LogowanieZarejestruj się
News

Okablowanie Purple Rain Melodiki: interkonekt, cyfra, głośnikowe… test

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
melodika_md

Do naszej redakcji trafiły kable polskiego producenta, firmy Melodika. Kable (głośnikowy, interkonekt oraz koaksial), które są zaprzeczeniem ogólnie prawdziwej tezy o branży, której głównym zajęciem jest maksymalizacja zysku. Oderwane od rzeczywistości, nie mające nic wspólnego z kosztami R&D oraz ceną materiałów sumy, które przyjdzie zapłacić za przewody to najjaskrawszy przejaw choroby, wyśmiewanego (słusznie) przez wielu zjawiska pt. „audio voodoo”. I przyznają to (nawet) osoby, które wydały fortunę na kable, dziennikarze zajmujący się tematyką audio. Kable są ważna częścią systemu – tego nie neguję – wręcz przeciwnie, uważam że ich odpowiedni dobór ma kluczowe znaczenie dla uzyskania optymalnego z naszego punktu widzenia rezultatu. Pełna synergia, pełne możliwości zestawu to także domena właściwego doboru przewodów łączących poszczególne elementy. Tyle tylko, że nie jest tak, że o tym jak to zagra, czy dobrze zagra decyduje przynależność danego okablowania do „arystokracji” (czytaj wiele zer na rachunku), a zupełnie inne czynniki, często prowadzące do szokujących wniosków. Tu nie ma wg. mnie mowy o stopniowym, liniowym (wyższa cena, jeszcze lepiej, jeszcze trochę lepiej) progresie jakości brzmienia. Nie ma mowy, bo taka sytuacja jak wyżej jest dziełem czystego przypadku. Może się okazać (równie dobrze) że podobny efekt, albo lepszy efekt uzyskamy, podłączając do naszego systemu kable bez tych wszystkich zer na rachunku. Nie ma tutaj ŻADNEJ naukowej teorii, żadnego uzasadnienia opartego na wiedzy, że dany kawałek drutu (ten o dziesięć tysięcy droższy od kabla XYZ) będzie LEPSZY. To, czy zagra lepiej czy gorzej uzależnione jest wyłącznie od równania w którym występuje całkiem sporo zmiennych, takich jak poszczególne elementy toru, akcesoria, pomieszczenie, akustyka, wreszcie nasze uszy oraz (bardzo ważne) czynniki psychoakustyczne. Bardzo często zmiany są na tyle subtelne, na tyle niejednoznaczne, że możemy tutaj mówić o przypadkowości, a nie powtarzalności doświadczeń związanych z doborem takiego, a nie innego okablowania. I na nic, wg. mnie, nie zdadzą się elaboraty dowodzące jakie to kolosalne zmiany wniesie kabel XYZ (opisane jest to w taki sposób, jakby aurat ten element decydował o WSZYSTKIM, miał kolosalne znaczenie – klasyczne wyolbrzymienie), uzasadniające niebotyczną cenę. To zwyczajna bzdura, bo nie negując a priori jednostkowego doświadczenia, powtórzenie takiego doświadczenia w innych warunkach (zawsze odmiennych, nigdy nie takich samych) jest zwyczajnie niemożliwe.

Warto przy tym uświadomić sobie, że „manewr kablami”, o ile nie jest to faktycznie zupełnie nietrafiony wybór, nie prowadzi w danym systemie do przewrotu kopernikańskiego (a tak często jest to opisywane, takie mamy wrażenie czytając opisy okablowania audio). Jeszcze raz zatem – są to zmiany subtelne, bo już za kilkaset złotych możemy w KAŻDYM przypadku uzyskać bardzo dobry efekt. I teraz pytanie, jak stopniować ewentualne zyski jakościowe od „bardzo dobry”. No właśnie. Ten wstęp do testu jest konieczny, bo pokazuje jakie mam – jako recenzent – zdanie na temat okablowania, a raczej jakie mam zdanie na temat branży kablarskiej. Jak widać, uważam że jest to najbardziej zepsuty, opierający się na pozamerytorycznych czynnikach segment rynku audio, którego biznesplan opiera się na bezwstydnym oferowaniu czegoś, co nie jest warte żądanych przez „specjalistów” kwot. I jak wspomniałem powyżej, nawet osoby kwieciście opisujące arcydrogie zestawy przewodów audio, przyznają, że to co się dzieje odnośnie cen jest zwyczajnym przegięciem, że to często rozbój w biały dzień.

Produkty Melodiki pokazują, że można inaczej. Kosztują tyle, że dla wielu audiofilów będzie to produkt niegodny uwagi. Bo musi kosztować, aby grać. Jestem audiofilem (po pierwsze melomanem, po drugie…). Rozumiem dążenie do uzyskania jak najlepszego efektu, rozumiem jakie czynniki mają wpływ na uzyskanie tego – najlepszego – efektu w przypadku systemu audio. To czynniki, które wymieniłem powyżej. Kable są niezbywalnym, ważnym elementem toru. I nie muszą kosztować kroci. Mogą być przystępne cenowo, wręcz niedrogie i mogą zagrać bardzo dobrze, a nawet znakomicie. Mogą, bo zera na rachunku nie mają tu nic do rzeczy. Dla osób wyznających inną filozofię, liczą się …INNE rzeczy. Ok, kable to też biżuteria i w sumie tak postrzegam kwestie zer po przecinku. Nie kupujemy czegoś, co zagra o 100% lepiej (to niemożliwe, bo – znowu przyznają to osoby, które „siedzą w tym biznesie” – często „manewr kablami” to progres rzędu 5-10%), a kupujemy coś co podkreśli nasz status, co się nazywa, co wygląda, za czym stoi cała marketingowa otoczka supermarki oraz bardzo wątpliwych, często pseudonaukowych wywodów jakie to magiczne zmiany wniesie zastosowanie naszego arcydrogiego kableka w systemie. Z Melodiką jest inaczej, bo możemy za śmiesznie małe pieniądze kupić coś, co w wielu systemach zagra dobrze, będzie stanowiło solidny element zestawu – właśnie solidny, pozwalający na stworzenie udanego połączenia, dający satysfakcję z uzyskanego rezultatu. To tak, jak z inną, polską marką, którą często testujemy – Pylon Audio. Kolumny w kategoriach „audiofilskich” za grosze, które mogą stanowić konkurencję dla produktów kilkukrotnie droższych. Kiepska wiadomość dla branży, bardzo dobra wiadomość dla klientów. Zapraszam do testu okablowania Melodiki, kabli które pokazują, że można uczciwie podejść do tematu, kabli które w kategorii koszt-efekt miażdżą konkurencję.

» Czytaj dalej

Recenzja DACa MATRIX X-SABRE: high-end za przystępną cenę

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
X-Sabre DSD 12

W sklepach możemy obecnie znaleźć setki dobrych i bardzo dobrych produktów audio. Jest w czym wybierać. To zupełnie inna sytuacja niż w czasach kryzysu branży (lata 90 & początek XXI wiekui), kiedy sytuacja była dokładnie odwrotna. Dobre produkty pojawiały się niezbyt często, wiele było przeciętnych, a znaczna liczba trafiających na rynek zwyczajnie kiepskich. Często lepiej było kupić jakiś stary komponent sprzed dekady, dwóch i cieszyć się prawdziwym HiFi, niż iść do sklepu po sprzęt wątpliwej jakości. Dzisiaj mamy do czynienia z klęską urodzaju. Według mnie, dzięki cyfrowej rewolucji, Internetowi, zmianom w dystrybucji, rosnącym wpływom ze sprzedaży muzyki (tej pobieranej z sieci), banża ma przed sobą znakomite perspektywy, a HiFi staje się… standardem. Tak właśnie, standardem, bo wiele produktów budżetowych, niezbyt drogich, czy wręcz tanich potrafi pozytywnie zaskoczyć jakością brzmienia. Trudno z tego morza urządzeń wyłowić urządzenia wybitne, wyróżniające się, bo jak wspomniałem nigdy wcześniej rynek nie zalewała taka fala dobrze grającego sprzętu. Czasami jednak udaje się trafić na coś, co definuje na nowo takie pojęcia jak wysoka jakość, jak (umowna) przynależność do danej klasy urządzeń, na nowo zdefiniować pojęcie high-endu. No właśnie, high-endu… od jakiegoś czasu jesteśmy świadkami ciekawego zjawiska: na rynek trafiają urządzenia, które kosztują tyle co dobrej klasy HiFi, takie ze średniego pułapu cenowego, w sumie można by napisać – kolejne, solidne komponenty „głównego nurtu”, a jednak po przetestowaniu, po porównaniu stajemy przed dylematem: jak zaklasyfikować to urządzenie? Czy (umowna) granica 10 000 tysięcy za komponent, wyznaczająca (umownie) co jest HiFi, a co zalicza się do high-endu (ale tylko w kontekście ceny, bo z jakością to jest baaaardzo różnie) w ogóle ma w kontekście sprzętu za połowę, albo i mniej, jakikolwiek sens. Cóż, zawsze byłem przeciwnikiem sztucznych granic, podziału wedle którego high-endowe musi kosztować i to kosztować dużo. Okazuje się, po raz kolejny, że to nieprawda, że złe samopoczucie tego czy tamtego redaktora, bo mu się trafiły kolumny za 2000-3000, które grają lepiej od konstrukcji za ponad 10 tysięcy, jest zwyczajnie głupie, skażone błędnym przeświadczeniem, że dobry dźwięk to musi kosztować (krocie). Otóż właśnie nie musi. A już kuriozalne są pojawiające się czasem stwierdzenia, że dla (lepszego) samopoczucia, dany recenzent przyjmuje że to jakaś aberracja, że niejako lepiej (dla kogo?) byłoby żeby producent dopisał zero do rachunku, żądając więcej za swój produkt. No, dobrze, ale o co w tym wszystkim chodzi. Po kiego grzyba niżej podpisany pisze to co pisze, a nie napisze o tytułowym urządzeniu? Już spieszę z wyjaśnieniem.

Wstęp był wg. mnie konieczny, właśnie ze względu na przetestowanego DACa. X-Sabre firmy Matrix to coś, z czym mógłbym żyć, bo jest to coś, co gra tak dobrze, nie …źle napisałem, tak znakomicie, że wszystkie klasyfikacje tracą w tym wypadku sens. Mówimy o komponencie za mniej niż pięć tysięcy złotych. Sprzęcie nie najlepszym na planecie, na pewno nie. Słyszałem ostatnio koszmarnie drogiego DACa (mbl), który potrafił w każdym aspekcie więcej. Tyle tylko, że to lepiej nie było w żaden sposób dyskwalifikujące, czy nawet porównując obniżające ocenę przetestowanego Matriksa. Nic z tych rzeczy. Bo, i to jest tu najważniejsze, X-Sabre to urządzenie bez wad (tak, właśnie, bez wad), to sprzęt któremu brzmieniowo nie jesteśmy w stanie NIC zarzucić. Tu nie ma żadnych „ale”. Można tylko jeszcze bardziej, ale już w jakimś nieprezyjnym z natury, ujęciu procentowym, o naście procent, czasami o włos, czasami bo tak mi się wydaje. Nie da się wg. mnie zbudować lepszego DACa za te pieniądze. Nie da się zrobić tak dobrego urządzenia, nie idąc na jakieś kompromisy. Nie da się, bo X-Sabre to urządzenie pod wieloma względami BEZKOMPROMISOWE. Zarówno odnośnie brzmienia, jakości wykonania, materiałów jak i …ceny. I na tym mógłbym skończyć, ale byłaby to rzecz jasna czołobitna laurka bez żadnego uzasadnienia, bez pokazania, o co w tym przepisie na high-end za kilka tysięcy chodzi. Otóż, chodzi o to…

» Czytaj dalej

Recenzja kolumn podstawkowych Topaz Monitor firmy Pylon Audio

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Topaz Monitor tyt

Kolejne kolumny polskiego producenta, firmy Pylon Audio, trafiły do nas do testów. Pamiętam znakomite 20-ki, które po testach kupiłem dla rodziców melomanów, oczarowanych dźwiękiem sporych podłogówek. Pamiętam jak wiele przyjemności ze słuchania muzyki oferowały słuchane później Topazy 15 – mniejsza, znacznie bardziej kompaktowa konstrukcja podłogowa, która idealnie pasowała do 17 metrowego pomieszczenia, w którym przeprowadzałem testy. Monitory to kolumny oparte konstrukcyjnie na 15-kach. To niewielkie podstawkowce, znacznie mniejsze od naszych redakcyjnych Pereł, kolumienki do ustawienia w niewielkim pomieszczeniu, można wręcz napisać – monitory bliskiego pola – jednak, jak pokazała praktyka, radzące sobie w pomieszczeniu o powierzchni 18,9 metrów kwadratowych (z oczywistymi ograniczeniami dotyczącymi niskiego zakresu, basu, co jest w tego typu głośnikach typowe). Zabierałem się do testów z wielką ochotą i dużymi oczekiwaniami – do tej pory produkty Pylona jednoznacznie kojarzyły mi się ze znakomitym w relacji koszt – efekt dźwiękiem, fantastycznie pasując do posiadanej przez nas w redakcji elektroniki (opartej na urządzeniach NADa). Od jakiegoś czasu w naszym torze egzystuje gramofon z pre (vintage – ponownie NAD – zmodyfikowany, ponaprawiany, grający że czapki z głów), sprawdziłem więc nowe kolumny w torze z igłą. Do tego w trakcie testów do redakcji trafiło sporo sprzętu, z którym Topazy miały okazję zagrać. Dzięki m.in. przetwornikowi X-Sabre firmy Matrix oraz systemowi all-in-one firmy coctail Audio  X30 udało mi się kompleksowo przetestować monitorki, w zestawach z zakresu od 3000 (budżetówka) do nieco ponad 10 000 (nasza umowna granica hi-endu za pojedynczy element toru) złotych za elektronikę (nie licząc okablowania, zasilania etc.). Przy okazji udało się przetestować (artykuł opublikujemy niebawem!) rodzime okablowanie Melodiki, porównałem jak to gra z przewodami ref. Supry, na chwilę podpiąłem Topazy do lampy (uświadomiłem sobie przy okazji, że przyda nam się jakaś lampa, względnie hybrydowy, kompaktowy wzmacniacz do drugiego pomieszczenia), ustawiłem je na zmodyfikowanych przez siebie standach w pomieszczeniu o powierzchni 8 metrów kwadratowych. To właśnie tam, słuchając w bliskim polu, najpełniej doświadczyłem jak małe Topazy radzą sobie z reprodukcją dźwięku, jaki jest „patent” na muzykę w tym konkretnie przypadku. Zaciekawieni? Zapraszam do lektury naszej najnowszej recenzji. Oto Topaz Monitor, kolumienki za niecałe 1500 złotych, które grają jak…

» Czytaj dalej

Rzut okiem: radyjko internetowe Noxon Fun

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
noxonfun

Do redakcji trafił produkt kuchenny ;-) , urządzenie które nie jest żadnym tam HiFi, tylko zamiennikiem grającego w tle radyjka. Nie byle jakim zamiennikiem – bo to sprzęt pełną gębą z XXI wieku. Mamy tutaj sieć (i to nie tylko z rozgłośniami internetowymi, ale także serwisami informacyjnymi oraz dostępem do lokalnych zbiorów via uPnP/DLNA), mamy bajecznie prostą obsługę za pomocą pilota względnie kilku sensownie rozmieszczonych na obudowie (górny panel) przycisków. To coś do postawienia na blacie, na półce, coś co ma grać w miejscu, w którym chcielibyśmy usłyszeć muzykę (także tą konkretną, ulubioną z naszej kolekcji), a które to miejsce wyklucza ustawienie nawet zminiaturyzowanego systemu stereo. Poza tym, do okazjonalnego słuchania, do słuchania w tle niekoniecznie potrzebujemy od razu takiego Pianocrafta, czy zestawu pudełek od Pro-Ject`a. Nie ma sensu wydawać dwóch tysięcy złotych na zestaw do kuchni czy do łazienki (to znaczy, jest sens, o ile pieniądze nie są problemem ;-) ). W takim miejscu idealnie sprawdzi się przetestowany Noxon Fun. Jak na urządzenie o niemałych możliwościach, z pełną integracją w ramach lokalnej sieci, cena jaką przyjdzie zapłacić za radyjko (i nie tylko) nie jest specjalnie wygórowana – 499 złotych to mniej niż woła Logitech za swoje UE Radio (Squeezebox Radio w nowej odsłonie). Owszem, funkcjonalność alternatywnego produktu Logitecha (oprogramowanie) jest nieco większa (np. aplikacje, możliwość instalacji opcjonalnej baterii), ale …już od strony brzmieniowej tytułowy sprzęt radzi sobie lepiej. Miałem sposobność korzystania z UE Radio przez jakiś czas i moja ocena nie była dla szwajcarskiego urządzenia zbyt pozytywna. Pamiętam SB Radio (to samo, tylko bez ograniczeń jakie stwarza „nowe” UE – na szczęście można wgrać software starego, dobrego SB do UE), które w ramach zintegrowanego ekosystemu sprawowało się znacznie lepiej, pamiętam świetnego SB Boom (jednak dość kosztownego), który brzmieniowo wykraczał poza segment „radyjka” czy „miniwieży”… Wracając do meritum, Noxon Fun ma obecnie sporą konkurencję (setki modeli – jest w czym wybierać), jednak patrząc przez pryzmat funkcjonalności, dźwięku, bezproblemowej obsługi Fun wydaje się całkiem sensownym wyborem w przypadku budżetowych radyjek. Zapraszam, do zapoznania się z naszymi spostrzeżeniami, na temat tytułowego produktu…

» Czytaj dalej

Spotify za darmo, ale z ograniczeniami….

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Spotify

Wczorajsza konferencja w Nowym Jorku szwedzkiego serwisu Spotify to duża niespodzianka, jednocześnie fajny prezent dla wszystkich fanów strumieniowania muzyki… od teraz streaming na wszystkie platformy, w tym także na handheldy całkowicie za darmo. Do tej pory, przypomnijmy, ktoś kto korzystał z serwsiu na komputerze nic nie płacił, ale w sytuacji gdy chciał korzsytać ze Spotify na telefonie, tablecie czy urządzeniu audio (które pozwalało na integracje z serwisem) musiał uiścić comiesięczną opłatę za Premium + w wysokości 9.99$ (w Polsce 19.99zł). Teraz to się zmieni. Abonament zostanie, w bezpłatnej opcji usłyszymy reklamy, jednak nie będziemy musieli płacić za streaming na m.in. przenośne urządzenia. W opcji darmowej odtwarzanie będzie przerywane co kilkanaście minut reklamą, dodatkowo muzyka będzie odtwarzana …w trybie losowym. Nie będzie natomiast limitu czasowego (po pół roku darmowego korzystania włączało się ograniczenie polegające na przerwaniu odtwarzania po 10 minutach – zniesiono to). Dodatkowo darmowa opcja to brak możliwości grania muzyki w trybie offline (tylko streaming). W przypadku komputerów nadal (za darmo) posłuchamy muzyki nie tylko w trybie losowym (ale z reklamami). I jeszcze jedno – serwis rezygnuje z tańszego abonamentu za 10zł (bez ograniczeń na komputerach). Ciekawe jest uzasadnienie tej decyzji: zdaniem właścicieli serwisu coraz więcej osób słucha Spotify za pośrednictwem tabletu, w domu, koszystając z dotykowej płytki zamiast komputera.

Wiadomo, że do tej pory ok. 25-30% użytkowników płaciło abonament. To był jeden z hamulców popularyzacji. Właściciele liczą zatem na wzrost zainteresowania… na powiększenie bazy użytkowników płacących abonament. Czy to się uda, gdy opcja bez opłat będzie oferowała (z ograniczeniem polegającym na wyświetlaniu reklam, braku trybu offline) darmowe strumieniowanie? Mam co do tego pewne wątpliwości, choć może faktycznie klienci skuszeni wizją streamingu na wszystkie swoje urządzenia sięgną do kieszeni i strategia okaże się słuszna. Ciekawe jak na ten ruch zareaguje konkurencja? Deezer, WiMP i inni mają o czym myśleć. Jeszcze gdyby dodali w szwedzkim serwisie natywną możliwość nawigowania po kolekcji (albumy, artyści etc.). Aha, jeszcze jedno, do serwsiu trafia całą dyskografia Led Zeppelin! Do tej pory wzbraniali się przed udostępnieniem twórczości w serwisach, ale w końcu udało się. Super!

 

Połączenie whisky & Grado? Trzy razy tak, albo pięć, albo dziesięć!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
grado_busshmills

Grado to słuchawki, które darzę dużą estymą. Co prawda jakoś nigdy na dłużej nie zagościły w moim systemie słuchawkowym, ale ilekroć udaje mi się jakieś „Gradosy” podłączyć do tory, tylekroć relaksuję się, chłonąc muzykę podaną w sposób nienachalny, naturalny, namacalny wręcz intymny. To nie są słuchawki, które robią show, które chcą nam coś udowodnić. Nie muszą, to nie ten adres, one po prostu grają muzykę, grają tak muzykalnie, tak przyjemnie, że doskonale rozumiem osoby uzależnione od amerykańskich nauszników, dla których świat dzieli się na Grado i cała (niewarta wzmnianki ;-) reszta. Rozumiem, choć nie podzielam tej fundamentalistycznej opinii. Grado postanowiło tym razem zaskoczyć swoich potencjalnych klientów mariażem ze znaną marką whisky. Old Bushmills Distillery to znany, irlandzki (a jakże!) producent tego trunku. Do tego dodajmy eklektycznych jegomościów -  DJ Wooden Wisdom, czyli Zacha Cowie oraz amerykańskiego aktora Elijaha Wooda – znanego z roli Frodo we Władcy Pierścieni oraz (to już mniej znanego, a szkoda, bo chłopak dał czadu) m.in. z występu w kultowym dziele X muzy „Sin City”, adaptacji komiksu Franka Millera. Dobra wóda plus słuchawki z wykonanymi z drewna padami – czy może być coś bardziej dopasowanego do siebie niż wymienione powyżej dobra? Drewno, które użyto w konstrukcji nauszników, to nie pierwsze lepsze drzewo, a recyklinkowana beczka z irlandzkiej destylarni. Innymi słowy % trafią nam do głowy zaraz po podłączeniu słuchawek do toru ;-)  

Ok, dość o whisky, warto w paru słowach opisać nowe Grado. Inżynierowie zastosowali w nich przetworniki dynamiczne, generujące dźwięk w zakresie 16 – 26.000Hz ze skutecznością 86dB. Wspomniany Elijah Wood, po odsłuchu (ciekawe, czy zakrapianym?), powiedział, co następuje: „Ekspresja muzyki z tych słuchawek jest niezwykła”. Po raz pierwszy w historii firmy zastosowano także tylną wentylację muszli. Poza tym to Grado w każdym calu, do tego bardzo przyzwoicie wycenione – kosztują bowiem zaledwie 395$. Napisałem – zaledwie – bo takie limitowane produkty potrafią kosztować x razy więcej. A tu taka miła niespodzianka. Czekamy na pierwsze transporty gorzałkowej kontrabandy, znaczy skrzyneczek z Bushmills x Grado. Jak tylko dotrą do kraju nad Wisłą, nie omieszkamy zapytać dystrybutora o jedną sztukę do przetestowania. Szklanka się znajdzie, butelka też się znajdzie (zdaje się w kompecie), do tego dobra muzyka i można będzie jakoś przezimować.

Hmmm, ciekawe, czy w przesłanym do testów egz. będzie butelczyna? Wiadomo, egzemplarze demonstracyjne, przeznaczone dla prasy, często są (niestety) zubożone w porównaniu do tego co trafia do sklepów. Jaka (wybiegając w przyszłość) szkoda…

» Czytaj dalej

Nowa wersja DragonFly`a – taniej, więcej, lepiej…

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
aq-dacudra12

Audioquest przygotował zmodyfikowaną wersję przetestowanego u nas miniaturowego przetwornika USB. Nowy DragonFly v1.2 to przede wszystkim zmiany w zakresie konstrukcji zasilania (większy zakres dynamiki, lepsza separacja dźwięku). Poza tym producent obiecuje poprawę rozdzielczości oraz znaczne (w stosunku do oryginalnego modelu) polepszenie przejrzystości, a co za tym idzie lepszy wgląd w strukturę materiału, nagrania. Generalnie poprawiono cały tor, sama forma nie uległa zaś zmianie – nadal gramy pliki o rozdzielczości 24/96, nadal świecąca ważka pokazuje z jakimi parametrami mamy w danym momencie do czynienia. Miłą niespodzianką jest dużo niższa cena. Teraz za DragonFly`a zapłacimy zaledwie 149$. Oznacza to obniżkę ceny aż o 100$ w stosunku do poprzednika (ten ostatnio potaniał, ale i tak cena nowego modelu nie powinna przekroczyć sumy 700-750 złotych (podczas, gdy org. kosztuje co najmniej 850 złotych). Okazja? Jak najbardziej, bo – proszę mi wierzyć – ten „pendrive” wprowadza tyle dobrego w dziedzinie brzmienia z komputera, że aż grzech nie skorzystać z takiej możliwości poprawy jakości dźwięku z naszego peceta, względnie maka. Warto przy tym zaznaczyć, że żadna zewnętrzna karta dźwiękowa (nawet z tych drogich) nie da nam tyle frajdy ze słuchania muzyki z komputera, co tytułowy produkt. Tutaj na pierwszym miejscu jest wierny, naturalny przekaz dźwięku, poza tym w standardzie dostajemy doskonałą współpracę ze słuchawkami (zarówno tymi nisko, jak i wysoko omowymi) oraz precyzyjny, cyfrowy potencjometr sterujący głośnością. W takiej cenie to chyba najlepsze co możemy zrobić w zakresie poprawy dźwięku z komputera. Podsumowując: „Audioquest DragonFly v1.2 USB Stick DAC: Same Size, Better Sound, Now Just $149″.

YouTube nie wprowadzi swojego serwisu muzycznego w tym roku

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
YouTube

O opóźnieniu zadecydowały kwestie związane z dopracowaniem serwisu oraz (co pewnie było głównym powodem) dopięcia wszystkich umów z wytwórniami fonograficznymi. Music Pass – bo tak prawdopodobnie będzie nazywała się nowa usługa streamingowa, ma być bezpośrednim konkurentem dla Spotify, Rdio, Pandroidy czy Deezera. Na razie nic nie wiadomo o funkcjonalności (zapewne zbliżonej do tego, co oferują ww. serwisy), o jakości dźwięku (tutaj nie liczyłbym na nic więcej niż mp3 / 320) oraz o bibliotece nagrań. Ujawniono natomiast prawdopodobną cenę za konto premium. Okazuje się, że za wszystko zapłacimy nic. Serwis ma być w pełni darmowy, co będzie oznaczało małą rewolucję w tej materii, bo dotąd trzeba było płacić 9.99$ (standardowa cena) za dostęp do kontra premium. Ciekawe jak zareaguje konkurencja na ten ruch, czy będzie to oznaczało stopniowe zniesienie opłat? Wprowadzenie dużej liczby reklam (w końcu na czymś trzeba zarabiać), a może po prostu konkurenci wzruszą ramionami (pytanie co dokładnie otrzymamy za to za darmo, czy może „za darmo”). Tak czy inaczej przyjdzie poczekać nam do marca 2014 na oficjalną premierę serwisu. Ciekawe, czy ktoś postanowi iść drogą obraną przez WiMPa, oferując muzykę w bezstratnych formatach? Może to być wg. mnie dodatkowy element w ofercie tego typu usługodawców, dający im możliwość zarobienia dodatkowych paru dolarów na abonencie zainteresowanym lepszą jakością muzyki. Przy ewentualnym zniesieniu podstawowej opłaty (patrz wyżej) będzie można w ten sposób wprowadzić dodatkowe elementy wymagające uiszczenia opłaty. To plus hipotetycznie możliwa usługa przeniesienia całej kolekcji do chmury (coś ala iTunes Match, tyle że lepsze, bez ograniczeń ww. usługi, z pełnym wsparciem dla formatów bezstratnych, bardzo dużą przestrzenią na dane) mogą przynieść określone korzyści usługodawcom.

WiSA – nowy standard. Zapowiedź końca branży kablarskiej?

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
WiSA logo

O WiSA przeczytacie jeszcze nie raz. W końcu udało się ustalić jednolity standard bezprzewodowego przesyłu audio wideo, który oferuje jakość fullHD oraz transmisję audio o parametrach 24/96. To wszystko w promieniu 9 metrów od nadajnika. Co to oznacza w praktyce? Ano oznacza, że przyszłe odtwarzacze (czy raczej urządzenia wielofunkcyjne), kolumny głośnikowe będą komunikować się bez pośrednictwa kabla. Ten zostanie wyeliminowany z toru. Rzecz jasna nie nastąpi to od razu, będzie to proces stopniowy, ale docelowo bezprzewodowy streaming zdominuje salony, stanie się wiodącym standardem. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. W końcu, patrząc na niektóre, najbardziej awangardowe produkty (audio), takie jak kolumny Avantgarde Acoustic Zero 1 pokazują, w którym kierunku to zmierza. Brak fizycznego nośnika, strumieniowanie muzyki ze źródeł lokalnych, Internetu, wzmacniacze w klasie D, miniaturyzacja oraz integracja… oraz eliminacja połączeń kablowych, względnie oparcie całego okablowania na uniwersalnej skrętce (służącej nie tylko do przesyłu danych do odtwarzacza, ale także samego sygnału do, czy między kolumnami) staje się obecnie realną alternatywą dla tradycyjnych interkonektorów, kabli głośnikowych. Ważne – nie ma tu mowy o jakiś kompromisach odnośnie jakości dźwięku. Wręcz przeciwnie. Kabel ethernetowy to zdaniem wielu najlepsze fizyczne medium dla obrazu i dźwięku, przesył bezprzewodowy w obecnej postaci jest na tyle dopracowany, wolny od błędów, ewentualnych interferencji że może i będzie alternatywą dla przewodu, dla kabla.

Dobrze, że pojawia się jednolity standard, bo do tej pory każdy próbował na własną rękę opracować technologię, co blokowało popularyzację tego typu rozwiązań na rynku. Najpopularniejszym rozwiązaniem był/jest opracowany przez Intela WiDi oraz (w ramach zamkniętego ekosystemu) AirPlay firmy Apple. Teraz, w sytuacji, gdy mamy WiSA (Wireless Speaker & Audio), bezprzewodowy transfer ma szansę na szybką adaptację. Transfer w ramach WiSA odbywa się w odpornym na interferencje paśmie 5,2-5,8 GHz. To gwarancja braku zakłóceń, wysokiej jakości przekazu. Na CES 2014 zobaczymy pierwsze urządzenia wspierające nowy standard. Będą to m.in. odtwarzacz multiformatowy Sharpa oraz sprzęt firmy Bang & Olufsen, która niedawno zaprezentowała kolumny BeoLab 17, 18 i 19 z modułami WiSA. Czekamy na prezentacje i wierzymy, że nadejdą w końcu czasy, kiedy kabel odejdzie na zasłużoną emeryturę. A co z konserwatystami? Z klasycznym stereo? Cóż, takie rzeczy jak dzielony zestaw pre+power, integrę z odtwarzaczem (CD) będziemy podziwiać w muzeum. To nieuniknione. Wielu czołowych producentów z branży doskonale to rozumie – wystarczy popatrzeć na nowe konstrukcje, na przesunięcie akcentów, na coraz częstszą implementację interfejsów sieciowych. A od tego tylko krok od rezygnacji z tego co było (jw.) na rzecz zupełnie na nowo zdefiniowanych źródeł dźwięku. To się już dzieje, a teraz wraz z wprowadzeniem WiSA n-o-w-e nabierze rozpędu…

Oficjalna strona stowarzyszenia promującego nowy standard mieści się pod tym adresem.

Multiroom w oparciu o AirPlay – produkty CASA Tunes w Polsce

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
casa_tunes_ct8_m_max

Obecnie budowa wielostrefowego systemu nie jest tak skomplikowana i kosztowna jak to miało miejsce parę lat temu. Handheldowa rewolucja, a wraz z nią nadejście streamingu, bezprzewodowej łączności, przesyłania obrazu i dźwięku za pośrednictwem popularnych technologii, takich jak DLNA/uPnP (WiFi) oraz za pomocą Bluetooth pozwala na doprowadzenie sygnału bez pośrednictwa kabli praktycznie wszędzie i to za stosunkowo niewielkie pieniądze. Jednak ktoś, komu zależy na maksymalnej funkcjonalności, możliwościach rozbudowy, jakości sygnału często wybiera rozwiązania dedykowane, przygotowane przez specjalistów z branży. Jedną z takich firm jest amerykańska CASA Tunes, której produkty właśnie trafiły do naszego kraju. Ciekawostką jest tutaj oparcie się na technologii AirPlay, technologii Apple, której zastosowanie niesie ze sobą określone korzyści – gigantyczny rynek aplikacji wspierających format oraz urządzeń kompatybilnych z ww. techniką przesyłu, ogromna prostota obsługi oraz bezstratny transfer o jakości płyty kompaktowej. Ograniczenia to brak obsługi plików hi-res, krytycy mówią także o nie do końca pewnej (osiągalnej) zgodności bitowej – innymi słowy, niektórzy twierdzą, że nie ma tu mowy o bit-perfect. Jak jest w rzeczywistości trudno orzec, bo wielu rzeczy o AP po prostu nie wiemy, poza tym sama natura transferu bezprzewodowego niesie ze sobą pewne ograniczenia i niebezpieczeństwa. Zostawmy jednak to i skupy się na nowości jaka wchodzi na nasz rynek…

„Casa Tunes to amerykańska firma produkująca urządzenia Multiroom Audio wykorzystujące technologię bezprzewodową AirPlay oraz tradycyjne połączenie kablowe. Streamery Casa Tunes mogą wykorzystywać bezprzewodowe przesyłanie sygnału audio do dowolnego urządzenia wyposażonego w technologię Air Play, takiego jak głośniki czy amplitunery AV. Z oferty firmy można wybrać streamery o niespotykanej ilości wyjść audio od 3 do 24 streamów w technologii kablowej oraz od 5 do 10 streamów w technologii bezprzewodowej Air Play. Obsługa urządzeń może się odbywać z dedykowanej klawiatury oraz z wygodnych aplikacji na smartfony, tablety w systemie iOS lub Android oraz z komputerów PC i Mac.” Jak widać, jest to rozwiązanie całościowe, dopasowane do potrzeb różnych klientów, w tym takich którzy mają spore domy, duże mieszkania, w których chcieliby mieć pełną swobodę dostępu do multimediów. Niewątpliwie ogromną zaletą w tym wypadku jest kompatybilność z gigantyczną liczbą urządzeń. Zazwyczaj w tego typu rozwiązaniach stosuje się unikalne technologie, wymagające zastosowania dodatkowych, kosztownych komponentów, przygotowanych do pracy w wielostrefowym systemie. Tutaj jest inaczej. Wiadomo, że Ameryka (USA) Apple stoi. Akurat w tej dziedzinie (bezprzewodowy transfer audio i wideo, ogólnie multimedia) jabłkowy ekosystem ma do zaoferowania bardzo wiele, stanowi punkt odniesienia. Wielostrefowy system dystrybucji oparty na AirPlay ma dużą przewagę nad konkurencją, może także okazać się najbardziej przyjazny kieszeni (mamy w sumie pełną dowolność konfigurowania, można dowolnie mieszać ze sobą urządzenia, marki, byle by wspierały AP).