LogowanieZarejestruj się
News

Pebble przygotowuje nowy zegarek & platformę (2015). Nasze 3 grosze…

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
zdjęcie 5

Testujemy zegarek Pebble (jedyny smartwatch zasługujący na miano zegarka, na marginesie), który niebawem doczeka się omówienia na naszych łamach. Mam sporo uwag pod adresem tego urządzenia, ale generalnie jestem na „tak”. To coś, co faktycznie ułatwia życie (ot, pierwszy przykład z brzegu… robimy przelew i… wcześniej trzeba było sięgać po telefon, aby odebrać sms-a z kodem, teraz wystarczy rzut okiem na nadgarstek), jest praktyczne, sprawdza się w codziennym użytkowaniu. Początkowo byłem sceptycznie nastawiony, pierwsze wrażenia były raczej na „nie”, zresztą pisałem o tym parę miesięcy temu. Wersja z metalową kopertą i paskiem prezentuje się naprawdę dobrze, model plastikowy zaś to po prostu taki swatch, tyle że inteligentny i to działa. Nie rozumiem idei promowanej przez wielu producentów, polegającej na władowaniu do malutkiego, naręcznego komputerka wszelkich funkcji, opcji, interfejsów (tak, piję do Apple w tym momencie, ale nie tylko vide propozycje Samsunga, LG czy Sony), nie rozumiem kompromisów ergonomicznych (Moto360, które przez moment testowałem, to kompletny niewypał… ten zegarek jest stanowczo za duży!), nie rozumiem jak można za takie uzupełnienie osobistej elektroniki żądać równowartość średniej, albo wysokiej klasy smartfona. To znaczy, żeby nie było niedomówień, smartwatch premium może kosztować nawet 10 000, byleby robił to co trzeba w perfekcyjny sposób. Jednocześnie model dla mas powinien cechować się podobną użytecznością, perfekcyjnie realizując to, co moim zdaniem powinno stanowić główną cechę takiego urządzenia: ułatwianie życia użytkownikowi, uwalnianie go od konieczności korzystania z telefonu, wtedy gdy jest to użyteczne i wskazane. To jest według mnie clou, dodajmy do tego odmierzanie czasu oraz maksymalnie długi czas działania na baterii i mamy smartwatch’a idealnego.

Pebble realizuje wg. mnie najlepiej tę ideę, stając się przydatnym akcesorium, a jednocześnie alternatywą dla klasycznego zegarka. Żaden, powtarzam żaden z dostępnych obecnie smartwatch’y nie może być uznawany za zastępstwo dla zegarka… czas działania, słaba ergonomia, wygląd dyskwalifikuje te wszystkie urządzenia wg. mnie już na starcie. Niektóre, jak wszystkomający Gear S od Koreańczyków, robią wrażenie – to majstersztyk inżynierii, gdzie w naręcznym gadżecie umieszcza się zminiaturyzowanego smartfona, tworząc autonomiczny sprzęt, który samodzielnie może zastąpić coś, czego do tej pory nie udało się niczym zastąpić. Tyle, że wspomniane kompromisy przekreślają zalety takiego produktu i według mnie są …niepotrzebne. Nie potrzebujemy naręcznego smartfona, bo ten nigdy nie będzie tak funkcjonalnym urządzeniem co telefon. Dodatkowo nie ma szans na to, by takie rozwiązanie mogło zapewnić odpowiednio długi czas działania, a mówimy o czymś co trzeba na siebie zakładać, to nie smartfon, którego po prostu wyciągamy z kieszeni. To bardzo, bardzo ważne, a wydaje się że zupełnie pomijane przez producentów zagadnienie.

Nowy Pebble będzie lepszy. Ma działać jeszcze dłużej na baterii (w trybie, nazwijmy go, pasywny, gdy głównie odczytujemy informacje na zegarku, nie korzystając np. z opcji zdalnego pilota, aplikacji które często uaktywniają się, wymagając interakcji z użytkownikiem, ten czas obecnie wynosi 6-7 dni, przy bardziej aktywnym ok. 5), nie ma mieć tak ograniczonej pamięci na aplikacje (obecnie 8 slotów), ma być lepiej wykonany, z lepszych materiałów i zapewne droższy. Pebble ma ambitne plany i nic dziwnego, że ma. Ktoś, kto odniósł tak spektakularny sukces (zbiórka na Kickstarterze, jedna z najbardziej udanych, następnie ponad milion sprzedanych zegarków), ma takie zaplecze developerskie (25 000 programistów …to absolutny rekord, najbardziej i najlepiej wspierana platforma dla tego typu produktów na rynku), ma bazę ponad 6000 aplikacji (kolejny, nie pobity rekord) może snuć ambitne plany. I powinien, patrząc na to czego zaraz będziemy świadkami. Z racji dostępu do najnowszych urządzeń Apple, pewnie szybko przeczytacie na naszych łamach recenzję Apple Watch’a, urządzenia wg. mnie bardzo kontrowersyjnego (założenia oraz to co pokazano, pozwala na pierwsze oceny). Nie będzie „hejtowania”, nie będzie naigrawania się z użytkowników jabłkowej elektroniki (choć sam lubię się z siebie samego nabijać, także z tego powodu), będzie maksymalnie rzetelny opis zegarka z oceną praktyczności, przydatności nowego gadżetu Apple. I to będzie, zapewne, główny konkurent dla nowego Pebble. Zresztą, biorąc pod uwagę to co napisałem na wstępie, obecny zegarek może, powtarzam może okazać się dużo przydatniejszym gadżetem, wykorzystywanym na co dzień, niż super zaawansowany produkt z Cupertino.

Tym, co ma wyróżniać Pebble, będzie w odróżnieniu od Apple czy Google (Android Wear) skoncentrowanie się nie na odpowiednikach aplikacji oraz usług i funkcjonalności smartfonów, tworzeniu analoga telefonu w formie zegarka, a na użyteczności samego zegarka. Nowa platforma ma być zupełnie inna, nastawiona na praktyczność samego ZEGARKA i takie podejście uważam za wszech miar słuszne, taki pomysł może przynieść w efekcie produkt, który w odróżnieniu od konkurencji będzie miał SENS. Zegarek musi wyróżniać się pewnymi cechami, które są zwyczajnie nie do pogodzenia z – właśnie – naręcznym telefonem. Musi, bo w przeciwnym razie dostaniemy coś, co może fajnie prezentuje się na reklamach, na prezentacjach, konferencjach, ale w codziennym użytkowaniu jest zwyczajnie do kitu. Poza tym, taki zegarek jak Pebble jest po pierwsze czasomierzem, po drugie dopiero całą resztą. To właściwe ustawienie proporcji, położenie akcentów, pozwalające ocenić produkt jako użyteczny, funkcjonalny, alternatywny dla dotychczas użytkowanego, klasycznego zegarka. Warto na koniec nadmienić, że w pracach nad nową generacją Pebble bierze czynny udział ok. 100 inżynierów, w tym osoby z doświadczeniem w opracowywaniu bardzo dobrego, ale nie mającego szczęścia webOSa oraz ludzie, którzy pracowali wcześniej dla LG, w dziale mobilnym. Ciekawe co z tego wszystkiego wyniknie? To nie ma być bezużyteczny gadżet w przypadku braku parowania z telefonem, jednocześnie nie ma zamienić się w smartfona na nadgarstku. Kończąc, wypada zadać konkurentom Pebble, parę kłopotliwych pytań:

Po co w zegarku ekran dotykowy?

Po co w zegarku telefon?

Po co w zegarku kolorowy wyświetlacz o wysokiej rozdzielczości?

» Czytaj dalej

Astell&Kern AK500N/A/P… topowe źródło & high-endowy system od irivera

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
akak500n_7553

Niebanalna forma, bogate wyposażenie oraz bardzo wysoka cena (50 tyś. zł)… tak można pokrótce opisać tytułowe urządzenie. Wspominałem o tym produkcie przy okazji jego prezentacji przez irivera jakiś czas temu – teraz sprzęt trafia na rynek, w tym do Polski, dzięki naszemu rodzimemu dystrybutorowi (firma MIP). To pierwszy, nie licząc stacji dokujących do DAPów, stacjonarny produkt z portfolio marki premium Koreańczyków. Możemy zapewne spodziewać się wyczynowych możliwości (patrz, w rozwinięciu, opis nadesłany przez dystrybutora), o jakość dźwięku też raczej możemy być spokojni. Mnie tylko zastanawia jedno: za 10 tysięcy (z groszem) można mieć znakomite źródło pod postacią AK240, źródło nie tylko na wynos, ale także stacjonarne… wystarczy stacja dokująca. Oczywiście to nie to samo, co skrzynka na nóżce ;-) tracimy wiele unikalnych funkcji (patrz poniżej), ale… brzmienowo pewnie będzie to ten sam poziom, bo najwyższy odtwarzacz przenośny AK jest naprawdę znakomity i trudno sobie wyobrazić sprzęt, który wnosiłby coś ponadto, co oferuje 240-ka. Zresztą w zamontowanym na górze docku AK500N będzie można umieścić najnowsze mobilne playery: AK100II. AK120II oraz wspomnianego AK240… Ot, takie luźne uwagi mi się nasuwają, gdy patrzę na to co przygotował irivier, ile zażądał za swoją najnowszą, stacjonarną maszynę grającą.

Przy czym nie zapominajmy, że AK500N będzie można rozbudować… o wzmacniacz oraz kondycjoner sieciowy… będzie można zatem zbudować cały system w oparciu o proponowane rozwiązania (dziwne, że w notce nie znalazły się, poza obrazkiem, jakieś dodatkowe informacje na ten temat). Do tego – co warto podkreślić – jako serwer, będzie to unikalne rozwiązanie na rynku, oparte o pamięci masowe SSD, znacznie bardziej niezawodne od tradycyjnych dysków magnetycznych. To optymalny wybór: bezpieczeństwo, natychmiastowy dostęp do danych, optymalny, ale też bardzo kosztowny (możliwe konfiguracje 1, 2 lub 4TB…).

Poniżej informacja prasowa, jaką nadesłano. Poprosiliśmy o miejsce w kolejce (do testów), tymczasem garść zdjęć, opis oraz specyfikacja tytułowego urządzenia…

» Czytaj dalej

Pylon Audio Onyx… altusowe pylony, pylonowe altusy?

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
onyks_30_czarny_pylon_audio_1

Przy okazji testu nowych monitorów Pylon Pearl oraz wyróżnienia produkt roku dla tych kolumn, wspomniałem, że niebawem firma wprowadzi na rynek nowe modele, jak się okazało dużych podstawkowych głośników, nowej linii Onyx. Popatrzcie na wygląd tych kolumn… z czym Wam się kojarzy ;-) … no właśnie. Oczywiście tytuł z przymrożeniem oka, bo sama forma, czy raczej wygląd (oraz gabaryty) nie tworzy z tych głośników kopii Altusów. Tak czy inaczej skojarzenia idą w tę właśnie stronę. Koszt zestawu Onyks 25 wynosi 1580 PLN, natomiast Onyks 30 oferowany jest w cenie 1790 PLN. Na razie jedyne dostępne wybarwienia to czarny. Oto, co o nowym produkcie pisze producent:

„Linię kolumn głośnikowych Onyks dedykujemy miłośnikom muzyki rockowej i rozrywkowej. Można w ich brzmieniu usłyszeć wiele cech znanych z typowo audiofilskich konstrukcji, jednakże akcenty reprodukcji dźwięku są przesunięte w kierunku witalności, dynamiki oraz swobody. Kolumny Onyks bezproblemowo nagłośnią każdą imprezę, ale też z przyjemnością posłuchacie Państwo koncertu rockowego, obejrzycie film czy zwyczajnie posłuchacie swoich ulubionych płyt. Cała linia została skonstruowana by móc przyjąć dużą moc bez zniekształceń ale także zapewnić komunikatywnie brzmienie na niskich poziomach głośności podczas bardziej kameralnych odsłuchów.Niskie i średnie tony zarówno w zestawie głośnikowym Onyks 25 jak i Onyks 30 powierzono membranom celulozowym, mamy więc w tym zakresie spójność, plastyczność jak również pełną barwę dźwięku. Natomiast górę pasma odtwarza 1 calowy przetwornik w małej tubce, zabieg ten poprawia właściwości mocowe oraz nadaje brzmienia klimatu znanego z koncertów live. Onyks 30 z głośnikiem niskotonowym 30 cm przeznaczony jest do pomieszczeń powyżej 20m2, gdzie najlepiej czuje się w kubaturze 25-50m2.”

Postaramy się przetestować nowe Pylony, na razie w planach mamy najnowsze Sapphire. Swoją drogą ciekawy ruch, takie duże podłogówki to nie jest popularny kierunek poszukiwań, gdzie zazwyczaj albo dobiera się coś mniejszego (podstawki), albo podłogówki. Może skojarzenia z legendarnymi Tonsilami, udane, dotychczasowe, modele, będą zachętą do zakupu takich nietypowych konstrukcji (poza naszym, rodzimym, rynkiem takie kolumny produkują głównie Brytyjczycy, np. Harbeth, z „herbatnikami” na czele, jako przedstawicielami gatunku).

» Czytaj dalej

Playstation plus Spotify = usługa streamingowa dla konsol Sony

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
spotify-playstation-banner_1000x500

Kompletny niewypał jakim okazało się Music Unlimited, usługa dostępowa Sony, przygotowana z myślą o konsolach PS3/PS4, niebawem przejdzie do historii. Japończycy wyciągnęli w końcu właściwe wnioski i od marca (być może nawet od lutego) nietrafiona, firmowa usługa zostanie zastąpiona przez wspólny serwis Sony oraz Spotify… de facto, będzie to po prostu odpowiednio napisana aplikacja dostępowa do serwisu Szwedów. Ten, jest obecnie, najpopularniejszym na świecie rozwiązaniem tego typu. Usługi strumieniowe to dzisiaj jedyna metoda dystrybucji muzyki, która generuje przyrost, w niektórych krajach (Norwegia np.) jest to już 75% udziału na rynku fonograficznym. Będzie można korzystać z abonamentu Premium plus, dla użytkowników Playstation przygotowano specjalne oferty (początkowo dostęp bezpłatny, dla osób korzystających z subskrypcji MU darmowy do odwołania), oczywiście będziemy mogli odtwarzać nasze ulubione playlisty na obu konsolach. Usługa trafi początkowo do 14 krajów (w tym najprawdopodobniej do Polski), następnie do wszystkich, w których funkcjonuje PlayStation Now. Ciekawe, czy użytkownik bez wykupionego PS+, z opłacanym abonamentem premium na Spotify będzie mógł korzystać z aplikacji dostępowej? Zobaczymy, być może będzie po prostu dostępna aplikacja do ściągnięcia, dla abonentów abonament z upustem, albo wręcz gratis.

Warto wspomnieć., że Music Unlimited był niewypałem nie tylko przez zamknięcie w ramach jednego ekosystemu, platformy, ale także dlatego, że Sony w bezdennie głupi sposób wprowadzało MU, ograniczając dostęp do kilku krajów, omijając wiele takich, w których usługi tego typu cieszą się sporą popularności. W Polsce, przykładowo, serwis był i jest niedostępny, a przecież debiutował bodaj sześć lat temu… kawał czasu! Co więcej, Sony jak zwykle z ciekawego pomysłu, nowatorskiego, bo wtedy takich rzeczy jak Spotify czy Deezer zwyczajnie nie było na rynku, zrobiło coś, co przeszło bez echa, nie wykorzystano szansy i teraz trzeb szukać partnera, który oferuje tego typu usługi. Tak czy inaczej, bardzo dobra wiadomość, szkoda tylko, że Sony nie poszło tutaj za ciosem, dogadując się ze Szwedami w sprawie strumieniowania muzyki w lepszej jakości, tj. kompresja bezstratna, a może nawet hi-res. Mówimy głównie o urządzeniach stacjonarnych, ze stałym dostępem do szerokopasmowego Internetu. Coś czuję, że Sony ponownie nie wykorzysta szansy. Cóż, niebawem przekonamy się jak wygląda Spotify na Playstation. Mnie tam się marzy w przyszłości dział z albumami SACD/DSD. To by było coś! W przypadku tego formatu to właśnie Sony jest głównym dysponentem praw, głównym dystrybutorem oraz producentem. Cóż, zobaczymy czy Szwedzi zdecydują się na uruchomienie serwisu HQ w ramach swojej oferty. Jakby nie patrzeć, to 65 milionów potencjalnych klientów – tyle osób dysponuje którymś z dwóch, wymienionych powyżej, modeli PS.

No i są, oficjalnie są… Sennheiser Momentum & Wireless. Nowa generacja!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
MOMENTUM_II_Wireless_Black_High_Class

W zamyśle Niemców, mają to być topowe słuchawki bezprzewodowe, najlepsze z oferowanych przez producenta i… myślę, że tak właśnie będzie. Moim zdaniem to bardzo dobra decyzja, tzn. pozbawienie kabla akurat tego modelu (czy precyzyjniej, linii produktów z serii Momentum, bo poza tytułowymi słuchawkami, pojawi się wersja bezprzewodowa mniejszego, tańszego modelu) to strzał w dziesiątkę. Momentum to słuchawki mobilne, leciutkie, po faceliftingu także składane (patrz obrazki), które świetnie się sprawdzą w roli towarzysza podróży. Co więcej, poza modułem bezprzewodowym w najnowszych, przenośnych nausznikach znajdziemy także aktywny system redukcji odgłosów z zewnątrz NoiseGard, co przełoży się pozytywnie na brzmienie. Super! Producent mówi wyraźnie o zupełnie nowej, drugiej generacji tej linii słuchawek i faktycznie poczynione przez Niemców zmiany oznaczają, że na rynku pojawi się bardzo mocno odmieniona konstrukcja… na szczęście firma wspomina o utrzymaniu wysokiej jakości brzmienia o zbliżonej charakterystyce, cytuję: „detailed, pure and with a slight bass emphasis”.

Innymi słowy do rąk użytkowników trafią modele z kablem oraz bez kabla z wspomnianym system redukcji, ze składanymi do środka muszlami, z nowymi przetwornikami. Sam wygląd (na szczęście :) ) nie ulegnie zmianie. Dostaniemy eleganckie, lekkie słuchawki, których wygląd będzie mocnym wyróżnikiem na tle konkurencji. Odnośnie modułów transmisji, zastosowano technologie NFC do szybkiego parowania oraz najnowszą transmisję Bluetooth 4.0 z kodekiem apt-X. Producent zapowiada 22 godziny słuchania na wbudowanej baterii – to świetny rezultat, pewnie zasługa bardzo energooszczędnego modułu, jaki zastosowano w opisywanych słuchawkach.

Odnośnie komfortu, nadal będziemy mieli do czynienia z bardzo wygodnymi padami z wysokiej jakości skóry, zostaną one poddane pewnym modyfikacjom (profilowanie, pozwalające na lepsze dopasowanie do anatomii, będą także nieco większe). Stalowy pałąk pozwala na uzyskanie odpowiedniej wytrzymałości konstrukcji – tutaj nic się nie zmieni. Oczywiście pojawią się dwa kable (w wersji z kablem), w tym jeden z pilotem, co ciekawe w wariantach dla iOS oraz Androida / Windows Phone. Każdy użytkownik znajdzie wariant dopasowany do jego telefonu! W przypadku modeli bezprzewodowych możliwa będzie kontrola (obsługa odtwarzania oraz odbieranie połączeń) za pomocą przycisków na zamontowanych na lewym padzie.

Słuchawki trafią na rynek jeszcze w tym miesiącu. Nie możemy się wprost doczekać! :)

» Czytaj dalej

Rzut okiem: Westone UM PRO 20… dokanałówki, które „leżą jak ulał”

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2015-01-23 o 12.50.33

Przetestowane UM Pro 20 to dwuprzetwornikowa wersja opisanego przeze mnie wcześniej modelu UM Pro 30. Bardzo przypadł mi do gustu model trójprzetwornikowy, zwróciłem uwagę nie tylko na bardzo dobre brzmienie, ale także na znakomitą ergonomię, wygodę jaką charakteryzował się wyrób Westone. Firmy, która jak mało która na rynku, w branży, zna się na rzeczy. Zna się, bo przed laty opracowywała aparaty słuchowe dla osób z wadami słuchu i to doświadczenie procentuje dzisiaj, w produktach skierowanych do osób poszukujących dobrej klasy słuchawek dokanałowych. To specjalista, który właśnie specjalizuje się w tego typu konstrukcjach, nie ma w ofercie modeli nausznych, skupia się na tym, co jest mu znane, co potrafi robić i to procentuje. Kształt obudowy  Westonów jest idealnie dobrany pod kątem anatomicznym – tutaj naprawdę wygoda, brak dyskomfortu idą w parze z bardzo pewnym trzymaniem się słuchawek w uszach. Moim zdaniem to ideał, jeżeli ktoś szuka czegoś lepszego (mam tu na myśli wygodę, ergonomię) to pozostają customy – to chyba najlepsza rekomendacja dla tych IEM-ów.

Oczywiście zastosowanie większej / mniejszej liczby przetworników ma wpływ na wielkość obudowy. Akurat między 20 a 30 tej różnicy praktycznie nie ma, ale już między 10 a 30 jest i to zasadnicza. Poza serią profesjonalną PRO egzystuje na rynku linia W – to słuchawki konsumenckie, o nieco innej sygnaturze brzmieniowej, jednak zbliżone odnośnie rozwiązań konstrukcyjnych (liczba przetworników, od jednego do pięciu, a nawet, w przypadku W60 – sześciu), również bardzo wygodnych, znakomicie zaprojektowanych odnośnie ergonomii. W kwestii wyposażenia mamy generalnie to samo, czyli solidny kuferek z przezroczystego plastiku skrywający dodatkowe pianki True-Fit (5) oraz silikonowe nakładki Star Tips (5), czyścik / wyciorek do słuchawek oraz instrukcję. Nie ma tutaj mowy o mikrofonie, pilocie (seria W), bo też PRO to coś, co domyślnie zagrać ma z wysokiej klasy DAPem. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by rzecz pożenić z telefonem, ale wtedy musimy pogodzić się z brakiem możliwości odbierania połączeń. I jeszcze jedno – nakładki są dedykowane, nie można ich zastosować wymiennie z serią konsumencką,  natomiast nic nie stoi na przeszkodzie by wymienić okablowanie w ramach serii. Do tego są rozwiązania firm trzecich, można zatem poeksperymentować. No dobrze, widać więc, że mamy do czynienia ze słuchawkami bardzo podobnymi do 30-ek… czy to oznacza, że można zaoszczędzić kilkaset złotych, kupując tańszy model, czy 20-ki grają podobnie do droższego, trójprzetwornikowego modelu? Zapraszam do dalszej części opisu Westonów, do poznania odpowiedzi na zadane powyżej pytanie…

» Czytaj dalej

Kolejna zapowiedź, tym razem high-endowo. Czekamy na HE-1000 HiFiMANa

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Screen Shot 2015-01-06 at 14.02.22-500x500

To się pozamieniali, nich ich! Audeze schodzi o parę pięterek (cenowych) w dół, a HiFiMAN (prawdopodobnie) atakuje stratosferę! Bo jak inaczej odnieść się do jeszcze prototypowych, ale już zapowiedzianych, najnowszych flagowców: HE-1000? To słuchawki, które mają być na absolutnym topie. I nie będzie to formalnie następca HE-6, tylko coś (jeszcze) lepszego. Ciekawe. Patrząc na obecną ofertę to logiczny krok. W końcu mamy nową serię, zastępującą czy uzupełniającą dotychczasowe produkty – nowe HE-400i, nowe HE-560 i… no właśnie, nowe, tytułowe tysiączniki. Na CES 2015 można było posłuchać tych nuszników, pomacać, porozmawiać z Dr. Fangiem, porozmawiać z użytkownikami innych modeli. Jedno, co można powiedzieć już teraz, to że HiFiMAN chce zaoferować coś naprawdę specjalnego, coś co nie ma (właśnie) odpowiednika na rynku.

Mocne? Ano mocne, ale patrząc na nowe flagowce ma się nieodparte wrażenie, że zmieniono każdy element, zaprojektowano je całkowicie od nowa. Od formy, gabarytów, nowych przetworników, materiałów po – jak mówią – zmienioną charakterystykę brzmieniową, zmienioną w stosunku do dotychczasowych produktów. Intrygujące. Patrząc na zaprezentowane egzemplarze, mimo że prototypowe, można uznać że rzecz trafi do sklepów niebawem (jeszcze w pierwszym kwartale br.). Pytanie jak to będzie wyglądało z ceną. Producent na razie jak ognia unika odpowiedzi na to pytanie. Na pewno będzie to cena czterocyfrowa, jednak między 1500 a 3000 jest spora różnica, przyznacie? Według mnie te słuchawki będą droższe od HE-6, ich cena powinna być zbliżona do 2000$. Za system przyjdzie zapłacić około 3000-3500 tysiąca najmarniej. Ktoś tam stwierdził, że całość może kosztować nawet 5000$. Tyle woła się za topowe elektrostaty i jakoś nie chce mi się wierzyć, że faktycznie aż tyle będą te słuchawki (system) kosztować.

Przez system rozumiem nie tylko słuchawki, ale także pokazany wraz z HE-1000 nowy, dzielony, wzmacniacz słuchawkowy. Jest osobne zasilanie, jest pre-amp, wszystko razem mniejsze od potwora EF-6, którego niedawno testowaliśmy wraz z szóstkami. Ciekawe czy EF-1000, bo tak nazywa się wzmacniacz pod nowe flagowce, będzie (nieodzownym) partnerem (jak EF-6 dla HE-6… tak to słyszę i zdania raczej nie zmienię) dla HEKów (taką, skrótową nazwę, akronim, przyjęło się stosować w przypadku nowych flagowców HiFiMANa). Ci, którzy jako pierwsi mieli je na uszach, twierdzą że będą to słuchawki łatwiejsze do napędzenia od HE-6, że ich sygnatura dźwiękowa jest znacznie bardziej neutralna, wyważona, relaksująca. Nie jest to obfite, mocne, ofensywne granie jak z HE-6. Jak będzie w istocie przekonamy się, jak tylko HEK trafią na nasz rynek. Będzie można porównać je do flagowych LCDków, może także do AKG K812 oraz nowych, topowych Grado. Tymczasem krótka galeryjka…

» Czytaj dalej

Entry-level od Audeze! Będziemy testować EL-8, planarną nowość z USA

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
audeze_el8_4

No i proszę. Ktoś, kto do tej pory nie schodził poniżej 1000 baksów za nauszniki, najwyraźniej zauważył że nie samym high-endem meloman żyje. Nic w tym nadzwyczajnego, w końcu nawet wyczulone mocno ucho, stroniące przykładowo od wszelkiej maści dokanałówek (nawet customowych), czasami chce sobie coś zaaplikować przemieszczając się z punktu A do punktu B. Czy to dziwne? Nie, absolutnie nie ma w tym nic dziwnego. Powiem więcej, dzisiaj mobilne granie jest tak popularne właśnie przez wzgląd na coraz lepszą jakość jaką można uzyskać poza miejscem, w którym stoją te wszystkie wypasione skrzynki. Można strumieniować, można grać hi-resy z topowych DAPów, można podrasować znacząco dźwięk z dowolnego, przenośnego źródła dźwięku za pomocą mobilnych wzmacniaczy, DACów etc. Można. Nie dziwi zatem pojawienie się w ofercie takiego specjalisty jak Audeze modelu słuchawek, który po pierwsze i najważniejsze jest dużo tańszą alternatywą dla dotychczasowych LCD-ków, po drugie jest zauważalnie lżejszy, po trzecie, dostępny jest w wersji zamkniętej (jak i otwartej). Ten ostatni element jest arcyważny dla kogoś, kto się przemieszcza, dla kogoś kto słucha poza domem. Raz, tłumimy wszelkie odgłosy dochodzące z zewnątrz, a dwa… nie mącimy spokoju współtowarzyszom podróży (przykładowo). 

Kompaktowe EL-8 Audeze zawdzięczają swoje zredukowane względem stacjonarnych braci wymiary dwóm, kluczowym technologiom. Pierwsza z nich to cyt.: „fluxor magnetic technology”. O co chodzi? Ano o redukcję rozmiarów muszli i wzrost efektywności (tak, zgadliście, chodzi o pożenienie nowych słuchawek z mobilnymi źródłami). Zastosowano także fazor oraz „uniforce diaphragm technology”… dzięki temu minimalizujemy dystorsję i – ogólnie – zwiększamy jakość dźwięku mając do dyspozycji mocno rachityczne wzmacniaczyki, wbudowane w przenośne playery. O tym, że da się (choć przy wykorzystaniu innych metod) zrobić niezłe planarne słuchawki do grania na wynos pokazuje przykład naszych redakcyjnych HE-400 (patrz test). HiFiMan może nieco rozmija się z prawdą, podając parametry tych słuchawek, ale po podłączeniu do Matriksa Portable z iPodem/iPhonem słuchało się muzyki bez żadnego „ale”. Jeszcze lepiej, ciekawiej grało to na firmowym odtwarzaczu HM-602. Coś czuję, że tutaj będzie podobnie, to znaczy dobrze z trudnym partnerem w rodzaju przenośnego playera, nie mówiąc już o smartfonie.

No dobrze, a ile to, to waży? Jak na mobilne słuchawki, to sporo, całkiem sporo bo aż 460 gramów. Dla porównania nasze redakcyjne, jakiś czas temu sprzedane, K550 AKG to 305 gramów. A przecież też austriackie słuchawki do małych nie należały. Sporo, ale też konkretnie mniej od LCD-ków (550 gramów vide dwójki i to bez kabla!). No dobrze, a oznacza w przypadku Audeze tyt. „entry-level”? Oznacza 700 dolarów. W naszym kraju pewnie te słuchawki będą kosztowały ok. 2500 złotych. Niewykluczone, że uda się je sprowadzić wprost ze Stanów w cenie nieco powyżej 2000 złotych. To nadal dużo jak za słuchawki, ale nie zapominajmy, że model LCD-2 (bambusowe muszle) kosztuje c.a 4000 złotych. Innymi słowy, mamy tutaj prawie 2x niższą cenę. Okazyjną taką ;-) Pytanie ile w tych słuchawek z LCDków? Na to, moi drodzy, odpowiem jak ich posłucham. Jestem szalenie ciekaw jak te nauszniki wypadną, nie tylko na tle swoich stacjonarnych braci, ale także dwóch świetnych konstrukcji konkurencji – Sennheiserów Momentum oraz wspomnianych HE-400. Czy Amerykanom, droższym o tysiąc złotych bez mała, uda się wyjść z tarczą rywalizując z świetnymi Niemcami oraz produktem HiFiMANa? Nie będzie to wcale takie proste zadanie, więcej – będzie to bardzo trudne zadanie. Być może dodatkowym aspektem przemawiającym za EL-8 będzie ich możliwości w stacjonarnym torze. Zobaczymy. A kiedy konkretnie? W lutym słuchawki mają oficjalnie trafić do dystrybucji i liczę, że będę mógł bardzo szybko zdobyć egzemplarz do testów.

To jeszcze nie wszystko. Na koniec „as z rękawa”, czyli słuchawkowy wzmacniacz/DAC od Amerykanów. Nazwa super - Deckard – kojarząca się z oczywistych względów z klasyką kina SF – filmem „Blade Runner”. Parametry wyczynowe: zagramy pliki aż do poziomu 32bit/384kHz (DXD, także DSD64/128), do tego trzy ustawienia gain, główne wejście cyfrowe USB oraz… wejście analogowe i dobrze, bo będzie można via pre podpiąć gramofon. Cena? 699$. Warto przy tym wspomnieć, że Audeze podobno blisko współpracuje z Meridianem, blisko współpracuje przy opracowywaniu technologii MQA (patrz wpis). Co to oznacza? Po pierwsze, że firma chce wejść na rynek plikowego grania z produktami takimi, jak opisany powyżej DAC/AMP. Po drugie, że EL-8 to nie jedyny produkt „mobilny”, w końcu mówimy o kompresji bezstratnej, gwarantującej znakomitą jakość przy redukcji transferu. A to oznacza mobilne źródła, mobilne granie. Nie tylko więc EL-8, ale być może kolejne, jeszcze lżejsze, łatwiejsze do przenoszenia słuchawki trafią na rynek pod auspicjami Audeze, poza tym spodziewam się jakiegoś produktu bateryjnego, przenośnego źródła dźwięku. Czy będzie to DAC/AMP czy może… DAP… przekonamy się (coś czuję) najdalej w styczniu 2016 roku. Pewnie kilka tysięcy będzie to kosztować, nie inaczej, pewnie będzie grało dobrze z trudnymi do wysterowania słuchawkami firmowymi i nie tylko. Pewnie tak właśnie będzie to wyglądało. Tymczasem czekam na EL-8 i już nie mogę się doczekać ;-)

» Czytaj dalej

Audio ciekawostki z Las Vegas. CES 2015 oczami melomana

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Print

Z jednej strony na największej imprezie elektroniki użytkowej na świecie można było uzyskać potwierdzenie, że przyszłość dystrybucji muzyki nierozerwalnie związana jest z serwisami streamingowymi, które – nikt już w to nie wątpi – zastąpią fizyczne sklepy, a także te wirtualne, oferujące pojedyncze albumy, utwory za $. To przeszłość i Las Vegas najdobitniej to pokazało, praktycznie nikt nie mówił o sprzedawaniu muzyki inaczej niż w abonamencie. Inaczej, dzisiaj, się po prostu nie da. Stąd dziwić mogą próby niektórych koncernów podążania pod prąd obecnie obowiązującym trendom. Najbardziej jaskrawym tego przykładem jest nowy, kosztujący 1200$, high-endowy Walkman Sony. Ja rozumiem rozpacz szefostwa koncernu, który z miesiąca na miesiąc traci udziały na rynku, któremu zwyczajnie przestaje się opłacać biznes związany z tradycyjną sprzedażą muzyki oraz filmów. Jasne, tylko dlaczego odwracać kota ogonem i nagle upatrywać swojej szansy w niszy jaką są downloady hi-res? Sony to nie Neil Young, który może sobie pozwolić na prowadzenie krucjaty w imię lepszej jakości, (trochę, a nawet sporo w tym przesady, co nieźle wypunktowały ostatnio NYP oraz Gizmodo… ostatnie ze źródeł w tej krytyce nawet nieco przegięło, m.in. nie wspomniano nic o realizacji muzyki, o sposobie jej utrwalenia, co ma kluczowe znaczenie dla finalnej jakości) który oferuje kickstarterowy produkt (Pogo player za 399$) oraz sklep z hi-resami. Mówimy o innej skali. Sony nie jest przecież zainteresowane garstką narwańców tylko klientem masowym. I teraz pytanie, jak ten klient masowy ma się zainteresować kosztującymi ponad 20$ albumami (w dobie abonamentu z muzyką w bezstratnej jakości za równowartość dwóch takich albumów miesięcznie vide WiMP HiFi/ Tidal), po co mu kosztujący 400 (tańszy, co nie oznacza tani model hiresowego Walkmana), albo mobilny grajek za 1200$?! Przecież to zupełnie niedorzeczne! Popieram producentów (masowej elektroniki), którzy dają opcję grania plików 24bit, DSD, w przystępnej cenie, którzy celują w typowego zjadacza chleba, oferując możliwość poprawy jakości przy zachowaniu rozsądnych kosztów. Sony wydaje się ponownie nie rozumieć, o co w tym wszystkim chodzi.

Zacząłem od krytyki, według mnie uzasadnionej krytyki, bo patrząc przez pryzmat potrzeb, możliwości internetowej infrastruktury, wydaje mi się że realnym standardem przyszłego dystrybuowania muzyki w sieci będzie skompresowany bezstratnie sygnał 16/44. Tyle wystarczy, aby zadowolić nawet mocno wybredne ucho, bo dzisiaj coraz częstszym zjawiskiem są dobre realizacje właśnie w 16 bitach, co nie powinno dziwić – wszak o jakości wreszcie mówi się dużo, głośno i wyraźnie i (przewrotnie) spora w tym zasługa zjawiska „hi-res audio”. Nie chodzi tutaj o bezpośredni wpływ, w końcu wiele w tym marketingu, paplaniny, nabijania cyferek, sam sprzęt często gęsto nie jest 24 bitowy, tylko po prostu odtwarza taki materiał (co wcale nie musi oznaczać progresu jakościowego). Od zawsze byłem i jestem zwolennikiem migracji archiwów CDA do plików. Przy zachowaniu należytej staranności oraz przy dobraniu tych lepszych realizacji, wydań, możemy liczyć na – no właśnie – realną poprawę jakościową, nie mówiąc już o wygodzie. Tyle, że teraz zwyczajnie się nie chce, bo wiele z tego co na półce dostępne jest już we wspomnianych serwisach. High-res audio to (często, choć nie zawsze) zwrócenie uwagi na to jak muzyka jest zapisana, zarejestrowana, jak jest odtwarzana, jakie warunki spełnić (akustyka np.) aby uzyskać najlepszy możliwy efekt. To rzeczy podstawowe, konieczne do uzyskania odpowiedniego efektu, wszystkim takie coś powinno wyjść na zdrowie. Ok, dość zrzędzenia, gadaniny, czas na przedstawienie audio ciekawostek z krótkim opisem w formie mini galerii… zapraszam :-)

» Czytaj dalej

Lampki czar… MiniWatt N3 (APPJ PA0901A)

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
MiniWatt #1

Trafił do nas malutki wzmacniacz lampowy, oryginalnie MiniWatt N3 – w tym wypadku oznaczony koszmarną zbitką APPJ PA0901A, który trochę u nas pobędzie. Na pomysł przetestowania tego malucha wpadłem podczas słuchania paru albumów na słuchawkach Audeze, podłączonych do hybrydowego wzmacniacza DIY. Było to ciekawe doświadczenie, widziałem że w przypadku LCD lampka będzie interesującą alternatywą dla mojego tranzystorowego MF HPA1. Oczywiście nie byle jaka, pierwsza z brzegu lampka, najlepiej jakiś SET z lampami o odpowiednio dużej mocy, takimi które zagwarantują odpowiednie warunki dla planarnych słuchawek Amerykanów (zresztą nie tylko Audeze, mamy na stanie HiFiMANy HE400 ver.2, które także chciałem sprawdzić z innym wzmacniaczem niż referencyjny). Przez ostatnie półtora roku przewinęło się kilka wzmacniaczy słuchawkowych, m.in.: hybrydowy MusicHall ph.25.2, tranzystorowe Schiit Asgard oraz NuForce HAP-100 oraz kilkanaście DAC/AMPów. W przypadku trudnych do wysterowania nauszników, wiele z nich nie było optymalnym wyborem. Czysto lampowy wzmacniacz słuchawkowy to specyficzny gatunek, niezbyt liczny, często spotykamy tutaj produkty niewielkich, mało, albo wręcz nikomu nieznanych manufaktur. Trudno tu mówić o powtarzalności, wsparciu, ciągłości produkcji jak w przypadku dużych firm audio. Z drugiej strony, jak w DIY, można liczyć na bezpośredni kontakt z twórcą urządzenia. Miałem więc plan przetestowania paru lampek pod słuchawki, plan nadal aktualny, jednakże w tak zwanym międzyczasie pojawił się pomysł przetestowania tytułowego wzmacniacza. Wzmacniacza bez wyjścia słuchawkowego dodajmy. Nie jest to oczywiście problem nie do przeskoczenia, szczególnie że parametry MiniWatt-a całkiem ładnie korespondują z pierwotną potrzebą znalezienia lampki pod ortodynamiki.

I tak pojawił się u mnie APPJ aka MiniWatt (nie będę tu roztrząsał zawiłej historii braku praw do dystrybucji, kłótni „partnerów” – dwóch osobnych bytów – producentów). Aby to wszystko zgrać potrzebowałem czegoś, co pozwoli z wyjść głośnikowych wyprowadzić sygnał dla nauszników. Udało się namierzyć ciekawy splitter głośnikowy firmy BT-Tech (korzystam na co dzień z innego akcesorium tego producenta, przełącznika źródeł BT31) i tak problem podpięcia został rozwiązany. BT913 jest nie tylko bardzo dobrze wykonanym routerem audio, jest także jednym z niewielu przełączników z bezpośrednim wyjściem słuchawkowym 6.3mm jaki znajdziemy na rynku. Sam splitter też się przyda, do MiniWatt-a podepnę niewielkie monitory Pylona (Topazy) oraz większe Perły. Poza źródłami plikowymi wykorzystam wyjście w NADzie 1020 – posłuchamy czarnych płyt. Tymczasem krótka galeria z uroczym maluchem w głównej roli…

» Czytaj dalej