Tytuł zdradza sporo, prawda? No właśnie, tytułowe słuchawki mogłem bardzo dokładnie porównać z redakcyjnymi LCD-3 i nie miałem wątpliwości, że te dwa modele to zupełnie inna filozofia, inny pomysł na brzmienie. Powiem więcej, te nauszniki w ogóle nie przypominają mi żadnych z dotychczas testowanych na HDO, a testowałem wszystkie modele poza zamkniętym XC. Amerykanie stworzyli coś, co wedle ich zapewnień, ma stanowić nową jakość, referencyjną jakość i w pewnym sensie tak właśnie jest. Tyle, że wszystko jest subiektywne i określenie referencyjny (tzn. jaki? ) może oznaczać bardzo różne rzeczy. Dla mnie to coś, co nie tylko znakomicie reprodukuje dźwięki, bez zarzutu prezentuje muzykę, gdzie nie ma się po prostu do czego przyczepić. Dla mnie referencja to zaangażowanie, to emocje, to coś co nazwałbym magnetyzmem, siłą przyciągania, która to powoduje, że właśnie te słuchawki, ten wzmacniacz, te kolumny preferujemy, wybieramy, mówimy „mógłbym z nimi żyć”. To bardzo subiektywna ocena, dlatego często za referencję uznajemy coś całkowicie innego – aptekarską detaliczność, wzorową neutralność, studyjny (w sensie wierny) sposób przekazywania informacji zawartych w utworze. Niekoniecznie, a nawet rzadko idzie to w parze z tym, co wymieniłem powyżej. Oczywiście jedno w połączeniu z drugim można by uznać właśnie za „referencję”, ale cóż… świat nie jest doskonały, nie ma czegoś takiego jak 10/10 (to ocena zarezerwowana dla Stwórcy, as himself ) czytaj, nie da się we wszystkim dojść do absolutnej perfekcji. Dlatego też, wiele osób z branży, dziennikarzy skłania się do takiego właśnie, opartego na aptekarskich wyliczeniach, na pomiarach, definiowania czym jest, a czym nie jest referencja.
LCD-X są słuchawkami, które komunikują nam niezwykle wiernie to, co zapisano w pliku, na nośniku, wszystko jest w nich ułożone, poukładane, równe, bezbłędne wręcz, całkowicie pozbawione czegoś, co nazywam „wkładem własnym”. To oczywiście dla purysty bardzo miłe określenia, gotowa rekomendacja, coś czego szuka, co rzadko występuje w przyrodzie. Myślę, że poza studyjnymi słuchawkami, z których wiele gra w takiej manierze, trudno będzie znaleźć na rynku nauszniki konsumenckie, które prezentowałyby podobny poziom neutralności. W tym wypadku idzie to w parze z bardzo letnim odbiorem. Tak, nie ma tutaj miejsca na wulkany emocji, ba nie ma zaangażowania typowego dla dużo obiektywnie gorszych, wielokrotnie tańszych słuchawek z… wkładem. Takie HD650, takie K701 potrafią znacznie bardziej wciągnąć w to, co dociera do uszu, znacznie mocniej zaangażować słuchacza, z drugiej strony to LCD-X pokazują (tak to bardzo, bardzo umowne stwierdzenie, ale w tym wypadku zasadne) całą prawdę. Wierność przekazu, jego bezstronny, precyzyjny przekaz jest na pierwszym bezsprzecznie miejscu. I tak to właśnie wygląda, nie inaczej. To spore zaskoczenie (początkowo), ale też tylko na początku, bo wraz z upływającymi dniami, gdy X-y grały na głowie, uświadomiłem sobie, że producent chciał w przypadku tych słuchawek rozszerzyć swoją bazę, wprowadzić do oferty INNY produkt. Inaczej grający, zupełnie nie tak jak dotychczas, będący dla dotychczasowych modeli antypodami, jednocześnie oferujący na tyle wysokie kompetencje, że – faktycznie – w połączeniu z wymienionymi cechami stanowiący właśnie referencję.
To wg. mnie dobry wybór dla mojego kolegi, kolegi spędzającego godziny w Serato, z mikserami, z całym DJ-owym zapleczem pod ręką. Bo te słuchawki właśnie będą w tym przypadku super precyzyjnym narzędziem do tworzenia, gwarantującym optymalne środowisko pracy dla takiej osoby. Od razu sobie o nim pomyślałem, ale nie tylko o nim. Znam kogoś, kto patrzy na muzykę jak na matematyczną układankę, któremu pasuje chłodna analiza, naturalistyczna precyzja, kto szuka zupełnie odmiennych klimatów niż niżej podpisany. Czy to źle? Czy to jest mniej wartościowe, czy gorsze od tego mojego emocjonalnego podejścia do muzyki? Nie mogę tego obiektywnie ocenić, dla mnie to pewna sprzeczność, ale wiem, że znajdą się argumenty na obronę tej innej, odmiennej koncepcji czerpania przyjemności z muzyki. A przecież to właśnie moja, tylko moja wrażliwość, moje odczucia decydują o wyborze, ocenie, tylko one się finalnie liczą. Można zatem mówić o różnych, bardzo odmiennych drogach prowadzących do jednego, wspólnego mianownika, którym jest słuchanie takie, jak lubię, takie jakie MI najbardziej odpowiada. Tylko tyle i aż tyle. LCD-X są słuchawkami nie dla mnie, ale na pewno dla wielu szukających zupełnie innych akcentów, czegoś do czego ja nie przywiązuje takiej (albo w ogóle) wagi. W sumie, było to bardzo ciekawe doświadczenie, bo mogłem poukładać sobie w głowie swój system oceny, swoje priorytety, a to wszystko dzięki tytułowym nausznikom.
A konkretnie…
Zestaw operatora Delty? A nie, to „tylko” i aż audiofilskie słuchawki. Cenna zawartość to i opakowanie odpowiednie do zawartości…
Forma
To duże słuchawki, ciężkie słuchawki, ale w sumie tego właśnie spodziewamy się po Audeze, nieprawdaż? Są ciężkie, dość wygodne, choć przy dłuższych sesjach waga 600g może nieco dawać się we znaki. Tak, są cięższe od trójek, a pady nie tak wygodne jak poduchy we flagowcu, co oznacza że X wyraźnie tutaj przegrywa z topowym modelem. Tak czy inaczej te słuchawki będziemy użytkować w domu (choć, dla upartych, na wynos można, można bo są łatwe do wysterowania, tylko te gabaryty), a to oznacza, że będzie można przyjąć wygodną pozycję na fotelu, kanapie, naszym ulubionym miejscu do oddawania się przyjemnościom i te wspomniane przed chwilą minusy nie będą aż tak dokuczliwe, odczuwalne. Wszystkie obecnie produkowane modele wyposażono w fazor, nie jest zatem żadną niespodzianką, że i tu znajdziemy znajome ożebrowanie w środku muszli. Odnośnie komfortu, pady welurowe wydają się nieco wygodniejsze, ale to w sumie kwestia osobistych preferencji. Jak wspomniałem, skórzane pady niestety odstają komfortem od tych, które znajdziemy w trójkach, welury zdają się lepszą opcją, z tym że mogą one w niewielkim stopniu wpłynąć (negatywnie) na brzmienie. Dlaczego mogą? Inna jest w tym przypadku izolacja od otoczenia i ze skórzanymi „poduchami” po dopasowaniu, ułożeniu izolacja wydaje się nieco lepsza, a to przekłada się na wrażenia odsłuchowe. Generalnie jednak te słuchawki przy dłuższej sesji dają się we znaki, czuć te ponad pół kilo na łbie i kilkugodzinne maratony to raczej nie ten adres.
Wspomniałem, że da się je pożenić z mobilnym źródłem. Ano da się i powiem szczerze, że byłem zaskoczony, że ten właśnie model radzi sobie z takim iPhonem równie dobrze (ba, powiem, lepiej nawet) niż dedykowane mobilnemu graniu ELki-8. Gdyby nie waga, można by faktycznie mieć high-endowe nauszniki na głowie, bez wysiłku napędzane przez rachityczne wzmacniacze wbudowane w handheldy. Trochę zatem ciekawostka przyrodnicza, ale z drugiej strony można zawsze szybko skorzystać z dostępu do strumieniowych źródeł na naszym telefonie, czy tablecie – szybko, bez odpalania aparatury stacjonarnej, co niektórzy docenią, bo czasami łatwo i szybko zdecydowanie wygrywa z klamotami. No i daje swobodę, to znaczy, możecie sobie wyjść na ganek (o ile takowy posiadacie), możecie położyć się na łączce (o ile nie zapomnieliście jak wygląda las ), albo po prostu udać się do miejsca, w którym żadnej maszynerii audio nie ma. I nic nie szkodzi, bo sobie posłuchacie bez żadnych „ale” z wyjścia słuchawkowego z dowolnego, mobilnego grajka. 22 Ohm. Tak to wygląda. W praktyce można natrafić w związku z tą wysoką skutecznością na rafę – mocny wzmacniacz może nie za bardzo polubić się z iksami, warto o tym pamiętać. U mnie właśnie tak było, bo po podłączeniu słuchawek do toru z wpiętym bezpośrednio do MiniWatta adapterem HiFiMANa (z wyj. czteropinowym gniazdem XLR) opisywane nauszniki po pierwsze „bardzo ładnie” pokazały tło (bolesne brumienie, szumy od 11 bardzo wyraźnie odczuwalne), po drugie szybko musiałem zrezygnować z kręcenia potencjometrem w prawo, bo po prostu robiło się stanowczo za głośno, do tego wszystko zlewało się, panował totalny chaos, anarchia. Z M1HPA, też mocną elektrownią, na szczęście dało się słuchać, bo po pierwsze miałem ciszę, po drugie dużo lepiej dało się kontrolować poziom wzmocnienia.
Mechanizm regulacji może z czasem spowodować problemy, nie wygląda na bardzo trwały (wada wszystkich LCDków btw)
Pisałem o fazorze, a raczej wymieniłem ten element konstrukcji, bez wdawania się w choćby krótki opis co to daje. Nadrabiam. Nowy przetwornik (rzecz jasna, jak to robi każdy producent, producent czegokolwiek, lepszy przetwornik od wcześniej stosowanych) z fazorem ma oferować oferuje lepszy przepływ powietrza, co ma skutkować lepszą separacją, pozycjonowaniem instrumentów, a samo brzmienie ma być równiejsze, lepiej zbalansowane. W materiałach firmowych wiele razy powtarza się „smooth”, czyli że Audeze zamiast czarować, ma w tym wypadku oferować „prawdę” i tylko „prawdę”, tzn. gładszy dźwięk, neutralny właśnie, ma przełożyć się na wierniejszy przekaz, na wierniejszą reprodukcję nagrań. Wspomniałem o miksach prawda? Ano wspomniałem. Studio? Tutaj miałbym jednak pewne wątpliwości, o których wspomnę przy okazji opisu wrażeń odsłuchowych, jednak tak, tak faktycznie jest w tym przypadku. Jest gładsze, jest z całą pewnością zrównoważone to brzmienie. Jest.
Szkoda tylko (piszę to bardzo, bardzo subiektywnie rzecz jasna), że „przy okazji” ucieka nam to, co dla mnie jest tak ważne. Emocje. Tego tutaj po prostu nie ma (albo inaczej to tak inne, od tych budujących na emocjach, słuchawki, że odczuwamy wyraźny brak tego co powyżej), nie ma szczególnie gdy możemy szybko zamienić X-y na 3-ki. To różnica nie tylko zauważalna, ale wg. mnie kolosalna. Gdybym nie miał takiego punktu odniesienia, zapewne nie zwróciłbym na to aż takiej na to uwagi. To jednocześnie uświadamia mi jak ważne, ale też często niestety trudne, albo niemożliwe do urzeczywistnienia, jest – właśnie – dysponowanie punktem odniesienia, co najmniej kilkoma bardzo różnie brzmiącymi słuchawkami, które mogą stanowić materiał porównawczy z testowanym produktem. To bardzo ważne, ale też bardzo trudne do realizacji, bo nawet ktoś zwichrowany na punkcie nauszników (niżej podpisany) po pierwsze z przyczyn oczywistych nie może mieć wszystkich słuchawek jakie mogą (ten punkt) stanowić, po drugie nawet kilka modeli czasami nie daje właściwego instrumentarium do porównań, bo ich cechy są na tyle odległe, na tyle trudne do bezpośredniego odniesienia do testowanego modelu, albo w drugą stronę, są do siebie tak zbliżone, że takie porównanie traci sens. W tym wypadku mogę powiedzieć, że miałem idealne warunki, by ocenić brzmienie X-ów, odnieść je do właściwego punktu odniesienia. Specyfikacja, poniżej…
- przetworniki magnetoelektryczne z fazorem, konstrukcja otwarta
- Impedancja 22 Ohm
- maksymalny SPL = 130 dB (przy 15 W)
- pasmo przenoszenia od 5 Hz do 20 kHz
- THD <1%
- skuteczność 96 dB SPL/1 mW
- optymalna moc wzmacniacza 1-4 W (w instrukcji podano, że maksymalna moc wejściowa to 15 W (przez 200 ms)). Faktycznie optymalna moc wzmacniacza może być dużo niższa od wzmiankowanej powyżej. Powielono tutaj dane dla LCD-2/3, co jest wg. mnie niezasadne, bo jak powyżej napisano, te słuchawki mogą grać z wbudowanego w handhelda wzmacniacza, a te oferują znacznie niższą moc. Także tutaj producent z niezrozumiałych dla mnie powodów podaje dane dalekie od tego, jak to faktycznie wygląda w rzeczywistości.
- waga 600 g (nie uwzględnia kabla, z kablem to będzie dodatkowe kilkadziesiąt g. więcej, ufff)
- dwa przewody o długości 2,5 m każdy (moim zdaniem to trochę mało, szkoda że nie 3 metry, bo w takim salonie te 2.5 to zazwyczaj za mało), jeden z wtyczką audio jack 6.3mm, drugi z czteropinowym XLRem.
Ciężkie są
Treść
Sporo już o tych słuchawkach w aspekcie ich umiejętności brzmieniowych, stylu w jakim grają napisałem powyżej, ale warto to wszystko w skondensowanej formie opisać, przy okazji odnieść się do kwestii modyfikacji dźwięku w X-ach, jaką można uskutecznić przy pomocy odpowiednio dobranych elementów toru. A nieco „podkręcić” te słuchawki jak najbardziej się da, ba ich natura pozwala właśnie na zauważalne zmiany w zakresie tego jak grają i co my, mający je na uszach, w czasie odtwarzania odczuwamy. Nie są to co prawda zmiany całkowicie zmieniające obraz sytuacji. Nie, powiem raczej że takie, które pozwalają na wydobycie z nas jakiś emocji, choćby w śladowej ilości, ale zawsze to progres, dla kogoś kto tego właśnie szuka w muzyce, to stawia na pierwszym miejscu. Powolutku jednak, i po kolej. Zacznijmy od ogólnego charakteru, jakim X-y na dzień dobry nas raczą. Grają równo, nie akcentują niczego, nie uwypuklają, nie narzucają żadnego określonego sposobu budowania przekazu muzycznego. Wręcz przeciwnie.
Wszystko tutaj jest ułożone w taki, niemiecki porządek, jak przybory w piórniku kujona, jak we wnętrzach prezentowanych w żurnalach. Jest spokój, jest trzymany w ryzach, na smyczy bas (dobra kontrola, pełny, wtopiony w całokształt, nie narzucający się, nie akcentujący swojej obecności, także wtedy, gdy spodziewamy się masowania), jest średnica bez tego nasycenia, ciepełka jak w LCD-2/3, po prostu zbalansowana, spójnie współgrająca ze skrajami pasma, wreszcie są soprany, bez cienia szaleństw, bez wyostrzenia, podkreślenia, swobodna przy tym, zrównoważona, szybka. Dynamika stoi na wysokim poziomie, słuchawki komunikują nam bez zwłoki to, co dzieje się w nagraniu. Do tego otwartość, przestrzenność tego przekazu jest wyraźnie lepsza od tego, co oferują dwójki, czy trójki. To mocne punkty, które docenimy szczególnie w przypadku dużych składów, koncertów, gdzie dużo się dzieje i wszędzie się dzieje. Nie ma mowy o jakimś chaosie, przeładowaniu informacjami (może poza górą, o czym poniżej), wszystko jest tutaj zasadniczo na akord, idealnie. Zbyt idealnie, chciałoby się rzec. I coś w tym jest, bo dla mnie to brzmienie bywało zbyt… sterylne. Takie wyprane, dalekie od muzykalności, od życia.
Niskie tony wyraźnie inne, niż w trójkach, jak wspomniałem trzymane w ryzach, nie robią takiego wrażenia jak we flagowcu. I nie chodzi tutaj, że jest ich mniej, czy że basu tu nie ma, on jest jak napisałem wcześniej, jest jak najbardziej, tyle że brakuje tutaj nasycenia, organiczności, masy niskiego zakresu, które towarzyszą nam zawsze, gdy na głowie wylądują trójki. Tam bas jest obłędny, według mnie to jedne z najlepszych nauszników jakie może sobie wymarzyć fan masowania, dla basoluba to wybór oczywisty (dwójki też tak potrafią, nie aż tak, ale też potrafią). W X-ach ten bas jest precyzyjnie usytuowany, umiejscowiony podręcznikowo, podręcznikowo w tym wypadku oznacza, że …nudnie. Nagle uświadamiamy sobie, że niebieska tabletka to jednak nie jest taki głupi pomysł i wybór czerwonej czegoś nas jednak pozbawia (złudzeń pozbawia ). To dobre odniesienie do klasyki kina sf, bo pokazuje odwieczny dylemat – wierność czy emocje, prawda obiektywna, czy subiektywne odczuwanie, pomiar czy to co słyszę etc. etc. etc.
Także, ja jestem (cóż, tak wychodzi) za bateryjką, jak mam być szczęśliwszy, bogatszy (wewnętrznie) z tego powodu to wybieram niebieską i skrzypiąca rzeczywistość pozostaje tylko złym wspomnieniem (może nie snem, bo tutaj odwróciłbym znaczenia tego, o powyżej napisałem). Oczywiście przesadzam, prowokuję, bo nie jest tak, że X-y są niczym szkiełko i oko, że nam nie dostarczą dobrego brzmienia. Dostarczą i to wręcz w (no właśnie) referencyjnej jakości. Odbędzie się to „tylko” kosztem tego, co często robi nam zasadniczą różnicę, czego świadomie, bądź podświadomie poszukujemy w muzyce, czego pragniemy. Ten bas jest szybszy, żwawy, całościowo bardzo dobry, ale właśnie przez swoje poukładanie trzeba po prostu wsłuchać się, by zacząć doceniać jego przymioty. Nie porywa jak w przypadku starszych modeli, nie angażuje.
Fazor
Średnica nie buduje tutaj przekazu, a uzupełnia, zszywa. Jest obiektywnie wysokich lotów, rozdzielczość stoi tutaj na poziomie najlepszych słuchawek, tak więc mamy dużo treści, neutralnie to, poukładane. Elektronika zabrzmi bardzo przekonywająco, ładnie prezentują się wokale, przy czym średnica jest tu jak wyżej uzupełnieniem, wypełnieniem, trudno mówić w tym wypadku o daniu głównym. Bo też w X-ach zdaje się niczego takiego nie uświadczymy, właśnie wszystko jest wyrównane. Doceniamy kompetencje, umiejętność dostarczenia do naszych uszu „prawdziwej” gitary, smyczków, ułożenia wszystkiego na scenie we wzorcowy sposób. Zatem dzieje się, ale jakoś niespecjalnie wciąga.
To tak, jakbyśmy korzystali z doskonałego pod względem konstrukcji, wykonania, niezwykle wygodnego auta, gwarantującego nam wysoki stopień bezpieczeństwa, bezszelestnie sunącego z punktu A do punktu B. Auta sterowanego przez komputer, w którym to aucie możemy być tylko i wyłącznie pasażerem. To pewnie nieodległa perspektywa, mam nadzieję, że w przypadku audio nigdy nie będzie sytuacji, że to nie my siedzimy „za kierownicą”, nie my odczuwamy frajdę, emocje z „prowadzenia”, słuchania muzyki, tylko dzieje się to gdzieś poza nami, obok. Gdyby tak miała wyglądać przyszłość branży (w latach 70, gdy w pomiarach wszystko miało się zgadzać, gdy sprzęt oceniano nie pod kątem jak gra, tylko jak mu wychodzi na wykresach, coś z powyższego można by przenieść na bliską nam profesję) to ja, powiem krótko, wysiadam. Coś tutaj jest na rzeczy, choć wiem, że bardzo subiektywna to opinia, naznaczona codziennym użytkowaniem innego produktu tego producenta, bardzo innego, różniącego się zasadniczo od opisywanego właśnie. Trudno tu jednak przejść obojętnie nad różnicami, czy nawet tylko je wymienić. To jest sedno i uważam, że właśnie tak mocno, wyraźnie należy to napisać, bo takie postawienie sprawy najlepiej oddaje różnice, najpełniej opisuje te słuchawki.
Wysokie tony w X-ach są nie tylko zauważalne, ale wręcz na tle innych LCD-ków mamy ich dużo (czasami za). Nie ma mowy o podkreślaniu sybilantów, soprany są raczej łagodne, przyjemne w odbiorze, ale pewna skłonność do analitycznego grania powoduje w niektórych przypadkach przesyt, zbyt duże nagromadzenie informacji z tego skraju pasma. Skutkuje to pewną nerwowością, czy może inaczej „zmęczeniem materiału”, bo co za dużo, to jak wiemy niekoniecznie zdrowo. Bardzo dobrze obrazuje to materiał z gatunku ciężkie brzmienia, z jakiegoś metalowego składu. Sepultura (Roots) była wyzwaniem, bo też trudno było tę dawkę ostrego katowania bębenków znieść (i nie mam tu wcale na myśli wychylonego za bardzo na prawo potencjometru). Także tutaj miałem pewne wątpliwości, choć znowu w innych gatunkach wysokie tony potrafiły czarować, były chyba najbardziej takim „nie letnim” elementem przekazu serwowanego przez X-y. No i fajnie, bo w sumie coś tam jednak z tych słuchawek wyszło, a że nie zawsze na plus to mówi się trudno.
Ciekawie przedstawia się sprawa ze sceną, głębią, bo te słuchawki potrafią zakomunikować tutaj sporo i to jedna z ich mocnych stron, o czym już powyżej napomknąłem. Jest szeroko, stereofonia stoi na bardzo dobrym poziomie, a wrażenia przestrzenne robią spore wrażenie. W sumie, w takim kinie (domowym) te X-y mogą całkiem nieźle się sprawdzić. Nic nam nie umknie, dialogi będą prezentowane wybornie, jak będzie miało łupnąć, to łupnie (bas w ryzach, bas poskromiony nie będzie w przypadku takiego materiału ograniczał – łupnie), tak, to miałoby sens. Otwartość, swoboda, właściwe umiejscowienie wydarzeń na scenie. Tak to wygląda. To naprawdę mocny punkt tej propozycji.
Rasowa prezentacja
Parę słów na koniec
Jak widać z powyższego, ten model niespecjalnie przypadł mi do gustu. To jednak najmniej istotne, czy mi się podobał mniej, czy bardziej. Ważne, że jest to produkt inny od dotychczasowych słuchawek Audeze, celujący w zupełnie inne elementy brzmienia, kładący nacisk na inne akcenty niż wszystkie dotychczasowe modele z oferty amerykańskiego producenta. Co więcej, podczas AudioVideoShow 2015 udało mi się spędzić chwilę z XC, jedynymi, nieprzetestowanymi jeszcze na naszych łamach słuchawkami Amerykanów. To był dźwięk typowy dla Audzez, miałem tam to, co tak w tych nausznikach lubię, cenię. XC dodatkowo bardzo korzystnie wypadły, dzięki sensownej izolacji, w porównaniu z resztą… gwar imprezy skutecznie niszczył wrażenia z odsłuchu (miałem też na głowie nowe LCD-4, o których więcej w relacji z tegorocznej edycji AS). W przypadku X-ów mamy inny patent na granie, tu chodzi o coś innego. To, wspomniana na wstępie referencja, to znaczy postawienie na neutralność, na wstrzemięźliwość, której efektem jest różnicowanie nagrań na poziomie niedostępnym dla innych modeli planarów Audeze. Dobry wybór dla DJ-a (do tworzenia, nie grania klubowego rzecz jasna, bo otwarte są), ale już niekoniecznie realizatora dźwięku w studio nagraniowym (tutaj pewne cechy tych słuchawek będą przeszkadzać). Poza tym duży plus za umiejętności przestrzenne, te słuchawki potrafią bardzo przekonywająco pokazać scenę, holograficznie wręcz przedstawić umiejscowienie poszczególnych instrumentów, głosów etc. Czuć powietrze, czuć przestrzeń. Tyle, że dla mnie to za mało. Reasumując, tym razem bez formalnej rekomendacji.
Słuchawki ortodynamiczne, o konstrukcji otwartej Audeze LCD-X 6949zł
Plusy
- łatwe do napędzenia
- bardzo dobra dynamika
- neutralność, spore możliwości analityczne, detaliczne
- co wiąże się z wiwisekcją materiału, różnicowanie nagrań najlepsze ze wszystkich modeli Audeze
- otwarte granie, z bardzo dobrą przestrzennością (czuć przestrzeń, powietrze), scena duża, to jasne brzmienie, ale nie szkliste
- bardzo dobra separacja instrumentów, transparentność , tu się nic nie zlewa, jest tam, gdzie być powinno
- ogólnie, dobre wykonanie, dobra jakość materiałów, choć można przyczepić się do trwałości tych słuchawek, o czym poniżej
- sprawdźcie z gramofonem, tylko żeby płyty w dobrym stanie były, referencyjnym najlepiej Efekt interesujący na takim materiale, coś tam się pojawia w aspekcie zaangażowania, to źródło, które może stymulująco wpłynąć na opisane słuchawki (podpinaliśmy i pod NADa 1020 i pod GT40 Furutecha (ADL) i pod pre Pro-Jecta z serii pudełkowej…
Minusy
- nie ma tu emocji, nic tu nie porywa jak w dwójkach, czy trójkach
- bas nie robi takiego wrażenia jak w innych konstrukcjach tego producenta, nie ma tej organiczności, tej naturalistycznej namacalności (to, dla osób wyczulonych na ten element pasma, spora niespodzianka)
- nie ma tu ciepła, nie ma tego żaru znanego z wymienionych powyżej modeli, co całkowicie zmienia charakter brzmienia, co wymaga przestawienia na inny sposób reprodukcji, co może być trudne (to bardzo subiektywna rzecz jasna opinia, proszę tak to odczytywać)
- bardzo ciężkie, mimo poprawnej ergonomii, mogą męczyć przy dłuższej sesji
- mechanizm dopasowywania nie wgląda na trwały, z czasem luzy na mocowaniach (śrubki się samowolnie wykręcają, niewielkie podkładki jakie im towarzyszą są miękkie, zniekształcają się pod wpływem działających sił)
- cena skalkulowana dość wysoko, chyba jednak za wysoko, szczególnie w porównaniu do LCD-2F
- wątpliwości dotyczące powtarzalności w przypadku tego producenta (różne brzmienie w przypadku nominalnie tego samego modelu)… coś, co znamy choćby z produktów Grado
Dziękuję firmie Audiomagic za udostępnienie egzemplarza do testów
Autor: Antoni Woźniak
LCD-X z Matriksem Mini-i Pro 2015 w roli wzmacniacza słuchawkowego oraz źródła dźwięku z komputera
Analogowe źródło, czytaj NAD5120 z pre pod postacią ADLa GT40 lub/i NADa 1020. Warto takiego czegoś spróbować wg. mnie, X-y przestaną być takie beznamiętne…
Dołączone okablowanie: dobra jakość, można rzecz jasna pomyśleć o alternatywnych przewodach, ale nie jest to absolutnie konieczne, ba raczej nie o progres a o lekkie modyfikowanie brzmienia może tutaj się rozchodzić
Sprzęt redakcyjny:
- Zestaw tranzystorowy #1 NAD C315BEE oraz C515BEE (nasz test) + źródła
- Zestaw impulsowy: NAD D3020 (główny sprzęt do testów bezprzewodowego dźwięku via DLNA/AirPlay oraz Bluetooth – nasz test) + źródła
- Zestaw tranzystorowy #2: przedwzmacniacz NAD 1020 (także jako gramofonowy pre), NAD T743 (jako końcówka mocy) + źródła
- Zestaw lampowy: MiniWatt na JJ / PSvane /Telefunken (12AX7 + EL84) + źródła
- Kolumny Pylon Pearl (nasz test), kolumny Pylon Topaz 20 (nasz test), kolumny Pylon Topaz Monitor (test), Topaz 20 (test), Kolumny Pylon Pearl 25 (test) oraz Pearl 20 (test), KEF LS50
- Głośniki bezprzewodowe AirPlay / BT / soundbary: Bowers&Wilkins Zeppelin Air (nasz test) oraz Scansonic S5BT (test)
- DAC: Korg DS-DAC-100 (test), Arcam rDAC (nasz test), Beresford TC-7520 (nasz test), AudioQuest DragonFly (nasz test), M2Tech hiFace DAC (nasz test)
- Główne źródła cyfrowe: Squeezebox Touch (nasz test), MacBook Air 2011 (Decibel, wszystko via USB oraz USB-SPDIF), tablet PC (główne źródło @ MS Windows 8.1) Asus Vivo Tab Smart (foobar + ASIO via USB) oraz iMac 2013 (główne źródło na OSX, Decibel / VOX / ROON, wszystko via USB oraz USB-SPDIF, DAC M2Tech-a), MiniX Fooko PC (foobar)
- Konwerter SPDIF-USB: M2Tech hiFace Two (nasz test)
- Uzupełniające źródła cyfrowe: PlayStation 3 (dla SACD & BD Audio) z interfejsem SpeaKa HDMI-analog m.ch., handheldy Apple, Toshiba E-1 (HD-DVD koncerty), zestaw bezprzewodowy AirDAC firmy NuForce (test), AirPort Express 2012 z AirPlay via SPDIF, adapter BT z obsługą aptX Saturn
- Gramofon NAD 5120
- Bufor lampowy DIY (2 strefa) @ radzieckich NOSach bez oznaczeń
- Wzmacniacze słuchawkowe: Musical Fidelity M1 HPA (nasz test), MiniWatt N3 (z routerem głośnikowym BTech w torze, wyposażonym w wyjście słuchawkowe 6.3 oraz zbal. adapterem HE HiFiMANa)
- Słuchawki: AKG K701 (nasz test), Sennheiser HD650, HiFiMan HE-400 (nasz test), Sennheiser Momentum (nasz test) oraz Audeze LCD-3 (test) i HiFiMAN HE-6 (nasz test), Sennheiser Momentum Wireless Over-Ear (nasz test), Momentum In-Ear (nasz test) oraz MF-200 & Momentum 2.
- Sterowanie/źródła mobilne: iPod, iPhone & iPad (iOS) oraz w roli pomocniczego transportu audio oraz sterownika Nexus (Android)
- Okablowanie: Supra DAC, Dual, USB oraz Trico (analog, cyfra), Procab (analog – głośnikowe), Prolink (cyfra), Belkin (cyfra -> USB), Audioquest Evergreen (analog), Melodika (cyfra, interkonekt oraz głośnikowe – system), HiFiMAN HE-Adapter (XLR)
- Routery audio: Beresford TC-7220 (nasz test), przełącznik źródeł ProJect Switch Box (nasz test), przełącznik źródeł BT-31
- Zasilanie: Tomanek ULPS dla rDAC & SB Touch (nasz test), listwa APC (SA PF-8), listwa Tomanek TAP6 x2 (test), listwa TAP8 z DC blockerem, kable Supra LoRad
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.