LogowanieZarejestruj się
News

Spotify niebawem wprowadzi bezstratny streaming. Czas @ Spotify HiFi

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
HiFi

No to mamy to, o czym wspominałem niedawno – jeden z wiodących (obecnie największych) dostarczycieli muzyki w strumieniu, szwedzki serwis strumieniowy Spotify, niebawem wprowadzi jakość bezstratną. Spotify HiFi będzie potwierdzeniem trendu, jaki obserwujemy od paru miesięcy – teraz liczy się także jakość, nie tylko ekskluzywny dostęp do treści, nie tylko innowacyjne sposoby dostarczenia muzyki do naszych uszu… Nowa usługa ma być dodatkowo płatna. W wariancie premium płacimy 9.99$ (19,99 zł) za lepszą jakość streamingu przyjdzie dodatkowo zapłacić 7,99$ (14 ~ 16 złotych).

Innymi słowy będzie to zbliżony koszt do tego, który ponosi użytkownik Tidala HiFi (39,99 zł). Pojawiły się także informacje z nieco innymi cenami (od 5 do 10$), serwis testowo odpalił lepszy strumień kasując za tę przyjemność 5 albo 10 zielonych (sprawdzają ile będą mogli zawołać ;) ). Niebawem wszystko powinno się wyjaśnić. Pytanie co zrobi Apple? Muszą jakoś odpowiedzieć na ten ruch. Spotify to najpoważniejszy konkurent Apple Music. Szwedzi mają 40 mln abonentów, AM około 20 milionów. Przy czym od jakiegoś czasu Apple nie przybywa użytkowników. Firma musi odważnie wejść w temat, najlepiej gdyby przebiła to co w tytule, wprowadzając streaming hi-res (technologia MQA idealnie do tego się nadaje – mamy podobne wartości transferu do tych, które charakteryzuje strumień o jakości CDA).

Także robi się naprawdę ciekawie. Warto przy okazji zaznaczyć, że te lepsze strumienie korespondują ze zmianami jakie zachodzą w konstrukcji handheldów. Rezygnacja z jacka (na szczęście nie wszędzie, nie definitywnie vide WMC / Barcelona / 2017), wyjście z cyfrowym sygnałem do zewnętrznego DAC/AMPa daje nowe możliwości. Oczywiście przede wszystkim mamy bezprzewodowość (nowe wersje aptX pozwalają na uzyskanie znakomitych rezultatów), a tu króluje Bluetooth. To nadal stratna transmisja, ale jak wspomniałem, obecnie zbliżamy się do niwelacji różnic między sinozębnym a strumieniem WiFi. Dodatkowo cyfrowe kable (z elektroniką) to coś, co w dużej obfitości pojawi się na rynku. Idzie nowe…

AKTUALIZACJA: Spotify ma już 50 milionów subskrybentów płacących abonament. To spory sukces, bo jeszcze kilkanaście miesięcy temu większość z korzystających z serwisu zadowalała się bezpłatnym dostępem. Jak widać ludzie zaczynają traktować streaming jako coś, za co warto płacić. Dobrze to rokuje na przyszłość, daje szansę rozwoju usług, wprowadzania nowych rzeczy, takich jak bezstratna jakość z widokami na rentowność oraz (co ma niebagatelne znaczenie dla całej muzycznej branży) satysfakcjonujące profity dla artystów.

Wow! Chcę to mieć! Wheel. Koło grające winyle. Niesamowity gramofon Miniot’a

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
eb8daa5d3cb3a85b372bd69a1200d0d4_original

Kickstarter to kopalnia niebanalnych idei, pomysłów, czasem z zadatkami na to COŚ, co mogłoby zrewolucjonizować rynek. Oczywiście to także tysiące poronionych projektów, które często są sposobem na zarobienie kilku gorszy przez ludzi uczciwych inaczej. To taki tygiel pomysłów. Lubię przeglądać sobie najnowsze kampanie, sprawdzając czy nie pojawiło się to… COŚ. I wiecie co, dzisiaj właśnie na to trafiłemna okrągły, dokładnie wielkości płyty gramofonowej (LP) gramofon inny, niż wszystko co do tej pory widzieliście, od tego co się na rynku pojawiło. Już sama forma to nie banał, ale umówmy się – przenośnych, szafograjacych, wbudowanych w meble, dziwacznych gramofonów było na pęczki. Ten tutaj zachwyca czystą formą, kompaktowością, ale to mało w zestawieniu z tym jak go mechanicznie oraz użytkowo zaprojektowano. TO JEST PRAWDZIWA BOMBA.

Po pierwsze ten gramofon nie ma klasycznego ramienia. Wkładka, cały mechanizm ukryty jest pod talerzem, cała część mechanizmu z igłą jest niewidoczna i doskonale zabezpieczona. Nie ma zatem problemu, by to cudo stało sobie w zasięgu dziecięcych łapek (no przesadziłem, ale specjalnie), nie ma problemu by je pionowo postawić z płytą zawieszona na talerzu, który to talerz z ruchomym modułem wkładki z czujnikiem podczerwieni wraz z pomysłowym manipulatorem stanowi esencję tego projektu. Ten manipulator (na przedłużeniu trzpienia) daje nam pełną kontrolę nad odtwarzaniem, realizując sterowanie w pełni elektronicznie, przy czym – co warte podkreślenia – gramofon od strony konstrukcyjnej, cały tor, ścieżka sygnału jest czysto analogowa, nie zachodzi tam żadna konwersja z udziałem zer/jedynek. Mamy wbudowane pre, jest ortofonowa wkładka, wychodzimy bezpośrednio na wzmacniacz, na kolumny standardowo, bez żadnego hokus-pokus (nie zdecydowano się na modne obecnie sprzęgnięcie interfejsu cyfrowego tj. USB, konwersji ADC …jak wyżej, czysty analog). Sterowanie pracą nadzoruje natomiast innowacyjny układ elektroniczny, stabilizowana wkładka pod talerzem współpracuje z działającym w podczerwieni sensorem, odczytującym w czasie rzeczywistym położenie płyty oraz kolejność odtwarzania (sic!).

Popatrzcie na to… Wow! Dostępne, trzy wybarwienia do wyboru

Specyfikacja… czekamy do grudnia (na lądowanie w sklepach / sieci… no kiedy będzie po prostu do kupienia)

Pamiętam japoński laserowy gramofon, który robił ogromne wrażenie (chodziło o unikatowe połączenie najnowszych technologii cyfrowych, wprzęgnięcie lasera w proces odtwarzania, bez udziału klasycznej igły). To było coś! To tutaj robi podobne wrażenie. Mechanizm „ramienia” wykonano z mahoniu, podczas gdy talerz będzie dostępny w trzech wariantach, z różnych rodzajów drewna: orzechowego, wiśniowego oraz ponownie z mahoniu. Oczywiście gramy odwrotnie niż na każdym innym gramofonie, odtwarzając to co jest na dole, rewers, bo tak działa jw. ten oryginalny płyto-graj.

Tak to, w skrócie, przedstawiają twórcy:

wheel_how_it_works_tonearm.gif1.mp4

 

 

Jak widać, sterujemy opisanym powyżej manipulatorem, nie tylko standardowo pauzując, wznawiając czy kończąc odtwarzanie, ale także możemy przeskakiwać utwory do przodu i do tyłu. Na górze manipulatora zamontowano białą diodę informującą o trybie działania urządzenia. Nazwa gramofonu jest dość oczywista – KOŁO, jako że mówimy o projekcie croufundingowym, wsparcie obarczone jest ryzykiem. Aby zachęcić osoby zainteresowane pomysłodawcy oferują 30% obniżkę ceny rynkowej gramofonu. Teraz zapłacimy 568€, gdy sprzęt trafi do sprzedaży za okrąglaka przyjdzie nam zapłacić 806€. Za całością stoi znany duet konstruktorów Peter Kolkman oraz Greet van den Berg. To ludzie doskonale obeznani z projektowaniem sprzętu audio, w tym gramofonów. Już teraz zebrano prawie 150 000, przekraczając trzykrotnie założony cel (50 tyś). Daje to nadzieję na urzeczywistnienie projektu w masowej produkcji, do czego obligują się twórcy. Do końca zbiórki zostało jeszcze ponad 2 tygodnie. Poniżej, w rozwinięciu, szczegóły konstrukcyjne (prototypu) na rycinach z opisem…

gramofon inaczej 2 

» Czytaj dalej

W testach… ociekające luksusem dokanałówki RHA T10i

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Tyt T10i

Na dzień dobry atakują zmysł wzroku, nie uszy. Na to przyjdzie czas, jak się je rozpakuje z pudełka ze wspaniałościami… Czego tam nie ma? Właściwe pytanie brzmi – czy można coś więcej? Patrząc na to, co Szkoci (tak, Szkoci, to Ci, którzy słyną ze skąpstwa i uznawani są powszechnie za koszmarnych dusigroszów) dają za 800 złotych zaczynam poważnie zastanawiać się nad ofertą konkurencji, która w takim zakresie cenowym zwyczajnie nie ma czego szukać w konfrontacji z RHA. Wspominałem o firmie podczas relacji z IFA 2016. Bardzo pozytywne wrażenia ze stoiska, niezwykle kompetentna, urocza Dama i słuchawki, które zwyczajnie kasowały prawie wszystko co w Berlinie pokazano (poza iSine 10/20… to było jednak coś z innego wymiaru, mówię Wam, z innego). Słuchałem głównie topowych T20i (które u nas także zagoszczą), od strony formy jotka, w jotkę identycznych, ale od strony brzmieniowej zupełnie odmiennych. Zastosowano zupełnie inne przetworniki, choć patent na wymienne dyfuzory, które „robią dźwięk” zaimplementowano w obu modelach IEMów. Wracając jeszcze na chwilę do formy, powiem tak – wymagam od teraz, aby każdy produkt tego typu w cenie 800-1200 prezentował się i miał takie wyposażenie jak RHA. To pod względem formy REFERENCJA. Jak popatrzę na AirPodsy to widzę przepaść, Rów Mariański, jaki dzieli te produkty od siebie. Tak, tam jest wireless, jest W1, ale cholera same słuchawki to plastik fantastik, bez żadnego ekskluzywnego sznytu, a wręcz odwrotnie. T10i to przy tym Rolls w zestawieniu z Trabim (kocham te plastikowe wytwory honekerowego przemysłu moto, ale to adekwatne porównanie). Cena ta sama, a jednak mamy tutaj dwa zupełnie odmienne światy.

T10i to ciężka, metalowa obudowa, przy czym dzięki montażowi (zausznice) oraz anatomicznie dopasowanej formie, mamy wygodę, jest ergonomicznie, nie wypadają mimo jak wspomniałem dużych gabarytów. Słuchawki docierają do nas z nastoma wkładami, różnego typu. Wszystko to gumki, w różnej formie, z więcej niż (standardowo) trzema dopasowaniami. Nie ma opcji, żebyście sobie czegoś nie dopasowali, a wkłady są na tyle wygodne, że moje Comply pozostały na RE400, bo zwyczajnie nie dawałyby progresu… Słuchawki są w testowanym wariancie wyposażono w 3 pinowe, dopasowane do jabłkowej elektroniki, złącze audio jack. Jest także nieco tańszy wariant uniwersalny, pod robocika. Długi szary, gumowy kabel z metalowym pilotem oraz metalową sprzączką dopełnia obrazu całości. Kabel jest na tyle długi, że można go spokojnie zastosować w domu, podpinając IEMy do stacjonarnego systemu i będzie to jak najbardziej sensowne rozwiązanie (testuję w tej sposób RHA z CMA600i). To, co stanowi zaletę w przypadku takiego alternatywnego użytkowania, jest jednocześnie pewnym utrudnieniem w mobilnym graniu, ale na szczęście producent nie zapomniał o klipsie, można więc sensownie sobie rozplanować ułożenie kabelka na garderobie. Nie ma mowy o efekcie mikrofonowania, całość od strony użytkowej sprawdza się bardzo dobrze, jest wygodnie, bardzo nawet wygodnie. Pałąki są nieco za duże jak na mój gust (lepiej to rozwiązano w T20), przy czym na tyle giętkie, że dobrze wywiązują się z podstawowego zadania – stabilnego trzymania słuchawek w uszach. Ich srebrny oplot znakomicie koresponduje z alu obudowami T10i… pasuje jak ulał (design), w wersji droższej jest czarny oplot i już tak fajnie to nie wygląda (ale jw. lepsze, mniejsze są pałąki od tych w T10).

Można utyskiwać na brak wymiennego okablowania (to, które jest, wg. mnie nie daje żadnych powodów do narzekań, ale forma podpowiada takie rozwiązanie – do tych obudów aż się prosi, nieprawdaż? ;-) ). To jeden z zarzutów kierowany pod adresem, według mnie o tyle chybiony, że w przypadku T10/20 mamy możliwość modyfikowania brzmienia (podobnie jak to się dzieje w przypadku manewru z wymiennym kablem), inaczej – aplikując dyfuzory, małe nakrętki w miejsce, gdzie zazwyczaj nasuwa się wkład… Według mnie zmiany są dużo poważniejsze od zmiany okablowania i ja taki mod „kupuję”, bo to de facto sposób na zaoferowanie trzech różnych, odmiennych sposobów grania w jednym produkcie. Poza referencyjnym dyfuzorem, mamy jeszcze dwa: basowy oraz wysokotonowy. Każdy z nich inaczej kształtuje brzmienie, przy czym basowy jest bliższy referencyjnemu, a te dwa różnią się dość zasadniczo od trzeciego – wysokononowego. Fajnie, że producent daje nam takie możliwości, bo raz – to dobra zabawa, dwa – to sposób na dopasowanie pod gusta, trzy dopasowanie do DAPa, DAC/AMPa czy jakiejś smartfonowej dziurki. To ma głębokie uzasadnienie i byłoby całkiem wskazane, gdyby inni wzięli przykład i w swoich produktach zastosowali podobne rozwiązanie. W recenzji przeczytacie jak kształtuje się dźwięk, jakie są różnice między wkładkami, w pierwszych, zajawkowych wrażeniach powiem ogólnie o charakterze jaki dominuje w przypadku T10i. Tak, potwierdzam w całej rozciągłości, to co się mówi o tych słuchawkach. To EKSPLOZJA BASU, TO BASIOR, TO BASOWE BRZMIENIE, to ciemna charakterystyka z przyjemnym dla ucha, ciepełkiem. Jest więc kolorowo, nie jest w pełni klarownie, to pewna interpretacja, a nie neutralne granie. Precyzja pojawia się, ale trzeba właśnie skorzystać z dyfuzorów, dźwięk ma bardzo konkretnie zarysowany charakter, tu nie ma to, tamto, tylko „idzie dołem”. Dla bassheada to słuchawki marzenie, szczególnie dla ekstremisty (nie, nie ma tutaj mowy o przewaleniu jak w niektórych Beatsach, to dużo lepsze, pod kontrolą, basowe granie, a nie jakieś prymitywne walenie w bębenki). Ja tam do bassheasdów zaliczam się (choć nie ekstremistów, ale ciemna strona mocy to jest coś, co przemawia do mnie w pełni, w skrócie – przecz z rebelianckim ścierwem! ;) ), nie wstydzę się tego, a dumnie z boomboksem dzielnicę przemierzam ;-) Serio, to mnie ta charakterystyka leży, ale doskonale rozumiem tych, którzy opisywali te słuchawki jako trudne do zaakceptowania, bo basu „too much”. Wiadomo, zazwyczaj takie zabawy w nisko oznaczają że na górze jest kiepsko, że gdzieś nam coś umyka. Prawda. Tyle, że tutaj można inaczej (to raz), a dwa dla osób mających inne preferencje są T20-ki, znacznie bardziej równe, znacznie bardziej ułożone, znacznie bardziej neutralne w treści. Także wybór jest. Przy czym za pomocą suwaków w ROONie (DSP, rozbudowane tryby EQ) można wyczarować (Crossfade on z binaural by Meier & PCM->DSD 256) takie rzeczy, że… w recenzji przeczytacie jakie.

Wow

RHA to jedna z najciekawszych firm, które specjalizują się w produkcji dokanałówek, ktoś kto postanowił od razu wskoczyć na sam wierzchołek (drogie, topowe rozwiązania… choć tutaj obecnie właściwie, podobnie jak w nausznikach, właściwie nie ma już sufitu i te 1000-1200złotych to średnia półka co najwyżej), przy czym daje coś, co przemawia bardzo formą, kasuje pod tym bezwzględnie konkurencję. Znakomite brzmieniowo, często dużo droższe Westone to „biedne „plastiki przykładowo (oczywiście nie zapominajmy o ergonomii, o zastosowanej wielodrożności w topowych modelach etc). Można zresztą w praktyce wymienić dowolnego producenta, który w takiej cenie oferuje dużo, dużo mniej niż RHA. Szkotom udało się wprowadzić swoje produkty do sklepów Apple, co dobrze wróży firmie, bo to gotowy patent na odniesienie globalnego sukcesu. Testuje tytułowe IEMy przede wszystkim z równolegle badanym HiFiMANem SuperMini i to bardzo odpowiednie źródło dla tych doków. Oczywiście alternatywnym źródłem jest iPhone, sprawdzam czy telefon nie jest tutaj jakimś ograniczeniem i ile zyskujemy korzystając z T10i w przypadku tego, co zawsze nam towarzyszy w kieszeni. Sprawdziłem także przez chwilę iPhone 7 z adapterem i niech piekło pochłonie tego, kto wpadł na pomysł zastąpienia złącza analogowego audio adapterem z GÓWNIANYM przetwornikiem za centa zalanym glutem. Członka warte takie granie. Przestrzegam użytkowników tego i przyszłych modeli iPhonów – macie dobre, czy bardzo dobre słuchawki na jacku, omijajcie szerokim łukiem, albo… albo zastosujcie jakiś kabel w rodzaju Ciphera. Na pewno będzie w czym wybierać (okablowanie cyfrowo-analogowe, ze złączem Lightning, naroślą z elektroniką na przewodzie oraz żeńskim gniazdem jack na końcu), bo nie wierzę, że ludzie pogodzą się z takim fatalnym graniem za pośrednictwem gównianego adapterka. To, o ile ktoś zainwestował w dobre słuchawki, bo z EarPodsami różnicy nie będzie – uprzedzam, albo będzie musiał obejść się smakiem, albo zainwestuje w takie specjalistyczne okablowanie. Sumując, jak już w AOSie będziesz szukał lepszego dźwięku dla swojego nowego iPhone 7/+ to masz problem, chyba że wystarcza ci stream sinozębny i jakieś bezprzewodówki. Jak nie, to masz problem.

Muzyki @ RHA T10i słuchamy z HiFiMANa SuperMini binauralnie, 1 bitowo, tak to wszystko ten kompaktowy DAP potrafi…

Poniżej, tradycyjnie, fotogaleria prezentująca dziesiątki…

BTW. Jak wspomniałem, słuchawki grają także na stacjonarnym torze z wzmacniaczem/dakiem Questyle CMA600i i zdradzę, że takie połączenie jak najbardziej. Także, jak ktoś nie jest słuchawkowym freakiem (kolekcjonerem) i chce ograniczyć liczbę słuchawek do sztuk jeden, a nie eleven ;-) Właśnie słucham i polecam bardzo nową płytę In Winter (Katie Meula) i od razu pierwszy utwór. Ojej jakie to piękniutkie takie. Mniam, mniam.

BTW2. Nie wiem jak Wy, ale ja nie mogę jeszcze dojść do siebie po wczorajszej konfie NASA. Co za układ!!! Siedem, siedem skalistych, siedem wielkości zbliżonej do naszej Ziemi i jeszcze te odległości „rzut kamieniem” między nimi, no i co najmniej trzy w „habitat zone”. Aaaa! Teraz to się posypią takie odkrycia jak z rękawa. Niezwykle ekscytujące!

» Czytaj dalej

MQA + Universal Music Group = nadszedł czas na hi-res audio

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2017-02-21 o 09.15.29

Z wielkiej trójcy pozostaje już tylko Sony, które jeszcze umowy nie ma. Warner oraz UMG to ogromny katalog wykonawców i – o ile nikt tu nie zawali – perspektywy streamingu hi-res prezentują się obiecująco. Tidal powoli rozbudowuje dział Masters, trwają rozmowy z kolejnymi (mniejszymi) labelami, wielu producentów sprzętu chce wprowadzić obsługę MQA do swoich produktów. Pozostaje kwestia przekonania odbiorcy, że to mu się opłaca, że to robi różnicę. Według mnie pomóc może to, o czym pisałem parę razy na łamach HDO – właściwie 90% benefitów mamy bez robienia czegokolwiek, tj. bez wymiany sprzętu… wystarczy software’owy dekoder. Ten jest w Tidalu, zaraz będzie w ROONie, będzie także dostępny w innych odtwarzaczach softwareowych… to naturalna kolej rzeczy. Myślę, że nikt nie będzie w takiej sytuacji na NIE, mimo że ocena „o ile i czy w ogóle lepiej” jest niejednoznaczna. I to też zrozumiałe i nie ma w tym niczego dziwnego, bo przecież można patrzeć na tę nowość ze sceptycyzmem. Tak właśnie robi publicznie Linn (ktoś, kto na streamingu i graniu z pliku zjadł zęby, jedna z firm z największym doświadczeniem w branży w tej dziedzinie), czy taki Schiit (tu bardziej jest na przekór i – ogólnie – „kto by sobie głowę zawracał pierdołami”). Moim zdaniem w całej sprawie ważne jest coś innego niż samo MQA. Tym czymś jest jakość źródłowego materiału, który to w tym przypadku musi być z definicji najlepszy (dostępny) i dzięki technologii, może zostać podany w najdoskonalszej (możliwej) formie. To zniesienie pewnego ograniczenia jakie dotyczyło wszystkich dotychczasowych form zapisu muzyki na różnego rodzaju nośnikach. Tutaj NIE MA OGRANICZEŃ, tu może być zwyczajnie najlepiej jak się da, może być jakość studyjna. I tu polemizowałbym z Wojtkiem Pacułą, który wielbi srebrny krążek, zapominając, że to zawsze tylko pewne przybliżenie, że są oczywiste ograniczenia, których się nie obejdzie, bo to składowa formatu, technologii, podczas gdy plik to otwarta karta… tu można naprawdę dążyć do absolutnej doskonałości, bo NIE MA OGRANICZEŃ, TE ZWYCZAJNIE W PRZYPADKU ZER I JEDYNEK NIE ISTNIEJĄ. Także nie ma co czarować, że nie będzie możliwości grania ze studio mastera w domowych pieleszach, bo właśnie takie możliwości oferuje teoretycznie dzisiejsza technologia. Tu i teraz. A że, co oczywiste, będzie się to jeszcze rozwijać, będą powstawały doskonalsze cyfrograje, będziemy dochodzić w tym zakresie do perfekcji (podobnie jak było z każdym formatem, technologią, urządzeniami) to nihil novi.

Sumując MQA to nie jest coś, co powinno zmuszać nas do pędzenia do sklepu po nowego DACa, bo NIE MA TAKIEJ POTRZEBY i można spokojnie patrzeć na rozwój tego rozwiązania nie zmieniając nic (no poza nowymi wersjami oprogramowania – przed tym się nie ucieknie – taki wymóg grania z pliku) w swoim klamotowym zapleczu. Oczywiście producenci, jak to producenci, będą nas przekonywać, że tak, że trzeba, że no przecież musi być obsługa (podobnie było z wyczynowymi parametrami PCM oraz obowiązkowym DSD), ale to tak naprawdę nie ma większego znaczenia. Są zwolennicy starych kości (specyfikacja UAC 1.0 – 24/96) i za nic nie chcą zmieniać swoich przetworników na nowe, „wszystkomające”, bo im to, co było, gra po prostu lepiej. I nie muszą, bo dekoder sprzętowy w przypadku MQA właśnie 24/96 maksymalnie obsługuje i wątpliwie by znalazł się ktoś, kto w ślepym teście dostrzeże różnicę między graniem w takiej jakości, a np 24/192 i więcej. Szczególnie, że wszystko co zapakowane w MQA o nominalnie lepszych parametrach (w tym materiały DSD, DXD) i tak nam taki dowolny jw. DAC zagra (wspierający UAC 1.0). Jedyna kwestia, która moim zdaniem (subiektywnie) robi różnicę to wspomniane DSD. Ten format ma potencjał i daje konkretne korzyści soniczne. Grając takie pliki dostrzegam różnicę, dostrzegam ją również korzystając z konwersji PCM @ DSD. To ostatnie na tyle do mnie przemawia, że obecnie właściwie inaczej plików nie słucham i to, co taka konwersja (DSP) robi z dźwiękiem zapisanym nie tylko bezstratnie (zazwyczaj FLAC, czasem bez kompresji w WAV), ale także stratnie (AAC, MP3) to …warto spróbować, naprawdę polecam samemu to sprawdzić. Dla mnie to rozwiązanie optymalne, bo mogę mieć ciasteczko i zjeść ciasteczko, mogę cieszyć się najlepszymi jakościowo plikami, doceniając dźwięk z takich źródeł, a jednocześnie słuchać praktycznie każdego materiału komfortowo (to właśnie na tym gorszym zastosowanie konwersji sprawdza się wyśmienicie!). I nie ma co się obruszać, że zaprzęgamy procesory do „robienia” dźwięku, softwareowe silniki DSP, bo to się przecież robi w studiu, na etapie masteringu, na etapie tłoczenia (fizyczny) czy tworzenia (plik) i w samym systemie audio… korzystamy z technologii, aby zbliżyć się do doskonałości w dziedzinie odtwarzania muzyki w domowych warunkach. To proces ciągły, który stanowi esencję działania, rozwoju całej branży.

UMG w oficjalnie wyrażonym stanowisku, głosem swojego przedstawiciela, wyraża entuzjazm i pełne zaangażowanie w działania mające na celu popularyzację dystrybuowania muzyki hi-res, oferowania najlepszej jakości dźwięku na rynku. I to – właśnie – cieszy, bo jeszcze do niedawna wraz z pojawieniem się (wcześniej) sklepów z muzyką zapisaną stratnie (pierwsza rewolucja cyfrowa z Napseterm, iTunes), a następnie serwisów streamingowych z „mp3-kami” (Spotify i reszta) wydawało się, że właśnie zatrzymujemy się na etapie „wystarczające”, „więcej nam nie trzeba”. To, wraz z odchodzeniem od fizycznego sposobu dystrybucji muzyki, tworzyło niebezpieczną sytuację możliwego regresu jakościowego. Paradoksalnie rozwój technologii (ogólnie) tworzył dla muzyki kiepskie perspektywy ze strumieniami mocno skompresowanego dźwięku, gorszej, nie lepszej jakości dostępnej powszechnie, stanowiącej nową rzeczywistość – o tyle przykrą, że za to nominalnie gorzej trzeba było słono zapłacić (i to nie mało, patrz iTunes z średnią ceną za skompresowany stratnie album, de facto nie będący naszą własnością). Także zaangażowanie takich gigantów jak UMG oraz Warner daje powody do optymizmu, bo to co jest w zasobach wytwórni, a co ze względu na technologiczne uwarunkowania, ograniczenia nie mogło „rozwinąć skrzydeł” teraz ma ku temu widoki i nie ma żadnych przeciwności technicznych, aby najlepsza jakość była dostarczana wprost do naszych domów (czy mobilnie – bo MQA, przypominam, przede wszystkim jest sposobem na takie ograniczenie transferu, by mobilnie dało się te hi-resy odtwarzać w obecnych realiach funkcjonowania sieci komórkowych).

W praktyce pliki z UMG w najlepszej jakości, którą może wytwórnia zaoferować, pojawia się niebawem na Tidalu (liczę, że to wspomniane powyżej, powolne uzupełnianie katalogu Master ruszy ostro z kopyta), niewykluczone że będą także dostępne jako downloady MQA w wirtualnych kramikach. Pozostaje czekać na to, co zrobi Sony. Firma mocno promuje hi-res (znaczki na produktach) i liczy na to (podobnie jak inne labele), że będzie można zarobić sporo na katalogu, oferując lepszą jakość. Rozmowy podobno ciągle się toczą, dla koncernu problemem może być to, że wcześniej sam próbował na tym polu szczęścia – bezskutecznie. Poza tym Sony dość anemicznie, ale jednak, wspiera DSD (w końcu twórca formatu) i jest zainteresowane komercjalizacją 1 bitowego zapisu na dużo większą skalę niż obecnie. Tu pojawiają się przeciwstawne interesy, bo MQA to rozwiązanie w oczywisty sposób konkurencyjne do ewentualnych planów Sony na polu dystrybucji muzyki z sieci. Tak czy inaczej pewnie dogadają się i MQA faktycznie stanie się swojego rodzaju platformą dla hi-resów w strumieniu (a także albumów do ściągnięcia, choć tutaj rokrocznie spada udział takiej formy dystrybucji muzyki). Wieloletnia licencja podpisana na cały katalog UMG daje nadzieję na popularyzację audio hi-res, na faktyczny progres w dziedzinie jakości dźwięku dostępnego dla konsumentów. To właśnie finalnie ta nowa jakość jaką niesie granie z pliku, połączenie wygody dostępu, braku regionalizmów, odejścia od DRMów (z zastrzeżeniem, że zmienia się sposób korzystania z bibliotek audio, ich lokalizacji!) z wyraźnym progresem jakościowym. To dobra informacja dla nas. Przy czym należy życzyć sobie, żeby nie tylko Tidal oferował dostęp do muzyki bezstratnie zapisanej. Nie musi być od razu MQA, może być jakość płyty CDA – to, wraz z rozwojem sprzętu i oprogramowania daje oczekiwany rezultat w postaci bardzo dobrego jakościowo dźwięku dostępnego dla każdego zainteresowanego.

Obrodziło #2: testujemy planary MrSpeakers Ether Flow & Flow C z CMA600i

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20170217_155237068_iOS

Dlaczego w ostatnim wpisie pisałem o przegenialnych słuchawkach, mając na myśli to, co z takim bólem ściągam ze łba (niestety trzeba, poza słuchaniem muzyki, robić inne rzeczy… damn!)? Cóż, odpowiedź jest prosta. Nowe Ethery Flow brzmią fantastycznie, fantastycznie wyglądają i są fantastycznie wygodne. Są lekkie jak piórko, mają najlepszy system dopasowania do głowy, superwygodne pady mają i zwyczajnie są najwygodniejszymi słuchawkami jakie miałem na czerepie. A że miałem do czynienia z praktycznie wszystkim co wyszło ostatnimi laty (poza wyjątkami w rodzaju Otchłani czy Głębi, jak kto woli, tych faktycznie nie miałem) to mogę – oczywiście czysto subiektywnie – pozwolić sobie na taką autorytarną opinie. NIE MASZ NIC LEPSZEGO. Idealnie leżą, w ogóle nie męczą, pasują jak ulał i gdyby użyć power glue to nie byłaby to tortura tylko czysta przyjemność mieć je na stałe przyspawane do głowy. Dopiero teraz wychodzi z całą bezwzględną mocą to, co przeszkadzało, ale tylko „na marginesie”. Moje LCDE-3 są niewygodne. Zwyczajnie niewygodne są, bo za ciężkie i jeszcze z bardzo kiepskim, w porównaniu, sposobem dopasowania (mały zakres, toporne to… ehhh). Tak to niestety moi drodzy jest, że jak coś nagle lepszego wyskoczy, to, to co było do tej pory dobre (a nawet jeżeli w pewnych aspektach tylko akceptowalne, to ogólnie na plus) przestaje takim „dobrym” być. To straszne, przykre, załamujące ale niestety …typowe. Przy czym, nie wiem, na czym miałby polegać progres w dziedzinie ergonomii patrząc przez pryzmat tego, co oferują Ethery Flow. No nie wiem i tutaj chyba się już lepiej zwyczajnie nie da.

Jak już jest wygodnie (bardzo) to się słucha, a że dźwiękowo to moje granie, to muszę …złapać odrobinę dystansu, by nie wyszedł hymn pochwalny na cześć Drogiego Przywódcy (nie, nie proszę tylko bez jakichkolwiek aluzji). Drogiego Przywódcy Korei Północnej rzecz jasna. Obawiam się, że tekst byłby bardzo przykry w odbiorze, bo jak czytać te wszystkie ochy i achy, jak nie czuć lekkiego zażenowania, gdy piszącemu łzy ciekną po polikach ze wzruszenia i tylko szuka kolejnych bombastycznych przymiotników by oddać (nausznikom) cześć. No właśnie! Będzie więc – mam nadzieję – jakiś dystans zachowany, a pomogą w tym HE-1000, które jak zapowiadałem zmierzają ku nam. I dobrze. Bo jak napisałem LCD-ki już na starcie niestety są na z góry przegranej pozycji, choć oczywiście dźwiękowo są znakomite (nadal) i porównanie z Etherami będzie (w zakresie brzmienia) jak najbardziej.

Słuchawki MrSpeakers’a (wcześniej mody robili) to produkt(y) w pełni high-endowe. Tu nie ma żadnego niedopowiedzenia (Audeze, Audeze może byście wzięli to na warsztat, hę?), żadnego pola do marudzenia, bo te słuchawki są przegenialne w formie, treści, do tego kabelki prima (choć za krótkie, więc jednak jakiś minus się znajdzie), skórzane pokrowce rewela. Co poradzić. Jako Polak rodak jestem w kropce. Nie mam do czego się dop-ten-tego, doczepić. No nie mam. Oczywiście mamy to, co w ortodynamikach robi różnicę – nie będę się w zajawce rozpisywał nt. brzmienia, żeby zostawić deserek na właściwy artykuł – powiem tylko tyle, że dźwiękowo to nie tylko „mogę z tym żyć”, ale bankowo zapiszę w testamencie żeby mnie na tym drakkarze, z tymi właśnie nausznicami z dymem puścili najbliżsi ;-) Tu się słucha muzyki i poza muzyką nie ma nic. Efektor idealny. Staram się jak mogę nie przesadzić, ale chyba mi nie wychodzi, prawda? Takie dobre, ku$#^^&!#$ dobre są to słuchawki! Opinia odnosi się zarówno do otwartej, jak i zamkniętej wersji. Może otwarte słuchawki, może (liczę na HiFiMANy, które były do teraz moimi absolutnymi faworytami w zakresie dream cans) mają jakąś alternatywę, ale te zamknięte są zdecydowanie przed wszystkim, co do tej pory z zamkniętych muszelek grało. Mimo że zamknięte oszukują skutecznie, wodzą nas na pokuszenie bezwstydnie i można tylko się poddać. Przy czym różnią się od otwartych w czytelny sposób, a jednocześnie to ta maniera, ten dźwięk tylko podany nieco inaczej i cholera tak samo zniewalająco-uzależniający. Także przestrzegam, że jak ktoś założy na galcę te słuchawki (jedne i drugie) to będzie miał duży problem, no chyba że akurat prywatna kopalnia diamentów to czemu by w sumie nie? Mają te zamknięte tę przewagę, że można mieć i to i to, tzn. słuchać muzyki leżąc obok ukochanej.

Jak widzicie ani słowem nie zająknąłem się na temat specyfikacji, na temat technologii też nie bardzo i wiecie co? Niczego na ten temat teraz nie napiszę, bo raz że recenzja będzie, a dwa te suche dane, wyliczanka niczego tak naprawdę nie zmienia. Parametry wyczynowe, własne patenty (o których przeczytacie w artykule, bo warto odpowiedzieć sobie na pytanie – jak oni to zrobili, jak doszli do takich efektów?), przebogate doświadczenie (czapki z głów, naprawdę czapki z głów) to wszystko ważne, ciekawe i będzie, ale jw. niczego nie zmienia, bo wystarczy założyć i odlatujemy i nie analizujemy tylko słuchamy (a zajawka to migawka jest :-) ). Na marginesie, przesłuchać 2 minuty, zmienić, porównać, znowu 2 minuty, zmi… naprawdę ciężko to uskutecznić w przypadku tych słuchawek, bo jak już jest play to do końca. Wspomnę tylko o elemencie toru, który testuję wraz z Etherami.

To Questyle CMA600i – omnibus przetwornikowo/ przedwzmacniaczowo/ słuchawkowy. Ten Questyle wykorzystuje technologię wzmocnienia sygnału („bieżący tryb wzmocnienia sygnału”) identyczną z zastosowaną w podobno najlepszym wzmacniaczu słuchawkowym na rynku… Bakoon (HPA-21). Można grać wszystko, a nawet nie grać, ale mieć potencjał (DSD512, czy takty 768MHz), można skorzystać z trzech wyjść słuchawkowych (dwa SE i jedno symetryczne), można podpiąć analogowo zew. źródło, można zatem nie tylko skorzystać z zew. DACa (co robimy, grając z X-Sabre Pro, choć sprawdzamy jak CMA600i sobie radzi autonomicznie, grając pliki), ale także po wpięciu gramofonowego pre posłuchać muzyki z czarnej płyty. To też sobie sprawdzimy. Nie zalecają (i się stosujemy) podpinania równoczesnego pod SE słuchawek x2. Natomiast – jako że Ethery są z okablowaniem na jacku oraz z gniazdem symetrycznym – okupujemy czasami wyjścia symultanicznie, a jak nie to wtedy podpinamy pod tor lampowy z MiniWattem (z bardzo ciekawym ustrojstwem B-Techa będącym przełącznikiem głośnikowym z wyjściem słuchawkowym w jednym pudełku) oraz dodatkowo via M1HPA. Jest jeszcze opcja bezpośredniego grania ze wzmacniaczy pod głośniki via ustrojstwo HiFiMANa (też obadamy). Alternatywą przetwornikową dla Matriksa i samego Questyle stanowi u nas Korg DS-DAC-100 oraz M2Tech DAC. Zobaczymy, czy dużo tańsze komponenty nie będą jakimś ograniczeniem dla tytułowych nauszników.


Tu soute z CMA600i

A tu już główny set z X-Sabre Pro w roli źródła, który będzie stanowił punkt odniesienia

Poniżej rozbudowywana (aktualizacje) fotogaleria z (uzupełnianym upgrade’owo) opisem:

» Czytaj dalej

HiFiMAN HE-1000 i Edition X w wersji V2. Tysięczniki niebawem na HDO!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
unspecified-10

Niewykluczone, że będziemy mieli unikalną możliwość porównania topowych planarów… w szranki staną redakcyjne LCD-3, testowane MrSpeakers Ether Flow (otwarte jak i zamknięte) oraz HiFiMANy HE-1000. Będzie pojedynek na szczycie, będzie można porównać różne szkoły konstruowania ortodynamicznych nauszników. Mamy potwierdzenie ze strony dystrybutora, musimy chwilkę poczekać, widzę sporą szansę na takie bezpośrednie skonfrontowanie flagowych modeli z katalogu ortodynamicznych specjalistów HiFiMANa, Audeze oraz MrSpeakers. Tytułowe, poprawione słuchawki, zarówno HE-1000, jak i tańszy Edition X to przede wszystkim zmiany w ergonomii. Nie ruszano przetworników, skupiono się na formie, przeprojektowując pałąk, pady dodatkowo nieco odchudzono całość. Poza tymi zmianami, modyfikacje dotknęły także okablowanie. Poniżej, w punktach, zmiany względem vol.1:

HE-1000 V2 – zmiany w stosunku do pierwszej wersji:

  • nowy, wzmocniony pałąk o szerszym zakresie regulacji
  • niższa o 60 gram waga – z 480g do 420g
  • cieńsza o 3 milimetry grubość fornirowanych nausznic
  • przeprojektowane pady (poduszki nauszne) o znacznie wyższym poziomie asymetrii, aby dopasować się do naturalnej krzywizny ucha ludzkiego
  • nowa konstrukcja kabla – przewód wykonany jest z wzbogaconych materiałów, zyskał dodatkową żyłę; przewodniki to miedź oraz srebro ciągnięte z jednego kryształu – w efekcie poszerzono zakres pasma przenoszenia oraz zmniejszono straty sygnałowe
  • materiał poduszek nausznych w miejscu styku z małżowiną uszną wykonano poliestru (poprzednio był to welur) , przez co uzyskano większą transparentność dźwięku (obszycie boków ze skaju pozostało bez zmian)

Edition X V2 – zmiany w stosunku do pierwszej wersji:

  • nowy, wzmocniony pałąk o szerszym zakresie regulacji
  • przeprojektowane pady (poduszki nauszne) o wyższym poziomie asymetrii, aby dopasować się do naturalnej krzywizny ucha ludzkiego
  • nowe, metalowe jarzma mocujące obudowy przetworników do pałąku -  gwarantują znacznie wyższą wytrzymałość i stabilność słuchawek na głowie (w poprzedniej wersji tworzywo sztuczne)
  • materiał poduszek nausznych w miejscu styku z małżowiną uszną wykonano poliestru (poprzednio był to welur) , przez co uzyskano większą transparentność dźwięku (obszycie boków ze skaju pozostało bez zmian)
  • wyższa jakość lakieru położonego na obudowach przetworników, dzięki temu słuchawki są mniej podatne na porysowanie

 

Ceny nowych wariantów:

HE-1000 V2 – 15495 zł

Editino X V2 – 7399 zł

» Czytaj dalej

Obrodziło #1: testujemy rewelacyjnego Matrix X-Sabre PRO vol. 2

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20170201_071257260_iOS

To prawdziwa übermachine. Chyba najlepsza rzecz z przetworników jaką podpinałem do swoich klamotów. Jestem wstrząśnięty i dodatkowo nie-po-bondowemu solidnie zamieszany. Tak, ten przetwornik stanowi zwieńczenie, zwieńczenie procesu jaki obserwujemy od paru ostatnich lat związanego z rewolucyjną zmianą sposobu dystrybucji muzyki. Internet zmienił wszystko i zmienia wszystko. Obecne możliwości topowych DACów, których przedstawicielem jest opisywany model to wg. mnie osiągnięcie pewnego szczytu możliwości odnośnie obsługi formatów, ogólnie umiejętności zamieniania zer i jedynek na postać analogową. Niewiele więcej da się osiągnąć bez radykalnej zmiany tego co w studio, tego co serwuje na rynek wytwórnia, wreszcie tego jak słuchamy muzyki (w ogóle). Oczywiście można  ”więcej” (jutro, pojutrze zapowiedź takiego urządzenia) w zakresie cyferek, ale to już tylko czysta szuka dla sztuki, przy czym liczy się nie tylko wyczyn (znacie materiały DSD 512, albo jakieś pliki PCM o parametrach 32/768? Nie? No właśnie, też takich nie widziałem), ale sposób wykorzystania technologii, które stały się ostatnio dostępne w domowym audio. Ten DAC jest znakomitym przykładem na to umiejętne wykorzystanie, bo to jedno z nielicznych urządzeń, pozwalających na tak drobiazgowe dopasowanie parametrów sygnału w systemie.

Już wcześniej (patrz recenzja poprzedniego modelu X-Sabre Pro) flagowy DAC w katalogu Matriksa, wyróżniał się na tle konkurencji. Omawiany, nowy model, oferuje jeszcze więcej, dużo więcej w tym zakresie. To prawdziwa rewelacja, szczególnie, że mamy tutaj do czynienia z hardwarem pozwalającym na wyciągnięcie wszystkiego co najlepsze z 1 bitowego formatu, to sprzęt z rozbudowanymi opcjami DSP (ogromne możliwości modyfikacji sygnału), wreszcie (najważniejsze) coś, co potrafi zagrać tak, że jw. trudno mi znaleźć konkurenta na dowolnym pułapie cenowym. Najnowszy Matrix jest najdroższym urządzeniem tej firmy w historii, zbliżą się powoli do granicy 10k, ale nadal stanowi niezwykle interesującą alternatywę dla dużo droższych high-endowych DACów, bo ze swoimi niecałymi 8 tysiącami to nadal wyższa półka HiFi. Cenowo. Patrząc na to jak się prezentuje, na to jakie ma możliwości, jak gra to HIGH-END pełną gębą!

all @ DSD256

To pierwsze z urządzeń wykorzystujących topową kość ESS 9038 Pro. Nowy krzem zastępuje dobrze znany układ ESS 9018, stosowany w setkach flagowych przetworników. Nowy krzem, poza nowymi możliwościami, w aplikacji Matriksa oferuje coś, co zawsze trzymało mnie nieco na dystans w przypadku DACów opartych na ESS Sabre – nie ma tutaj rozjaśnienia, nie uświadczymy żadnego analitycznego „szkiełka i oka” (neutralnego serwowania muzyki, w sensie wypranego z czegoś bardzo istotnego), co kojarzy się z cyfrowym graniem. Nie. Jest inaczej. I bardzo dobrze, bo ten nowy Matrix gra z jednej strony niebywale rozdzielczo, prezentuje nagranie szczegółowo… wiernie, ale jednocześnie mamy to, co tak lubię w niektórych przetwornikach multibitowych: czarownie, magię, gęsty, emocjonalny przekaz, coś, co nie pozwala na oderwanie się od klamota, tylko więcej, więcej, jeszcze więcej! „Cysta magia!” Jak mówi moja mała córeczka. „Cysta”.

Ciekawe czy inne, oparte o ten układ DACzki będą grały z taką manierą (to nie pejoratywne określenie, każdy sprzęt, nawet ten najbardziej zdawałoby się neutralny, taki nie jest i coś tam swojego dodaje), bardzo ciekawe. Matrix potrafi być zarówno przetwornikiem, jak i cyfrowym pre, w tej drugiej roli także wyróżnia się i to pomimo czysto cyfrowej regulacji natężenia dźwięku. Powiem więcej, niesamowita precyzja jaką się odznacza, pozwala przykładowo stworzyć minimalistyczne rozwiązanie oparte na monitorach aktywnych z X-Sabre w roli przedwzmacniacza oraz centralki cyfrowej, znacząco zwiększajac możliwości takiego systemu. Testuje X-Sabre m.in. z Audioengine HD6 i dźwięk jaki odtwarzają aktywne monitory jest bez dwóch zdań znakomity. Matrix jest elementem wydobywającym z tych paczek wszystko co najlepsze, nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Przy czym ULTRAWAŻNYM elementem jest software. Roon 1.3 (patrz wpis opisujący dokładnie najnowszą wersję front-endu) zmienia reguły gry. Dlaczego? Ano dlatego, że wraz z zaawansowanymi możliwościami tytułowego DACa, stanowi topowy system odtwarzający muzykę z pliku, pozwalając na naprawdę niebywałe rzeczy odnośnie konfiguracji odtwarzania. Pozwala – krótko mówiąc – na ZNACZNY progres w zakresie tego, co dobiega do naszych uszu. Drugi system z przegenialnymi MrSpeakres Ether Flow (w wersji otwartej jak i zamkniętej) na Questyle CMA600i (jako DAC nie stanowi konkurencji dla Matriksa, ale tutaj mamy dodatkowo na dokładkę czy może przede wszystkim świetny wzmacniacz słuchawkowy) wraz z Roonem grającym via DSP (crossfade -> binaural, wszystko @ DSD256*) to – ponownie zacytuję – „cysta magia”. Gra to niebywale wręcz dobrze, ale co ważniejsze, nie trzeba wcale podpinać słuchawek za 9 tysięcy żeby to usłyszeć. Nie. Na HD650, na moich ulubionych HiFiMANach HE-400 gra to w podobny sposób tzn. zachwycająco, zniewalająco, po prostu znakomicie. To dźwięk, który nie ma niedostatków, nie ma żadnych „ale”, to mój dźwięk. Na słuchawkach tej klasy co Ether Flow zwyczajnie zanurzamy się i przepadamy. Zdarza się nie przespać nocy. Uzależnia. Działa to jak mocne dragi. Ktoś kto kocha muzykę będzie musiał dokonać bolesnych wyborów, zmienić priorytety, podjąć życiowe decyzje ;-)

Niewielki, a taki potężny. Monolityczna obudowa na CNC, OLEDowy displej, metalowy pilot. Szlachetny minimalizm połączony z elegancją i najwyższą jakością wykonania

Jutro, pojutrze przeczytacie w zajawce o wspomnianych powyżej słuchawkach, podkreślę tylko że to nie tak, że dzięki Etherom mi gra. Czego bym nie podpiął do systemu z nowym X-Sabre Pro gra bardzo, w przypadku moich referencyjnych LCD-ków 3 też bym ich nie ściągał (podobnie jak z Ether Flow), niestety wychodzą niedostatki tej konstrukcji (ergonomia) w konfrontacji z przegenialnymi MrS. Także Matrix z Roonem stawią tandem pozwalający grać wg. mnie w niedostępny sposób dla większości źródeł fizycznych, a konfrontując bezpośrednio ze sprzętem nie grającym z pliku (tj, takim bez komputera) trzeba by wydać gigantyczne pieniądze, by to zagrało właśnie tak, tak jak gra ten DAC / soft – SYSTEM. Z CMA600i w roli wzmacniacza oraz Makówką robiącą za Core mamy coś, co gra na poziomie prawdziwie „ośmiotysięcznikowym” (analogia do gór, nie do mamony). To – moim zdaniem – ten pułap, szokujące, że możliwy do osiągnięcia bez konieczności oddawania narządów do przeszczepu. Z moją lampą na wsadzie brimarowym (MiniWatt) podobnie, nieprzyzwoicie dobrze, słucha się i ciągle mało, nawet nagrania, które były gdzieś daleko na liście do posłuchania, takie, które są daleko za tym co lubiane, czy ulubione, nawet takie wywołują na opisanych powyżej konfiguracjach to „więcej i więcej”. No to jak to inaczej nie nazwać, jak właśnie TO. Matrix stanowi niezbędny element TEGO. Nie inaczej.

Pełną specyfikację, omówienie wszystkich możliwości (oj zejdzie paręnaście tysięcy znaków na to, oj zejdzie) znajdziecie we właściwej recenzji, którą popełnię w najbliższych tygodniach. Jak wiadomo nic tak dobrze nie opisuje czegoś materialnego, jak obrazki, zatem poniżej duża fotogaleria z Matriksem w głównej, choć nie jedynej, roli (tak, będzie Roon i opisane wcześniej klamoty, efektory).

* do niedawna, jeżeli chciało się takie coś uzyskać jak konwersję każdego sygnału PCM do DSD potrzebny był drogi jak cholera HQPlayer. Jako wtyczka chodziło to z Roonem, teraz już nie ma potrzeby stosować tego oprogramowania. Wystarczy nowy Roon z potężnym silnikiem DSP jaki mu zaaplikowano w najnowszej odsłonie 1.3. Dlaczego o tym piszę… sprawdźcie sami co daje prze-konwertowanie w locie tego, co słuchamy do postaci 1 bitowej. Warto samemu się przekonać, posłuchać. Oj, warto. Komputer z mocnym CPU bezwględnie wymagany. » Czytaj dalej

Tour de… Emeraldy Pylona w Gdańsku

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20170211_112145458_iOS

Wczorajsza impreza (11.02) odbyła się w salonie Premium Sound w Gdańsku. Sala pękała w szwach (co cieszy rzecz jasna, choć z oczywistych względów utrudniało to percepcję). Playlista z wykładem by Pacuła, Wojciech Pacuła. Te kolumny, główny bohater spotkania, to wersja stworzona przy współudziale HighFidelity, a konkretnie pod gusta prowadzącego.

Dużo ciekawych informacji na temat muzyki, realizatorki, jak słuchać i dlaczego tak. Mam odmienne zdanie w paru kwestiach i dobrze, bo świat byłby cholernie nudny gdybyśmy się we wszystkim zgadzali (w Polsce nam to nie grozi, z definicji w niczym się nie zgadzamy). Odnośnie zaś dźwięku (rzecz jasna subiektywnie!): były momenty (nie, nie o takie momenty tu mi się rozchodzi ;) ), bardziej ze wzmacniaczem lampowym, zdecydowanie bardziej niż z elektroniką Soul Note.

Lampowiec FrezzAudio @ KT88 grał bardzo przyjemnie z tymi zgrabnymi (zauważcie, one są bardzo kompaktowe, bardzo niewielkie) kolumnami. W sprzedaży będzie także wersja niesygnowana, z firmowym (Pylon) dźwiękiem… Poniżej rozbudowane fotostory z opisem na totalnym luzie:

Roon 1.3: PCM>DSD, zaawansowane DSP, korekcja akustyki, DR rating…

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2017-02-04 o 07.59.38

To, co pojawiło się pod koniec zeszłego tygodnia, oczekiwana, duża aktualizacja front endu Roon przerosło oczekiwania użytkowników. Piszę to z perspektywy użytkownika właśnie, mimo entuzjazmu (który to entuzjazm udzielił się w popełnionych na łamach HDO opisach tego software) staram się być obiektywny i krytyczny. Krytyczny, bo płacę niemałe pieniądze za licencję, co oznacza, że wymagam. Jak już jednak wspominałem, dzisiaj oprogramowanie (szczególnie tego kalibru, co Roon) jest nie tylko nieodzownym elementem systemu audio, ale jest jego… FUNDAMENTEM. Nie przesadzam, bo nie dość że żyjemy w czasach grania z pliku, komputera (patrząc na całą branżę, chyba nikt nie ma wątpliwości, że tak to właśnie wygląda) to jeszcze całkowitemu przeobrażeniu ulega cały mechanizm dystrybucji muzyki, dostępu do niej. Dlatego, coś, co „ogrania” temat kompletnie, całościowo i dodatkowo pozwala na PEŁNE wykorzystanie potencjały posiadanego sprzętu staje się niezbędnym elementem, spoiwem, czymś wymaganym, integrującym sieciowe źródła audio, czytaj integrującym strumienie – jakie by one nie były, bo są przeróżne w jedną, uporządkowaną całość.

To jest, w wielkim skrócie, Roon. Tyle, że – jak wspominałem we wcześniejszych wpisach – to dopiero początek. Znakomicie pokazuje to najnowsza aktualizacja, która (aż strach pomyśleć, co przygotują, gdy na rynek trafi wersja 2.0) mimo niepozornej numeracji niesie wielkie zmiany, bardzo użyteczne i niebywale wręcz rozszerzające możliwości (już wcześniej, przed upgrade) najbardziej rozbudowanego oprogramowania tego typu na rynku. To nowy Roon, nowy, bo choć wygląda identycznie (i brawo za to, jak ja nienawidzę zmian, dla zmiany, gdzie dobre UI przegrywa z „lepszym”, w imię wprowadzania zmian dla samych zmian… jakże to częste zjawisko w dzisiejszych technologiach), to jego możliwości rozbudowano do poziomu, którego nie oferuje żaden odtwarzacz/program zarządzający odtwarzaniem muzyki z komputera. Po krótce przedstawię najważniejsze zmiany, poniżej znajdziecie także galerię, która obrazuje z czym mamy do czynienia. Ważne – zapowiadałem wpis na weekend, uznałem że mimo wielu godzin zapoznawania się z nowościami, muszę dać sobie więcej czasu. Dzisiaj, gdy ilość funkcji odpowiedzialnych za korekcję pomieszczenia, za ustawienia słuchawkowe, za tryby DSP zwyczajnie „przeciążyła” system poznawczy, uznałem, że ten wpis po prostu będzie stale aktualizowany, podobnie jak to robiłem z poprzednim opisującym czym jest Roon, stanowiącym wstęp dla dzisiejszego artykułu (zapraszam do zapoznania się z długim wpisem opisującym dokładnie UI/UX, z dużą liczbą zdjęć pokazujących software w akcji, wyszczególnieniem wcześniejszych zmian, aktualizacji). Także, jak to w przypadku oprogramowania było, jest i będzie – temat traktujemy z gruntu rozwojowo i nie ma w tym nic dziwnego.

DSP w akcji, materiał 5.1, zaawansowana konwersja = diamencik

A tu na dokładkę „binauralizowanie” pierwotnie wielokanałowego nagrania (DAC obsługuje dwa kanały) via DSP, z przywróceniem efektu surround na słuchawkach

Po tych paru dniach, nie potrafię inaczej opisać moich wrażeń, jak tylko: TOTALNY OPAD SZCZĘKI. To jest rzecz, dzięki której niebywale wręcz wzrasta przyjemność z korzystania z cyfrowych kolekcji i – ogólnie – słuchania, poszukiwania, zaznajamiania się z muzyką. Jeszcze to usprawnili, jeszcze to ulepszyli i w tej dziedzinie ciężko będzie, naprawdę ciężko zaproponować coś innowacyjnego, lepszego od Roona. To rzecz, która pozwala na wydobycie całego potencjału, CAŁEGO z naszych DACów, naszych słuchawek, głośników, z całego zarządzanego przez ten front-end systemu. Systemu teraz także multistrefowego, także wielokanałowego, także grającego 1 bitowe materiały, także konwertującego w locie muzykę zapisaną w PCM do DSD, także odpowiedzialnego za zaawansowaną korekcję parametryczną & akustyczną (zarówno pomieszczenie, jak i efektory tj. słuchawki oraz głośniki), integrującego niebywale wręcz rozbudowane oprogramowanie DSP. To już nie parę parametrów, a rozbudowana na modłę studyjnego pro-toola, funkcjonalność niespotykana w konsumenckim odtwarzaczu audio. I wiecie co jest w tym wszystkim najlepsze… mimo takiej rozbudowy, to nadal bardzo proste, bardzo łatwe w obsłudze oprogramowanie, które w żaden sposób nie przytłacza (nadmiarem ustawień, skomplikowaniem układu interfejsu), gdzie to co najważniejsze – MUZYKA – jest …właśnie… na froncie, jest w centrum i to na niej koncentruje się uwaga użytkownika. A że przy okazji, można ustawić perfekcyjnie sprzęt, dodatkowo wykorzystać ogromne możliwości zaszyte w DSP, sprawdzić jak dobrze może zabrzmieć nagranie, gdy skonwertujemy je, przy zachowaniu wysokiej jakości… to tylko na plus i wręcz wymarzona sprawa dla wszelkiej maści poszukiwaczy, kombinujących co by tu jeszcze… ;-)

Zatem do dzieła, oto lista kluczowych zmian:

  • Własny, potężny silnik softwareowy DSP, oparty na 64 bitowym processingu, pozwalający m.in. na konwersję w locie PCM do DSD (btw wiele nowych trybów odtwarzania 1 bitowego materiału – tego NIKT inny nie oferuje, nawet Korg), pełna implementacja upsamplingu z dopasowaniem jakości wyjściowej (korekta częstotliwości próbkowania), crossfeed dla nauszników, precyzyjny i baaardzo rozbudowany EQ, korekty dla ustawienia głośników, korekcja akustyki pod kątem wprowadzonych danych nt. pomieszczenia odsłuchowego (tak, będą niebawem mikrofony, tzn. obsługa sprzętu współpracującego, pozwalającego na dopasowanie parametrów). Oczywiście całość można za pomocą jednego suwaka wyłączyć, rezygnując całkowicie z DSP, pozostawiając sygnał w pierwotnej postaci. Właśnie – możecie sobie każdą nową funkcję przetestować szybko i gładko, bo wspomniany suwak aż zachęca do sprawdzenia A-B
  • Pełne wsparcie dla grania wielokanałowego, wbudowany silnik konwertujący w locie nagrania multichannel do postaci stereofonicznej, niezależne, konfigurowalne mapowanie kanałów
  • Pełne wsparcie dla samograjów Sonosa
  • Adaptacja standardu ustawień natężenia dźwięku wg. normy R128.Wprowadzenie ratingu DR dla całego zgromadzonego przez nas materiału muzycznego, z jego bieżącą analizą pod tym kątem i dostosowaniem (wedle życzenia) ustawień pod określone parametry danej realizacji. Innymi słowy Roon sprawdza każde nagranie, robi pomiar i podaje wynik oraz umożliwia dopasowanie ustawień pod konkretne wydanie. KAPITALNA SPRAWA
  • Zaawansowane tagowanie – to już nie tylko prosty mechanizm ułatwiający katalogowanie, a coś, co pozwala na pełną indywidualizację bibliotek, z powiązaniem tej funkcjonalności z na tę okazję zmodyfikowanym systemem wyszukiwania (wynajdywanie po określonych przez nas parametrach, obejmujących zarówno aspekty techniczne nagrania jak i wydawnicze… znowu, NIKT tego w takiej formie nie oferuje!) Dodatkowo można zrobić absolutnie wszystko z metadanymi, a narzędzia oraz opisane, nowe możliwości pozwalają na stworzenie precyzyjnie opisanego zbioru nagrań, z nieoferowanymi dotąd możliwościami selekcji, wynajdywania materiałów
  • Zarządzanie playlistami w pełni wykorzystujące opisane powyżej mechanizmy, z możliwością customizacji składanek (od aspektu graficznego, po układ, ogólnie – całą prezentację)
  • Analiza całej biblioteki na żywo z systemem wyszukiwania i dopasowywania materiałów pod kątem naszych muzycznych fascynacji. Ten mechanizm to nie tylko covery, nie tylko „podobne dźwięki” to coś znacznie większego, bardziej zaawansowanego, bo pozwalającego w zupełnie nowy sposób zaznajomić się z twórczością tą znaną i mniej znaną, to „podane na tacy” inspiracje, zmiany towarzyszące artystom: muzykom, kompozytorom. Teraz działy twórczość via kompozycje, via twórcy nie ogranicza się tylko do klasyki, ale obejmuje wszystkie popularne gatunki muzyczne!
  • Zarządzenie dodawaniem, eksportowaniem oraz importowaniem z każdego, podłączonego do Core sprzętu. Pełna konfiguralność, zarządzalność, z możliwością szybkiego cofnięcia zmian w bibliotece
  • Wprowadzenie backupu oprogramowania, zarówno w trybie automatycznym, jak i ręcznym, z możliwym eksportem kopii do Dropboksa
  • Dopasowanie synchronizacji oraz buforowania dla różnych mechanizmów (protokołów) strumieniowania danych oraz poprawa stabilności oraz szybkości działania całego oprogramowania
  • Integracja z zewnętrznymi bazami danych
  • Integracja funkcji społecznościowych
  • ROON API – tak, wprowadzają narzędzia programistyczne, pozwalające na rozszerzenie funkcjonalności front-endu o zewnętrzne wtyczki, soft oferowany przez producentów sprzętu, innych dev. Co to oznacza w skrócie? Przykładowo – możliwość szybkiego wprowadzenia podstawowej obsługi, sterowania dowolnego sprzętu bez natywnej obsługi Roona, dodatkowych ustawień danego urządzenia, wspomnianych wtyczek rozszerzających czy dodających unikalne funkcje, prostej nawigacji etc.
  • ROON OS (Roon Optimized Core Kit tj. ROCK). Lekka wersja Roona oparta na dystrybucji linuksowej do zastosowania w NUC, R-Pi itp., a także – w razie zainteresowania – nawet jakiś set-top-boksach.  Coś dla osób z zacięciem do budowy własnych rozwiązań hardwareowych (DIY), jak również producentów małych, wyspecjalizowanych nano PC

Całość działa stabilnie, mimo jednoczesnego podpięcia wielu urządzeń nie ma żadnych problemów z obsługą Roon chodzi jak skała. Biblioteka z całą nową, wprowadzoną właśnie funkcjonalnością po kilkudziesięciu minutach była w pełni gotowa, odtworzona po aktualizacji. Integracja z Tidalem, póki co, nie wprowadziła pożądanej obsługi MQA – oczywiście mamy dostęp do całej biblioteki hi-resów, które wylądowały w serwisie, jednak nadal nie można ich łatwo zlokalizować. Odnośnie MQA, chodzi rzecz jasna o programowy dekoder, który – jak obiecuje Roon Labs pojawi się także w Roonie. Będzie to jednak autorskie opracowanie, bo filozofia działania Roona oparta na identyfikacji podpiętego sprzętu (RAAT) kłóci się z prostym mechanizmem zastosowanym w Tidalu (bez dopasowania parametrów, jedynie z wyborem trybu wyłączności i/lub dekodowania/przesyłu czystego sygnału). Także na to musimy niestety jeszcze poczekać.

Szczegółowe dane techniczne dotyczące odtwarzanego materiału, DR rating (Roon przeanalizuje całą naszą bibliotekę)

Czego można sobie życzyć? Natywnego wsparcia dla Chromecasta (Sonos właśnie się pojawił, poprawiono support dla Squeezeboksa), zainteresowania ze strony branży nowymi możliwościami (OS, API), rozwoju DSP (także w kontekście współpracy z określonymi urządzeniami), wprowadzenia postulowanego miesięcznego abonamentu (obecnie jest roczny lub dożywotni), rozwoju DSP pod katem głośników/słuchawek oraz wspomnianej integracji Master/MQA w działającym via Roon Tidalu. Samo poznanie możliwości 1.3 zajmie sporo czasu jw., a wykorzystanie jego potencjału? To już nawet nie kwestia opisanego software, które daje ogrom możliwości, a kreatywnego podejścia producentów sprzętu oraz programistów ten sprzęt programujących. Nawet jednak bez nurkowania w rozbudowane tryby DSP, każdy sprzęt podpięty pod Roona może zdecydowanie więcej. I to powinno wystarczyć za cały komentarz. Plus muzyka. W centrum. Dostęp nieosiągalny w tradycyjny sposób, nieosiągalny za pośrednictwem innego oprogramowania. Kto podejmie rękawicę i stworzy coś równie dobrego, albo lepszego (?).

Poniżej galeria, będzie aktualizowana na bieżąco (materiał jest bardzo rozbudowany, a nadal nie obejmuje wszystkich zauważonych, użytecznych zmian, nowych funkcji). Aktualizacja: metadane / edycja

» Czytaj dalej

Testujemy raźno na rowerze i w biegu SuperMini. Mini DAPa HiFIMANa

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
hifiman_supermini_10

Nie dalej jak parę dni temu wspominałem na portalu o dwóch ultramobilnych playerach od HiFiMANa. Coś tam wystukałem, że może byśmy na tapetę to wrzucili i przetestowali Mega albo (jeszcze lepiej) Super. Na ruszt trafił Super. Na marginesie… Mega nie powinien być bardziej Super? No właśnie, bo tutaj jakoś odwrotnie. Konsekwentnie zmierzając w obranym kierunku (nazewnictwo) producent powinien najprostszą wersję grajka nazwać Giga. Do kompletu. Trochę się pouzłośliwiałem, zostawmy nazewnictwo, przejdźmy do konkretów. Ten model dystrybuowany jest z bardzo przyjemnymi, wartościowymi dokami RE-400. Taki dodatek podnosi ocenę całości, bo przyznacie, jak ktoś kupuje grajka a w domu ma co najwyżej pchełki podłej jakości dodawane do kompletu ze smartfonem to… bardzo się ucieszy na taki całościowy pakiet. Nie trzeba będzie biegać do sklepu, aby wydać kolejne parę stówek (takie znośne NuForce ok 200 kosztują przykładowo), tylko ma to już z głowy. A raczej na głowie, pardon w uszach ma. RE-400 są bardzo przyzwoite, a ich niewątpliwą zaletą jest eteryczna waga. W ogóle ich w uszach nie czuć. Wraz z prywatnymi piankami Comply, które sobie zaaplikowałem, słuchawki idealnie wpasowują się w główne zastosowanie opisywanego kompletu… zastosowanie oczywiście na wynos i do tego jeszcze jakieś aktywności fizyczne, znaczy sportów uprawianie, przemieszczanie się jednośladem – te sprawy.

Bardzo to wszystko minimalistyczne w formie i ok, minimalizm bez ograniczeń funkcjonalnych  jak najbardziej

Do tej pory testowałem u siebie cegły HiFiMANa (patrz o tu i tutaj ), DAPy wagi ultraciężkiej (dosłownie i w przenośni). Kontrast jest gigantyczny, właściwie tamte playery to albo jako źródło na poły stacjonarne do domu (tylko że przenośne, no powiedzmy „multistrefowe” takie), albo na spacer nobliwy. Absolutnie nie wyobrażam sobie jakiegoś truchtu, jazdy, ćwiczeń z takimi „ciężarkami”. Tutaj jest krańcowo odmiennie, co więcej w bardzo że tak powiem unikatowej formule. Po prostu mało kto robi audiofilskie playery w zbliżonych do iPoda Nano gabarytach. Nikt się w to nie bawi. No prawie nikt, bo HiFiMAN dla przykładu i owszem, przy czym nie ma tu miejsca na kompromisy odnośnie wyposażenia / możliwości, bo i zbalansowane wyjście znajdziecie i obsługę plików hi-res do 192Khz, a nawet DSD (najpopularniejsze – o ile to słowo na miejscu w kontekście formatu – pliki DSF/DFF 64). Także grać można praktycznie wszystko co mamy w bibliotece, bez żadnych sztuczek magicznych (Apple i ich upierdliwo-nieżyciowe, kurczowe trzymanie się swoich jedynie-słusznych formatów audio, nie mówiąc już o ignorowaniu materiałów hi-res). Nie ma najmniejszych problemów z odtwarzaniem, czytaniem biblioteki z karty microSD oraz samą kartą, jaka by ona (pojemna) nie była. Moja nie jest specjalnie pojemna, bo ma tylko 64GB, ale to wartość całkowicie wystarczająca na potrzeby testu i zgromadzonych na niej dźwięków, które mają tworzyć materiał do weryfikowania jaki to ten Super jest, albo nie jest …Super. Na razie, powiem tak: nie miałem równie dobrze grającego ultramobilnego DAPa, choć do paru rzeczy przyczepię się w recenzji, bo parę rzeczy wypadałoby poprawić. Tak czy inaczej okazja się trafia na ultramobilne źródło dla bezkompromisowego fan(atyka) muzyki w możliwie najlepszej jakości. Zwyczajnie cieżko będzie znaleźć alternatywę gabarytowo-funkcjonalną.

OLED czytelny (no na zdjęciu to jakoś nie za bardzo ;-) ) Binauralne nagrania w jakości 24 bitowej na biegowych nartach? Oj tak!

Sprawdzę Super z Momentum i to zarówno, porównawczo do RE-400 (balans), IEMami jak i pierwszą oraz drugą generacją nauszników (łącząc Wirelessy kabelkiem). Myślę, że całkiem dobrze będzie także z HP50 od NADa, no i rzecz jasna z moimi ulubionymi HE-400. Takiego kompletu jeszcze nie słuchałem, ale posłucham i relację zdam. Nie mam na podorędziu żadnych zbalansowanych doków, ani kabla którym mógłbym zmodować wspomniane nauszne HiFiMANy. Jak w trakcie testowania coś takiego namierzę to też słów parę zamieszczę na temat. Poniżej, dla przypomnienia, specyfikacja testowanego playera oraz parę fotek prezentujących opisany model.

 

Przyciski zgrupowane na lewej ściance, na dole jacki, no i slot & złącze USB. Trzy przyciski podekranowe plus trzy „na burcie” dają możliwość obsługi w rękawiczkach (żadne tam dotyki ekranowe)

RE-400 „uzbrojone” w Comply

HiFiMAN SuperMini DAP

  • przenośne wymiary: 45mm (szer.) x 8.5mm (gł.) x 104mm (wys.)
  • żywotność baterii – do 22 godzin (to progres bardzo zauważalny w stosunku do testowanych do tej pory DAPów na HDO… o jakieś 100%, zweryfikujemy… tak dobrze nie jest, ale lepiej jest)
  • pasmo przenoszenia: 20 – 20 000 Hz
  • waga: 70g
  • OS Taichi 2.0
  • cena 2399zł (w komplecie bardzo dobre doki RE-400)

A, i jeszcze jedno, jak obiecałem tak i zrobię tzn. zweryfikuję tabelkę, która wisi na stronie producenta / dystrybutora dotyczącą możliwości wysterowania trudnych słuchawek stacjonarnych. Ambitnie podeszli do tematu, fajnie, ale ja niewierny Tomasz muszę to empirycznie sprawdzić (LCD-3, K701…). No i sprawdzę, prawda, empirycznie. Będzie super niespodzianka, bo są w testach prawdodpobnie najlepsze planary jakie pojawiły się w tej części galaktyki. I to nie jedne, a parka. Niebawem zdradzę szczegóły. Coś czuję, że nie będzie najmniejszych problemów w połączeniu z takim mobilnym źródłem, a że same słuchawki też baaaardzo lekkie, wręcz przenośne, więc czemu by nie.

PS. Apel do dystrybutora o wprowadzenie do sprzedaży jakiegoś nosidła. Arm band od telefonu (najlepiej od iPhone, bo jeszcze takie małe w ofercie mają) daje radę, po zaaplikowaniu mamy co trzeba na wypady. Musowa sprawa.

Można symetrycznie słuchawki podłączyć, byle na końcu odpowiedni jacek był

» Czytaj dalej