LogowanieZarejestruj się
News

Pierwsze takie – słuchawki ze złączem Lightning dla jabłkolubów

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
fidelio-640x426

W zeszłą środę Philips zaprezentował światu pierwsze słuchawki, które wyposażono w niekompatybilne z niczym innym (niż handheldy Apple) złączem Lightning. Model Fidelio M2L to na pierwszy rzut oka typowe, nauszne słuchawki przenośne (no takie wyższej klasy vide przynależność do serii Fidelio), które mają przede wszystkim współpracować ze sprzętem mobilnym. W tym wypadku, jak wyżej, będą, pod warunkiem że jest to sprzęt Apple. Co ciekawe Philips wychodzi tu nieco przed szereg, a dokładnie przed firmę – twórcę iPhone, ale także liczącego się obecnie gracza na słuchawkowym rynku, liczącego się z chwilą przejęcia Beats Audio. Pewnie większość z nas obstawiała, że to właśnie „b” będą pierwsze, jak się jednak okazuje, może będą drugie… O takim rozwiązaniu usłyszeliśmy pierwszy raz całkiem niedawno, bo w czerwcu, podczas WWDC.

Także w czerwcu Apple rozszerzyło zakres specyfikacji Made for iPhone (MFi), pozwalając twórcom akcesoriów, producentom sprzętu AV zaprojektować słuchawki zdolne do pracy ze swoimi handheldami za pośrednictwem interfejsu Lightning. Co ciekawe, mimo udostępnienia takich możliwości, pozostawiono niezmienione parametry względem wcześniejszych odnośnie jakości dźwięku: nadal mamy maksymalną częstotliwość próbkowania = 48 kHz (stereo) oraz możliwość przesłania do urządzenia (w trybie rejestrowania dźwięku) mono o tej samej cz. próbkowania.

Pytanie, co miał autor na myśli, a konkretnie Philips ogłaszając (przy okazji zapowiedzi ww. modelu), że oto otwiera drogę do hi-res audio na iHandheldach? To po pierwsze nieprawdziwe sformułowanie w kontekście obecnych możliwości iPadów (24/96) oraz pozostałych urządzeń (24/48), po drugie specyfikacja i tak jw. jest tutaj sporym hamulcowym. O co zatem chodzi? Pewnie, jak zwykle w takich sytuacjach o czysty marketing, chyba że to wyjście przed szereg oznacza, że Holendrzy (czy może już bardziej Chińczycy, kto to wie?) wiedzą coś, czego my jeszcze nie wiemy, a się tylko domyślamy. Wiedzą, ze Apple ma w zanadrzu niespodzianki w zakresie audio, że jedną z nich będzie wprowadzenie lepszej jakości do iTunes. W przeciwnym razie, wprowadzenie takiego, dedykowanego dla iPhone, iPoda czy iPada sprzętu, z jak to opisano „24 bitową konwersją cyfrowo-analogową (DAC) oraz wzmacniaczem wbudowanymi w muszle” będzie trochę bez sensu.

Bez sensu w kontekście rezygnacji z audio jacka 3,5mm na rzecz Lightninga, choć wg. mnie taki ruch od strony jakości, patrząc na to purystycznie ;-) ma uzasadnienie. Pozbywamy się niedoskonałej z definicji konwersji w samym telefonie, czy tablecie, zostawiając to lepszym, położonym tuż obok przetworników (krótka ścieżka, brak zakłóceń, lepsze parametry, bo brak ograniczeń) układom C/A, do tego takie słuchawki mogą zostać wyposażone w dużo lepszy wzmacniacz, niż ten który znajdziemy w smartfonie. Cóż, pozostaje poczekać na pierwsze, obszerniejsze recenzje tego typu rozwiązania. Takie zamykanie się, w obrębie własnego ekosystemu, jest w przypadku Apple dość typowe, więc w sumie trudno się dziwić, że tak to wygląda, czy będzie wyglądało… Postaram się sprowadzić to dziwo do redakcji i sprawdzić z (niespodzianka, o której napomknę niebawem na fb oraz dodatkowo w newsach, gdy tylko rzecz potwierdzimy). Podsumowując, dobre w tym wszystkim jest to, że nawet takie, nieco ograniczone możliwości wskazują pośrednio, że w końcu Apple wprowadzi coś lepszego od AAC 256kbps. Bo, nawet biorąc poprawkę na Remastered for iTunes, inni oferują lepszą jakość, czasami dużo lepszą…

» Czytaj dalej

Przenośny DAC/AMP Micro iDSD firmy iFi Audio – pierwsze wrażenia

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Micro-iDSD-03

Pierwsze, baaaardzo wstępne wrażenia, bo koniec końców słuchałem może z 3 minuty ;-) . No dłużej, ale i tak za krótko, chiałoby się więcej. Czy warto zatem w ogóle pisać o tym produkcie, gdy słuchało się w salonie wszystkiego będzie kilka kwadransów? Cóż, zważywszy na to, że tytułowe urządzenie podłączyłem do HE-6, sprawdzając czy w sloganie reklamowym nie ma przesady, tzn. że da się w tym wypadku napędzić cholernie wymagające słuchawki, jakimi bez wątpienia są flagowe ortodynamiki HiFiMANa, mogę napisać: DA SIĘ. Da się i to całkiem sensowanie, tzn. można słuchać całkiem głośno, a przy tym jakość brzmienia nie pozostawia wątpliwości, że… słuchamy HE-6. To dziwny produkt. Producent wyraźnie stara się dać nam do zrozumienia, że przenośny. Mamy port do podładowania handhelda, mamy wbudowany akumulator o dużej pojemności (no ale to, w sumie, można także zastosować w typowo stacjonarnym urządzeniu, odseparować je od instalacji elektrycznej), mamy wreszcie …i to chyba w sposób bardzo jednoznaczny wskazuje, że iFI Audio widzi ten sprzęt w scenariuszu mobilnym, zestaw gumek do zintegrowania DAC/AMPa z handheldem. Z drugiej strony dziwi brak odpowiedniego okablowania, które pozwoliłoby na podpięcie smartfona, tabletu zaraz po wyciągnięciu urządzenia z pudełka. Liczne przejściówki, kabelki mają przede wszystkim ułatwić integrację z komputerem (i chwała producentowi za to, że daje np. kątowe złącze USB w standardzie, poza tym jeden z adapterów pozwala na podłączenie jakiegoś audiofilskiego kabla USB, o ile mamy taki, odczuwamy potrzebę podłączenia takiego okablowania) tudzież stacjonarnym audio (solidne interkonektory, jack-jack to jakaś taniutka łączówka, w sumie krótki odcinek więc bez znaczenia). Sam, poza Suprą, korzystam ze znakomitego, taniego jak barszcz kabelka Belkina (Pro) i wierzcie (albo i nie, ale warto samemu sprawdzić) mi, ten kabel nie jest żadnym ograniczeniem dla systemu.

No dobrze, chciałem (taki był plan) porównać dwa produkty bateryjne z oferty iFI Audio: Nano iDSD oraz Micro iDSD. Nic z tego nie wyszło, wszystko z mojej winy. Przyjechałem zbyt późno, by zrobić takie porównanie. To raz. Dwa, sporo czasu zajęła walka z kablekami (jak do podłączyć do moich mobilnych źródeł). Post factum uświadomiłem sobie, że po pierwsze trzeba było zabrać camera kit (o tym zresztą wspomina producent) oraz skombinować odpowiedni kabel OTG (z naciskiem na odpowiedni, bo Micro ma… uwaga… nietypowo płaskie, męskie złącze USB, to ewenement, rzecz nietypowa, mocno nietypowa w tego typu produktach i w ogóle w DACach, gdzie standardem jest USB-B (żeńskie)). Dopowiem, że miałem przy sobie zarówno androidowy tablet – Nexusa z aplikacją USB Audio (genialny soft, gramy hi- resy: flaczki, dsd, dxd …wszystko jak leci) oraz iPoda Touch z WiMPem HiFi (parę playlist offline) oraz aplikacje HiFi Player Onkyo & Golden Ear (flaczki) i wszystko na marne ;-) Trzy – bardzo miło spędziłem czas na rozmowie z Panami z Premium Sound (pozdrawiam!), dyskutowaliśmy wiadomo o czym. Wreszcie cztery. Spotkałem się z Panem Morim, słuchawkowym guru, człowiekiem od Final Audio Design, który tego dnia miał zaplanowane spotkanie w gdańskim salonie. Sumując, nie bardzo – jak widać – dało się zrealizować plany, zapewne powrócę do tematu niebawem, bo po pozbyciu się DAC/AMPa Matriksa szukam jakiegoś bateryjnego urządzenia na wynos. Beyerdynamik (A200p) był ok, duże słowa uznania za pełne okablowanie, wsparcie dla jabłkowej elektroniki (brak wymogu podpinania pod camera kit!), jednak nie był w stanie napędzić wszystkich posiadanych słuchawek (to jeszcze żadna dyskwalifikacja), poza tym miał swoje ograniczenia odnośnie obsługiwanych formatów (a tu już gorzej). Sumując, trzeba będzie rzecz dokładniej obadać, sprawdzić jak to gra z moimi ulubionymi Momentum (tutaj rzecz jasna nie będzie problemów z napędzaniem, ciekaw jestem raczej progresu lub też braku takowego odnośnie jakości… te słuchawki grają z dziurki w handheldzie bardzo dobrze, pytanie czy mogą zagrać jeszcze lepiej (z Matriksem tak właśnie było)?). Urządzenie jest duże, spore i tak jak mówili Panowie z salonu, widzą je raczej jako element stacjonarnego toru. Zresztą pierwsze odsłuchy zdają się potwierdzać tezę o „stacjonarnym charakterze” tego DAC/AMPa. Tak czy inaczej, producent jw. sugeruje możliwość przenośnego użytkowania tytułowego sprzętu. I bądź tu mądry.

Opis przetworniko-wzmacniacza znajdziecie w naszym poprzednim wpisie. Jednocześnie przepraszam za chwilowy brak nowych newsów, recenzji – powód jest prozaiczny – dopiero co wróciłem z krótkiego urlopu. Sporo rzeczy czeka na publikację i się doczeka. Tymczasem…

Recenzja przenośnego DAC/AMPa Beyerdynamic A200p ze słuchawkami DT880

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
A200+DT880_19-kopia

Zapowiadałem niedawno ten test. Do redakcji trafił zestaw Beyerdynamika składający się z przenośnego DAC/AMPa A200p oraz słuchawek nausznych DT880 w wersji 32Ω. Słuchawki są mi dobrze znane, choć wcześniej miałem do czynienia z wersją 250Ω, a dość krótko korzystałem z wersji 600Ω. Bardzo lubię te słuchawki i pewnie w końcu wejdą one na stałe do naszego redakcyjnego menu obejmującego kilka modeli referencyjnych, sprzętu odniesienia używanego do porównywania nadesłanych do nas nauszników. Tytułowe słuchawki cenię za bardzo naturalne, bardzo przyjemne w odbiorze brzmienie, niezły wgląd w nagranie, przy zachowaniu muzykalności płynącej ze słuchania praktycznie każdego gatunku, praktycznie na byle czym. To uniwersalne słuchawki, bezpieczny wybór dla każdego, kto chce dobre, jeszcze niezbyt drogie nauszniki, które poza bardzo ładnym graniem gwarantują wysoki komfort użytkowania. Wygoda stoi tu na wysokim poziomie, słucha się godzinami bez objawów jakiegokolwiek zmęczenia. Wspominam na wstępie o słuchawkach, bo to nie one będą głównym bohaterem niniejszej recenzji. O 880-kach napisano wystarczająco dużo, nie ma tu nad czym się rozwodzić, to bardzo dobry partner dla praktycznie każdego wzmacniacza, odtwarzacza, coś, co można brać w ciemno… wiele osób słuchających sporo muzyki na słuchawkach ma właśnie ten model Beyersów i raczej nie odczuwa potrzeby poszukiwania czegoś innego. A to – cóż – chyba najlepiej charakteryzuje produkt. Oczywiście są lepsze, a nawet dużo lepsze słuchawki, choć aby zachować właściwą skalę, proporcje, nie jest ich tak wiele, a cena tych lepszych to nierzadko pięciokrotność, sześciokrotność sumy jaką wydamy na nowe DT880.

Głównym bohaterem naszego najnowszego artykułu jest DAC/AMP Beyerdynamic A200p, który sprzedawany jest w Europie pod szyldem niemieckiej marki. W Azji, ten sam produkt zwie się Astell & Kern AK10 i stanowi alternatywę dla znakomitych odtwarzaczy osobistych koreańskiego rivera. Nie ma chyba sensu dociekać z czego tego wynika, bo AK jest całkiem nieźle rozpoznawalnym producentem na Starym Kontynencie, dodatkowo kojarzy się z najwyższej klasy urządzeniami przenośnymi. Oczywiście Beyerdynamic to firma z tradycjami, jej słuchawki od wielu lat oferowane są na naszym, europejskim rynku, wiele z konstrukcji to jedne z najlepszych nauszników jakie możemy nabyć w sklepach. Może więc Koreańczycy uznali, że straszni z nas tradycjonaliści, konserwatyści i będzie lepiej dla tego, najtańszego w ofercie produktu, jeżeli pojawi się pod skrzydłami jakiejś znanej, europejskiej marki? W sumie nie ma to większego znaczenia, choć dla użytkowników w UE oznacza to tyle, że w sprawie wsparcia, dodatków (tj. kabelek 30 pin dla starszych handheldów Apple) należy kontaktować się raczej z Koreańczykami. Podsumowując, to klasyczny OEM, pytanie, czy poza Beyerdynamikiem ktoś jeszcze nie skorzysta i nie wypuści tytułowego sprzętu pod swoją marką (może jakiś wielki producent elektroniki użytkowej… ostatnio spory ruch w branży, Apple kupuje Beats Audio, Samsung, Microsoft&Nokia też mocno się angażują w różne przedsięwzięcia związane z przenośnym graniem)?

A200p jest czymś, co w zamyśle twórców ma stanowić alternatywę dla DAPów… nie chcesz odtwarzacza audio, a jednocześnie nie chcesz rezygnować z bardzo dobrego brzmienia? Ok, mamy coś dla Ciebie. Powiedzmy sobie szczerze – jest mało osób, które zechcą zakupić DAPa za 2000, 4000 czy 10 000 złotych. I nie chodzi tu nawet o koszta, bo wielu użytkowników topowych modeli smartfonów mogłoby kupić taki sprzęt. Chodzi o nie mnożenie bytów, o pewną wygodę użytkowania jednego, a nie kilku urządzeń przenośnych, integrację telefonu z komponentami audio, wysokiej klasy komponentami, tak aby wydobyć z telefonu jak najlepszy dźwięk. Handheld staje się cyfrowym transportem i – co warto podkreślić – niczym nie różni się w tej materii od odtwarzacza stacjonarnego czy komputera. To jest to samo źródło, ba – pod pewnymi względami nawet lepsze od wyżej wymienionych urządzeń. Zasilanie bateryjne, brak wielu zaśmiecających interfejsów (choć, pamiętajmy, obecność anten nie jest tutaj bez znaczenia), pasywne chłodzenie oraz znacznie prostsze, mniej podatne na interferencje (inne aplikacje, procesy) oprogramowanie systemowe, wreszcie nieskomplikowana warstwa sterowników to elementy nie bez znaczenia dla końcowego rezultatu, dla uzyskania dobrego dźwięku. I choć tablety, smartfony rzadko kiedy dobrze brzmią po wyjęciu z pudełka, to zazwyczaj głównym winowajcą są fatalne słuchawki, jakie otrzymujemy w komplecie (najlepiej od razu się ich pozbyć), poza tym często wzmacniacze montowane w przenośnym sprzęcie nie dysponują odpowiednią mocą, ich zakres pracy jest daleki od optymalnego (dla uzyskania właściwego poziomu wzmocnienia sygnału). Od strony przetwarzania dźwięku z domeny cyfrowej na analogową ostatnio sporo się w tym światku dzieje i wg. mnie niebawem zintegrowane w niektórych telefonach układy, będą miały podobne czy identyczne możliwości co te, które znajdziemy w sprzęcie audio HiFi. Obecnie nikt już nie kwestionuje ważności jakości brzmienia, mamy w tej spawie konsensus (choć niekoniecznie przekłada się to na faktyczną poprawę, tu wiele zależy od realizatorów, od przyjętych przez tworzących założeń). Hi-resy, bezstratna kompresja, streaming wysokiej jakości to teraźniejszość, przyszłość branży i takie produkty jak A200p w 100% wpisują się w obowiązujące trendy. No dobrze, wpisuje się, ale jak się wpisuje? Czy taki maluch, wpięty między słuchawki a handhelda z każdego telefonu oraz tabletu zrobi bardzo dobre źródło muzyki na wynos? Zapraszam do lektury…

» Czytaj dalej

Testujemy mobilny zestaw Beyerdynamika: AMP/DAC A200p oraz DT880

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
A200+DT880_19

Testujemy zestaw mobilny firmy Beyerdynamic z przenośnym przetwornikiem/wzmacniaczem A200p (słuchawki DT880), który pozwala na bezpośrednie podłączenie sprzętu na iOSie (byle miał Lightninga) do wzmacniaczo-DACa, który bez problemu działa także z urządzeniami na Androidzie. Działa nawet na Neksusie 7 „mk.1″ (nawet, bo ten tablet nie ma OTG, nie ma natywnie możliwości wyprowadzenia audio via USB). Wystarczyło zainstalować aplikację USB Audio, do tego odpowiedni soft pozwalający na podłączanie przenośnej pamięci masowej (zrzucaliśmy materiał „pod chmurką ;-) ). A200p jest bardzo ciekawym urządzeniem, które pokazuje kierunek w jakim zmierza mobilne audio. Dzięki streamingowi w bezstratnej jakości (WiMP HiFi, OraStream etc) można wreszcie odtwarzać muzykę bez kompromisów jakościowych. W przypadku tabletów, z dużymi bateriami, ma to szczególne uzasadnienie… sprzęt będzie działał znacznie dłużej od smartfona, idealnym źródłem na wynos będzie zatem mały, 7-8 calowy tablet, względnie phablet (o nawet do czegoś się taka patelnia przyda ;-) ). Od biedy wejdzie do dużej kieszeni, odpowiedni DAC – taki jak tytułowy – nie tylko pozwoli na odpowiednie napędzenie słuchawek, pozwoli także na podstawowe sterowanie odtwarzaniem (bez konieczności wyjmowania dotykowej płytki z przepastnej kieszeni / plecaka).

Jakość dźwięku oferowana przez zestaw jest bez porównania lepsza od podpiętych bezpośrednio słuchawek. Dochodzimy do podobnych wniosków, jak to było przy okazji testu Matriksa Portable – warto zainwestować w taki sprzęt, aby znacząco poprawić sobie jakość dźwięku w opcji mobilnej. Dodatkowo można takiego malucha podpiąć do naszego komputera, tworząc biurkowy zestaw przetwornikowo-wzmacniający dla naszych, niekoniecznie już mobilnych słuchawek (sprawdzam jak sobie A200p radzi z HD650, AKG701 oraz HE-400). Być może w niedalekiej przyszłości standardem w niektórych handheldach będą dobre jakościowo DACi, jednak – biorąc pod uwagę stosunkowo krótki cykl użytkowania, szczególnie smartfona – atrakcyjną alternatywą wydaje się taki właśnie wzmacniaczo-DAC. Poza nausznikami, A200p zagra z kilkoma modelami dokanałówek, które testujemy w redakcji. Właśnie dotarły do nas RE-400 HiFiMANa, poza tym posłuchamy sobie muzyki na EraSonikach SM64, moich faworytach – Westone UM30PRO oraz słuchawkach Final Audio Design. W recenzji znajdzie się także opis kilku interesujących aplikacji do strumieniowania oraz odtwarzania muzyki hi-res, zarówno na iOSa jak i Androida (przyjrzę się szczególnie Neksusowi…). Link do galerii: Zestaw mobilny A200p & DT880.

Jeden port co wszystko łączy. MFI, słuchawki via Lightning, czyli w co gra Apple?

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Lightning-icon

No właśnie, w co gra konkretnie, bo ostatnie wielkie (największe w historii jabłczanego biznesu) przejęcie Beats Audio rodzi oczywiste pytania… Czy Apple chce zrezygnować w swoich nowych handheldach, a docelowo w całym swoim asortymencie z analogowego złącza audio? Czy audio jack (w przypadku tytułowej firmy, w komputerach oraz części peryferyjnych produktów związanych z siecią, współdzielony z światłowodową transmisją cyfrową) odejdzie do historii? Czy chodzi tutaj o wprowadzenie nowego standardu, całkowicie niekompatybilnego z tym, co oferuje branża audio? Pojawiły się takie głosy, ale według mnie nie mają one żadnego sensu. To znaczy, nie chodzi tu nawet o to, czy Apple faktycznie zrezygnuje w telefonach oraz tabletach z audio jacka (bo przecież te handheldy muszą być coraz cieńsze, bez względu na to czy to ma jakiekolwiek uzasadnienie, sens z pkt widzenia ergonomii oraz funkcjonalności), tylko o to, że cały rynek nie dopasuje się nagle do widzimisię nawet tak ważnego partnera, mającej wielki wpływ na całą branżę elektroniki konsumenckiej, nie dopasuje się nawet do takiej firmy jaką jest Apple. To nie przejdzie, nie ma na to najmniejszych szans. Bo i nie o to tutaj chodzi. Zatem o co? Wprowadzenie takiej możliwości związane jest wg. mnie z dynamicznie rozwijającym się segmentem bezprzewodowych słuchawek, rozwojem usług streamingowych, nowych grup produktów (mobilnego) audio. To właśnie pełna kompatybilność z przyjętymi kiedyś standardami sterowania podstawowymi funkcjami telefonu (odbieranie i kończenie połączeń oraz sterowanie odtwarzaniem), dodanie nowych, atrakcyjnych funkcji, wraz z poprawą jakości dźwięku stanowią moim zdaniem główny powód takiego ruchu ze strony Apple. Bardzo sprytny ruch, który może przynieść korzyści wszystkim, nie tylko Apple…

MFI (Made for iPhone, iPad, iPod touch) dla Lightninga to oczywista konsekwencja postępu, rezygnacji z analogowo-cyfrowego gniazda 30 pinowego, wprowadzenia wyłącznie cyfrowej transmisji via Lt (taki sobie skrót wprowadzimy, dla ułatwienia ;-) ). Proste? No właśnie, szczególnie że takie rozwiązanie już zaowocowało możliwością bezpośredniej transmisji za pomocą kabla Lt dźwięku do zewnętrznego przetwornika. Jak grzyby po deszczu pojawiają się na rynku nowe DACi / wzmacniaczo-DACi (jeszcze dzisiaj opublikujemy zapowiedź testu amp/dac-a Beyerdynamic A200p aka Astell&Kern AK10, który trafił do nas przed paroma dniami), które oferują wsparcie dla tego standardu. iPad, iPhone oraz iPod touch jako transport cyfrowy ma jak najbardziej sens, staje się idealnym źródłem dla osób, które coraz częściej zamiast komputera wybierają handhelda. Omijamy w ten sposób najsłabsze ogniwo, czytaj, omijamy wewnętrzne układy w handheldzie, które nie gwarantują takiej jakości jak zewnętrzne, wyspecjalizowane urządzenia audio, dodatkowo, możemy uzyskać dużo lepszą moc, dynamikę… Nasz handheld przesyła tylko zera i jedynki do sprzętu dysponującego znacznie lepszymi możliwościami, być może najlepszym rozwiązaniem (bezprzewodowa transmisja) będzie konwersja tuż przed driverami zamontowanymi w słuchawkach, konwersja w odbiorniku zamontowanym w jednej z muszli, na elastycznym pałąku etc.?

To samo dotyczy słuchawek, w tym przede wszystkim słuchawek mobilnych, coraz częściej pozbawionych kabla, modeli bezprzewodowych. Do tej pory takie produkty obarczone były wieloma wadami, z których najważniejszą była słaba jakość transmisji oraz podatność na zakłócenia. Nowe technologie, takie jak aptX, jak możliwość bezstratnego przesyłu dźwięku w bardzo dobrej jakości (opisywane przez nas urządzenie NuForce AirDAC z transmisją SKAA) to nowe możliwości, pozwalające na wprowadzenie na rynek dużo lepszych rozwiązań niż dotychczas oferowane. Mamy obecnie w testach odbiornik/nadajnik aptX Avantree Saturn – genialne w swej prostocie urządzenie odbiorczo-nadawcze, pozwalające na transmisję dźwięku w dużo lepszej jakości niż ta, którą oferuje standardowe Bluetooth. Dwa takie urządzenia pozwalają na stworzenie z każdych słuchawek z odłączalnym kablem (i/lub innego odbiornika dźwięku) oraz każdego handhelda zestawu gwarantującego jakość audio trudną do uzyskania przez bezprzewodowe zestawy słuchawkowe (do głowy przychodzą mi topowe modele AKG oraz Sennheiserów z własnymi patentami transmisji bezprzewodowej – kosztowne, bez kompatybilności w ramach obowiązujących na rynku standardów bezprzewodowej łączności). Wyobraźmy sobie teraz niewielkiego DACa na Lightningu z modułem bezprzewodowym, łączącym się z zestawem słuchawkowym via BT aptX… Taki element wyposażenia (być może z czasem zintegrowany z samym handheldem) może służyć do przesyłu dźwięku nie tylko do słuchawek, ale także do komputera Mac (opisana na ostatniej konferencji możliwość odbierania połączeń na Maku) oraz do wszystkich kompatybilnych urządzeń audio/wideo. Oczywiście zamiast BT aptX, albo obok, możemy sobie wstawić AirPlay’a…

Nie zapominajmy o pogłoskach związanych z wprowadzeniem przez Apple hi-resów do iTunes (a przynajmniej plików w bezstratnej jakości audio). Lepsza jakość dźwięku, w przypadku opcji mobilnej, z racji ograniczeń transferu oraz wydajności baterii, ograniczona do transmisji w bezstratnych plikach 16bit / 44~48kHz wymaga od producenta zapewnienia odpowiedniego zaplecza i właśnie takim zapleczem będzie możliwość pełnego wykorzystania Lightninga do przesyłania audio wraz ze sterowaniem, obsługą połączeń. Przez analogię, w przypadku LOD (wyprowadzenia dźwięku dołem, nie górą w przypadku starych modeli iPhone’ów) uzyskiwaliśmy lepszą jakość brzmienia. Co prawda, aby podpiąć DACa trzeba w takim scenariuszu zastosować camera kit, co komplikuje takie rozwiązanie, ale jak wyżej wspomniałem, Lt niweluje ten problem – podpinamy kabelek do przetwornika, nadajnika i korzystamy z dużo lepszej jakości dźwięku.

W specyfikacji MFI dla Lt wyszczególniono dwa typy słuchawek: Standard Lightning Headphones, o prostej konstrukcji, wyposażone w konwerter analogowo-cyfrowy, oraz Advanced Lightning Headphones, oferujących dodatkowe funkcje, jak na przykład redukcję szumów. Jak widać zatem mamy tutaj do czynienia z tym, co opisane powyżej, i nawet jeżeli oznacza to rezygnację z audio jacka to raczej przy okazji, a nie przede wszystkim. Moim zdaniem konwersja C/A oraz dodatkowe funkcje mają na celu po pierwsze rezygnację z fizycznego połączenia słuchawek z telefonem… nowe EraPodsy, Beatsy nie będą zatem niekompatybilne z całym sprzętem audio, jaki egzystuje obecnie na rynku, a raczej będą dysponowały dodatkowymi, dedykowanymi handheldom Apple możliwościami, funkcjami, wprowadzając nowe standardy jakościowe w tym segmencie produktów. I żeby było jasne, nie będą to audiofilskie produkty, Beats nie jest w ogóle tego typu marką, to drogi, modny, lifestylowy brand, który ma łączyć modę z technologią, dodatkowo być masowy (co w przypadku audiofilskich produktów jest oczywistą niemożliwością). Po drugie słuchawki tego typu mają umożliwiać bezstratne przenoszenie cyfrowego sygnału stereo o częstotliwości 48 Khz, wysyłanego z urządzenia mobilnego. Po trzecie będą mogły także wysyłać do urządzenia cyfrowy dźwięk mono o tej samej częstotliwości – ważne odnośnie jakości rozmów oraz – a może równie ważne (?) – pozwalać na konwersację z cyfrowym asystentem Siri. Wraz z zapowiadanym wprowadzeniem Shazam, możliwością głosowego wyboru piosenek oraz sterowania odtwarzaniem możliwe będzie nawigowanie po zbiorach muzycznych bez konieczności użycia rąk, bez konieczności spoglądania na ekran. To bardzo ważne udogodnienie, które pośrednio wiąże się z wprowadzeniem tytułowego rozwiązania. Ciekawą informacją jest integracja funkcji aktywowania określonej aplikacji – pytanie, czy za tym elementem nie stoi chęć promowania własnych serwisów, takich jak radio internetowe iRadio czy też przyszłego (obecnego – Beats music?) serwisu streamingowego. Na pewno integracja obejmie systemową aplikację do odtwarzania muzyki, która według mnie przejdzie bardzo poważne modyfikacje, pozwalające na wykorzystanie wspomnianych powyżej nowości.

Innymi słowy hipotetyczne słuchawki nowej generacji będą bezprzewodowe, z pełnym sterowaniem (w ramach MFI), w tym także głosowym (Siri, Shazam), z redukcją szumu, z konwersją C/A wyprowadzoną poza urządzenie, z dodatkowym zasilaniem (same słuchawki, być może także moduł – chodzi o to, by nie korzystać z baterii samego handhelda), z bardzo dobrą jakością rozmów oraz lepszą odtwarzanej muzyki (lepszą niż dotychczasowe produkty z tej grupy oferowane przez Apple oraz – przede wszystkim – Beats Audio). Nie oznacza to w żadnym wypadku rezygnacji z tego, co oferuje praktycznie cała branża audio dla handheldów Apple. Wręcz przeciwnie, moim zdaniem taki ruch zostanie przyjęty z otwartymi ramionami przez producentów. Nowe akcesoria (nadawczo-odbiorcze, nowe słuchawki bezprzewodowe, wzmacniaczo-daki … których, jak pisałem, pojawia się coraz więcej, być może coraz częściej będą integrowane z handheldem, albo dedykowanym zestawem słuchawkowym) to nowe możliwości biznesowe, a przy tym każdy sprzęt kompatybilny z Lt będzie mógł wyprowadzić dźwięk w domenie analogowej, dysponując stosownym złączem audio-jack (np. w adapterze, przetworniku C/A etc.), nawet wtedy, gdyby Apple zrezygnowało z montażu tego gniazdka w swoich, mobilnych urządzeniach. Oj, będzie się działo, branżę czekają spore zmiany, ale też pojawią się nowe wyzwania, nowe możliwości, nowe produkty… o ile tylko Apple wykorzysta szansę nowego otwarcia w segmencie audio, szansę jaka się wyraźnie przed firmą rysuje.

Nokia X – Android inaczej, czyli koń trojański a’la Microsoft

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Nokia X 2

Na MWC jedną z największych sensacji było zaprezentowanie nowych smartfonów (aż 3 modeli) Nokii wyposażonych w Androida. Jak wiadomo stosunki między Microsoftem (niebawem finalnie prawa do linii Lumia, dużej części mobilnego biznesu Nokii) a Google są od dawien dawna lodowate. Google podgryza Microsoft gdzie się da (systemy operacyjne, usługi, wyszukiwanie treści w sieci… alternatywny ekosystem, w którym nie ma miejsca na MS), Microsoft w sumie nie pozostaje dłużny, choć do tej pory prowadził dość subtelną grę. Firma z Redmond otrzymuje od każdego producenta androidowych urządzeń pieniądze z tytułu licencji – warto o tym pamiętać, a jest to jeden z elementów który stanowi bardzo drażliwy punkt we wzajemnych relacjach. Microsoft do tej pory unikał otwartej konfrontacji (czego nie można powiedzieć o Google, które gdzie się tylko da starało się i nadal się stara ograniczać wpływy MS), jednak to co zaprezentowała Nokia pokazuje, że producent Windows postanowił przejść do ofensywy.

Wystarczy rzut oka na nowe telefony z serii X, by przekonać się, że za ich wprowadzeniem na rynek kryje się sprytny plan wyrugowania Google (usługi) z „własnego” poletka. Piszę „własnego”, bo w sumie Androida trudno uznać za własność Google, wręcz przeciwnie Android – jak pokazał Amazon – może być trampoliną do robienia swojego biznesu, bez oglądania się na Google. W końcu Kindle Fire ze zmodyfikowanym Androidem jest w 100% zależny od Amazona, nie ma dostępu do Google Play (w przypadku X też nie będzie dostępu do aplikacji via Google Play), to po prostu zamknięty (eko)system. W przypadku Nokii nowe modele Nokia X mają być czymś pomiędzy komórkami Asha, a najtańszymi modelami z Windows Phone (modele 520 oraz 620). To, wydawać by się mogło, nieco ryzykowane posunięcie – w końcu może się to skończyć podcinaniem gałęzi na której samemu się siedzi (pardon – będzie to podcinanie gałęzi na której siedzi kluczowy partner – MS, w sumie wychodzi na jedno). To właśnie wspomniane, najtańsze modele Lumii sprzedają się wyśmienicie i nakręcają zapotrzebowanie na mobilny system Microsoftu. Na pierwszy rzut oka tak to mogłoby wyglądać, jednak wg. mnie nowe X nie stanowią praktycznie żadnej konkurencji dla Windows Phone. Nokia idzie tutaj drogą Amazona, wprowadza bardzo tanie, przystępne telefony, oparte o najpopularniejszy system, z własnym oprogramowaniem, własnymi usługami, rzecz jasna tożsamymi z tym, co znajdziemy na telefonach z Windows Phone. Są to zarówno firmowe aplikacje, jak i te oferowane czy też promowane przez Microsoft. I tutaj zasadza się cały misterny plan… ktoś chce tanio kupić telefon, bardzo tanio, jednocześnie skorzystać z bardzo dobrych usług, możliwości oferowanych przez specjalistę, dużą korporację, do tego kupić produkt dobry jakościowo? Nowe X mogą być odpowiedzią na takie zapotrzebowanie. Owszem mamy w tym segmencie ogromną konkurencję, ale też wiele produktów z najniższej półki w przypadku Androida jest mocno krytykowana za niewystarczające wsparcie, za kiepską wydajność etc. Kto wie, być może nowe Nokie X zerwą z przekonaniem, że jak coś jest tanie, na Androidzie, to często jest do niczego…

Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem pulpit nowych telefonów stało się dla mnie jasne, że Nokia/Microsoft chcą w ten sposób uderzyć w biznes Google i to bezpośrednio uderzyć. Już sam wygląd sugeruje, że mamy tutaj do czynienia z tytułowym koniem trojańskim. Kafelkowa nakładka nie jest jakoś wybitnie piękna, ale spełnia swoje nadrzędne zadanie – kojarzy się z wiadomo czym, jest całkowicie zdominowana przez wiadome usługi, aplikacje (Skype, integracja z Outlookiem, One Drive, soft Here), dodatkowo tak zoptymalizowana, że naprawdę proste telefony, jakie zaprezentowano, z bardzo ubogą specyfikacją, prawdopodobnie bez problemu poradzą sobie z takim, zmodyfikowanym Androidem. Do tego dwie karty SIM, możliwość instalacji dowolnego oprogramowania z sieci (co oznacza, że nic nie stracimy na braku Google Play… poza Google, które w oczywisty sposób straci). To nie mają być telefony dla geeków, to mają być telefony dla mas. I to mas w sensie milionów konsumentów, szczególnie w krajach rozwijających się. To bardzo mądra strategia, bo właśnie na tych, najchłonniejszych rynkach mamy do czynienia z klientem kupującym pierwszego smartofna w życiu, klienta dysponującego bardzo ograniczonymi środkami, kogoś kto poszukuje bardzo taniego, łatwego w obsłudze urządzenia gwarantującego podstawową funkcjonalność na odpowiednim poziomie. Nokia może to wszystko zapewnić. Nokie X mogą okazać się rynkowym hitem. Dodatkowo Microsoft może zainteresować większą liczbę developerów (tworzących na Androida) swoją własną platformą, może szybciej przenieść dane oprogramowanie (port) na Windowsa Phone – który jest już dojrzałym systemem, z sensowną biblioteką oprogramowania, której jednak nadal nieco brakuje do iOSa oraz Androida odnośnie dostępności popularnych aplikacji. To także jeden z ważnych elementów tej układanki. Bardzo sprytny ruch, moim zdaniem noszący niewielkie ryzyko dla własnego OS (WP), jednocześnie potencjalnie duży kłopot dla Google. Internetowy gigant nadal za bardzo nie wie czy i jak wejść na rynek hardware, czy linia Nexus powinna być odrębną marką, czy też powinna być zarezerwowana dla partnerów (konkretne modele, albo standardowe z „czystym” Androidem). Wejście Nokii na androidowy rynek może sporo namieszać, w końcu to właśnie Nokia była hegemonem w segmencie tanich telefonów, mając udziały podobne do obecnie dzierżonych przez Androida (Symbian). Cóż, ciekawe, czy ten koń trojański wypali? Moim zdaniem, Google ma powody do niepokoju. Poniżej specyfikacja zaprezentowanych telefonów…

» Czytaj dalej

Motorola X trafia wreszcie do Europy

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
motorola-moto-x-smartfon-wyglad

Na razie potwierdzono premierę w Wielkiej Brytanii oraz Niemczech (luty – marzec 2014). Mam nadzieję, że któryś z polskich operatorów postara się o wprowadzenie do oferty tego telefonu. Przypomnijmy, chodzi o jeden z najlepszych, budżetowych modeli smartfonów z Androidem na pokładzie. Dzięki Google Now oraz bardzo dobrej, motorolowej nakładce na system, potencjalny klient otrzymuje urządzenie, które w odróżnieniu od konkurencyjnych telefonów działa bardzo sprawnie, intuicyjnie – to w zgodnej opinii – jeden z najlepszych wariantów zmodyfikowanego Androida jaki trafił na rynek. Cena Moto X to mniej więcej połowa tego, co trzeba zapłacić za topowe modele (nieco ponad 300 funtów w Wielkiej Brytanii). Pewnie zaraz po premierze w Europie, będzie można znaleźć tytułowy produkt na aukcjach internetowych. W momencie wprowadzenia smartfona do oferty naszych rodzimych operatorów, w wysokich abonamentach Motorola X powinna być dostępna za złotówkę /  kilkadziesiąt złotych. Będzie to niewątpliwie jeden z najsensowniejszych wyborów w segmencie „przystępny cenowo telefon na Androidzie”. Oczywiście pod warunkiem, że Moto X trafi do oficjalnej sprzedaży w Polsce. Obecnie praktycznie nie da się kupić w naszym kraju nowych urządzeń Motoroli – nieliczne modele, które są dostępne to starocie.

Nowe możliwości Neksusa 5 po aktualizacji. Po pierwsze kamera, głupcze!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Nexus-5-Camera-4

Cóż, tym co obecnie „sprzedaje” smartfony, co często decyduje o zakupie jest jakość zdjęć jakie wykonamy za pomocą naszego telefonu. To właśnie kamera wbudowana w smartfonie ma decydujące znaczenie. Kiepska jakość zdjęć przekreśla obecnie rynkowe szanse urządzenia, bez względu na to jakie dobre by ono nie było (poza tym elementem). Doskonale zdają sobie z tego sprawę producenci, starając się na wszelkie sposoby przyciągnąć uwagę klientów możliwościami zamontowanych w telefonach kamer. Nexus 5 – najnowszy model googleowego smartfona, wyprodukowany przez LG, początkowo nieco rozczarowywał jakością zdjęć, nie oferował nic nadzwyczajnego w tym względzie. Okazuje się, że pewne ograniczenie kamery udało się obejść dzięki aktualizacji oprogramowania. Najnowsza wersja Androida (4.4.1), która właśnie trafiła do dystrybucji wprowadza poprawki związane z działaniem aparatu. I to nie błahe poprawki. Znacznie poprawiono działanie AF – teraz automatyka radzi sobie dużo lepiej, co pozwala na uzyskanie znacznie lepszych zdjęć, a pośrednio ma wpływ na inne parametry (lepsze odwzorowanie kolorów, lepsza ostrość, lepsze odwzorowanie szczegółów etc.). Wcześniejsze oprogramowanie za bardzo koncentrowało się na dopasowaniu AF do rejestracji zdjęć w kiepskich warunkach oświetleniowych. Dzięki stabilizacji oraz długim czasie ostrzenia można było zrobić niezłe zdjęcie w gorszym świetle, niestety przy dobrym wolno działająca automatyka bardzo utrudniała uzyskanie dobrych rezultatów.

Teraz powinno być z tym znacznie lepiej. Czas ekspozycji, balans bieli także poprawiono, ale zapewne najbardziej odczuwalną zmianą będzie jw. znacznie szybsze działanie aparatu, co przełoży się na dużo lepsze jakościowo fotografie, wykonane za pomocą kamery zamontowanej w Nexus 5. Lepszy kontrast, bardziej żywe, a jednocześnie naturalniejsze kolory – to rzeczy, które na pewno spotkają się z ciepłym przyjęciem użytkowników nowego smartfona Google. Poprawki nie ominęły oprogramowania – działa ono żwawiej, uruchamia się o całą sekundę szybciej, lepiej działa tryb HDR, można wreszcie wykonywać bardzo szybką serię zdjęć. Kamera w N5 nie jest najlepsza na rynku, do tego sporo jej jeszcze brakuje, ale zmiany jakie wprowadzono w ciągu pierwszych pięciu tygodni od premiery telefonu są gigantyczne. Właściwie mamy do czynienia z zupełnie nowymi możliwościami, jak się okazuje całkiem niezłej optyki. Widać jak wiele można naprawić (lub jak kto woli, wcześniej skopać) za pomocą softwareowych poprawek. Jak powiedział jeden z inżynierów pracujących nad aktualizacją oprogramowania – kamery to bardzo skomplikowane elementy telefonu, które wymagają sporej pracy od programistów (o ile dana firma/producent w ogóle chce się w to angażować… większość nie chce, myśląc już o kolejnym, nowym modelu, następcy). Jest jeszcze sporo do poprawienia (przykładowo, soczyste kolory czasami są jednak ciut przesadzone, poza tym nadal problemy sprawia ostrzenie, choć dużo mniejsze niż wcześniej). Warto nadmienić, że wielki pierścień okalający optykę w Nexusie 5 jest …magnesem, pozwalającym na przyczepienie opcjonalnych obiektywów (np. żabie oko) do telefonu. Bardzo fajny, prosty patent, zwiększający atrakcyjność produktu, dający dodatkowe możliwości zabawy w mobilnego (smartfonowego) fotografa ;-)  Poniżej kilka przykładowych ujęć (zestawienie sprzed i po aktualizacji).

» Czytaj dalej

Czy pomysł Motoroli z budowanymi z klocków smartfonami ma sens? Project Ara

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
phonebloks-560560

To, że Motorola zdecydowała się zaprezentować światu swoją koncepcję konwertowalnych telefonów, co więcej zapowiedziała komercjalizację pomysłu jest moim zdaniem bardzo odważnym krokiem. Odważnym, ale czy sensowną decyzją, czy takie coś ma rację bytu? OEMizacja hardware w kontekście handheldów wydaje się być całkowicie szalona, oderwana od prawideł jakie rządzą tym biznesem. Skąd więc taki pomysł, skąd wiara że taki(e) produkty mają szansę się sprzedać? Szczerze, nie wiem co urodziło się w głowach szefostwa firmy, być może jest to próba ucieczki do przodu – dział mobilny Motoroli, wykupiony za 12 mld $ przez internetowego giganta Google, na razie nie może poszczycić się znaczącymi sukcesami. Więcej, przynosi ogromne straty. Właściwie jest jeden, jedyny udany, sprzedający się w miarę dobrze handheldowy produkt Motoroli – to telefon Moto X. Wspomniane urządzenie można zresztą potraktować jako forpocztę dla konwertowalnego, modułowego smartfona. Tu także mamy możliwość indywidualizacji wyglądu, tyle tylko że na znacznie, znacznie mniejszą skalę,patrząc przez pryzmat najnowszej propozycji Amerykanów. W Moto X można wybrać kolorystykę, można wybrać materiał oraz grawerunek obudowy. Pomysł okazał się nie najgorszy, w zgodnej opinii na pewno nie zaszkodził, a przyczynił się do względnego sukcesu jaki odniósł ww. model (wg. mnie znacznie większy wpływ na to miała świetna integracja cyfrowego asystenta Google Now w Moto X).

Pomysł Motoroli bazuje na niezrealizowanej do tej pory idei Phoneblocks (to także konkretny twórca pomysłu – Dave Hakkens – który jak widać zaraził ideą, znalazł wsparcie Motoroli). Dany model budujemy z gotowych, modułowych segmentów. Wspólna jest ramka / szkielet telefonu. Moduły (endoszkielet – w skrócie endo), bazujące na ustandaryzowanym projekcie (wygląd, połączenia) mają pełnić wszelkie funkcje jakie są niezbędne, jakie spotykamy w dzisiejszych smartfonach. Moduły łączności, różne ekrany, klawiatury, sensory oraz elementy, których jeszcze w smartfonach nie stosowano, takie jak przykładowo pulsometr. Brzmi to intrygująco, ale rodzi całkiem sporo problemów natury technicznej, a przede wszystkim ergonomicznej. Czy taki sprzęt może równie sprawnie działać co tradycyjna, mobilna słuchawka? Czy problemem nie będzie kiepska spójność, zwartość takiego urządzenia? Jak będzie wyglądała kompatybilność modułów, czy nie pojawią się wzajemne interferencje, czy takie modułowe elementy smartfona nie będą Projekt Ara – bo tak się rzecz zwie – to coś, czego nikt do tej pory nie wprowadził w tym segmencie produktów. Wygląd takiego telefonu jest zdeterminowany formą modułów i tutaj też widzę spory znak zapytania przed propagatorami tej koncepcji… czy ludzie będą chcieli używać takich, z definicji, większych, grubszych, nieco osobliwie wyglądających smartfonów. Nie zapominajmy, że urządzenia tego typu od dawna stanowią element designerski, element poddany różnego rodzaju modom, sprzęt osobisty który wybieramy kierując się nie tylko względami technicznymi ale (często przede wszystkim) estetycznymi. W przypadku hardware…

» Czytaj dalej

Nokia pokazała… nowe Lumie 1520 &1320 oraz 2520, nowy software…

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
lumia2520_1

Sporo tego. W Abu Zabi właśnie odbywa się zapowiadana wcześniej konferencja Nokia Word. Finowie pokazali kilka nowych urządzeń, w tym jedno o którym nie było wcześniej żadnych przecieków, ponadto zaprezentowano wiele nowości z zakresu oprogramowania. To właśnie software był według mnie najmocniejszą stroną prezentacji (nie umniejszając nic Lumiom – Nokia konsekwentnie rozwija tę linię produktową, odnosząc niemałe sukcesy na rynku). Nowe programy to m.in. połączona, usprawniona i – miałem okazję się o tym przekonać osobiście, testując ostatnie modele Finów - znakomita aplikacja do obsługi kamery w telefonie. Cóż, trudno się dziwić, że to właśnie ten software (Nokia Camera) jest w centrum uwagi – w końcu właśnie w tym Nokia się od dawna specjalizuje, jej PureView, świetna optyka, wiele osiągnięć z zakresu stabilizacji oraz działania mikroskopijnych układów optycznych montowanych w handheldach wyznaczają dzisiaj trendy, stanowią punkt odniesienia. W końcu nowe oprogramowanie jest nie tylko spójne (a nie – jak to miało miejsce do tej pory – obsługa telefonu dostępna w paru osobnych programach), ale dodatkowo w pełni zintegrowane z systemem operacyjnym. W sumie to naturalne, bo konferencja unaoczniła że Nokia i Microsoft to obecnie już niemal 100% symbioza… w przyszłym roku dojdzie do zapowiadanego przejęcia Lumii przez giganta z Redmond. Co oczywiste MS ze wszystkich sił stara się wspierać Finów, czego dowodem całe zatrzęsienie popularnych aplikacji, których do tej pory brakowało na Windowsa Phone, a które już, albo niebawem pojawią się w mobilnym systemie Microsoftu. Chodzi tutaj m.in. o Facebooka (już jest), Flipboard, Instagramie oraz twitterowym serwisie streamingowym wideo Vine. Wygląda na to, że najbliższe miesiące zaowocują niemalże całkowitym uzupełnieniem katalogu oprogramowania na Windows Phone o najpopularniejsze aplikacje, których do tej pory brakowało na platformie mobilnej MS. Wszystkie nowości jakie zobaczyliśmy w software Nokii (także zmodyfikowane aplikacje, takie jak Nokia Here etc.) będą dostępne dla użytkowników starszych Lumii w ramach upgrade oprogramowania (kodowa nazwa aktualizacji – Black). Na pewno pełną aktualizację otrzymają właściciele Nokii 9xx oraz 1020.

Bardzo ciekawym pomysłem jest nowy Storyteller – aplikacja integrująca nasze zdjęcia oraz filmy w rodzaj opowieści z lokalizacją na mapie, tworząca interaktywną foto-wideo relację z naszego życia. To może być strzał w 10-kę, ludzie uwielbiają tego typu narzędzia, a patrząc na sposób działania oraz możliwości software widzę, że jest to bardzo prosta w obsłudze, w dużej mierze zautomatyzowana aplikacja, która jest w stanie w bardzo efektowny sposób zaprezentować gotową opowieść z naszych np. wakacji, spotkania ze znajomymi w formie nawiązującej stylem do sposobu prezentowania informacji przez agregatory treści. Widzę tu spójne, przemyślane działania Nokii oraz Microsoftu, próbujących razem stworzyć wspólną, spójną, atrakcyjną formę prezentowania treści w ramach swojego ekosystemu. Wygląda to bardzo ładnie, nowocześnie i – powiem szczerze – dużo lepiej, ciekawiej niż u konkurencji. Inną, bardzo ciekawą aplikacją jest Nokia Beamer – można w prosty sposób współdzielić ekran, a wraz z nim wszelkie informacje, dane z innymi użytkownikami… będzie można przesłać za pośrednictwem tego software także obraz z wbudowanej w urządzenie kamery. Poza tym właściciele Lumii (raczej od numeracji 9xx w górę, choć nie jest to potwierdzone) skorzystają z nowego software Nokia Refocus Lens (patrz demo). To w skrócie inteligentne algorytmy, które nie tylko pozwolą na poprawę kolorystyki, ale także wyostrzenie zdjęcia z wybraniem konkretnego elementu (ów), z zapisem tak zmodyfikowanego zdjęcia w 5MP (z możliwością publikacji  w fb rzecz jasna). Ma to być bardzo zaawansowana modyfikacja, korzystająca z technologii Scalado (podobna do Lytro) umożliwiającej uzyskanie zdumiewających efektów podczas edycji fotografii. Co ważne, w modelach 1020 oraz 1520 Nokia wprowadziła obsługę RAW!

Ok, a gdzie zapowiadane nowości z zakresu hardware? Nokia zaskoczyła wszystkich aż dwoma smartfonami z gigantycznymi ekranami o przekątnej 6″.

» Czytaj dalej