LogowanieZarejestruj się
News

Pylon Pearl 20 HG w redakcji…

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Perły_20_HG_4

Zawitały niedawno, wygrzewają się… cóż, biały lakier z wysokim połyskiem robi zasadniczą różnicę odnośnie estetyki. Te kolumny prezentują się wybornie, dla kogoś, kto chce by jego audio stanowiło ozdobę wnętrza pokoju, salonu w którym przewidziano dla nich miejsce, to moim zdaniem idealny wybór. Bardzo, podkreślam, mamy tutaj bardzo wysoki współczynnik WAF (Wife Acceptance Factor) - jeżeli kupicie je, obowiązkowo z kolcami, to gwarantuję, że następnego dnia po zakupie nie znajdziecie walizek z waszymi osobistymi rzeczami za drzwiami. Zresztą, co ja mówię, ostatnio pewne małżeństwo poprosiło mnie o poradę dotyczącą sprzętu audio – Pani domu dokładnie wiedziała ocb. Więc z tym męskim sznytem odnośnie HiFi to może nie do końca prawda. Tak czy siak, powracając do tytułowych kolumn, wrażenia wszystkich domowników nad wyraz pozytywne. I o to chodzi, bo przecież system audio zajmuje niemało miejsca, zazwyczaj umiejscowiony jest w centralnym punkcie, w salonie i wrażenia estetyczne, jego dopasowanie, funkcjonowanie we wspólnej dla domowników przestrzeni jako element wystroju wnętrza to rzeczy ważne, wręcz na równi z walorami brzmieniowymi.

Opis wrażeń brzmieniowych niebawem, obecnie kolumny wygrzewają się. Zgodnie z sugestią producenta daję im 50-60 godzin i przystępuję do krytycznego słuchania, oceny. Przetworniki te same co w podstawkach oraz większych 25-kach (tyle, że tam mamy po dwa nisko-średniotonowce w kolumnie). Rzecz jasna podłogówka zagra inaczej, porównując do kolumn podstawkowych, wnioski mogą zatem się różnić od tego, co napisaliśmy przy okazji monitorów (nasz test) oraz 25-ek (nasz test).

Galeria z opisem Pylon Pearl 20 HG na naszym fanpage’u. Zapraszam.

» Czytaj dalej

Apple Music: czyli to, co znamy od dawna, po jabłkowemu

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
apple_music_screenshots.0

Apple Music czyli coś, co niczym nie zaskakuje, niczego nowego nie wnosi, nie jest w żaden sposób odkrywcze, czy rewolucyjne. Nawstępie usłyszeliśmy, że dzisiejszy streaming to straszny bałagan, że tu coś sobie gramy, tam jakiś klip oglądamy itd. itp. Oczywiście nadchodzi prawdziwa rewolucja pod postacią Apple Music, jednej aplikacji, jednego miejsca, gdzie jest i strumień z serwisu i z radia, do tego platforma dla nowych artystów i Ping 2.0. Tak właśnie, Apple kopletnie spieprzyło swój projekt medium społecznościowego i w Apple Music chce przywrócić to, to do życia dając artystom „nieograniczone możliwości ekspresji”, czytaj: wysyłania postów z byle czym, o niczym. Nie wiem, co miałoby niby nakłonić ludzi do nowego tweeta, fejsa po jabłkowemu z muzykami w roli głównej, ale może się nie znam. Może tego potrzebują? (w co mocno wątpię) Zaprezentowana platforma Connect to nic innego jak zaprezentowane wcześniej przez Tidala oraz Soundcloud możliwości publikacji muzyki bez ograniczeń, bez jakiś restrykcji przez nowych, nieznanych czy wschodzących artystów. Czyli nic nowego i pytanie, czy ten akurat kanał dotarcia do klienta będzie trampoliną do sławy, do popularyzacji… Apple liczy głównie na dotychczasowych użytkowników, a Ci niekoniecznie stanowią docelową grupę dla debiutujących w branży. Jest tego, fakt, z 800 milinów klientów, jest więc na co liczyć, liczyć że część wybierze to, co jest od jabłka, bez względu na to, co to jest. Tyle, że nawet tych jabłkolubów trzeba ich czymś przekonać. A tu jest wszystko to, co oferowano wcześniej, z niewielką polerką. Jest więc radio internetowe, z jakimiś sławnymi prezenterami, DJ-ami. Radio internetowe. Dodatek, z którego tutaj robi się główną atrakcję. Sorry, ale Beats One (tak, tak radio 24/7, live… tak to reklamują, to chyba żart, prawda?) nie wiem jaki by nie był dobry (a nie będzie, bo niby dlaczego miałby być – dzisiaj rządzi radio inteligentne oraz tematyczne, można też znaleźć gadane, na żywo właśnie, bez problemu, nie ma w tym nic oryginalnego), niczego dla Apple nie zwojuje. To coś, co może być ciekawym dodatkiem, a nie daniem głównym. Teledyski i muzyka w jednym miejscu? Cholera, to chyba YouTube jest takim miejscem właśnie, najpopularniejszym, do tego darmowym (na razie przynajmniej). Poza tym klipy znajdziemy w Tidalu, w Deezerze i paru innych serwisach, a po ostatnich zapowiedziach Spotify (gdzie jest tego więcej, tzn. tam to będzie takie streamingowe MTV, czy co tam sobie Szwedzi wykombinują) to co pokazało Apple nie stanowi żadnej, ciekawej alternatywy. Connect ma być także agregatem treści, informacji na temat muzyki jakiej słuchamy. Znowu nic nowego, ale może choć ten element, w ciekawy sposób zrealizowany, będzie czymś co przyciągnie uwagę? Po prezentacji, szczerze, niewiele można tutaj napisać. Zobaczymy.

Jakość pozostaje bez zmian. Jest AAC 256. Beznadziejne to i jasno wskazujące, że inni dają po prostu lepszy produkt już na starcie.

Oczywiście nie byliby sobą, gdyby w to wszystko nie wmieszali kramiku z muzyką. Pytanie za stówę – jak oni chcą sprzedawać tą samą muzykę, która jest za 9,99 w formie albumów za 9,99 sztuka? Kompletnie tego nie rozumiem. Dalej, nie rozumiem czym de facto ma być to całe Apple Music, czyli połączenie radia, serwisu streamingowego i sklepu z muzyką, wobec obecnie oferowanych usług. Listy Genius? Apple Match? Kolekcje i biblioteki iTunes? O tym nie dowiedzieliśmy się ani słowa. Pewnie wszystko zostanie wchłonięte w nową odsłonę, tego co było. Pytanie – po co? Razi biały interfejs (brak kontrastowej wersji), brak spójności (co robią te bąble? Kojarzy mi się to jak najgorzej z interfejsem wprowadzonym w ostatniej generacji iPodów Nano), w sumie wszystko to kojarzy się z krytykowanym na wstępie przez samo Apple „bałaganem w streamingu”. To, że jakieś radio będzie dostępne w 100 krajach naprawdę nie jest niczym przełomowym w 2015 roku. No ludzie. To, że sami staliście po stronie wytwórni, które narzucały restrykcje regionalne i nadal stoicie w tym samym miejscu (bo w sumie nie wiemy, jak to będzie finalnie wyglądać, tzn. czy katalog iTunes będzie otwarty w ramach nowej usługi dla wszystkich, czy też rzecz ograniczy się jedynie do radia… nie zostało to jasno powiedziane) to naprawdę kiepska informacja dla tych, którzy liczyli przynajmniej na odejście od starego, chorego sposobu dystrybucji multimediów. Dotyczy to zarówno muzyki, na marginesie, jak i filmów. Nihil novi innymi słowy.

Apple widocznie liczy na to, że sama marka, setki milionów użytkowników sprzętu z nadgryzionym jabłkiem spowodują, że szybko staną się największym serwisem streamingowym. To niewykluczone, ale jednak po dzisiejszej prezentacji, można powiedzieć, że sprawa jest otwarta, że nie jest to wcale pewne, przesądzone. I nie pomogą tutaj takie posunięcia jak otwarcie na inne platformy (pierwszy raz aplikacja Apple pojawi się na innych systemach mobilnych – na Androidzie oraz na Windows Phone), czy też 3 miesięczny okres testowania. Sporo ludzi zapewne skorzysta z ciekawości, ale ilu z nich wykupi płatną subskrypcję – oto jest pytanie. Trzy miesiące to nie dostęp darmowy, który w większości alternatywnych serwisów jest możliwy… to jest coś, co bardzo Apple nie pasuje (patrz tutaj), co może wywrócić wszelkie rachuby do góry nogami. Eddie Cue zachęcając do nowej usługi wspomniał m.in. o najlepszym mechanizmie sugestii, rekomendacji: isn’t just algorithms, it’s recommendations made by our team of experts. To dokładny cytat sprzed paru lat, kiedy startowało Beats Music. Serio. I to ma, przepraszam, przyciągnąć fanów? Dobre żarty.

Rzecz startuje 30 czerwca i powinna być dostępna na wszystkich rynkach, na których Apple oferuje swoje produkty. W przypadku rodzinnego zakupu subskrypcji będzie można dodać nawet 6 użytkowników (za 14,99$). To chyba jedyny mocny punkt. No może nie jedyny. Drugim jest Siri – to faktycznie, wraz ze zmianami cyfrowego asystenta w iOSie 9, może nieco Apple Music pomóc, bo wraz z Siri głosowy wybór muzyki, wybór utworów, a także możliwość kontekstowego wyszukiwania, przeszukiwania zbiorów, może przyciągnąć uwagę. Tyle, że to tylko dla jabłkolubów, bo dla osób korzsytających z innych platform ten element nie będzie miał żadnego znaczenia, bo go zwyczajnie nie będzie. Na zakończenie, jedna z wypowiedzi na temat Apple Music dobrze opisująca całość: wybierzcie (nasz) serwis, przenieście całą waszą muzykę do Apple Music, a zobaczycie… No właśnie, co zobaczymy Apple, bo jakoś nikogo dzisiaj nie przekonaliście, że to wasz pomysł będzie najlepszy, czy będzie ciekawą alternatywą dla innych, oferujących podobne produkty na rynku. Nie ma tutaj nic odkrywczego, więcej nie ma nic, czego byśmy oczekiwali (lepsza jakość, zerwanie z dotychczasowym modelem dystrybucji – względnie jego głęboka modyfikacja, unowocześnienie dotychczasowych usług w rodzaju Match, Genius, czy samego iTunes…). Dziwnie wygląda także to, że Apple każe czekać użytkownikom AppleTV na ten swój nowy, sztandarowy produkt – na urządzeniu, jakby nie patrzeć, stworzonym do odtwarzania multimediów (teledyski po pierwsze, po drugie muzyka z iTunes czy via AirPlay). Podobnie jak w przypadku Androida, przyjdzie na nowe Music poczekać aż do jesieni.

Jakoś nie wróżę. Pamiętam Ping, mobile.me i parę innych poronionych pomysłów. Apple nie ma ręki do Internetu. Szkoda, że w przypadku muzyki, która jakoby jest w sercu Apple, jest taka ważna dla firmy, która przez cały czas i przy każdej sposobności to podkreśla, zabrakło nowatorskiego pomysłu, czegoś odkrywczego, albo przynajmniej czegoś, co mogłoby stanowić ciekawą alternatywę dla innych serwisów. Tidal ma bardzo mocne umocowanie wśród najmodniejszych, czy sławnych (najsławniejszych) muzyków, wśród celebrytów. To jest bardzo poważna rysa na nowym projekcie Apple i cóż – tego nie dało się nie zauważyć. Oczywiście ktoś dysponujący taką bazą użytkowników może liczyć na duży udział, niejako z definicji. Może. Ale może także mocno się przeliczyć.

Dla mnie w propozycji Apple nie ma kompletnie nic interesującego.

Nowości u Tidala: aplikacja dla komputerów, gapless oraz…

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Tidal_comp_app

Aplikacja wygląda identycznie jak odtwarzacz webowy. Dobrze, że software dla Mac/PC jest już dostępny, natomiast wielka szkoda że nie oferuje na razie trybu offline. Dla kogoś zabierającego w podróż laptopa, jadącego przykładowo chlubą polskiego kolejnictwa, oznacza to tyle, że sobie muzyki z komputera nie posłucha (swoją drogą to idiotyczne, że w Pendolino nie ma WiFi, a same wagony działają jak puszka Faradaya, skutecznie utrudniając połączenie z sieciami 3G/4G). Oprogramowanie dostępne jest od paru dni, na razie w wersji beta, można instalować na dowolnej liczbie komputerów w ramach posiadanego abonamentu. Wreszcie nie trzeba będzie korzystać z problematycznego Chrome, bo tylko na tej przeglądarce można było odpalić serwis. Poza tym Tidal zapowiada wprowadzenie specjalnego abonamentu dla… studentów. Cóż, trzeba bić się o płatne subskrypcje, a wiadomo że najlepszą bronią jest niska cena (5$). Taki abonament może wypalić pod warunkiem, że pomysłowi będzie towarzyszyła odpowiednio nagłośniona akcja marketingowa. Wprowadzono także tryb gapless, co ucieszy szczególnie te osoby, które za pośrednictwem Tidala słuchają klasyki, koncertów. Duży plus. Poza tym – jak wspomniałem w naszej recenzji ROONa, Tidal integruje się z tym front-endem. To poniekąd alternatywa dla natywnej aplikacji, jednak pamiętajmy, że na razie jest to rzecz wybitnie pod stacjonarne słuchanie. Być może zmieni się to wraz z wprowadzeniem zapowiadanej aplikacji mobilnej (tyle, że będziemy mieli wtedy Tidala w formie kolejnej biblioteki w apce dla iOSa/Androida).

Widać, że ktoś tam mocno się stara – są efekty: z 500 000 abonentów (cały WiMP) w okresie zaledwie 2 miesięcy liczba osób opłacających dostęp wzrosła niemalże dwukrotnie do 900 000. To w tym biznesie wynik godny odnotowania. Z tego ponad 200 000 to osoby które zdecydowały się na abonament Hi-Fi, podczas gdy WiMP HiFi miał ledwo 12 000 płacących za WiMP HiFi pod koniec 2014 roku. Integracja z odtwarzaczami Oppo, ROON (pisałem że genialny? No genialny jest i basta!), rozwija się nam ten serwis, trzymam kciuki i wbrew panującej modzie na hejt pod adresem tego projektu, mam nadzieję, że Tidal będzie rósł w siłę i stanie się jednym z wiodących rozwiązań oferujących muzykę za pośrednictwem abonamentu. Za tym rozwiązaniem przemawia nie tylko obecnie oferowana jakość bezstratna, ale także bardzo mocne umocowanie w branży (wsparcie ze strony producentów audio, przemysłu oraz – przede wszystkim artystów). Daje to gwarancję, że nikt tu nie będzie zadowalał się półśrodkami, tylko rzecz będzie mocno rozwijana i promowana.

A przyszłość to MQA, które może potencjalnie wywrócić to co znamy do góry nogami, bo możliwość odtwarzania w jakości niedostępnej do tej pory w streamingu (wszelkie inkarnacje hi-resów oraz dużo mniej transferożerne, bezstratne 16/44) zmieni oblicze całej branży. Kto będzie oferował streaming w jakości stratnej? Po co? Nie mówiąc już o downloadach – takie iTunes Store z AAC 256 straci według mnie rację bytu, bo po co nabywać coś gorszego jakościowo od płatnej subskrypcji w cenie zbliżonej do kosztów jednego albumu? Nie będzie to miało żadnego sensu, patrząc na obecnie oferowane produkty audio (słuchawki, telefony, które szybko przekształciły się w dobre, albo bardzo dobre źródła, w zaawansowane DAPy), jakość będzie ważnym czynnikiem i nawet jak ktoś będzie nadal upierał się, że nie słyszy różnicy, o przejściu na lepsze zadecyduje rynek, marketing, mamona. Akurat tutaj nie mam nic przeciwko, bo zyskamy wszyscy, w końcu nie można wiecznie tkwić w opracowanej przed kilkunastoma laty metodzie kastrowania muzyki. Generalizuje. Oczywiście jest wiele rzeczy w stratnej kompresji, które w ogóle mi nie przeszkadzają (od strony jakościowej), że wymienię rozgłośnie internetowe Linn Records, Remastered for iTunes, niektóre strumienie 320kbps z serwisów streamingowych… to nie jest podła jakość, to jest dobra jakość, ale możemy… nie tyko chcieć więcej. Możemy to mieć. Zaraz.

Oj, będzie się musiało Apple dzisiaj wykazać, oj będzie. Napiszę wieczorem naszą opinię na temat nowej usługi muzycznej Apple – zobaczymy czy staną na wysokości zadania. Zródła odpowiednio wysokiej jakości już mają, technologię, gigantyczne zaplecze, ogromną rzeszę użytkowników też. Tyle tylko, że można to wszystko łatwo popsuć. Przekonamy się, czy tak się stanie już niebawem, bo dzisiaj o 19.00 naszego czasu.

Software do pobrania ze strony Tidala.

» Czytaj dalej

ADL w redakcji: słuchawki H128 @ DAC/AMP GT40A z gramofonowym pre

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
ADL H128 & GT40A

Furutech to kable. Pierwsze skojarzenie jest oczywiste. Kable, zasilanie, akcesoria… od paru sezonów, pod marką ADL, także elektronika oraz słuchawki. Nie ma tego dużo, raczej mało nawet, ale to co Japończycy wprowadzili na rynek zasługuje na opis, na test. O GT40 słyszałem z okładem rok temu. Niewielki przetwornik cyfrowo-analogowy ze wzmacniaczem słuchawkowym – zaraz pomyślicie” tego jest na kopy” – niebanalny, oryginalny, bo wyposażony w gramofonowe pre. Tak, w gramofonowy przedwzmacniacz. Po co ten przedwzmacniacz w cyfrowym urządzeniu, które ma współpracować z jakimś komputerem i grać pliki, zapytacie? Ano po to, by połączyć oba światy, świat wirtualny, cyfrowy, nienamacalny, strumieniowy, bitowy z tym, co od dekad znane, rozpoznane – z fizycznym nośnikiem, tym który wydaje się najlepiej przetrwał próbę czasu i dzisiaj powraca w wielkim stylu. Z winylem. Z czarną płytą.

Kocham swój gramofon miłością bezgraniczną. To urządzenie ma duszę, ma w sobie coś, co zawsze powoduje, że słuchanie muzyki nie jest czymś obok, w tle, na marginesie, a jest w centrum, jest najważniejsze, absorbuje, wciąga, zmusza do pełnego poświęcenia uwagi odtwarzanemu materiałowi. Oczywiście gramofon, z racji obsługi, jest właśnie takim źródłem – powiecie – ale wg. mnie to nie tylko kwestia obsługi, konieczność słuchania muzyki w tradycyjny sposób (tj. album vel projekt vel opowieść), nie tylko to, to coś więcej… muzyka odtwarzana w ten sposób nie pozwala nam na brak uwagi, zaangażowania, wręcz zmusza do zajęcia miejsca przed kolumnami (ostatnio słucham także na słuchawkach w ten sposób, wcześniej robiłem to sporadycznie – mój błąd!) i odbycia podróży, włączenia emocji, uczestnictwa.

GT40A daje nam możliwość słuchania i tak i tak, to znaczy zarówno na słuchawkach (wtedy wystarczy nam do słuchania wyłącznie gramofon i tytułowy sprzęt oraz rzecz jasna jakieś słuchawki) jak i na kolumnach. To ostatnie dzięki możliwości podłączenia wzmacniacza (wyjście liniowe), wtedy podpinamy jakąś integrę/końcówkę i gramy. Samo wejście analogowe może pełnić dwojaką funkcję (gramofon, czyli z korekcją, jak i zwykłe wejście dla dowolnego źródła). Do tego USB i już – w sumie po co w dzisiejszych czasach dodawać inne złącza, gdy te dwa źródła tzn. komputer oraz gramofon załatwiają sprawę? Srebrny krążek bardzo lubię, ale to że go bardzo lubię i poważam (spora kolekcja, do tego parę wybranych dyskografii ulubionych artystów na SACD) nie oznacza, że jest on dzisiaj potrzebny, że ma przed sobą przyszłość. Wręcz przeciwnie – patrząc na to co się dzieje na rynku, można powiedzieć że nie ma. I (coś czuję) niestety nie powtórzy drogi winylu, który powrócił. To nie jest coś, co można by porównywać, kompakt to coś kojarzonego (poniekąd błędnie, ale co z tego?) z cyfrą, to nośnik nie mający nawet ułamka vintage’owego potencjału czarnej płyty. GT40A jest zatem od strony funkcjonalności „złotym środkiem”, czymś idealnie wpasowującym się pod dzisiejsze potrzeby, wymagania oraz… mody. Tak, są słuchawki, jest gramofon, jest komputer. Jest wszystko co się liczy dzisiaj, co jest obecnie wymagane, potrzebne. Zasilaczyk impulsowy jaki dostajemy to coś, co można będzie z czasem wymienić na coś solidniejszego (tak, myślę tutaj o niezawodnym Tomanku). Nie ma tu sterowania zdalnego, biurkowa forma wskazuje w jakim otoczeniu będzie ten DAC/AMP najlepiej widziany (systemy audio kategorii desktop).  Można będzie dzięki skrzyneczce przenieść nasze czarne płyty w świat cyfry, co rzecz jasna ucieszy wszystkich, którzy mają ochotę na własne ripy, stworzenie własnej kolekcji muzyki zerojedynkowej z posiadanych, czarnych krążków.

Co się zaś tyczy słuchawek, to pierwszy kontakt był bolesny (mocny nacisk na uszy, dość twarde pady). Z czasem okazało się, że nie jest tak źle, jak mi się wydawało, a same słuchawki są wg. mnie wyjątkowe. H128 stawiam na równi z Momentum, a nawet wyżej od Momentum, takie są dobre. To taki sam, nieco euforyczny, dynamiczny, otwarty, radosny sposób grania, muzyka płynie swobodnie, bas jest tutaj niewątpliwie faworyzowany, stanowi główne danie, ale przekaz jest całościowo spójny i niezwykle wciągający. Przyjdzie czas na dokładniejszą analizę, opiszę jaki to patent zaserwował Furutech w swoim, póki co, najwyższym modelu nauszników. Teraz dodam tylko, że sprężystość, organiczna namacalność niskiego zakresu jest obezwładniająca w tych słuchawkach. To jest cholera coś niesamowitego, jak te nauszniki potrafią kopnąć od dołu, jest to ommm, ommmf, ale takie poukładane, takie pod kontrolą, bez nieładu, że aż się nie chce tego z łba zdejmować. Gra to w sposób tak przyjemny, że ani się spostrzeżemy, a tu zamiast albumu, pięć przesłuchanych – tak to działa. Teraz katuje Roona, który jest NIESAMOWITY i o którym przeczytacie niebawem duży artykuł. Będzie to pierwszy taki tekst o serwisie, usłudze omawiający rzecz całościowo, dodatkowo pogłębiony o moje przemyślenia na temat przyszłości branży audio. Jak wspomnieli na ToneAudio to game changer, szkoda tylko że każdy tekst o tym niesamowitym projekcie dotyka jedynie niewielkiej części możliwości, tego czym w sumie jest ten… front end. Nie mam wątpliwości że właśnie tak, dokładnie tak, będzie się słuchało muzyki niebawem. Połączenie, integracja wszystkiego w ramach jednego miejsca, jednej usługi. Ok, więcej przeczytacie niebawem. Roon powoduje, że nie odchodzę od komputera (no kiedy muszę, to to robię, wtedy, na wynos, jest Tidal i przede wszystkim Loop – idealne uzupełnienie dla Roona, który to jest wybitnie stacjonarny, czy może raczej nie na wynos właśnie) i przetwornik gra w salonie właśnie z takiego źródła, na zmianę z komputerem w gabinecie. Komputery ostatnio u mnie nie grały za często (albo gramofon, albo handheld grał), teraz jednak to się zmieniło i to chyba na trwale. H128 świetnie sprawdzają się jako fotelowo/kanapowe nauszniki, a z GT40A tworzą świetny duet. Na wynos grają bez dodatków z handheldami i radzą sobie równie dobrze co Senki. Tak, to idealna alternatywa dla Momentum, tych kablowych, bo bez kabla tutaj rzecz jasna się nie obejdzie. W ofercie ADL znajdziecie ponadto tańszy model nauszników, dokanałówki oraz przenośne wzmacniaczo-daki. Poniżej fotogaleria z tytułowymi produktami…

» Czytaj dalej

Matrix mini-i PRO+: DAC oraz wzmacniacz słuchawkowy w nowej odsłonie (model 2015)

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Matrix_Mini_i_Pro_plus_front

Nowa, odświeżona wersja bardzo dobrego DAC/AMPa właśnie debiutuje na rynku. Testowaliśmy oba modele AD 2014 i byliśmy pod wrażeniem ich możliwości brzmieniowych oraz rozbudowanej funkcjonalności. Nowa odsłona to pełne wsparcie dla plików DSD oraz parę dodatkowych, znaczących zmian, które wprowadził przy okazji tuningu producent. Postaramy się rzecz przetestować na naszym portalu, bo to w sumie zupełnie nowy przetwornik, tylko w formie nawiązujący do poprzedników. Poniżej informacja prasowa na temat nowości Matriksa…

Informacja prasowa

Matrix, producent sprzętu audio dla melomanów, wprowadził na rynek zmodernizowaną wersję urządzenia Mini i PRO, łączącego funkcje przetwornika i wzmacniacza słuchawkowego. Poprzedni model z 2014 roku zyskał uznanie klientów m.in. za przystępną cenę oraz zastosowany chip DA ESS Sabre, oferujący głębię i wierne odwzorowanie dźwięku, a przede wszystkim zgodność ze standardem DSD.
DSD (Direct Steram Digital) to system używany na płytach Super Audio CD, charakteryzujący się dźwiękiem o znacznie lepszych parametrach w porównaniu z klasyczną płytą CD-Audio. Natomiast DXD (Digital eXtreme Definition) to profesjonalny format audio, zachowujący najwyższą jakość dźwięku, używany w m.in. studiach nagraniowych. DXD jest 24- lub 32-bitowym sygnałem PCM, próbkowanym z częstotliwością 352,8 kHz. W tegorocznej, najnowszej wersji Mini-i PRO+ usprawniono szereg istotnych parametrów urządzenia: dodano zgodność ze standardem PCM w wyższej rozdzielczości 32 bity/384kHz oraz wprowadzono standard DoP, uzupełniający wcześniej obsługiwany ASIO przy odtwarzaniu DSD 64/128/256. Zaimplementowano bardziej stabilną wersję asynchronicznego interfejsu serii XMOS U z ulepszonym sterownikiem DoP, odtwarzającym 1-bitowy sygnał cyfrowy DSD256.

Sercem przetwornika Mini-i PRO+ jest 8-kanałowy, 32-bitowy konwerter cyfrowo-analogowy ESS Sabre Ultra ES9016, zapewniający symetryczne wyjścia na każdym kanale, oraz programowalny układ CPLD, współpracujący z podwójnym oscylatorem i efektywnie redukujący zakłócenia jitter, a także gwarantujący cyfrową integralność sygnału. Przetwornik posiada filtr zakłóceń emitowanych przez sieć zasilającą oraz poprawiony, wysokiej jakości ekranowany transformator toroidalny, jaki i wielostopniowy filtr z regulowanym torem zasilania, skonstruowany przy użyciu rezystorów z niskim dryftem temperaturowym i pojemnością audio, co poprawia szczegóły dźwięku.

Urządzenie posiada elegancką, aluminiową obudowę i waży ok. 1,3 kg. Głośnością lub wyborem źródła, z którego korzysta Mini-i PRO+, steruje się niewielkich rozmiarów, metalowym pilotem zdalnego sterowania, działającym na podczerwień. Na frontowej ściance umieszczono wyświetlacze OLED, ułatwiające poruszanie się po menu konfiguracyjnym i odczyt parametrów odtwarzanego sygnału. Z tyłu urządzenia znajdziemy wejścia cyfrowe:
- USB w rozdzielczości 16-32Bit /44.1kHz, 48kHz, 88.2kHz, 96kHz, 176.4kHz, 192kHz, 352.8kHz, 384kHz , w trybie DoP: DSD 64/DSD256 w trybie ASIO.
- koaksjalne i optyczne Toslink 16-24-bitowe o częstotliwościach próbkowania: 44.1kHz, 48kHz, 88.2kHz, 96kHz, 176.4kHz oraz 192kHz.
- AES/EBU, obsługujące sygnały o szerokości próbki danych: 16-24 Bit i częstotliwościach próbkowania: 44.1kHz, 48kHz, 88.2kHz, 96kHz, 176.4kHz, 192kHz

Podczas pracy w trybie USB urządzenie obsługuje zarówno systemy Mac OS w wersji x10.6.4 i wyższych, jak i Windows XP/Vista/7/8/8.1 – w tym wypadku zachodzi konieczność instalacji odpowiednich sterowników. Wyjścia liniowe analogowe obejmują: niesymetryczne RCA (L/R) o poziomie wyjścia 2V RMS przy 0dBFS, symetryczne XLR (R/L) o poziomie wyjścia 4V RMS przy 0dBFS, oraz wyjście słuchawkowe stereo jack 6,35 mm o impedancji wyjściowej 12 Ohm, umieszczone na przednim panelu urządzenia. Pasmo przenoszenia wynosi od 20Hz (+0.01dB) do 20000Hz (-0.03dB), stosunek sygnał/ szum osiąga wartość 115dB 0dBFS (nieważony) oraz 117dB 0dBFS (ważony). Zawartość zniekształceń THD+N nie przekracza 0.0006 proc. przy 1kHz0dBFS, przesłuch 125dB przy 1kHz.

W ofercie C4i cena detaliczna Matrix Mini-i PRO+ wynosi 2199 zł.

 

» Czytaj dalej

Oppo wprowadzi Tidala do swoich stacjonarnych odtwarzaczy

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
oppotidal

Bardzo dobra wiadomość dla właścicieli odtwarzaczy stacjonarnych firmy Oppo. Wasze multiformatowe, wieloźródłowe skrzynki będą po aktualizacji jeszcze bardziej wieloźródłowe, a to za sprawa wprowadzenia przez producenta w najnowszym oprogramowaniu dostępu do serwisu steramingowego audio Tidal. Samego serwisu nie muszę chyba przedstawiać, to jedyny obecnie serwis streamingowy oferujący strumieniowanie w jakości bezstratnej. Dzięki obsłudze usługi możliwy będzie dostęp do ponad 25 milionów utworów, w tym ok. 70-80% w jakości bezstratnej wprost z odtwarzacza Oppo, bez konieczności korzystania z komputera lub handhelda. To bardzo wartościowy upgrade, który wraz z możliwościami odtwarzania fizycznych nośników oraz strumieniowaniem z dysków NAS kompleksowo rozwiązuje kwestię dostępu do wszelkich, muzycznych źródeł z poziomu odtwarzacza. Wspomniałem w naszej recenzji najwyższego, topowego modelu BDP-105D, że jest to źródło docelowe. Uzupełnienie oprogramowania odtwarzaczy Oppo o Tidala tylko potwierdza naszą ocenę, to obecnie najlepsze źródło od strony wyposażenia oraz możliwości jakie znajdziemy na rynku (mam tu na myśli model BDP-105D oferujący największe możliwości, w tym świetny wzmacniacz słuchawkowy oraz wysokiej klasy tor audio, dodatkowo jedne z najlepszych przetworników cyfrowo analogowe na rynku, pasywną konstrukcję itd itp.)

Kiedy możemy spodziewać się nowej funkcjonalności? Producent wspomina o połowie czerwca. Trzymamy za słowo. Usługa stanie się dostępna po aktualizacji oprogramowania. Dostęp jak i rejestracja w serwisie Tidal odbywać się będzie poprzez aplikację OPPO MediaControl (skądinąd bardzo sensownej, patrz nasza recenzja) dostępną na platformę iOS oraz na Androida. W ten sposób siedząc wygodnie w fotelu posiadacze odtwarzaczy OPPO będą mogli cieszyć dostępem do wielomilionowej jw. bazy, która sukcesywnie się powiększa i rozrasta. Rzecz jasna do poprawnego działania niezbędne będzie wykupienie abonamentu miesięcznego uprawniającego do korzystania z biblioteki muzycznej online (Tidal nie przewiduje ograniczeń liczby urządzeń powiązanych z kontem z tego co się orientuje). Niechlubnym wyjątkiem jest, a może był w tym aspekcie serwis Deezer, gdzie można było w ramach abonamentu „podpiąć” jeden, jedyny stacjonarny sprzęt audio, co w dobie wielostrefowych systemów audio wygląda zupełnie niepoważnie. Dzięki mobilnej aplikacji będzie można nawigować po zbiorach Tidala, korzystając z naszego telefonu lub tabletu odtworzymy nasze ulubione playlisty, albumy, szybko zapoznamy się z nowościami fonograficznymi jakie trafiły na rynek, miały swoją premierę. Dzięki udostępnieniu ekskluzywnych materiałów na wyłączność (vide ostatni koncert Prince) otrzymujemy kompletne rozwiązanie, platformę pozwalającą cieszyć się muzyką z wielu źródeł, w tym także internetowych, dostępnych w  ramach miesięcznego abonamentu. Dodatkowo nie zapominajmy o klipach wideo (w bardzo dobrej jakości obrazu i dźwięku), jak również promowaniu młodych artystów (Tidal Discovery) oraz obiecujących premierach (Tidal Rising) jakie oferuje tytułowy serwis muzyczny.

LOOP – streaming bez kompromisów, nasze wrażenia, nasza opinia

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
LOOP

O LOOPie wspomniałem parę dni temu w tym wpisie. Nowa usługa streamingowa LOOP pozwala na nieograniczony ilością miejsca (czytaj nielimitowany) dostęp do własnej kolekcji hi-resów oraz – ogólnie – muzyki zapisanej bezstratnie. Korzystam na co dzień z Tidala, jedynego obecnie serwisu streamingowego oferujacego strumieniowanie w jakości bezstratnej. Powiem tak – Tidal to bardzo dobre radio internetowe, jakościowo wyróżniające się na tle innych serwisów tego typu, ale do strumieniowania z LOOPa zwyczajnie nie ma podskoku. To inna bajka. I nawet nie chodzi o to, że Tidal to często brak święcącego HiFi (odtwarzamy wtedy materiał skompresowany stratnie o parametrach 320kbps w przypadku strumienia mp3 lub 256kbps w przypadku AAC), że część biblioteki niestety nie jest loseless. Chodzi o coś innego. Odtwarzane z własnej audio chmury (tak to będę od teraz nazywał) pliki, nawet CD Ripy brzmią ZNACZNIE lepiej. Znacznie. To nie jest subtelna różnica, a wyraźnie wyczuwalna, co tłumaczę sobie zastosowaniem przez Tidal zmiennego bitrate, generalnie niższego od wzmiankowanego transferu na poziomie 1411kbps. Tak to wygląda z technicznego punktu widzenia. Tak czy inaczej najważniejsze są w tym wszystkim nasze uszy i one bezbłędnie informują nas gdzie brzmi lepiej. Lepiej brzmi z LOOPa.

LOOP działa bardzo dobrze, tzn. odtwarzanie nie ulega przerwaniu w budynkach (3G/4G) oraz miejscach, gdzie zazwyczaj mam problem z działaniem Tidala, dzięki bardzo pokaźnemu buforowi. Generalnie na odtwarzanie musimy czasami chwilkę poczekać (widzimy wtedy napis Loading…), ale potem muzyka płynie już bez przeszkód do naszego odtwarzacza. Jeżeli odtwarzamy album, playlistę albo wybieramy tryb mieszany to oprogramowanie dba o to, by muzyka odtwarzana była bez konieczności czekania na dane, bez irytujących przerw. Inaczej będzie rzecz jasna, jak podczas odtwarzania zmienimi zdanie i wybierzemy inny album, inną playlistę etc. Wtedy ponownie trzeba będzie chwilkę poczekać na zapełnienie bufora. Widać, że Loop korzysta z własnej bazy metadanych, bo cześć kolekcji uzupełnił mi o brakujące elementy (skuteczność oceniam na jakieś 80-90%, a więc całkiem nieźle). Można rzecz jasna tworzyć własne playlisty (wcześniej utworzonych oprogramowanie nam nie obsłuży), korzystać z opcji mieszania utworów w przypadkowej kolejności (słabo to obecnie funkcjonuje, bo algorytm wybiera jedną, określoną kolejność odtwarzania, nie ma wielu wariantów, czy przypadkowości w tym mieszaniu, a przecież właśnie o to w mieszaniu chodzi, nieprawdaż?).

To co wgniata w fotel to, jak wspomniałem, jakość. Rzecz jasna mamy ograniczenia po stronie samych odtwarzaczy – w moim przypadku jest to iPhone 5S oraz iPad Mini Retina. Strumieniowanie w przypadku takich źródeł oznacza kompromisy. iPhone, każdy iPhone, to maksymalnie obsługa audio o parametrach 24 bit 48KHz, iPad zaś oferuje odtwarzanie materiału 24/96 bez downsamplingu. Nie jest źle, ale nie są to możliwości, które znajdziemy w niektórych urządzeniach na Androidzie (tu prym wiodą niektóre modele handheldów Galaxy od Samsunga), gdzi można grać 24/192. Bez względu na to czy muzyka płynie z jakiegoś iCośtam czy androidowego sprzętu, warto zadbać o odpowiednie słuchawki (tu progres, biorąc pod uwagę bezkompromisowość materiału źródłowego, będzie bardzo wyraźny) oraz… o odpowiednio dobrą amplifikację. Wzmacniacz słuchawkowy, przenośny, pozwoli wydobyć z tego co leci z Loopa wszystko, co najlepsze. To co zamontowano w smartfonach oraz tabletach często nie pozwala na dobre napędzenie słuchawek, dobrych słuchawek – mam tu na myśli zarówno rachityczna moc wbudowanych w telefony/tablety wzmacniaczy, ich niewystarczającą dynamikę, ogólnie, niewyszukane parametry słuchawkowego wyjścia, jakie zamontowano w naszych handheldach. Dobry wzmacniacz to wg. mnie ważniejszy element od zewnętrznego DACa, mający większy wpływa na jakość, większy od wyprowadzenia cyfrowego sygnału z naszego telefonu czy tabletu do zewnętrznego przetwornika (są jednak od tego pewne, że tak powiem, odstępstwa, czego dowodzi wbudowany w bezprzewodowe słuchawki Sennheisera DAC – połączenie kablem USB jest wg. mnie najlepsze brzmieniowo i to nie tylko w porównaniu z połączeniem bezprzewodowym, ale także analogowym, na kablu). Dźwięk strumieniowanych hi-resów muzyka brzmi w sposób zbliżony (przy dobrym wzmacniaczu i dobrych słuchawkach, jak wspomniałem powyżej) do tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni słuchając na stacjonarnym torze. To różnica wg. mnie nie tylko zauważalna, ale wyraźna, bezdyskusyjna. Jest dużo lepsza dynamika, jest w tym graniu powietrze, jest swoboda, ani cienia kompresji, pełny komfort, głębia, świetna stereofonia, przestrzeń. To wszystko, w porównaniu z typowym streamingiem, jest albo spotęgowane, albo zwyczajnie pojawia się właśnie tylko i wyłącznie w takich okolicznościach, tzn. dopiero w przypadku takiego strumienia czujemy, że to granie na najwyższym jakościowo poziomie. Cóż, wygląda na to, że słusznie upierałem się, że bez modułów 3G/4G wszelkie, wysokiej klasy DAPy, nie mają (na dłuższą metę) racji bytu. Ograniczenia pojemnościowe audiofilskich odtwarzaczy audio, połączone z brakiem możliwości połączenia się z siecią to oczywiste ograniczenia. Dzisiaj ludzie chcą strumieniować, chcą mieć szeroki wybór, pełen dostęp co zapewniają serwisy, co można (także) osiągnąć za pomocą takich usług jak LOOP. Cała kolekcja, wszystkie dyskografie, rzeczy których na próżno szukać w bibliotekach Spotify z osobistej audio chmurki? To jest to! Do tego taki Tidal oferujący nowości wydawnicze. Tak, to ma sens.

Nie jest to usługa pozbawiona wad. Nie, można parę wymienić, kilka rzeczy wymaga dopracowania. Transfer własnej muzyki do chmury jest cholernie słaby. 300-400kbps maksymalnie, średnio nie więcej niż 250-300 to naprawdę ból czterech liter. Jak sobie zechcemy przenieść całą kolekcję hi-resów to mamy nie lada wyzwanie. To będą dni, nie godziny, to potrwa. Downloader jest kiepski, to znaczy lubi się przywiesić, działa mułowato, dobrze że przynajmniej jest prosty, nie wybajerzony – tak czy inaczej do poprawy. Można alternatywnie wrzucać muzykę z poziomu odtwarzacza. No właśnie, odtwarzacza… Odtwarzacz VOX bardzo lubię, w obecnej wersji działa bardzo dobrze, oferuje integrację z SoundCloud, pozwala na obsługę dowolnego materiału lokalnie oraz zdalnie z serwera (w tym omawianego Loopa) oraz integrację z bibliotekami iTunes. Do tego scroblowanie z Last.FM oraz rozgłośnie internetowe. I tu niestety muszę się przyczepić – rozumiem mechanizm płatności w aplikacji, dodatkowe funkcjonalności, ale tak jak mogę zapłacić te 5$ miesięcznie za audio chmurę (50 za rok z góry, jak ktoś ma ochotę), to jakoś nie widzę uzasadnienia dla płacenia takiej sumy za odblokowanie rozgłośni internetowych. To jest wszędzie oferowane za darmo, a tu trzeba za to płacić. Jedyne, co mogłoby uzasadniać takie działanie to jakiś bardzo usystematyzowany, uporządkowany dostęp do rozgłośni oferujących najlepszą jakość streamingu, z jakimiś unikalnymi perełkami (które w morzu strumieni trudno odkryć, znaleźć). Cóż, widać developer szuka możliwości zarobienia dodatkowych paru groszy. Jego prawo, ale ja z tego nie skorzystam raczej, właśnie z wyżej wymienionych powodów. Moża grać tylko z Maka, mobilne platformy to także tylko i wyłącznie iOS – spore ograniczenie, ale developer ma pracować nad wersją dla Androida. Niestety o Windows Phone można na razie zapomnieć (może nowa dziesiątka przyniesie przełom, tzn. będzie można bez problemu korzystać z portów androidowych, poza tym wobec syntezy Windowsa na wszystkich platformach odpalimy dowolną usługę, odtwarzacz na microsoftowym telefonie). LOOP to nie jedyna, gorąca nowość w zakresie dostępu do muzyki. Za moment możecie spodziewać się opisu kolejnej, bardzo interesującej, wręcz rewolucyjnej usługi streamingowej. Czegoś co wszystko łączy i mam tu na myśli nie tylko różne strumienie (serwisy), ale także daje w pełni multiplaformowe możliwości, świetnie integruje nasz domowy sprzęt audio (ten z siecią). O czym mówię? Ano o czymś, co nazwano Roon. Dzieje się, oj dzieje w tym stramingu i trudno się dziwić. To, jak wspomniałem, teraźniejszość i przyszłość rynku, całej branży. Wspomniany Roon to coś, co niektórzy zdążyli już okrzyknąć absolutną rewelacją(lucją), następcą LMS (Logitech Media Serwer – który, dzięki po pośmiertnemu rozwojowi, wsparciu ogromnej rzeszy użytkowników, przeżywa obecnie „drugą młodość” vide oprogramowanie dla wyspecjalizowanych komputerów audio, setkach pluginów, dodatków jakie można uruchomić na tej platformie), czymś co całościowo rozwiązuje problem dostępu do muzyki. Na wyrost te zachwyty? Cóż, zobaczymy. Na razie rzecz testuję, podobnie jak LOOPa, z którego już raczej nie zrezygnuję, bo jak wspomniałem powyżej, idea prywatnej, osobistej audio chmurki, zintegrowanej z dobrym oprogramowaniem odtwarzającym dźwięk to dokładnie to, czego potrzebuję. Poniżej zrzuty z aplikacji mobilnych oraz komputera prezentujące opisaną usługę oraz software…

 

» Czytaj dalej

Spotify idzie w stronę YouTube. Wideo, podcasty i inne nowości…

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Spotify

Wczorajsza konferencja CEO najpopularniejszego serwisu streamingowego audio przyniosła kilka ciekawych informacji, nieco zaskakujących, choć jakby się zastanowić to faktycznie, największym obecnie konkurentem dla Spotify nie jest Apple (które, wydaje mi się tematu w ogóle „nie czuje”), a wspomniany w tytule YouTube. To właśnie google’owy serwis wideo jest w tej chwili najpopularniejszym medium strumieniującym muzykę (pod postacią klipów, jak i bez) na ziemi. To wymowne, stąd właśnie serwisy wideo, podcasty, rzeczy często słabo, albo w ogóle nie związane z muzyką. Szwedzi chcą stworzyć największy serwis streamingowy i na ich drodze stoi nie Apple, a Google właśnie. Integracja z Songza (playlisty) to w kontekście nowości wcale nie najważniejszy element nowego Spotify. Tym, co ma przyciągnąć nowych użytkowników ma być Kapsuła Wideo (Video Capsule), serwis grupujący wielu internetowych oraz tradycyjnych dostawców treści multimedialnych. Ich lista prezentuje się następująco:

  • ABC
  • Adult Swim
  • BBC
  • Comedy Central
  • E!
  • ESPN
  • Fusion
  • Maker Studios
  • MTV
  • NBC
  • RadioLab
  • Slate
  • TED
  • TWiT
  • Vice News
  • WNYC

Jak widać, na starcie, zaoferowano dość szeroki wybór obejmujący wiele treści – od tych rozrywkowych, po newsy, filmy oraz kanały tematyczne. Kto wie, czy takie, szerokie podejście, nie jest kluczem do sukcesu, czymś co (podobno) bardzo chce wprowadzić Apple. Google wystartował ze swoim Google TV parę lat temu, ponosząc spektakularną porażkę, obecnie koncentruje się na rozwoju swoich usług internetowych, nie chcąc zastąpić YouTuba, który po prostu radzi sobie wyśmienicie. Chromecast jest dobrym, bo tanim rozwiązaniem, zyskał sporą popularność, nie jest powiązany z żadnymi abonamentami, producentami AV i jako samodzielny produkt, grupujący to co oferuje Google wraz z partnerami w zakresie rozrywki z Internetu, zdaje egzamin. Co prawda właśnie pojawiają się pierwsze odbiorniki wyposażone w Androida, ale wg. mnie nie jest to coś, co ma szanse odnieść spektakularny sukces. Wielu próbowało i się sparzyło, samo SmartTV jest w obecnej formie dalekie od doskonałości i zdaje się, że właśnie tanie przystawki w rodzaju Chromecasta czy AppleTV mogą znaleźć zainteresowanie wśród konsumentów. To jedna strona medalu. Druga to właśnie usługi streamignowe, rozumiane nie jako pojedyncze serwisy a całościowe rozwiązanie, platformy cyfrowe, tyle że nie telewizyjne a internetowe właśnie. Tutaj mamy właściwie terra incognita, nikt nie odniósł na tym polu sukcesu, bo nikt na razie nie stworzył czegoś, co zdobyłoby uznanie, takie jak wcześniej iTunes, obecnie YouTube, jak (na polu portali społecznościowych) Facebook. Będziemy w najbliższych miesiącach obserwować zażartą walkę o klienta, próbę opanowania tego, potencjalnie niezwykle lukratywnego, rynku przez największych (co wcale nie oznacza, że takie Spotify nie ma szans – wręcz przeciwnie). Złamanie schematu dystrybucji treści opartego na zlokalizowanych premierach, licznych ograniczeniach (prawa, licencje), otworzenie ogólnie dostępnego, globalnego kanału dystrybucyjnego to marzenie wielu potentatów z branży. Dla nas istotne jest to, że w końcu w niebyt odejdą opóźnione premiery, brak dostępności, jakiś praw, ograniczenia regionalne… wreszcie zdechną głupie ograniczenia, co uzdrowi sytuację i pozwoli na normalne korzystanie z dóbr kultury.

Odnośnie muzyki obserwujemy specjalizację: Tidal to ekskluzywne materiały, koncerty, premiery wraz z teledyskami oraz usługami społecznościowymi ściśle powiązanymi z audio, w lepszej jakości dźwięku (bezstratna kompresja), Rdio czy Pandora to spersonalizowane serwisy radiowe, z systemami rekomendacji muzycznych (nie zapominajmy tutaj o last.fm), a Spotify ma być takim serwisem multimedialnym, uniwersalnym (choć nadal mocno stawiającym na oferowanie muzyki z sieci), odpowiednikiem YouTube, który obecnie także przechodzi metamorfozę (wprowadzanie kanałów płatnych). Rzecz jasna nie można pominąć Apple, które przygotowuje wielką premierę na czerwcową konferencję WWDC. Pytanie tylko, czy firma faktycznie stanie na wysokości zadania – szczerze w to powątpiewam, bo co jak co, ale w Internecie akurat idzie Jabłcu kiepsko. Niesławny Ping, mobile.me i wiele innych projektów, niewypałów, każą poważnie się zastanowić, czy ta firma jest w stanie poradzić sobie z wyzwaniem przed jakim stroi, tj. transformacji iTunes w coś nowego. To, co się wyrabia na polu iCloud, problemów z usługami chmurowymi jakie od jakiegoś czasu trapią użytkowników produktów Apple nie wróżą niczego dobrego. Beats Music, które miało stać się forpocztą zmian, właściwie leży, to samo można powiedzieć o iTunes Radio. iTunes Match („przeniesienie” swoich muzycznych zbiorów do chmury z ich porównaniem i integracją z tym, co oferuje Apple w kramiku) to coś, o czym mało kto słyszał. Można by tak jeszcze długo. Powracając zaś do Spotify, nowe otwarcie niewątpliwie jest potrzebne, bo konkurencja na polu usług streamingowych będzie mordercza – w końcu to właśnie to zastąpi dotychczasowe formy dystrybucji cyfrowych treści, nikt nie ma co do tego wątpliwości. Zobaczymy, czy Szwedom uda się zaskarbić przychylność użytkowników, czy wzrośnie liczba płatnych subskrybcji, bo to obecnie wydaje się głównym wyzwaniem. Trochę szkoda, że nie wprowadzono czegoś na kształt Spotify „Elite” z serwisem oferującym lepszą jakość muzyki, jednak z drugiej strony może faktycznie nie ma sensu na konkurowanie w tym aspekcie z jw. wyspecjalizowanym Tidalem, któremu i tak wyrasta alternatywa pod postacią Deezer Elite (na razie na wyłączność w partnerstwie z Sonosem) oraz Qobuza. Są jeszcze wyspecjalizowane chmury (wspominałem ostatnio o Loopie), oferowane dla miłośników lepszej jakości dźwięku (strumieniowanie własnych hi-resów ze zdalnych serwerów). Grunt, żeby się kręciło i żebyśmy z jednej strony mieli wybór, ale także na tyle mocnych graczy, żeby jakość oferowanego produktu stała na odpowiednio wysokim poziomie. Poniżej klip opisujący wprowadzone w serwisie zmiany, nowości.

Wielka gra o płatne subskrypcje właśnie się rozpoczęła…

» Czytaj dalej

Chcesz strumieniować swoje hi-resy? Oto rozwiązanie! VOX z Loop’em

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
LOOP

VOX to jeden z najfajniejszych, darmowych odtwarzaczy dla MacOS X, software który co prawda nie ma tych wszystkich możliwości co taka Amarra, Fidelia czy Pure Music, ale nie kosztuje 500 dolców (sic!) jak co poniektóre, wymienione programy. Elegancka forma, bardzo dobry support, multiformatowość – oczywiście nie ma problemów z hi-resami, można taki materiał grać (za wyjątkiem DSD) to główne zalety tego niezwykle udanego playera. Od najnowszej wersji wprowadzono także coś, co – powiem szczerze – całkowicie załatwia problem strumieniowania gęstych plików w dowolnej lokalizacji. Chodzi tutaj o usługę chmurową, bez limitu na upload, nazwaną LOOP. Wystarczy wykupić dostęp i można strumieniować do woli, a przynajmniej na tyle na ile nam limit GB w abonamencie pozwoli. Moim zdaniem następnym krokiem będzie wprowadzenie do ofert operatorów takiego łączonego produktu pod postacią dostępu do serwisu premium (multimedia) bez limitów na transfer. To już się od jakiegoś czasu dzieje, ale jeszcze nie dotyczy bezkompromisowej jakości audio/wideo. Do czasu…

Wracając do Loopa, szczegółowe informacje znajdziecie pod tym adresem, warto zwrócić uwagę na to:

  

 

…jak widać, nie ma ten Loop na razie odpowiedników na rynku, choć (co jest ograniczeniem oczywistym) rzecz występuje tylko pod postacią strawną dla jabłkolubów (MacOS / iOS). Tak czy inaczej, jak ktoś ma iPada (tutaj można spokojnie grać 24/96, sprzęt oferuje takie możliwości) i chce odtwarzać materiał audio hi-res to przez dwa tygodnie może sobie rzeczoną usługę przetestować. Płacimy za dostęp i nie jesteśmy w żaden sposób ograniczani ilością miejsca. Co to oznacza w praktyce? Ano to, że możemy PO RAZ PIERWSZY PRZENIEŚĆ CAŁĄ NASZĄ BIBLIOTEKĘ HI-RESÓW DO CHMURY I MIEĆ DO NIEJ DOSTĘP WSZĘDZIE, GDZIE TYLKO PRZYJDZIE NAM NA TO OCHOTA. Bez płacenia za dodatkowe gigabajty, bez ograniczeń liczby utworów (vide 20 tysięcy w iTunes Match), bez żadnych ograniczeń, elastycznie (o czym poniżej). Bardzo kusząca propozycja! Możemy zawiadywać naszą kolekcją, ściągać do trybu offline, streamingować, wszystko w jakości 24kHz /192bit.

Ile to kosztuje? Stosunkowo niewiele, bo 5$ za miesiąc (nie ma w takiej opcji abonamentu, po prostu płacimy za miesięczny dostęp do usługi). No właśnie, najlepsze jest to, że można wykupić sobie dostęp miesięczny, możemy korzystać elastycznie, co jest o tyle ważne, że dla wielu taka usługa będzie idealnym rozwiązaniem w przypadku dłuższych wyjazdów, wakacyjnych wypadów, kiedy za te wspomniane 5$ będzie można słuchać muzyki w bezkompromisowej jakości. Wystarczy iPhone lub iPad z dostępem do 3G/4G lub i Makówka i już będzie można sobie strumieniować hi-resy bez żadnych ograniczeń. Obecnie standardem u operatorów staje się 3-5GB, prepaidowe usługi są tanie, nie płacimy wiele za dodatkowe gigabajty, choć jak wspomniałem, ideałem będzie brak limitów w ramach jakiegoś łączonego produktu operator-usługodawca serwisu. Już niebawem czegoś takiego na dużą skalę się doczekamy. Na marginesie DAPy będą musiały zostać wyposażone w moduły komórkowe, szczególnie te najdroższe, bo ludzie będą chcieli korzystać z Tidalów, Loopów i tym podobnych usług, nie musząc przejmować się zawsze niewystarczającą ilością miejsca na wbudowanej w odtwarzacz pamięci. To także ogromna wygoda, bo nie ma konieczności podłączania grajka do komputera, przerzucania danych, co zajmuje czas, co jest po prostu upierdliwe.

Kończąc, VOX przeistoczył się z niewielkiego odtwarzacza audio w coś, co może konkurować z każdym, dostępnym obecnie dla Maca odtwarzaczem muzycznym. Jest świetnie zaprojektowany, ma spore możliwości (dostęp do SoundCloud, rozgłośni internetowych, integracja z Last.FM, sterowanie makiem z poziomu handheldów oraz za pomocą pilota itd itp). To naprawdę świetny soft i szczerze polecam, powiem szczerze, że zrezygnowałem z użytkowania innych odtwarzaczy, w tym wiernie mi towarzyszącego Decibela (nie jest najlepszy, wręcz przeciwnie, ale się do tego oprogramowania zwyczajnie przyzwyczaiłem). Mocno zastanawiam się czy sobie muzyki w gęstych plikach nie przenieść do tej chmury, kosztuje to rocznie 50$ – c.a 180 złotych. Względnie, alternatywnie płacić te wspomniane 5$ za miesiąc, wtedy gdy jest mi to potrzebne (pamiętajmy, że trzeba wprowadzić naszą kolekcję na nowo, dla kogoś kto korzysta okazjonalnie nie będzie to stanowić problemu).

» Czytaj dalej

Ciekawostka – nowy Macbook: terminal, czyli to czego (większość) potrzebuje

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
MacBook_9

Niczego na dzień dobry nie podłączysz, mocy tutaj jest tyle co w komputerze sprzed czterech lat (wydajność na poziomie MB Air AD 2011), bez sieci ten sprzęt nie ma po prostu żadnego sensu, żadnego uzasadnienia. Tak, taki jest nowy MacBook, który Apple buńczucznie obwołało rewolucją, zdefiniowaniem komputera mobilnego na nowo, czymś co zastąpi znane nam obecnie laptopy. Wiele w tym sprzęcie ograniczeń, ale według mnie faktycznie sadownicy znowu mają nosa i ten dziwny, filigranowy (jego lekkość, forma kojarzy mi się z „niepoważnymi” netbookami, obecnie chromebookami – to ta sama idea, tylko dojrzalsza, sensowniejsza, niestety dla twórców, producentów „googlebooków” Apple potrafi sprzedawać komputery, inni wyraźnie mają z tym problem) komputerek może być zapowiedzią ostatniego pokolenia sprzętu prezentującego (jeszcze) klasyczną formę, wyposażonego w ekhmm… komputerowy system operacyjny. W dobie integracji, zapowiedzi końca rozwijania tradycyjnych OS dla sprzętu komputerowego (vide ostatnie zapowiedzi Microsoftu dotyczące Windowsa), przeniesienia obliczeń do chmury, zdalnego korzystania z usług, szerokiego wprowadzenia wirtualizacji, to co prezentuje nowy MacBook zdaje się wpisywać w przyszłość „computingu”, idealnie wpisywać.

W 2008 roku na rynku debiutował MacBook Air. Jeden port, niespotykana wcześniej forma – lekkość, mobilność, długi czas działania na baterii i (wtedy, w momencie premiery) bardzo wysoka cena. Nowy MacBook może powtórzyć sukces MBA, stać się początkiem kolejnej (i chyba ostatniej) ewolucji komputerów mobilnych. I tak jak Air stał się protoplastą wszystkich ultrabooków, które z czasem stały się dominującą formą wśród mobilnych PC, tak nowy MB stanie się wzorcem dla maszyn będących w zasadzie terminalami, w których duża część oprogramowania będzie odpalana zdalnie, gdzie będziemy płacić za dostęp, nie za licencję, program, a właśnie za dostęp do danej funkcjonalności. To już się dzieje w każdej dziedzinie dystrybucji software, dystrybucji multimediów, to trend który całkowicie przeobraża zapotrzebowanie na moc, na określone wyposażenie po stronie użytkownika. Wirtualizacja, bezprzewodowość rozumiana jako całkowite wyrugowanie przewodów łączących urządzenia, akcesoria, korzystanie z wielu współdziałających, w pełni zsynchronizowanych urządzeń komputerowych (od smartwatcha począwszy) wymusza całkowite przeorientowanie odnośnie specyfikacji, formy i nowy MacBook jest wg. mnie kwintesencją tego, co się w obecnym i przyszłym „computingu” dzieje. To jest dokładnie to, czego ludzie już teraz i zaraz będą potrzebować, oczekiwać od sprzętu komputerowego.

Jestem piernikiem, konserwatystą, nowy MB mnie irytuje, ale jestem i będę w mniejszości i nie mam racji. To, że nie mogę nic na dzień dobry podpiąć pod komputer to po pierwsze mało istotne ograniczenie dla większości współczesnych użytkowników sprzętu komputerowego, po drugie z czasem (klasyczne, czy konserwatywne nastawienie) to się zmieni i tak jak nikomu nie przeszkadza jeden port w iPadzie, czy iPhone, tak i tutaj nowy MB znajdzie wielu naśladowców …zresztą dzisiaj ultrabooki to dwa-trzy porty, jakiś slot i już. Będzie tego mniej, bo więcej to coś, z czego coraz rzadziej korzystamy, poza tym obecne porty, sloty są dla coraz cieńszych komputerów za duże. Dane będziemy trzymać w chmurach, będą dostępne zawsze (online) i w sumie tylko jedna rzecz mi tutaj w nowym MB nie zgadza się z zaprezentowaną powyżej wizją… gdzie, do cholery, podział się slot dla karty SIM. Pewnie dadzą to w wersji late 2016. Jak to u Apple bywa. Wkurza mnie klawiatura, która kojarzy mi się ze znienawidzonymi ultrapłaskimi klawkami, bez wyraźnego feedbacku, bez skoku. Ale to znowu pewnie kwestia przyzwyczajeń, mojego negatywnego nastawienia. Mechanizm motylkowy zdaje się najlepszym kompromisem w kwestii formy (super cienki, super lekki), przy zachowaniu wygody korzystania z tradycyjnego interfejsu. Przy czym dzisiaj króluje krótka forma – kto by tam sobie zawracał głowę pisaniem, wystarczy tweet, dwa zdania na fb, krótki komentarz, okraszony infantylną emotką. Zmienia się sposób komunikacji i tak naprawdę może się okazać, że dla wielu asystent typu Cortana czy Siri będzie pozwalał na całkowitą rezygnację z klawiatury. Wystarczy coś podyktować, skorzystać z gotowca i już, w myśl złotej zasady –  ”po co się przemęczać”. Klawiatura najmniej przypadła mi do gustu, jest (dla mnie) za twarda, ale jak wyżej, to kwestia osobistych preferencji, doświadczeń i (może przede wszystkim) potrzeb.

Gładzik z technologią ForceTouch jest świetny, ekran też jest świetny, oba te rozwiązania pozwalają na lepszą interakcję z komputerem, mają wpływ na komfort oraz na to w jaki sposób możemy obsługiwać nasz nowy terminal. To jest coś, co w oczywisty sposób skraca dystans (ForceTouch) i ułatwia posługiwanie się sprzętem w najbardziej intuicyjny, łatwy do opanowania sposób. Jedną z wielkich korzyści w przypadku MacOSa są gesty, dzięki nowym rozwiązaniom będzie (jeszcze) lepiej. W to nie wątpię i widzę ogromny potencjał, natomiast nie jestem wcale pewien, czy ten cały MacOS nie odejdzie niebawem w niebyt, w tym sensie, że przekształci się w system hybrydowy, który będzie w dużej mierze opierał się na wspomnianych rozwiązaniach zdalnych, na wirtualizacji procesów… Pytanie – po co w takim komputerze szybkie GPU i szybki procesor, gdy w ramach obecnych już na rynku technologii można będzie odpalić każdą wymagającą dużej mocy aplikację na zdalnym serwerze, albo urządzeniu współpracującym (konsole wszelkiej maści)? Zdziwię się, jeżeli nowe AppleTV nie będzie multimedialno-konsolowym hubem – pamiętajmy, na rynku zaraz pojawi się Windowsa 10 integrujący świat konsolowej rozrywki z pecetem (Xbox One -> PC). Core M nie jest stworzony do poważnej pracy, ale ta poważna praca to margines w przypadku typowego, domowo-biurowego użytkowania komputera. Inaczej – to że nowy MacBook to taki iPad z klawiaturą (wystarczy uświadomić sobie, ze płytka z układami zajmuje ok. 5% powierzchni obudowy), nie stanowi problemu dla większości osób, do których adresowany jest ten sprzęt. Zwyczajnie, niczego więcej nie potrzebują. Przy czym nie zapominajmy, że podstawowa konfiguracja z 8GB pamięci RAM oraz 256GB super szybkim dyskiem SSD (na szynie pci-e) to gwarancja zachowania odpowiedniej wydajności – tutaj nie ma się po prostu do czego przyczepić.

Pasywne chłodzenie to niewątpliwie atut, choć w tym konkretnie wypadku komputer (niestety) potrafi zaskoczyć in minus, grzejąc się konkretnie (gdy się go intensywnie wykorzystuje, gdy włącza się Turbo Boost). W takiej sytuacji, dolna część Maca staje się gorąca, nie ciepła, a gorąca właśnie. Nie ma to wpływu na działanie komputera, negatywnego wpływu, ale od strony wygody nie prezentuje się dobrze. Kto wie, może Apple będzie musiało wprowadzić zmodyfikowane EFI pod kątem termiki? Zobaczymy. Można mieć pewne wątpliwości, czy wiele odpalonych aplikacji (z Safari z wieloma zakładkami na czele) z równoczesnym transferem plików przez sieć, równoczesnym słuchaniem muzyki nie spowoduje czasami opisanej powyżej sytuacji – sprawdzę to jeszcze dokładniej i podzielę się doświadczeniami.

Na koniec tych pobieżnych obserwacji, kwestia wykorzystania nowego MB w roli komputera do audio. Nie ma tutaj klasycznego portu USB, nie ma nawet optycznego wyjścia (!) dla dźwięku. Słabo. Z drugiej strony, jak wspominałem nie raz na portalu, dzisiaj coraz częściej pozbywamy się drutów, kabli znaczy się i nowy MB to kwintesencja tego trendu. Nie ma przewodów, bo strumieniujemy (z takiego Tidala, względnie lokalnie z NASa), a następnie wykorzystując transfer przez BT (słuchawki, takie jak przetestowane Sennheisery Momentum Wireless), albo AirPlay’a odtwarzamy dźwięk na naszym zestawie stereo. Dzisiaj coraz częściej przetworniki C/A wyposażane są w moduły bezprzewodowe, odtwarzacze strumieniowe z definicji gotowe są na bezprzewodowy transfer ze źródeł komputerowych itd. itp. Innymi słowy te ograniczenia (pozostają i dla niektórych mogą być istotne) niekoniecznie przekreślają nowego MB w roli źródła audio. Po prostu tutaj się strumieniuje, a nie przesyła bity po kablu. Przejściówki, adaptery to zawsze niewiadoma odnośnie poprawności transferu, kolejne, zbędne ogniwo, podłączanie MB kablem USB może być więc problematyczne. Tak, tylko po co zaprzątać sobie głowę kablami… chyba, że jednak uznamy, że jakość płyty CDA (to zazwyczaj maksimum odnośnie strumieniowania po WiFi vide AirPlay, możliwości oferowane przez BT i ogólnie to, co dzisiaj spotykamy na rynku w tym zakresie) nie jest dla nas wystarczającaStrumieniowanie w jakości hi-res, szczególnie powyżej 24/96 wymaga w przeważającej większości przypadków zastosowania kabla. No, ale Apple pozostaje wierne AAC 256kbps, Mastered for iTunes jest generalnie w porządku, to jednak nadal dokładnie takie (kompresja stratna), a nie inne parametry dźwięku, więc w sumie nie ma o co kruszyć kopii… prawda? ;-) Streaming bezstratny to też maksymalnie 1411kbps i nie zanosi się, że poza niszowymi usługami, coś się w tej materii zmieni. Może, w co powątpiewam, czymś zaskoczą w czerwcu na WWDC (premiera serwisu streamingowego), ale patrząc na to w jakim kierunku podążą firma, hi-resy w kramiku, czy w strumieniu to chyba nie ten adres. Podsumowując, ma ten nowy MB spore ograniczenia w interesującym nas najmocniej zakresie, jednak dla kogoś, kto go sobie sparuje z sieciowym sprzętem audio via AirPlay, podłączy bezprzewodowo słuchawki klasy Momentum, nie będzie to stanowiło problemu. Jakościowo będzie satysfakcjonująco, no i ta wygoda…

» Czytaj dalej