Piękna nazwa. Wg. mnie najpiękniejsza z nowego portfolio i choć konsekwentnie nawiązująca do hinduizmu*, to jednak nam, melomanom, jakże bliska. Skojarzenia jednoznaczne i jednoznacznie pozytywne, nieprawdaż? To kolejne, nowe nauszniki HiFiMANa, które wraz z opisanymi wcześniej na łamach Sundara oraz Ananda wpisują się w nową linię produktową amerykańsko-chińskiego specjalisty od planarów. Te ortodynamiki (w odróżnieniu od modelu HE-6SE, o którym przeczytacie już za kilkanaście godzin) łączy wspólny mianownik, znaczy się przymiotnik: są łatwe. Nie, nie chodzi o takie skojarzenia, a o zupełnie inne – napędzenie tych nauszników nie stanowi najmniejszego problemu, większego wyzwania, co wcale nie oznacza, że mówimy tu o słuchawkach na wynos. Nie. Nic bardziej mylnego, bo choć da się każdą z tych słuchawek pożenić z przenośnym źródłem to otwarta konstrukcja, duże pady, brak izolacji oraz brak typowego w takich okolicznościach przyrody wyposażenia (nosidełka, futeraliki plus pałąk, który by się składał, a się nie składa) raczej nie zachęcają do „on the go”. Rzecz jasna dla kogoś, kto chce sobie nobliwie z jakiegoś wyczynowego DAPa puścić coś, to te nausznice jak znalazł, ale to tak trochę jednak obok.
Ale to jest wygodne, no pełen komfort. W sam raz na długie słuchanie, a że się ściągać za bardzo nie chce…
Sundary, Anandy i Arye (to się odmienia?) to przede wszystkim słuchawki dopieszczone ergonomicznie, lekkie, bardzo wygodne, zapewniające maksimum komfortu. Mam teraz na łbie Arye, dziedziczące design po topowej do niedawna serii HEKów (HE-1000 (nasz test) swoją drogą teraz też, podobnie jak HE-6, w drugiej edycji dostępnych), z świetnym – choć absolutnie nie na wynos – pałąkiem, wielkimi łezkowymi padami (takie też były w Anandach), z ustandaryzowanym (wreszcie) okablowaniem (gniazda w muszlach). HiFiMAN był wcześniej mocno krytykowany za przewody, teraz nie są tak sztywne, jakościowo w większości też nie ma do czego się doczepić, choć – jak zwróciłem uwagę w zajawce HE-6SE – nie tak do końca bez wad. Chodzi o pamięć kształtu, zastosowane otuliny, które mają tendencję do zaginania / łamania (jak rurka od napojów). Zaletą jest tu na pewno bardzo niska waga, brak efektu mikrofonowania, w paru modelach zintegrowane okablowanie XLR/SE (przejściówka/adapter). Tu taka ciekawostka… tytułowe poza dużym jackiem dostałem z nietypowym, firmowym przewodem, symetrycznym …nie 4 pinowym XLR, a TRRRSem tj. nową, promowaną przez Sony wersją jacka z pięcioma stykami (Pentaconn) o średnicy 4,4 milimetra. W sam raz do podpięcia pod topowego Walkmana, można też u paru producentów DAPów namierzyć produkty, z tego typu gniazdem. To bardzo dobre, pewne, solidne rozwiązanie dla zminiaturyzowanej elektroniki, takiej z aspiracjami do grania na b. wysokim poziomie jakościowym. Domena drogich produktów o konotacjach „mobilne granie”, albo jw. kompaktowe audio, czyli zminiaturyzowane takie na biureczko. Nie wiem, czy uda mi się w trakcie testowania coś z tym typem złącza załatwić (może Audiomagic, zobaczymy), tak czy inaczej takie coś przemawia do mnie bardziej niż 2.5mm mikrusy do zbalansowanego grania zazwyczaj spotykanego w sprzęcie na wynos.
Wczoraj udało się od razu po podpięciu ocenić, co potrafią.
I jeszcze, dodatkowo, porównać bezpośrednio z HE-6SE (mniej więcej ta sama półka)
oraz budżetowymi planarami HiFiMANa: Sundara oraz HE-400
Czyli co, jednak poza domem? Ano nie bardzo mi się to widzi, choć jak wspomniałem powyżej – to słuchawki bardzo łatwe do wysterowania. Dużo łatwiejsze od 6-ek drugiej generacji, przy czym nie chodzi tylko o moc wzmacniacza, ale także o dopasowanie. Następcy legendarnych szóstecek (patrz nasza recenzja) to – nadal – wyzwanie. I bardzo dobrze, bo właśnie to wyróżniało poprzedników na rynku i fajnie, że producent nie odpuścił sobie, robiąc słuchawki niby pod wszystko. Nic więcej nie zdradzę, przeczytacie niebawem w recenzji ocb. Tutaj mamy coś w oczywisty sposób bardziej uniwersalnego, co nie oznacza, że niewymagającego od toru, ale w inny sposób wymagającego. Sprawdzam od wczoraj te nauszniki z różnymi źródłami i na tym pułapie nie warto słuchać kiepskiego materiału (niestety taki trafia się wcale często na Tidalu ), nie warto karmić byle czym, warto natomiast zadbać o jak najlepsze zaplecze (i nie mam tu na myśli wzmacniacza, a bardziej źródła sygnału). Nagrodą za odpowiedni dobór będzie fantastyczna, wprost obłędna szczegółowość, wgląd w nagranie, wybitna rozdzielczość jaką oferują te nauszniki. Nie uronimy niczego, a jeszcze dodatkowo wszystko co usłyszymy wprost kipi, wibruje, mieni się ferią wybrzmień… znakomicie się tego słucha!
Wybitnie dobry materiał to i wybitnie to brzmi. Pięknie!
Niby Masters, niby najlepiej w streamie (bezstratnie? Bzdura!),
a powiem Wam, że w porównaniu do tego co powyżej to
przepaść jest… no przepaść. Brzmi to gorzej od PCM (pure), a jak skonfrontujemy
z konwersją do DSD512 (przykład powyżej) to nie ma o czym mówić. W cuglach na niekorzyść MQA.
To MQA jest dla mnie najbardziej problematycznym wynalazkiem jaki się świeżo co pojawił w branży. Nie słyszę żadnego oczywistego progresu w stosunku do hi-resowych plików z HD-Tracks, ba uważam że to brzmi gorzej, że jest odarte z dynamiki (konfrontując z PCM), jest ujednolicone, „ugrzecznione”, czy uładzone. Wyczynowa konwersja 1 bitowa (natywne DSD, DoP ograniczony jest maksymalnie do niższych wartości) wymaga potężnej mocy po stronie serwera, odtwarzacza (rdzenia), ale efekt wart jest inwestycji w odpowiednie zaplecze. To też zabawa w ulepszanie, podobnie jak ma się sprawa z origami, tyle, że dostajemy wypadkową (ofc subiektywnie) tego, co najlepsze w graniu plików DSD z dynamiką, zadziorem PCM. Tyle, że musi być to właśnie bardzo wyśrubowany poziom konwersji… będzie o tym więcej przy okazji recenzji microRendu. Będzie.
Fakt, słuchawki widać że z przebiegiem (nawet bez pudła trafiły, ale to dobrze, znaczy dla mnie dobrze, bo odrazu jest granie, ale też trudno będzie mi określić po ilu godzinach osiągnęliśmy ten efekt… były srogo wcześniej testowane, to po nich widać, pewnie też na wystawach wystawiane), stąd już po wpięciu jacka czy XLR-a (zastosowaliśmy inny, firmowy przewód wyposażony w co trzeba) natychmiastowo mogłem przystąpić od krytycznego odsłuchu. Zresztą, pal licho krytyczne słuchanie, pochłaniam kolejne albumy, nagrania dla czystej przyjemności i widzę, że tak jak Ananda w stosunku do Susvarna były nieco, a nie wyraźnie lepsze, to tutaj mamy już inną ligę grania. To jest najwyższej klasy dźwięk z nausznic, spokojnie konkurujący z moimi LCD-3mi, powiem więcej – nawet w tych aspektach, za które Audeze bardzo, bardzo cenię, tu jest… no lepiej jest. Także pierwsze wrażenia są wielce pozytywne i skłaniają mnie do następującego wniosku: HiFiMAN odrobił lekcję z budowania słuchawek, konsekwentnie ulepszając, doszedł do poziomu bardzo, bardzo wyśrubowanego w przypadku „hinduskiej” linii. Są jeszcze wyżej stratosferyczne Susvarna, ale to już taka sztuka dla sztuki wg. mnie. Tu i teraz wysoko są Arye, które warto byłoby dodatkowo skonfrontować z HEK SE (skrzętnie sobie zanotuje spostrzeżenia, jak się nie uda bezpośrednio porównać… może Premium Sound, może, to jak tylko trafią spojrzę w notatnik), które mogą być wg. mnie rozpatrywane jako te docelowe, albo jako jeden z „diamencików” w kolekcji topowych nauszników.
Mniej więcej ten sam przedział cenowy: HE-6SE i Arya
Jak wspomniałem wczoraj na profilu, kompleksowo sprawdzę na trzech bardzo odmiennych, komputerowych torach: z microRendu via I2S / HDMI (DSD512), z TAC-2 via thunderbolt czyli po piorunie (PCM) i wreszcie via USB na KORGu (DSD128). To wszystko na tranzystorach (wspomniany Zoom oraz Korg) jak i na lampach z różnym wsadem (miniWatt z HE-adapterem HiFiMANa).
Jeszcze przed weekendem coś z zupełnie innej, ale nadal słuchawkowej, beczki tj. HE-6SE, a w weekend granie z pliku bez kompromisów tj. microRendu z CIAudio via Roon z HQP @ DSD512 (inaczej marnujemy potencjał tego setu). Także do niezadługo…
Cena tych słuchawek nie jest na razie ustalona, prawdopodobnie będzie to około 7,5-8 tysięcy złotych.
* szlachetne, nobliwe, a w ogóle to uniseksowe imię
Mmm…