Ten produkt wywołał u mnie niemałą konsternację. Jest parę rzeczy, które warto w nim poprawić, ale… za 2000 złotych możecie zakupić coś, co zagra na poziomie high-endowym. I nie są to słowa rzucone na wiatr, czcze gadanie, bo miałem sposobność sprawdzić jak sobie ten niepozorny DAC/amp radzi w konfrontacji z wielokrotnie droższym (tak, około, piętnaście razy droższym) sprzętem i …cholera… grało to porównywalnie, na tym samym, wysokim poziomie. W teście wraz z AMI Musik DS5 wzięły udział znakomite słuchawki Audeze, zestawy głośnikowe ATC (7-ki oraz 40-ki), nasze redakcyjne Topazy 20 oraz Perły 25… znaczy było na czym grać, na czym sprawdzić realne możliwości tego urządzenia. Na wstępie powiem tak: do gruntownego przetestowania możliwości zachęciła mnie lektura recenzji Srajana Ebaena, opublikowana na 6moons, miałem po pierwszych odsłuchach podobne wrażenia, że ten sprzęt potrafi znacznie więcej niż się to na pierwszy rzut oka (czy raczej ucha) wydaje. W sumie zadziałał przypadek. Kiedy testuje cokolwiek, biorę do ręki notatnik (teraz coraz częściej jest to tablet, o tyle praktyczniejszy że tekst jest od razu dostępny w domenie cyfrowej) i zapisuję sobie wrażenia. Staram się nie czytać nic na temat danego sprzętu ponadto, co napisze o nim sam producent, względnie dystrybutor… chodzi o to, by subiektywne opinie innych recenzentów nie wpływały na mój osąd, ma być czysta kartka. Dopiero potem, w fazie tworzenia tekstu recenzji, zajrzę tu i ówdzie i porównam sobie moje spostrzeżenia z uwagami innych na temat danego produktu. Taka praktyka sprawdza się doskonale, bo nawet jeżeli moje wrażenia mocno się różnią od innych, to wiem że to moje uszy, a nie inne, obce, dokonały oceny, która może być właśnie inna, odmienna, ale moja własna. Tego się trzymam. Tym razem było nieco inaczej. W przypadku DS5 przeczytałem wcześniej coś na jego temat w jednej z publikacji.
Generalnie wypunktowano słabe punkty konstrukcji, przy czym ocena brzmienia wypadła mocno tak sobie. Innymi słowy było inaczej, coś tam przeczytałem, a tu słucham i ni cholery nie zgadzam się z tym co napisano na temat tego urządzenia. Zaciekawiony sprawdziłem inne recenzje i faktycznie, rozpiętość opinii była duża, aż w końcu trafiłem na tekst Srajana. No, pomyślałem, facet ma podobne spostrzeżenia co ja i dostrzega w tym mikrusie gigantyczny potencjał. To, że skopano parę rzeczy, czy parę rzeczy można było zrobić lepiej nie ujmuje temu produktowi w tym co kluczowe – w jakości oferowanego przez nie brzmienia. Być może gdyby nie słuchawki (które wszakże nie są tu wcale faworyzowane, bo w trybie bez gałki, z kolumnami, DS5 wywraca wszystko do góry nogami), słuchawki Audeze które podpiąłem pod ten przetwornik/wzmacniacz, być może gdybym nie sprawdził jak to gra najpierw na Topazach, a następnie na wspomnianych SMC 7 & 40 (fantastyczne zestawy!) nie wiedziałbym o co tutaj właściwie chodzi. Być może, ale że miałem akurat sposobność podpięcia recenzowanego sprzętu pod parę bardzo dobrych konstrukcji, dodatkowo sprawdziłem dokładnie jak sobie to maleństwo radzi z DSD mogę kategorycznie stwierdzić – mamy coś wyjątkowego, coś co potrafi zagrać, czy raczej co potrafi z PCM oraz DSD wycisnąć wszystko, co najlepsze. Tak, ten DAC, sam w sobie jest bardzo dobrym urządzeniem, ale we właściwym towarzystwie potrafi zwyczajnie zawstydzić kosztujące znacznie więcej konstrukcje (przetworniki za 10 tysięcy i więcej, nie potrafiły zagrać tak z DSD jak ten maluch!). Aha, na wstępie dodam jeszcze jedno, aby zaostrzyć apetyt – DSD ma sens, ale to coś dla osób, dla których nigdy nie skończyła się era fizycznego nośnika z naciskiem na czarną płytę, które grają z gramofonu, kolekcjonują krążki i są… wrogami grania z pliku. Dobra informacja dla Was – ten format ma szansę (w wersji plikowej, bo płyty SACD to historia, obecnie temat wg. mnie zamknięty od strony dystrybucji, fizycznego nośnika) stać się trampoliną do świata zero-jedynkowego.
Wiem co piszę, bo sam mam gramofon, mam punkt odniesienia, lubię i rozumiem na czym polega różnica (nie mam tu na myśli filozofii, całego misterium nakładania krążka, ustawiania sprzętu, a jedynie czy aż kwestie czysto soniczne). Ok, wcześniej sceptycznie odnosiłem się do całego tego szumu wokół DSD. Nieco modyfikuję swoje stanowisko – to nadal jest bezsensowny hype w przypadku wielu kategorii, wielu produktów, ot znaczek który być musi, bo wszyscy teraz to mają, ale… dla pewnej, wąskiej grupy melomanów, to istotny upgrade, to faktyczna możliwość „wejścia w cyfrę”. Poza tym pliki DSD mogą i pojawiają się niezależnie od tego, czy ktoś kiedyś coś wydał w formacie SACD, czy nie – to całkowicie inna sytuacja, odmienna od zaprzepaszczonej wiele lat temu przez branżę szansy na popularyzację muzyki o jakości wyższej od 16/44 (w erze sprzed rozpowszechnienia Internetu). Teraz po prostu nie ma żadnych hamulcowych, zachłannych wytwórni, idiotycznych pomysłów z zabezpieczeniami, kretyńskiej polityki wydawniczej. Teraz każdy może. No i dobrze, bo takie urządzenia jak kosztujący 2000zł przetwornik Japończyków (produkowany w Korei) daje nadzieję, że będzie można wreszcie bez żadnych „ale” powiedzieć: gram z pliku, gram na najwyższym poziomie, gram źródła w najlepszej dostępnej jakości i niczego więcej nie potrzebuję. To – można powiedzieć – już teraźniejszość i tylko wypadałoby sobie życzyć, aby cała branża wreszcie zrozumiała, że ludzie nie chcą byle jak, ale że jakość muzyki odgrywa istotne znaczenie. Wprowadzenie bezstratnej kompresji to pierwszy krok, następnym będzie oferowanie wyraźnie lepszej jakościowo muzyki z Internetu, z miejsca które będzie nowym domem dla całej fonografii… nie mam co do tego żadnych wątpliwości! Moda na retro, rzecz jasna, nigdy nie przeminie, ale nikt nie będzie mógł już twierdzić, że „z komputera” (to w sumie precyzyjne określenie dzisiejszego źródła, procesor – system – interfejs sieciowy, tak to wygląda, tak to będzie wyglądać, to jest właśnie dzisiejsze i jutrzejsze, główne ŹRÓDŁO) się nie da. Da się i to da się jak cholera dobrze zagrać, zagrać …analogowo. To się rozpisałem w tym wstępniaku, ale w sumie może dobrze, bo to co powyżej nieźle charakteryzuje bohatera najnowszej recenzji…