowy dla Google, firma nie może sobie pozwolić na taki blamaż. Być może dzisiaj, jutro poznamy konkretne plany związane z tym projektem. Poza tym, czy może przede wszystkim, Google zaprezentuje światu nowe oprogramowanie oraz usługi. Dowiemy się zatem jak będzie wyglądał nowy Android 5.0 (?), mówi się o dalszej integracji usług w ramach tego systemu mobilnego, poza tym swoją ofensywę zapowiada Intel. Nowe Neksusy, rzekomo, mają być wyposażone w nowe SoC właśnie od Intela, co faktycznie byłoby poważną zmianą uderzającą w pozycję dotychczasowego hegemona w dziedzinie układów dla elektroniki mobilnej – ARM. Wiadomo, że apetyt Intela jest ogromny, firma wyraźnie nie wstrzeliła się w rynek handheldów ze swoimi technologiami, ale to się może właśnie zmienić, za sprawą adaptacji intelowskich układów w najnowszej generacji androidowych urządzeń. Google na pewno będzie dużo mówił o społecznościowym Google+. To jedna z usług, które będą mocno promowane, rozwijane, znajdą nowe zastosowania w najnowszym wariancie oprogramowania systemowego.

Na pewno sporo nowinek czeka ChromeOS, który ma szansę stać się pełnoprawnym systemem dla sprzętu komputerowego, alternatywą dla MacOSa, Windowsa oraz różnych, dostępnych na rynku, dystrybucji Linuksa. Poza tym Google na pewno nie odpuści sobie tematu TV – poza Chromecastem (który odniósł względny sukces), mówi się o kolejnych, tanich produktach „pod telewizor”. Być może usłyszymy o sprzęcie integrującym wspomnianego ChromeOSa, wprowadzającym na duże ekrany konstelację usług Google wraz z możliwością grania w androidowe (a także inne?) gry na ekranie telewizora. Tutaj Google musi uważać, bo GoogleTV w kolejnych wersjach okazało się totalną klapą i kolejny, nieudany produkt, w tej kategorii stanowiłby potwierdzenie, że gigant nie potrafi poradzić sobie z tą tematyką, popełnia (wciąż) te same błędy.

Bardzo ważnym tematem będzie Google Wear. Internet rzeczy, naręczna elektronika (reprezentowana nie tylko przez smartwatch’e), to coś o co rozegra się niebawem wielki bój między największymi firmami technologicznymi… to coś, co będzie generowało gigantyczne przychody, bo mówimy o setkach produktów oraz o połączeniu w ramach nowej tematyki takich elementów jak ogólnie moda, branża odzieżowa, biżuteria etc. Google wprowadzając swoją platformę systemową dla tego typu produktów, chce powtórzyć sukces Androida, dodatkowo zmotywować producentów do szybkiego opracowania i wprowadzenia na rynek swoich rozwiązań opartych na ww. platformie. Na pewno zobaczymy prezentacje takich firm jak Motorola (360), LG oraz Samsung, niewykluczone że także inni zaprezentują swoje pomysły, produkty działające w ramach Google Wear. Integracja gadżetów ma pozwolić na uzyskanie nowych możliwości, zarówno w zakresie funkcji, usług już oferowanych na rynku, jak i zupełnie nowych tematów, takich jak inteligentne rozwiązania w motoryzacji (integracja systemu Android w samochodach osobowych) oraz szeroko rozumianej automatyce. Inteligentne domostwa, zdalne zarządzanie, monitoring (tu przede wszystkim zdrowie – Google zapewne odpowie na wyzwanie rzucone mu przez Apple w tej materii) to rzeczy, które będą w centrum uwagi, zainteresowania, zobaczymy na pewno sporo rozwiązań dotyczących wyżej wymienionych kwestii. Myślę, że Google będzie starało się przekonać wszystkich, że jego ekosystem stanowić będzie najbardziej spójny, wieloaspektowy element nowej rzeczywistości opartej na integracji wielu dziedzin IT w ramach usług, technologii oferowanych przez internetowego giganta. To ambitne zadanie, które – uogólniając – jest celem dla każdego, liczącego się w branży producenta, a nade wszystko dla największych firm technologicznych – to tutaj rozegra się ostateczna rywalizacja o konsumenta, który użytkując dziesiątki, jeżeli nie setki produktów „dogadujących” się w ramach określonej platformy, będzie na stałe przywiązany do danego ekosystemu. Oczywiście nikt nie narzuci tutaj całkowitego zamknięcia na inne produkty, ale wspomniana integracja, wybór danego rozwiązania będzie mocno rzutował na wybory konsumenta dotyczące nie tylko elektroniki użytkowej, ale (także) wielu innych produktów (wspomniana motoryzacja, odzież, medycyna, a nawet branża spożywcza…).

O Google I/O przeczytacie jeszcze poniżej, w rozwinięciu… AKTUALIZACJA

» Czytaj dalej

Microsoft oferuje 1TB w chmurze. Koszt – 0… dla abonentów Office 365

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
onedrive-is-really-two-drives-v1

Microsoft przedwczoraj radykalnie zmienił swoją ofertę odnośnie przestrzeni wirtualnej na dane jaką oferuje swoim klientom. I trzeba przyznać, że po wprowadzonej zmianie, ta oferta staje się naprawdę atrakcyjna. Chodzi oczywiście o OneDrive, który w opcji subskrypcyjnej pozwalał na przechowywanie 20GB danych. Od dwóch dni można korzystać już nie z 20GB a 1TB danych i to całkiem za darmo (za to samo konkurencja słono sobie liczy, vide Google Drive, choć pamiętajmy o konieczności uiszczania opłaty za sam pakiet biurowy). Warto przy tym zaznaczyć, że w przypadku licencji Home Premium ten 1TB jest dostępny dla każdego użytkownika, czytaj w ramach jednej licencji mamy do dyspozycji aż 5TB w chmurze. W przypadku tak pojemnego dysku wirtualnego, który w przypadku komputerów (PC/MAC) integruje się z systemem operacyjnym, ponadto dostępny jest na każdej mobilnej platformie, możemy mówić już o bardzo dużych możliwościach alternatywnego (dla wewnętrznej pamięci urządzenia) zapisywania wszelkich danych. Oczywiście są pewne ograniczenia, związane z transferem (duże pliki w przypadku typowego łącza to jednak nie ten adres), jednak takie wirtualne archiwum może skutecznie uwolnić nas od konieczności tradycyjnego archiwizowania różnego rodzaju danych. To, czego można by sobie życzyć, to postępu w integrowaniu OneDrive z aplikacjami systemowymi i nie chodzi mi tutaj o „core apps”, ale o oprogramowanie, które  do tej pory nie jest natywnie dostosowane do zapisu w chmurze. Gdyby w naszym środowisku pojawiła się na stałe opcja zapisu w microsoftowej chmurze, bez względu na rodzaj uruchomionego software, bez konieczności korzystania z menadżerów plików, byłby to niewątpliwie strzał w dziesiątkę.

Patrząc na to szerzej, widzimy, że model korzystania ze sprzętu oparty na przetwarzaniu w chmurze, dostępie do danych zapisanych w centrach danych, coraz większej liczby usług działających, uruchamianych zdalnie, staje się obowiązującym standardem. W przypadku niektórych branż, mówimy wręcz o całkowitej zmianie dotychczasowego sposobu funkcjonowania, opartego na fizycznych nośnikach, na tradycyjnych formach dystrybucji. Jedną z takich branż jest audio, inną adaptującą dostęp do danych w chmurze, przetwarzanie w chmurze jest branża elektronicznej rozrywki. Wraz z takimi usługami jak opisane, terabajtowe wirtualne dyski, wraz z systemami oraz flagowymi aplikacjami czerpiącymi pełnymi garściami z nowych możliwości (vide pakiet Adobe, który obecnie dostępny jest wyłączenie w modelu chmurowej dystrybucji) tworzy to nową rzeczywistość w świecie technologii IT, bezpośrednio rzutuje na rozwój oprogramowania, poszczególnych produktów (hardware). Dla nas, zainteresowanych rozwojem branży audio, dostęp do takich wirtualnych dysków daje możliwość umieszczania całych kolekcji nagrań z dostępem na praktycznie każdej platformie. Teraz tylko krok od wprowadzenia możliwości odtwarzania takich plików bezpośrednio w każdej aplikacji, softwareowym odtwarzaczu i problem niewielkiej pojemności pamięci w handheldach (oraz komputerach z dyskami półprzewodnikowymi) będzie można uznać (audio) za rozwiązany...

Terminal zakupowy Jeffa Bezosa: Fire Phone

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Fire Phone

O amazonowym smartfonie było głośno wiele miesięcy (a nawet lat, z tego co pamiętam, już w 2012 mówiło się o takim produkcie) przed premierą. Miał to być kolejny, po tabletach Fire produkt, który pozwoli Amazonowi wejść na intratny rynek handheldów. Tytuł wiele mówi o tym urządzeniu… tak, właśnie, nowy telefon Jeffa Bezosa to przede wszystkim coś, co ma przynieść twórcom gigantyczne pieniądze ze sprzedaży. Ze sprzedaży wszystkiego, to znaczy dziesiątek milionów rzeczy jakie znajdziemy w amazonowym markecie, a w razie gdyby czegoś tam nie było, w innych miejscach (niech zgadnę, umowy dotyczące prowizji od zakupu via Fire Phone są już wydrukowane, gotowe do rozesłania zainteresowanym? ;-) ). To maszynka do drukowania pieniędzy i nie ma tu żadnej przesady w tym co napisałem. Bezos tak widzi każdy produkt, który wypuści jego firma… amazonowa wersja Androida, która świetnie sprawdziła się w tabletach, pewnie nie gorzej sprawdzi się w telefonie. Całość jest maksymalnie powiązana z tym co sprzedaje Amazon, a najważniejszą, kluczową technologią w zaprezentowanym sprzęcie nie jest jego ekran, procesor, kamera, technologie 3D i tym podobne rzeczy, tym czymś jest FireFly. Za pomocą kamery oraz zaszytego w system oprogramowania użytkownik natychmiast po skierowaniu telefonu (jego kamery) w stronę interesującego go przedmiotu zostaje skierowany do sklepu, gdzie ten przedmiot można od razu nabyć. I nie chodzi tutaj o kody, jakieś znakowanie produktów… nie, chodzi o bardzo zaawansowany system identyfikowania produktów, którego baza liczy sobie dziesiątki milionów rzeczy. I właściwie na tym można by poprzestać, omawiając amazonowy telefon ;-)

Rzecz jasna, poza funkcją terminala, telefon powinien pozwalać na wiele innych rzeczy. Patrząc na specyfikację, widzimy że generalnie Fire Phone nie odstaje od konkurencji (mówimy o średniakach, nie topowych modelach – tutaj nieco brakuje), choć trudno tu mówić o czymś przełomowym. Telefon wyposażono w ekran ze szkłem Gorilla Glass 3 o przekątnej 4,7″ o rozdzielczości HD (720p) oraz procesor Qualcomm o częstotliwości taktowania 2,2 GHz. Poza tym mamy 2GB RAM, 32GB pamięci masowej oraz kamerę 13 Mpx z funkcją stabilizacji obrazu. Ten element ma być znacznie lepszy od tego, co montuje w swoich produktach konkurencja. Tak przynajmniej wynikało z prezentacji Jeffa Bezosa, Fire Phone ma pozwolić na robienie lepszych zdjęć niż kamery w iPhonie 5S i Samsungu Galaxy S5. Czy tak jest w istocie przekonamy się gdy sprzęt trafi na rynek (pod koniec lipca). Warto podkreślić, że każdy użytkownik otrzyma nielimitowaną ilość miejsca na zdjęcia w chmurze. To niewątpliwie plus, kolejną ciekawostką jest poza wspomnianą kamerą główną oraz przednią, zamontowanie w obudowie 4 dodatkowych, które odpowiadają za drugi (poza FireFly) mocno eksponowany „ficzer”. Chodzi o interfejs 3D, tym razem oparty nie na czujnikach, a właśnie kamerach śledzących użytkownika (położenie oczu). Ciekawa rzecz, choć użyteczność tego elementu jest dyskusyjna. Widzę dwie rzeczy, które mogą faktycznie zyskać w przypadku szerokiego wykorzystania tej technologii: to aplikacje oraz funkcje związane z geolokacją, nawigacją oraz gry. Szczególnie w przypadku gier takie rozwiązanie może okazać się strzałem w dziesiątkę. Pytanie tylko, czy Amazon zdoła to w ten sposób wykorzystać, spopularyzować? Poza tym kamera wraz z oprogramowaniem zarejestruje tylko to co najistotniejsze z wizytówek, materiałów promocyjnych etc (np. pominie zdjęcia, nieistotne informacje..). Sprzęt będzie także reklamowany jako idealny czytnik książek, pytanie czy da się czytać równie wygodnie jak na Kindle? Moim zdaniem nie bardzo, ale tu znowu z pomocą przyjdzie kamera i oprogramowanie, śledzące postępy czytania, z automatycznym przewijaniem tekstu.

Na zakończenie coś, co nas szczególnie interesuje. Fire Phone ma dobrze brzmieć. Sprzęt otrzymał wbudowane głośniki stereo, a w komplecie z telefonem użytkownik dostanie wysokiej jakości słuchawki, z płaskim przewodem. Ich jakość ma być dużo wyższa od tej, którą charakteryzują się wszystkie pchełki dołączane do kompletu w smartfonach konkurencji. Cóż, trzymamy za słowo i mam nadzieję, że faktycznie będzie to bardzo dobrze grający telefon, szczególnie że Amazon bardzo mocno angażuje się w dystrybucję oraz streaming muzyki. I nie chodzi tylko o stratną kompresję, ale także materiały w jakości CDA oraz hi-resy… Dobrze, żeby ten trend ulepszania możliwości dźwiękowych handheldów stał się obowiązującym standardem – do tej pory mało kto zwracał na ten szczegół uwagę, ale jak widać to się zmienia. Samsung, Apple pracują nad lepiej brzmiącymi urządzeniami, być może do gry o lepsze brzmienie na wynos włączy się Microsoft, który niedawno poinformował, że muzyka będzie dla niego jednym z kluczowych elementów przy projektowaniu nowych generacji sprzętu. Powracając zaś do Amazona, widać konsekwencję. Wszystko kręci się wokół własnego kramiku i ta spójna, logiczna strategia może przynieść wymierne pomnożenie zysków. Telefon będzie dostępny w Stanach w cenie 139 dolarów (kontrakt na dwa lata) lub (bez kontraktu) 649$ (drogo). Nie wiadomo kiedy trafi do Europy, wg. mnie nie wcześniej niż na gwiazdkę 2014.

Jeden port co wszystko łączy. MFI, słuchawki via Lightning, czyli w co gra Apple?

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Lightning-icon

No właśnie, w co gra konkretnie, bo ostatnie wielkie (największe w historii jabłczanego biznesu) przejęcie Beats Audio rodzi oczywiste pytania… Czy Apple chce zrezygnować w swoich nowych handheldach, a docelowo w całym swoim asortymencie z analogowego złącza audio? Czy audio jack (w przypadku tytułowej firmy, w komputerach oraz części peryferyjnych produktów związanych z siecią, współdzielony z światłowodową transmisją cyfrową) odejdzie do historii? Czy chodzi tutaj o wprowadzenie nowego standardu, całkowicie niekompatybilnego z tym, co oferuje branża audio? Pojawiły się takie głosy, ale według mnie nie mają one żadnego sensu. To znaczy, nie chodzi tu nawet o to, czy Apple faktycznie zrezygnuje w telefonach oraz tabletach z audio jacka (bo przecież te handheldy muszą być coraz cieńsze, bez względu na to czy to ma jakiekolwiek uzasadnienie, sens z pkt widzenia ergonomii oraz funkcjonalności), tylko o to, że cały rynek nie dopasuje się nagle do widzimisię nawet tak ważnego partnera, mającej wielki wpływ na całą branżę elektroniki konsumenckiej, nie dopasuje się nawet do takiej firmy jaką jest Apple. To nie przejdzie, nie ma na to najmniejszych szans. Bo i nie o to tutaj chodzi. Zatem o co? Wprowadzenie takiej możliwości związane jest wg. mnie z dynamicznie rozwijającym się segmentem bezprzewodowych słuchawek, rozwojem usług streamingowych, nowych grup produktów (mobilnego) audio. To właśnie pełna kompatybilność z przyjętymi kiedyś standardami sterowania podstawowymi funkcjami telefonu (odbieranie i kończenie połączeń oraz sterowanie odtwarzaniem), dodanie nowych, atrakcyjnych funkcji, wraz z poprawą jakości dźwięku stanowią moim zdaniem główny powód takiego ruchu ze strony Apple. Bardzo sprytny ruch, który może przynieść korzyści wszystkim, nie tylko Apple…

MFI (Made for iPhone, iPad, iPod touch) dla Lightninga to oczywista konsekwencja postępu, rezygnacji z analogowo-cyfrowego gniazda 30 pinowego, wprowadzenia wyłącznie cyfrowej transmisji via Lt (taki sobie skrót wprowadzimy, dla ułatwienia ;-) ). Proste? No właśnie, szczególnie że takie rozwiązanie już zaowocowało możliwością bezpośredniej transmisji za pomocą kabla Lt dźwięku do zewnętrznego przetwornika. Jak grzyby po deszczu pojawiają się na rynku nowe DACi / wzmacniaczo-DACi (jeszcze dzisiaj opublikujemy zapowiedź testu amp/dac-a Beyerdynamic A200p aka Astell&Kern AK10, który trafił do nas przed paroma dniami), które oferują wsparcie dla tego standardu. iPad, iPhone oraz iPod touch jako transport cyfrowy ma jak najbardziej sens, staje się idealnym źródłem dla osób, które coraz częściej zamiast komputera wybierają handhelda. Omijamy w ten sposób najsłabsze ogniwo, czytaj, omijamy wewnętrzne układy w handheldzie, które nie gwarantują takiej jakości jak zewnętrzne, wyspecjalizowane urządzenia audio, dodatkowo, możemy uzyskać dużo lepszą moc, dynamikę… Nasz handheld przesyła tylko zera i jedynki do sprzętu dysponującego znacznie lepszymi możliwościami, być może najlepszym rozwiązaniem (bezprzewodowa transmisja) będzie konwersja tuż przed driverami zamontowanymi w słuchawkach, konwersja w odbiorniku zamontowanym w jednej z muszli, na elastycznym pałąku etc.?

To samo dotyczy słuchawek, w tym przede wszystkim słuchawek mobilnych, coraz częściej pozbawionych kabla, modeli bezprzewodowych. Do tej pory takie produkty obarczone były wieloma wadami, z których najważniejszą była słaba jakość transmisji oraz podatność na zakłócenia. Nowe technologie, takie jak aptX, jak możliwość bezstratnego przesyłu dźwięku w bardzo dobrej jakości (opisywane przez nas urządzenie NuForce AirDAC z transmisją SKAA) to nowe możliwości, pozwalające na wprowadzenie na rynek dużo lepszych rozwiązań niż dotychczas oferowane. Mamy obecnie w testach odbiornik/nadajnik aptX Avantree Saturn – genialne w swej prostocie urządzenie odbiorczo-nadawcze, pozwalające na transmisję dźwięku w dużo lepszej jakości niż ta, którą oferuje standardowe Bluetooth. Dwa takie urządzenia pozwalają na stworzenie z każdych słuchawek z odłączalnym kablem (i/lub innego odbiornika dźwięku) oraz każdego handhelda zestawu gwarantującego jakość audio trudną do uzyskania przez bezprzewodowe zestawy słuchawkowe (do głowy przychodzą mi topowe modele AKG oraz Sennheiserów z własnymi patentami transmisji bezprzewodowej – kosztowne, bez kompatybilności w ramach obowiązujących na rynku standardów bezprzewodowej łączności). Wyobraźmy sobie teraz niewielkiego DACa na Lightningu z modułem bezprzewodowym, łączącym się z zestawem słuchawkowym via BT aptX… Taki element wyposażenia (być może z czasem zintegrowany z samym handheldem) może służyć do przesyłu dźwięku nie tylko do słuchawek, ale także do komputera Mac (opisana na ostatniej konferencji możliwość odbierania połączeń na Maku) oraz do wszystkich kompatybilnych urządzeń audio/wideo. Oczywiście zamiast BT aptX, albo obok, możemy sobie wstawić AirPlay’a…

Nie zapominajmy o pogłoskach związanych z wprowadzeniem przez Apple hi-resów do iTunes (a przynajmniej plików w bezstratnej jakości audio). Lepsza jakość dźwięku, w przypadku opcji mobilnej, z racji ograniczeń transferu oraz wydajności baterii, ograniczona do transmisji w bezstratnych plikach 16bit / 44~48kHz wymaga od producenta zapewnienia odpowiedniego zaplecza i właśnie takim zapleczem będzie możliwość pełnego wykorzystania Lightninga do przesyłania audio wraz ze sterowaniem, obsługą połączeń. Przez analogię, w przypadku LOD (wyprowadzenia dźwięku dołem, nie górą w przypadku starych modeli iPhone’ów) uzyskiwaliśmy lepszą jakość brzmienia. Co prawda, aby podpiąć DACa trzeba w takim scenariuszu zastosować camera kit, co komplikuje takie rozwiązanie, ale jak wyżej wspomniałem, Lt niweluje ten problem – podpinamy kabelek do przetwornika, nadajnika i korzystamy z dużo lepszej jakości dźwięku.

W specyfikacji MFI dla Lt wyszczególniono dwa typy słuchawek: Standard Lightning Headphones, o prostej konstrukcji, wyposażone w konwerter analogowo-cyfrowy, oraz Advanced Lightning Headphones, oferujących dodatkowe funkcje, jak na przykład redukcję szumów. Jak widać zatem mamy tutaj do czynienia z tym, co opisane powyżej, i nawet jeżeli oznacza to rezygnację z audio jacka to raczej przy okazji, a nie przede wszystkim. Moim zdaniem konwersja C/A oraz dodatkowe funkcje mają na celu po pierwsze rezygnację z fizycznego połączenia słuchawek z telefonem… nowe EraPodsy, Beatsy nie będą zatem niekompatybilne z całym sprzętem audio, jaki egzystuje obecnie na rynku, a raczej będą dysponowały dodatkowymi, dedykowanymi handheldom Apple możliwościami, funkcjami, wprowadzając nowe standardy jakościowe w tym segmencie produktów. I żeby było jasne, nie będą to audiofilskie produkty, Beats nie jest w ogóle tego typu marką, to drogi, modny, lifestylowy brand, który ma łączyć modę z technologią, dodatkowo być masowy (co w przypadku audiofilskich produktów jest oczywistą niemożliwością). Po drugie słuchawki tego typu mają umożliwiać bezstratne przenoszenie cyfrowego sygnału stereo o częstotliwości 48 Khz, wysyłanego z urządzenia mobilnego. Po trzecie będą mogły także wysyłać do urządzenia cyfrowy dźwięk mono o tej samej częstotliwości – ważne odnośnie jakości rozmów oraz – a może równie ważne (?) – pozwalać na konwersację z cyfrowym asystentem Siri. Wraz z zapowiadanym wprowadzeniem Shazam, możliwością głosowego wyboru piosenek oraz sterowania odtwarzaniem możliwe będzie nawigowanie po zbiorach muzycznych bez konieczności użycia rąk, bez konieczności spoglądania na ekran. To bardzo ważne udogodnienie, które pośrednio wiąże się z wprowadzeniem tytułowego rozwiązania. Ciekawą informacją jest integracja funkcji aktywowania określonej aplikacji – pytanie, czy za tym elementem nie stoi chęć promowania własnych serwisów, takich jak radio internetowe iRadio czy też przyszłego (obecnego – Beats music?) serwisu streamingowego. Na pewno integracja obejmie systemową aplikację do odtwarzania muzyki, która według mnie przejdzie bardzo poważne modyfikacje, pozwalające na wykorzystanie wspomnianych powyżej nowości.

Innymi słowy hipotetyczne słuchawki nowej generacji będą bezprzewodowe, z pełnym sterowaniem (w ramach MFI), w tym także głosowym (Siri, Shazam), z redukcją szumu, z konwersją C/A wyprowadzoną poza urządzenie, z dodatkowym zasilaniem (same słuchawki, być może także moduł – chodzi o to, by nie korzystać z baterii samego handhelda), z bardzo dobrą jakością rozmów oraz lepszą odtwarzanej muzyki (lepszą niż dotychczasowe produkty z tej grupy oferowane przez Apple oraz – przede wszystkim – Beats Audio). Nie oznacza to w żadnym wypadku rezygnacji z tego, co oferuje praktycznie cała branża audio dla handheldów Apple. Wręcz przeciwnie, moim zdaniem taki ruch zostanie przyjęty z otwartymi ramionami przez producentów. Nowe akcesoria (nadawczo-odbiorcze, nowe słuchawki bezprzewodowe, wzmacniaczo-daki … których, jak pisałem, pojawia się coraz więcej, być może coraz częściej będą integrowane z handheldem, albo dedykowanym zestawem słuchawkowym) to nowe możliwości biznesowe, a przy tym każdy sprzęt kompatybilny z Lt będzie mógł wyprowadzić dźwięk w domenie analogowej, dysponując stosownym złączem audio-jack (np. w adapterze, przetworniku C/A etc.), nawet wtedy, gdyby Apple zrezygnowało z montażu tego gniazdka w swoich, mobilnych urządzeniach. Oj, będzie się działo, branżę czekają spore zmiany, ale też pojawią się nowe wyzwania, nowe możliwości, nowe produkty… o ile tylko Apple wykorzysta szansę nowego otwarcia w segmencie audio, szansę jaka się wyraźnie przed firmą rysuje.