LogowanieZarejestruj się
News

Recenzja przenośnego DAC/AMPa Beyerdynamic A200p ze słuchawkami DT880

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
A200+DT880_19-kopia

Zapowiadałem niedawno ten test. Do redakcji trafił zestaw Beyerdynamika składający się z przenośnego DAC/AMPa A200p oraz słuchawek nausznych DT880 w wersji 32Ω. Słuchawki są mi dobrze znane, choć wcześniej miałem do czynienia z wersją 250Ω, a dość krótko korzystałem z wersji 600Ω. Bardzo lubię te słuchawki i pewnie w końcu wejdą one na stałe do naszego redakcyjnego menu obejmującego kilka modeli referencyjnych, sprzętu odniesienia używanego do porównywania nadesłanych do nas nauszników. Tytułowe słuchawki cenię za bardzo naturalne, bardzo przyjemne w odbiorze brzmienie, niezły wgląd w nagranie, przy zachowaniu muzykalności płynącej ze słuchania praktycznie każdego gatunku, praktycznie na byle czym. To uniwersalne słuchawki, bezpieczny wybór dla każdego, kto chce dobre, jeszcze niezbyt drogie nauszniki, które poza bardzo ładnym graniem gwarantują wysoki komfort użytkowania. Wygoda stoi tu na wysokim poziomie, słucha się godzinami bez objawów jakiegokolwiek zmęczenia. Wspominam na wstępie o słuchawkach, bo to nie one będą głównym bohaterem niniejszej recenzji. O 880-kach napisano wystarczająco dużo, nie ma tu nad czym się rozwodzić, to bardzo dobry partner dla praktycznie każdego wzmacniacza, odtwarzacza, coś, co można brać w ciemno… wiele osób słuchających sporo muzyki na słuchawkach ma właśnie ten model Beyersów i raczej nie odczuwa potrzeby poszukiwania czegoś innego. A to – cóż – chyba najlepiej charakteryzuje produkt. Oczywiście są lepsze, a nawet dużo lepsze słuchawki, choć aby zachować właściwą skalę, proporcje, nie jest ich tak wiele, a cena tych lepszych to nierzadko pięciokrotność, sześciokrotność sumy jaką wydamy na nowe DT880.

Głównym bohaterem naszego najnowszego artykułu jest DAC/AMP Beyerdynamic A200p, który sprzedawany jest w Europie pod szyldem niemieckiej marki. W Azji, ten sam produkt zwie się Astell & Kern AK10 i stanowi alternatywę dla znakomitych odtwarzaczy osobistych koreańskiego rivera. Nie ma chyba sensu dociekać z czego tego wynika, bo AK jest całkiem nieźle rozpoznawalnym producentem na Starym Kontynencie, dodatkowo kojarzy się z najwyższej klasy urządzeniami przenośnymi. Oczywiście Beyerdynamic to firma z tradycjami, jej słuchawki od wielu lat oferowane są na naszym, europejskim rynku, wiele z konstrukcji to jedne z najlepszych nauszników jakie możemy nabyć w sklepach. Może więc Koreańczycy uznali, że straszni z nas tradycjonaliści, konserwatyści i będzie lepiej dla tego, najtańszego w ofercie produktu, jeżeli pojawi się pod skrzydłami jakiejś znanej, europejskiej marki? W sumie nie ma to większego znaczenia, choć dla użytkowników w UE oznacza to tyle, że w sprawie wsparcia, dodatków (tj. kabelek 30 pin dla starszych handheldów Apple) należy kontaktować się raczej z Koreańczykami. Podsumowując, to klasyczny OEM, pytanie, czy poza Beyerdynamikiem ktoś jeszcze nie skorzysta i nie wypuści tytułowego sprzętu pod swoją marką (może jakiś wielki producent elektroniki użytkowej… ostatnio spory ruch w branży, Apple kupuje Beats Audio, Samsung, Microsoft&Nokia też mocno się angażują w różne przedsięwzięcia związane z przenośnym graniem)?

A200p jest czymś, co w zamyśle twórców ma stanowić alternatywę dla DAPów… nie chcesz odtwarzacza audio, a jednocześnie nie chcesz rezygnować z bardzo dobrego brzmienia? Ok, mamy coś dla Ciebie. Powiedzmy sobie szczerze – jest mało osób, które zechcą zakupić DAPa za 2000, 4000 czy 10 000 złotych. I nie chodzi tu nawet o koszta, bo wielu użytkowników topowych modeli smartfonów mogłoby kupić taki sprzęt. Chodzi o nie mnożenie bytów, o pewną wygodę użytkowania jednego, a nie kilku urządzeń przenośnych, integrację telefonu z komponentami audio, wysokiej klasy komponentami, tak aby wydobyć z telefonu jak najlepszy dźwięk. Handheld staje się cyfrowym transportem i – co warto podkreślić – niczym nie różni się w tej materii od odtwarzacza stacjonarnego czy komputera. To jest to samo źródło, ba – pod pewnymi względami nawet lepsze od wyżej wymienionych urządzeń. Zasilanie bateryjne, brak wielu zaśmiecających interfejsów (choć, pamiętajmy, obecność anten nie jest tutaj bez znaczenia), pasywne chłodzenie oraz znacznie prostsze, mniej podatne na interferencje (inne aplikacje, procesy) oprogramowanie systemowe, wreszcie nieskomplikowana warstwa sterowników to elementy nie bez znaczenia dla końcowego rezultatu, dla uzyskania dobrego dźwięku. I choć tablety, smartfony rzadko kiedy dobrze brzmią po wyjęciu z pudełka, to zazwyczaj głównym winowajcą są fatalne słuchawki, jakie otrzymujemy w komplecie (najlepiej od razu się ich pozbyć), poza tym często wzmacniacze montowane w przenośnym sprzęcie nie dysponują odpowiednią mocą, ich zakres pracy jest daleki od optymalnego (dla uzyskania właściwego poziomu wzmocnienia sygnału). Od strony przetwarzania dźwięku z domeny cyfrowej na analogową ostatnio sporo się w tym światku dzieje i wg. mnie niebawem zintegrowane w niektórych telefonach układy, będą miały podobne czy identyczne możliwości co te, które znajdziemy w sprzęcie audio HiFi. Obecnie nikt już nie kwestionuje ważności jakości brzmienia, mamy w tej spawie konsensus (choć niekoniecznie przekłada się to na faktyczną poprawę, tu wiele zależy od realizatorów, od przyjętych przez tworzących założeń). Hi-resy, bezstratna kompresja, streaming wysokiej jakości to teraźniejszość, przyszłość branży i takie produkty jak A200p w 100% wpisują się w obowiązujące trendy. No dobrze, wpisuje się, ale jak się wpisuje? Czy taki maluch, wpięty między słuchawki a handhelda z każdego telefonu oraz tabletu zrobi bardzo dobre źródło muzyki na wynos? Zapraszam do lektury…

» Czytaj dalej

Nasze najbliższe plany… przyspieszamy

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
HD-Opinie

Ostatnio mało było wpisów na HDO. To się już w najbliższy, tak zwany „długi weekend” zmieni. Przyspieszamy. Po pierwsze przeczytacie materiał o najnowszych, wg. mnie rewolucyjnych komponentach NADa serii M. Po drugie opublikuję kilka recenzji, zapowiadanych tekstów, w tym między innymi test topowych nauszników (Audeze), słuchawki Final Audio Design, test przetwornika AMI (DS5) oraz NADa 3020. A to jeszcze nie wszystko, bo gotowe do opublikowania czekają dwa artykuły na temat modyfikacji EDO Squeezeboksa Touch z konwerterem M2Techa HiFace Two (genialna rzecz) oraz tor audio złożony z tabletu PC jako – wg. mnie – idealnego źródła komputerowego w systemie PC audio. Idealnego, bo działającego na baterii, pozbawionego wielu zbędnych interfejsów (będących jednocześnie potencjalnym źródłem zakłóceń), dodatkowo dającego pełne możliwości odpowiedniego skonfigurowania źródła PC pod kątem jak najlepszego brzmienia. Sprzęt podpięty pod testowany przetwornik AMI, pod naszego redakcyjnego rDACa oraz HiFace DACa. Moim zdaniem lepiej z peceta się nie da (chyba, że mówimy o jakiś specjalnie zoptymalizowanych urządzeniach, typu maszyny CAPS których twórcą jest Chris Connaker z Computeraudiophile). Dodatkowym plusem jest łatwość sterowania (dotykowy interfejs, do tego zdalne sterowanie z pilota, klawiatury z gładzikiem…). Tak, to niewątpliwie właściwa droga do stworzenia systemu PC Audio przyjemnego, prostego w obsłudze, a dodatkowo gwarantującego stabilną pracę.

Poza tym intensywnie korzystam z Chromecasta, który coraz bardziej mi się podoba. Jakiś czas temu była zapowiedź, powrócimy do tego urządzenia, szczególnie że jest ku temu dobry powód… ostatnie aktualizacje dają wreszcie nowe możliwości, otwierają ten sprzęt, pozwalając na integrację domowego AV w ramach propozycji Google. U mnie integracja z NASem, z DiskStation w końcu pozwoliła na dostęp do mojej kolekcji multimediów, dodatkowo kilka alternatywnych aplikacji daje sporą swobodę w użytkowaniu tego niepozornego sprzętu. Ciekawe w którą stronę pójdzie rozwój Chromecasta, mam nadzieję że w stronę elektronicznej rozrywki, pełnej integracji z wieloma dyskami sieciowymi (a nie tylko wybranych producentów, jak teraz). Zobaczymy. Tak czy inaczej, za takie pieniądze to wg. mnie idealne uzupełnienie dla naszego domowego systemu AV, dużo tańsze od konkurencyjnych propozycji Apple oraz Microsoftu czy Sony. Odnośnie wideo możecie spodziewać się paru niespodzianek, a dodatkowo, na zakończenie, poza wzmiankowanym już wcześniej testem zestawu kina domowego Pylona przeczytacie u nas premierowy tekst o nowych monitorach Pylon Pearl. 

Testujemy mobilny zestaw Beyerdynamika: AMP/DAC A200p oraz DT880

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
A200+DT880_19

Testujemy zestaw mobilny firmy Beyerdynamic z przenośnym przetwornikiem/wzmacniaczem A200p (słuchawki DT880), który pozwala na bezpośrednie podłączenie sprzętu na iOSie (byle miał Lightninga) do wzmacniaczo-DACa, który bez problemu działa także z urządzeniami na Androidzie. Działa nawet na Neksusie 7 „mk.1″ (nawet, bo ten tablet nie ma OTG, nie ma natywnie możliwości wyprowadzenia audio via USB). Wystarczyło zainstalować aplikację USB Audio, do tego odpowiedni soft pozwalający na podłączanie przenośnej pamięci masowej (zrzucaliśmy materiał „pod chmurką ;-) ). A200p jest bardzo ciekawym urządzeniem, które pokazuje kierunek w jakim zmierza mobilne audio. Dzięki streamingowi w bezstratnej jakości (WiMP HiFi, OraStream etc) można wreszcie odtwarzać muzykę bez kompromisów jakościowych. W przypadku tabletów, z dużymi bateriami, ma to szczególne uzasadnienie… sprzęt będzie działał znacznie dłużej od smartfona, idealnym źródłem na wynos będzie zatem mały, 7-8 calowy tablet, względnie phablet (o nawet do czegoś się taka patelnia przyda ;-) ). Od biedy wejdzie do dużej kieszeni, odpowiedni DAC – taki jak tytułowy – nie tylko pozwoli na odpowiednie napędzenie słuchawek, pozwoli także na podstawowe sterowanie odtwarzaniem (bez konieczności wyjmowania dotykowej płytki z przepastnej kieszeni / plecaka).

Jakość dźwięku oferowana przez zestaw jest bez porównania lepsza od podpiętych bezpośrednio słuchawek. Dochodzimy do podobnych wniosków, jak to było przy okazji testu Matriksa Portable – warto zainwestować w taki sprzęt, aby znacząco poprawić sobie jakość dźwięku w opcji mobilnej. Dodatkowo można takiego malucha podpiąć do naszego komputera, tworząc biurkowy zestaw przetwornikowo-wzmacniający dla naszych, niekoniecznie już mobilnych słuchawek (sprawdzam jak sobie A200p radzi z HD650, AKG701 oraz HE-400). Być może w niedalekiej przyszłości standardem w niektórych handheldach będą dobre jakościowo DACi, jednak – biorąc pod uwagę stosunkowo krótki cykl użytkowania, szczególnie smartfona – atrakcyjną alternatywą wydaje się taki właśnie wzmacniaczo-DAC. Poza nausznikami, A200p zagra z kilkoma modelami dokanałówek, które testujemy w redakcji. Właśnie dotarły do nas RE-400 HiFiMANa, poza tym posłuchamy sobie muzyki na EraSonikach SM64, moich faworytach – Westone UM30PRO oraz słuchawkach Final Audio Design. W recenzji znajdzie się także opis kilku interesujących aplikacji do strumieniowania oraz odtwarzania muzyki hi-res, zarówno na iOSa jak i Androida (przyjrzę się szczególnie Neksusowi…). Link do galerii: Zestaw mobilny A200p & DT880.

Jeden port co wszystko łączy. MFI, słuchawki via Lightning, czyli w co gra Apple?

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Lightning-icon

No właśnie, w co gra konkretnie, bo ostatnie wielkie (największe w historii jabłczanego biznesu) przejęcie Beats Audio rodzi oczywiste pytania… Czy Apple chce zrezygnować w swoich nowych handheldach, a docelowo w całym swoim asortymencie z analogowego złącza audio? Czy audio jack (w przypadku tytułowej firmy, w komputerach oraz części peryferyjnych produktów związanych z siecią, współdzielony z światłowodową transmisją cyfrową) odejdzie do historii? Czy chodzi tutaj o wprowadzenie nowego standardu, całkowicie niekompatybilnego z tym, co oferuje branża audio? Pojawiły się takie głosy, ale według mnie nie mają one żadnego sensu. To znaczy, nie chodzi tu nawet o to, czy Apple faktycznie zrezygnuje w telefonach oraz tabletach z audio jacka (bo przecież te handheldy muszą być coraz cieńsze, bez względu na to czy to ma jakiekolwiek uzasadnienie, sens z pkt widzenia ergonomii oraz funkcjonalności), tylko o to, że cały rynek nie dopasuje się nagle do widzimisię nawet tak ważnego partnera, mającej wielki wpływ na całą branżę elektroniki konsumenckiej, nie dopasuje się nawet do takiej firmy jaką jest Apple. To nie przejdzie, nie ma na to najmniejszych szans. Bo i nie o to tutaj chodzi. Zatem o co? Wprowadzenie takiej możliwości związane jest wg. mnie z dynamicznie rozwijającym się segmentem bezprzewodowych słuchawek, rozwojem usług streamingowych, nowych grup produktów (mobilnego) audio. To właśnie pełna kompatybilność z przyjętymi kiedyś standardami sterowania podstawowymi funkcjami telefonu (odbieranie i kończenie połączeń oraz sterowanie odtwarzaniem), dodanie nowych, atrakcyjnych funkcji, wraz z poprawą jakości dźwięku stanowią moim zdaniem główny powód takiego ruchu ze strony Apple. Bardzo sprytny ruch, który może przynieść korzyści wszystkim, nie tylko Apple…

MFI (Made for iPhone, iPad, iPod touch) dla Lightninga to oczywista konsekwencja postępu, rezygnacji z analogowo-cyfrowego gniazda 30 pinowego, wprowadzenia wyłącznie cyfrowej transmisji via Lt (taki sobie skrót wprowadzimy, dla ułatwienia ;-) ). Proste? No właśnie, szczególnie że takie rozwiązanie już zaowocowało możliwością bezpośredniej transmisji za pomocą kabla Lt dźwięku do zewnętrznego przetwornika. Jak grzyby po deszczu pojawiają się na rynku nowe DACi / wzmacniaczo-DACi (jeszcze dzisiaj opublikujemy zapowiedź testu amp/dac-a Beyerdynamic A200p aka Astell&Kern AK10, który trafił do nas przed paroma dniami), które oferują wsparcie dla tego standardu. iPad, iPhone oraz iPod touch jako transport cyfrowy ma jak najbardziej sens, staje się idealnym źródłem dla osób, które coraz częściej zamiast komputera wybierają handhelda. Omijamy w ten sposób najsłabsze ogniwo, czytaj, omijamy wewnętrzne układy w handheldzie, które nie gwarantują takiej jakości jak zewnętrzne, wyspecjalizowane urządzenia audio, dodatkowo, możemy uzyskać dużo lepszą moc, dynamikę… Nasz handheld przesyła tylko zera i jedynki do sprzętu dysponującego znacznie lepszymi możliwościami, być może najlepszym rozwiązaniem (bezprzewodowa transmisja) będzie konwersja tuż przed driverami zamontowanymi w słuchawkach, konwersja w odbiorniku zamontowanym w jednej z muszli, na elastycznym pałąku etc.?

To samo dotyczy słuchawek, w tym przede wszystkim słuchawek mobilnych, coraz częściej pozbawionych kabla, modeli bezprzewodowych. Do tej pory takie produkty obarczone były wieloma wadami, z których najważniejszą była słaba jakość transmisji oraz podatność na zakłócenia. Nowe technologie, takie jak aptX, jak możliwość bezstratnego przesyłu dźwięku w bardzo dobrej jakości (opisywane przez nas urządzenie NuForce AirDAC z transmisją SKAA) to nowe możliwości, pozwalające na wprowadzenie na rynek dużo lepszych rozwiązań niż dotychczas oferowane. Mamy obecnie w testach odbiornik/nadajnik aptX Avantree Saturn – genialne w swej prostocie urządzenie odbiorczo-nadawcze, pozwalające na transmisję dźwięku w dużo lepszej jakości niż ta, którą oferuje standardowe Bluetooth. Dwa takie urządzenia pozwalają na stworzenie z każdych słuchawek z odłączalnym kablem (i/lub innego odbiornika dźwięku) oraz każdego handhelda zestawu gwarantującego jakość audio trudną do uzyskania przez bezprzewodowe zestawy słuchawkowe (do głowy przychodzą mi topowe modele AKG oraz Sennheiserów z własnymi patentami transmisji bezprzewodowej – kosztowne, bez kompatybilności w ramach obowiązujących na rynku standardów bezprzewodowej łączności). Wyobraźmy sobie teraz niewielkiego DACa na Lightningu z modułem bezprzewodowym, łączącym się z zestawem słuchawkowym via BT aptX… Taki element wyposażenia (być może z czasem zintegrowany z samym handheldem) może służyć do przesyłu dźwięku nie tylko do słuchawek, ale także do komputera Mac (opisana na ostatniej konferencji możliwość odbierania połączeń na Maku) oraz do wszystkich kompatybilnych urządzeń audio/wideo. Oczywiście zamiast BT aptX, albo obok, możemy sobie wstawić AirPlay’a…

Nie zapominajmy o pogłoskach związanych z wprowadzeniem przez Apple hi-resów do iTunes (a przynajmniej plików w bezstratnej jakości audio). Lepsza jakość dźwięku, w przypadku opcji mobilnej, z racji ograniczeń transferu oraz wydajności baterii, ograniczona do transmisji w bezstratnych plikach 16bit / 44~48kHz wymaga od producenta zapewnienia odpowiedniego zaplecza i właśnie takim zapleczem będzie możliwość pełnego wykorzystania Lightninga do przesyłania audio wraz ze sterowaniem, obsługą połączeń. Przez analogię, w przypadku LOD (wyprowadzenia dźwięku dołem, nie górą w przypadku starych modeli iPhone’ów) uzyskiwaliśmy lepszą jakość brzmienia. Co prawda, aby podpiąć DACa trzeba w takim scenariuszu zastosować camera kit, co komplikuje takie rozwiązanie, ale jak wyżej wspomniałem, Lt niweluje ten problem – podpinamy kabelek do przetwornika, nadajnika i korzystamy z dużo lepszej jakości dźwięku.

W specyfikacji MFI dla Lt wyszczególniono dwa typy słuchawek: Standard Lightning Headphones, o prostej konstrukcji, wyposażone w konwerter analogowo-cyfrowy, oraz Advanced Lightning Headphones, oferujących dodatkowe funkcje, jak na przykład redukcję szumów. Jak widać zatem mamy tutaj do czynienia z tym, co opisane powyżej, i nawet jeżeli oznacza to rezygnację z audio jacka to raczej przy okazji, a nie przede wszystkim. Moim zdaniem konwersja C/A oraz dodatkowe funkcje mają na celu po pierwsze rezygnację z fizycznego połączenia słuchawek z telefonem… nowe EraPodsy, Beatsy nie będą zatem niekompatybilne z całym sprzętem audio, jaki egzystuje obecnie na rynku, a raczej będą dysponowały dodatkowymi, dedykowanymi handheldom Apple możliwościami, funkcjami, wprowadzając nowe standardy jakościowe w tym segmencie produktów. I żeby było jasne, nie będą to audiofilskie produkty, Beats nie jest w ogóle tego typu marką, to drogi, modny, lifestylowy brand, który ma łączyć modę z technologią, dodatkowo być masowy (co w przypadku audiofilskich produktów jest oczywistą niemożliwością). Po drugie słuchawki tego typu mają umożliwiać bezstratne przenoszenie cyfrowego sygnału stereo o częstotliwości 48 Khz, wysyłanego z urządzenia mobilnego. Po trzecie będą mogły także wysyłać do urządzenia cyfrowy dźwięk mono o tej samej częstotliwości – ważne odnośnie jakości rozmów oraz – a może równie ważne (?) – pozwalać na konwersację z cyfrowym asystentem Siri. Wraz z zapowiadanym wprowadzeniem Shazam, możliwością głosowego wyboru piosenek oraz sterowania odtwarzaniem możliwe będzie nawigowanie po zbiorach muzycznych bez konieczności użycia rąk, bez konieczności spoglądania na ekran. To bardzo ważne udogodnienie, które pośrednio wiąże się z wprowadzeniem tytułowego rozwiązania. Ciekawą informacją jest integracja funkcji aktywowania określonej aplikacji – pytanie, czy za tym elementem nie stoi chęć promowania własnych serwisów, takich jak radio internetowe iRadio czy też przyszłego (obecnego – Beats music?) serwisu streamingowego. Na pewno integracja obejmie systemową aplikację do odtwarzania muzyki, która według mnie przejdzie bardzo poważne modyfikacje, pozwalające na wykorzystanie wspomnianych powyżej nowości.

Innymi słowy hipotetyczne słuchawki nowej generacji będą bezprzewodowe, z pełnym sterowaniem (w ramach MFI), w tym także głosowym (Siri, Shazam), z redukcją szumu, z konwersją C/A wyprowadzoną poza urządzenie, z dodatkowym zasilaniem (same słuchawki, być może także moduł – chodzi o to, by nie korzystać z baterii samego handhelda), z bardzo dobrą jakością rozmów oraz lepszą odtwarzanej muzyki (lepszą niż dotychczasowe produkty z tej grupy oferowane przez Apple oraz – przede wszystkim – Beats Audio). Nie oznacza to w żadnym wypadku rezygnacji z tego, co oferuje praktycznie cała branża audio dla handheldów Apple. Wręcz przeciwnie, moim zdaniem taki ruch zostanie przyjęty z otwartymi ramionami przez producentów. Nowe akcesoria (nadawczo-odbiorcze, nowe słuchawki bezprzewodowe, wzmacniaczo-daki … których, jak pisałem, pojawia się coraz więcej, być może coraz częściej będą integrowane z handheldem, albo dedykowanym zestawem słuchawkowym) to nowe możliwości biznesowe, a przy tym każdy sprzęt kompatybilny z Lt będzie mógł wyprowadzić dźwięk w domenie analogowej, dysponując stosownym złączem audio-jack (np. w adapterze, przetworniku C/A etc.), nawet wtedy, gdyby Apple zrezygnowało z montażu tego gniazdka w swoich, mobilnych urządzeniach. Oj, będzie się działo, branżę czekają spore zmiany, ale też pojawią się nowe wyzwania, nowe możliwości, nowe produkty… o ile tylko Apple wykorzysta szansę nowego otwarcia w segmencie audio, szansę jaka się wyraźnie przed firmą rysuje.

Polska premiera wzmacniacza słuchawkowego Oppo HA-1

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
HA-1-and-PM-1-hr

Chwilę po debiucie słuchawek planarnych PM-1, OPPO wprowadza do sprzedaży kolejnego członka z rodziny urządzeń grupy Audio – wzmacniacz słuchawkowy HA-1. Dotychczas OPPO było znane z referencyjnej jakości uniwersalnych odtwarzaczy Blu-ray. Stąd nie dziwi, że wzmacniacz HA-1 powstał na bazie doświadczeń zdobytych przy budowie audiofilskich odtwarzaczy uniwersalnych BDP-95EU oraz BDP-105EU/D. Analogowy tor audio w HA-1 ma w pełni zbalansowaną konstrukcję z naciskiem na utrzymanie sygnału audio w domenie analogowej po wyjściu z przetwornika. HA-1 jest zasilany przez potężny transformator toroidalny. Liniowe stabilizatory oraz filtry z wykonanymi na zamówienie OPPO kondensatorami zapewniają czyste źródło zasilania z potężnym zapasem mocy. Stopień końcówki mocy wykorzystuje ręcznie dobierane i parowane elementy dyskretne aby zapewnić idealną symetrię. Napędzany silnikiem precyzyjny potencjometr głośności pozwala zarówno na ręczną regulację głośności jak przy użyciu pilota utrzymując sygnał na czysto analogowej ścieżce.

Użytkownicy mają możliwość podłączenia słuchawek ze zbalansowanym 4-pinowym złączem XLR oraz tradycyjnym złączem słuchawkowym jack 6,3mm. Analogowe wejścia i wyjścia liniowe są dostępne w formie gniazd RCA oraz zbalansowanych gniazd XLR. Wbudowane obwody monitorujące i zabezpieczające chronią przed niechcianymi zdarzeniami takimi jak zwarcia, przeciążenia czy stała składowa na wyjściu mogącymi doprowadzić do pogorszenia parametrów urządzenia.

HA-1 najlepiej pracuje z cyfrowym audio wysokiej rozdzielczości. Jego cyfrowe wejścia koaksjalne, optyczne, zbalansowane AES/EBU oraz asynchroniczne USB wspierają zarówno format PCM jak i DSD. Ten sam przetwornik ESS9018 Sabre32 Reference oraz analogowy stopień wyjściowy jak ten używany w audiofilskich odtwarzaczach Blu-ray serii 105D, zapewniają ekstremalnie niski poziom szumów i zniekształceń. Podłączenie HA-1 z komputerem poprzez złącze USB jest proste i pozwala cieszyć się dźwiękiem pozbawionym jittera używając ulubionego oprogramowania do odtwarzania muzyki. Dla dodatkowej wygody, do transmisji sygnału audio można użyć łączności Bluetooth wykorzystując wysokiej jakości kodek Apt-X który pozwala na uzyskanie lepszej jakości dźwięku z urządzeń mobilnych. OPPO zaprojektowało wzmacniacz HA-1 z tym samym założeniem wielozadaniowości jakie towarzyszyło inżynierom przy projektowaniu odtwarzaczy Blu-ray. HA-1 jest nie tylko wysokiej jakości wzmacniaczem słuchawkowym, lecz także może służyć jako asynchroniczny DAC,  przedwzmacniacz stereo, cyfrowy audio dock dla urządzeń mobilnych, czy też audio transport dla urządzeń wyposażonych w Bluetooth profil A2DP. Urządzenia typu iPhone, czy iPad mogą poprzez Bluetooth przesyłać muzykę bezpośrednio do wzmacniacza słuchawkowego. Ponadto HA-1 w specjalnym trybie (Home Theater Bypass Mode) może być wykorzystany jako audiofilski przedwzmacniacz kina domowego. Dostarczony pilot podczerwieni wraz z aplikacją umożliwiającą sterowanie wzmacniaczem poprzez Bluetooth, zapewniają komfort i wygodę użytkowania. Wzmacniacz w czarnym wykończeniu będzie dostępny w sprzedaży od czerwca w cenie detalicznej 6 596 zł brutto. Srebrna wersja trafi do sprzedaży w lipcu. HA-1 będzie oferowany zarówno w zestawie ze słuchawkami OPPO PM-1 jak i niezależnie. Zapisaliśmy się w kolejce do testów, coś czuję że Oppo znowu pokaże jak robić high-end za rozsądne pieniądze…

Więcej informacji:

O wzmacniaczu (oraz słuchawkach planarnych Oppo) pisaliśmy parę miesięcy temu:

http://hd-opinie.pl/21597,aktualnosci,oppo-idzie-w-audio-nowe-produkty-wzmacniacz-sluchawkowy-oraz-sluchawki.html

» Czytaj dalej

Cztery i pół tysiąca w uszach – test dokanałówek EarSonic S-EM6

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
S-EM6-profil

Flagowy model EarSoników jest kwintesencją francuskiego podejścia do tworzenia czegokolwiek, gdziekolwiek i jakkolwiek ;-) Po pierwsze te słuchawki jako konstrukcja 6 przetwornikowa nie mogą być małe i …nie są, jednak – o dziwo – jakoś da się je pożenić z małżowinami. Czyli jeszcze nie jest źle, choć już się pojawiają jakieś kompromisy. Po drugie, przy cenie 1000 euro które trzeba zapłacić, rzeczą co najmniej niezrozumiałą, jest totalna asceza odnośnie oprawy. Siermiężne etui, jakaś śmieszna, plastikowa walizeczka, parę dodatków, które można by znaleźć w słuchawkach z odjętym, co najmniej jednym zerem na rachunku i ten zestaw tipsów – mało wygodnych, a nade wszystko niedopasowanych do tej konstrukcji, wręcz uniemożliwiających korzystanie ze słuchawek (tak było w moim przypadku). Po trzecie IEMy w cenie CIEMów (i to takich tip top)? Customy, wiadomo, zawsze będą najwygodniejsze, a tutaj musimy pogodzić się z tym, że tak idealnie nie będzie. No dobrze, ponarzekałem na wstępie, ale u Francuzów tak to właśnie bywa. Wysoka kultura, smak, wyrafinowanie, mieszają się z chaosem, kompletnym olewactwem, czasami z totalną tandetą. Za to w sumie Francuzów lubię, nie da się ich w żaden sposób zaszufladkować, są wielowymiarowi. Tak samo, wielowymiarowe, są S-EM6, konstrukcja wybijająca się ponad przeciętność, wręcz (powiedziałbym) pod pewnymi względami nie mająca odpowiedników na rynku.

Topowe EarSoniki trzeba jednakowoż zrozumieć, trzeba je ujarzmić, trzeba odpowiednio dopasować tipsy (te muszą należeć do grupy „im głębiej, tym lepiej”, to znaczy muszą pozwalać na naprawdę głęboką aplikację w kanale, bo tylko wtedy tytułowe słuchawki pokażą pełnię swoich możliwości!), wreszcie skupić się na słuchaniu. Właśnie – tutaj nie wystarczy sobie posłuchać, tu trzeba, podobnie jak w przypadku dobrych, domowych nauszników, wsłuchać się w muzykę, zasmakować, a nie „słuchać” w tle. To produkt, który absolutnie nie nadaje się do takiego tam sobie, przy okazji słuchania. To nie jest dokanałówka, która ma nam po prostu towarzyszyć podczas przemieszczania się z miejsca na miejsce, specjalnie nie absorbując, nie zwracając na siebie uwagi (czy raczej nie zwracając naszej uwagi sposobem reprodukcji dźwięku, w związku z niezbyt wyrafinowanymi możliwościami). To produkt z dokładnie przeciwległego brzegu, produkt którego nabywca powinien zmienić swoje dotychczasowe przyzwyczajenia, przyzwyczajenia związane z kawałkiem kabelka, pilotem do odbierania połączeń oraz dwoma prostymi, upraszczającymi rzeczywistość, często maskującymi, prawie zawsze podkreślającymi coś (to coś, to zazwyczaj bas) słuchaweczkami dokanałowymi To NIE JEST TAKI PRODUKT. I tutaj muszę przyznać producentowi, że udało mu się stworzyć coś bardzo specjalnego, coś co można porównać do pięknego, starego Citroena DS, do wykwintnej porcji muli, do przedniego rocznika wina, do… tak, to jest właśnie takie coś, coś specjalnego, oryginalnego. Zaostrzyłem apetyt? I bardzo dobrze, bo S-EM6 naprawdę zaostrzają apetyt na muzykę, oj zaostrzają…

» Czytaj dalej

Google Play wreszcie w Polsce: sklep, serwis strumieniowy, własna kolekcja…

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Google Play Music

No to się doczekaliśmy. Rozmowy z wszystkimi świętymi (ZAIKS etc.) trwały wyjątkowo długo, w końcu jednak Google uruchomiło swój muzyczny kramik w kraju nad Wisłą. Dostajemy kompleksową usługę, obejmującą serwis strumieniowy All Access (ponad 20 mln. utworów), możliwość umieszczenia w chmurze 20 tysięcy własnych kawałków oraz możliwość zakupu w atrakcyjnych cenach (od 99 groszy za utwór, od 11,99 złotych za album) muzyki. Za całość zapłacimy do sierpnia 15.99zł (promocja), po tym terminie będzie jak u konkurencji – czytaj 19.99 za miesiąc. To pierwsza, kompletna oferta na rynku, z dostępem na Androida oraz iOSa (wymagana wersja 6.x) oraz z komputera (interfejs webowy). Można przez miesiąc testować za darmo. Dla mnie minusem jest brak opcji strumieniowania w lepszej jakości. Gdyby Google zdecydowało się na zaoferowanie (w opcji premium, do tego taniej niż WiMP HiFi) bezstratnej kompresji, bylibyśmy przeszczęśliwi. A tak, mamy coś, co jest sumą tego, co możemy znaleźć u konkurentów – fakt – w jednym miejscu, a nie jak dotychczas w paru miejscach. Wraz z premierą warto krótko podsumować, to co oferuje obecnie rodzimy rynek w zakresie strumieniowania muzyki. Mamy lepszą jakość (wspomniany WiMP), dominujące w tym segmencie Spotify, próbujących coś wskórać Francuzów z Deezera oraz (całą resztę) z kilkoma polskimi odpowiednikami, Rdio, Last fm itd. Wielkim nieobecnym jest niewątpliwie Apple i nie chodzi mi tutaj o to, że go nie ma, bo jest (iTunes Match np.) tylko, że w sumie jakby go nie było. Nie ma w Polsce dostępu do iRadio (mniejsza, że nie jest to rzecz przełomowa, a wręcz przeciwnie, to tylko inteligentne radio internetowe, nic więcej), nie ma w portfolio własnego serwisu strumieniowego (bardzo ciężko będzie Apple przebić się ze swoją ofertą, szczególnie że uderzy to bezpośrednio w ich biznes, w muzykę sprzedawaną w iTunes Store), ceny albumów oraz pojedynczych utworów w iTunes nie są – delikatnie rzecz ujmując – zachęcające. Zresztą, powiedzmy to sobie szczerze, dzisiaj nie ma miejsca na zakup mp3 (czy skompresowanych stratnie  AAC) w cenie płyty kompatkowej. To nie te czasy, dzisiaj serwisy strumieniowe powodują, że utrzymywanie takiego modelu dystrybucji staje się całkowitym anachronizmem. 

Google doskonale to rozumie, dlatego jego kramik z muzyką jest dużo sensowniej zbudowany – popularne, nowe albumy w cenie kilkunastu złotych mogą znaleźć zainteresowanie, szczególnie wśród osób, dla których fakt posiadania muzyki zapisanej w stratnej jakości, płacenia za nią, nie stanowi problemu. Rzecz jasna i tak nie da się tutaj zarobić kroci, to jasne, jednak inaczej wygląda nowy album Depeche Mode Delta Machine za 11.99, a inaczej za ponad 40 złotych (iTunes). To jakby nie patrzeć przepaść. I Apple powinno wyciągnąć wnioski, bo niebawem obudzi się z ręką w nocniku. Być może wraz z ujawnieniem pierwszych informacji na temat iOSa 8 dowiemy się czegoś o muzycznych planach jabłka, mają naprawdę mało czasu by zmienić nieprzystający do rzeczywistości model dystrybucji cyfrowych treści, który obecnie proponują klientom. Poza muzyką, chodzi tutaj także o filmy (swoją drogą ciekawe kiedy polscy klienci iTunes będą mogli kupować materiały wideo, a nie tylko je wypożyczać? No i – podobnie jak z muzyką – Apple musi doprowadzić do znaczących obniżek cen, konkurencja serwisów wideo na żądanie jest na tyle mocna, że firma nie ma wyjścia, musi urealnić cennik).

Pozostaje pytanie, czy Google uda się przekonać klientów w Polsce do swojej oferty? Czy ludzie dokonają migracji ze swoich kont w konkurencyjnych usługach na rzecz kompleksowego Google Play Music? Trudno powiedzieć, wg. mnie pewną zachętą może być obecna promocja (5zł taniej), jednak na dłuższą metę ani sklep, ani (nawet) własna kolekcja (coś ala iTunes Match, co i tak odkrywcze nie jest, bo inni oferują podobny model, choć z pewnymi ograniczeniami w stosunku do Google oraz Apple), nie przyciągną tysięcy subskrybentów. Do tego Google nie przewidziało żadnej opcji pośredniej (dostęp tylko z komputera, albo tańsza / bezpłatna wersja serwisu z odtwarzanymi reklamami), co raczej nie spodoba się polskim użytkownikom, przyzwyczajonym, że mogą mieć coś za darmo (z ww. ograniczeniami). Tak czy inaczej pojawienie się takiego gracza na naszym rodzimym rynku jest ważne, ważne z powodu zmian jakie zachodzą w całej branży. Model subskrypcyjny staje się głównym nurtem dystrybucji muzyki w dzisiejszych czasach, zmienia sposób konsumpcji muzyki, otwiera nowe możliwości przed artystami, wytwórniami (dobrze, żeby sobie to w końcu wbiły do głowy) oraz, rzecz jasna, przed producentami sprzętu audio. Ci ostatni muszą uwzględnić w swoich produktach strumieniowanie nie jako dodatek, a jako obowiązujący standard, coś, bez czego nie da się obecnie zbudować oferty produktowej. Sprzęt musi być na to gotowy, musi pozwalać na swobodny dostęp, po prostu musi uwzględniać zmiany, jakie obecnie obserwujemy. Fizyczny nośnik przestaje mieć rację bytu, chmurowe kolekcje, serwisy, strumieniowanie, funkcje społecznościowe, szybki (natychmiastowy) dostęp do najnowszych wydań, informacje o koncertach, kontakt z muzykami to dzisiaj norma, coś oczywistego, co musi znaleźć swoje odbicie w ofercie branży.

» Czytaj dalej

Spotify ma już 40 milionów abonentów – z tego 1/4 płaci regularnie abonament. Kiedy hi-resy?

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
spotify-logo

Przy dziesięciu milionach subskrybentów możemy już mówić o stabilnej, wielkiej bazie konsumentów, którzy wybrali taki właśnie sposób na opłacanie muzyki, którą słuchają na co dzień. Widać, że usługi streamingowe powoli, ale nieubłaganie, wypierają dotychczasowy model oparty na kupowaniu pojedynczych utworów, albumów, co szczególnie powinno martwić Apple ze swoim kramikiem iTunes. Najbliższe miesiące będą przełomowe odnośnie przyszłości konsumpcji muzyki w Internecie  - albo Apple zmieni dotychczasowy model, oferując hi-resy w swoim sklepie, dodatkowo uzupełniając swoją ofertę o usługi abonamentowe, dodatkowo wyposażając najnowsze gen. handheldów w pełną obsługę lepszego jakościowo audio, albo… podzieli los wcześniejszych hegemonów, w rodzaju Napstera, tracąc bezpowrotnie swoją pozycję, udziały na rynku. Fizyczny nośnik stanie się niszą i to taką w retro stylu, co zresztą przyznają obecnie zarówno producenci sprzętu jak i wytwórnie… wycofanie się z produkcji wyspecjalizowanych czytników laserowych (Philips) dowodzi, że ostatecznie żegnamy CDA jako wiodący, czy jeden z głównych nośników muzyki. To już nieodwracalnie przeszłość i tylko patrzeć, jak nowe generacje klasycznych segmentów audio (wzmacniacz plus odtwarzacz) znikną ze sklepowych półek. Właściwie już teraz obserwujemy takie zjawisko – albo wzmacniacze wyposaża się w interfejsy cyfrowe oraz sieciowe, albo odtwarzacze zamiast napędu optycznego otrzymują moduły łączności, aplikacje do sterowania z poziomu handhelda etc. To będzie, czy wręcz już jest główny nurt. Dodajmy do tego zalewające rynek stacje muzyczne, głośniki bezprzewodowe i mamy mniej więcej obraz tego, co się dzieje w branży.

Spotify to niewątpliwie awangarda tych zmian, choć wg. mnie do pełni sukcesu brakuje odważnego otwarcia na (bardziej) wymagających klientów. Na razie jedynie norweski WiMP pozwolił na strumieniowanie w jakości HiFi (kompresja bezstratna) i po dwóch miesiącach korzystania z tej usługi mogę powiedzieć jedno – to nie ma prawa się nie przyjąć, to na pewno zastąpi fizyczny nośnik i to szybciej i w jeszcze bardziej bezwzględny sposób niż downloady. Zwyczajnie, ludzie w końcu zaczną płacić za muzykę określoną, miesięczną opłatę i będą w pełni usatysfakcjonowani. Będą, bo poza dostępem do ogromnej bazy muzyki, otrzymają coś jeszcze, coś czego do tej pory nie mieli – możliwość nieskrępowanego poszukiwania, zaznajamiania się z tym co się dzieje we współczesnej muzyce, możliwość eksploracji tego, jakże ważnego, elementu współczesnej kultury. I będą to mogli zrobić bez żadnych, powtarzam żadnych, finansowych ograniczeń, mając dodatkowo możliwość bezproblemowego korzystania z tych przepastnych zbiorów oraz możliwości poszukiwania, swoistego edukowania na każdym, posiadanym sprzęcie, w każdym miejscu, w każdej chwili. Tego nikt do tej pory nie oferował – nareszcie odpada argument o słabszej jakości, o kompromisach – można wreszcie mieć i to (dostęp, gigantyczną bibliotekę) i to (jakość dźwięku). Dodajmy do tego nowe, atrakcyjne możliwości słuchania czy zapoznawania się z muzyką (profile, playlisty, sugestie, współdzielenie swoich upodobań, pasji itd. itp.) a będziemy mieli pełen obraz rewolucji jaka zachodzi w branży. Tego nie da się powstrzymać i bardzo dobrze, bo może w końcu (może) artyści będą się promować live, podczas tras koncertowych, podczas bezpośredniego kontaktu z publicznością, fanami, w ten sposób weryfikując swoje umiejętności, swoją klasę. To powrót do źródeł, do tego co najistotniejsze.

Muzyka zapisana, oferowana w ramach serwisów będzie „wallem”, fanpagem danego artysty, prezentującym jego dokonania, pozwalając na stały kontakt z twórczością, jednocześnie stanowiąc zaproszenie do kontaktu na żywo. I nie wątpię, że to właśnie ta forma będzie dla nas, odbiorców, najlepsza, najatrakcyjniejsza, pozwoli na pełną swobodę wyboru oraz – właśnie – kontaktu z ulubioną muzyką (oraz aktywnego poszukiwania tego, co w niej najlepsze, najistotniejsze, odnajdywania wciąż na nowo zapisanego w niej piękna). Już teraz to powiązanie widać, już teraz serwisy zaczynają aktywnie promować bliższe relacje słuchacz – artysta, a to tylko z czasem się pogłębi. I nie oszukujmy się, to właśnie taka forma stanie się zapewne obowiązującym standardem w relacjach muzyk – publiczność, bo idealnie wpisuje się w rozwój technologii, w styl życia milionów konsumentów.

Pozostaje więc tylko trzymać kciuki za rozwój tego typu usług i mieć nadzieję, że wytwórnie, przemysł muzyczny, w końcu zrozumiał w czym rzecz, wyciągnął odpowiednie wnioski i wreszcie przestał obrażać się na rzeczywistość, pogodził się z tym co jest. Na muzyce nadal można zarabiać, a systemy abonamentowe mogą (zastępując, wypierając zarówno legalne formy kupowania na własność muzyki, jak nielegalne jej pobieranie), przy swojej popularności przynieść odpowiednio wysokie dochody. W końcu mówimy tutaj o czymś, co finalnie można porównać do płacenia rachunków za prąd, za gaz… może trochę przesadzam, ale tylko trochę, na pewno lwia część konsumentów mając do wyboru niewielką, miesięczną opłatę i dotychczasowe formy dystrybucji, wybierze abonament. To przesądzone i nie ma już powrotu do tego, co było. To co było będzie niszą, modą na słuchanie w stylu retro, wybieraną często z powodów sentymentalnych, a w przypadku garstki, także jakościowych (mam tu na myśli high-end, który twardo obstaje za fizycznymi nośnikami, w którym pliki, strumieniowanie pełni funkcję uzupełniającą, z rzadka zastępując płyty).

Czym jest, a czym nie jest nowy Surface Pro 3? Nasze trzy grosze…

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
surface-pro-3-hero-900-80

Microsoft z podziwu godnym uporem próbuje wypromować swoją wizję urządzenia, które zastąpi komputer osobisty, będzie swoistym łącznikiem świata handheldów (dotykowe ekrany, tablety) oraz PC. O erze post-pc napisano już wystarczająco dużo, warto jedynie wspomnieć, że nadal utrzymuje się trend spadkowy odnośnie sprzedaży komputerów i raczej nie ma szans na odwrócenie tej sytuacji. Dla Microsoftu jest to bardzo poważne wyzwanie, bo spadająca liczba nowych komputerów to mniejsze zapotrzebowanie na oprogramowanie systemowe oraz użytkowe, na Windowsa, na Office, na pozostałe produkty sotwareowe, które stanowią fundament oferty MS. Fakt, ostatnimi czasy firma z Redmond zrobiła wiele, by przestać kojarzyć się wyłącznie z oprogramowaniem… to usługi oraz kilka kategorii sprzętu ma obecnie stanowić równorzędne elementy oferty giganta, firma chce zaoferować swoim klientom kompletny, kompleksowy ekosystem oparty na swoich produktach. To prawda, jednak bez względu na to, czy MS będzie liczącym się graczem na rynku smartfonów (zakup Nokii), czy uda mu się skutecznie rywalizować z Sony (Xbox One), wreszcie zmienić model dystrybucji (usługi, przetwarzanie w chmurze), to nadal Windows, Office będą stanowiły jedno z głównych źródeł dochodów… jedną z kluczowych grup produktów, bez której trudno będzie sobie wyobrazić rynkową egzystencję Microsoftu. I choć Windows, Office zmieniają się, ewoluują, dostosowują do obecnie panujących trendów (wprowadzenie Office dla iOSa, Office dostosowanego do obsługi na dotykowych ekranie), to będą zawsze kojarzyły się z produktami stricte komputerowymi.

No właśnie – komputerowymi – nie dziwi zatem wspomniany na początku upór, chęć przekonania klientów do własnego rozwiązania, do hybrydy łączącej tablet z komputerem w formie urządzenia wyposażonego w Windowsa (pełnego, tzn. takiego, którego znamy z komputerów osobistych, a nie dedykowanego tabletom RT) oraz Office (co ciekawe, to Apple otrzymało jako pierwsze Office dla dotykowców, to co oferuje MS dla swoich urządzeń to wersja desktopowa, przystosowana głównie do obsługi za pomocą klawiatury, myszy / gładzika, a nie ekranu dotykowego). Stąd taka, a nie inna droga, jaką obrała firma z Redmond. Surface Pro to właśnie próba pogodzenia wody i ognia, stworzenia hybrydowego sprzętu, który z jednej strony zadowoli zwolenników konsumpcji multimediów, komunikowania się ze światem oraz surfowania w sieci na lekkim, mobilnym sprzęcie, działającym maksymalnie długo na baterii oraz (z drugiej) tych, którzy chcą peceta, peceta nieco inaczej zaprojektowanego, wyposażonego w dotykowy wyświetlacz, ale nadal peceta, z pełnym dostępem do oprogramowania dla platformy Windows, z interfejsami pozwalającymi na wygodną obsługę dotychczas użytkowanego (na PC) oprogramowania oraz na zastosowanie dowolnych peryferiów. Peceta, który będzie de facto kompaktową wersją popularnych ultrabooków, urządzenia charakteryzującego się konstrukcją bez ograniczeń spotykanych w przypadku typowego handhelda – tabletu przystosowanego głównie do konsumpcji treści, a nie do kreacji, do pracy.

To już trzecie podejście do tematu. Po pierwszym, ciężkim, działającym nieakceptowalnie krótko na baterii (w praktyce 4h) Surface, po znacznie lepszym (ale nadal dalekim od doskonałości) Surface Pro 2, z niższą wagą (jednak nadal względnie grubą obudową), z lepszym czasem działania na baterii (jednak dużo krótszym od najlepszych tabletów oraz ultrabooków) przyszedł czas na wersję …ostatecznie (?) dopracowaną, nie tylko  po prostu lepszą, ale wg. Microsoftu, realizującą w pełni koncepcję hybrydy. I faktycznie, na pierwszy rzut oka widać, że wyciągnięto wnioski z bardzo umiarkowanego (delikatnie rzecz ujmując) przyjęcia poprzednich generacji tego sprzętu. Po pierwsze (wreszcie!) zrezygnowano z ekranu 16:9, który w przypadku tabletów może się sprawdza (wspomniana konsumpcja, choć wg. mnie tablety Apple radzą sobie tutaj świetnie, a ich proporcje 4:3 są idealnie dopasowane do funkcji, do codziennego użytku tego typu urządzenia), ale w sytuacji gdy mówimy o ekranie komputerowym nie sprawdza się w ogóle. Po drugie wreszcie dopracowano kwestię obsługi sprzętu, gdy ten nie spoczywa na biurku, tylko np. na kolanach. Wcześniejsze Surface miały z tym nie lada problem – brak stabilności, niedopracowane standy, powodowały brak stabilności. Zbyt ciężkie urządzenie po prostu kompletnie nie nadawało się do pracy w trybie typowym dla laptopa, czytaj komputer na kolanach. Była to wada, według mnie przekreślająca te urządzenia w roli sprzętu do (mobilnej) pracy, co między innymi było jedną z głównych przyczyn chłodnego przyjęcia Surface przez klientów. Powiedzmy sobie szczerze, tablety w konsumpcji treści były (i nadal są, choć już nie tak jednoznacznie) lepsze od hybryd, w końcu jaka by ta hybryda nie była to musi ona pracować pod kontrolą komputerowego systemu operacyjnego, a z tym wiąże się określona specyfika obsługi (mysz/gładzik, klawiatura – najlepiej fizyczna), działania (dłuższy czas uruchamiania, krótszy czas pracy) oraz umiejętności czy wiedzy użytkownika na temat obsługi sprzętu i oprogramowania.

Nowy Surface 3 ma szansę, choć sama koncepcja wcale nie musi wypalić, to znaczy ludzie mogą okazać się o(d)porni na wizję zaproponowaną przez Microsoft, wizję osadzoną w świecie PC, wizję zintegrowania obu światów (handheldy oraz PC) z wykorzystaniem sztandarowego software MS. Sprzęt pracuje dłużej (podobno nawet 9 godzin, co byłoby już optymalną wartością, nie dawałoby powodu do narzekań), da się go używać jak klasycznego laptopa (stand, wyważenie), ma bardzo dobrą, fizyczną klawiaturę z niezłym gładzikiem, dysponuje jw. ekranem nie tylko do konsumpcji treści, ale normalnej pracy (proporcje ekranu wynoszą 3:2). Nadal jest cięższy oraz mniej poręczny niż najnowsze modele tabletów, ale nie jest to przepaść, poza tym mówimy o urządzeniu, które z definicji ma stanowić odpowiednik mobilnego komputera, a więc coś, co będziemy często wykorzystywać do pracy na kolanach, względnie na biurku, a więc stacjonarnie. Patrząc na specyfikację:

» Czytaj dalej

Nowy DAC/AMP AMI Musik DS5. Zapowiedź testu na HD-Opinie.pl

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
AMI_Musik_DS5_

Firma C4i wprowadza na polski rynek nowe, przystępne cenowo i funkcjonalne przetworniki analogowo-cyfrowe USB japońskiej firmy AMI. To młoda marka zatrudniająca doświadczonych inżynierów związanych wcześniej z czołowymi producentami zaawansowanego sprzętu audio. Opracowany przez nich przetwornik AMI Musik DS5 pokazuje, że tego typu urządzenia mogą z powodzeniem łączyć jakość i zaawansowane funkcje z atrakcyjną ceną… Sprzęt powinien niebawem trafić do naszej redakcji, sprawdzimy produkt wszechstronnie – nie tylko przy współpracy z komputerem oraz stacjonarnymi źródłami cyfrowymi, ale także z mobilną elektroniką Apple (jest taka możliwość via Camera Kit), przy wykorzystaniu testowanych właśnie Audeze LCD-2, Final Audio Design Pandora VI oraz HiFiMANów HE-6.

− W ostatnich latach na rynku pojawiło się wiele przetworników cyfrowo-analogowych USB, a komputer stał się pełnowartościowym źródłem muzyki w najwyższej jakości. Poza doskonale znanymi producentami sprzętu audiofilskiego pojawiają się producenci mniej rozpoznawalni, którzy w swojej ofercie posiadają produkty wysokiej klasy, w znacznie niższej cenie. Przykładem takiego podejścia jest dobrze znana naszym klientom chińska firma Matrix, której przetworniki i wzmacniacze biją na głowę wielokrotnie droższe modele znanych marek. W tym przedziale cenowym swoje produkty lokuje także japońska firma AMI – powiedział inż. Karol Przekopowicz, specjalista ds. technicznych w C4i Consultants for Industry.

AMI Musik DS5 to wszechstronny przetwornik DAC. Posiada zaawansowaną konstrukcję i doskonałe komponenty. Korzysta z wysokiej klasy przetwornika cyfrowo-analogowego Cirrus Logic CS4398, który obsługuje pliki PCM o parametrach do 24bit/192kHz. Pozwala również odtwarzać pliki w formatach DSD64 i DSD128, które zyskują coraz większą popularność wśród entuzjastów doskonałego brzmienia. AMI Musik DS5, poza wejściem USB, posiada także cyfrowe wejścia S/PDIF: optyczne i koaksjalne. AMI DS5 może pracować jako wolnostojący przetwornik DAC z wyjściem liniowym lub – poprzez wbudowany wzmacniacz słuchawkowy − obsługiwać słuchawki o impedancji do 300 Ω. Przetwornik jest kompatybilny z systemami Windows, Mac i Linux oraz wspiera zarówno DSD, jak i DoP (DSD over PCM) w systemach Windows i Mac. Obsługuje również iPad 2 (i nowsze) przy wykorzystaniu przejściówki Camera Kit oraz aplikacji odtwarzacza dla urządzeń Apple (np. Onkyo HF Player). Przetwornik zdążył już zdobyć szereg nagród i wyróżnień. Recenzenci podkreślają doskonałą dynamikę i szczegółowość reprodukowanego dźwięku.
» Czytaj dalej