LogowanieZarejestruj się
News

Jedna skrzynka i już? Rose RS201E …idzie nowe

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_8039

Idzie nowe i nawet nazwy nie ma. Bo jak nazwać to nowe audio, jak integruje nam nie tylko WSZYSTKIE dzisiejsze źródła materiału (znaczy odtwarzacz, czy może transport, bo przecież to wszystko w ramach jednego się dzieje, a komputer wszystkim zawiaduje), jest oczywiście pre, jest jak tutaj oczywiście ampem, ma własny system operacyjny i własny interfejs pozwalający na obsługę bez tego, co stało się „niezbędnikiem” w audio tj. komputera, smartfona czy czego tam jeszcze strumieniującego, sterującego… to może powrót do wreszcie purystycznego, osobnego, nie wymagającego tych, przez wielu niechcianych urządzeń ze świata elektroniki użytkowej, sprzętu grającego, zaprojektowanego, przemyślanego i oferującego (więcej), dla melomana czy audiofila. W końcu ten Rose RS201E to klamot stworzony pod określone potrzeby, dla kogoś kto chce słuchać w możliwie najlepszej jakości, jednocześnie korzystać z wszelkich dobrodziejstw dzisiejszych technologii. Wreszcie?

Stworzenie czegoś, co wychodzi naprzeciw teraźniejszości, a jednocześnie bez kompromisów, bez odpuszczania tego, co stanowi dla zainteresowanego hajfajowym/hajendowym setupem rzeczy niezbędne, wymagane, bez których nie wyobraża sobie ekhmmm słuchania muzyki. Popatrzmy co Koreańczycy tu zaaplikowali, chcąc w ramach miksu, stworzyć klamot audio ultranowoczesny, bardzo dzisiejszo-jutrzejszy, dysponujący ogromnymi możliwościami, ogarnianymi za pośrednictwem prostego, intuicyjnego, dopasowanego do dzisiejszych wymagań (dotyk) i przyzwyczajeń (obraz, duży ekran na froncie, dominujący, cały przód to interfejs) oraz okoliczności (jak komputerowe, skomplikowane, przeformować w proste, łatwe, przyjemne w użytkowaniu, dodatkowo możliwe do akceptu przez osoby atechniczne itd itp). Było i jest sporo podejść do tematu. Szczerze? Większość daleka do optimum, najczęściej jest tak, że duże możliwości = trudna, skomplikowana obsługa i „wiedza tajemna” z zakresu IT, a jak są rzeczy łatwiejsze do zaadaptowania to wiele dziór (sporo braków funkcjonalnych, kiepskie wsparcie, interfejsy dalekie od ergonomii itd). Rose umie.


Mhm, wolę kręcić gałą, ale ta wajcha sprawdza się tutaj. Także jako potencjometr (pre) Rose daje radę

Zrobiło coś, co łączy i w bardzo atrakcyjnej formie daje użytkownikowi pakiet rozwiązań z zakresu PC Audio (cholerne komputery! ;-) ) w wersji strawnej, strzelam, dla każdego. Nawet tradycjonalisty, nawet reagującego alergicznie na komputerowe audio… bo jest dopracowany interfejs dotykowy z obsługą dopasowaną do preferencji (od frontu klamota, przez pilota, zdalny dostęp ze smartfona), potrzeb… tu można skrzynkę użytkować jako tradycyjny łącznik wszystkiego, ze wszystkim, znaczy źródeł tradycyjnych, kolumn czy słuchawek, nie zwracając uwagi na inne możliwości i da się to zrobić tradycyjnie, albo zanurzyć się w świecie strumieni audio, ogromnych zasobów sieciowych, „ogarnianych” przez napisany „od nowa” kod, którego fundamentem był Android. Robota w leciwej już wersji 7.0, co wszakże tutaj kompletnie nie robi, bo oni sami to aktualizują, rozbudowują, także ten element zrywa z tymczasowością czegoś, co tylko w niewielki sposób dopasowano do hardware, software stanowiącego wydmuszkę, fatalnie wpływającego na całościową ocenę użytkownika, nawet jeżeli klamot brzmi satysfakcjonująco.

Rose zrobił to jak należy. Ten OS jest „it just work”, jest aktualny, znaczy aktualnie wspierany w sposób ciągły, kompleksowy, a nie – jak to niestety często bywa – wersja 1.0 i potem może drobiazg i szlus. To podstawowa sprawa i nawet jak coś wygląda na dopracowane, to z doświadczenia, wymaga ciągłych poprawek, usprawnień. Atrakcyjna forma, dopracowany UI/UX to tylko część, ważna część, ale jedna z tego, co nazywam synergią pozytywnego doświadczenia – w dobie skomplikowanych, rozbudowanych, osieciowanych produktów elektronicznych rzecz wielce pożądana, bardzo często nieistniejąca, daleka od optimum (jak coś totalnie leży, bywa że sami się samooszukujemy, wmawiając sobie, że „no ale przecież, jednak…”). Kupując sprzęt za kilka, kilkanaście tysięcy wszystko powinno być na poziomie co najmniej dobrym, albo inaczej, nic nie może być poniżej standardu: działa (bez zarzutu), wspiera (reaguje, poprawia, aktualizuje), pozwala na bezproblemową obsługę (każde odstępstwo jest, przy braku reakcji, NIEAKCEPTOWALNE).

Piękna forma, niekoniecznie te stopy co widać :P Alu, dominujący 8’8″ LCD multidotykowy, tyle…

Widzicie ocb? Biega właśnie o to, że nie wystarczy stworzyć jednego elementu tip top, albo stworzyć czegoś, co tylko w jednym (a każdy jest ważny!) zakresie odstaje. Wymagajmy. Wydajemy niemałe pieniądze i naprawdę ten, kto zarabia, jest zobligowany – szczególnie dzisiaj – do posprzedażowego, wysokiego standardu wsparcia i obsługi. Bo dzisiaj sam hardware to jeden z wielu elementów, a czas użytkowania, czas „życia” produktu to rozwój, wysokie wymagania w zakresie kodu, obsługi, dostosowania do nowego. Opisywany sprzęt nie tylko realizuje powyższą ideę „po prostu działa” w sposób ponadstandardowy, ale dodatkowo, dzięki wsparciu rozbudowuje możliwości klamota, co oznacza ni mniej, ni więcej tylko kupuję coś, co się rozwija stale, płacę (sporo) za nowe możliwości, to o co producent zadba (bo i powinien) w całym cyklu życia / użytkowania. Tak, to komputery (tfu! ;-) ) właśnie, tak to działa(-ło) w IT i jak ktoś nie czuje, nie potrafi, to zwyczajnie nie powinien oferować (nabijać w butelkę) potencjalnym klientom czegoś, co nie spełnia wymogów.

A teraz, po tym przydługim wstępie, czas na konkrety. Znaczy all-in-one wyznaczający standard obsługi oraz wsparcia, coś, co uwidacznia co można zrobić, wykorzystując elementy „z półki” tj. Android, przy chęci, konsekwencji i umiejętnościach (soft – developerka) może być optymalnym „wsadem”, dać stabilny, bardzo atrakcyjny wizualnie, obsługowo bez zastrzeżeń audio OS – dzisiaj bez tego wsadu, w nowoczesnym audio, ani rusz!

» Czytaj dalej

Topping A90 idealne pre, nie tylko pod słuchawki

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_7154

Pre? A dlaczego nie amp? Przecież A90 to napęd dla nauszników, jak ktoś słusznie skoryguje. No tak, niby jest to sprzęt pod słuchawki, po pierwsze wzmacniacz z całą baterią wyjść słuchawkowych, świetnymi na papierze (a czy w realu, to zaraz, poniżej będzie) parametrami… jakie więc pre i to jeszcze „nie tylko pod słuchawki”? Rozpatrywanie tego malucha (bo kompaktowe, bo raczej biurkowe, a nie na stolik audio w salonie) w kategoriach jeden co wszystko łączy wydaje się mocno kontrowersyjne, szczególnie gdy popatrzymy na metkę. Za tanio. Błąd. Ten sprzęt oczywiście może służyć do tego, do czego przede wszystkim został stworzony (nauszniki), ale równie dobrze można A90 widzieć w roli potencjometru dla (obu) torów, czy precyzyjniej, czegoś co łączy w jednej skrzynce stacjonarny tor z kolumnami wraz z napędem słuchawkowym. Mniej, razem, nawet mimo – jak na pre – niewielkiej liczby I/O, bo maluch ma po parze SE/XLR i jak ktoś tak to sobie wykombinuje (niżej podpisany) to może zachodzić konieczność zastosowania akcesoriów. Jeden taki miś, wróć – nawet dwa takie misie – tj. Little Bear, będzie / będą opisany(e) poniżej… świetna rzecz btw, zerowy wpływ na sygnał, dodatkowe I/O i to w takiej konfiguracji, że naprawdę w 99% wystarczy.

Faktycznie ultra

Klamot został przetestowany szczególarsko i porównawczo. Szczególarsko, bo przewinął się tabun przeróżnych nauszników, od takich prostych do napędzenia, po takie stanowiące wyzwanie, słuchawek mocno wybrednych (np K701), IEMów… przeegzaminowałem tak szeroko, bo raz, że pozwala to na miarodajną ocenę potencjału, dwa często wychodzą kwiatki i dobrze o nich napisać, przestrzec potencjalnego nabywcę. Jednak nie zatrzymałem się na tym, tylko sprawdziłem A90 na dwóch torach stacjonarnych, z lampą i tranzystorem (końcówki) i mogę już na wstępie powiedzieć jedno: ten klamot oferuje nieprawdopodobnie neutralne, przezroczyste dla sygnału medium, z bardzo precyzyjnie reagującym potencjometrem, działającym w domenie analogowej (a nie jak teraz w modzie, cyfrowej). Także mamy tu kawałek tradycyjnego, wręcz konserwatywnego, podejścia do tematu. I dobrze. Rzecz jasna kwestią otwartą i bardziej sprawą preferencji (według mnie), a nie SQ, jakościowego progresu (choć tak się utarło) jest wybór – integra albo osobno. Obecnie, gdy klasa A/AB powoli, ale nieubłaganie przechodzi do historii, gdy efektywność energetyczna, integracja (mhm) wszystkiego jak leci w ramach jednego (all-in-one) to pomysł na dzisiejsze i jutrzejsze audio mówimy o coraz częściej wyborze podyktowanym starymi, nieaktualnymi dogmatami. Nowoczesne końcówki mocy, mieszczące się w malutkiej obudowie, bez ograniczeń termicznych, skalowalne wypierają i wypierać będą. Ok, tutaj jednak idziemy po staremu, zgodnie z dewizą, że jak osobno to bardziej, mocniej, szybciej, lepiej ;-) . Według mnie to się mocno już zdezaktualizowało, jednakże dzielony system daje – co logiczne – większe możliwości manewru i dopasowania całości do swoich potrzeb. Stąd A90 w podwójnej roli, wręcz na równo jako amp (słuchowy) i jako pre (kolumny)… ano tak to sobie wykombinowałem.

» Czytaj dalej

DTS w głośnikach Sonos-a! …oraz Beam w nowej odsłonie Atmos-lubnej odsłonie

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
tn_Beam-Credenza-White

Doskonała wiadomość dla użytkowników Sonos-a… wielki nieobecny, konkurencyjny sposób zapisu dźwięku dla Dolby, znaczy DTS trafi do wszystkich, sprzedawanych obecnie, kino-domowych urządzeń producenta… i nie tylko. Innymi słowy DTS będzie dostępny w Playbar, Playbase, AMP-ie, w obu generacjach Beam’a oraz najnowszej graj belce ARC. Znakomicie, bo wiele osób, które wcześniej za niemałe pieniądze zakupiło projektory dźwiękowe Sonos-a będzie mogło cieszyć się pełnym wsparciem kodeków kina domowego, obsługą dźwięku przestrzennego w obu rynkowych standardach. DTS to rzadko obecnie spotykany gość w dostępnych na rynku produktach (szczególnie w grajbelkach rzadko). Bardzo fajnie, że wśród urządzeń wspieranych wylądował także AMP. Choć dla wielu ten wg. mnie mocno niedoceniany (pomiary, gdy gra z cyfrowych źródeł, stawiają ten wzmacniacz w absolutnej czołówce, deklasuje wiele wzmaków utytułowanych marek. Stereo, nie amplitunerów KD, tylko integr, końcówek mocy!), to głównie źródło dwukanałowego dźwięku (wpięcie ekosystemu sonos-a w HiFi… bo tym oczywiście jest AMP), sprzęt pozwala na połączenie stereofonii z kwadrofonicznym, uzupełnionym o bezprzewodowy, firmowy sub, kino domowym zestawem jaki można na bazie tej skrzynki stworzyć. Sam użytkuję takie coś i wierzcie mi, że naprawdę warto. W teście (patrz tutaj) klamot wypadał bardzo fajnie, ale głównie skupiłem się tam na stereo, dlatego planuję uzupełnienie wpisu o kino domowe stworzone wokół „sono-wzmacniacza”. Swoją drogą to jedyna taka konstrukcja na rynku, która pozwala na integrację wizji (wzorowa i wzorcowa implementacja kanału zwrotnego HDMI – ARC działa bez żadnych „ale”, a jak ktoś ma starą, ale jarą, plazmę i starsze stand. HDMI to przejściówka optyczna i lecimy*) z dwoma klasycznymi wyjściami LFE dla aktywnych niskotonowców i dodatkowo bezprzewodowym linkiem dla dwóch kolejnych Sonos Sub-ów (3 gen).  Mhm. Tu nie ma pomyłki i jak ktoś chce bawić się w poważne nagłośnienie kino-domowe, chce doświadczyć dobrodziejstw dźwięku obiektowego, to konfiguracja z 2 woferami to jest właśnie TO. Fenomenalną sprawą jest także bardzo prosty, ale też bardzo skuteczny, sposób ustawienia parametrów pracy takiego wielokanałowego zestawu w oprogramowaniu Sonos-a. Wzmak nie tylko da się kontrolować w sofcie, znaczy w apce, zmieniając nastawy… można też tradycyjnie z dowolnego pilota do TV uczynić proste narzędzie do podstawowej kontroli. Cóż, w takim „bukiecie” nikt tego nie oferuje. Aha, dzięki funkcji wzmocnienia mowy w aplikacji kino-domowej, mimo formalnego braku centralnego, dźwiękom dialogów w takiej konfiguracji naprawdę trudno coś zarzucić. Dla jabłkolubów dodatkowym, ogromnym plusem, jest jedyna na razie, pełna integracja API streamingu jabłczanego w obsługiwanych przez soft sonosowy serwisach strumieniowych. Także można sobie grać te losslessy dostępne od niedawna, bez wad jakie czyhają na korzystających z AirPlay-a (w „2″ często, gęsto macie mimo materiału bezstratnego, konwersję do AAC na urządzeniach niejabłkowych! Nie jest to rozwiązanie bitperfect takoż i to bez względu na okoliczności, nawet w bezstratnej jakości streamu). Do tego rozrastająca się biblioteka dźwięku przestrzennego w Apple Music, dostępna na sono-klamotach.

Tia, pozachwycałem się DTSem (bo też jest się z czego cieszyć), obecnymi możliwościami sprzętu, a tu dzisiaj zdjęto NDA i wylądował w ofercie podrasowany Beam Gen.2. Ta belka wywarła na mnie (test) bardzo dobre wrażenie… lepsze niż dużo droższy ARC, cieszy zatem informacja o uzupełnieniu jej możliwości o wsparcie dla obiektowego. Dolby Atmos to najistotniejsze novum, ale nie jedyne. Cała belka to de facto nowa konstrukcja (choć tego nie widać, może poza zmienionym grillem z poliwęglanu), bo nowy procesor, bo nowe przetworniki akustyczne / ich układ, bo wreszcie nowa komunikacja… jest obsługa najnowszego standardu eARC oraz NFC do szybkiego sparowania belki z aplikacją, sonosową siecią mash via telefon. Także jednak nie taka kosmetyka, choć na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło. Niestety zmieniła się także cena. Było 1899, jest 2199 pln. To jak na możliwości, nadal konkurencyjnie, ale warto nadmienić, że mówimy o kompaktowej, małej belce, a nie dużym soundbarze, zazwyczaj w komplecie z subem. Także trzeba rozważyć za i przeciw, jak ktoś wejdzie w ekosystem nie będzie miał wątpliwości, dla kogoś mniej, czy w ogóle nie zainteresowanego multistrefowym setupem Sonos-a taki produkt traci sporo na atrakcyjności. Firma ostatnio zapowiedziała wzrost cen swoich produktów (zauważalnym – średnio ok. 50$, przy czym niektóre rzeczy pozostały ze starą ceną jak Move np.), tutaj boli nieco mniej, bo nowa wersja, progres możliwości itd. Jak się pojawi u nas w dystrybucji, zapewne przeczytacie na łamach HDO naszą opinię o tym sprzęcie. W pdf-ie, dla zainteresowanych, pełna specyfikacja nowości. Rozpoczęcie sprzedaży – 5 października.

* przy optyku, co warto zaznaczyć, nie ma pełnego Atmosa, dekodowanie maksymalnie w Dolby Digital + (kompresja stratna, ograniczenia obsługi obiektowego). Dotyczy to każdego sprzętu wspierającego, po zastosowaniu przejściówki musimy liczyć się z obsługą kompromisową w zakresie nowych technologii dźwięku przestrzennego.

PS. Czekam na dwie rzeczy: integrację podrasowanego Trueplay (auto korekcja, dopasowanie do pomieszczenia ustawień brzmieniowych sprzętu) w całej linii produktowej z uwzględnieniem spec. wariantu dla AMPa oraz wypuszczenie zapowiedzianych kiedyś (nieoficjalnie!) produktów domykających ofertę: mniejszego sub-a (i tańszego zarazem) oraz bezdrutowych słuchawek.

PPS. Jeszcze jedno: wspierany będzie w całym ekosystemie Dolby Atmos Music oraz (na wybranych urządzeniach) Amazon Music Ultra HD. Także nie tylko kino z dookolnym dźwiękiem, ale także muzyka. Kiedyś wspominałem o tym na HDO – to będzie spora rewolucja na rynku AUDIO – wejście na poważnie w coś więcej niż stereo. Moim zdaniem będzie to znacznie większa rzecz od hi-resów, bezstratnej jakości, które dopiero teraz zaczynają być jakościowym standardem w oferowanej nam muzyce (w sieci). Mało kto przejdzie obojętnie obok wielokanałowego AUDIO. Dlaczego? Bo tu od razu słychać różnicę (nie przesądzając, czy to dla każdego będzie progres, czy w ogóle akceptowalne, dla purystów pewnie niekoniecznie, ale dla mas… oj będzie to coś wielkiego, zobaczycie).

Sonos Beam (Gen2) Fact Sheet

 

Zapowiedź testu setup’u: MUSICIAN ANDROMEDA & MPD-2 & PEGASUS

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_8296

Witam, witam. Stęskniliście się? Ja też nie ;-) Ostatnie dni raczej nie nastrajają optymistycznie, wielki come back do czasów słusznie minionych (jak widać, niestety…) wyjątkowo paskudnie rokuje. Cóż, zawsze można uciec w świat dźwięków i dzisiaj to właśnie Wam proponuje. Inaczej. Na starą modłę (nie, nie nawiązuję do parlamentarnej prostytucji i postępującego upadku państwa) znaczy z nośnika. Nowoczesnego nośnika, nie krążka, a pamięci, pamięci flash. Na marginesie rozwija się nam alternatywa dla netowego grania z jednej, a z drugiej (jednak) tradycyjnego fizycznego, czytaj jakiejś płyty (ewentualnie jeszcze szpuli). No i ok, ma ten nośnik swoich zwolenników, choć obecnie bezpośrednio z sieci też można wyczynowe pliki grać (NativeDSD np.). Nie tylko o parametry się tu jednakowoż rozchodzi, bo też – jak dowodzą zwolennicy – odtwarzanie dźwięku ze stałej pamięci (a nie, wiecie, dysku talerzowego – you know są tacy, którzy słyszą różnice) ma swoje plusy. Ja tam aż tak ekstremalnie wyćwiczonego aparatu słuchu nie mam ;-) i ten sam materiał odtwarzany przez MDP-2 tylko z HDD podpiętegopod USB, w porównaniu z odtwarzanym przez rzeczony odtwarzacz/transport SD MUSICIAN MDP-2 brzmiałby dla mnie najpewniej tak samo, a wszelkie sugestie, że coś jednak, brutalnie zweryfikowałaby wielokrotny ABX i nie byłbym wstanie wskazać, co lepiej zagrało. Także sam nośnik niekoniecznie robi tu różnicę, natomiast transport (bo tu nie ma sekcji C/A w tym klamocie) jednak różnicę wnosi, czy może wnosić i już tłumaczę o co biega…

Otóż, mamy tutaj minimalistyczny, pozbawiony jakichkolwiek konwersji, translacji, po prostu dokładnie taki, jak zapisany w komórkach karty pamięci zapis (a nie z kompa, nawet takiego jak CAPS, dedykowanego pod audio, bo tam magistrala szeregowa (niestety nie ma takich z wbudowanym I2S, a karty tego typu to jest nisza niszy), bo osobne układy, bo płyta główna, bo OS – zmienne jednym słowem, zmienne). Idea transportu to nic nie wnieść, nic nie utracić, po prostu przesłać. Tyle. Nic mniej, nic więcej. W końcu o transporcie tu mówimy. Nośnik SD jest tu teoretycznie najlepszym, bo całkowicie niepodatnym na jakiekolwiek oddziaływania sposobem transmisji, dzięki interfejsowi I2S (tylko takiego użyję w teście) prześlemy to co na nośniku wprost do przetwornika, znanego Wam już doskonale (recenzja tutaj) MUSICIAN PEGASUSa. Także bez interpretacji i reinterpretacji, sygnał cyfrowy powędruje do DACa R2R by następnie symetrycznie trafić do drugiego z bohaterów wpisu – wzmacniacza słuchawkowego ANDROMEDA. Drugi klamot, w odróżnieniu od pierwszego, pięknie formą nawiązuje do DACa (obudowa z charakterystycznymi wycięciami) i całość może stanowić kompletny setup… no chyba, że ktoś celuje dodatkowo w kolumny, wtedy przyda się końcówka jeszcze (we/wy w ANDROMEDZIE, tylko balans). Rzecz jasna, żeby zrobić użytek z efektora trzeba mieć dobry potencjometr. Zastosowano w ANDROMEDZIE klasyczne rozwiązanie, w sensie nie ma żadnego tam enkodera, interpretatora, tylko stary, dobry ALPS. Jedyne, do czego mogę się przyczepić i niniejszym przyczepiam się, to brak jakiejkolwiek identyfikacji poziomu. Kręcimy do oporu, startując z położenia całkowitego wyciszenia, niestety bez żadnego sygnalizowania – trzeba zatem uważać, żeby sobie krzywdy nie zrobić. A zrobić sobie można, bo też ta ANDROMEDA potrafi dać w palnik i to konkretnie dać. Co powiecie na 3.8 W przy 32 Ω?! Najbardziej łase na moc słuchawki (600 Ω) mogą liczyć na całe 370mW! Maksymalna moc wzmacniacza przy 16 ohmach to aż 4,5 W. To coś może spokojnie napędzać kolumny, ale jest pod słuchawki tylko, przy czym jak ktoś nie ma akurat nauszników z kablem symetrycznym na końcu to nic nie stoi na przeszkodzie by wpiąć dużego jacka i tak słuchać.

Transport na froncie świeci dużym ekranem z prostą, czytelną (dużą) symboliką / niezbędnymi informacjami nt. odtwarzanego z karty materiału. Nawigujemy po folderach, nie ma tu nic zaskakującego, warto natomiast podkreślić, że MDP prześle nam dźwięk o maksymalnych parametrach PCM32/384 i DSD256 w najpopularniejszych formatach (przy czym ich liczba jest ograniczona, jest FLAC, WAV, Ape, mp3, ale nie ma żadnego z jabłcowych: ani AAC, ani ALAC przykładowo). Ważne, że potrafi odczytać .ISO, co dla osób gromadzących kolekcje audio w plikach jest absolutnie must have. Także obrazy można bezpośrednio odtwarzać, oczywiście także w formatach DSD tj. DSF & DFF. Jak komuś nie w smak karta, może pod złącze USB wpiąć dowolną pamięć masową. Sprzęt – co warto podkreślić – nie ma żadnego sterownika RC, także obsługa wyłącznie z panelu frontowego, co wyklucza raczej salon (no chyba, że komuś to nie przeszkadza), rzecz jest wybitnie pod desktop robiona.

Co mogę powiedzieć na wstępie o dźwięku? Z PEGASUSEM i ANDROMEDĄ na Etherach CX gra to niebywale płynnie, dźwięk wchodzi od razu, niebywale naturalnie to gra. Nie jest tak, że skupiamy się na szczególe, nie jest też tak, że coś tu wyczynowo przykuwa uwagę. Nie. Dostajemy dźwięk akuratny, słucha się tego jak dobrego gramofonu (znaczy dobrej jakościowo czarnej z właściwie ustawionym, sprawnym gramiakiem) i to chyba najbardziej adekwatne porównanie. No tak, tylko że tutaj gramy z cyfrowego nośnika, komputerowego na wskroś, z transportu wyposażonego w kieszeń dla flasha i dodatkowo układ zawiadująco-sterujący Alerta Cyclone. Komputer. Nie analog, nie igła, rowek. Oczywiście nic nam nie zatrzeszczy, tego tu nie będzie, jednak reszta – wspomniane flow (najlepiej to słowo ang. oddaje wg. mnie sens tego, co słychać) – to jest wypisz, wymaluj. Świetnie się tego słucha, bardzo przyjemnie, bardzo kojąco i nawet jeżeli ktoś powie, że mu to zbytnim „uśrednieniem” zalatuje, że jakiegoś „ocieplenia” czy „spowolnienia” się tu doszukuje, to ja na to odpowiem – no nie bardzo, bo dźwięk jednak, po wsłuchaniu się, jest całościowo bez zarzutu, nie można mu niczego powyższego de facto zarzucić. I starczy, bo więcej na temat będzie we właściwej recce.

Już niebawem przeczytacie na łamach test ROSE RS-201E oraz dwie podwójne recenzje: dwóch nausznic z bardzo i jeszcze bardziej wysokiej półki (Empyrean oraz Bentley, odpowiednio od Meze oraz Focala) plus teścior totalnie różnych (dźwięk, funkcjonalność, cała filozofia krańcowo odmienna odnośnie konstrukcji) DACów: SPLa MARC ONE oraz Cayin’a iDAC-6 MK II. Bardzo lubię takie zestawienia, gdy w szranki stają bardzo różnie brzmiące efektory/klamoty. 

GALERIA TRADYCJONALNIE TUTAJ:

Sonos w kwadrofonii, Sonos w multichannel. Sonos Sub & AMP

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_7973

Obrodziło, oj obrodziło moi drodzy! Sonos Sub, już 3 generacji, w bardzo rozbudowanym setupie redakcyjnym sprawdzany. Nie, nie idziemy na łatwiznę, nie robimy tak, jak 99% sajtów, że z grajbelką jakąś (przetestowana Beam, czy Arc) i już, tylko w konfiguracji 4.1, a nawet 4.2 będzie to, to sprawdzane. Ale że jak? A właśnie tak: Sonos AMP (w recenzji na HDO macie o tym łączniku HiFi z sonosystemem, dla przypomnienia: klasyczne kolumienki podpinamy, świetna sekcja amp/cyfrowa, gorsza ADC czyli wejście dla gramofonu… w sumie wystarczająco dobre, HDMI ARC i w ogóle kino, bo też multichannel -> kwadrofonia z 1/2/3(!) subami). Czytaj… sono kolumienki na tyłach + rzeczony Sub (4.1, a nawet 4.2, bo aktywny, klasyczny też podpinamy pod AMPa, bo czemu by nie sprawdzić takiej konfiguracji, hę?) z pylonowymi frontami (Diamond) w setupie nam gra…

Więcej:

Dynamiczne wbrew fizyce? Zamknięta rewelacja HiFiMAN HE-R10D

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_7709-kopia

Popatrzyłem na cenówkę i od razu zwątpiłem. Dobra, rozumiem, że te słuchawki mają szlachetne drewienko na sobie (wielka, drewniana komora – może w tym właśnie, głównie, tkwi sekret tych nausznic?), ale formą wyraźnie nawiązują do najtańszych w ofercie HE-4xx. Tak, dostajecie tutaj kuferek, dostajecie świetne okablowanie (sztuk trzy, znaczy komplet: XLR, 6.3 i 3.5), to wszystko prawda… ale 6 tysięcy za DYNAMICZNE słuchawki? Sześć koła za coś, w czym producent – specjalista od planarów – nigdy specjalnie się nie uskuteczniał. Pisałem w zajawce o HE-300 (dawno, dawno temu), fajnych, budżetówkach, ale to było tylko raz. Zapomniało mi się, że próbowali jeszcze w po prostu tanie, masowe, nauszne (to te z wymiennymi wkładkami czyt. zamknięto/otwarte serii Edition), ale to też było na marginesie i zdaje się wielkiego sukcesu nie odniosło. Także WTF?

Co więcej, jak zobaczyłem co jest na pierwszym miejscu wśród flagowców to o mało nie spadłem z fotela… planarna wersja R10P za – uwaga – 5500 USD. Może szlachetniejsze jeszcze drewienko, nie wątpię że najlepsze przetworniki otrodynamiczne, ale forma dokładnie jotka, w jotkę jak bohaterowie niniejszego wpisu. WTF do kwadratu? Dobra, myślę sobie, tu musi być jakiś haczyk, tylko w drugą stronę. No jeżeli producent chce ponad 1200 papiera (u nas jw. 6k pln) za dynamiczne słuchawki oraz strzelam jakieś 25 tysięcy, a może nawet 30 tysięcy (!!!) za wersję planarną zamkniętych nausznic to musi coś się za tym kryć. Znaczy musi się kryć jakieś nieprawdopodobnie dobre, naprawdę odkrywczo lepsze brzmienie jakie serwują te cholernie kosztowne nowości. No bo jakżeby inaczej uzasadnić te cenówki i w ogóle takie, a nie inne miejsce w ofercie. HiFiMAN już wcześniej próbował swoich sił w zamkniętych konstrukcjach planarnych, przy czym nigdy nie były to rzeczy odkrywcze, przełomowe, produkty które zapisałby się w annałach. I żeby było jasne, uważam że poziom ergonomii, wygody osiągnięty w nowych HE-4xx jest znakomity i właściwie za te sporo mniej niż dwa Sobieskie optymalno-wystarczający, to jednak mówimy o słuchawkach wielokrotnie droższych, a formą oraz w ogóle pałąkiem / mechanizmem regulacji tożsamych z budżetówką. Odważnie! A może niepoważnie?

Zaraz będzie szukanie szczęki pod biurkiem

R10 kojarzy się słuchawkomaniakom jednoznacznie – święta trójca, znaczy AKG K1000, Sennki Orfeusze (1) oraz R10 Sony-ego właśnie. Absolutny top, topów wszechczasów, rzeczy być może cześciowo tu i tam zdetronizowane kompetencjami, ale nadal zapisane złotymi zgłoskami w pamięci audio-freaków. Poziom słuchawkowego absolutu. Czy HiFiMAN postanowił właśnie, nawiązując w oznaczeniu rynkowym produktu, dać nam do zrozumienia, że oto nadchodzi coś wyjątkowego, wybitnego, o czym będą mówić nasze latorośle, wnuki? Stąd ten poziom wysoki na metce? Takie buty? Nie wiem rzecz jasna co przyświecało działowi marketingowemu firmy, ale po zapoznaniu się z dynamiczno-zamkniętą konstrukcją mogę co nieco powiedzieć jaki pomysł miał R&D HiFiMANa, co zrobiły zdolne inżyniery, bo jest to coś z pogranicza omijania zasad fizyki, przekraczania barier, wyznaczania nowej granicy. I nie piszę tego na wyrost, bo słyszałem i K1000 i nowe skrzydełka na uszach i w ogóle najdroższe, w teorii najlepsze, słuchawki świata (oba tory z Orfeuszami, przy czym stary podobał się bardziej od nowego). Nie, żebym był alfą/omegą i wszystkie rozumy pozjadał. Jestem skażony swoim subiektywnym osądem, gustem, takim a nie innym wyborem cech, które przemawiają do mnie naj, także na pewno tylko jednym z wielu. Mam jednak jakieś doświadczenie i mogę się odnieść. No i się odnoszę.


Ogólnie nie mam zastrzeżeń, to dobra, wygodna konstrukcja, tylko ta metka

Te słuchawki w paru aspektach są nieprawdopodobnie bardziej od tego, co słuchałem do tej pory. Tak, pewnie chodzi o komorę w połączeniu z dopasowanym do charakterystyki „pomieszczenia” przetwornikiem. To jest układ, gdzie wcześniej muszla po prostu stanowiła ograniczenie, a tutaj jest inaczej. Nie, nie jest to odkrywcze, w tym sensie, że już wcześniej pojawiały się na rynku grające na głowie głośniki (wspomniane powyżej), ani że nie próbowano z różnymi formami zamknięcia różnorodnych przetworników akustycznych drzewiej… ale tym razem wyszło coś, na co powinni zwrócić uwagę wszyscy. Coś oryginalnego i – moim zdaniem – przełamującego pewne ograniczenia, bariery. Takie, wiecie, sztampowe (przy naj, naj słuchawkach) określenie: „słucham tego, jakbym siedział przed kolumnami” nabiera, w przypadku tych słuchawek, zupełnie nowego znaczenia. I nie jest na wyrost. W paru aspektach nie jest. 

Zaintrygowani? No to tradycyjnie zapraszam na recenzję po bandzie, czy może po pałąku ;-) …no mniejsza, na test HiFiMAN HE-R10D!

PS. Od razu, jeszcze we wstępniaku. Za 3 tysiące bez kufra, nawet z jednym, a nie trzema kablami i bierę… za 6 nie bierę. Jak widzicie recenzje na HDO to nie jest marketingowo-sprzedażowa laurka i ludzie odpowiedzialni za wspomniane pewnie nie są naszymi fanami. Trudno.

PPS. W zajawce widać jakie to giganty :P

» Czytaj dalej

GUSTARD X26PRO i dalej nie szukasz. High-end w dumpingowej cenie.

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_7599

Tytuł trochę, bardzo zdradza zawartość artykułu? Nie szkodzi. To jest tak dobre, tak wybitnie dobre, że nie ma co silić się na zgadywanko-zajawki, nie ma sensu owijać w bawełnę, trzeba to sobie powiedzieć wprost. To NAJLEPSZY DAC DELTA-SIGMA jaki PRZETESTOWAŁEM NA HDO! W każdym, dotychczas sprawdzonym u nas, nawet tak doskonałym jak flagowiec Matrix-a dało się usłyszeć charakterystykę, typowe cechy zamontowanego układu. Czy to ESS czy AKM zawsze, ale to zawsze grało to z jakąś manierą. Nie mówię, że to przeszkadzało, czy było złe, ale też w jakiś sposób ograniczało danego klamota, który nie mógł wyjść poza „schemat”. Tu jest inaczej. Ludzie, serio, tu jest inaczej, ten DAC, mocarny GUSTARD, gra po swojemu i gra nieprawdopodobnie dobrze. To jest dźwięk absolutnie i bez żadnych „ale” topowy, nie mam wątpliwości, że wszystko co kosztuje te 1500 USD x 2, 4, 8… będzie grać może inaczej, ale NIE LEPIEJ. Tak to widzę, bo poza doświadczeniami stricte testowymi na HDO, miałem sposobność słuchać rzeczy obrzydliwie drogich i patrząc po kątem wyłącznie konwersji C/A było inaczej, ale szczerze – nie wartościowałbym, porównując do tytułowego klamota, bo mógłbym po prostu się mylić. Na niekorzyść X26Pro, oceniając że ten inny „a jednak”. To wszystko tyczy się – oczywiście – konstrukcji Delta Sigma, bo z atakującymi ponownie rynek alternatywami (mhm, mam tu na myśli głównie R2R) sprawa wygląda następująco: to dwa różne sposoby pokazania piękna muzyki, inne, ale równie angażujące, równie znakomite, tyle że właśnie inaczej. Także trudno to wprost porównywać, po prostu będą tacy, którzy wybiorą przetwornik D/S, będą też inni, dla których to alternatywne będzie ciekawsze. Przy czym – co istotne – flagowy DAC Gustarda dzięki unikalnej charakterystyce, swojej charakterystyce, wypada gdzieś pomiędzy, moim zdaniem łączy cechy, gdzieś tam bardziej kładzie akcenty, ale w ogólnym rozrachunku może być świetnym wyborem dla kogoś kto… nie potrafi się zdecydować.


Klasyczny wygląd, na razie nic nie zdradzający (nie zdradzający kompetencji, znakomitej zawartości). Jest schludnie, ascetycznie, ot kawał audio klamota

Przystępowałem do testu myśląc sobie – ot, kolejny, topowy DAC oparty na ESS, co prawda tutaj wyjątkowo na bogato, bo 2 kości, własne patenty (o których za chwilę, przypomnę zajawkę, gdzie się trochę nt. rozwodziłem), także pewnie bez zaskoczenia. O jakże ja się myliłem i z pokorą muszę przyznać, że chińska elektronika dzisiaj, już nie opierająca się na kopiowaniu, czy jakimś szablonie, a własnych, często nowatorskich, zupełnie autorskich rozwiązaniach, potrafi nieźle zaskoczyć. To właśnie przykład innego podejścia, nie sztampowego, kiedy każdy kolejny DAC, nawet na wypasie, brzmi w sposób zbliżony, typowy, taki spodziewany. Tu jest niespodzianka i to jaka! Jakiego kalibru ta niespodzianka? No wielkiego zdecydowanie. Widzicie te zachwyty? Zazwyczaj na wstępie nie zdradzam, a nawet jak zdradzam to i tak od razu wzmiankuję, że co prawda to świetna rzecz, ale… no właśnie, ale nie bez wad. No to powiem Wam coś – mimo najszczerszych chęci, mimo wrodzonej wredoty, mimo doszukiwania się dziury w całym, nie byłem w stanie po raz pierwszy w historii HDO znaleźć choćby jednego minusa*. Nie ma, kurde, no nie ma ani jednego! X26Pro to maszyna, która od A do Z realizuje ambitną wizję projektanta, gdzie nie ma żadnych elementów zbędnych, żadnych kompromisów, żadnego odpuszczenia sobie. Miał być flagowy DAC po swojemu i jest flagowy DAC po swojemu, zdecydowanie wyróżniający się na tle WSZYSTKICH konstrukcji D/S na rynku. Nawet tych za dziesięciokrotność sumy, za jaką go wołają. Właśnie, cena, to jest coś czego do tej pory nie potrafię sobie zracjonalizować. Dlatego mowa w tytule o dumpingu, bo przecież za 7 tysi  (sic!) to można kupić ogólnie bardzo dobre urządzenie, ale żeby wybitne? Albo inaczej, żeby te docelowe i wyróżniające się zdecydowanie w swoim segmencie na tle wszystkiego co na sklepowych półkach? No to już chyba lekka przesada, co nie? A tu właśnie z tym mamy do czynienia. Nie wierzę, po prostu nie wierzę, by ktoś kto to sobie posłucha, nawet w bardzo, bardzo wysokiej klasy setupie kolumnowym czy słuchawkowym nie cmokał z zachwytem. Może pozostanie przy swoim (np. Terminatorze ;-) ), ale będzie z pewnością pod ogromnym wrażeniem i może nawet trochę smutno mu się zrobi na myśl, że na tego tam wydał 3-4 razy więcej, albo i jeszcze więcej. Niesamowite!

* mógłbym krytykować za płytkę miniCD dołączoną do zestawu (bo kto dzisiaj ma czytnik?), ale od czego sieć (nawet jak trzeba trochę poszperać na stronkach, link btw na dole daję, poprawcie to btw!) i nie ma to żadnego wpływu na ogólną ocenę. Cóż, minusów nie ma, nic nie poradzę ;-)

 

» Czytaj dalej

Obraz i dźwięk razem? Zidoo UHD3000 synergia na którą czekaliśmy!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_7625

Wspominałem w zajawce, że to ma być (wreszcie?) następca nieodżałowanych Oppo BDP. Ma w końcu pojawić się na rynku skrzynka, która łączy światy audio oraz wideo na poziomie wcześniej (dawno) nieoglądanym, integrująca to co dla wideo i audio -fila stanowi obowiązkowe elementy setupu w jednym klamocie. Odtwarzacz, na który – jak głosi tytuł dzisiejszej recenzji – czekaliśmy. Czy się doczekaliśmy? Odpowiedź na to pytanie jest złożona, są tacy, którzy (nadal) czekają na coś, co wypluje im na analogowych wyjściach pełne osiem kanałów. Tu tego nie ma, uprzedzam, tego na razie bez procesora / amplitunera / setupu zbudowanego pod wielokanałowe nie uświadczymy. Także funkcjonalność w zakresie autonomicznego grania w wielu kanałach nadal jest wyzwaniem dla branży. No to jak z tym Oppo w końcu, hę? Otóż, moim skromnym zdaniem, poza wielokanałowymi ścieżkami audio (muzyka), które stanowią raczej niszę, dostajemy produkt kompletny, co więcej produkt, który broni się całościowo jakością wykonania, parametrami, funkcjonalnością oraz możliwością integracji tego co na ekranie z tym co na kolumnach na poziomie unikalnym w skali rynku. Owszem, są nadal produkowane hi-endowe odtwarzacze wieloformatowe (nisza, niszy), kosztujące krocie (znacznie więcej niż tytułowy) z jednym, istotnym, ale – to praktycznie wyłącznie japońszczyzna z wsparciem nieistniejącym w praktyce, z ogromnymi ograniczeniami odnośnie obsługi nowego (formaty, kodeki, usługi), często skoncentrowane na obsłudze tego co na fizycznym, optycznym dysku i tyle. UHD3000 jest plikowcem, płyta może być tu co najwyżej dawcą materiału, można podpiąć czytnik i sobie zgrywać (na upartego też grać, ale to bardziej ciekawostka), ale to właśnie dyski twarde czy półprzewodnikowe mają być clou, względnie to co w zasobach lokalnych udostępnione jest ma nam grać. Można połączyć to, to ze streamem, ale nie jest to coś, co jest tutaj w centrum uwagi (usługi strumieniowe). Zwyczajnie, nowoczesny SmartTV zrobi to szybciej/lepiej, choć z drugiej strony UHD3000 będzie prawdopodobnie znacznie dłużej „na czasie”, podczas gdy sezonowy TV ze swoim fw utraci po 2-3 latach aktualność w necie, będzie już niewspierany. Także pliki, te najlepsze, te abolutnie naj (zarówno audio jak i wideo) o DOWOLNYCH w praktyce parametrach można za pośrednictwem tego playera grać. W przypadku strumieniowców HiFi/high-end z branży stricte audio, właściwie nic nie oferuje takich zdolności, jesteśmy zwyczajnie ograniczeni przez niezbyt wydajne plaftormy SoC, oprogramowanie oraz cały projekt nawet bardzo drogich urządzeń streamingujących audio z najwyższej półki zwyczajnie nie obsługuje ekstremalnych parametrów transmisji, wyczynowej konwersji w locie, nie gra ISO, nie potrafi poradzić sobie z obsługą sygnału DSD w trybie Native itd.

Opisywany Zidoo potrafi to i dużo więcej. Sześciordzeniowe serce dba o to (w audio branży stosuje się wyłącznie 2 lub 4 rdzeniowe, niezbyt wydajne CPU/SoC) by wszystko działało sprawnie, szybko, bez przycięć. I faktycznie w czasie testów nie natrafiłem na materiał, który nie mógłby się odtworzyć, a próbowałem „zagiąć” odtwarzacz na naprawdę wymagających plikach. Co istotne, mimo ograniczeń samego Androida (który jest tu tylko jedną z możliwości, o czym poniżej), Zidoo napisało fw w taki sposób, by obejść rafy OS, pozwalając na cieszenie się pełnym potencjałem wbudowanej sekcji C/A oraz strumieniowania czy lokalnego grania muzyki. Nie ma zatem sztywnego ustawienia dla próbkowania na poziomie 48kHz, można odtwarzać w jakości redbooka (44.1), można spokojnie strumieniować z każdego możliwego serwisu streamingowego audio (także tych niszowych, o wysokich parametrach dźwięku!), tutaj w odróżnieniu od wideo nie ma żadnych ograniczeń (czekamy na wsparcie dla Youtube 4K z Dolby Vision oraz ewentualne dodanie Netflix-a …choć jak wspomniałem, ma to być jakościowy odpowiednik dobrego BD-playera, tyle że z plików grający), można sobie słuchać muzyki bez odpalania ekranu, wyświetlacza na przedzie, wszystko z apki lub interfejsu przeglądarki www. Warta podkreślenia, już na wstępie, jest doskonała kultura pracy – mimo aktywnego chłodzenia, sprzęt pozostaje cały czas cichy (można ustawiać w menu parametry pracy sys. chłodzenia), w praktyce całkowicie bezszelestny. Cóż, poprawiono ten element zdecydowanie względem testowanego X20Pro (obok mniej audiofilskiego, bardziej pod wideo UHD2000 należącego do poprzedniej gen topowych playerów Zidoo), który nie dość że potrafił być bardzo ciepły to jeszcze czasami był bardzo głośny. Jest naprawdę cicho i w trybie auto (który można spokojnie zostawić w ustawieniach na stałe) jest po prostu cicho. Ważne, szczególnie w aspekcie grania na tym klamocie muzyki. W trakcie testów siedział stary dysk talerzowy, tylko HDD był słyszalny – nowoczesne „twardziele” mają znacznie poprawioną kulturę pracy, nie mówiąc o bezgłośnych SSD (ale tu jednak więcej zapłacimy za GB, choć dzięki dwóm zatokom można pokusić się o hybrydowe rozwiązanie tj. SSD do muzyki / odtwarzania oraz HDD do magazynowania / wideo). W porównaniu z poprzednikiem zmieniono (poprawiono) właściwie każdy element konstrukcji – brawo – dopieszczając to, co albo kulało, albo po prostu można było jeszcze poprawić względem poprzednika. W kolejności: nowy, potężny SoC (cholernie ważne!), układ ESS9068 (szybsze przełączanie do trybu DAC, działanie w automacie tj. HDMI -> DAC zmienia nam ustawienia z mch na stereo i z powrotem bez konieczności przestawiania czegokolwiek! Przy czym S/N wyższy od tego, co oferuje ESS9038Pro), wreszcie kompletnie nowe PSU z nowym modułem chłodzenia (wiatrak w centralnej części chłodzi wszystkie elementy). Zwraca uwagę surowa, elegancka, minimalistyczna forma, grube aluminiowe ścianki frontu, to wszystko pozytywnie wpływa na odbiór całości zaraz po wyjęciu z pudła i ustawieniu na AV szafce.

Sumując wstępniaka, tak, ten player to dopracowany wszystkograj plikowy, który w ramach przyjętej koncepcji (wideo bez ograniczeń cyfrowo i audio na najwyższym poziomie w 2ch) nie pozostawia wiele do życzenia. Poniżej, w rozwinięciu uzasadnienie, wyszczególnienie paru baboli oraz – na koniec – apel do Zidoo dotyczący umownego „UHD4000″:

PS. Dobre wieści, proces certyfikacji właśnie z sukcesem zakończony dla modelu Z9X. Trwało to okrągły rok… nieźle! Widać, że dev bardzo skrupulatnie podchodzi do tematu i nie daje certyfikatu na piękne oczy! Odnośnie zrecenzowanego modelu, praca nad certyfikatem w toku, także na pewno sprzęt doczeka pełnego wsparcia Roon Ready. Pojawiła się zakładka partnera https://roonlabs.com/partners/zidoo …to świetna wiadomość dla użytkowników produktów marki Zidoo. Jak tylko model UHD3000 otrzyma certyfikat nie omieszkam wspomnieć.

» Czytaj dalej

Sonos przenośnie, Sonos stacjonarnie: Move & Port

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_6522

Współpraca ze znanym producentem mebli (wycieczki rodaków jak do kościoła, albo i lepiej) na razie nie przyniosła jakiegoś ogromnego przełomu w implementacji audio w nowocześnie zaprojektowanych wnętrzach. Za moment pojawią się w ofercie IKEA nowe sonosowokompatybilne produkty, może w końcu chwyci? Niewątpliwie jest taka potrzeba, bo jak wiadomo, mieszkanie, dom z katalogu to mieszkanie, dom bez tradycyjnych paczek, klamotów – te, zdaniem projektantów, marketingowców po prostu nie mają racji bytu i cóż… to kształtuje świadomość konsumentów, nie oszukujmy się. Dlaczego zaczynam od mebli, od IKEA? Przecież bohaterami wpisu nie są produkty szwedzkiej sieci, a sonosowe głośnik oraz streamer, także o co ci chodzi człowieku, hę? Już się tłumaczę. Dla Sonosa i ta współpraca i w ogóle cały pomysł na własny ekosystem, multiroom zasadza się właśnie na „zniknięciu” klamotów grających, takim ich dopasowaniu do wnętrza, by instalator / projektant nie miał problemu z tym „audio”, bo ono mu po prostu się wtopi i nie zaburzy (czegoś tam). Oba produkty wpisują się w to bardzo, podobnie jak sonudbary, płaski, wsuwany pod kanapę (np) sub bezprzewodowy rzecz jasna, jak instalacyjne głośniki zaprezentowane dwa lata temu itd itp.

Port to maluch, następca Zone Playerów (aka Connect-ów), fantastycznych skrzynek, które zdobyły niemałą popularność, szczególnie w USA, stając się właściwie synonimem (i zarazem pierwszą generacją, wespół z Squeezebox/Slim Devices, strumieniowców w domach) bezprzewodowego przesyłania muzyki  z siecii jej odtwarzania w domowych pieleszach. Skrzynka jest serio bardzo niepozorna, właściwie to mały kawałek czarnego plastiku wielkości AppleTV (nowszej gen) i jak produkt jabca można to, to spokojnie schować gdzie-bądź, kompletnie nie przejmując się umiejscowieniem tego czegoś. Ktoś zapyta zaraz, ale hola, hola to przecież następca ZP, znaczy pod „tradycyjne audio” dłubany, to o co do diaska autorowi chodzi z tym znikaniem? Otóż, owszem, można skrzynkę wykorzystać tak właśnie, integrując nieSonosowe z sonosowym ekosystemem (jak AMP – tu faktycznie pod tradycyjne paczki to, to pomyślane, bo przecież integra, wzmacniacz), ale to wcale nie musi być klasyczny setup oparty na dużych kolumnach.

Obecnie rynek wręcz przesycony jest rozwiązaniami, które mają wyrugować tradycyjne HiFi, jest w czym wybierać… czy to wspomniane projektory dźwiękowe, czy aktywne, bardzo kompaktowe, bezprzewodowe systemy nagłośnieniowe (tak, Sonos był tu poniekąd prekursorem, teraz jest tego na pęczki w różnych odmianach). Można zatem integrować analogowe, cyfrowo wyprowadzać, albo analogowo wyprowadzać sygnał z Port(a) i cieszyć się obsługą całego audio za pośrednictwem jednej z najlepszych aplikacji do zawiadywania strumieniami (praktycznie wszystkimi możliwymi) z Internetu oraz administrowaniem, nawet bardzo rozbudowanym systemem, w sensie wielopomieszczeniowym setupem, obejmującym wiele stref, gdzie wszystko może grać, bez względu na fizyczne umiejscowienie „w chałupie”. Podoba mi się forma, mniej natomiast podoba mi się wyposażenie skrzyneczki, o czym dalej. Paru rzeczy wg. mnie ewidentnie tu brakuje, ale o tym w rozwinięciu będzie. Można też zadać już na wstępie pytanie – czy to powinno tyle kosztować? Szczególnie w porównaniu z dużo bardziej funkcjonalnym, wspomnianym AMPem (o ile, ofc, chcemy zabawę jednak w HiFi klasyczne). Bo Port w takiej formie będzie sprawiał pewną trudność dla szlachetnych minimalistów (paczki, klamoty won), a znowuż jako element spinający nieSonosowe z sonosowym ma bardzo dużą, sporo tańszą, konkurencję. Owszem, chodzi o ekosystem, ale na końcu i tak jest play z jakiegoś serwisu. Także kalkulacja to coś, czego nie da się tutaj pominąć.

Z Move sytuacja jest też dość nietypowo-oryginalna. Duże to, ciężkie to, właściwie można tu mówić o tradycyjnym dla Sonosa głośniku bezprzewodowym (maksi, nie mini) uwolnionym od kabla prądowego. Znaczy przenośny, tak, ale jednak stacjonarny. Stacjonarny, bo taki duży, ciężki głośnik trudno uznać za w pełni mobilny, a raczej właśnie wielostrefowy, ale w sensie że przemieszczający się po mieszkaniu, a jeszcze lepiej domu, tworzący ad hoc nowe strefy, gdzie chcemy żeby nam zagrało. Może to być ogród, patio, balkon, miejsca w których słuchamy okazyjnie itd. W takich okolicznościach ten głośnik ma sens i stanowi ciekawe uzupełnienie oferty. Move jest na tyle ciężki, że o jego przenośności na dłuższe dystanse niż kilka/kilkanaście metrów możemy mówić tylko w sytuacji zastosowania jakiegoś środka lokomocji. Można, na upartego, wyobrazić sobie przenoszenie z odtwarzaniem (via BT oczywista) niczym boomboks ala so’80, w retro stylu, ale to jednak będzie odczuwalne (zmęczenie da o sobie znać). Dodatkowo problematyczne może się okazać stosunkowo nie za długi czas odtwarzania via wbudowany aku. Także to takie – tak to widzę – uzupełnienie dla reszty, gdy chcemy coś na zewnątrz (w pobliżu domu/mieszkania), albo po prostu przenosić w domu swobodnie, tworząc nowe strefy z muzyką. To ma sens. Move jest duży (gabarytowo w porównaniu z konkurencją wręcz przerośnięty… stąd nowy, nomadyczny Roam w ofercie). Siak czy tak, dzięki bezdrutowości (całkowitej) rzecz wpisuje się w to, co w pierwszym akapicie stoi. Jako element „niezobowiązujący”, często znikający z widoku to takie audio, które jest, ale jakby go (fizycznie) nie było. O dźwięku za moment napiszę więcej, we wstępniaku tylko wspomnę, że może grać w dużych pomieszczaniach, bardzo dobrze sobie radzi w otwartej przestrzeni (na zewnątrz).

No dobrze, to przejdźmy do szczegółów może…

 

» Czytaj dalej

Zamknięte inaczej, zamknięte lepiej: słuchawki HiFiMAN HE-R10D

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_7709

Zapraszam na nasz fanpage, gdzie znajdziecie rozbudowaną fotogalerię z tytułowymi HE-R10D, kosztującymi już konkretne ponad 6 tysięcy, DYNAMICZNYMI słuchawkami o dość nowatorskiej konstrukcji zamkniętej od ortodynamicznego specjalisty HiFiMANa. Zaskoczenie? No jakby podwójne, bo nie dość że nie planary, to jeszcze też rzadka wycieczka producenta w projekty słuchawek zamkniętych, nie otwartych, jak większość planarnych modeli z portfolio. Także inaczej i na razie nie mogę się oderwać, choć – w pierwszych wrażeniach – nie ma tylko miodu. Krytykuję i to głównie za formę krytykuję. Same słuchawki, jak już je założymy na glacę dostarczają sporo wrażeń, a pomysł na dużą, drewnianą komorę, choć nie nowatorski, to w połączeniu z autorską, przeniesioną z firmowych IEMów technologią diafragmy, po raz pierwszy w dużych słuchawkach wykorzystaną, tworzą coś intrygującego i w dwóch co najmniej aspektach spektakularnego.

Mhm, bas, basior, baaaaaassssssss i przeeeeeeeeeestrzeń, której nie powstydziłyby się najlepsze na rynku, najdroższe planary. A to przecież dynamiczna konstrukcja i to zamknięta konstrukcja, a jednak… oj, bardzo jestem ciekaw modelu „P”, planarnego, z najlepszą membraną, z identycznym projektem / formą co testowane. Tylko ta cena. Bodaj 5,5k USD… ale, że co?! No serio, tyle sobie liczą za model wyposażony w ortodynamiczny przetwornik. Jeżeli tutaj jest tak fenomenalnie dobrze (w przypadku zamkniętych to nowe otwarcie, jeszcze takich imo nie było) odnośnie przestrzeni to… co można usłyszeć w 5 razy droższych nausznicach?! Będzie też o super setupie we wpisie…

Dobra koniec nawijania obok, zapraszam: