Chude czasy mają już chyba za sobą. Co prawda (patrz poprzedni news), Nokia niebawem pozbędzie się swojego mobilnego biznesu na rzecz Microsoftu, ale patrząc na umowę zrobi to na czas określony, poza tym zyska duży kapitał – będzie zdolna do zainwestowania w nowe pomysły, znacznie poprawi swoją kondycję finansową. Stało się to, o czym swego czasu pisałem – konsekwentna, mądra i jak widać skuteczna strategia rozwoju smartfonów Lumia (oraz bardzo udane wejście na rynek budżetowych telefonów Asha), pozwoliła na odwrócenie złej passy. Rzecz jasna nie ma na razie mowy o powrocie do sytuacji sprzed paru lat, kiedy to Nokia rozdawała karty, dominowała na rynku, a jej Symbian był najpopularniejszym systemem operacyjnym. Tak czy inaczej, rynkowe wyniki są znakomite, tak szybkiego wzrostu chyba nikt się nie spodziewał. Także na globalnym rynku Nokia radzi sobie coraz lepiej, potwierdza tę tendencję coraz lepsza sprzedaż w Stanach. To trudny rynek, zdominowany przez Apple. Topowe Nokie w USA sprzedają się całkiem nieźle, na Starym Kontynencie najlepsze wyniki odnotowują budżetowe smartfony – Lumia 520 oraz 620 (w Stanach też, tle że właśnie tam Nokia dobrze wstrzeliła się z modelami z wysokiej półki – serią 9xx oraz 10xx.) Poniżej tabletki przedstawiające najnowsze wyniki rynkowe Windowsa Phone (czytaj Lumii) na globalnym rynku oraz w Europie…
Decyzja przypieczętowuje umowę zawartą między Microsoftem a Nokią o przejęciu mobilnego biznesu tej drugiej przez softwareowego giganta. Na razie nie są znane szczegóły strategii MS odnośnie produktów z portfolio Finów – smartfonów (a od niedawna tabletów) Lumia oraz budżetowych telefonów Asha. Zapewne firma z Redmond nie zrezygnuje z ww. nazw, być może w ogóle nie zobaczymy nazwy Microsoft na obudowach (a jedynie logo MS i to raczej dyskretnie umiejscowione / wygrawerowane). Z pewnością dojdzie do synergii zespołów opracowujących sprzęt mobilny, na pewno (w końcu!) MS wdroży procedury ścisłej współpracy działu odpowiedzialnego za oprogramowanie operacyjne (Windows Phone oraz Windows RT) z ludźmi pracującymi nad hardwarem. Ma to ogromne znaczenie dla przyszłości microsoftowego ekosystemu. Ciekawe, co zrobi Microsoft z konkurującymi urządzeniami – mam tu na myśli Lumię 2520 oraz Surface 2? Oba tablety działają na systemie Windows 8.1RT, oba mają zbliżone parametry. Firma będzie musiała podjąć jakieś decyzje w tej materii – oby nie była to najprostsza decyzja o wycofaniu jednego z ww. produktów z oferty (mam tu na myśli tablet Nokii, bo Surface jest dla MS kluczową marką i raczej z tego elementu firma nie zrezygnuje, nawet mimo kiepskiej sprzedaży). Podsumowując, rośnie Androidowi, a przede wszystkim iOSowi poważny konkurent. W kolejnym newsie przedstawiam najnowsze wyniki branży mobilnej, z których jasno wynika kto jest na „fali wznoszącej”, komu rośnie, a kto złapał zadyszkę, traci (na Starym Kontynencie).
O opóźnieniu zadecydowały kwestie związane z dopracowaniem serwisu oraz (co pewnie było głównym powodem) dopięcia wszystkich umów z wytwórniami fonograficznymi. Music Pass – bo tak prawdopodobnie będzie nazywała się nowa usługa streamingowa, ma być bezpośrednim konkurentem dla Spotify, Rdio, Pandroidy czy Deezera. Na razie nic nie wiadomo o funkcjonalności (zapewne zbliżonej do tego, co oferują ww. serwisy), o jakości dźwięku (tutaj nie liczyłbym na nic więcej niż mp3 / 320) oraz o bibliotece nagrań. Ujawniono natomiast prawdopodobną cenę za konto premium. Okazuje się, że za wszystko zapłacimy nic. Serwis ma być w pełni darmowy, co będzie oznaczało małą rewolucję w tej materii, bo dotąd trzeba było płacić 9.99$ (standardowa cena) za dostęp do kontra premium. Ciekawe jak zareaguje konkurencja na ten ruch, czy będzie to oznaczało stopniowe zniesienie opłat? Wprowadzenie dużej liczby reklam (w końcu na czymś trzeba zarabiać), a może po prostu konkurenci wzruszą ramionami (pytanie co dokładnie otrzymamy za to za darmo, czy może „za darmo”). Tak czy inaczej przyjdzie poczekać nam do marca 2014 na oficjalną premierę serwisu. Ciekawe, czy ktoś postanowi iść drogą obraną przez WiMPa, oferując muzykę w bezstratnych formatach? Może to być wg. mnie dodatkowy element w ofercie tego typu usługodawców, dający im możliwość zarobienia dodatkowych paru dolarów na abonencie zainteresowanym lepszą jakością muzyki. Przy ewentualnym zniesieniu podstawowej opłaty (patrz wyżej) będzie można w ten sposób wprowadzić dodatkowe elementy wymagające uiszczenia opłaty. To plus hipotetycznie możliwa usługa przeniesienia całej kolekcji do chmury (coś ala iTunes Match, tyle że lepsze, bez ograniczeń ww. usługi, z pełnym wsparciem dla formatów bezstratnych, bardzo dużą przestrzenią na dane) mogą przynieść określone korzyści usługodawcom.
Obecnie budowa wielostrefowego systemu nie jest tak skomplikowana i kosztowna jak to miało miejsce parę lat temu. Handheldowa rewolucja, a wraz z nią nadejście streamingu, bezprzewodowej łączności, przesyłania obrazu i dźwięku za pośrednictwem popularnych technologii, takich jak DLNA/uPnP (WiFi) oraz za pomocą Bluetooth pozwala na doprowadzenie sygnału bez pośrednictwa kabli praktycznie wszędzie i to za stosunkowo niewielkie pieniądze. Jednak ktoś, komu zależy na maksymalnej funkcjonalności, możliwościach rozbudowy, jakości sygnału często wybiera rozwiązania dedykowane, przygotowane przez specjalistów z branży. Jedną z takich firm jest amerykańska CASA Tunes, której produkty właśnie trafiły do naszego kraju. Ciekawostką jest tutaj oparcie się na technologii AirPlay, technologii Apple, której zastosowanie niesie ze sobą określone korzyści – gigantyczny rynek aplikacji wspierających format oraz urządzeń kompatybilnych z ww. techniką przesyłu, ogromna prostota obsługi oraz bezstratny transfer o jakości płyty kompaktowej. Ograniczenia to brak obsługi plików hi-res, krytycy mówią także o nie do końca pewnej (osiągalnej) zgodności bitowej – innymi słowy, niektórzy twierdzą, że nie ma tu mowy o bit-perfect. Jak jest w rzeczywistości trudno orzec, bo wielu rzeczy o AP po prostu nie wiemy, poza tym sama natura transferu bezprzewodowego niesie ze sobą pewne ograniczenia i niebezpieczeństwa. Zostawmy jednak to i skupy się na nowości jaka wchodzi na nasz rynek…
„Casa Tunes to amerykańska firma produkująca urządzenia Multiroom Audio wykorzystujące technologię bezprzewodową AirPlay oraz tradycyjne połączenie kablowe. Streamery Casa Tunes mogą wykorzystywać bezprzewodowe przesyłanie sygnału audio do dowolnego urządzenia wyposażonego w technologię Air Play, takiego jak głośniki czy amplitunery AV. Z oferty firmy można wybrać streamery o niespotykanej ilości wyjść audio od 3 do 24 streamów w technologii kablowej oraz od 5 do 10 streamów w technologii bezprzewodowej Air Play. Obsługa urządzeń może się odbywać z dedykowanej klawiatury oraz z wygodnych aplikacji na smartfony, tablety w systemie iOS lub Android oraz z komputerów PC i Mac.” Jak widać, jest to rozwiązanie całościowe, dopasowane do potrzeb różnych klientów, w tym takich którzy mają spore domy, duże mieszkania, w których chcieliby mieć pełną swobodę dostępu do multimediów. Niewątpliwie ogromną zaletą w tym wypadku jest kompatybilność z gigantyczną liczbą urządzeń. Zazwyczaj w tego typu rozwiązaniach stosuje się unikalne technologie, wymagające zastosowania dodatkowych, kosztownych komponentów, przygotowanych do pracy w wielostrefowym systemie. Tutaj jest inaczej. Wiadomo, że Ameryka (USA) Apple stoi. Akurat w tej dziedzinie (bezprzewodowy transfer audio i wideo, ogólnie multimedia) jabłkowy ekosystem ma do zaoferowania bardzo wiele, stanowi punkt odniesienia. Wielostrefowy system dystrybucji oparty na AirPlay ma dużą przewagę nad konkurencją, może także okazać się najbardziej przyjazny kieszeni (mamy w sumie pełną dowolność konfigurowania, można dowolnie mieszać ze sobą urządzenia, marki, byle by wspierały AP).
Wreszcie będzie można obyć się bez fizycznego nośnika i do tego bez przeszkód strumieniować dźwięk z wielu źródeł. Nowy model Pianocrafta MRC-N560 pozwala odtwarzać dźwięk z praktycznie każdego źródła. To bardzo dobra wiadomość – do tej pory trzeba było albo dokować smartfona, albo podpinać stację dokującą etc. Teraz wystarczy połączyć sie z domową siecią za pośrednictwem złącza LAN. Opcja bezprzewodowa jest niestety dodatkiem za który przyjdzie zapłacić (adaptery WiFi oraz BT: YWA-10 oraz YBA-11). Yamaha Pianocraft MCR-N560 odtwarza nie tylko pliki skompresowane bezstratnie, takie jak MP3 i AAC, ale również można za pomocą tego mini systemu cieszyć się odtwarzaniem materiału w gęstych formatach, w wysokiej rozdzielczości, tj. FLAC oraz WAV 192 kHz/24 bity. Obsługa technologii AirPlay umożliwia bezprzewodowy transfer dźwięku z urządzeń Apple. Dodatkowo dzięki bezpłatnej aplikacji NP Controller, przygotowanej z myślą o systemach iOS oraz Android, będzie można sterować systemem muzycznym bezpośrednio ze smartfona lub tabletu i bezprzewodowo przesyłać muzykę (MusicPlay). Dla użytkowników elektroniki Apple to powiedzmy średnia atrakcja – dzięki AP mogą to robić za pośrednictwem każdej aplikacji. Ciekawe, czy w każdym z ww. systemów produkt Yamahy może być widziany jako media renderer? Jeżeli tak, to nie ma przeszkód by w ramach standardowych protokołów uPnP/DLNA sterować wieżyczką z wielu mobilnych aplikacji jakie dostępne są dla obu systemów w wirtualnych sklepach. Nic nie wspomniano o obsłudze trybu gapless. Do tego oczywiście dochodzi klasyka – radio FM oraz odtwarzacz CDA. Wraz z głośnikami zapłacimy 2399 złotych. Poniżej specyfikacja…
Google z jednej strony stara się utrzymywać atrakcyjne ceny na swoje telefony (choć nie są to odpowiedniki topowych smartfonów konkurencji), z drugiej zaprezentowane ostatnio dodatki (bumper, bezprzewodowe ładowarki, akcesoria do nowego, nieco odświeżonego Google Glass) są bardzo drogie. Trochę brakuje tutaj konsekwencji, chyba że tak to ma właśnie wyglądać – tańszy sprzęt, droższe dodatki… Tak czy inaczej ktoś, kto zechce skusić się na nowego Nexusa 5 nie będzie musiał nadwyrężać domowego budżetu – cena urządzenia w podstawowej wersji (16GB) wynosi 349$. Za dodatkowe 16GB zapłacimy kolejne 50$. Google ponownie zdecydowało się na partnerstwo z LG i nowy Nexus 5 bazuje na modelu G2. Dostępny w białej oraz czarnej wersji, plastikowy smartfon wyposażono w końcu w obecnie obowiązkowy moduł LTE. Ekran w rozmiarze 5″ o rozdzielczości 1080p to niewątpliwie mocny punkt tej konstrukcji. Zastosowano bardzo cienką ramkę wokół ekranu, sam telefon jest mimo dużego ekranu całkiem kompaktowy – waży o 9g mniej od poprzednika, czyli 130g, jest smukły, na szczęście nie odbiło się to negatywnie na zastosowanej baterii – ta dysponuje pojemnością 2300 mAh, co powinno wystarczyć na cały dzień typowego użytkowania. Poza dobrej jakości plastikiem na froncie znajdziemy szkło Gorilla Glass (3), dzięki czemu nie będziemy musieli martwić się o ewentualne zadrapania – wytrzymała powłoka powinna być wystarczającym zabezpieczeniem dla telefonu. Mocno akcentowane są nowe możliwości kamery. Jej konstrukcja niczym szczególnym się nie wyróżnia, ale tym co ma robić różnicę jest nowa funkcja HDR+. To HDR z dodatkiem znanego patentu polegającego na wykonywaniu kilku ujęć, z których tworzony jest jeden obraz o wysokiej jakości, z dodatkową możliwością edycji takiego zdjęcia (np. usuwanie elementów, obiektów). Nexus 5 otrzymał bardzo mocny układ Snapdragon 800, 2GB pamięci, co oznacza że zazwyczaj zasobożerny Android powinien działać szybko, sprawnie na takiej konfiguracji…
…powinien i – jak piszą recenzenci – tak jest w istocie, bo wraz z Nexusem 5 debiutuje także nowa wersja Androida. To bardzo ważny upgrade, kto wie czy nie najważniejszy element zaprezentowanych przez Google nowości. KiteKat to po pierwsze daleko idąca optymalizacja kodu. Android w końcu jest nie tylko szybki (na początku), ale szybki pozostaje także po instalacji wielu programów, dodatkowo ma zadowolić się naprawdę niewielką ilością pamięci – Google gwarantuje, że wersja 4.4 nie będzie mieć żadnych problemów z działaniem na smartfonach wyposażonych w zaledwie 512MB pamięci. To naprawdę niewiele i jeżeli faktycznie udało się na tyle usprawnić działanie mobilnego systemu Google to jest to znakomita wiadomość dla WSZYSTKICH* UŻYTKOWNIKÓW Androida (*którzy będą mogli zainstalować tytułowy system na swoim sprzęcie rzecz jasna). To właściwy krok w stronę zakończenia z fragmentacją platformy, z sytuacją w której wielu właścicieli sprzętu z Androidem chcąc nie chcąc musi używać starego oprogramowania. Z jednej strony problemem są sami producenci sprzętu z często fatalną polityką supportowania swoich produktów (tutaj akurat OEMizacja systemu wychodzi użytkownikom mocno bokiem), z drugiej kolejne warianty OS wymagały coraz to większych zasobów, szczególnie coraz większej ilości pamięci RAM (oraz szybszych układów). Nowa wersja zrywa z tym negatywnym trendem. Daje nadzieję, że podobnie jak ma to miejsce w Windows Phone oraz (do pewnego stopnia) w iOS, starszy sprzęt oraz budżetowy sprzęt (przede wszystkim) będzie działał wydajnie, szybko, nie stanie się atrapą jak to niestety do tej pory często miało miejsce. Innym usprawnieniem, które z radością powitają wszyscy użytkownicy nowych urządzeń na Androidzie jest technologia redukująca zapotrzebowanie na energię przez wbudowane w telefon sensory. Znacznie lepsze gospodarowanie energią pozwoli na dłuższe działanie smartfona, szczególnie gdy intensywnie korzystamy z jego możliwości. Czasowe przechodzenie w stan oczekiwania wiąże się z hardwarem – konieczne jest zastosowanie współpracujących z oprogramowaniem układów. Takie sensory wprowadzono w najnowszym Neksusie 5, niebawem powinny pojawić się także w innych produktach. Nowy mechanizm analizujący na bieżąco wykorzystanie pamięci systemowej (procstats) pozwoli na jak wyżej wspomniałem, optymalizację wykorzystania zasobów systemowych, redukcję oraz szybkie zwalnianie pamięci dzięki inteligentnemu zarządzaniu – to ukłon w stronę budżetowych telefonów z mniej niż 1GB pamięci RAM. A to dopiero początek…
To, że Motorola zdecydowała się zaprezentować światu swoją koncepcję konwertowalnych telefonów, co więcej zapowiedziała komercjalizację pomysłu jest moim zdaniem bardzo odważnym krokiem. Odważnym, ale czy sensowną decyzją, czy takie coś ma rację bytu? OEMizacja hardware w kontekście handheldów wydaje się być całkowicie szalona, oderwana od prawideł jakie rządzą tym biznesem. Skąd więc taki pomysł, skąd wiara że taki(e) produkty mają szansę się sprzedać? Szczerze, nie wiem co urodziło się w głowach szefostwa firmy, być może jest to próba ucieczki do przodu – dział mobilny Motoroli, wykupiony za 12 mld $ przez internetowego giganta Google, na razie nie może poszczycić się znaczącymi sukcesami. Więcej, przynosi ogromne straty. Właściwie jest jeden, jedyny udany, sprzedający się w miarę dobrze handheldowy produkt Motoroli – to telefon Moto X. Wspomniane urządzenie można zresztą potraktować jako forpocztę dla konwertowalnego, modułowego smartfona. Tu także mamy możliwość indywidualizacji wyglądu, tyle tylko że na znacznie, znacznie mniejszą skalę,patrząc przez pryzmat najnowszej propozycji Amerykanów. W Moto X można wybrać kolorystykę, można wybrać materiał oraz grawerunek obudowy. Pomysł okazał się nie najgorszy, w zgodnej opinii na pewno nie zaszkodził, a przyczynił się do względnego sukcesu jaki odniósł ww. model (wg. mnie znacznie większy wpływ na to miała świetna integracja cyfrowego asystenta Google Now w Moto X).
Pomysł Motoroli bazuje na niezrealizowanej do tej pory idei Phoneblocks (to także konkretny twórca pomysłu – Dave Hakkens – który jak widać zaraził ideą, znalazł wsparcie Motoroli). Dany model budujemy z gotowych, modułowych segmentów. Wspólna jest ramka / szkielet telefonu. Moduły (endoszkielet – w skrócie endo), bazujące na ustandaryzowanym projekcie (wygląd, połączenia) mają pełnić wszelkie funkcje jakie są niezbędne, jakie spotykamy w dzisiejszych smartfonach. Moduły łączności, różne ekrany, klawiatury, sensory oraz elementy, których jeszcze w smartfonach nie stosowano, takie jak przykładowo pulsometr. Brzmi to intrygująco, ale rodzi całkiem sporo problemów natury technicznej, a przede wszystkim ergonomicznej. Czy taki sprzęt może równie sprawnie działać co tradycyjna, mobilna słuchawka? Czy problemem nie będzie kiepska spójność, zwartość takiego urządzenia? Jak będzie wyglądała kompatybilność modułów, czy nie pojawią się wzajemne interferencje, czy takie modułowe elementy smartfona nie będą Projekt Ara – bo tak się rzecz zwie – to coś, czego nikt do tej pory nie wprowadził w tym segmencie produktów. Wygląd takiego telefonu jest zdeterminowany formą modułów i tutaj też widzę spory znak zapytania przed propagatorami tej koncepcji… czy ludzie będą chcieli używać takich, z definicji, większych, grubszych, nieco osobliwie wyglądających smartfonów. Nie zapominajmy, że urządzenia tego typu od dawna stanowią element designerski, element poddany różnego rodzaju modom, sprzęt osobisty który wybieramy kierując się nie tylko względami technicznymi ale (często przede wszystkim) estetycznymi. W przypadku hardware…
HF Player to odtwarzacz bezkompromisowy. Software ma nie tylko możliwość odtwarzania muzyki o jakości 24 bit 192 kHz (z tym, że pamiętajmy o ograniczeniach po stronie iPoda, iPhone czy iPada – tylko ten ostatni będzie natywnie grał muzykę o maks. parametrach 24/96, pozostałe urządzenia Apple zdolne są do odtwarzania dźwięku o jakości 24/48, choć – zastrzegam – nie wiem jak to jest w przypadku najnowszego modelu (-ów) iPhone), która będzie poddawana downmiksowi), ale także… konwersji plików DSD na format strawny dla jabłkowej, mobilnej elektroniki – czytaj do PCM. Nieźle… choć nie wiem, czy to jednak nie jest sztuka dla sztuki. Po pierwsze zysk jakościowy wydaje się cokolwiek wątpliwy (tak wiem, jest szansa że po prostu do pamięci trafi znakomity download DSD o bezkompromisowej jakości, tyle że taki sam efekt brzmieniowy, szczególnie na grajki, zapewni nam typowy FLACzek o wysokich parametrach). To raz, dwa będzie to, to wymagało (materiał) koszmarnie dużo miejsca. Dość powiedzieć, że albumy w DSD zajmują czasami nawet 1-2 GB pamięci. Przy typowej pojemności 16-32GB jakoś tego nie widzę. Oczywiście, można zawsze kupić, pod kątem trzymania kolekcji absolutnie najlepszych jakościowo downloadów iPada ze 128 GB pamięci. Widać, przyda się to rozszerzenie wprowadzone przez Apple niedawno, a obecnie dostępne w obu modelach tabletów z logo jabłka na obudowie. Jest jeszcze jeden, wcale nie błahy problem… to rzecz jasna bateria. Ta, jak wiadomo nie z gumy, z pewnością szybko dojdzie do sytuacji, w której nasz hi-resowy grajek oparty na iCośtam, wyzionie ducha. Wiem coś o tym z autopsji, bo aplikacja GoldenEar (też można sobie hi-resy i bezstratne formaty puszczać) uruchomiona na iPodzie Touch czy iPhone 4S szybciutko redukuje poziom energii, tak szybciutko, że lepiej na podorędziu mieć zew. baterię, bo inaczej szybko spotkamy się z twardą rzeczywistością i zamiast dźwięków usłyszymy ciszę.
Ok, ponarzekałem, ale trzeba oddać Japończykom z Onkyo sprawiedliwość – to najbardziej zaawansowany, programowy odtwarzacz dostępny w AppStore. Nie mam żadnych wątpliwości, że tak właśnie jest. Wystarczy spojrzeć na to co ten soft potrafi, a potrafi nie mało: poza wspomnianym graniem z plików 24/192 (FLAC, WAV) oraz DSD, mamy także zaawansowany equalizer (16000-band FIR) z możliwością ustawienia własnych presetów oraz gotowcami podpisanymi przez profesjonalnych muzyków współpracujących na co dzień z firmą Onkyo (która, jakby ktoś nie widział, oferuje pełen przekrój produktów audio). Szczerze powiedziawszy, już tylko ten element (EQ) skłonił mnie do pobrania aplikacji (sposób konfigurowania EQ bardzo intuicyjny, ogromne możliwości, ciekawe ustawienia proponowane przez ww. muzyków). To naprawdę fajna sprawa, polecam spróbować. Niestety pełne możliwości wymagają płatności (wersja darmowa ma EQ, ale nie obsługuje hi-resów) i to nie małej. Odblokowanie grania hi-resów to wydatek 9.99$ (euro), mamy zatem najdroższy (bodaj) tego typu soft w wirtualnym sklepie Apple. Tak czy inaczej, możliwości tego oprogramowania naprawdę robią wrażenie. Czy to wszystko powyżej oznacza, że możemy przekształcić naszego iPhone czy iPada w hi-resowy odtwarzacz, wysokiej klasy odtwarzacz? Postaram się coś więcej napisać, jak dokładnie zapoznam się z możliwościami tego software. Brzmienie iHandheldów jest całkiem niezłe, ale jednak nie tak dobre jak wyspecjalizowanych urządzeń, w rodzaju testowanego przez nas FiiO X3, czy zmierzającego do nas AK 120. Tak czy inaczej cieszę się, że Onkyo wydało taką aplikację, bo będzie można porównać możliwości X3, AK120, zmodowanego iPoda Classic, iPhone 4S oraz iPada z tytułowym softwarem (dodatkowo pożenię elektronikę Apple z naszym redakcyjnym wzmacniaczem mobilnym Matrix Portable - żeby miało to sens, w opcji czystej amplifikacji, z wykorzystaniem handheldowego DACa oraz ww. aplikacji). Bardzo jestem ciekaw jaki będzie efekt tych porównań!
Na marginesie, Onkyo ma świetnych speców od aplikacji mobilnych. Ich software do amplitunera może być wzorem dla konkurencji (podobnie udane oprogramowanie robi Yamaha, żeby oddać sprawiedliwość). Można w pełni wykorzystać możliwości sieciowych jednostek centralnych kina domowego – mam tu na myśli odtwarzanie muzyki w streamingu z serwisów streamingowych, NASa etc. Poza tym można bardzo szybko, szybciej i wygodniej niż z pilota, obsługiwać opcje związane z obrazem. Powracając zaś do HF Playera… link to aplikacji znajdziecie tutaj. Developer lojalnie ostrzega, że jest to „battery killer” oraz, że nasz telefon, grajek czy tablet będzie ledwo dychał (bardzo duże obciążenie dla CPU, przy konwersji DSD – PCM, oraz odtwarzaniu i downmiksie 24/192). Rzecz jasna to zastrzeżenie dotyczy głównie osób ze starszym sprzętem z logo jabłka (czytaj nas ), ktoś z nowym iPadem czy iPhone 5S nie musi obawiać się o wydajność – ta jest odpowiednio nadmiarowa w przypadku najnowszych handheldów ze stajni Apple. Nie da się tego powiedzieć o baterii – tutaj cudów nie ma. Będzie bolało. Developer zaleca wyłączenie wszystkich aplikacji oraz przełączenie urządzenia w tryb samolotowy… Jak ktoś ma na stanie któryś z najnowszych tabletów Apple (iPhone 5S, iPad 4 gen / 5 gen lub najnowszy iPad Mini) niech da znać, jak to u niego chodzi …ktoś, kto będzie chętny wysupłać wspomniane 9.99$, bo niestety inaczej sprawdzić się tego nie da. Wyżej podpisany postara się sprawdzić pełne możliwości software na starszych urządzeniach (jw. oraz iPadzie 2)).