W sklepach możemy obecnie znaleźć setki dobrych i bardzo dobrych produktów audio. Jest w czym wybierać. To zupełnie inna sytuacja niż w czasach kryzysu branży (lata 90 & początek XXI wiekui), kiedy sytuacja była dokładnie odwrotna. Dobre produkty pojawiały się niezbyt często, wiele było przeciętnych, a znaczna liczba trafiających na rynek zwyczajnie kiepskich. Często lepiej było kupić jakiś stary komponent sprzed dekady, dwóch i cieszyć się prawdziwym HiFi, niż iść do sklepu po sprzęt wątpliwej jakości. Dzisiaj mamy do czynienia z klęską urodzaju. Według mnie, dzięki cyfrowej rewolucji, Internetowi, zmianom w dystrybucji, rosnącym wpływom ze sprzedaży muzyki (tej pobieranej z sieci), banża ma przed sobą znakomite perspektywy, a HiFi staje się… standardem. Tak właśnie, standardem, bo wiele produktów budżetowych, niezbyt drogich, czy wręcz tanich potrafi pozytywnie zaskoczyć jakością brzmienia. Trudno z tego morza urządzeń wyłowić urządzenia wybitne, wyróżniające się, bo jak wspomniałem nigdy wcześniej rynek nie zalewała taka fala dobrze grającego sprzętu. Czasami jednak udaje się trafić na coś, co definuje na nowo takie pojęcia jak wysoka jakość, jak (umowna) przynależność do danej klasy urządzeń, na nowo zdefiniować pojęcie high-endu. No właśnie, high-endu… od jakiegoś czasu jesteśmy świadkami ciekawego zjawiska: na rynek trafiają urządzenia, które kosztują tyle co dobrej klasy HiFi, takie ze średniego pułapu cenowego, w sumie można by napisać – kolejne, solidne komponenty „głównego nurtu”, a jednak po przetestowaniu, po porównaniu stajemy przed dylematem: jak zaklasyfikować to urządzenie? Czy (umowna) granica 10 000 tysięcy za komponent, wyznaczająca (umownie) co jest HiFi, a co zalicza się do high-endu (ale tylko w kontekście ceny, bo z jakością to jest baaaardzo różnie) w ogóle ma w kontekście sprzętu za połowę, albo i mniej, jakikolwiek sens. Cóż, zawsze byłem przeciwnikiem sztucznych granic, podziału wedle którego high-endowe musi kosztować i to kosztować dużo. Okazuje się, po raz kolejny, że to nieprawda, że złe samopoczucie tego czy tamtego redaktora, bo mu się trafiły kolumny za 2000-3000, które grają lepiej od konstrukcji za ponad 10 tysięcy, jest zwyczajnie głupie, skażone błędnym przeświadczeniem, że dobry dźwięk to musi kosztować (krocie). Otóż właśnie nie musi. A już kuriozalne są pojawiające się czasem stwierdzenia, że dla (lepszego) samopoczucia, dany recenzent przyjmuje że to jakaś aberracja, że niejako lepiej (dla kogo?) byłoby żeby producent dopisał zero do rachunku, żądając więcej za swój produkt. No, dobrze, ale o co w tym wszystkim chodzi. Po kiego grzyba niżej podpisany pisze to co pisze, a nie napisze o tytułowym urządzeniu? Już spieszę z wyjaśnieniem.
Wstęp był wg. mnie konieczny, właśnie ze względu na przetestowanego DACa. X-Sabre firmy Matrix to coś, z czym mógłbym żyć, bo jest to coś, co gra tak dobrze, nie …źle napisałem, tak znakomicie, że wszystkie klasyfikacje tracą w tym wypadku sens. Mówimy o komponencie za mniej niż pięć tysięcy złotych. Sprzęcie nie najlepszym na planecie, na pewno nie. Słyszałem ostatnio koszmarnie drogiego DACa (mbl), który potrafił w każdym aspekcie więcej. Tyle tylko, że to lepiej nie było w żaden sposób dyskwalifikujące, czy nawet porównując obniżające ocenę przetestowanego Matriksa. Nic z tych rzeczy. Bo, i to jest tu najważniejsze, X-Sabre to urządzenie bez wad (tak, właśnie, bez wad), to sprzęt któremu brzmieniowo nie jesteśmy w stanie NIC zarzucić. Tu nie ma żadnych „ale”. Można tylko jeszcze bardziej, ale już w jakimś nieprezyjnym z natury, ujęciu procentowym, o naście procent, czasami o włos, czasami bo tak mi się wydaje. Nie da się wg. mnie zbudować lepszego DACa za te pieniądze. Nie da się zrobić tak dobrego urządzenia, nie idąc na jakieś kompromisy. Nie da się, bo X-Sabre to urządzenie pod wieloma względami BEZKOMPROMISOWE. Zarówno odnośnie brzmienia, jakości wykonania, materiałów jak i …ceny. I na tym mógłbym skończyć, ale byłaby to rzecz jasna czołobitna laurka bez żadnego uzasadnienia, bez pokazania, o co w tym przepisie na high-end za kilka tysięcy chodzi. Otóż, chodzi o to…
Kawał prawdziwego, ultraciężkiego high-endu…
Gdy coś jest małe, niewielkie, a taki jest przetestowany DAC, oczekujemy podświadomie filigranowej wagi, a może inaczej – nie spodziewamy się, że to coś niemal urwie nam ręce. Przesadzam? Proszę mi wierzyć – tak to właśnie wygląda. Biorąc przetwornik do ręki (bo przecież taki niewielki, więc wystarczy jedna) od razu łapiemy urządzenie – dla bezpieczeństwa – drugą dłonią. Te 4 kilogramy to wycięta w maszynach CNC, znakomita obudowa, to wypełnione świetnymi komponentami komory, to fantastyczna jakość wykonania. Patrząc przez pryzmat ceny, nie znając jej, nie jesteśmy w stanie trafnie wycenić omawianego DACa. Powyżej 10 000 zł? A może wielokrotność tej sumy? Widziałem urządzenia wycenione grubo ponad 20 000 zł, które nie prezentowały tego poziomu co nowy przetwornik Matriksa. Pomijam kwestię nazwy na froncie (mógłaby być dyskretniejsza, szczególnie że całość jest w formie minimalistyczna, klasyczna, według mnie po prostu piękna), mamy dwa hebelki, bardzo delikatne (ważne!) diody informujące nas o trybie pracy i tyle. Dwa hebelki odpowiadają za włączenie / wyłączenie urządzenia oraz za wybór źródła. Tyle. I nic więcej w DACu nie potrzeba, bo to jest DAC, a nie DAC/wzmacniacz, DAC/pre, DAC/strumieniowiec. Po prostu DAC. Ale jaki DAC! Z tyłu wykonanego z jednego kawałka aluminim chassis, znajdziemy komplet złącz analogowych – zarówno zbalansowanych, jak i niezbalansowanych oraz trzy wejścia cyfrowe: koaksialne, EBU/AES oraz USB. Nie ma optyka, co może niektórych zmartwić, ale patrząc dalej na specyfikację, to świadomy wybór producenta. DAC jest w stanie obsłużyć dźwięk o parametrach (PCM) 24/352.8 oraz umożliwia odtwarzanie plików DSD (64/128). Innymi słowy możemy zagrać każdy materiał, nawet egzotyczny (mam tu na myśli DXD o maksymalnych parametrach).
Sercem DACa jest układ ESS SAbre 9018 (pracujący w trybie quad-mono). To kość wykorzystywana powszechnie w najdroższych strumieniowcach oraz przetwornikach. Dlaczego? Ano dlatego, że jest to bezapelacyjnie jeden z najlepszych układów dostępnych obecnie na rynku. W przypadku USB mamy autorską impementację XMOS-a (dwa osobne zegary 44.1 oraz 48kHz z mmnożnikami). Do tego wysokiej klasy, wewnętrzny zegar z ultraniskim współczynnikiem szumu HLX działający z częstotliwością 100MHZ. Na wyjściach analogowych pracują opampy LME49710 w liczbie 6 sztuk (4 dla XLR, 2 dla RCA). Znakomita separacja poszczególnych elementów (wspomniane komory)… elektroniki, zasilania (świetne trafo), fantastycznej jakości wtyki (znowu high-end się kłania), super precyzyjny montaż – to robi wrażenie. Wszystkie wyjścia audio są aktywne – w przypadku RCA mamy dość typowe 2.2Vrms, natomiast XLR-y mają aż 6.8Vrms, Standardowo zazwyczaj stosuje się napięcie rzędu 4-4.4Vrms. Co to oznacza w praktyce? Nie każdy wzmacniacz (czy pre) poradzi sobie z takim, wysokim napięciem – to znaczy nie każdy będzie w stanie wysterować odpowiednio głośniki po wpięciu X-Sabre XLRami w tor. Zabraknie nam skali, nie uzyskamy wymaganego poziomu głośności. Zasilanie to m.in. 4 kondensatory Nichicon Muse FWM 2200uf oraz dodatkowe dwa o pojemności 4400uf. Do tego trzy linearne regulatory napięcia LM317, duże trafo Noratela… bardzo ładnie.
Specyfikacja:
Wejścia cyfrowe: | |
Koaksjalne: | 16-32bit / 44.1k / 48k / 88.2k / 96k / 176.4k / 192k |
AES/EBU: | 16-32bit / 44.1k / 48k / 88.2k / 96k / 176.4k / 192k |
USB: | 16-32bit / 44.1k / 48k / 88.2k / 96k / 176.4k / 192k / 352.8k / 384k |
DSD×64 (2.8224MHz) / DSD×128(5.6448MHz) | |
Obsługa: Windows XP/Vista/7/8, Mac OS | |
Dla systemu Windows XP/Vista/7/8 konieczne jest zainstalowanie sterowników | |
Dla systemu Mac OS X 10.6.4 i wyższych wersji, nie ma konieczności instalowania sterowników | |
Przetwornik | ESS Technology ES9018 SABRE Reference 32-bit DAC |
Wyjścia analogowe: | |
Poziom wyjścia RCA | 2.2Vrms przy 0dBFS |
Poziom wyjścia XLR | 6.8Vrms przy 0dBFS (XLR:1=GND,2=hot,3=cold) |
Odpowiedź częstotliwościowa | 20Hz-20kHz +/-0.1dB |
SNR (stos. sygnał/szum) | 124dB 0dBFS średnia nieważona |
127dB 0dBFS poziom dźwięku A | |
THD+N: | 0.0003% @20Hz 0dBFS |
0.0003% @1kHz -1dBFS | |
0.0003% @20kHz -3dBFS | |
Separacja kanałów: | -145dB @20Hz |
-145dB @1kHz | |
-136dB @20kHz |
Patent na piękne brzmienie, bez żadnych „ale”
Naturalny dźwięk, analogowy, muzykalny, czyli jaki? Chcąc znaleźć najlepiej definujące określenia, dla wymienionych cech charakteryzujących opisywane urządzenie uznałem, że najlepiej będzie to opisać własnymi emocjami, oddać stan ducha towarzyszący słuchaniu przetestowanego DACa. Od czego zacząć? Nowy Matriks gra niezwykle relaksująco, niczego tutaj nie musimy się doszukiwać, bo wszystko podane jest jak na tacy i to podane w taki sposób, że nie analizujemy dźwięku, nie robimy tego, bo nie ma takiej potrzeby. To brzmienie gładkie (ale w żadnym wypadku wygładzone!), czyste, bardzo rozdzielcze, pełne, koherentne. Tu każdy zakres jest na swoim miejscu i w sumie mogę napisać tak, powracając do swoich doświadczeń, emocji – słuchając tego DACa, zapominamy że gdzieś tutaj powinnyśmy usłyszeć nogę perkusisty, gdzieś tutaj powinno pojawić się brzmienie basówki, a tam w tle swoją obecność powinna zaznaczyć altówka. To wszystko jest i to jest właśnie tam, gdzie być powinno, grane tak jak powinno – bez wysiłku, właśnie naturalnie, prawdziwie. Muzykalnie, czytaj ciepło? Niekoniecznie, bo też Matrix nie gra wolno, nie ma tu problemu dynamiki, bo tam gdzie ma być szybko, gdzie należy nadążyć za np. szaloną, gitarową improwizacją X-Sabre radzi sobie znakomicie. Jest więc szybki, a jednocześnie łagodny, niczego nie osusza, nie ma tutaj analitycznego wyprania z uczuć, emocji, detalityczności za wszelką cenę, choć mamy świetny wgląd w strukturę nagrania, instrumenty są „jak żywe”, ich dźwięk jest fantastycznie zdefiniowany, właśnie – jak wspomniałem powyżej – „prawdziwy”.
System audio to zawsze jakieś kompromisy, to zawsze reprodukcja, mniej lub bardziej udane odzworowanie rzeczywistości, ale system audio (w co głęboko wierzę) to także patent na takie ukazanie muzyki, jakie trafia do naszej duszy, do nas samych, niekoniecznie a wręcz napewno nie wierne oryginałowi (czytaj – muzyce granej na żywo, bo już w przypadku studia mówimy zawsze o jakiejś interpretacji, o procesie tworzenia pewnej wizji dźwięku… wiadomo, realizacja, to co robi inżynier z surowym materiałem itd.). To ma być doświadczenie. Doświadczenie porównywalne, ale nie w sensie, porównywalne jak 1:1 do koncertu, do śpiewu, do dźwięku trzymanego w ręce instrumentu, a porównywalne odnośnie wyzwalanych w nas emocji, naszego odczuwania muzyki, naszej przyjemności płynącej z obcownia ze sztuką. Nie ma tutaj i nie może być znaku równości, są urządzenia takie jak X-Sabre które w każdym aspekcie jest na tyle dobry, na tyle „równy” – tzn. wyzwalający w nas pozytywne emocje podczas słuchania muzyki bez doszukiwania się „ale mogło być jednak lepiej”, na tyle pewny, solidny, że mimo iż pewnie niektórzy oferują coś więcej, to sumując mamy każdorazowo serwowaną znakomitą strawę i zawsze chcemy wracać do słuchania muzyki, kiedy w torze wpięty jest Matrix. To chyba najlepsze, najcelniejsze co można o X-Sabre napisać. Chce się słuchać, bo to zawsze bardzo przyjemne, bardzo angażujące doświadczenie. Biorąc pod uwagę wszystkie czynniki oraz wspomniane uczucia towarzyszące słuchaniu systemu z wpiętnym DACiem Matriksa, mogę z pełnym przekonaniem napisać – całościowo to obecnie najlepszy wg. mnie wybór w klasie czystych przetworników. Nie widzę niczego, co w tej cenie, mogłoby X-Sabre odebrać koronę. No chyba, że nowy Essence (który ma do nas trafić) zweryfikuje moją opinię. Na razie tak to właśnie widzę. Co ważne, aby usłyszeć to co powyżej, nie trzeba przeznaczyć gigantycznych pieniędzy na pozostałe komponenty (patrz poniżej zestaw red.). Z Topazami 20, ale także podłogówkami Pylona oraz wypożyczonymi KEFami (50) oraz elektroniką NADa było jak opisałem powyżej. Świetnie było.
Warto „nakarmić” DACa wysokiej jakości materiałem. Nie musi to być DXD o wyczynowych parametrach. Dobre nagrania 24/96 udowodnią jak to dobrze gra, z wybitnymi (tylko niektóre) materiałami DSD oraz wspomnianym DXD szukamy szczęki na podłodze. Przestrzeń, holograficzna przestrzeń, głębia, fantastyczny obraz na którym widzi… znaczy słyszymy wokale, instrumenty oraz coś tak nieuchwytnego jak klimat (miejsca? A może lepiej napisać wykreowanego miejsca i czasu, bo przecież często jest to materiał ze studia), tak zdecydowanie warto. To nie znaczy rzecz jasna, że z materiałem zapisanym na srebrnym krążku (CDA) odczujemy przepaść. Nic z tych rzeczy. Powiem więcej – mam w kolekcji sporo znakomitych krążków (Peter Gabriel, George Michael – szczególnie Older! Część dyskografii Depeche Mode), których słuchanie dostarcza tyle samo przyjemności, tyle samo intensywnych emocji co wspomniane powyżej hi-resy z wytwórni Linn`a, 2L, HD-Tracks itp. Zatem warto nakarmić, ale można i jak najbardziej warto podpiąć dobrej jakości odtwarzacz CDA/SACD (tutaj pamiętajmy o ograniczeniach związanych z transmisją DSD – w przypadku takiej muzyki gramy z downloadów). I jeszcze jedno – każde z wejść cyfrowych jest świetne. USB można faworyzować w sytuacji, gdy mamy bardzo dobrze zoptymalizowany pod audio komputer, najlepiej jakiegoś Maka. Jednak koaksial oraz AES/EBU sprawdza się znakomicie – warto podpiąć takie źródło jak odtwarzacz CD, rzecz jasna jakiś strumieniowiec będzie tutaj jak znalazł. I nie musi być to źródło za naście tysięcy. Nie musi. U mnie grał NAD C515BEE oraz Squezebox Touch z modyfikacją EDO (USB-konwerter M2Techa-DAC) oraz podpięty via AES/EBU coctail Audio X30. I grało to pięknie. Ze wskazaniem na produkt Logitecha, który grał porównywalnie do wpiętego pod USB MacBooka Air. Z żalem rozstawałem się z tym urządzeniem, bo wiem, że to jest TO, że ten DAC to koniec poszukiwań (dla mnie rzecz jasna, bo jak wcześniej wspomniałem – jak komuś mało, może jeszcze lepiej, tylko że dla mnie to sztuka dla sztuki).
Podsumowując…
Tak, to jest jeden z tych produktów, który można określić mianem: prawdziwa okazja, brać i słuchać do końca życia, albo świata. Ktoś mógłby zarzucić mi przesadę w tym co napisałem, zwrócić uwagę na to, że w systemie liczy się bardziej źródło, a potem dopiero jest DAC jako (często) przyszłowiowa kropka nad i. Tak, zazwyczaj tak właśnie jest, nie neguję tego. W kategorii tego „i”, DAC Matriksa jest najlepszą kropką jaką przyszło mi testować. To kropka, która układa dźwięk wedle najlepszej, znanej mi receptury. Naturalne, czyste, pełne detali, a jednocześnie niezwykle muzykalne, harmonijne brzmienie, z idealnym odwzorowaniem całego pasma, bez żadnego podkreślania, ze świetną dynamiką, ze znakomitą przestrzenią. Tu nie ma – podkreślam – nie ma słabych punktów. To DAC grający w sposób, który można określić mianem „sweet spota” – to ten wąski, pożądany zakres, gdzie wszytko jest na swoim miejscu. Gdzie wiemy, że ewentualne zmiany mogą albo wszystko całkowicie popsuć, albo NIEWIELE poprawić.
Dla niektórych, szczególnie tych o bezkompromisowym podejściu do sprawy, to niewiele będzie oznaczało wszystko. Rozumiem, są tacy, dla nich każde kolejne 10 000, 20 000 złotych włożone w system, jest tego warte, warte, bo tak mają, bo taką filozofią się kierują. Rozumiem, ale bez względu na ilość zer na koncie, nie kieruję się nakazem, potrzebą poszukiwania mitycznego absolutu. Ten i tak – jak z każdą utopijną i de facto niezdefiniowaną (bo niby jak?) wizją doskonałości – jest tylko króliczkiem, którego goni się i goni, i goni… X-Sabre może być dla wielu sprzętem docelowym, urządzeniem które nie wymaga (bez względu na stan zaawansowania przypadłości zwanej „audiofilia nervosa”) wymiany. Które może zostać, bo po prostu jest tak dobre, że wprowadzenie czegoś innego (za dużo większe pieniądze) nie przyniesie żadnego dużego, nie mówiąc o spektakularnym, przełomu w dziedzinie jakości dźwięku w systemie. To urządzenie już po wyjęciu z pudełka robi ogromne wrażenie. A potem, a potem jest jeszcze lepiej, dużo lepiej, bo słuchamy muzyki, chłoniemy muzykę, emocjonujemy się nią, to muzyka jest w centrum, całkowicie się jej podpożądkowujemy. Nie wolno słuchać tego w tle, nie wolno wykonywać codziennych czynności, nie skupić się na tym co najważniejsze – na dźwięku. Nie wolno, bo nie warto. To sprzęt, który angażuje nas w pełni i jest nam z tym dobrze, bardzo dobrze, bo tego właśnie chcemy, tego oczekujemy. Wybór redakcji i tytuł urządzenia 2013 roku. To drugi, po Topazach 20, produkt który wywarł na mnie takie wrażenie. Jest na szczycie listy, razem ze znakomitymi kolumnami (które wg. niektórych nie są takie dobre, bo kosztują tylko tyle, a nie tyle ile „powinny”, widzę tutaj analogię – z X-Sabre jest podobnie). Świetny DAC!
Matrix X-Sabre otrzymuje od nas tytuł urządzenia roku 2013
Przetwornik cyfrowo-analogowy Matrix X-Sabre (cena 4697zł)
Plusy
- znakomite brzmienie, muzykalne, w charakterze analogowe, dynamiczne, spójne
- fantastyczna przestrzeń
- sprzęt, dla wielu, docelowy
- możliwości odtwarzania praktycznie każdego materiału, także tego o najwyższej możliwej jakości
- klasyczna forma, dyskretne diody
- świetnie wykonana obudowa, wysokiej jakości komponenty
- ogólnie, wyposażenie
- cena
Minusy
- dla niektórych napis na obudowie
- brak optyka
- niewielkie komplikacje przy instalowaniu sterowników (Windows)
Autor: Antoni Woźniak
Dziękujemy firmie C4I, oficjalnemu dystrybutorowi marki Matrix w Polsce, za udostępnienie sprzętu do testów.
Sprzęt redakcyjny:
- Zestaw #1 NAD C-315BEE/C-515BEE (nasz test)
- Zestaw #2: aktywne kolumny Microlab Solo 7C (z przetwornikiem Beresford TC-7520)
- Zestaw #3 i 4: przedwzmacniacz NAD 1020, NAD T743 (jako końcówka mocy), wzmacniacz lampowy DIY oparty na KT88 orazall-in-one coctail Audio X30, kolumny
- Kolumny Pylon Pearl (nasz test), kolumny Pylon Topaz 20 (nasz test), kolumny Pylon Topaz Monitor (test)
- Głośniki bezprzewodowe AirPlay / soundbar: Bowers&Wilkins Zeppelin Air (nasz test)
- DAC: Arcam rDAC (nasz test), Beresford TC-7520 (nasz test), Peachtree Audio DAC IT (nasz test), Matrix Portable DAC (nasz test), AudioQuest DragonFly (nasz test), M2Tech hiFace DAC (nasz test), Matrix X-Sabre DAC
- Główne źródła cyfrowe: Squeezebox Touch (nasz test), MacBook Air (Decibel, wszystko via USB oraz USB-SPDIF), tablet PC Asus Vivo Tab Smart (foobar + ASIO via USB)
- Konwerter SPDIF-USB: M2Tech hiFace Two (nasz test)
- Dodatkowe źródła cyfrowe: PlayStation 3 (dla SACD & BD Audio), handheldy Apple, Toshiba E-1 (HD-DVD), zestaw bezprzewodowy AirDAC firmy NuForce (test)
- Gramofon NAD 5120
- Modyfikacja (opcjonalna) toru analogowego zestawu Microlab&Beresford: bufor lampowy DIY
- Wzmacniacze słuchawkowe: Music Hall ph25.2 (nasz test); Musical Fidelity M1 HPA (nasz test); Schiit Audio Asgard (nasz test)
- Słuchawki: AKG K701 (nasz test), Sennheiser HD650, HiFiMan HE-400 (nasz test), Sennheiser Momentum (nasz test)
- Sterowanie: iPod (nasz test) oraz iPad 2 (nasz test) z oprogramowaniem odtwarzającym & sterującym
- Okablowanie: Supra DAC, Dual, USB oraz Trico (analog, cyfra), Procab (analog – głośnikowe), Prolink (cyfra), Belkin (cyfra -> USB), Audioquest Evergreen (analog), Melodika (cyfra, interkonekt oraz głośnikowe – system)
- Routery audio: Beresford TC-7220 (nasz test), przełącznik źródeł ProJect Switch Box (nasz test)
- Zasilanie: Tomanek ULPS dla rDAC & SB Touch (nasz test) & Peachtree DAC IT (test), listwa APC (SA PF-8), listwa Tomanek TAP6 (test), kable Supra LoRad
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.