No proszę, to by było coś, ciekawa alternatywa dla jabłkowego iWorks, które na razie nie ma alternatywy na App Store (jest parę innych aplikacji tego typu, ale są one dość kiepskie). Z całą pewnością użytkownikom tabletu Apple przyda się bardzo w pełni funkcjonalny (inaczej: oby nie nazbyt okrojony) Excel. Arkusz kalkulacyjny Numbers jest całkiem niezły, ale jednak ma pewne trudne do obejścia ograniczenia i wspomniany powyżej software z Redomond bardzo by się przydał. Niektórzy zapytają – po co w ten sposób wspierać konkurencję? To błędne myślenie, bo poza oczywistą korzyścią związaną z wprowadzeniem swojego sztandarowego produktu do urządzenia, które ma 80% udziałów w rynku, dodatkowo MS zachęca nabywcę do zakupu własnych rozwiązań, nawet jeżeli nie związanych z hardware, to na pewno własnego oprogramowania (OS oraz pakiet biurowy dla PC z opcją BootCamp dla jabłkolubów). Warto przypomnieć, że Microsoft przykładowo zarabia na każdym sprzedanym egzemplarzu urządzenia z zainstalowanym Androidem. Dodatkowo wprowadzenie pakietu do sklepu dla handheldów uprawdopodabnia najnowsza wersja dla Makówek, zgodna z najnowszym, iOSowym MacOSem – Lionem. Niebawem oprogramowanie będzie dostępne w Mac App Store. Czekamy zatem z niecierpliwością na wersję dla iPada…
Sprzęt ma trafić na rynek w pierwszym kwartale 2012 roku, a więc już niebawem. Widać, że firmom spieszy się aby zaprezentować swoje urządzenia jak najszybciej, co nie dziwi zważywszy na dwie rzeczy – po pierwsze jest już dostępny bardzo chwalony Ice Cream Sandwitch, dzięki któremu androidowe, dotykowe płytki wyraźnie zyskują, po drugie na horyzoncie majaczy już iPad 3, którego warto uprzedzić, wypuszczając sprzęt przed kwietniem (hipotetyczna data premiery). Kluczową sprawą jest kwestia ceny, a ta ma być w przypadku najnowszych tabletów z czterordzeniową Tegrą niezwykle atrakcyjna. Za model podstawowy mamy zapłacić 459 dolarów, model bardziej rozbudowany będzie dostępny w cenie 599$. Mówimy tutaj o bardzo szybkich, wielozadaniowych urządzeniach, które sprawdzą się w wielu zastosowaniach, a nie prostych modelach, które nie są aż tak rozbudowane ( jak amazonowy Fire, czy Nook). Obie firmy są zdeterminowane, aby powalczyć w tym segmencie ze wspomnianym Amazonem oraz Apple. Na razie ich udziały są bardzo niewielkie.
O czym ten facet pisze do diabła? Pięć cali to umowna granica miedzy „jestem smartfonem” a „jestem już tabletem”. Właściwie trudno sklasyfikować takiego Samsunga Note, bo to ani telefon, ani nie tablet. Kiedyś, kiedy niektórzy z uporem maniaka próbowali zrobić windowsowego (w sensie że z Windowsem XP) smartfona, na takie różne dziwa mówiło się „MID”. Gdyby jeden producent zdecydował się na taki krok, to znaczy wprowadził na rynek nietypowe urządzenie, nikt by się pewnie tym nie przejął. Wygląda jednak na to, że inni postanowili iść w ślady Koreańczyków i niebawem do sklepów trafi podobny sprzęt wyprodukowany przez chińskie Lenovo. Dwa rdzenie, Android (nie wiadomo jaki, być może od razu ICS). Do tego mincroUSB, mini HDMI oraz pojemnościowe przyciski funkcyjne… tak to wygląda. Ok, prekursorem był Dell Streak, którego nikt nie brał serio. Być może to był błąd? Dwie duże firmy uważają, że znajdą się chętni do zakupu sprzętu pośredniego, który od biedy można by zaklasyfikować jako PMP (odtwarzacz osobisty), gdyby nie możliwość wykonywania połączeń telefonicznych (vide Note, nie wiadomo czy tak samo będzie w przypadku omawianego sprzętu). Jeżeli ktoś chce być na siłę oryginalny, to sugerujemy coś w rozmiarze 6 cali (jakoś wszyscy omijają szóstkę). Jeszcze tylko niech branża odzieżowa podejmie wyzwanie… kto powiedział, że kieszeń ma być mała? Niech będzie fest, żeby się te dotykowe płytki pomieściły.
Ta liczba w jednoznaczny sposób pokazuje kto dzisiaj rozdaje w tym biznesie karty. Praktycznie cały ruch generowany jest przez dwie generacje urządzeń z logo jabłuszka na obudowie. Co prawda udział na rynku jest mniejszy, wynosi obecnie 75% i powoli się obniża, jednak to właśnie iPad dominuje i nic tego stanu rzeczy w najbliższym czasie nie zmieni. Co więcej w Stanach (tytułowe 88% przypada na cały świat) iPad odpowiada za 96% ruchu w sieci generowanego przez tablety. Innymi słowy można powiedzieć że Amerykanie korzystają tylko i wyłącznie ze sprzętu marki Apple, pozostałe urządzenia to nisza. To zestawienie jest o tyle ważne, że pozwala zorientować się w realnej sprzedaży androidowych, dotykowych płytek. Andy Rubin z Google niedawno mówił o 6 milionach tabletów z Androidem, co jest liczbą niewielką w porównaniu z 40mln iPadów, dodatkowo są to urządzenia wysłane do sklepów, a nie sprzedane. Właśnie ruch w sieci pokazuje jak to faktycznie wygląda, to znaczy ilu użytkowników korzysta z danej platformy. Jak widać, na razie, w przypadku Androida jest bardzo skromniutko, dominacja Apple w tym segmencie rynku wydaje się na razie niezagrożona.
Nie zawsze najpopularniejszy znaczy dobrze. W tym wypadku gwałtowny przyrost użytkowników, stale rosnąca popularność Androida, który od wielu miesięcy utrzymuje się na miejscu lidera wśród systemów mobilnych, powoduje jednocześnie niepokojący wzrost różnego rodzaju szkodliwego oprogramowania oraz spamu (aplikacji, których jedynym celem jest zalanie nas irytującymi reklamami). Malware staje się sporym problemem dla użytkowników mobilnego OS Google. Aż 55% aplikacji, które zawierają kod szpiegujący, wysyła w tle informacje do spamerów, do tego dochodzą tysiące sms-ów z niechcianą treścią. W przypadku tych ostatnich chodzi tutaj m.in. o trojany, nabijające rachunek, niezwykle niebezpieczne, dobrze znane polskim użytkownikom każdej mobilnej platformy. To problem szerszy (jak widać) choć wiele zagrożeń dotyka osób korzystających na co dzień z Androida. Przyczyną tego stanu rzeczy jest brak weryfikacji oprogramowania w Markecie oraz dziesiątki tysięcy aplikacji, które są udostępnione obok oficjalnego kanału dystrybucji. To wszystko powoduje wręcz dramatyczny rozrost niechcianego oprogramowania, jak podają najnowsze badania od lipca br zanotowano aż 472% wzrost tego typu aplikacji (zawierających mechanizmy szpiegujące, spamujące etc). Poza wspomnianymi wadami dotyczącymi sposobu dystrybucji i braku wersyfikacji, dochodzi jeszcze fragmentacja systemu – ocenia się, że aż 90% smartfonów z Androidem narażonych jest na szpiegowanie i różnego rodzaju ataki! To pokazuje skalę problemu. Właściwie każdy producent nie nadąża z łataniem i aktualizowaniem swoich produktów, dotyczy to nawet najnowszych modeli, nie mówiąc już o starszych handheldach, które będą przez długi czas „psuć” statystki Google`owi. Niestety zwolennicy wolności kodu, braku restrykcji muszą przyznać, że model wypracowany przez Apple sprawdza się bez porównania lepiej. W tym przypadku developerzy wiedzą, że czeka ich krótka piłka ze strony producenta sprzętu – w najlepszym wypadku odrzucenie danej aplikacji, w najgorszym stały ban i brak możliwości zarabiania w ramach App Store. Oczywiście istnieje alternatywa w postaci drugiego obiegu (po jailbreak`u) , jednak użytkownik decydujący się na złamanie zabezpieczeń, rezygnuje jednocześnie z bezpieczeństwa jakie oferuje oficjalny kanał dystrybucji. Niestety nie ma widoków, aby ten trend się zmienił, aby udało się powstrzymać zalew niechcianego oprogramowania w przypadku Androida. Analitycy radzą użytkownikom, aby pomyśleli za w czasu o antywirusowym oprogramowaniu dla swojego handhelda. Rzecz jasna można na to patrzeć przez pryzmat lobbingu firm zajmujących się ochroną antywirusową, proponujących różnego rodzaju oprogramowanie oraz technologie zapobiegające niechcianemu oprogramowaniu. Niestety sami użytkownicy coraz częściej narzekają na zalew różnego rodzaju śmieci. Wygląda na to, że dodatkowa moc jaką dysponują nowe generacje androidowych urządzeń bardzo się przyda. Szkoda tylko, że będzie wykorzystana w tak bezproduktywny sposób…
Będzie to prawdopodobnie pierwszy model z natywnie zainstalowanym, najnowszym Androidem 4.0. Między producentami toczy się wyścig, kto pierwszy wprowadzi na rynek urządzenie wyposażone w najnowszą Tegrę (cztery rdzenie) oraz wspomnianego ICS-a. W tym wypadku mamy do czynienia z prawdziwą orgią cyferek – są cztery rdzenie, jest zegar 1.6GHz oraz aż 2GB pamięci DDR3 (1600MHz). Lenovo chce wyprzedzić Asusteka, który wprowadzi swojego Transformera 2 wcześniej, ale będzie on początkowo wyposażony w Androida 3.2, gdzieś w okolicach połowy grudnia doczeka się aktualizacji do ICS. Czasu więc zostało niemało, a inni też (podobno) w blokach startowych. Z innych ciekawostek, urządzenie otrzymało pełnowymiarowe USB, co miejmy nadzieję oznacza możliwość podpięcia wszystkiego co dusza zapragnie do tabletu, poza tym optyczny joystic, czytnik lini papilarnych, ultra cienka obudowa wykonana z jakiegoś superprzyjemnego w dotyku materiału. Premiera w Stanach prawdopodobnie za miesiąc (muszą się spieszyć), tak aby ubiec konkurentów i mieć gotowy (a nie prototypowy) produkt na CES 2011. Nie zapominajmy o Apple, które chyba też zaczyna odczuwać pewną presję (informowaliśmy o ewentualnej podwójnej premierze, najpierw zmodyfikowanego iPada 2, a następnie oczekiwanego iPada 3). Wyścig zatem trwa w najlepsze, zupełnie zmarginalizował do niedawna będącą w centrum uwagi rywalizację na herce między AMD a Intelem. Znak czasów…
Producenci tabletów raczej nie podkreślają w swoich materiałach sporych możliwości jakie drzemią w dotykowych płytkach dotyczących możliwości kontrolowania, sterowania całą domową elektroniką ze szczególnym uwzględnieniem systemu AV. Motorola wraz z jednym z lokalnych, amerykańskich operatorów kablowych właśnie w ten sposób reklamuje swój najnowszy tablet – to proste urządzenie wyposażone dość nietypowo w 6″ ekran dotykowy, działające pod kontrolą Androida 2.3. Generalnie sprzęt poza sterowaniem bezprzewodowo wyświetla obraz na ekranie HDTV. Chodzi zatem o integrację tego co trzymamy w ręce z dużym odbiornikiem telewizyjnym, coś, o czym mówi między innymi Panasonic promujący własne rozwiązania (tablet zintegrowany z VieraCast). Poza sterowaniem daje to nowe możliwości interakcji użytkownika z TV. Dzięki dotykowemu ekranowi, który pozwala na nawigowanie na HDTV można ominąć jeden z zasadniczych problemów jaki trapi nowoczesne, zintegrowane z Internetem telewizory – problem sterowania tymi wszystkimi, rozbudowanymi funkcjami, usługami. W przypadku Motoroli sprzęt może przykładowo nakładać interaktywną grafikę na to co wyświetla telewizor, a dzięki powiązaniu funkcji jakie oferuje oprogramowanie tabletu z tym, co otrzymuje użytkownik korzystający z nowoczesnej platformy cyfrowej (w tym wypadku kablowej) daje to nowe możliwości w zakresie aplikacji, usług interaktywnych, funkcji. Poza kablówką można wykorzystać tablet Corvair do sterowania pozostałym sprzętem za pomocą zamontowanego portu IR lub/i interfejsu Zigbee RF4CE (pytanie, gdzie się podział Android@Home?). To rozwiązanie wpisuje się w strategię Motoroli oraz Verizona, które to firmy dążą do zaoferowania klientom kompletnego systemu inteligentnego domostwa, opartego na własnych produktach/rozwiązaniach. Źródło słusznie wskazuje jedno, dość istotne ograniczenie – partner Motoroli pozwala na wykorzystanie pełni możliwości ograniczając jednocześnie dobór operatora, pobierając za to (być może) dodatkowe opłaty, wreszcie (sad but true) zazwyczaj oprogramowanie platformianych dekoderów jest obrzydliwie brzydkie, często niefunkcjonalne i prawie na 100% woooolne. W sumie nie jest to wina Motki, ale oferując taką integrację warto wymóc na partnerze odpowiednio wysoką jakość wsparcia, produktu jaki oferuje bo inaczej cała zabawa traci sens.
Wygląda na to, że tak. Szef Amazona uznał najwyraźniej, że 7 cali może w pewnych zastosowaniach być niewystarczające, więc kolejna generacja będzie wyposażona w większy wyświetlacz. Decyzja o wprowadzeniu modelu z 8.9 calowym ekranem wygląda całkiem sensownie. Od jakiegoś czasu mówi się, że to właśnie przedział 8~9 cali jest najlepszy dla tabletów, które mogą być lekkie, cienkie, poręczne, jednocześnie zapewniając odpowiednio długi czas działania na baterii i wystarczającą powierzchnię ekranu dla multimediów oraz www. Pytanie za 100 punktów brzmi – czy będzie to (nadal) tanie urządzenie, dużo tańsze od konkurencji. Zaprezentowany niedawno Kindle Fire kosztuje naprawdę niewiele. W porównaniu z konkurencją, Amazon chce połowę tego co androidowa konkurencja, nie wspominając iPada, który kosztuje 499 dolarów. Przy 199 dolarach, tablet staje się urządzeniem faktycznie na każdą kieszeń. Większy ekran, większa bateria, droższe podzespoły raczej przekreślają szansę na niską cenę. Zresztą nieoficjalnie mówi się o konkurencie dla nowego tabletu Apple z czterordzeniową Tegrą. Moim zdaniem, taki wariant jest dość problematyczny, patrząc na strategię Amazonu (sprzedajemy terminal dostępowy do naszych usług, czytaj sprzedajemy sprzęt TANIO). Jak faktycznie będzie, przekonamy się niebawem – firma planuje w najbliższym czasie kilka konferencji, na których zapewne usłyszymy o przyszłych produktach.