LogowanieZarejestruj się
News

Arya …moim zdaniem naj z ostatniego wypustu. TEST

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_1611

Do dychy było wszystko, to znaczy były Sundary, Anandy, były też nowe HE-6* w najnowszej odsłonie (SE) i tytułowe Arya …były. Wszystkie te słuchawki z najnowszego wypustu, wszystkie one będące sumą doświadczeń producenta ujętą w nausznikach AD 2018/2019. Wspominałem wcześniej, przy okazji testów wymienionych powyżej, że każda z przetestowanych słuchawek zasługuje na uwagę, że to konkretny krok naprzód w każdej dziedzinie: ergonomii, budowy, możliwości brzmieniowych, jakości wykonania. HiFiMAN upichcił produkty bardzo dobre, w swoich segmentach cenowych konkurujące z każdym, konkurujące z powodzeniem (szczególnie te najtańsze). No dobrze, ale jako że na rynek trafiły aż 4 różne modele w cenie do 10 tysięcy złotych, można pokusić się o pewne podsumowanie, będące jednocześnie w pełni subiektywnym rzecz jasna wyborem NAJLEPSZEJ opcji. Najlepszej brzmieniowo, żebyśmy dobrze się rozumieli, bo odnośnie wygody przykładowo, firma zaprojektowała swoją najnowszą generację na tyle dobrze, że… kupując najtańsze skorzystamy z niezwykle wygodnej, dopracowanej konstrukcji i nie będzie specjalnie odczuwalna wymiana na model 3-4 krotnie droższy. Tu osiągnięto wg. mnie pewne optimum, formę na tyle doskonałą, że zmiany jakie producent wprowadzi w przyszłości raczej będą kosmetyką, a nie odkrywaniem koła na nowo. Bo nie ma co tutaj odkrywać (w przypadku słuchawek wokółusznych).

Tytuł sugeruje kto tu wygrał i cóż, nie będzie niespodzianki, ale będzie treściwe uzasadnienie takiego werdyktu. Tak, ostatnie póki co, z przetestowanych HiFiMANów (czekamy jeszcze na obiecane 1kSE) są w moim odczuciu najlepsze, lepsze od 6SE (a był to mój cichy faworyt), znacznie ciekawsze od średniopółkowych Ananda i lepsze (ale bez żadnej ujmy, patrząc na cennik) od Sundara. To najlepsze co ma HiFiMAN w cenie do 10k. Te słuchawki oferują wg. mnie najlepszy miks cech, jakie kojarzymy z ortodynamikami, jednocześnie oferując coś jeszcze – uniwersalność, łatwość napędzenia, najlepszy na rynku (pojechałem, ale tak uważam) stosunek jakość/cena w swojej kategorii (high-end… płacąc więcej, przepłacacie). To słuchawki bliskie perfekcji, które pokonują moje LCD-3, pokonują z zapasem mniej więcej tak samo wycenione Mr Speakers Ether Flow 1 generacji (w obu wariantach… patrz nasz megatest na szczycie), ba pokonują dwójki, które jakoś kompletnie mi nie przypasowały. Pokonują wszystkie starsze HiFiMANy, w tym tysięczniki i to poniżej, ale niegdyś wysoko w cenniku (a dzisiaj często o 50% tańsze). Chcecie kupić flagowce w dobrej cenie, obniżonej w stosunku do tego, co wołano sezon temu i macie te 8k około, a właściwie to 7 około? To koniecznie, naprawdę koniecznie weźcie na tapetę Arya. Warto, żeby potem sobie nie pluć w brodę.

Te słuchawki oceniam jako poważnego konkurenta dla dużo droższych zawodników i to zarówno planarnych, jak i hybrydowych, czy najdroższych dynamików. Także zarówno Senki, Sony, ZMFy jak i Focale oraz orto spod znaku konkurencji jak Audeze (all), Finale (FADy), czy Meze nie mają w tym przedziale cenowym równorzędnego przeciwnika dla tytułowych. Fakt, nie słuchałem Meze Empyrean, stanowczo zbyt krótko słuchałem świetnych D8000, ale to wszystko liga 12-15k, nie ok. 7000 pln, także nie ma sensu się rozwodzić. W podanej cenie Arya są po prostu imo nie do pobicia. Biorąc pod uwagę ich właściwości, czy umiejętności zgrania się z prawie że dowolną elektroniką, bezproblemowe granie z jacków w kompach, przenośnych playerach właściwie tylko forma (otwarta) decyduje o – jednak – domowo~stacjonarnej prominencji. Przy czym, o ile nie robi to problemu postronnym, nie przeszkadza, czy w podróży, czy jeszcze lepiej w jakiejś głuszy, takie słuchawki to skarb pozwalający na oderwanie się od rzeczywistości (w podróży okey, w głuszy raczej mamy to w standardzie). Na razie są to najlepsze słuchawki HiFiMANa jakie dane mi było, także w kategoriach bezwzględnych (czyli, że najlepiej dopasowały się do moich upodobań, co nie oznacza, że droższe, czy dużo droższe nie są w czymś lepsze… no są, ale w tym co dla mnie istotne, nie dorównują Arya i tracą na wspomnianej uniwersalności). Ta uniwersalność to muzyka (po pierwsze, zawsze po pierwsze muzyka), po drugie to łatwość napędzenia, po trzecie to niewielkie wymagania od toru (ten naprawdę nie musi być za drugie tyle najmarniej, by słuchawki cieszyły ucho, bo potrafią z niedrogiego DAPa wyczarować taki dźwięk, że czapki z głów). Lubię takie produkty, produkty kompletne, bez „kantów”, takie bez dziury w całym, bez kompromisów (gdzieś tam), warte, po prostu warte wydanych nań pieniędzy. To wcale nie częsta sytuacja w branży, a w przypadku słuchawek (drogich) odrywamy się wraz z kolejnymi tysiącami od ziemi i wcale nie chodzi mi tu o doznania brzmieniowe.

Równolegle testowane były, choć Arya w sumie znacznie dłużej (mhm, właśnie dlatego). Te okrągłe muszle, nausznice to HE-6SE, a łezki wiadomo

Dobrze, czas to jakoś uzasadnić. Zapraszam…

* o pierwszej generacji HE-6 było porównawczo z LCD-kami 3 na łamach HDO tutaj i tu.

 Łezka

Forma, profil, geometria. Jedni mówią: pałąk. Mają rację. Pałąk do dupy, oznacza, że słuchawki jakie by nie były dobre, są bezużyteczne. Forma, profil, geometria. Muszle… ileż to różnych, przeróżnych konstrukcji, sposobów zamknięcia na uszach (no właśnie) przetworników – wiele szkół, wiele opcji. Muszla to nie tylko ergonomia, to nie tylko wygoda, to także położenie, umiejscowienie całego układu (przetwornika/ów) względem odbiornika (małżowina, aparat słuchu i te trzy szare na krzyż pod kopułą). Inni zatem mówią: muszle, a jeszcze inni dodają nieobojętne na uzyskany efekt dźwiękowy pady. Wszyscy mają rację, wszyscy mają swoje powody, by twierdzić, że coś decyduje. Moim zdaniem każdy element mierny, ze skazą, oznacza że słuchawki (coś, co inwazyjnie, bezpośrednio oddziaływuje na nasze ciało) nadają się wyłącznie do kosza. Dojrzałem. Kiedyś, jeszcze całkiem niedawno, starałem się bronić produktów, które mimo ewidentnych problemów w jednej z jw. kluczowych kwestii, czymś tam ujęły, jakoś zwróciły na siebie uwagę. Cóż, życie jest za krótkie, by zadowalać się czymś „prawie”. I nie chodzi mi tutaj o apoteozę konsumpcjonizmu, a właśnie jego antytezę… masz coś, co zadowala cię w pełni i nie odczuwasz potrzeby zmiany tego, co stanowi spełnienie, jest – DLA CIEBIE – doskonałe.

Nie wspomniałem? No wspomniałem o Premium Sound. Nie wspomniałem o klamocie. Z Master 11 Audio-gd grało też

Forma, profil, geometria. HiFiMAN zaczął od słuchawek za ciężkich, po prostu niewygodnych, takich, które mimo oczywistych zalet w zakresie brzmienia, miały oczywiste niedostatki w każdym innym zakresie. Każdym. Kolejna generacja niosła rewolucyjne zmiany, „użyciawiała” nauszniki tego producenta, w końcu można było używać ich bez „ale” (tak, kocham HE-400, ale te słuchawki są …cholernie nieżyciowe). Tylko, że to jeszcze nie było w pełni to. Bo nadal albo trudne (do napędzenia), albo kabel taki, że właściwie nie było innej opcji tylko zapłacić, wymienić (twarde, sztywne przewody, znowu – kompletnie nieżyciowe). Innymi słowy kierunek był słuszny, ale nadal sporo rzeczy wymagało udoskonalenia.

Hinduska linia jest zwieńczeniem procesu twórczego, udanym zwieńczeniem dodajmy. Arya zaś wśród tych nowych jest wg. mnie najdoskonalszym, bo właśnie bez utyskiwań, bez żadnych „ale” modelem, najdoskonalszym w całej dotychczasowej ofercie HiFiMANa. Nie jest problemem zrobić najlepsze słuchawki za kilkanaście, czy kilkadziesiąt tysięcy. Kiedy można wszystko i kiedy wszystko jest. Dużo poważniejszym wyzwaniem jest zrobić takie (słuchawki) w budżecie dużo, znacznie niższym, słuchawki drogie, ale nadal „masowe”, a nie absolutnie niszowe, będące bardziej wyrazem maksymalnych możliwości technologicznych bez liczenia się z rzeczywistością. No dobrze, już wiem, że gadam, gadam od rzeczy, gdzie ta cholerna łezka?

Trzy Amigas (przyjaciółki albo kochanki, jak kto woli ;-) ): HE-6SE (świetne), Ananda (dobre, ale…), Arya (najlepsze)

Ano łezka właśnie. Najdoskonalsza forma muszli z najdoskonalszą formą pałąka (tak, uważam że HiFiMAN zrobił to w obecnej generacji PERFEKCYJNIE, co oznacza tyle, że na moim łbie te wszystkie nauszniki leżą idealnie, nic nie pije, nic nie przeszkadza… nie czuję, że mam słuchawki na głowie). Łezka była we flagowych do niedawna tysięcznikach, łezka modyfikowana (różna forma padów), doskonalona, ale w swej pierwotnej formule bliska optimum. Ta łezka obejmuje aparat słuchu i przylega do łba w sposób wg. mnie najmniej inwazyjny, a jednocześnie znakomicie odcinający nas od świata, nie powodujący żadnych bolączek typowych dla wszelkiej maści nauszników (uczucie zmęczenia, ból, pot, dyskomfort… tego tutaj nie ma). To cholernie ważne, bo wszystko co zakłóca odbiór jest ZŁE i suma, summarum NIEAKCEPTOWALNE. Prostota, brak zbędności, coś, co dokładnie odpowiada wymogom. Takie są Arya. I to jest piękne. Czarne (bo jakie?), bez wodotrysków, bez udziwnień, ze wszystkim na swoim miejscu. Takie są Arya. Szanujemy.

Jaki wsad? Skorzystano z doświadczeń wyniesionych z konstrukcji flagowych HE-1000v2 (tak, moi drodzy, w tych słuchawkach układ ortodynamiczny jest żywcem przeniesiony z niedawnych top of the top), wprowadzając drobne modyfikacje. Właściwie możemy tu mówić o nowej oprawie (pałąk, muszle) tego, co czarowało, nowej, lepszej oprawie. Metalowy pałąk, metalowe obudowy, metalowe łączenia, wszystko to jest super solidne, to słuchawki na wiele lat użytkowania, a przy tym całość jest leciutka, leciuteńka. To w porównaniu do moich kapciuchów (LCD-3) inna liga, wyższa liga, inżynierii liga. Słuchawki są rzecz jasna otwarte i nie ma mowy o tłumieniu tego, co gra, ale trudno to uznać za wadę… tak mają najlepsze i tak mieć będą najlepsze planary, bo nawet te naj, naj z zamkniętą konstrukcją, zwyczajnie nie umywają się do otwartych w najmocarniejszej dyscyplinie, w której to ortodynamiki miażdżą konkurencję (także tę elektrostatyczną, bo są od nich dynamiczniejsze, szybsze, zadziorniejsze… wiem, generalizuje, ale po paru ostatnich sesjach ze Staksami i wcześniejszych doświadczeniach wiem, także z innymi elektrostatami, taki sobie wyrobiłem pogląd na temat tego typu konstrukcji). To na co zwrócimy uwagę, patrząc na specyfikację to oszałamiając zakres pasma przenoszenia… od 8Hz do 65 000Hz. Nie jestem nietoperkiem, Wy też nie jesteście, to tylko cyfry, ale cóż – robią wrażenie – no i chyba by nie bujali? Impedancja na poziomie 35dB obiecuje coś, co włożone w dowolną, nawet rachityczną dziurkę, zagra z animuszem. I wiecie co? Tak jest w istocie. Skąd ta pewność? Bo na iPadzie Mini (end-point Roona) z zainstalowanym na adapterze Lightning-USB hiface DAC (to pomarańczowe cudo, za parę złotych od m2Techa) & mDSD grało jak talala, znaczy grało bezproblemowo w zakresie mocowym i pewnie każdy DAP wysteruje nam te słuchawki jak marzenie. Tak, wiecie, chodzi o słuchanie nie „on the go”, a w dowolnej lokalizacji w domu, chałupie, patio, ogrodzie. To robi różnicę zasadniczą, bo co z tego, że te wielgachne Audeze (piję do swoich) takie przyjemne w odbiorze, jak sobie nie posłuchamy w takich okolicznościach przyrody. Szans brak. No może poza dziwadełkiem WA8 elipse (o tym jeszcze będzie), bo to panzer z bańkami na aku i można, owszem, ale bardzo nietypowa, nietania to rzecz.

Lampy, hybrydy, tranzystory. Arya lubi je wszystkie

W przypadku ultrawygodnego pałąka mamy kawał skórzanej obejmy, który w żadnym, powtarzam, w żadnym punkcie nie uwiera, nie robi „piekącego czubka”, jest transparenty… czytaj idealny. To zasługa kilku składowych – od profilu, właściwej geometrii, połączenia dwupunktowego na aluminiowych półokręgach muszli z pałąkiem, konstrukcji samego pałąka (zwróćcie uwagę, że to, to ażurowe, minimalistyczne w formie, wygięte z jednego kawałka metalu), 360 stopniowego zawieszenia muszelek (nie, nie chodzi tutaj o mobilność, oczywiście można to uznać za ukłon, ale moim zdaniem to robi robotę odnośnie dopasowania, ułożenia, właściwego ułożenia na łbie). Jakieś minusy? Mhm, zawsze się do czegoś przyczepię i nawet tutaj jest coś, co można poprawić. Drobiazg, ale ważny drobiazg – regulację. Działa, ustawiamy, jest, ale chodzi za lekko i z czasem (na pewno) wyrobi się, co zresztą było widoczne na moim egzemplarzu, bo po parunastu tygodniach pojawiły się ślizgi, zszedł lakier, także tutaj do poprawy.

W kwestii okablowania mamy wreszcie elastyczne, wreszcie odpowiednio długie, wreszcie miękkie przewody zakończone wreszcie standardowym (w całym, najnowszym wypuście) złączem 3.5mm w nausznicach. No, nareszcie zrobili to dobrze, można spokojnie bazować na jednym typie, który dodatkowo jest bardzo user frendly, szybko sobie wymieniamy okablowanie w razie czego, same gniazda nie są duże, ciężkie, nie zwiększają wagi i nie komplikują konstrukcji. Trafiły do mnie dwa przewody, jeden z końcówką 6,3mm i drugi z nowym, opracowanym przez Sony, typem zbalansowanej łączówki tj. 4,4mm. Niestety Walkmana, ani innego, kompatybilnego z tym typem wyjścia DAPa (są też nieliczne stacjonarne konstrukcje, elektronika wyposażona w ten typ gniazda – oczywiście głównie, ale nie jedynie, od Sony), także słuchałem na jednym, firmowym kabelku, słuchałem na trzech stacjonarnych ampach (i jednym niestacjonarnym): Musical Fidelity M1HPA, Auralic G1 VEGA, MiniWatt & Woo Audio WA8 eclipse. W przypadku pierwszego z wymienionych trzeba było na czymś te zera jedynki grać (no nie tylko, bo słuchane były czarne krążki, zresztą srebrne też były) i tutaj w sukurs przyszły end-pointy z dakami: HP z M2Techem, HP z Korgiem, Mac z ZOOMem (tu dac&amp) i Mac z Encore mDSD (wiecie, że robili to z NuPrime… nie wiecie? To teraz wiecie. Robili i zrobili to, przypominam, zajebiście dobrze, tylko z lampą to, buforem skojarzcie, koniecznie!). Mało? Grało też na najlepszym, co Matrix Audio ma w zakresie wyciągania dźwięku z komputera: element-H & X-SPDIF2 & X-Sabre PRO MQA ed. (z którymś z ampów w torze).

KORG, ZOOM, MATRIX (z lampą vide ledwo widoczny MiniWatt). Daczko-wzmacniacze, wyczynowy tor pod kompa… Arya miały z czym grać

Taki to przekrój elektroniki (plus płyty: TEAC PD-500HC & NAD1020/5120) zagrał, zagrał nam przepięknie. Dlaczego tak szeroko. Bo chciałem sam sobie udowodnić (po zabraniu słuchawek w parę miejsc, w tym m.in. do zaprzyjaźnionego, swojsko-gościnnego salonu Premium Sound), że te słuchawki zagrają z czymkolwiek (w sensie, uniwersalnie, bo różnorodnie) i tak też sobie to udowodniłem ponad wszelką wątpliwość. Słuchałem (patrz choćby na tę, tutaj, relację) i banan towarzyszył mi nieustannie, słuchawki udowodniły, że amplifikacja dowolnego typu, bufory, przenośne, jak i stacjonarne, bezpośrednio, jak i w połączeniu z wieloelementowymi torami, Arya zagrają… no właśnie, jak konkretnie? Już mówię, jak…

Specyfikacja:

Na upartego nawet na wynos, ale też w domu… aż mi się poruszyło ;-) WA8 jako napęd dla Arya wybornie, zarówno w opcji DAC jak i opcji pre

Lumin T2, bańki i Arya…

Po pierwsze i po siódme emocje

Te słuchawki są skończone. Grają w sposób absolutnie naturalny i w sposób niewymuszony. Tu nie jest tak, że czujemy, że ktoś nam coś na siłę udowadnia (wyścigi), że mamy jakąś interpretację (wiadomo, że mamy, ale ulegamy złudzeniu, oj ulegamy), że to na uszach nam kreuje i opowiada swoją, swoją własną historię. Nie. Arya uważam za punkt odniesienia w zakresie koherentności, spójności przekazu, dodatkowo z czymś, co można i co trzeba pokochać (& docenić): mamy tutaj scenę. SCENĘ. Wiadomo, najlepsze zestawy głośnikowe (rzecz jasna subiektywnie, kto co uważa) to takie, które nikną nam w pokoju odsłuchowym. Znikają. Nie ma ich. Dźwięk wydobywa się nie wiadomo skąd, niewiadomo jak, toniemy w tym i chłoniemy, no chwilo trwaj. Wiecie o co chodzi? Pewnie, że wicie. Otóż, z Arya na łbie, mimo że to TYLKO słuchawki, nie kolumny, słuchawki, mimo fizycznych ograniczeń, tego co – wiadomo – różni takie słuchanie, od słuchania na dobrych paczkach, otóż w przypadku Arya miałem te swobodę, ten flow, to płynięcie, tę ułudę, to przekonania że dźwięk mnie otacza, że jest trójwymiarowy, że dzieje się, a nie „działo się”. Dzieje się teraz. To zajebiście fajne uczucie i prawdziwa rzadkość. Rzadkość w audio w ogóle, a w audio słuchawkowym… wiele, wiele słuchawek dużo droższych od tytułowych tego nie potrafi. Dla mnie to oczywisty wyrok dla tych wartych krocie, bo to jednak w muzyce nośnik EMOCJI. Wtedy się dzieje, wtedy nas porusza, wtedy do nas dociera. Do mnie dotarło i jeżeli kiedyś zdecyduje się na jeszcze jedne HiFiMANy (mam parkę póki co) to tylko te i żadne inne. Aż tak.

To mocny punkt ortodynamików, ale które inne, które miałem na głowie, robią to w TAKI SPOSÓB? Według mnie żadne. Dziwię się, że HiFiMAN zrobił w „hindusach” taką rewolucję, oferując takie cuda w cenach zaskakująco …przystępnych, albo wręcz niskich. Wiecie, mam na myśli, rzecz oczywista, świetne Sundara. Także nie wiem jak im się to kalkulowało, jak to sobie wykoncypowali, ale dali układ z flagowca za kilkanaście tysięcy w słuchawach za pół tej ceny i jeszcze na dokładkę dołożyli wspomniane powyżej usprawnienia. Bo wiecie, to że one są takie transparentne w zakresie ergonomiczno-anatomicznego dopasowania właśnie tworzy to, co powyżej. Ułudę obcowania z muzyką bez pośrednika. Szlag, jakie to piękne…

Lapuchny czar. Na tych słuchawkach… baja

Rzecz jasna to nie jedyna rzecz, którą dostajemy. Co to, to nie. Dynamika. DYNAMIKA. Słuchanie ciężkiego grania na tych słuchawkach to poezja, to rozkosz, to czysta „hedonia” dla uszu. Jakież to ma pierdo…nięcie! Ale jakie, no! Te słuchawki są daleko bardziej OKEY, daleko bardziej, w darciu ryja niż moje LCD-3. Nie, źle to wyraziłem. LCD-3 nie mają czego tu szukać, w porównaniu, po prostu zwyczajnie miazga i pozamiatane. Arya – niby nazwa sugeruje trochę inne klimaty – dają tutaj popis i tej to popis warty KAŻDEJ wydanej na nie złotówki. Każdej. Jak jesteście fanami ostrych dźwięków, jak poguje Wam w duszy, jak unosi Was euforia, gdy riffy, gdy potępieńcze krzyki, gdy koniec jest bliski to… te właśnie, te tutaj słuchawki są dla WAS. Amen.

Dalej góra. Ta jest wyborna, wyborna i nośna. Nośna w informacje, bo te informacje to często góra, a góry w wielu, wielu, nawet tych utytułowanych, tych wybitnych (uznanych) brakuje, albo w ogóle – no – nie ma. Tak, pewnie to kwestia określonych gatunków… darcie ryja, elektronika, rock & punk, sztuczne, syntetyczne brzmienia, ale wiecie co… no przecież to nośnik informacji w każdym, absolutnie każdym gatunku, tylko różnie, czasami w zaskakujący sposób (o kurcze, słuchałem tego tyle razy, a dopiero teraz… wiecie pewnie, o co mi chodzi). Te słuchawki eksplodują detalami, niczego przed nami nie chowają, nie starają się – właśnie – czarować na swój sposób. Nie, one są bezpośrednie, ale w tej bezpośredniości piękne. Bo tu nie ma analitycznego dzielenia włosa na czworo, nie ma jakiegoś dystansu w sensie, że owszem wszystko podano na tacy, jest, ale nie porusza, bo hermetyczne, bo bez krzty szaleństwa, czegoś co porusza, co rezonuje.

Z tym też grało, też nie wymieniłem? Euforia

Na szczęście nie, mimo, że te słuchawki są bardzo dokładne, bardzo precyzyjne, ale właśnie równe, nie ciemne, nie jasne, nie ciepłe, nie żadne. Bo takie, no powiem to: dokładnie takie jak trzeba. W przypadku najlepszych rzeczy, jakie słucham, przestaję cokolwiek analizować, przestaję szukać dziury w całym, po prostu słucham i się zachwycam. Arya właśnie takie są, słuchasz i się zachwycasz. Średnica i bas są tu znakomite, nie prawie, a właśnie takie w sam raz, bo niczego nam nie przemodelowują w brzmieniu, nie starają się być „bardziej”, być zamiast. Pamiętacie, mówiłem o dojrzewaniu. Człowiek dojrzewa, dojrzewa do dobrego. Może też to kwestia pewnego dystansu, pewnego – nie wiem – jednak doświadczenia? Ale ja nie uważam się ani za wybitnego znawcę, ani za kogoś, kto już WIE, bo z pokorą patrzę na swoje dotychczasowe przygody z audio, widzę jak często wiele rzeczy przedstawia się z goła inaczej, niż wcześniej mi się wydawało. Nie ma i nigdy nie będzie czegoś takiego, jak WIEM. To niemożliwe, to także niemożliwe dlatego, że mój słuch ulega zmianie, słyszę inaczej i to ma wpływ i będzie miało na moje postrzeganie. Trzeba przyjąć do wiadomości pewne rzeczy, wyciągnąć wnioski. Arya tu i teraz, mając 42 na liczniku, są naj. Dla mnie są.

To zupełnie inna historia niż LCD-3, zupełnie inna… ale czy kreacja? Czy może, jak wspomniałem, coś bliskiego „prawdzie”, muzyce bez woalu, muzyce podanej bezpośrednio, podanej wprost? Nie jestem tego na 100% pewien i nigdy nie będę, ale jedno, co mogę napisać na 100% to, to że Arya są zwieńczeniem doświadczeń konstruktorów, którzy od wielu lat dążyli i dążą do… perfekcji. Bo w przypadku HiFiMANów tak po prostu jest. To czuć, to słychać i nie można temu zaprzeczyć, bo zaprzeczalibyśmy rzeczywistości. Za to należy się szacun i za to należą się brawa. Znakomity dźwięk, znakomita konstrukcja, znakomite są.

 

Mmm

Właśnie dlatego, tak…

Trudno zatem się dziwić, prawda. No nie może być inaczej. Zresztą, co znamienne, to drugie ze słuchawek HiFiMANa z wypustu ~2018 które uzyskują laury najwyższe możliwe. Te w bezwględniej, obejmującej wszystko co na uszach, dyscyplinie. Słuchawki jako medium dla dźwięku, w ogóle słuchawki. I tutaj Arya są dla mnie osobiście punktem odniesienia. Miałem możliwość słuchać ich długo, podobnie jak z Sundara nie ściągałem ich za często ze łba, właściwie starałem się maksymalizować dawkę dobra i wykręciłem (zdaje się) rekordową liczbę godzin z tymi nausznikami. I nie żałuje ani sekundy. Bo było to doświadczenie spełnienia, słuchawkowego spełnienia i jak ktoś mnie zapyta: które? Odpowiem: te. Nie takie za 13 tysięcy, nie takie za 15 czy prawie 20, ani nawet za prawie 30k. Nie. Takie za 7200. To mniej niż za kapciuchy, znaczy za LCD-3 i cóż, według mnie, te planary są wyżej, są lepsze, dużo lepsze od Amerykanów. Te Chińczyko-Amerykany, lepsze są i basta. Od innych też. Koniec poszukiwań? Ano koniec.

 

Bezapelacyjnie

Słuchawki ortodynamiczne HiFiMAN Arya w cenie 7100zł

Plusy:
- bliska perfekcji konstrukcja, gdzie wszystkie elementy tworzą ułudę braku czegoś na łbie (to jak niknące z pokoju kolumny)
- bardzo dobre wykonanie, doskonałej jakości materiały, adekwatny poziom do żądanej za nie ceny 
- okablowanie nie wymaga wymiany (…choć oplot, ale o tym niżej), jest elastyczne, dobre jakościowo, dodatkowo plus za uniwersalny system (3,5)
- SCENA, przestrzeń… jak nie w słuchawkach, jak w bliskiego pola monitorach, no wow!
- DYNAMIKA (superszybkie są)
- koherentne, równe, płynne brzmienie, gdzie wszystko ze wszystkim pasuje do siebie
- góra jest, góra robi, góra informacje niesie i to jak… obłędnie
- średnica i dół są świetne, bo nie są zamiast, tylko razem, spójnie, budują
- czyste emocje, w dużej dawce, gwarantowane
- biorąc pod uwagę możliwości… cena…  

Minusy:
- regulacja zbyt lekko chodzi, zbyt szybko wyrabia się, mogłaby być precyzyjniejsza
- oplot kabla sprawia wrażenie „kruchego”, łamliwego (w przypadku 4,4mm przewodu tak nie jest)
- są bolesnym strzałem z liścia dla właściciela „lepszych”, czy droższych po prostu nauszników ;-)

Autor: Antoni Woźniak

Mmm…

Leciutkie są, filigranowe wręcz, jak porównamy z poprzednimi generacjami nauszników HiFiMANa
(choćby bezpośrednio vide HE-400)

Trudny wybór?

Komfort w nowych 6-kach to niebo a ziemia w porównaniu z poprzednikami,
jednak Arya są jeszcze wygodniejsze

Wspomniany powyżej kabel 4,4mm do podłączenia zbalansowanego z wyczynowym DAPem

Dobry plikowy transport to podstawa, taki jak ten tu Rendu

Lampiszony

Daje to spore możliwości manewru, choć oczywiste jest, że to prosty, budżetowy amp dedykowany 
zestawom głośnikowym, tutaj dostosowany do roli słuchawkowego napędu 

Może być via XLR (HE-Adapter), ale mam też drugi router audio z wyjściem na dużego jacka 
(który generalnie jest przeze mnie preferowany, gdy słucham na lampowcu)
Tutaj chodziło o sprawdzenie czy ładnie / nieładnie to się żeni w firmowym secie.
Ładnie się żeni, oj ładnie. 

Taki widok robi ;-)

Było po piorunie, było po HDMI (I2S), było tradycjonalnie via USB.
Chyba tylko optyka zabrakło (w sensie światłowodu vide MicroRendu Optic… będziemy testować niebawem ;-) )

Z tym też grało, ale jakoś z tych dwóch jacków mało interesująco, tyle że to wina słuchawkowego toru u Auralika (Vega G1). Zresztą, z Arya było i tak najciekawiej…

Dobrze zadbać o jak najlepsze, w przypadku takich słuchawek, ustrojstwa przetwarzające dźwięki z kompa, względnie coś zamiast uniwersalnego kompa, na rzecz wyspecjalizowanego:
microRendu z CIAudio i już… 

Z Arya było spektakularnie. Takie efektory i odpływamy

Z Master 11 w torze z niewidocznym tutaj Luminem.
Cóż, jedyne co mi się tutaj nie podobało to interfejs (soft obsługujący), wolałbym Roona, ale poza UI/UX, z Arya… bosko

Ten sprzęt jest tak samo „przenośny” jak Arya ;-)

…ale daje radę, bardzo daje!

Czad

Darcie ryja na Arya to poezja jest

BTW polecam

bardzo, serial i OST