LogowanieZarejestruj się
News

HIDIZS S8 DAC&AMP… triumf miniaturyzacji. Niesamowity grzdyl!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2020-03-7 o 13.02.20

Nieprawdopodobne… a jednak możliwe! Takie małe gówienko, taki małe coś, a nie dość że wybitnie dobrze radzi sobie z konwertowaniem zer i jedynek na sygnał analogowy to jeszcze jest to (tak wiem, naprawdę nie wygląda) zajebisty wzmacniacz słuchawkowy. Na czym polega jego zajebistość? Ano polega na wręcz nieprawdopodobnej (rozmiar, źródło zasilania) dynamice i dużej mocy, na tyle dużej, że ten maluch jest w stanie wysterować trudne ortodynamiki i nie, nie ma tu żadnej przesady. S8 to potraf! Słucham go z iPadem Pro w roli źródła i powiem szczerze, że to mobilne odkrycie sezonu. Miażdży, dosłownie miażdży wiele z przetestowanych na łamach HDO DAPów. Bo jest, a jakby go nie było (gabaryt), bo zapewnia świetną kontrolę (w tej klasie urządzeń, takim scenariuszu słuchania muzyki) nad poziomem (fizyczne +/- i to klasyczne, wciskane) i… jak wyżej, daje naprawdę popis w najważniejszej dziedzinie tj. w SQ. Wow! Wow! Wow! Serio, jestem pod ogromnym wrażeniem możliwości, umiejętności tego malucha! Umiejętność dopasowania (przed połączeniem do źródła) pracy gniazda pod określone słuchawki? Mhm. Co więcej, to działa i to jak!

Raczej nano, nie mini HiFi Decoder & Amplifire. I nic tu poza wielkością ustrojstwa nie jest na wyrost, mimo – właśnie – mikrych gabarytów!

To nie wszystkie plusy dodatnie, które mam do zakomunikowania. Otwieramy pudełeczko, wypada kabel do ładowania względnie do kompa (USB-A), standard, ale wypadają też trzy urocze, dobrej jakości, kabelkoadaptery (krótkie, doskonale dopasowana wg. mnie długość sznurka, tak żeby swobodnie, bezpiecznie dla sprzętu, a jednocześnie bez zbędnego dodawania druta do druta (słuchawkowego)). I jest to komplet na obecne czasy, bo mamy tu kabelek microUSB (takie gniazdo jest w S8) jabcowy Lightning, mamy microUSB @ microUSB (Andek) i wreszcie pod nowoczesną, standaryzowaną pod nowe, elektronikę micro @ USB-C. Tak, tak właśnie powinno to wyglądać w przypadku każdego przenośnego urządzenia pod audio robionego dzisiaj. Każde powinno mieć taki zestaw w komplecie. Bezwzględnie. A jak jest? Wiemy, wiemy – nijak. Zazwyczaj producenci skąpią i oferują dalece niewystarczające wyposażenie kabelkowo-adapterowe, że już o jakości tego co z pudła nie wspominając. Brawo dla producenta za to, co daje w komplecie, brawo. To jeszcze bardziej zachęca do zapoznania się z tym grzdylem, bo – wierzcie mi – ma zastosowanie nie tylko z S8 (jak ktoś jest nerdo-gadżeciarzem i obrósł w tony ustrojstwa).

Grzdyl.
Fizyczne, sensownie działające, mechaniczne, nie żadne tam membrankowe, czy dotykowe, guziory + i – …prawidłowo!

Słucham od dwóch tygodni tego grzdyla i powiem tak – jak szukacie przenośnego (po to go stworzono, naprawdę pod nomadyczne, a nie stacjonarne granie – można, czemu nie, ale potencjał kryje się właśnie w on-the-go) DAC/AMPa to nie Audioquesty popularne wśród melo-audio-filskiej braci, a właśnie ten maluch powinien zwrócić Waszą uwagę. Nie ma dystrybucji w Polsce, nie ma reklam i raczej jednego i drugiego nie będzie, nie mam z tego żadnych dineros (norma – jesteśmy non-profit, pro-publico, bo możemy) także szczerze, bez offowego „ale weź naganiaj”, bez tego, co obiektywizm tępi – HIDIZS to kolejne Chi-Hi*, które ROBI. A, że ostatnio w opór tego u mnie się testuje, to co poradzę, że lepsze, tańsze, lepiej wyposażone, z lepszym wsparciem niż starzy, obrośnięci w tłuszczyk producenci ze Starego i Nowego Świata? Wiecie, Polewy (Toppingi) DX7Pro, D70/90, sprawdzony już i zaraz opisany M500 (S.M.S.L), lecący do nas M300 w nowym wariancie z BT i lepszymi przyłączami (gniazda wymienili)… Tanio, bardzo tanio, świetnie w pomiarach (ASR) i takoż co najmniej dobrze, a bywa że wybitnie dobrze w odsłuchu. No i co? No właśnie, no i co z tym zrobi branża, która jakoś czasami w oderwaniu (cenniki) od rzeczywistości przebywa. Ja rozumiem: marka. Ja rozumiem: szlachetne, drogie opakowania (obudowy). Ja rozumiem: inna wycena roboczogodziny. To wszystko zrozumiałe, ale… na końcu i tak jesteśmy My, konsumenci, których trzeba przekonać do siebie czymś konkretnym, gdy się woła 5-10 razy więcej (no niektórych, bo są też tacy, którzy lubią nie być przekonywani czymkolwiek, wystarczy im bombastyczna opinia).

Małe opakowanie, a w nim, jeszcze mniejsze coś

Tak to powinno wyglądać u konkurencji. Mobilne? Dużo przejściówek, adapterów, a nie że trzeba we własnym zakresie szukać.
Szacunek do nabywcy. Te adapterki, poza tym, są całkiem dorzeczne, znaczy ergonomiczno-funkcjonalnie na plus. I jakościowo też. 

Nie, nie chcę przez to powiedzieć, że to co droższe z – umownie – Północy (dobra, jest jeszcze Australia ;-) ) to brak sensu. Nie. Są przecież tacy, którzy potrafią połączyć wysoką jakość z przystępną ceną i wszystko zrobić u siebie (Schiit). Nawet konkurować ceną (sic!) Także nie, że się nie da. Na naszym poletku mamy zdroworozsądkowego Pylona i w ogóle sporo firm, które dostrzegają konkurencję z Azji Środkowej. Tyle, że czasami, gdy patrzę na to, co oferuje utytułowany producent (bazując na gotowcu, robiąc popelinę w zakresie wsparcia produktowego, olewając kwestie oprogramowania i -cóż- zdarza się to „wiodącym” firmom z branży, albo tym o których głośno, bo sporo, bo reklama) to jednak mam powody by zwątpić. Rzetelność – słowo klucz – wielu producentom daleko do tego. Podawanie parametrów zupełnie odbiegających od tego, co w pomiarach to plaga, to wstyd, to coś bardzo, bardzo nie na miejscu. Sprawdźcie, tylko patrząc przez ten pryzmat: dane producenta vs rzeczywistość, a się zdziwicie. I nie tylko ASR jest tu „wyrocznią”, jest tego więcej i warto się zaznajomić (Archimagio, którego odkryłem, kiedy była to niszowo-nerdowo-nieznana witryna choćby).

DSD. Nie bez przyczyny chwalą się 1 bitem na obudowie

Wracając do malucha. Test będzie opublikowany obowiązkowo, bo ten miniaturowy skubaniec po prostu na to zasługuje. W mojej opinii takie coś przekreśla sens zakupu DAPa, no chyba, że ktoś chce ultra drogiego Kałacha – to proszę. Tyle tu dobra. Konkrety w recenzji właściwej, wspomnę tylko na zakończenie, że to DSD „Direct Stream Digital” nanizane na malutkiej obudowie daczka nie jest tu z czapy i nie robi tu za choinkowe „to umiem, tamto umiem i to też potrafię”. Natywnie. To coś umie w DSD i to umie tak, że o rzesz Ty – dlatego koniecznie trzeba pożenić z odpowiednim, mobilnym playterem, który będzie zdolny zagrać 1 bitowe. W świecie jabłkowym jest tego trochę… wiecie: Onkyo HiFi Player, korgowe iAudiogate, w przypadku Andka to wiadomix USB AudioPlayer Pro, a kompy to już w ogóle. Właśnie – kompy. Jako, że tablety Pro i hybrydy (z ARMowym, zajebistym – wreszcie – najnowszym Surface MS) stają się doskonałym wg. mnie, przenośno-mobilnym (to drugie, raczej w kategoriach transportowych) źródłem, to USB-C, które tu jest na wyposażeniu kabelkowym, tym bardziej się bardzo przyda.

Tyci, tyciutki, maluteńki.
Miniaturyzacja na obrazkach w pełnej krasie. Takie małe, a taki (duży) dźwięk z siebie wydobywa i to jeszcze czysty, dynamiczny, bez jakiś „ale”

Mniam, mniam, mniam…

* Chi-Hi robiący zawrotną karierę skrótowiec, którego znacznie nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć.

Nawet apkę opracowali, tak przy okazji, swoją. No szacun. Mało komu się na Północy chce, a nawet jak już, to okazuje się że ściema, znaczy plagiat.
Tu jest inaczej. Może jesteśmy zbyt leniwi, zbyt gnuśni, może skośnoocy są po prostu bardziej pracowici? Coś w tym jest. Tu, powyżej, nie ma ściemy.
O aplikacji ofc też będzie, bo jakby mogło nie być o sofcie u mnie, będzie, będzie we właściwej recenzji… 

Co tam w strumieniu płynie? 360 Reality Audio, nowy kodek BT & IDAGIO.app!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
bluetooth

No  to się porobiło ostatnio, porobiło się, że nie wypada nie wspomnieć o tym co w tytule wymienione stoi. No to lecimy z informacjami ze strumieni świata, bo też zebrało się tego w sam raz na krwistego, solidnego steka. Oj lubimy. Mięso ograniczamy, ale stek to stek, czasami trzeba zgrzeszyć, jesteśmy tylko słabymi ludźmi, prawda? Zresztą, to o czym piszemy tutaj to też zazwyczaj zbytki, straszne zbytki, coś tak na bakier z eko, ze zdrowym rozsądkiem, z …dobra stop, nie będziemy uprawiać samobiczowania tylko do meritum, do meritum Panie, Panowie!

Zacznijmy od nowej technologii jaką Sony najpierw tak jakby z pewną nieśmiałością (końcówka roku) upublicznił, a nawet rozpowszechnił szeroko (choć to tylko 1000 utworów, nie więcej, także ciekawostka póki co) m.in. w Tidalu oraz w Deezerze. Muszę na wstępie od razu zaznaczyć, że aby sobie posłuchać tego całego 360 Reality Audio należy bezwzględnie skorzystać bezpośrednio ze streamu z serwisów. Znaczy musi być apka dostępowa (z web playera też nie idzie), nie można na razie słuchać via Roon i inne aplikacje z dostępem do strumieni, bo to działa w ramach technologii zaimplementowanych w oprogramowaniu Tidala oraz Deezera. Precyzyjnie rzecz ujmując działa zarówno na urządzeniu odtwarzającym i oprogramowaniu, jak i w chmurze (serwerze) dostarczyciela treści, ale mniejsza… na razie musimy, aby mieć efekt na uszach (albo kolumnach, przy czym wyraźnie Sony celuje w słuchawki, o czym dalej) posługiwać się ww. aplikacjami. Można rzecz jasna dodać sobie playlisty (głównie kompilacje różno-gatunkowe zaoferowano na wstępie), pojedyncze albumy zrealizowane w tej technologii, ale niczego to nie zmienia tj. nie usłyszymy reklamowanej przestrzenności dookoła łba, tylko „zwykłe” stereo.

No dobrze, nie jest to zatem bzdurka, która pojawia się po to by nabić kliknięcia chwilowo i do zapomnienia? Otóż, moi drodzy, nie – nie jest to bzdura, bo nad przestrzennymi technologiami dźwięku „obiektowego” pracuje się obecnie w pocie czoła. I nie idzie tu tylko o telewizory (jako źródło dźwięku vide grające ekrany, vide wieloprzetwornikowe systemy zintegrowane, vide współpraca na poziomie rozwiązań instalacyjnych albo/i smart głośników), o AV, a właśnie o muzykę tu chodzi takoż. Zaskoczeni? No tak, w końcu audio to stereo i koniec tematu. Tak było, mimo prób zmiany tego stanu rzeczy, mimo prób wprowadzenia wielokanałowego SACD, DVD-A (o BD-Audio można już wspominać tylko w kontekście ciekawostki przyrodniczej). I pewnie tak by to trwało, tak by zostało, gdyby nie dwa, bardzo istotne dla rozwoju całego rynku elektroniki konsumenckiej czynniki, które wpłynęły na dostawców treści motywująco (jak widać). Po pierwsze gigantyczny sukces rynkowy słuchawek i (ogólnie) takiego sposobu konsumowania muzyki. Po drugie najnowsze rozwiązania z zakresu projektowania klamotów audio: komputery, OSy, systemy DSP z coraz częściej integralną korekcją pomieszczenia, dopasowania pod efektor itd itp. To jest nie ewolucja tylko rewolucja, której częścią obecnie jesteśmy. Rzecz jasna w przypadku audio raczej nikt nie pójdzie drogą bezkompromisowego adaptowania dźwięku obiektowego (Atmos), który jest za „ciężki”, niepraktyczny (stream mobilny), nie ma specjalnie sensu. Natomiast czymś, co jest wykorzystywane w pomysłach ala Sony (bo nie tylko o Sony tu się rozchodzi, choć to Sony jako pierwsze wprowadza swoje rozwiązanie globalnie), czymś z czego się czerpie są systemy pseudo-przestrzenne wykorzystywane z powodzeniem w gamingu, w grach, w elektronicznej rozrywce. To jest wspólny mianownik. Obecnie nie ma żadnych przeciwwskazań by bazując na potężnej mocy obliczeniowej lokalnie (nowe generacje handheldów nominalnie mają wydajność szybkich PC sprzed 2-3 lat, oczywiście różni te urządzenia wiele, ale nie w tym rzecz, chodzi o potencjał mocowy jaki mamy do dyspozycji), by korzystając z przetwarzania w chmurze, zaoferować co nam się żywnie podoba w strumieniu. Co więcej, za moment będziemy mieli 5G, co oznacza przesunięcie granicy tego, co można w zakresie szybkości, szerokości pasma, ogromu informacji jakie będzie można przepchnąć za pośrednictwem tej technologii.

Nie ma tego wiele

Darcie ryja w 360 st jest spoko. Bardzo spoko ;-)

No dobrze, ale czy jest o co kruszyć kopie i o co w tym właściwie chodzi? Sprawdziłem tę nowość zarówno @ Deezerze jak i Tidalu. Wrażenia? Sugestywne. Oczywiście mówimy tu o sztucznym kreowaniu przestrzeni, oszukiwaniu zmysłów i co tam sobie jeszcze wstawimy (że fejk, sztuczka, bzdet), ale działa to na tyle przekonywująco, szczególnie gdy uwzględnimy okoliczności, że wg. mnie warto się zainteresować tematem. Na razie w kategoriach ciekawostki (szczupłość materiału), ale jednak zainteresować się. Sugestywne, bo jak słuchacie on the go na dokach (czyli wtedy, gdy nie liczymy na jakieś przestrzenne doznania na poziomie, gdy wiemy, że ogranicza nas „materia”), to hmmm… macie faktycznie to 360 stopni. Nie tylko zresztą na osi X, ale także na Y-ku dzieje się. Także góra, dół, bliżej, dalej itd. itp. Mamy odpowiedni materiał, mamy wykorzystanie mocy obliczeniowej w czasie rzeczywistym, no i mamy to audio 3D. Celowo nie użyłem wcześniej tego 3D, bo bardzo źle się to kojarzy (z totalnym niewypałem w wideo, dzisiaj to już słusznie miniona historia), także żeby się nie kojarzyło, bo w audio jakby o coś innego się rozchodzi. Idziemy sobie, czy słuchamy w domu, na słuchawkach (przede wszystkim) i dzieje się. Ulegamy złudzeniu. Na kolumnach też (może) to zrobić wrażenie, ale – po pierwsze dużo mniejsze, po drugie zależy na jakim systemie, po trzecie wreszcie wpływ na to, co słyszymy mają czynniki poza technologiczne (w sensie wpływ pomieszczenia). Także rozpatrywałbym to 360 Reality Audio w kontekście słuchawek głównie, a nawet tylko. I nie dom (mniej), a poza domem (bardziej). W zależności od gatunku (dali i bardzo dobrze, że dali pełen przekrój) wrażenia są „tylko” zauważalne lub też wręcz spektakularne (mówimy o dokanałowych słuchawkach, albo przenośnych nausznicach, choć w przypadku IEMów to chyba najbardziej robi).

Czy będzie to coś? Czy meh? Szklanej kuli nie mam, ale coś czuję, że obiektowy dźwięk zawita do audio tak, czy inaczej i będzie to coś, o czym jeszcze nie raz usłyszymy. Wielokrotnie wspominałem na HDO o słuchaniu wielokanałowym, o 1 bitowym graniu (DSD/SACD właśnie w kwadro i dalej), że warto sobie to przyswoić, sprawdzić, zapoznać się… są tacy, który tworzą całe kolekcje i ja to szanuję. Aha, rzecz dostępna dla abonentów Tidal HiFi/Master oraz Deezer HiFi. Dostępne na każdych słuchawkach, oczywiście w przypadku firmowych, Sony, najnowszych, jest jeszcze ficzer ubogacający efekt. Wiadomo, kasa musi się zgadzać, a nuż rzecz chwyci i pomoże w walce z ogromną konkurencją…

Jak już zaczęliśmy od mobilnego grania, to kontynuujemy (i w sumie na tym też zakończymy wpis, bo o apce mobilnej będzie na końcu), spiesząc donieść, że oto pojawił się nowy kodek Bluetooth Audio. Bez HD? No bez, w sumie, choć też taki wysokojakościowy, z oznaczeniem BT LE Audio, co się rozszyfrowuje tako, jako: Low Energy. Phi, i co to nas w sumie… ano błąd, bo rzecz wcale nie jest taka mało istotna, wręcz przeciwnie. Owszem nie mamy i nadal nic nie zapowiada by to się zmieniło, stratną kompresję, ale ta niska (bardzo, bardzo niska) chęć wysysania bateryjki przez urządzenia pracujące w ramach kodeka Complexity Communications Codec (LC3), który ma zagwarantować to co dzisiaj osiągalne w tej technologii (niskie opóźnienia aka LL, aptX (HD) – wysokobitratowość) przy znaczącej redukcji (50%) przesyłu danych. Znaczy jeszcze bardziej skompresowane, zakrzykniecie ze zgrozą… ano tak, jak najbardziej, ale to mniej to więcej, bo nie ma to w niczym pogorszyć jakości, ma być właśnie dużo lepsze od podstawowego SBC, jakościowo na poziomie tego, co oferuje nam strumieniowanie (SQ) w ramach BT obecnie. Dłuższe działanie? Tak. Lżejsze słuchawki, bezprzewodowe doki? Tak. Dla wątpiących w jakość tego nowego rozwiązania… na rycinie macie podane jak to wygląda w porównaniu z podstawowym kodekiem SBC, ale spokojnie, będzie i 1000 bez kozery bitów na sekundę, a to za sprawą LC3plus czytaj transmisji PCM audio aż do 24bit/96kHz. Rzecz jasna zarówno Qualcomm’a aptX (HD) jak i Sony’ego LDAC, nadal nie będą w ramach LC3plus bezstratne, zapomnijcie. Ważne natomiast jest to, że w odróżnieniu od aptX, czy LDAC-a mamy tu do czynienia z OTWARTYM STANDARDEM, nie zamkniętym, licencją. To bardzo ważne, bardzo istotne i daje nadzieję na wdrożenie tego nowego rozwiązania WSZĘDZIE.

Jak ktoś mówi mało, to ja przebijam to mało – co powiecie o oddzielnej transmisji prawego i lewego kanału do odbiornika, a nie jak teraz jednego streamu, który leci sobie do zazwyczaj prawej słuchawy, by potem sygnał rozdzielić, dbając o zsynchronizowanie obu kanałów i przesłaniu do drugiej słuchawki? Tutaj będzie zupełnie inaczej i wreszcie tak, jak być powinno. Tak! Będą dwa strumienie, każdy osobno trafi tam gdzie trzeba. To kolosalna różnica i potencjalnie (wg. mnie) najważniejsza cecha nowego rozwiązania! Oznacza to dalszą redukcję opóźnień, brak problemu z synchronizacją, otwarte możliwości dalszego usprawniania tego typu transmisji z wprowadzeniem bezprzewodowego streamingu bardzo wysokiej jakości, bezstratnego, ostatecznego rozbratu z kablem. DWA W PEŁNI ZSYNCHRONIZOWANE STRUMIENIE OSOBNO DO OSOBNYCH ODBIORNIKÓW. I to tutaj naprawdę robi różnicę! Do tego rozszerzone możliwości współdzielenia, co na pewno zostanie przyjęte z entuzjazmem przez młodych.

Ostatnia rzecz to głównie cytat. Znakomita aplikacja dla każdego kto chciałby może i klasyki, ale boi się, pomny wcześniejszych prób, wstrzymuje się od dania szansy muzyce klasycznej oraz dawnej. Znakomita aplikacja wprowadzająca w świat muzyki klasycznej, według mnie prawdziwa rewelacja: Muzyka poważna jest piękna, nastrojowa… i nieco przytłaczająca. „Chcę posłuchać muzyki klasycznej” brzmi jak „chcę przeczytać coś z literatury faktu”. Jak się w ogóle do tego zabrać? Zacznij od aplikacji IDAGIO - Classical Music. To Twój osobisty przewodnik, dzięki któremu z łatwością wkroczysz w świat dawnej i współczesnej muzyki poważnej. Starannie dobrana kolekcja nagrań w połączeniu ze stale rosnącym katalogiem ścieżek dostępnych wyłącznie w tej aplikacji sprawia, że Idagio doskonale nadaje się na początek klasycznej przygody.

Muzyka klasyczna to bardzo obszerny gatunek, ale dzięki starannie dobranym propozycjom Idagio jej świat stanie przed Tobą otworem.

Muzyka w Idagio może być naprawdę wiekowa, ale stojąca za aplikacją technologia to zupełna nowość. Jeśli posiadasz Apple Watch z najnowszą wersją systemu operacyjnego, możesz pobrać Idagio prosto na nadgarstek. Masz starszy system operacyjny? Bez obaw. Nadal możesz streamować muzykę z Idagio bezpośrednio z zegarka do słuchawek AirPods lub głośników Bluetooth. Aplikacja przypadnie do gustu dosłownie każdemu. Dopiero zaczynasz przygodę z muzyką klasyczną? Znasz ją głównie z kreskówek o Króliku Bugsie (nikomu nie powiemy)? Stuknij w zakładkę „Moods” („Nastroje”), a Idagio stworzy dla Ciebie spersonalizowaną playlistę. Możesz nawet wybrać konkretne „emocje” i słuchać na przykład muzyki uroczystej, nostalgicznej lub spokojnej. Należysz do grona szczęśliwców, którzy odróżniają Bacha od Beethovena? Korzystaj z rozbudowanej wyszukiwarki Idagio, dzięki której odkryjesz wspaniałe utwory konkretnych kompozytorów należące do określonych epok i podgatunków lub wykonywane przez wskazane zespoły czy orkiestry.

Polecam! Link do apki tutaj. Dla Robocika tutaj.

PS. W najbliższym tygodniu efektory w rozsądnym budżecie – nowości słuchawkowe Magni & Alara oraz już nie nowość, co prawda, ale zacna propozycja w budżecie jeszcze skromnym, a już (klasa kolumn) można powiedzieć że o złocie mówimy: Pylony Diamond Monitor. Była elektronika ostatnio, teraz czas na to, co najważniejsze w systemie.

» Czytaj dalej

Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o AirPods Pro…

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Apple-logo

…ale do tej pory nie mieliście okazji niczego takiego przeczytać. Skrupulatnie, z ambicją, żeby to (co poniżej) wyczerpywało temat. Parę lat temu, na szybko, sprawdziłem (link) pod paroma względami rewolucyjne wtedy AirPodsy 1 gen. Wtedy była to sensacja, głównie za sprawą układu W1 gwarantującego bezproblemowe odtwarzanie, parowanie i synchronizację prawdziwie bezprzewodowych słuchawek dousznych. Apple jak to Apple zrobiło coś później od konkurencji, ale zrobiło to dobrze. Rzecz jasna nie obyło się bez kompromisów, jak to u Apple – konstrukcyjnie, dźwiękowo, ergonomicznie były to co najwyżej EarPodsy, dodawane do każdego iPhone’a firmowe słuchawki. Nic specjalnego zatem, a w porównaniu bez druta, coś jednak znacznie droższego. SQ nie był w centrum uwagi, skupiono się na samym medium, na jak najlepszej, bezproblemowej pracy w bezprzewodowych okolicznościach przyrody i tu nie było jw lipy. Lipa była odnośnie wyglądu człowieka z AirPodsami (wg mnie nieakceptowalny dziwaczno-debilny poziom) oraz ogólnie ergonomii… wygoda dla niektórych nie do przyjęcia, łatwość (też w zależności od anatomii) wypadania, daleko od optimum imo. Tylko tak, nie inaczej – pasuje, albo odwrotnie …takie to były słuchawki. Doceniłem Apple za deficytową (wtedy bardzo, dzisiaj w sumie też u Jabca z tym słabo) innowacyjność, innowacyjność jaką zaprezentowało wtedy Apple przy okazji premiery pierwszych AirPodsów właśnie.

Tegoroczna nowość zmienia bardzo wiele, to nowy projekt, to IEMy (choć po applowemu vide specjalne aplikacje, niestandardowe gumki), to forma nie tak inwazyjna, jak w poprzednikach, oraz całkiem sporo technologicznych nowości. Temat prawdziwie bezdrutowych IEMów, jak starzy stażem Czytelnicy, mamy gruntownie przerobiony: pierwsze próby tj. Dashe, Bragi na IFA parę lat temu, słabiutkie Audio-Techniki (masarka), przystępne cenowo i bardzo udane Jarby, świetne brzmieniowo i do dupy obsługowo Senki Momentum, mocarne propozycje Sony, ambitne produkty RHA… wspomniane AP 1 gen. Żaden z produktów wymienionych powyżej nie był idealny, ba może poza Jarbami (koszt/efekt) słuchawki tego typu obarczone były dość poważnymi kompromisami, albo zwyczajnie były za drogie w stosunku do tego, co oferowały. Ostatnio widać istną powódź, zatrzęsienie nowych propozycji, do tego ostrą konkurencję cenową w tym segmencie.

Tak to wygląda, w przypadku Apple – wygląda inaczej – co odnośnie tej firmy specjalnie nie dziwi. Jest nowe, jest wyraźnie inne, bardziej zaawansowane, ale jest drogie (w odniesieniu do konkurencji). Cóż – to Apple – patrząc na różnicę między samymi AirPodsami, to mamy ponad 200pln więcej – wg. mnie warto dopłacić, a jak nie… to kupić sporo tańszy wariant za 800zł. Można się zżymać na to Pro (pro, co?) w nazwie, można, ale to bardziej obecna polityka nazewnicza dla wszystkich klas produktów u Jabca. Jak wspomniałem dali tutaj sporo nowego, nie dostajemy w żadnym wypadku odgrzewanego kotleciora, co ta firma (odgrzewane) ma opanowane na marginesie do perfekcji. Rzecz jasna jest to coś dla użytkowników ekosystemu, innym radzę odpuścić, bo to nie ma sensu (o czym niżej). Całość recki ma formę wyliczanki na kolorowo, z podanymi + (się podobało) i minusami (się nie), standard tegoroczny u nas, gdy piszemy o Lo-Fi, small-Fi lub/i akcesoriach. Przy czym tutaj jest naprawdę na bogato (z 90+ fotek O_o) @ naszym profilu.

Szczególarskie wyniki maglowania (SQ/wygoda/ergonomia/osiągi/technologie) z mega galerią, uwzględniającą różne platformy, różne aplikacje odtwarzające, różne okoliczności, trudności z jakimi musiały sobie APP poradzić, znajdziecie zaraz poniżej. Tak obrazowo, kompleksowo nikt tego chyba jeszcze nie przetestował.

Zapraszam:

» Czytaj dalej

Słuchawki Nura po paru tygodniach ostrego testowania. Recenzja

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_2830

Nie było taryfy ulgowej. Słuchałem długo, bardzo długo, w różnych okolicznościach przyrody, sprawdzając jak się te nauszniki sprawdzają w „boju”. Chciałem – po pierwsze – sprawdzić ergonomię. Wygoda tudzież jej brak w przypadku tak oryginalnej konstrukcji (przypominam – połączenie dokanałowego wsadu, z wokół-usznymi muszlami) to rzecz do tej pory niewystępująca, według mnie nie bez przyczyny, w słuchawkowym wszechświecie. Po drugie obadać wpływ działania indywidualnego profilowania (pomiar naszego aparatu słuchu przez słuchawki) na to, co słyszymy i jak słyszymy. Tak, tutaj w grę wchodzą pierwsze wrażenia z odsłuchu, SQ, ale nie skupiałem się na własnych odczuciach (podoba się, nie podoba się) tylko szkiełkoocznej, czyszkiełkousznej analizie & porównaniu tego nowatorskiego systemu z opcją bez dostosowania („neutral”). Po trzecie wyszły wszystkie plusy i minusy sterowania dotykowego w wydaniu NuraPhone, mogłem po tych paru tygodniach wyrobić sobie jednoznaczną opinię na temat. Po czwarte oceniłem jak się sprawuje moduł – stabilność transmisji, parowanie, przełączanie między urządzeniami. Po piąte sprawdziłem granie po kablu (cyfrowo z kompem). Wreszcie po szóste sprawdziłem i oceniłem w warunkach „on the go” jak się zachowują w trakcie ulewy, gradobicia i kokluszu ;-) znaczy się, czy deszczyk nie wadzi, a jak wadzi w czym wadzi, jak było długo słuchane, a było, to czy tzw. TeslaFlow (wentylowanie) się sprawdza, nie robi się sauna, czy wręcz przeciwnie znaczy robi się (moje Senki Wireless OvE to koszmar w cieplejsze dni, koszmar) oraz – na deser – FrontRow… jak się ma tektoniczne wzbudzanie basiora do szlachetnej sztuki budowania kulturalnego masowania na dole. Ekhmmm. Dobra, zainteresowani Future-Fi w wariancie słuchawkowym? No to jedziemy…

Grane z kabla USB na makówie. Cymes. Naprawdę szkoda, że firma nie zrobiła aplikacji na kompy…
Może zrobi? 

A tak rzeczywiście słyszę, na stronie opisują (mniej więcej) jak to czytać…

Co się podobało? (rozwinięte w stosunku do zajawki, końcowe spostrzeżenia, całościowa ocena)

- słuchawki przylegają jak przyklejone do głowy, świetnie izolują (ANC dodatkowo robi robotę, o czym poniżej jeszcze będzie), płynny mechanizm dopasowania precyzyjnie nam je układa na łbie. Jest opór, także nie wyrobi się to (mechanizm), tu nie ma żadnych zastrzeżeń. Dokanałowy patent dodatkowo stabilizuje i utrzymuje nauszniki w określonej pozycji (polecam pałąk umieścić w okolicach czubka głowy). Pałąk to w ogóle mocny punkt konstrukcji – nie męczy (żadnego ucisku na czubku, czy w okolicach styku nie doświadczamy), wew. materiał nie wywołuje potliwości (widać, że ktoś tu projektował całościowo). Deszcz niestraszny, ale (patrz „co wymaga dopracowania”). Nie ma uczucia pieczenia na czubku głowy.

- aplikacja daje radę, cały proces ustawiania słuchawek przebiega sprawnie. To pierwsze słuchawki na rynku, które łączą się z… serwerem producenta, gdzie dane na temat konfiguracji zapisywane są zdalnie. Uprzedzam, w offline też to działa, ale nie do końca. Chcesz rozpocząć przygodę, LTE/3G być musi (no sieć, dostęp). Dlaczego -tak?- będzie w rozwinięciu recenzji, powiem tylko tyle, że profilowanie stanowi progres, o czym w następnym myślniku…

- nurasound. Profilowanie, pomiar, osobisty, pomierzony, skalibrowany układ pod nasze ucho. Tak, możecie sobie to szybko przetestować, sprawdzić, bo genialną sprawą jest możliwość szybkiego przełączania (profil/neutralne granie) w sterowaniu dotykowym lub via apka (działa w tle, nie przerywa się wtedy odtwarzanie z dowolnego softwarowego playera). To jest przyszłość. Potęga kodu, pomiar, dopasowanie, korekcja. To się dzieje w świecie dużego, stacjonarnego audio, to zaczyna się dziać w słuchawkowym światku. True-Fi, Reference, profile pod Audeze w Roonie… tak, moi drodzy, software będzie miał, ma coraz więcej do powiedzenia odnośnie finalnej, wynikowej jakości dźwięku. Mój profil na obrazku. Warto zapisać sobie w notatniku (tak też zrobiłem), można przechowywać na serwerach producenta, można sobie ten profil zarchiwizować jw. w dowolnym miejscu. To robi. Wpływ na to co słyszymy ogromny. Najpierw wydaje się, że to pod rozrywkowe doznania, że w porównaniu do neutralnego profilu, jest za bardzo „hej do przodu”, ale im dalej w las tym wyraźniej zaczynamy dostrzegać, że słyszymy wyraźniej, że detale, które umykały, których nie było, albo ledwo były słyszalne, one są, że jednak to inaczej, pełniej, bliżej tego, co w materiale siedzi. Jest tu pewien myk, tym mykiem jest FrontRow, ale da się nad tym panować w pełni, bo to konfigurowalne jest. Można zatem zrobić sobie karykaturę na własne życzenie, można. Jednak z samym nurasound nie ma to za wiele, nie, nie ma to nic wspólnego. Mówią „music in full colour”. Tak, chodzi o  barwę, o poszczególne pasma, ale chodzi także jw. o coś więcej. Zamiast zewnętrznego DSP mamy coś zintegrowanego, coś – co pozwala na dopasowanie. Dokładne. W testowanych słuchawkach był zachowany profil pracownika (?) dystrybutora. Włączyłem. Dobra, jeżeli tak inaczej odbieramy muzykę, w tak odmienny sposób kształtuje się nasza percepcja to… wiecie, co to oznacza? No właśnie. Dla mnie to poważne wyzwanie „teologiczno-dogmatyczne”, bo to przecież podstawy. System bada nasz aparat słuchu, robi to powtarzalnie (sprawdziłem, wyniki zbliżone) i robi to zasadniczo przekonująco. W większości wypadków (wiele osób obadałem) efekt był pozytywny, grało lepiej, dla użytkownika z wyraźnym progresem w stosunku do ustawienia neutralnego.

- bardzo wytrzymała (FullMetalJacket) konstrukcja. Pałąk jest nie do zdarcia, podobnie muszle, grube, mocarne pady, gumowy wsad IEMowy… okablowanie, wpuszczony głęboko w obudowę muszli port. Będę służyć lata. Metal, precyzyjne spasowanie. Do tego dbałość o szczegóły (lubimy i cenimy), czytaj: świetnej jakości nosidełko i bardzo elastyczny (wygodny) przewód (pewnie inne, niestety nie w komplecie, a dodatkowo płatne, kabelki też takie jak ten do pudła dodawany).

 - sterowanie dotykowe zazwyczaj się nie sprawdza. Zazwyczaj jest to jakiś patent obejmujący całą muszlę, który w praktyce w negatywny sposób wpływa na użytkowanie. A jak jest tutaj? Otóż, inaczej, choć nadal z problemami. Inaczej, bo producent zaaplikował dotykowe powierzchnie na niewielkich mocowaniach muszli z pałąkiem. Elegancko, ale jeszcze nie idealnie (choć da się to imo poprawić w aktualizacjach oprogramowania). Elegancko, bo zamiast mazać po całej muszli, mamy definiowane przez nas w aplikacji (bardzo fajne) możliwości pełnej konfiguracji tego sterowania. Oparte jest to na pojedynczym, albo podwójnym tapnięciu, mamy zatem możliwość wywołania 4 komend, przy czym funkcjonalnie to dublowanie (bo włączamy coś i wyłączamy coś). Trochę mało, przydałoby się więcej (nie obejmuje to wszystkich chcianych funkcjonalności, szczególnie że możemy regulować tu takie rzeczy jak działanie DSP). Działa to pewnie, nie jest przekombinowane, także tu plus. Reszta poniżej (co należy dopracować).

 - cyfrowo z kompem jest znakomicie. Naprawdę znakomicie. Z jednym „ale”. Nie ma aplikacji pod komputer, a więc wcześniej gdy słuchawki sparowane są (a mogą być TYLKO Z JEDNYM źródłem) ustawiamy sposób pracy. Jak wszystko włączymy (DSP aktywne, ANC aktywne) to tak będzie grało. I nie zmienimy tego, bo dotykowe sterowanie słuchawek po kablu nie działa. Kolejna rzecz do poprawki w aktualizacjach oprogramowania. Jak już jednak podepniemy (też w celu podładowania) to ho, ho, ho. Wewnętrzny DAC robi robotę (jest 16/44-48 tylko), bardzo pozytywne odczucia z odsłuchu. Kabel mógłby być w związku z tym dłuższy, ale dzięki elastyczności jest wygodnie, byle nie za daleko (bo się nie da). Słuchamy i zapominamy o bożym świecie. Oczywiście w makówach będzie działał aptX (via BT Explorer), niestety nie aptX HD (który jest tu także obsługiwany), bo Apple generalnie wiele standardów olewa, choć ostatnio tak jakby się to zmienia (w nowym OS będzie nawet dźwięk obiektowy, no wow). Także kabel zadaje kłam niektórym opiniom, że te słuchawki nie potrafią grać dobrze bez ficzerów. Owszem, potrafią, tyle że nie w trybie BT (bez ficzerów), o czym poniżej jeszcze będzie…

- deszcz nie straszny, znaczy odporne na działanie wilgoci są, choć trzeba mieć w pamięci, że po pierwsze producent milczy na ten temat, po drugie wentylacja (otwory wokół muszli, na styku padów / obudowy) to potencjalne źródło problemów. Tak czy inaczej nie zauważyłem żadnego negatywnego wpływu, a parę razy lało jak jasna cholera. Samo wentylowanie sprawdza się bardzo dobrze, szczególnie w porównaniu jw. z moimi dotychczasowymi bezprzewodowymi nausznikami to niebo a ziemia. Uszy nie pocą się aż tak jak w innych zamkniętych konstrukcjach, są wentylowane, a dodatkowo to wentylowanie nie ma to negatywnego wpływu na separację od czynników zewnętrznych, bo efektywne ANC, bo patent z dokanałową konstrukcją.

- FrontRow. W Berlinie śmiałem się z tego, na IFA się śmiałem, bo miałem na uszach masaż i to taki, że po parunastu sekundach ściągnąłem Skulle (bo tej firmy tj. Skullcandy słuchawki wywołały u mnie wesołość) z wyrazem WTF na twarzy. Tam też dało się regulować, przy czym działało to tak, że albo basu nie było, albo bas był, ale tylko bas. Tu jest inaczej, bo owszem może być karykatura, ale aktywna komora (bo tak od środka prezentują się musze), która pracuje przez cały czas (gumowa, wyprofilowana wykładzina), jak membrana w głośniku (przy czym nie jest to część samego przetwornika!), faktycznie konfiguruje nam ten zakres, w miarę sensownie, nie idealnie, ale na pewno w sposób akceptowalny, a nie jw. idiotycznie bezużyteczny. Te słuchawki mogą być ciekawe dla bass-headów, ale też mogą być opcją dla osób, które wolą niskie trzymane (ściśle) w ryzach. Mamy wybór. 

- jak zdejmiemy to przestają działać, jak założymy wznawiają, witając się i podając od razu ile procent i czy się ze źródłem skomunikowały (choć to ostatnie nie zawsze)

- adaptacja. Serio. Po tygodniu ból mija, choć – zaznaczam – to indywidualna sprawa i może się zdarzyć, że akurat Wam nie minie i będzie bolało 

Co wymaga dopracowania?

- pojawiają się problemy w komunikacji z PC/Mac. Nie udało się ustawić pod macOS 12.14.5, na starszej makówie z HighSierra poszło bez problemów. Na pewno powinni dać software konfigurujący pracę także w wersji komputerowej. Bardzo tego brakuje!

- ANC działa sprawnie, ale nie idealnie. System da się ustawić pod okoliczności (można słuchać i jednocześnie rozmawiać, tudzież nie wpaść pod samochód), to funkcjonuje bardzo dobrze, szkoda że opcji gradacji działania nie ma, bo fajnie by było mieć nad tym większą kontrolę. Do wprowadzenia. Tak czy inaczej tryb Social użyteczny, ale do udoskonalenia…

- precyzja działania dotyku zbyt czuła. Muśnięcie i już. A przypadkowo, szczególnie w takim, wypustkowym, położeniu wywołać coś to nie problem. A problem właśnie jest. Także może jakiś czas reakcji, może sama czułość… to powinno też dać się ustawić programowo (idealnie, gdyby taka opcja pojawiła się w aplikacji konfigurującej pracę słuchawek). Poza tym w deszczu przestaje działać (no wiadomo, tego nie da się raczej obejść), trzeba nurkować po źródło, telefon. Gdyby tak jeszcze wprowadzić opcję 3 tapnięć i rozszerzyć możliwości sterowania to byłoby pikobello. Aktualizacja?

A co zgrzyta i jest (wg. autora) od czapy?

- choćby nie wiem jak się starał, to IEMowy wsad męczy, po paru godzinach czuć ból. Wyraźnie czuć. To efekt nacisku, a może precyzyjniej, ucisku okolic kanału usznego. Wsad jest mocno osadzony i dociśnięty do ucha. Nie ma tu przypadku, to intencjonalne, bo połączone z profilowaniem, z pomiarem naszego ucha i dopasowaniem pracy układu, z nurasound. Coś za coś niestety. Dźwięk zostaje dostarczony najbardziej bezstratnie do ucha, ale też mamy problem z ergonomią, z wygodą. Ciśnie. Także ten SoftTouch niestety nie jest soft, tylko hard. Silikon (nazywany przeze mnie wcześniej „gumą”) jest przyjemny w dotyku, fakt, nie poci się skóra (to też ma wpływ, znaczy materiał ma), pewnie nie alergizuje (jak ktoś ma tego typu problemy), wszystko to prawda, ale całościowo będzie bolało po dłuższym czasie użytkowania. Ciekawostka, jak odwrócimy słuchawki (da się je nałożyć tylko w jeden, określony sposób, tj. portem ładująco-grającym po prawo) to jest… wygodniej. Tyle, że wtedy doki nie wchodzą idealnie w uszy i po włączeniu muzy jedyne co słychać to dudnienie. To oczywiście mocno indywidualna sprawa. Jak poinformował mnie dystrybutor, jestem jedną z nielicznych osób, które zwróciły uwagę na ten problem. Na dole macie krótki filmik, który opisuje rzecz, dodatkowo zamieściłem informację o wkładach, jakie są w komplecie (w demówce ich nie było). Aha, i jeszcze jedno, nie ma problemu z wypożyczeniem słuchawek, przetestowaniem ich na miejscu.

- nie są w żaden sposób składane, nie da się ich pomniejszyć do transportu (stąd duże nosidło). Być może konstruktorom zależało na wyborze – nie składać, zrobić panzer i wybrać długowieczność, kosztem łatwości przenoszenia słuchawek. Szanuję, oceniam nawet pozytywnie w kontekście jw. ale mobilne słuchawki to składaki i to się generalnie sprawdza użytkowo. Tu się tak nie da, tak ten typ ma.

- parowanie ręczne i odparowywanie. Obawiam się, że tego akurat softwareowo nie zrobią, bo jakby moduł dawał radę (może któryś z ficzerów uniemożliwia taką opcję?) to by było na starcie i po kolejnych aktualizacjach. Niestety. Choć autoparowanie jest uskuteczniane, to przy większej liczbie urządzeń, musimy nurkować do ustawień. Dodatkowo trzeba pamiętać o wyłączeniu pary BT i BT LE. Dopiero po odłączeniu można korzystać z innego, wcześniej sparowanego sprzętu. Nie ma dwóch równocześnie, z kompami czasami długo trwa proces nawiązania łączności (z mobilnym raczej bez zwłoki). Funkcja przywracania też potrafi się pogubić.

- jakość rozmów jest rozczarowująca. Nie wiem, czy mogą coś z tym zrobić, ale tu naprawdę przydałaby się konkretna poprawa. Często „jak przez butelkę”, charczy, nie jest czysto, bywa że nawiązane połączenie jest, a nic nie słyszymy. Trzeba wtedy zmienić w telefonie odbiór na słuchawkę w fonie, innym urządzeniu i powtórnie wybrać. Także nasza rozmowa bywa trudno słyszalna. Słabe to. 

Takie reklamy w Londynie. W wielu miejscach. Nura na uszach i na plakatach ;-)

Podsumowując

Przetestowane słuchawki to rzecz oryginalna, awangardowa, zdecydowanie warta uwzględnienia. To przyszłość. Systemy DSP (kod) pozwalające w dowolnych uwarunkowaniach uzyskać optymalne brzmienie. Takie rzeczy jak Dirac, True-Fi, Reference (Sonarworks) i wiele innych robią różnicę zasadniczą i wraz z rozwojem, z integracją (w sprzęcie vide NAD, miniDSP, Arcam i wielu innych) stanowić będą standardowe wyposażenie przyszłych klamotów. Nie dziwi zatem, że w przypadku słuchawek obserwujemy dokładnie to samo. Profile Audeze w ramach firmowego software oraz plug-in’y dla kombajnów (Roon, JRiver…) – jesteśmy na początku drogi, fascynującej drogi. W przypadku Nura dostajemy nie tylko dobrze wykonane, intrygująco & nowatorsko zaprojektowane (kabel oraz oprofilowany tryb bezprzewodowy, bez profilu via BT gra to słabo) nausznice, dostajemy przede wszystkim „know-how” z innowacyjnym mechanizmem pomiaru dna ucha, oparty na super czułych mikrofonach, z zaawansowanym kodem dopasującym pracę przetworników do naszej anatomii.

To jest clou. To robi różnicę i stanowi najistotniejszy element, kluczowy w tym produkcie. Reszta jest ważna, ale dopiero to robi różnicę. Powiem więcej – gdyby nie to, specyficzne połączenie zamkniętej muszli z IEMowym wsadem uznałbym za ciekawostkę, mało praktyczną, no problematyczną, dyskusyjną ciekawostkę. Owszem, daje to pewne korzyści (głównie w zakresie izolacji), ale też dla wielu osób, wybierających nausznice właśnie dlatego, że IEMy są dla nich nieakceptowalne. W tym wypadku musi być właśnie tak, bo wymaga tego opracowany system pomiarowy. Ucho musi być izolowane i musi być dźwięk pomiarowy ukierunkowany bardzo precyzyjnie inaczej całość nie ma sensu. Zdarzało się, że pomiar mimo paru prób nie kończył się sukcesem, osoba badana nie mogła utworzyć swojego profilu. Wada? Moim zdaniem niekoniecznie, a wręcz nawet zaleta, bo dowodzi, że ten system to nie jest hokus-pokus, tylko coś realnie działającego, mającego wpływ. U jednej z osób wyszło, że ma problemy ze słuchem (lewe ucho), że budowa uszu uniemożliwia tej osobie komfortowe użytkowanie IEMów (dowolnego typu). Także pomiar wielokrotnie nieudany, w końcu zakończony ledwo co powodzeniem (bez optymalnego położenia słuchawek, badany odczuwał dyskomfort) udowodnił, że to działa – profil grał gorzej niż ustawienie neutralne.

Także jestem na tak, mimo pewnych wątpliwości. To coś nowego, coś innego, coś co musi dopiero udowodnić swoje kompetencje. Czekam na innych, nie tylko w tym sensie, że innych producentów słuchawek BT z zaawansowanymi systemami DSP, ale także tych, którzy sprzedają klasyczne słuchawki, bez ficzerów, a widząc co się dzieje (Audeze) chce wycisnąć ze swoich nauszników maksimum. Gotowe profile to dopiero początek… plug-iny, które dodatkowo będą w czasie rzeczywistym dostosowywać działanie EQ, współpracując z zaawansowanymi DSP w oprogramowaniu odtwarzającym.

W opcji on-the-go niestety po pewnym czasie uszy odmówiły współpracy. Bolało. Jako zapas robiły RHA i cóż… przydały się jak widać. Ale minęło. Po tygodniu zaadaptowałem się i mimo najszczerszych chęci udowodnienia, że jednak boli, nie bolało. Zaadaptowałem się.

PS. BTW to projekt kickstarterowy, swego czasu sporo o różnych wynalazkach z tego serwisu było u nas (grafeny, lewitujące klamoty, psychomanipulacja ;-) )

Poniżej MEGA_GALERIA z opisami oraz rozwinięcie recenzji, o specyfikacji, technologii i dźwięku (tak, o tym też ;-)

» Czytaj dalej

Chord Mojo – nowa, redakcyjna referencja „on the go”

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_3977

„Duże” Chordy – jakoś nigdy nie byłem fanem. Tak, na pewno są to znakomite urządzenia od strony inżynieryjnej, świetnie zaprojektowane, tyle tylko że sygnatura dźwiękowa jakoś nie moja bajka. Nie pasowało, mimo paru prób i dałem sobie spokój. Tak to jest, czasami preferencje słuchającego są tak odległe od tego, co oferuje dana „szkoła”, że – po pierwsze – nie warto czasu marnować (się zmuszać), po drugie – subiektywny osąd mógłby być zwyczajnie krzywdzący dla badanego klamota. Był jednak wyjątek. Tym wyjątkiem, chętnie słuchanym tu i ówdzie, było tytułowe urządzenie: Mojo. Według mnie ten maluch prezentuje inne, bliższe mojemu, podejście do reprodukowania dźwięku. Podobał się, choć nie był to jakiś zachwyt, finalnie trafiła się okazja i tak wylądował w redakcji. Ostatnio mobilnego u nas prawdziwe zatrzęsienie, co ma swoje plusy ale i minusy, bo przetestować trzeba, można w różnych okolicznościach (wyjazdowych) co jest tym „+”, ale też przesuwa parę rzeczy planowanych, zakłóca ustalony wcześniej porządek publikacji. Mam nadzieję, że przyszły tydzień będzie owocny, znaczy uda się nadgonić i sporo rzeczy na HDO się pojawi, a mobilne już zapowiadane i właśnie dopiero co zapowiadane oraz to, co leci, nie popsuje playlisty i wyrobimy się ze wszystkim, co tam się ostatnio słuchało.

Trzeba to ogarnąć (świecące kule – komunikacja, sterowanie), ale to nawet dodaje uroku i jest konsekwentnym wyborem
producenta we wszystkich produktach PC Audio 

Dobra, dość pierdzielenia, czas na konkrety. Mojo. Opisany przez praktycznie każdy sajt, w licznych periodykach branżowych, przetestowany „na wylot”. Czy może być coś odkrywczego w opisywaniu sprzętu sprzed c.a. 4 lat? W odniesieniu – jak najbardziej. W odniesieniu do nowego. Dlatego Mojo stanie i stawać będzie w szranki z grającymi penami, przenośnymi amp/dakami oraz DAPami, będzie weryfikował wartość tego, co nowsze, oparte na nowych pomysłach. Przy czym Chord parę lat temu zrobił wiele, by rzecz nam się nie zdezaktualizowała – możliwości tego malucha nadal są i będą „na czasie”. Firma o to zadbała, wybierając drogę uzupełniania, czy wręcz „apgrejtowania” (Poly) podstawowego produktu i chwała jej za to. O Poly zresztą jeszcze przeczytacie. To, że sprzęt nie ma MQA uważam za zaletę, Chord podobnie jak inni, zaimplementował w nowych produktach tą bezużyteczną technologię… to jak z dodawaniem (marketing) DSD do każdego przetwornika (obsługa), czy pogoni na cyferki. Cóż, tak to funkcjonuje.

Także cieszę się, że z jednej strony mamy zaawansowane coś, przyjemniej od innych wyrobów Chorda, brzmiące (dla moich uszu), z opcją uzupełnienia funkcjonalności o pełną obsługę sieciową z certyfikacją Roon Ready, opcją mobilnego serwera audio etc. Fajnie. Choć wiem, czytając fora, że nie wszystko wyszło okey (Poly), co też krytycznie ocenimy, co wyjdzie w praniu. Na razie soute i ta „referencja” to nie – jak wielu interpretuje to słowo – najlepsze, top of the tops, tylko zwyczajnie punkt odniesienia dla testowanych przenośnych (w redakcji). U mnie większość USB DACów gra stacjonarnie (temat na inny wpis – brak zasilania, dedykowany komputer/transport cyfrowy, to często panaceum na problemy, droga do uzyskania lepszego dźwięku… pomiary nie kłamią vide Audio Science Review) i Chord wraz z SMSL Idea mają stanowić mobilny materiał porównawczy.

Wirelessy z Wire. Senki mają kopany moduł łączności, ale to nadal jedne z najlepszych mobilnych nauszników
(wygoda, świetny dźwięk, b. dobry ANC)

Postaram się przemycić w ramach paru najbliższych publikacji sporo spostrzeżeń na temat kompetencji brzmieniowych Mojo, tym razem nie będzie czegoś takiego jak osobna recenzja, a właśnie tak, plus – to już w ramach dużej publikacji – Mojo & Poly (z roonowym przegięciem… tu mobilne spotka… stacjonarne). Tymczasem parę fotek, słuchane w dość oryginalnym zestawieniu (dla porównania) z Sennkami Momentum Wireless OvE (wyłącznie opcja pasywna, z wyłączonymi ficzerami, na kablu podpiętym do Mojo) vs Nura (full DSP, BT, z profilowaniem indywidualnym). Zupełnie odmienne drogi do… no właśnie, do czego? Trochę wyjaśniam poniżej, w mini galerii.

» Czytaj dalej

Apple z hi-res audio? Master Studio po jabłkowemu: Apple Digital Masters

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
apple-music-logo-getty-2018-billboard-1548

Najnowszy Billboard (patrz linkdonosi, że Apple chce zmoneteryzować lepszą jakość w swoim kramiku/streamie. Wiecie, fajnie jest zarobić więcej. To jedna strona medalu. Druga to konkurencja. Ta spod znaku Deezera (HiFi), Tidala (HiFi-MQA) oraz Qobuza (już w US, z pełną paletą możliwości) to nie jest coś, co można tak po prostu zignorować. Poza tym – i to jest chyba główny powód – od wielu, wielu lat Apple przygotowywało się do zaoferowania plików w lepszej jakości. Remastered for iTunes. Najlepsze źródła, bardzo dobre pliki stratne jakie oferują od dawna, te z podpisem RfT właśnie. Trochę to nowe wymusza także sytuacja – Apple ubija iTunes, multimedialny kombajn przechoodzi do historii (wraz z jesiennymi premierami najnowszych systemów na Makówy i iCośtam). To właściwy moment by rzutem na taśmę wprowadzić coś WOW, tak przy okazji. Wspomniana konkurencja stream bezstratny ma, Apple będzie… no właśnie będzie miał coś, co raczej bardziej kojarzyć się będzie z tidalowym MQA (przy czym, jak wiemy, Tidal to także poza stratnym origami także normalne flaczki 16/44). Wiemy, że jakość ma być lepsza, podobno znacząco w stosunku do tego, co jest (w kramiku i Apple Music), ale… niekoniecznie będzie to strumień bezstratnej jakości. 

Zawiedzionych rozumiem, ale też warto spojrzeć na to przez pryzmat tego, co dla Apple kluczowe. Dla Apple kluczowy jest rozbrat z kablem (wszędzie, gdzie tylko się da), a ten rozbrat to kompromisty. Bluetooth to stratna kompresja, nawet w najbardziej wyrafinowanej formie (może, cholera, w końcu wprowadzą wydajne kodeki aptX, low-latency, HD?), a jabłkowy strumień AirPlay to niby bezstratne bity, ale żadne tam bitperfect granie. Także ekosystem jest średnio, czy można wręcz rzec, wogóle niedostosowany do jakiś tam hi-resowych, bezstratnych fanaberii. I dlatego jabłczane Master Studio ma być czymś innym, niż by się nam mogło wydawać. Jakość ma być HQ, ale ma to być dopasowane – właśnie – do hardware: słuchawek, telefonów, tabletów i zegarków. Nie wspominam nico makach, bo zdaje się, że dla Apple to coraz bardziej niszowa, czy powiedzmy dopasowana do klienta nie_masowego branża, segment elektroniki użytkowej. Coraz droższe PC z jałkiem to margines w porównaniu z całą resztą. A ta reszta to strumienie po jabłkowemu, znaczy strumienie stratne (zazwyczaj). Koniec, kropka i amen.

To, o czym napisano w powyższym źródle, jako żywo przypomina zapowiedzi MQA. Tyle, że na pewno (no na 99%) nie ma to nic wspólnego z origami. Mówimy o technologii pozwalającej efektywnie strumieniować źródła Digital Masters (to dość pojemne określenie źródeł cyfrowych o – teoretycznie – referencyjnej jakości) w ramach własnego ekosystemu, przy zachowaniu niskiego zużycia energii (bardzo ważne w przypadku AirPodsów, czy Apple Watch’a), umiarkowanych transferów i dopasowania do możliwości zaimplementowanych w sprzęcie. Cofamy się zatem o parę generacji… chyba, że będzie to „ficzer” dla nowych i tak to będzie sprzedawane klientom… chcesz Mastera, kup nowego fona, iPada czy co tam jeszcze. Nie zdziwiłbym się, w końcu księgowy nie przepuści okazji, by zarobić wincyj.

Nie znamy na razie szczegółów, wszystko brzmi dość enigmatycznie. Wiadomo, że od dzisiaj (07.08), jak zapowiedziało Apple, uruchamiają „Apple Digital Masters” i będzie to coś więcej niż wspomniane Remastered for iTunes. Firma uznała, że obecnie warto rzecz odpowiednio sprzedać marketingowo, zarobić na tym, w związku z faktem, że aż 75% muzyki z Top 100 w USA i ok. 71% w Europie to wysokiej jakości źródła cyfrowe (najlepszej jakości). Czym zatem ma być Digital Masters po jabłkowemu? Ano ma to być jakościowo ten sam poziom jak plik audio loseless (oryginał) w formie dopasowanej do jabłkowych realiów. Skąd my to znamy… (podobnie brzmiały zapowiedzi o M-Q-A).

Jak się Apple zechce uzupełnić informacje (specyfikacja, katalog, szczegóły na temat dostępności) zaktualizuję wpis…

PS. Apple Digital Masters dostępne jest / ma być w Apple Music. Wygląda to na razie jak zwykły rebrand Remastered for iTunes, ale nadzieja umiera ostatnia ;-)

PPS. Mając takie źródła, mając własny – niezły – kodek (ALAC), mając (jeszcze) spory zasięg tradycyjnej dystrybucji plikowej (downloady via iTunes / Music) mogliby wreszcie coś konkretnego zaproponować. Może zmityguje ich do działania kolejny duży gracz – Amazon – który podobnież jest w bezstratnych blokach, za moment ma zaoferować lepszą jakość w streamie. Spotify, jak wiemy, prowadzi testy, jedynie Google wydaje się być na razie kompletnie niezainteresowane czymś lepszym od mp3-jek…

PPPS. Możliwe, że większość katalogu na Apple Music / iTunes może być od teraz w jakości Remastered for iTunes / Apple Digital Masters. To spory plus dla użytkowników, zważywszy że duża część katalogu (większa) bazowała do tej pory na gorszych jakościowo plikach udostępnianych w kramiku / streamie.

Biała księga do pobrania tutaj:

apple-digital-masters

TrueConnect: pierwsze wrażenia z testowania bezdrutowych IEMów RHA & finał

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_2201

Są AirPodsy i długo, długo nic. Tak wygląda obecnie ten segment. I pewnie będzie tak wyglądał za rok, dwa lata, trzy… Apple jest / będzie niekwestionowanym liderem, podobnie jak to ma miejsce w przypadku smart zegarków. Co jest najważniejsze odnośnie takiego produktu? Dźwięk? Znaczy jakość dźwięku? Najważniejsza jest stabilne, pozbawione dropów, problemów z synchronizacją działanie i bezobsługowe (najlepiej) łączenie z wszystkim, co jest na podorędziu. To, plus akceptowalnie długi czas działania, wyznacza w prawdziwie bezdrutowych słuchawkach dousznych wzorzec, jest punktem odniesienia. Jakość dźwięku oczywiście nie jest pomijalna, ale w sytuacji, gdy coś z powyższego zawodzi w ogólnym rozrachunku się nie liczy. W ogóle się nie liczy. To ma działać przenośnie (bo przecież nie w domu, albo inaczej, w domu to co najwyżej przy okazji), ma działać dobrze, pewnie, z gwarancją POWTARZALNOŚCI. Niepomijalne są kwestie nawigowania, sterownia (w AirPodsach zorganizowano to źle), jakości rozmów (bywa z tym tragicznie w niektórych tego typu produktach) oraz ergonomii, wygody użytkowania (duże pudła nosidełka, ładowarki odpadają w przedbiegach). Produkt Apple (opisany u nas rok temu) to coś, co pasuje, bądź nie pasuje (pchełki) do anatomii potencjalnego użytkownika, to coś co w związku z taką, a nie inną konstrukcją, może nie być dla każdego (ale – strzelam – tym którym wypada, nie „leży”, jest zdecydowana mniejszość, patrząc przez pryzmat popularności).

Forma airpodsopodobna, ale nie tak inwazyjna (wygląd) jak produkt Apple

No dobra, to co z resztą (segmentu), czy ktoś tu próbuje nawiązać, czy wręcz przeciwnie, nie ściga się, bo wie że to daremne i chce zaprezentować coś dla nieco innej (niż masowa) grupy odbiorców? Zabrzmi to dziwnie, ale wg. mnie najlepszą alternatywą dla AirPodsów będą albo słuchawki dużo droższe (i w paru aspektach zdecydowanie lepsze …od razu uprzedzam, nie ma takich na rynku), albo coś w porównywalnej, czy najlepiej niższej cenie – co w tych kluczowych – powyżej podanych parametrach, nawiąże równorzędną walkę z jabłkowymi słuchawkami. Tu też, póki co, nie pojawił się wg. mnie równorzędny produkt. To może nie ma sensu w ogóle podchodzić do tematu? Jest coś, co jest wyznacznikiem i ściana? Trochę tak, ale jednak nie, bo wielu próbuje, ze zmiennym szczęściem próbuje i RHA TrueConnect doskonałym tego przykładem jest (*oraz Senki Momentum Wireless IEM, słuchane w Berlinie, słuchane w Warszawie, też o nich tutaj co nie co jeszcze będzie).

 

Jak to u RHA… na bogato

Od strony ergonomicznej RHA wykonało kawał dobrej roboty. Słuchawki są leciutkie, wygodne, doskonale trzymają się ucha, są (mimo nieco przypominającej AirPodsy formy vide rurki) znacznie mniej inwazyjne (wygląd), samo nosidełko do przenoszenia, ładowania małe, zgrabne, wykonane z dobrych (jak słuchawki) materiałów tj. wysokiej jakości plastiku i metalu. Jest USB-C a nie żadne tam micro, no jak sami widzicie na wstępie jest naprawdę dobrze. A jak to wygląda po paru tygodniach dość intensywnego, na wynos, testowania?

Zainteresowani? Zapraszam…

» Czytaj dalej

Więcej takich! LG G7 One @ IFA to R.i.P dla wszelkich DAPów

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
G7 QuadDAC

To naturalne. Po co mieć w kieszeni coś, co nie daje możliwości streamowania (raz), komunikacji (dwa), jest wąsko-wyspecjalizowane (to trzy)? DAPy miały swoje pięć minut, ale wg. mnie te pięć minut już było i ta nisza przestanie istnieć. Przestanie z dwóch powodów. Pierwszy, najważniejszy, to bezprzewodowość. Tak, chodzi o rynek masowy, ale nie tylko. Patrząc na słuchawki jakie promowano na IFA, na to jaki kierunek obierają producenci audio, także Ci głównie od słuchawek, także wysokiejj klasy słuchawek nie mam wątpliwości, że drogi, przewodowy (jak gra via BT to jest to ułomny transport, zdolny do grania wyłącznie lokalnego, z karty, kompletnie zbędna rzecz) DAP to przeżytek. No dobrze, ale ktoś może jednak mieć wyższe aspiracje, dążyć do jakiegoś absolutu (w mobilnym audio), do poziomu wyczynowego. Ok. Niech będzie. LG już wcześniej udowodnił (seria V), Samsung także udowodnił i paru innych Chińczyków udowodniło, że mariaż nowoczesnego smartfona, takiego powyżej średniej (specyfikacja) z bardzo wysokiej próby modułem audio (najlepsze, mobilne kości przetworników C/A od specjalistów: Wolfsona, ESS, TI czy CMedii) to coś w pełni osiągalnego i niespecjalnie trudnego do wdrożenia. W końcu, telefony są coraz większe, coraz większe są ich baterie, a dodatkowo możliwości obliczeniowe są już na tak wyśrubowanym poziomie, że… taki kieszonkowy komputer może z powodzeniem realizować obliczenia konwersji PCM do DSD, konwersje w ramach zaawansowanych trybów DSP (np. binaualizacja) i t p bez najmniejszych problemów. Wystarczy jakiś rozbudowany soft-player (czekam na mobilną odsłonę Roona, pracują nad tym :) ) i już.

Integracja tego co, w każdej kieszeni, z najlepszą możliwą SQ w jednym produkcie okazała się być w pełni wykonalna i w 100% udana. Miałem przez krótki czas możliwość zapoznania się z V30 zaprojektowanego przez LG wesół ze specami od B&O i… I nie wydaje mi się, żebym cokolwiek tracił jakościowo w porównaniu z Kałachami z serii 100, płacąc 2-3 razy mniej za więcej (funkcjonalności & użyteczności). Także, nie ma o czym mówić. DAPy to przeszłość. Może i jest miejsce dla jakiś absolutnie endowych uberkałachów (240/380), tudzież podobnych wynalazków, dla tych, którzy chcą takie coś wykorzystać u siebie jako element domowego systemu z wysokiej półki. No może. Mniej więcej chodzi mi tu o to, co pokazało Sony w Berlinie, czytaj koszmarnie drogi, bateryjny, ciężki pół-stacjonarny DAC/AMP… czytaj opcja przenośna dla nawiedzonych audiofilów ;-) …przenośna, nie mobilna, bo mówimy o czymś do ustawienia na hotelowym np. stoliczku. Ok, kto co tam lubi, ale DAPy jako mobilne źródła dźwięku to już przeszłość. 

Na IFA koreański gigant pokazał tańsze, ale pod kątem audio w niczym niezubożone, wersje swojego flagowca G7 (topowiec to ThinQ). Tańsze One (czysty Android – tylko takie coś ma sens, subiektywnie) oraz Fit (inna spec i system z nakładką firmową) otrzymały tzw. Quad DAC, czytaj ESS Sabre ES9218. To najnowsza seria poczwórnych (to ten quad), ultrakompaktowych, energooszczędnych kości, tożsama z najnowszymi gen. flagowymi układami 9038. Przy czym tutaj macie także zintegrowany wzmacniacz (analogowa kontrola poziomu z 130dB SNR!), dekoder (pełne origami) MQA oraz obsługę strumienia 1 bitowego. Natywnie. 32 bitowy przetwornik, zdolny do obsługi materiału PCM do 384 oraz DSD do 512 (!). Mało? Na jacku „stacjonarne” 2vrms pozwalające pożenić high-endowe, duże słuchawy lub podpiąć telefon pod konkretny tor audio, w roli pełnoprawnego źródła dźwięku. Jeszcze mało? Poczwórny układ C/A to wyczynowe parametry tj. 124dB DNR & -112dB THD+N. Zapowiedziane pod koniec 2016, wdrożone w 2017, trafiły do opisywanych topowców LG także w 2018. I trudno się dziwić. To najpotężniejszy tego typu układ… jakoś niespecjalnie stosowany w DAPach btw.

I to wszystko macie, „przy okazji”, bo przecież to jest smartfon, do tego – jak go LG promował (o audio raczej za wiele nie mówili) – bardzo zaawansowany aparat / kamera. Z rzeczy dla nas może mniej istotnych, ale w sumie jednak istotnych, bo wszystko to przecież w jednym (DAP i fon) – w One dali Snapdragona 835 z ekranem o przekątnej 6.1 (za duże dla mnie, stanowczo za duże to), z wąsem (obrzydliwy notch), z rozdz. 1440 px. Oczywiście jest tam aptX, jest LDAC (bo Oreo czyli Andek 8.1, czysty, jak wspominałem, na tym). Zatem komplet. Wystarczy nabyć, na kartę wgrać te nieliczne DSD-eki wyczynowe, co to kilka gigabajtów jeden utwór (materiały DSD256 – takie są gdzieniegdzie dostępne), strumieniem z Tidala oraz Qobuza (dalej w .pl niedostępnym) nakarmić, może jakieś hi-resowe radio sobie uskutecznić (sporo tego, jak grzyby po deszczu wyrastają takie sieciorozgłośnie). Jak kto wierzy w MQA to proszę bardzo, bez najmniejszego problemu. Mobilnie, na wysokim SQ poziomie.

Czekamy na więcej, a najlepiej, żeby to co jeszcze z jackiem się uchowa, miało takie przetworniki jw. w standardzie. Dla producentów to ani technologiczne wyzwanie, ani jakiś tam wielki koszt, a dla nas same zalety. ESS (albo topowy Wolf, albo TI…) w każdym smartfonie! ;-) A ten G7 One kusi, szczególnie z jakimiś zamkniętymi planarami (Mr Speakers), nowymi CL-kami 2 szkockiego RHA, czy prawdziwie bezdrutowymi dokami Momentum Senka. To by było bardziej, mocniej, więcej od każdego, nawet za piętnaście tysięcy, DAPa. I lepiej.

Pierwsze takie: bezprzewodowe planary od RHA. Model CL2

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2018-08-23 o 12.19.16

Pierwszym producentem, który zminiaturyzował układ ortodynamiczny, było Audeze. Tyle, że ich IEMowe planary są 1) przewodowe 2) nietypowe (duże, z obudową znacznie wystającą poza obręb małżowiny… właściwie to takie zminiaturyzowane nausznice, bez pałąka ofc). RHA zrobiło to inaczej. Nie dość, że wycięli z równania kabel (no, nie do końca, tu rewolucji nie ma, nie są to prawdziwie bezprzewodowe IEMy, a klasyczny model „w opcji bezdrutowej” z przewodem między dokami, spoczywającym na karku użytkownika) to jeszcze zamknęli całość w zgrabnych obudowach, takich mniej więcej, jak stosowane w modelach serii Txx (kształt, materiał inny, poniżej szczegóły). Dzięki standardowym złączkom MMCX można będzie używać ich w obu scenariuszach: bezprzewodowym, jak i przewodowym. To – w sumie – korzystne rozwiązanie, dające użytkownikowi elastyczność wyboru (mobilnie, bardziej stacjonarnie, z zaprzęgnięciem wewnętrznej elektroniki i z ominięciem tego, co w dołączonej „smyczy”  przekształca sygnał, wzmacnia go etc.) Czyli takie dwa w jednym.

To, co przykuwa uwagę, to właśnie miniaturyzacja układu. To robi wrażenie! (bezprzewodowość można uznać za chwyt marketingowy – nie krytykuję, to ma sens w obecnych czasach rozbratu z drutem, przy czym każde słuchawki z wymiennym kablem mogą być dzisiaj „bezdrutowe”) Udało się w miniaturowych, dopasowanych do małżowiny obudowach, zmieścić super-cienką membranę (grubości 16um), 10mm przetwornik wraz z centralnie umiejscowionymi magnesami zmieścił się do typowej, wykorzystywanej w modelach dynamicznych”łezce”. Zbalansowana konstrukcja, z dołączonym okablowaniem (mamy wspomnianą „smycz” z modułem aptX i baterią dającą ok. 12h grania oraz 3,5 mm standardowy, miedziany i srebrny 2,5mm zbalansowany, kabelek) daje szerokie pole do eksperymentowania… z pewnością, każdy z tych sposobów podłączenia pod źródło będzie cechował inny sposób kreacji dźwięku, będzie zauważalna różnica w SQ. Tym razem zamiast metalu (seria T) w obudowach wykorzystano ceramikę (podobnie jak w poprzednim, topowym modelu CL1). Na pewno wpłynie to korzystnie na wagę tytułowych monitorów. Start przedsprzedaży dzisiaj, do kupienia we wrześniu (dokładnie od 12 mają być dostępne).

Jak widać, podobnie jak w serii T, mamy w CL2 wkładki (dyfuzory) modyfikujące brzmienie. Więcej na ten temat przeczytacie w recenzji T10 (tutaj)

Cena? Po kursie funta będzie to jakieś pi razy oko 3800 złotych (ale to bez naszego VATu, także obstawiam że w .pl będzie to bardziej >4500). Jak tylko się pojawią, postaramy się włożyć w uszy i zdać relację…

 

Konwersja monitorów przewodowych (IEMów) na bezdrutowe w MEE Audio

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2018-03-23 o 10.43.10

Aż dziw, że nikt na to wcześniej nie wpadł. A może wpadł. Mniejsza. Warunek? Odłączany od IEMów kabel. Takie coś występuje coraz cześciej w konstrukcjach z górnej półki i jak samo bawienie się w wymianę kabla w dokanałowych monitorach uważam za sztukę dla sztuki i bardziej element audiovoodoofilskiego folkloru, to tytułowy patent jest przegenialny w swej oczywistości i zasługuje na wpis. MEE BTC1 oraz BTX1 to konwersje przewodowych słuchawek w bezprzewodowe dzięki wymianie kabla z pilotem… na kabel z pilotem ;-) Że jak? Może jeszcze leki oddziaływują i powinien sobie z dzień spokoju od klawiatury dać? Nic podobnego. Chodzi o to, że te zamienniki to właśnie bezprzewodowe ala na karczek z bezdrutowym modułem & baterią adaptery i dzięki nim będzie można sobie strumieniem bez fizycznego uwiązania ze źródłem muzyki słuchać.

Konwertujemy sobie. Było na kablu, będzie bez

No to posłuchamy, a posłuchamy w jakości lepszej niż oferowana przez podstawowy kodek SBC, bo w strumieniu z prawie że bezstratnym (ale stratnym, tyle że o znacznie niższych opóźnieniach i szerszym paśmie, większym bitrate) aptX. Jak mamy pecha używać iPhone (mam) to na szczęście też sobie lepiej posłuchamy, przewidziano AAC. Kupertyńczycy olewają od dawien, dawna cywilizowane standardy rynkowe i uparcie promują swoje własne rozwiązania. Niestety często, gęsto w przypadku BT modułów obsługi AAC nie ma. I tak jak z makówy sobie zawsze aptXy odpalicie, to już z iPhone czy iPada nie zawsze. Tu, szczęśliwie, dali to w standardzie. Może się okazać, że konwersja @ bezdruta wyjdzie na zdrowie, bo przypominam, że w przypadku nowych modeli iPhone grube koty z Jabca eksterminowały jacka, w zamian oferując całkiem gównianą przejścióweczkę. Ta przejścióweczka, jak pamiętacie nasze wpisy, daje gorsze parametry na wyjściu i takie, nawet drutowe MEE monitory dokanałowe tracą na dzień dobry, a BT z AAC, dobrą implementacją, potrafi nam ten kabel skutecznie zastąpić bez strat. Adapter firmowy zaś to straty natywnie oferowane przez producenta. Natywnie, bo gorsza jakość, bo ergonomia na pałę, bo znowu się zgubiło. Zabawne, że w smartfonach za 5-6k takie coś dzisiaj oferują. Nie, nie zabawne, smutne raczej.

Dobra, ja tu o jakiś pierdołach, a przez te kilkanaście zdań nawet się nie zająknąłem o co chodzi konkretnie z tymi bezdrutowymi adapterami. No to konkretnie, chodzi o to, że: BTC1 to adapter Bluetooth dedykowany słuchawkom MEE Audio M6 Pro, a model BTX1 jest kompatybilny ze wszystkimi dostępnymi na rynku słuchawkami wyposażonymi w złącze MMCX, w tym MEE Audio M7 Pro, Pinncale P1 oraz Pinnacle P2. Wiecie co to oznacza? Ano oznacza to tyle, że jak macie INNE monitory dokanałowe, z odłączalnym, wyposażone w MMCX to nic nie stoi na przeszkodzie. I tak, zamiast mieć osobno na drucie i osobno bez drutu, macie swoje ulubione na wynos i w zależności od okoliczności albo z, albo bez kabla. Proste? Proste!

Dodam jeszcze, że ofc jest pilot sterujący odtwarzaniem i gadaniem, z mikrofonem jest i zgodny zarówno z Andkiem jak i iOSem, a bateria w drugiej wypustce na płaskim przewodzie daje nam 8 godzin odtwarzania, czyli plus minus rynkowy standard w tej materii mamy tutaj zapewniony. Na koniec najlepsze. Ile kosztuje taka konwersja. Otóż, moi drodzy, wychodzi całkiem niedrogo. Bo ustalono, że taki adapter będzie dostępny za 259 złotych. To świetna opcja dla kogoś, kto chce sobie od czasu, do czasu posłuchać swoich monitorów nie łącząc ich fizycznie z telefonem, korzystając jednocześnie z tego, za co już wcześniej był zapłacił. Znakomity pomysł na rozszerzenie możliwości, użyteczne rozszerzenie, w bardzo rozsądnym budżecie!

Widzę patent, który w takich na karczek, bezdrutowcach powinien być obligatoryjny. Zacisk na przewód organizujący nam to co z tyłu dynda.

….tylko pytanie, czy takie sterowanie, gdy pilot spoczywa gdzieś z tyłu, będzie wygodne? Może będzie? Z chwytaniem dobrej jakości dźwięku przez wbudowany mikrofon nie powinno być problemu

PS. Złoty Graal, czytaj chińskie pchełki w formie high-endowych IEMów, za „5zł”, jeszcze nie dotarły. Pewnie to parawjon, czytaj, lotnicza, w tym wypadku to jakaś fruwająca amfibia z międzylądowaniami co 200 mil, albo po prostu Antonow An-2 do nas leci z pocztą, czyli nieśpiesznie, a z Chin to jednak daleko jest. Czekamy niecierpliwie.

PPS. Nawiązując, za parę chwil będzie o bezdrutowych IEMach, tj. zapowiadany krótki opis przetestowanych MA750 od RHA…