LogowanieZarejestruj się
News

Sonore microRendu z PSU CIAUDIO – megatest HDO

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20181127_190606973_iOS

…Tym razem będziemy długo testować tego grzdyla, oj długo i nie tylko pod Roonem (choć głównie, ale nie tylko). Będzie HQPlayer, będzie też o najnowszym wypuście oprogramowania smallgreencomputer (wersja 2.7 czytaj integracja streamu Spotify, sporo poprawek dotyczących obsługi dźwięku 1 bitowego itd/itp). Także kompleksowo sobie potestujemy, myślę, że recenzja będzie składała się z paru rozdziałów… bo to nie jedyny end-point jaki planujemy skonfrontować z naszymi bezkompromisowymi wymaganiami. Ma być bezobsługowo, ma być bez ograniczeń jakościowych, to znaczy, że musi radzić sobie z sygnałem DSD512 w konwersji PCM@DSD, musi wpasować się w multistrefowe granie, musi działać bezproblemowo z naszymi silnikami DSP (kilka różnych plus wtyczki), ma być oczywiście pasywnie, ma oferować wiele możliwości w zakresie sterowania (pełna elastyczność w tym zakresie)…

Mhm, tak właśnie było, długo i – nie ukrywam – z dużą przyjemnością, „męczyłem” tytułowy zestaw. Mówią: chcesz najlepszy komputerowy transport, myślisz – Rendu. I coś w tym jest. Wyspecjalizowane, zaprojektowane wyłącznie w jednym celu: dostarczenia sygnału zero-jedynkowego do DACa bez mielizn, bez problemów, jakie stanowią zmorę komputerowego audio. To ma być portal, pomost między tym co z internetowej sieci (na upartego można podpiąć dysk, można zrobić z tego mini serwer, czy też samodzielne źródło – odtwarzacz) strumieniem na żądanie wpada (LAN) a audioklamotami tj. jakimś DACzkiem (USB – choć, właśnie, jest już mod na światłowód, jak ktoś woli taki sposób transmisji sygnału). Małe, niepozorne, a stanowiące jeden z kluczowych elementów toru grającego z plików. Bo, niestety, ale komputerowe źródło nie może być „jakieś”, musi być odpowiednio skonfigurowane, a najlepiej zoptymalizowane, czy – właśnie – wyspecjalizowane. Można kupić streamer, czy obecnie kupić wszystko w jednym (coraz częściej) i darować sobie lekturę niniejszego testu. Owszem – można, tyle tylko, że poziom jaki możemy osiągnąć za pośrednictwem takiego plikowego transportu (tak był przez 99% czasu testowany) to poziom najdroższych strumieniowców, to poziom prawdziwe high-endowego klamota, który potrafi samodzielnie (bardzo, bardzo mało takich) przyjąć strumień, dokonać jego konwersji w locie (PCM-DSD 22,x MHz aka DSD512) i wypluć to przetworzone w trzewiach na kolumny czy słuchawy. Ciężka sprawa. Wymaga to bardzo potężnej mocy obliczeniowej. Tak, można posiłkować się …komputerem, to znaczy zbudować sobie system oparty na front-endzie (wiadomo jakim) i to w obu przypadkach jest rozwiązanie najrozsądniejsze. Tyle, że taki microRendu z takim jak w tytule wpisu PSU (nie pomijamy tego, to być musi) to śmieszne pieniądze w porównaniu ze streamerem, który będzie w stanie przyjąć (w tej opcji takim samym pomostem dla sygnału jak Rendu) strumień o wspomnianych powyżej parametrach. Ktoś tu zaraz zaprotestuje – serio, warto kruszyć kopie o te konwersję, warto się napinać, żeby te wyczynowe DSP mieć? Cóż, według mnie cholernie warto.

Zgrzytem był płatny (20$) upgrade OS do wersji 2.5, obecnie najnowszy wariant to 2.7 

Poza microRendu obecnie w ofercie Sonore jest parę innych, znacznie droższych, transportów PC audio oraz serwerów

Platforma systemowa (OS) Sonicorbiter daje nam takie, jak wyżej, możliwości. Jest elastyczna, oparta na upichconym pod kątem audio kernelu / jądrze, gdzie całość przyporządkowano jednemu: muzyce. A konkretnie pobraniu streamu z sieci, integracji w jednej z dostępnych w oprogramowaniu opcji softwareowych, to znaczy wybrowi odtwarzacza / front-endu, czy sposobu transferu muzyki w ramach któregoś z dostępnych protokołów i przesłaniu tego via USB do DACa. Domena cyfrowa. Transport komputerowy. Mhm, tylko że w założeniach tego komputera „ma nie być”, ma być dla nas (i dla sygnału) TRANSPARENTNY. To kwestia psychologii i technologii… już tłumaczę, co mam na myśli. Otóż dla kogoś, kto nie ma ochoty widzieć PC jako źródła dźwięku, stawiać standardowy komputer osobisty, wszystko jedno w jakiej formie by on nie był, jako obowiązkowy element toru gdzie grają pliki, chce za wszelką cenę uniknąć sytuacji, w której ten komputer JEST WIDOCZNY, czy JEST OBECNY (nawet jeżeli sprytnie gdzieś zakamuflowany, ukryty) i wymaga typowej dla PC obsługi. Nie chce tego, kłóci mu się takie rozwiązanie z wizją systemu, gdzie WSZYSTKO przyporządkowane jest WYŁĄCZNIE muzyce. W takiej sytuacji albo kupuje sobie streamer, co od razu oznacza ograniczenia funkcjonalne (do niedawna obsługa DSD tylko do poziomu DSD64, brak integracji z wieloma programami, front-endami audio, brak elastyczności w zakresie obsługi silników DSP, tylko czasowe, zazwyczaj krótkie wsparcie i do tego niezbyt obfite w usprawnienia, nowości…), oznacza że dokonujemy pewnego, mocno ograniczonego funkcjonalnie, wyboru.

Innymi słowy zjadamy ciasteczko i mamy ciasteczko. Komputer? Jaki komputer? Ano komputer, jak najbardziej komputer. End-point chodzi 24/7, zapominamy o jego istnieniu, robi swoje, może w ogóle nie być (na widoku, przecież to wielkości papierośnicy jest… zaznaczam – nie palę i wrogiem kopcenia jestem nieprzejednanym ;-) ), a robi robotę pierwszorzędnie. Można, oczywiście, samemu tj. DIY, a tu właściwie jest gotowa platforma do najprzeróżniejszych eksperymentów tj. Malina. HiFiBerry, setki różnym modów, pomysłów… tak to jest alternatywa, alternatywa oparta na CPU nie x86 a – znanym z handheldów ARM. Inna to wyspecjalizowany PC, czytaj x86, który albo będzie dużo droższy (NUC nie jest takim rozwiązaniem, mam tu na myśli CAPSy czy Roonowy komputerek Nucleus. Wszystko to (x86) gotowe, jest sporo droższe. Moje terminale HP są fajne, ale to nadal trochę pół-środek, może inaczej – ciągłe cyzelowanie niedoskonałości za pośrednictwem dodatkowych akcesoriów (wiadomo – PSU, karty z osobnym kontrolerem like X-Hi, za moment będziemy eksperymentować z Pink Faun, a to jeszcze nie zamyka tematu… bo soft, bo BIOS). Trzeba mieć czas, trzeba mieć wiedzę, trzeba poświęcić sporo energii by z czegoś , co można śmiało nazwać substytutem, produktem nieprzetworzonym, stworzyć coś wyspecjalizowanego w przesyle zero-jedynkowego sygnału audio.

microRendu wymazuje te wszystkie rzeczy, bo mamy gotowca. Podobnie jak Malina, to coś, co po podpięciu dwóch kabli (in LAN, out USB) robi swoje. Nie musimy o nic się martwić, nie musimy niczego analizować, bo zwyczajnie nie ma takiej potrzeby. Co więcej, w odróżnieniu od Maliny (ilość różnych kompilacji, wyboru oprogramowania może przyprawić o zawrót głowy – dla maniaków zaleta, dla osób które chcą trzymać się od komputera na odległość kija, niekoniecznie), mamy platformę hardwareowo-softwareową z gwarantowany, pełnym wsparciem i to takim na poziomie raczej nigdzie indziej nie osiągalnym. Już tłumaczę o co chodzi. Komputer otrzymuje czasami jakieś poprawki (BIOS), ale z założenia to sprzęt, którym musi opiekować się właściciel, to on dokonuje wyborów (software), jest z tymi wyborami na dobre, lub (często) na złe, jest skazany na samodzielność. Mamy laptopa jako źródło? PC? To musimy być przygotowani na niespodzianki. W przypadku Apple do niedawna przynajmniej od tej strony można było liczyć na względny komfort „it just works”, ale to się niestety skończyło (patrz: http://cdm.link/2019/02/apple-2018-glitch/  …NOWE KOMPUTERY APPLE z UKADEM T2 ORAZ iPAD PRO 2018 NIE NADAJĄ SIĘ DO ODTWARZANIA/TWORZENIA MUZYKI). Także popatrzmy na to z praktycznej strony… z doświadczenia widzę, że przygotowanie serwera, czy nawet wykorzystanie zwykłego PC w roli serwera „jądra” (Core) to nie budowa promu kosmicznego, właściwie jedyne na co trzeba zwrócić uwagę to stabilność platformy (bo ma być 24/7) i WYDAJNOŚĆ. Szybki komputer, albo szybki – gotowy – serwer NAS. Są takie, trochę kosztują, ale przecież nie tylko do audio będą przez nas wykorzystywane, prawda? NAS z oprogramowaniem Roon server to też droga do ucywilizowania komputerowego audio (o tym też w osobnym wpisie wspomnę, o budowie systemu z NASem jako serwer/Core). Czego brakuje w tej układance? Ano end-pointa brakuje. Takiego jak tytułowy, właśnie.

Minimalizm formy, maksymalizm możliwości

Wspomniałem o wyczynowej konwersji. O DSP. O magii cyferek wspomniałem. Oczywiście można mieć to w odwłoku i kompletnie się tym nie przejmować, zakładając (szanuję i często ma to racjonalne uzasadnienie, ma głęboki sens), że najważniejsze jest jak to po wyjęciu z pudła gra i obsługa tego, czy tamtego, nie jest aż tak istotna (w końcu, popatrzmy procentowo jak to wygląda odnośnie dostępności materiałów hi-res, źródeł „wyczynowych”) i koniec tematu. Mhm, można tak, jak najbardziej można. Dla mnie taka droga oznacza jednak (technika), że niektóre rzeczy pozostają poza naszym zasięgiem i w paru aspektach może to być (świadomość) bolesne, szczególnie gdy usłyszymy jak może z pliku zagrać (nadal jest to otwarta karta w reprodukcji dźwięku, w domowych warunkach… tak jak CD czy winyl niczym nas już nie zaskoczą, tu zostało (chyba) powiedziane wszystko (no poza DSP, ale to nasze, komputerowe tematy), to strumień, plikogranie stanowią według mnie niedokończony rozdział, daleko, bardzo daleko do jego zamknięcia. Nowe pomysły na korekcję (pod pomieszczenie, pod efektory, z uwzględnieniem wielu czynników – to przyszłość!), nowe pomysły na transfer (lepszy jakościwo) cyfrowy (thunderbolt, I2S z konwersją sygnału do bardzo wysokich wartości), potężne silniki DSP, nowy software oraz nowy hardware, który może wymagać gruntownego upgrade tego, co stoi na stoliku… nie zapominajmy o następcy UAC 2.0, nowym UAC 3.0. Postęp. Komputerowe audio podlega ciągłej ewolucji i tylko platforma oparta na rozwijanym OS może sobie z tym wszystkim jw poradzić. Także taki microRendu stanowi pomost, stanowi otwarty na przyszłość (potęga kodu!!!) etap doskonalenia tego, co cyfrowe, tego co w strumieniu. Wicie jak krytycznie jestem nastawiony do MQA. Bardzo krytykuję ten wynalazek, ale na chłodno, z dystansem, dostrzegam w tym całym zamieszaniu (związanym z nową formą dystrybucji muzyki z komputerowych plików) coś pozytywnego, ożywczego, budującego. Szukamy najlepszej metody, szukamy najlepszego rozwiązania, staramy się osiągnąć nowy pułap jakościowy, pułap nieosiągalny wcześniej w domowym reprodukowaniu dźwięków. To fascynujące. Na szczęście (dla nas) coś bardzo złożonego, bardzo skomplikowanego, coś nieprzyswajalnego dla większości, przybiera dzisiaj formę zrozumiałą, akceptowalną dla każdego, opartą na prostych w obsłudze, przyjaznych dla użytkownikach interfejsach. UI/UX sprowadzony obecnie do dotykowego ekranu, a zaraz alternatywnie, albo już tylko sprowadzony do wydawania komend głosowych to domknięcie tematu obsługi w najbliższej nam, najstrawniejszej formie.

microRendu to wstęp. Można tworzyć złożone instalacje, umieszczając „końcówki”, wspomniane end-pointy, wszędzie tam, gdzie chcemy usłyszeć muzykę, tworząc system grający LEPIEJ od większości dostępnych rozwiązań, opartych na klamotach (pamiętajmy, że granice się zacierają, że dzisiaj to co wygląda jak skrzynka audio jest komputerem… pojawia się naturalne pytanie w związku z tym: ile roboczogodzin programistów zarezerwował sobie producent, by wspierać swój produkt… kluczowe pytanie!). microRendu to pośrednik, taki – przyjmijcie – łącznik, niezbędnik (lub alternatywy), by z pliku zagrało porywająco, zachwycająco, znakomicie, po prostu na poziomie, poziomie zarezerwowanym do tej pory dla najlepszych, tradycyjnych źródeł. Według mnie taki poziom można osiągnąć z komputerowego źródła już teraz. To nie jest abstrakcja. Nie jest to proste, może nawet jest to trudniejsze (na pewno jest, bo liczba zmiennych na nieporównywalnym poziomie w stosunku do dwóch, trzech skrzynek i efektora/ów), ale jest wykonalne. Patrzymy zatem na komputerowy system audio, tak jak poniżej (kolejność nieprzypadkowa!):

- wybór oprogramowania …tu front-end załatwia za jednym zamachem wszystko (bo stanowi całościowe rozwiązanie, gdzie wszystko ze wszystkim się dogada, gdzie się zaktualizuje, zaoferuje strawny UI/UX, no wszystko)
- źródło dźwięku… super szybki komputer albo NAS, albo kombinacja (mówię źródło, ale myślę bardziej jądro… pamiętajmy, to ma liczyć, ale zagra, prześle, odtworzy coś innego!)
- komputerowy efektor: końcówka względnie gotowiec (też samograj, też kompatybilny audioklamot, co to się we front-endzie odnajdzie, jak rybka w wodzie). Tu mamy naszego microRendu właśnie
- DAC (albo zespół konwerter-DAC)

Pomijam tutaj efektory, cały „klasyczny” tor audio, bo dla domowych melomanów te kwestie nie mają żadnych tajemnic i dobór jest kwestią własnych preferencji, możliwości lokalowo-finansowych itd itp. Wiadomo, nie ma co wnikać. Także to, co analogowe (o, to właśnie dobra, oswojona, czytelna granica) pozwala nam nacieszyć się efektem dopieszczonego, komputerowego pomostu (dlatego stosuje się coraz częściej określenie BRIDGE, myślę że taka prosta nazwa powinna się przyjąć w świadomości i możliwe, że wyprze te wszystkie skomplikowane potworki, którymi raczy nas branża, producenci starający się spersonifikować rzeczy cholernie odległe od analogowej, humanistycznej prostoty znacznie mniej złożonego, skomplikowanego świata ery przedkomputerowej). Widzicie, że staram się przemycić tutaj opis zjawiska, poradnik, a nie tylko recenzję docelowego (wg. mnie) transportu dla plików. Bo – moim zdaniem – tak trzeba. Trzeba ludziom pomóc, trzeba przekazać im informacje w strawnej, prostej formie, opisać coś bardzo hermetycznego, trudnego, językiem zrozumiałym, akceptowalnym… staram się to od dawna robić. Nie wiem, czy dobrze, nie wiem czy tak, jak sobie założyłem, ale według mnie to jest właśnie w dzisiejszym audio najistotniejsze, bez tego nie da się zrozumieć „o co w tym wszystkim chodzi i właściwie – co to (dla mnie) oznacza”. Są tacy – i ja ich bardzo szanuję i bardzo rozumiem – którzy mówią pass. Nie chcą w to wchodzić, nie chcą wchodzić w coś, czego nie rozumieją. To bardzo ludzkie i bardzo naturalne – to reakcja na wejście z buciorami świata kompletnie nieprzystającego do oswojonego, zrozumiałego i akceptowalnego. Można podążać tą drogą, można – ale to cholernie trudne i na dłuższą metę skazane na kompromisy. Pomijam technologie, bez których nie możemy dzisiaj funkcjonować, pracować etc. Pomijam to, choć to ofc niepomijalne. Chodzi o coś innego… chodzi o to, moi drodzy, że kod czy tego chcemy, czy nie, zmienia reguły gry. microRendu jest – właśnie – doskonałym przykładem, argumentem jak daleko inaczej to wygląda niż kiedyś. Przecież mówimy o jakimś kawałku metalu z komputerkiem w środku, nie mającym (bo niby co to ma być???) nic wspólnego z muzyką, odtwarzaniem audio, czymś co by się nam z graniem kojarzyło. Prawda? No właśnie. Forma, to co w środku, to jest IT. Tylko i aż. Nic specjalnego, ot po prostu małe, wyposażone ascetycznie, pasywne coś, co można by uznać za komputerowy komponent, produkt… dla nas bez znaczenia. A jednak. Software, to co napędza, co powoduje, że to małe coś staje się „dużym” coś, pozwala na „duże” coś, nagle zmienia wszystko. Coś bez znaczenia staje się czymś, bez czego nam nie zagra, nie zagra na takim poziomie i nie da TAKICH możliwości (też w przyszłości). Wystarczy popatrzeć na changelog (opis zmian w kolejnych wersjach oprogramowania). Mhm. Już widzicie, o co chodzi, o co biega. Nigdy wcześniej, nigdy w branży nie było takiej ewolucji klamota, części składowej audio toru, nigdy nie zachodziły – często o fundamentalnym znaczeniu – zmiany, wprowadzające nasz system na inny jakościowo poziom. TO JEST CLOU.

No dobrze, ale czy można tu w ogóle pisać o dźwięku? Czy te wszystkie zmienne, te elementy nie powodują – paradoksalnie – że mówienie o dźwięku z komputera mija się z celem? Mówienie o jakości dźwięku z komputera… cóż, mogłoby się tak wydawać, że bezsensu, jednakże właśnie to wszystko o czym napisałem powyżej, WSZYSTKO pozwala nam cieszyć się efektem, który potrafi serio zaskoczyć. microRendu soute, jako (tak to widzę) reinkarnacja SmartDevices (tak. nieodżałowane Squeezebox-y, durny Logitech, durny że porzucił coś wyjątkowego, coś abolutnie wyprzedzającego swoje czasy, rewolucyjnego) to poziom SB Touch. Mam, korzystam, lubię. Oczywiście Touch wygrywa funkcjonalnie, bo jest kompletnym rozwiązaniem, ale w zakresie obsługi (i tak jakiegoś front-endu tutaj użyjemy, jest w czym wybierać) będzie to taka właśnie alternatywa. Podobne skojarzenia miałem przy Auralic-u i ich Lightning OS. Też zrobili to jak należy. Dla kogoś, kto chce sobie zrobić proste „punktowe” rozwiązanie, słuchać np. w gabinecie (praca) z toru słuchawkowego, gdzie i tak będzie to miało jednego użytkownika, jeden efektor i tyle, to takie coś, jak najbardziej, ma sens.

Ale to tylko wstęp do prawdziwej zabawy. PSU być musi, bo stabilne, pewne zasilanie – jak wiecie, wielokrotnie o tym wspominałem na łamach – w komputerowym audio jest… podobnie jak w audio w ogóle – bardzo istotne. Tu nie ma drogi na skróty, bo komponenty komputerowe (właśnie) są bardzo wrażliwe i wszelkie zakłócenia mogą generować problemy, które wykluczają wykorzystanie takiego „źródła” w systemie reprodukującym dźwięki. Wspomniałem powyżej o wpadce Apple (chodzi o synchronizację zegarów, milisekundowe przerwy w pracy interfejsów, prawdopodobny brak kompatybilności z UAC 2.0… ogólnie – zgroza), tu WSZYSTKO może mieć znaczenie. Mówimy w końcu o tak delikatnej, podatnej na – powiedzmy – interferencje, materii jaką jest przesył sygnału audio. A komputer to złożona bestia, to coś skomplikowanego, bez porównania bardziej skomplikowanego od tradycyjnego audioklamota (ery analogowej ;-) ). Także PSU CIAudio to niezbędnik, to gwarant, to pewnik. Wiemy, że z takim zasilaczem microRendu ma zapewnione, gwarantowane zasilanie. Tak, można poszukać alternatywy. Tak można taką znaleźć. Nie wątpię w to. Tu mamy coś, co jw. oferuje optymalne warunki pracy pomostu, jest fundamentem, na którym ten pomost się opiera. Właśnie tak.

Wspomniałem przed momentem o micro soute. Mhm, ale można właśnie inaczej. Serwer, szybki komputer z jądrem, czy głównym oprogramowaniem zawiadującym (w przypadku Roona mówimy o komputerowym systemie audio, w przypadku microRendu mówimy dokładnie o tym samym, przy czym jest to system skrojony na miarę „końcówki”, sprzętu „pomiędzy”, który jest zarządzany przez coś „większego”, szybszego, wydajniejszego, przez nasz serwer właśnie, szybki komputer) to rdzeń i ten rdzeń może w najbardziej optymalnej, najbardziej eleganckiej formule mieścić się w szafce z wymiennymi modułami (racki), ale zazwyczaj (koszty) to po prostu jakiś droższy model NASa albo wydajnego PC. Bo, według mnie, istotną kwestią jest rozdzielenie tego, co nam gra od tego co zawiaduje, co stanowi rdzeń, czytaj idealnie gdy to, co stanowi rdzeń znajduje się w innym, osobnym pomieszczeniu. Skrętka (odpuszczamy sobie WiFi, nawet to gigabitowe ac, może nowy standard który wchodzi, bardzo, podobno, uodporniony na interferencje, o dużo lepszych parametrach niezawodności, dłuższym zasięgu, coś tu zmieni), gigabitowa sieć kablowa i mamy dokładnie to, czego nam potrzeba. Popatrzcie na to całościowo, system audio nie jest już przypisany do konkretnego pomieszczenia, nie jest przypisany do miejsca (ulubionego fotela), tylko stanowi pewien ogranizm, złożony, sieciowy, z arteriami (cyfrowymi!), gdzie dźwięk nam dociera tam, gdzie akurat sobie tego zapragniemy. Pomosty, takie jak microRendu, albo inne end-pointy oferują strumień w najlepszej możliwej formie… chcemy DSP na wyczynowym poziomie? No to mamy DSP na wyczynowym poziomie. Chcemy w pomieszczeniu, które naprawdę średnio nadaje się do słuchania, dźwięku na poziomie? No właśnie. Możemy to mieć, nie będzie to rzecz nie do przeskoczenia, co więcej (i tutaj takie audio zdecydowanie wygrywa) nie będzie to się kłóciło z trendami, modami związanymi z nowoczesnym projektowaniem wnętrz. Szlachetny minimalizm, dużo szkła, puste, fatalne od strony akustycznej przestrzenie? To jest wyzwanie, któremu te komputerowe audio, na opisywanym poziomie, podoła. Z palcem w organizmie podoła.

In

microRendu musiał dowieść swojej wartości w setupie obejmującym wymagających przeciwników. Jako rywalizujące end-pointy, na ringu, wystąpiły dwa terminale HP, jeden oparty na krzemie Intela (Daphile, ROCK), drugi oparty na krzemie AMD (Linux z Roon Bridge), oba pasywne, oba wyposażone w pamięci półprzewodnikowe, oba z dobrymi, zewnętrznymi PSU oraz kartami z dedykowanymi kontrolerami USB (karty pci-e, Matrix X-Hi oraz element X). Jakby tego było mało, w starciu wzięła udział Malina: HiFiBerry z najlepszym, leciutkim klientem Roon Bridge: RoPieee. To świetny patent pod Malinkę, bo jest to dokładnie to, czego potrzebuje wzorcowy end-point: ma być stabilny jak skała, widziany zawsze przez oprogramowanie nadrzędne i obsługiwać (dzięki oferowanemu przez developera wsparciu) wszystkie przetworniki C/A jakie tylko nam się nawiną… wszystkie, bez wyjątku. Roon daje de facto gwarancję, że każdy DAC zostanie poprawnie zidentyfikowany i zagra na miarę swoich możliwości. Także nie było lekko, przeciwnicy byli wymagający, a jeszcze na dokładkę doszedł multimedialny, ciekawy pecet – opisany niedawno GIADA F105D.

No i co z tego, przekrojowego porównania, wynikło? Ano, moi drodzy, wspólnym mianownikiem był front-end, który nam to wszystko mocno spłaszczył, ale wcale nie oznacza, że – jak to kiedyś, na przełomie l.70-80 zawyrokowano ws. wzmacniaczy – zagrało nam tak samo. Otóż nie zagrało tak samo, bo zdarzyły się w przypadku moich źródeł incydentalne dropy, Malina nie chciała bezproblemowo pracować w najbardziej wyczynowym torze z konwerterem (I2S), a system x86 (GIADA) z Windowsem i Roon Bridge działał poprawnie od momentu, gdy MS uznał, że trzeba rzecz aktualizować (kiedyś w Windowsie mogliście wszystko powyłączać, ba mogliście stworzyć swoją, lekką, „kompilację” systemu MałegoMiętkiego… kiedyś). microRendu zdecydowanie wygrywał pewnością, stabilnością i brakiem konieczności jakiejkolwiek ingerencji. Przykład? Podpiąłem go do wspomnianego konwertera X-SPDIF 2. To skrzynka, która daje ogrom możliwości, zazwyczaj działa bezproblemowo pod Linuksem, ale… zazwyczaj. Z Win – wiadomo – i tak trzeba sterownika, restartu, bywa że generuje to dodatkowe problemy. A tutaj? Podpiąłem, w Roonie dałem DSP konwersja DSD512, zapaliła się na biało dioda, kablem HDMI poszło do DACa X-Sabre Pro MQA edition i z miejsca wgniotło w fotel (słuchawne na aktywnych monitorach bliskiego pola, spiętych symetrycznie z DACiem, robiącym jednocześnie za cyfrowe pre). O mamo. Takie coś rozumiem i takie coś uważam za właściwy kierunek w komputerowym graniu. Ma być bezobsługowe, ma działać od razu po wyciągnięciu z pudła. Amen.

Wiecie jak to zagrało? Miałem w domu różne źródła, tak do kwoty 25 tysięcy (droższych w domu nie miałem). Wszystko to grało bardzo dobrze / znakomicie. Czy odczuwałem jakąkolwiek różnicę (in minus) w przypadku micrRendu na torze I2S (konwersja w locie PCM do DSD512). Otóż nie odczuwałem. Pamiętam Myteka, pamiętam Auralica, pamiętam Linn-a, pamiętam parę innych zacnych źródeł z pliku grających, gotowych takich. Tak, moi drodzy, to jest tak dobre właśnie. Macie flow, macie to wrażenie nie słuchania z pliku, tylko z analogowego, wybitnie dobrego źródła. Tu się muzyka klei, rezonuje, wyzwala. Mogłem tego doświadczyć na niespecjalnie wyszukanych (ale świetnych!) kolumnach studyjnych, mogłem tego doświadczyć na słuchanych w dużej liczbie nausznikach – przewinęły się nowe HiFiMANy, „Hindusy”: Sundara, Ananda, HE-6SE, Arya… przewinęły się nasze redakcyjne klasyki dynamiczne K701 i HD-650, wreszcie długo i namiętnie słuchane (DSD na nich zawsze, a konwertowane w locie PCM do wyczynowego 22,5 MHz… no bajka) było na LCD-3. To była uczta dla uszu i to nie tak, że wszystko jedno. No właśnie nie wszystko jedno. Cały tor tutaj miał swój udział, każda składowa, każda część. microRendu był tylko pomostem. I aż. Mam nadzieję, że powyżej w sposób prosty, przystępny dla każdego, wyjaśniłem dlaczego tak, dlaczego wszystkie te elementy musiały się zgrać, spotkać i w efekcie dać taką właśnie dawkę przyjemności.

To jest jakiś kierunek. Czy jedyny? Nie. Wiem, że nie, bo tu rozchodzą się ścieżki… jest granie po opytku, po światłowodzie, można też „olać” komputerowe interfejsy i zdecydować się na medium w postaci „naszego”, audio, a nie jakiegoś IT fejsu, „naszego” AES/EBU. Wszystko to prawda i to naturalne, bo przecież tak też było kiedyś, że na różne sposoby szukaliśmy najlepszego sposobu „wyciągnięcia” z nośnika zapisanej na nim informacji. Dla „analogowca” to nie jest nic zaskakującego przecież. No dobrze, ale jak to usystematyzować? No mamy to „nieszczęsne”, bo uniwersalne, bo nie po to projektowane USB. No mamy. Ale mamy też bramę do sieci w postaci LAN (i to, bez względu na audio voodoo wynalazki, pt. audiofilskie routery LAN , albo audio kable LAN, albo inne czary mary) i tutaj naprawdę nic nie ma do dodania, pakietowa transmisja, leci to sobie po kablach podmorskich, trafia z centrów bazodanowych via węzły do naszej chałupy. Mamy różne sposoby ucywilizowania tego całego USB (jak wyżej opisano i wielokrotnie na łamach HDO było), względnie poszukania alternatywy (po piorunie choćby, a mniej egzotycznie po optyku). Mhm. Tye, że jak już chcemy wykorzystać możliwości drzemiące w dzisiejszych, potężnych silnikach DSP to jednak to USB (względnie LAN – jak LAN to lepiej, ale dość rzadko niestety) i działamy. Czy raczej komputer działa i to na pełnych obrotach działa. Wspomniana konwersja w locie do poziomu DSD512 każdego materiału (poza MQA – tu natywnie, bo takie możliwości oferuje DAC X-Sabre Pro, przy czym na moje ucho nie robi to żadnej zasadniczej różnicy w porównaniu z dekodowaniem softwareowym via Roon/Tidal) to wyczerpanie w 90-95% możliwości jednostki Core i7 4GHz (cztery jajka AD 2013). Mówimy tu o jednej strefie! Nie ma co prawda problemu z graniem innego dźwięku na Sonos One w innym pomieszczeniu via ROON (no ale tutaj nie było RAAT) oraz (nawet) na dokładkę via Daphile PC (skojarzonego z Roonem) – wszystko pure PCM. Tyle, że wyczynowo w jednym punkcie wyczerpuje nam temat, nie da rady zasilić innej strefy podobnym jakościowo dźwiękiem, korzystając jw. z dość szybkiego komputera/Core.

Dźwięk bez konwersji, czyste PCM (względnie DSD) wydaje się początkowo bardziej dynamiczny. Tak. Ale wierzcie mi, warto sprawdzić to co powyżej, żeby zauważyć (to nie tylko psychoakustyka, nie tylko adaptacja!), że bogactwo, płynność, coś trudnego do zdefiniowania (precyzyjnego zdefiniowania) atakuje nasze zmysły po zaprzęgnięciu do roboty CPU/kodu. Wiem, jak to brzmi, brzmi fatalnie, bo przecież to robione, to upsampling, to nie jest dokładnie to, ba to nie jest bitperfect. To prawda. I tutaj nawiązanie do krytykowanego przeze mnie od dawna MQA. Cała branża o tym mówi, wielu na wyścigi wprowadza, głośno o tym, nawet bardzo. To też jest dźwięk robiony. To nie jest ani bitperfect, ani nawet lossless, bo to stratna w praktyce technologia odpakowania (z kontenera, którym to MQA jest) dźwięku, najpierwej poddanego procesowi spakowania, kompresji, następnie odpakowania i – jak twierdzą niektórzy – w efekcie odtworzenia studio mastera (?) w domowych pieleszach. Ja tego nie kupuję i co więcej słyszę, że to brzmi inaczej i na moje uszy gorzej. Nie zawsze to dobrze słychać, ale słychać na tyle często (Tidal daje Wam często obie wersje pliku – PCM i MQA), że można pokusić się o taką, krytyczną ocenę. W przypadku konwersji do DSD, wyczynowej konwersji, zamiast tego gorzej, inaczej (ale in minus!), mamy – o cholera, ale fajnie te pliki grają! To jest kwestia akceptacji na wstępie, od razu, to się samo narzuca. I rzecz jasna można analizować, dzielić włos na czworo, można i pewnie niektórzy podejmą się tego trudu (Archimago, liczę na Ciebie, bracie ;-) ), ja tylko opisuję swoje wrażenia. Tak to słyszę. MQA nie, konwersja DSD tak. Miałem to już wcześniej, gdy testowałem kolejne KORGi, kolejne przetworniki Japończyków, które budowały swoją wartość na obsłudze firmowej 1 bitowego strumienia. DSD podobało się, szczególnie na tych przetwornikach podobało się, ale podobała się też konwersja. Tam jeszcze nie wyczynowa, jeszcze daleko mniej zaawansowana niż teraz, ale jednak… nie zapominajmy, że KORG to autorskie oprogramowania specjalnie pod to (no też, czy głównie rejestracja, ale odtwarzanie jak najbardziej również) tj. AudioGate oraz firmware, sterowniki, też specjalnie pisane przez speców, nie jakieś tam standardowe stery, gotowce. Cholerne komputery! Chciałoby się zakrzyczeć. No właśnie te cholerne komputery. Ja jestem komputerowym geekiem, mnie to fascynuje, ja to lubię, ja się tym pasjonuję, mnie to fascynuje (delikatnie też programowanie, choć tu raczej opis, a nie tworzenie), ale rozumiem ludzi, których to z miejsca odrzuca. I nie chodzi tylko o tych, dla których komputer stał się wrzodem na d…, czytaj tych sprzed cyfrowej ery. Mam tu na myśli także osoby, których to po prostu gie obchodzi.

Jak widzicie, moi drodzy, da się to okiełznać, jest z tym coraz lepiej, także głowy do góry! ;-)

Czy Rendu (teraz dostępny w wielu wariantach, też jako pełnoprawne, autonomiczne, samodzielne, „duże” źródło dźwięku) jest bez wad? Otóż nie jest, bo nic nie jest doskonałe. Także Rendu nie jest. Co jest największą wadą, największym wyzwaniem w przypadku tego malucha? Ano ciepło jest. To małe, pasywne, zamknięte w ograniczonej przestrzeni metalowej puszki, skomplikowane, zawierające sporo układów coś, co wydziela ogromne ilości ciepła. Serio to parzy. Nie wiem, czy dotyczy to wyłącznie mojego egz. (czytałem na forach, że ciepło jest tu problemem), ale parzył w paluchy podczas audio sesji. Leżał sobie na drewnianej podkładce, dużo przestrzeni wokół, żadnych ciepłych nawet źródeł obok i mimo takich warunków, był cholernie ciepły, no gorący. PSU było zimniutkie, a Rendu (mimo zew. zasilania) gorący. Także przestrzegam, że trzeba tu dobrze wentylowanego miejsca, najlepiej gdzieś, gdzie nie ma innych źródeł energii cieplnej, na pewno nie warto umieszczać na piecach (wzmacniaczach), bo może to się skończyć tragicznie.

Karta pamięci. To źródło kodu, to dysk tego mikrusa. Pamiętajmy, mówimy o flash-owej, półprzewodnikowej pamięci. Potencjalnie może to być źródło problemów, bo jak ktoś będzie chciał tę pamięć, tzn. tę kartę mocno męczyć cyklami zapisu/odczytu to… W przypadku wykorzystania Rendu w roli end-pointa, gdzie zewnętrzny kod robi robotę to nie problem, ale warto o tym wspomnieć i warto zadbać, by nośnik był dobrej jakości (a nie taki no-name, bo to gotowa recepta na rwanie sobie włosów z głowy).

USB-A… tak, idźmy z duchem nowoczesności, teraz już jest inne gniazdko (USB-C), inne możliwości. Wiecie co? Lepsze jest wrogiem dobrego. Na razie nowy standard jest do dupy. Ani nie jest standardem, ani nie jest kompatybilny, ani nie jest w ogóle tym, czym miał być. Także dla jednych będzie to wada, ale w przypadku audio klamotów to zaleta. USB 3.0 do tej pory nie doczekało się ustandaryzowania (dźwięk) jak poprzednia wersja interfejsu tj. USB 2.0 (UAC 2.0 – który jest standardem obowiązującym i obowiązkowym). Kwestia fizycznego gniazdka to jedno, ale kwestia pełnej kompatybilności… no właśnie, to jest najistotniejsze. Także dobrze, że jest to USB-A w wariancie USB 2.0, bo mamy gwarancje że z każdym DACzkiem się to dogada, z każdym konwerterem się, a o to zadba poza fizycznym, także to co wirtualne: system opracowany przez uzdolnionych programistów – to mamy tutaj takoż w standardzie!

Poza tym nie ma o czym dalej pisać ;-) Już chyba wystarczająco wymęczyłem Ciebie, drogi Czytelniku. To transport docelowy, można mieć parę takich i już. Można mieć Maliny i też dobrze będzie. Można samemu dłubać, ale to zupełnie inna para kaloszy.

Out

Na zakończenie. Pamiętajmy o kosztach. Rzecz jasna microRendu jest tu bezsprzecznie najdroższą opcją, kosztuje najwięcej, ze znakomitym PSU CIAUDIO to już okolice solidnego streamera (ponad 4k), a przecież mowa jest o „tylko” komputerowej końcówce. Tak, jednak dla mnie liczy się to, co mogę i jak szeroko mogę zintegrować powyższe urządzenia w torze, jakie możliwości (wspomniałem coś o bezkompromisowym podejściu do sprawy? Mhm, wspomniałem) oferują przedstawione powyżej, wyspecjalizowane PCty. Jakby nie patrzeć terminale to dostosowane do wymogów, biurowe PeCety. Nie są to żadną miarą wyspecjalizowane urządzenia, mają wiele rzeczy zbędnych …z naszego punktu widzenia. Co innego Malinka, a tym bardziej tytułowe ustrojstwo. Tu mamy coś wybitnie tylko pod granie muzyki z pliku. W przypadku Maliny cena będzie musiała uwzględnić alternatywne dla ścianowego, badziewnego zasilacza, PSU. Prawdopodobnie będzie to tomankowy produkt, bo ma być rozsądnie w kosztach i dobrze, solidnie, a do tego zauważalny upgrade w stosunku do tego, co fabryka daje. Tak, wyjdzie taniej. Ale tutaj kupujemy nie tylko hardware, ale także software. To najbardziej niedoceniana, często zbywana pogardliwym (no przecież to coś tam, coś tam, co uruchamia – nie ma co wnikać) „a co ja będę za jakiś program płacił”, część całości. Niezastąpiona, kluczowa, tak samo istotna jak to, co widać, a nawet (według mnie) istotniejsza. Mamy tutaj system skrojony i dopasowany, a jednocześnie oferujący multum opcji. Jest turbo prosty w obsłudze (prosty web panel, parę suwaków, tyle), a daje aż TYLE. To raz. Dwa – wsparcie. Bez tego komputer to złom. To gie. Mamy to od zawsze, bo jakiego byśmy systemu operacyjnego, jakiego oprogramowania nie wykorzystywali, jak skończy się wsparcie, jak przestaną łatać to chwila, moment stanie się bezużyteczne. Także to jest całość i ZA TO PŁACISZ. Podobnie, jak z Roonem. Mówią – ja pierdzielę, ale to drogie! Ja patrzę i mówię: uno momento, jak to drogie? Dożywotnia licencja w cenie budżetowego komponentu HiFi (2k) to jest drogo? Ile kolego wydałeś na ten gruby kabel sieciowy, co się pyszni, specjalnie ułożony, żeby było widać? Hę? No właśnie. Także żadne drogo. Normalnie. To kosztuje. To wymaga ciągłego dopieszczania, to wymaga ciągłej pracy, to wymaga setek godzin testów (bo front-endy to dzisiaj złożone audio systemy, to całe ekosystemy, to musi działać na setkach urządzeń, konfiguracji, działać dobrze). Także żadne tam drogo!

microRendu to całościowa propozycja. To gotowiec. Można jw. inaczej, można tak. Jako, że daje nam z pudła opcję na granie wyczynowe, bezobsługowe wprzęgnięcie komputerowego grania do audio systemu, to można by rzec, że niczego więcej (w tej materii) nie trzeba. No cóż, wiecie, że podejście mam inne, dla mnie najlepsze, jest jeszcze dalekie od doskonałości. Wy też tak macie ;-) Także ten Rendu zasługuje na wybór, ale nie jest (jeszcze) kropką nad „i”. Taką kropką będzie dla mnie transport zimny jak górski potok, wyposażony w interfejs I2S natywnie, ubrany w budkę ala piersióweczka (kto by nie lubił, niech pierwszy rzuci pustą butelką ;-) ) wyposażony w opisane powyżej oprogramowanie, z – mhm – sprzedawanym w komplecie zasilaczem klasy elektrowni CIAudio. No, to by było to, bez żadnych „ale”.

 

Bardzo rozbudowana fotogaleria, takie fotostory na naszym profilu, z opisem, wskazówkami praktycznymi, odniesieniem do alternatywnych rozwiązań.
Jak optymalnie, z czym to się je, dlaczego tak. Daję znać co wg. mnie jest kluczowe, na co należy zwrócić uwagę, gdy chcemy z komputera grać NAJLEPIEJ.
Często lepiej niż z najlepszego streamera (tu zawsze ograniczeniem będzie wsparcie, brak implementacji nowości, niedostatki w zakresie kompatybilności z software firm trzecich)
Link bezpośredni do fotogalerii tutaj

Na potrzeby testu, zgromadziłem zacną kolekcję grających pendrajwów, zagraliśmy @ hiFace DAC (M2tech), mDSD (Encore), Dragonfly (Audioquest), a dodatkowo z DS-DAC-100 (KORG – tu była inicjacja, ale bez możliwości korzystania z przetwornika tj. trybu native, bo pod linuksem tego producent nie przewidział) oraz z wyczynowego toru konwertujaco-przekształcająco-uszlachetniającego firmy Matrix Audio: X-SPDIF 2 z X-Sabre Pro MQA (patrz zapowiedź). Rendu nie wyłożył się, o dziwo, mimo tak różnych kości, interfejsów (układów obsługujących złącze USB), wszystko śmigało aż miło. To też stanowi o wartości tego produktu, on jest bardzo, bardzo dobrze przygotowany od strony oprogramowania do roli jaką mu wyznaczono. Tylko tyle i aż tyle – jak mogliście się przekonać, czytając ten mega-test. Komputery da się okiełznać. Komputery nie muszą stanowić bariery. Da się to oswoić, może to być strawne, może być akceptowalne. microRendu dowodzi, że tak właśnie być może i jest.

Brawo!

Bezapelacyjnie za całokształt

Komputerowe źródło (pomost – BRIDGE) dźwięku microRendu z PSU CIAudio za 4300 pln komplet

Zalety:
– forma dokładnie skrojona pod potrzeby, DOKŁADNIE
- znakomite wsparcie, znakomity soft
- kompatybilność z dowolnym (przetestowana kombinacja) DACzkiem
- jak zaprzęgniemy mocarny front-end, z mocarnym komputerem/jądrem, to z pliku lepiej raczej się nie da
- daję play: gra, daję: stop, nie gra, zawsze… stabilne, pewne rozwiązanie
- 24/7, energooszczędnie też
- multum możliwości w zakresie doboru oprogramowania współpracującego
- docelowo jako end-point, docelowo jako autonomiczna, biurkowa jednostka strumieniująca (z zastrzeżeniami, poniżej)
- cena więcej niż adekwatna do użyteczności i potencjału 

Minusy:
- grzeje się jak jasna cholera
- poza Rendu trzeba jeszcze PSU, to wymóg, cena w górę zatem
- gdyby tak porty we/wy były na jednej ściance
- płatny upgrade? …słabe to, mam nadzieję, że jednorazowa akcja

 Autor: Antoni Woźniak

 

Serdecznie podziękowania dla GFmod za wypożyczenie i za cierpliwość ;-)

 

Przypisy do artykułu…

Publikacje o oprogramowaniu Roon opublikowane dotąd na HD-Opinie:

Opis, poradniki nt. front-endu znajdziesz pod tym linkiempod tym oraz pod tym ,a także tutaj i tu. I jeszcze o tu. O ROCK (Roon Optimized Core Kit) tutaj, o iPENGu w ROONie (tutaj) i Audeze pod ROONem (tu) oraz tutaj (urządzenia na iOS pełnoprawnymi źródłami, end-pointami w Roonie), wsparcie dla Chromeast pod Roonem (tutaj), na dużym ekranie HDTV i przeglądarce (tu) i Roon + Daphile (w tym miejscu). Natomiast o najnowszej wersji 1.6 przeczytacie w ostatniej publikacji pod tym adresem. (integracja Qobuza, zmiany w UI, nowe Roon Radio)

Krytycznie o MQA: Cześć I oraz Część II plus ktoś tu, jako pierwszy, rezygnuje ze wsparcia dla MQA: „Exogal mówi pass

O PC Audio (wybrane publikacje):
- dwusystemowy audio PC GIADA F105D 
- wyczynowy tor pod komputer Matrix Audio http://hd-opinie.pl/4989,audio,dalej-nie-szukam-wyczynowy-zestaw-x-spdif-2-x-sabre-pro-wow.html
- thunderboltowa alternatywa, czytaj: granie po piorunie vide Zoom TAC-2
- dedykowany kontroler USB pod granie z pliku & pasywny terminal audio 
http://hd-opinie.pl/9741,audio,bezkompromisowo-recenzja-matrix-x-hi-z-end-pointem-pc.html 
- Audirvana nie tylko na macOS, ale też na Win, front-endowa alternatywa?
- jak to kiedyś z plików się grało: czasy mp3 grania (Napster, iTunes), czasy sprzed streamu, wczesnego streamu (Squeezeboxy!) w naszej wspominkowej pigule: 
http://hd-opinie.pl/11741,aktualnosci,retro-pc-audio-czar-czyli-kiedys-tez-gralo.html

FOTOGALERIA Z OPISEM

PSU

Takie granie

Trzeba tylko ustawić w web-panelu tryb native 

Z tym grało 80% czasu, bo najlepiej: X-SPDIF 2 & X-Sabre PRO @ II2 (I2S)

Potęga software: front-end Roon, DSP, Konwersja w locie

 

Dużo mocy trzeba

Jak widać: CPU czterordzeniowy w 100% wykorzystany (w panelu Roona zaznaczamy pełne wprzęgnięcie Core do roboty, tutaj konwersji w locie)

Niestety, ja w to co powyżej nie wierzę. Pełne origami „bezstratnie” via X-Sabre Pro MQA edition…

Grało też w takich okolicznościach przyrody

Jak widać

Przy czym na tych paczkach jednak dłużej niż krócej, bo pięknie było…

Na torze z ampami i pasywnymi też zagrało, ale aktywne podobały się bardziej. X-Sabre robił za pre, aktywne paczki symetrycznie… tak, bardziej to do mnie przemawiało

Web-panel w nastu odsłonach…

Genialnie proste to, a możliwości wielkie

Parę zakładek i już

Skomplikowane? No właśnie nie.

Samodzielny player? Proszę bardzo

Kolejna aktualizacja. Wsparcie – ważna rzecz!

Multum możliwości!

Multum!!! :)

A wszystko za pośrednictwem przeglądarki z czegokolwiek co ekran ma. Ustawić i zapomnieć o istnieniu ;-)

„Dyskretny” urok lampiszonów

Arya – boskie nauszniki, boskie

Matrix MQA edition (X-Sabre Pro) umie w MQA

HQPlayer

Też pod Roonem identyfikowany

Bardzo purystyczno-ascetyczne to. UI rodem z l. 90 ubiegłego wieku. Obsługa skomplikowana, zdarza się, że zamiast dźwięku, cisza…

DSD pod HQP

Play…

Jako wtyczka, pod Roonem. Co nam to daje? W przypadku microRendu niewiele, w przypadku Makówek zasadniczo bardzo dużo: natywne DSD, DSD512 (wszystko to niemożliwe soute do uzyskania pod macOSem)

Z Makówą to ma sens, z microRendu nie ma takiej potrzeby, zwyczajnie nie ma. HQPlayer będzie wg. mnie bezużytecznym dodatkiem, a nietanim, bo kosztującym c.a 700 zł… wystarczy silnik DSP wbudowany w Roona

Setup

W nawiasach linki do recenzji

Software: front-end ROON (tutajtutaj i tu) (porównawczo AudioGate (opis w tym miejscu)) @ OSX 10.14 & Win10 oraz Daphile OS (zintegrowany z Roon Core i soute)

• Kolumny: C368 z modułami BluOS & HDMI bezpośrednio podpięty pod Pylon Sapphire 23 (test) oraz, alternatywnie via router, dodatkowo z Pylonami Topaz Monitor (test) ponadto spięty via SPDIF z odtwarzaczem CDA C515BEE i Chromecastem Audio (porównawczo), analogowo połączone to z tytułowym setupem oraz aktywne, studyjne monitory EISO (nEar 05 klasyki, model 2), wyłącznie symetrycznie łączone

• DAC: Korg DS-DAC-100 (nasz test), Arcam rDAC (nasz test), M2Tech hiFace DAC (nasz test), thunderboltowy interfejs audio TAC-2 ZOOM & Elgato hub/dock (nasz test), Encore mDSD (test) … all porównawczo

• Główne źródła cyfrowo-komputerowe/endpointy/: iMac (Roon CORE), porównawczo Squeezebox Touch (nasz test), MacBook Air (Roon Bridge), MiniX FookoPC (Roon Bridge / foobar / Audiogate miniPC pod audio patrz test) oraz  terminale HP (Daphile) oraz – rzecz jasna – testowany microRendu z PSU CIAudio

• Konwerter USB-SPDIF: M2Tech hiFace Two (nasz test) …porównawczo

• Uzupełniające źródła cyfrowe: PlayStation 3 (dla SACD & BD Audio), Toshiba E-1 (HD-DVD koncerty), 2 x Chromecast Audio (nasz test) oraz odtwarzacz CDA TEAC w gabinecie

• Źródło analogowe: gramofon NAD 5120 (odbudowany i zmodyfikowany)

• Bufor lampowy DIY (na wyjściach, jak i samodzielnie CDA TEAC PD-H500C… uwielbiam!)

• Wzmacniacze słuchawkowe: Musical Fidelity M1HPA (nasz test), MiniWatt N3 @ 12u7x Brimar BVA CV4035 (NOS) & EL84 TELAM (NOS) (router głośnikowy BTech z wyj. słuchawkowym 6.3mm)…

• Słuchawki: AKG K701 (nasz test), Sennheiser HD650 (też balans), HiFiMan HE-400 (nasz test) – też balans – oraz Audeze LCD-3 (też balans) (nasz test), HiFiMAN Sundara (test) i reszta, opisana w tekście tj. Ananda, Arya i HE-6SE

• Okablowanie: Supra DAC, Dual, USB oraz Trico (analog, cyfra), Procab (analog – głośnikowe), Prolink (cyfra), Belkin (cyfra -> USB), Audioquest Evergreen (analog), Melodika (cyfra, interkonekt oraz głośnikowe – system), HiFiMAN HE-Adapter (XLR), okablowanie ProCaba (XLR, TRS), okablowanie oryginalne Audeze (balans), kabel na zamówienie dla HD-650 (balans)

• Routery audio: Beresford TC-7220 (nasz test), przełączniki źródeł ProJect Switch Box x2 (nasz test), krosownica HDMI oraz switcher głośnikowy BT z wyjściem @ duży jack, thunderboltowy hub Elgato (test) z wyprowadzonym interfejsem po piorunie do drugiej strefy (z gabinet @ salon) oraz jako aktywny hub USB dla przetworników w pokoju dziennym (kontroler w hubie, nie na płycie, jak dedykowany, komunikujący się point-to-point po piorunie z iMakiem)

• Zasilanie: Tomanek ULPS dla rDAC & SB Touch (nasz test), listwa APC (SA PF-8), listwa Tomanek TAP6 (test), listwa TAP8 z DC blockerem (test) oraz TAP4 (test),  kable Supra LoRad

 …oraz, testowane właśnie: GIADA F105D (transport) oraz wyczynowy tor Matrix Audio: element H, X-SPDIF 2, X-Sabre PRO MQA edition + firmowe okablowanie

Dodaj komentarz