LogowanieZarejestruj się
News

Przyszły tydzień będzie należał do Google TV (wersja 2)

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
googletvhoneycomb05600

Jak Phoenix z popiołów odrodzi się niebawem google`owy pomysł na telewizję. Tym razem ma być bez porównania lepiej, bez żenujących wpadek (niedogadanie się z dostarczycielami kontentu – wyłączenie usług we wprowadzonym już na rynek produkcie). Po pierwsze, i najważniejsze, nowe Google TV to Android 3.x (Honeycomb). Można co prawda utyskiwać, że nie ma najnowszego ICS, ale to i tak spory postęp, bo wreszcie użytkownicy GTV będą mogli liczyć na konkretne, sensowne wsparcie. Poza tym sprzęt z najnowszą odsłoną usługi skorzysta z bazy oprogramowania dla Androida (nie jest tego dużo, w końcu mówimy o tabletowym Androidzie, ale też nic nie stoi na przeszkodzie, by uruchomić coś spoza dedykowanych aplikacji… najwyżej się zawiesi ;-) ). Generalnie nowe GTV ma być takim wieeeelkim VOD. Będzie można oglądać kanały (IP)TV, będzie można korzystać z wielkiej biblioteki filmów i seriali (pytanie gdzie konkretnie, bo wiadomo że restrykcje regionalne dotyczące dostępu do kontentu to rzecz właściwie nie do ruszenia) oraz w wygodny sposób wyszukiwać informacje (na sieci), wszystko będzie podlane społecznościowym sosem (rzecz jasna), a cała platforma ma być maksymalnie „user frendly”. Ważne, że tym razem Google nie pokpiło kwestii umów i wszystko co się będzie pojawiało w ramach GTV jest „zaklepane”, a nie udostępnione na zasadzie „a jakoś tam będzie”. Taka firma jak Google nie może po prostu pozwolić sobie na kolejną wpadkę, więc raczej to ma być, będzie na 100%. Pełna personalizacja ma być czymś, co przyciągnie tych, którzy nie mają już ochoty na oglądanie tradycyjnej TV (i tej nieco mniej tradycyjnej również). Nie wiadomo do końca w jaki sposób zostanie to osiągnięte, liczymy na coś naprawdę nowatorskiego. Na pewno jednym z zasadniczych elementów będzie zmodernizowane You Tube (HD, kanały TV, premium) oraz rozbudowywane Google Music. Aplikacje mają być zorientowane na oglądanie, użytkowanie na ekranie HDTV. Wśród firm wspierających widzę Sony – widać, Japończycy mimo fatalnego startu (pierwsza wersja Google TV to w przypadku „dużego” AV głównie, jeżeli nie wyłącznie Sony z serią TV oraz odtwarzaczy BD).

» Czytaj dalej

Sony już nie Ericsson – przetasowania na rynku handheldów

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
sony-e

Wygląda na to, że po 10 latach Japończycy oraz Szwedzi powiedzieli sobie: dość. Tyle, że zamiast rozwodu jesteśmy świadkami wchłonięcia. Prawie miliard dolarów przepłynie z rąk Japończyków w szwedzkie ręce. Tym samym Sony stanie się posiadaczem 50 procent akcji Ericssona. Warto nadmienić, że SE dość mocno zakorzeniło się w świadomości klientów, na rynku. Cóż, nic nie trwa wiecznie, a ostatnio SE nie wiodło się (delikatnie rzecz ujmując) za dobrze. Co więcej Sony potwierdziło, że rezygnuje z wprowadzania na rynek kolejnych generacji Walkmana (jako osobnego produktu, odtwarzacza muzycznego). Kiedyś był to synonim mobilnego grajka, ale w dobie iPodów, iPhone oraz ogólnie smartfonów sprzęt jak widać nie ma racji bytu. Próbowano iść w kierunku PMP, ale to nie za bardzo wyszło – konkurencja ze strony iPoda Touch okazała się mordercza. Poza tym Sony samo zaczęło podcinać tę gałąź, wykorzystując markę Walkman do promowania swoich telefonów. Też (w sumie) z mizernym skutkiem. Powracając zaś do wchłonięcia, to wiadomo na razie tyle, że Sony nadal będzie robiło telefony z Androidem, że raczej nie planuje zmiany platformy. Co prawda CEO mówi” „nigdy nie mów nigdy”, gdy pytają go o pozostawionego (przez HP) samemu sobie webOSa, ale szanse na to żeby Sony zaczęło promować ten system od praktycznie zera są bliskie… zeru. Niektórzy podpowiadają, że jest taki fajny, darmowy, alternatywny soft mobilny w postaci MeeGoo, na który dla odmiany wypięła się Nokia. Na razie Japończycy stawiają na Androida. Koniec joint venture Sony z Ericssonem ma nastąpić w styczniu 2012 roku. Sony ma w planach promowanie PSP Vita (które urasta obecnie do miana strategicznego z pkt widzenia firmy produktu). Na marginesie, ciekawe czy marka Xperia zniknie z rynku, tak jak SE? Poza tym Sony stawia na Sony Entertainment Network… sieć ma być tym, co przyniesie firmie w przyszłości największe dochody.

Start Sojuza z Gujany zakończony sukcesem

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Sojuz

Powodzenie pierwszego, historycznego startu rosyjskiej rakiety Sojuz (21.10) z francuskiej Gujany to ważny krok na drodze zwiększenia możliwości Europy w zakresie wynoszenia różnorodnych ładunków na orbitę. Warto wspomnieć, że do tej pory Europejska Agencja Kosmiczna nie dysponowała średnią rakietą, w przypadku Ariane trzeba było (aby start był opłacalny) czasami bardzo długo kompletować ładunek. Ewentualne niepowodzenie misji mogło narazić kontrahentów na ogromne straty. Europie potrzebny był pojazd zdolny do wynoszenia mniejszego tonażu i w końcu udało się takowy znaleźć. Nie opracować (co byłoby bardzo drogie), ale właśnie znaleźć. Fakt, że start Sojuza parę razy odkładano, pojawiły się pogłoski o sporych problemach technicznych, jednak finalnie udało się rakietę wystrzelić oraz umieścić arcyważny ładunek na docelowej orbicie. Ładunkiem tym były dwa satelity europejskiego odpowiednika systemu globalnej nawigacji satelitarnej GPS – Galileo. Ten program to jeden z kluczowych projektów kosmicznych Europy. Stary Kontynent postanowił uniezależnić się od Amerykanów i wprowadzić do eksploatacji własny system nawigacyjny, w odróżnieniu od amerykańskiego, w pełni cywilny. Co więcej, ma on być także po kompletacji dokładniejszy od GPSa. Rosyjska konkurencja w postaci Glonassa pozwoli z jednej strony na większy wybór, z drugiej, w przypadku uniwersalnych odbiorników na łapanie fiksa tam, gdzie dzisiaj nawigowanie stanowi problem. Chodzi zarówno o aglomeracje miejskie (budynki, tunele), jak i obszary na których wobec słabego pokrycia używanie GPSa nie było zbyt efektywne. Galileo o mało nie padł ofiarą cięć budżetowych, zresztą gwoli sprawiedliwości, projekt znacznie przekroczył zakładany kosztorys. Jednak Komisja Europejska uznała, że jest to jeden z sztandarowych przedsięwzięć i postanowiła wyłożyć około miliarda € na dokończenie prac. W przyszłym roku do dwóch pierwszych, właśnie umieszczonych satelitów, dołączą dwa następne. Nastąpi weryfikacja działania systemu. Kiedy proces sprawdzania zostanie ukończony, rosyjskie Sojuzy i europejskie Ariane wyniosą ponad Ziemię kolejne 14 zamówionych już satelitów. System dopełni 6 urządzeń, które zostaną kupione w późniejszym terminie. Galileo rozpocznie normalną pracę w 2018. Niestety aby był on kompletny potrzeba aż 30 satelitów, co oznacza konieczność wyłożenia kolejnych pieniędzy. Czy w dobie cięć, kryzysu uda się je znaleźć czas pokaże. Miejmy nadzieję, że tego typu inwestycje uzyskają finansowanie, bo w przypadku Galileo nie chodzi tylko o prestiż oraz uniezależnienie się od Amerykanów – chodzi także o bardzo duże pieniądze, generowane pośrednio do europejskiej gospodarki dzięki uruchomieniu własnego systemu nawigacji.

O różnym podejściu do tabletów prezentowanym przez Apple oraz Google

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
galtab10-float

Ciekawy artykuł (patrz link źródłowy) analityka Rossa Rubina dotyczący różnego podejścia do kwestii wsparcia i rozwoju segmentu tabletów prezentowanego przez Apple z jednej oraz Google z drugiej strony pojawił się niedawno na łamach portalu Engadget. Autor wskazuje na zupełnie odmienne wizje obu głównych konkurentów – Apple w ujęciu krótkoterminowym (6 mln tabletów z Androidem vs ponad 30 mln iPadów) uzyskał ogromną przewagę wynikającą z wielkiego zaangażowania developerów w tworzenie oprogramowania w pełni dopasowanego do jabłkowego hardware. Google odmiennie, wręcz odpuściło sobie aktywne promowanie programów dedykowanych Androidowi 3.x (Honeycomb), co bardzo łatwo wytłumaczyć – firma patrzy w przyszłość, chce stworzyć docelowo uniwersalną platformę,  która będzie działała równie dobrze (wraz z oprogramowaniem) na smartfonie, PMP, tablecie oraz odtwarzaczach i telewizorach wyposażonych w mobilny system Google. Oczywiście chodzi tutaj o ICS, najnowszą wersję 4.0 Androida, która wraz z kolejnymi wersjami powinna całkowicie wyprzeć wcześniejsze rozwiązania. Zysk dla developerów wydaje się oczywisty: nie będą musieli tworzyć kolejnych wariantów aplikacji dla różnych urządzeń: jeden system -> jeden program -> wiele platform… tak to ma docelowo wyglądać. Na razie na AppStore można przebierać w dziesiątkach tysięcy aplikacji dostosowanych do wyświetlacza iPada oraz iPada 2. Dostępne są też uniwersalne wersje (nie stanowią one jednak standardu, wręcz są w mniejszości). W przypadku Google duża część aplikacji działa zarówno na Androidzie 2.x jak i 3.x. Owszem, użytkownik nierzadko musi pogodzić się z siermiężnym wyglądem, brakiem dopasowania programu do ekranu tabletu. Jest to cena, którą na razie Google płaci za brak uniwersalności, jednak nowy Ice Cream Sandwitch wszystko zmienia. Google nie narzuca producentom wielkości ekranu, przekątnej… siłą platformy ma być różnorodność hardware z (obecnie) uniwersalnym, jednolitym systemem operacyjnym. Innymi słowy w niedalekiej przyszłości będzie można korzystać z aplikacji oraz OS tak samo wygodnie na 8.9″ Galaxy Tab 8.9, 8 calowym Archos 80 czy też 5″ Galaxy Player 5.0. Apple obrało inną drogę (na razie), unifikując najważniejszy element specyfikacji swoich tabletów – ekran ma taką samą rozdzielczość oraz przekątną. Jednak to się zmieni, wraz z wprowadzeniem wyświetlacza „HD”, Retiny w przyszłym iPadzie 3. Czy będzie to ekran o rozdzielczości 2K, czy nieco mniejszej nie  ma większego znaczenia. Konsekwencją tego będzie konieczność opracowywania nowych wersji aplikacji i fragmentacja oprogramowania dla tabletów Apple.

» Czytaj dalej

SpaceX z systemem awaryjnego opuszczania rakiety

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
spacex-escape-580x326

Obecnie największe postępy odnośnie prywatnej inicjatywy w zakresie lotów na orbitę odnotowuje firma SpaceX, Elona Muska, która z powodzeniem odpala kolejne Falcony (rakiety ogólnego przeznaczenia), mające stać się realną alternatywą na rynku zdominowanym przez rządowe agencje. Space X udało się opracować działający system awaryjnego opuszczania Falcona, co pozwala poważnie myśleć o pierwszy załogowym locie rakiety. To właśnie pojazdy Muska mają przejąć w dużej mierze zadania wykonywane wcześniej przez promy kosmiczne. Chodzi tutaj nie tylko o przewóz towarów na orbitę (co jest zadaniem znacznie prostszym), ale także ludzi. W przypadku kosmonautów trzeba włożyć bardzo dużo pracy w opracowanie niezawodnych systemów pozwalających na bezpieczną podróż na okołoziemską orbitę. Obecnie trwają prace nad pojazdem załogowym Dragon, który miałby zostać umieszczony na szczycie dwustopniowego Falcona 9. Przypomnijmy, że zespół Muska pracuje także nad wielką rakietą (Falcon Heavy), która pozwoli na wynoszenie wielkogabarytowych ładunków, ma stanowić ważny krok na drodze przyszłej eksploracji przestrzeni kosmicznej (w tym lotów dalekiego zasięgu do innych planet US). W sumie, jednorazowo, na orbitę będzie można wysłać 7 osób, co oznacza zbliżone możliwości do tych, które oferował prom kosmiczny. Oczywiści mówię tutaj wyłączenie o wynoszeniu ludzi, w przypadku Space Shuttle możliwe było jednoczesne zabranie wielotonowego ładunku, dzięki urządzeniom wyładunkowym oraz skafandrom pozwalającym na poruszanie się załogantów w kosmosie możliwości promów były wielokrotnie większe niż obecnie proponowanych pojazdów. Niestety, patrząc od tej strony, to nad czym obecnie się pracuje, stanowi regres w stosunku do tego co było. Na razie pierwszym celem jakie stawia sobie SpaceX oraz współpracująca z nim ściśle NASA, jest stworzenie systemu pozwalającego na wynoszenie ładunków oraz ludzi na ISS. Obecnie jest to możliwe tylko za pomocą pamiętających lata 60 ubiegłego wieku Sojuzów. Regres to chyba zbyt delikatne słowo…

Retina to nic… Toshiba pokazała ekran z gęstością 498ppi

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
toshiba498ppi-lg1

Czterysta dziewięćdziesiąt osiem pikseli na cal to absolutny rekord. Obecny rekordzista, wyświetlacz Retina może się pochwalić się zaledwie 326ppi. To oczywiście wartość całkowicie wystarczająca w przypadku 3.5 calowego wyświetlacza o rozdzielczości 960×640 pikseli, jednak większe ekrany, o wyższej rozdz. aby zachować taką ostrość muszą dysponować znacznie lepszymi parametrami. Prawie pięćset pikseli przyda się w panelach fullHD, a nawet 2K/4K. Z tym, że w tym wypadku mówimy o wyświetlaczu mobilnym, 6.1″ który można teoretycznie zamontować w jakimś handheldzie. Wyobraźmy sobie taki monitor, albo jeszcze lepiej telewizor… obraz wyglądałby dokładnie tak jak ten za szybą (byle była umyta ta szyba ;) ). W sumie na niewielkiej powierzchni LCDka udało się pomieścić rekordową ilość pikseli – rozdzielczość wyświetlacza wynosi 2560×1600 pikseli. To gigantyczny postęp, bo jeszcze niedawno taką rozdz. można było osiągnąć przy znacznie większych przekątnych (min. 30″). Nowe tablety, MIDy wyposażone w taki LCD będą prezentowały fotograficzną jakość obrazu. Jeżeli te wyniki porównamy z iPadowym ekranem 132ppi to wyraźnie widać, jak wielka przepaść dzieli obecnie sprzedawany sprzęt z tym, który trafi do sklepów w przyszłym roku. Kontrast wynosi 1000:1 co jest świetną wartością jak na mobilny wyświetlacz, kąty mają wg. producenta wynosić 176 stopni, jeżeli chodzi o kolory to omawiany produkt Toshiby może pochwalić się wyświetlaniem 61% przestrzeni NTSC (co jest wartością niską w przypadku desktopowych monitorów, ale całkiem niezłą jeżeli popatrzmy na mobilne ekrany). Toshiba mówi o nowym produkcie nie tylko w kontekście dotykowych płytek (tablety), ale także smartfonów. Nieoficjalnie mówi się o tym, że Apple zainwestował sporo pieniędzy w tworzone przez Toshibę wyświetlacze… następne generacje iPadów oraz iPhone będą zapewne dysponowały ekranami o superrozdzielczości.

» Czytaj dalej

Pierwszy, prywatny port kosmiczny właśnie został otwarty

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
spa_aerial_blue_tag

Spaceport America – pod tą nieco pompatyczną nazwą rozpoczął funkcjonowanie pierwszy, prywatny port kosmiczny. Jest to przedsięwzięcie znanego finansisty, miliardera Richarda Bransona. Pierwszy lot komercyjny zaplanowano pod koniec 2012 roku. Port został usytuowany w stanie Nowy Meksyk, który walnie się przyczynił do jego powstania, przekazując na jego budowę sumę 200 milionów dolarów. Korporacja Virgin Galactic będzie prawdopodobnie pierwszym podmiotem świadczącym usługi komercyjnych lotów w kosmos. Na razie trwają intensywne testy statku SpaceShip One. Pojazd wyposażony w silniki rakietowe ma oderwać się na wysokości 15 kilometrów od samolotu-matki White Knight. Następnie statek wykona lot na wysokość około 100 kilometrów za pomocą własnego napędu rakietowego. Pasażerowie oraz dwuosobowa załoga będzie przebywać w stanie nieważkości przez 5 minut. Będą podziwiać widoki zarezerwowane do tej pory dla nielicznej garstki szczęśliwców, zwanej kosmonautami. Dzięki sporym, jak na pojazd kosmiczny, wizjerom będzie można podziwiać piękno Matki Ziemi. Następnie pojazd wróci do Spaceportu lotem ślizgowym, niczym szybowiec. SSO dzięki odpowiednio łagodnej trajektorii nie będzie się tak nagrzewał podczas wchodzenia w kolejne warstwy atmosfery jak promy kosmiczne. To bardzo ważny, kto wie czy nie kluczowy element tego projektu – dzięki temu można było zredukować masę osłon termicznych pojazdu. W sumie cała podróż ma zająć około 2.5 godziny.  Budowę portu rozpoczęto w 2006 roku, a ukończono w październiku 2011. Pas startowy mierzy 3 kilometry długości. Cena biletu jest (jak na lot pozwalający poczuć namiastkę tego, czego doświadczają kosmonauci) przystępna – wynosi bowiem 200 tysięcy dolarów. Warto nadmienić, że pierwsi turyści, którzy latali na pokładach Sojuzów musieli wysupłać kilkanaście (a nawet 20) milionów dolarów. Do tej pory lot zarezerwowało 450 osób, co daje nadzieję na opłacalność całego przedsięwzięcia. Obecnie trwa nabór na pilotów SpaceShip, poszukiwane są osoby, które latały na wojskowych odrzutowcach, doświadczenie z NASA mile widziane. Pierwszy kosmodrom przypomina co prawda zwykłe lotnisko (nie, nie takie zwykłe, projekt architektoniczny miał nadać terminalowi „kosmiczny” wygląd), jednak liczy się to, że w końcu zwykli śmiertelnicy będą mogli polecieć tam, gdzie doskonale widać czarną otchłań przestrzeni kosmicznej, gdzie jest już wyraźnie zaznaczona krzywizna Ziemi, Ziemi która zapewne będzie wyglądała oszałamiająco…

» Czytaj dalej

iCloud już u 20 milionów użytkowników handheldów Apple

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
icloud-logo

W sumie nowy system iOS5 został pobrany przez 25 milionów właścicieli iPhone 4S/4/3GS, iPoda touch 3/4gen oraz iPadów 1/2. Całkiem sporo, jak na pierwszych parę dni po premierze (u nas od zeszłego czwartku). O jabłkowej chmurze przeczytacie osobny artykuł, o nowym iOS5 także nie omieszkamy wspomnieć, choć głównie skoncentrujemy się na iCloud. Na razie można powiedzieć tyle: funkcjonuje to tak jak zapowiadano, problemy jakie miała część użytkowników wynikały z ogromnego przeciążenia firmowych serwerów, które nie podołały milionom użytkowników próbujących w tym samym czasie pobrać kilkaset megabajtów (ponad 700) danych, a do tego poza transferem iOSa 5 serwery musiały obsłużyć archiwizację, zapis zdjęć i danych w chmurze oraz identyfikację plus normalny ruch generowany przez tych, którzy robili zakupy w App Store/iTunes. Chmurowe iTunes niestety na razie dostępne jest w pełnej wersji jedynie dla użytkowników w Stanach. Europa, w tym Polska, musi jeszcze poczekać. Pytanie jak długo to potrwa (mam tu na myśli nasz kraj)? Oczywiście do tytułowego wyniku walnie przyczyniła się sprzedaż nowego iPhone 4S. Do tej pory nowy smartfon znalazł ponad 4 miliony nabywców, co jest nowym rekordem sprzedaży urządzeń z logo jabłka. To akurat było do przewidzenia, zobaczymy jak będą wyglądały słupki za parę tygodni. Każdy iP4S jest już fabrycznie wyposażony w iOS5. Rzecz jasna nie wszyscy klienci od razu aktywowali chmurę. Część zapewne zrobi to niebawem, znajdą się też tacy, którzy uznają że nie jest to im potrzebne do szczęścia, tudzież będą żyli w błogiej nieświadomości, że takie coś jak chmura w ogóle istnieje. Zalety oraz wady opiszemy w artykule, z tym że jak już wspomniałem, u nas usługa jest okrojona w stosunku do tego co zaoferowano amerykańskim użytkownikom handheldów oraz komputerów Apple. Do czasu publikacji czeka nas jeszcze zakup pakietu iWorks dla iPada – sprawdzimy przy okazji czy tablet Apple może zastąpić komputer w podstawowych zadaniach do jakich wykorzystujemy PC: przy pisaniu, tworzeniu tabel oraz prezentacji. Zdania w tej kwestii są mocno podzielone. Chmura niewątpliwie jest dodatkowym argumentem za takim rozwiązaniem, czytaj rozbratem z laptopem. Można co prawda skorzystać z „zachmurzonej” makówki, ale raz że popracujemy krócej (2x), dwa – będziemy musieli bardziej się nadźwigać, wreszcie trzy – teoretycznie poprawki możemy nanosić wszędzie i o każdej porze za pomocą telefonu, odtwarzacza o ile będziemy do tego zmuszeni okolicznościami. Cóż, zobaczymy czy chmura pozwoli nam na zwiększenie (tfu!) produktywności (tfu!). Mogę jeszcze zdradzić, że dwie rzeczy przydały się niejako z marszu: dzięki usłudze lokalizacji udało się szybko zobaczyć o jaką ulicę chodzi współpracownikowi, dodatkowo „przypominacz” poinformował że jest jeszcze jeden rachunek do opłacenia na wszystkich „zachmurzonych” urządzeniach – niestety nie dało rady zignorować tej jakże przykrej informacji. No i w końcu dostaliśmy coś ala BBM firmy Blackberry, można słać tekstowe informacje aż kciuk odpadnie (do innego jabłkożercy).

Sferyczny, gigantyczny ekran OLED firmy Mitsubishi

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
OLED sferyczny

To kolejny OLEDowy projekt Japończyków. Były już „kafelkowe”, wielkie ekrany, tym razem chodzi o coś nowego, pozwalającego na stworzenie ciekawej instalacji. Mitsubishi pokazało właśnie ogromny, sferyczny panel OLED, którego zadaniem jest wyświetlanie obrazu naszej planety zarejestrowanego przez kamery na ISS/satelitach. Urządzenie „Geo-Cosmos” ma służyć celom edukacyjnym, premierę miało na targach CEATEC 2011, na co dzień instalację będzie można podziwiać w Japan’s National Museum of Emerging Science and Innovation. W sumie wykorzystano 696 wyświetlacze OLED, a całość mierzy 2.7 metra (średnica). Mitsubishi zapowiedziało równocześnie, że jest zdolne do wykonywania tego typu ekranów w różnych rozmiarach oraz kształcie.

» Czytaj dalej

Bezprzewodowe TV Sharpa, dodatkowo na baterie. Czy to ma sens?

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
sharp-wireless-tv

No nie wiem, mam wątpliwości patrząc na ekrany (niekoniecznie są to modele ogrodowe, niektóre całkiem spore) czy to ma sens. Co prawda odbiorniki pożerają coraz mniej energii, ale duży wyświetlacz swoje zapotrzebowanie ma, bateria swoje waży, czas działania raczej na pewno nie będzie oszałamiający więc… Z drogiej strony, zaprezentowane na CEATEC 2011 egzemplarze, wyglądają na bardzo leciutkie i cienkie. W środku musiało starczyć miejsca na ultrapłaską baterię oraz moduł bezprzewodowej łączności, pozwalający na wyświetlanie obrazu z zewnętrznego źródła. Nieźle! Widać, że przechadzający się z nimi modele, robią to bez widocznego zmęczenia. Na pewno taki sprzęt znajdzie zastosowanie w marketingu, w przypadku prezentacji etc. Bez względu na praktyczne zastosowanie ultracienkie ramki i kontrastowe animacje wyświetlane na rzeczonych ekranach wyglądały oszałamiająco. Pośrednio jest to dowód na to jak bardzo rozwinęła się technologia wizyjna na przestrzeni ostatnich paru lat. Narzekamy często na zastój, na to że ciągle to PDP albo LCD, ale jak widać (choćby patrząc na zakończone ostatnio, japońskie targi) pojawiają się co chwila nowe rozwiązania, które może nie na drodze rewolucji, a ewolucji wprowadzają spore zmiany w segmencie elektroniki użytkowej.