LogowanieZarejestruj się
News

Okablowanie Purple Rain Melodiki: interkonekt, cyfra, głośnikowe… test

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
melodika_md

Do naszej redakcji trafiły kable polskiego producenta, firmy Melodika. Kable (głośnikowy, interkonekt oraz koaksial), które są zaprzeczeniem ogólnie prawdziwej tezy o branży, której głównym zajęciem jest maksymalizacja zysku. Oderwane od rzeczywistości, nie mające nic wspólnego z kosztami R&D oraz ceną materiałów sumy, które przyjdzie zapłacić za przewody to najjaskrawszy przejaw choroby, wyśmiewanego (słusznie) przez wielu zjawiska pt. „audio voodoo”. I przyznają to (nawet) osoby, które wydały fortunę na kable, dziennikarze zajmujący się tematyką audio. Kable są ważna częścią systemu – tego nie neguję – wręcz przeciwnie, uważam że ich odpowiedni dobór ma kluczowe znaczenie dla uzyskania optymalnego z naszego punktu widzenia rezultatu. Pełna synergia, pełne możliwości zestawu to także domena właściwego doboru przewodów łączących poszczególne elementy. Tyle tylko, że nie jest tak, że o tym jak to zagra, czy dobrze zagra decyduje przynależność danego okablowania do „arystokracji” (czytaj wiele zer na rachunku), a zupełnie inne czynniki, często prowadzące do szokujących wniosków. Tu nie ma wg. mnie mowy o stopniowym, liniowym (wyższa cena, jeszcze lepiej, jeszcze trochę lepiej) progresie jakości brzmienia. Nie ma mowy, bo taka sytuacja jak wyżej jest dziełem czystego przypadku. Może się okazać (równie dobrze) że podobny efekt, albo lepszy efekt uzyskamy, podłączając do naszego systemu kable bez tych wszystkich zer na rachunku. Nie ma tutaj ŻADNEJ naukowej teorii, żadnego uzasadnienia opartego na wiedzy, że dany kawałek drutu (ten o dziesięć tysięcy droższy od kabla XYZ) będzie LEPSZY. To, czy zagra lepiej czy gorzej uzależnione jest wyłącznie od równania w którym występuje całkiem sporo zmiennych, takich jak poszczególne elementy toru, akcesoria, pomieszczenie, akustyka, wreszcie nasze uszy oraz (bardzo ważne) czynniki psychoakustyczne. Bardzo często zmiany są na tyle subtelne, na tyle niejednoznaczne, że możemy tutaj mówić o przypadkowości, a nie powtarzalności doświadczeń związanych z doborem takiego, a nie innego okablowania. I na nic, wg. mnie, nie zdadzą się elaboraty dowodzące jakie to kolosalne zmiany wniesie kabel XYZ (opisane jest to w taki sposób, jakby aurat ten element decydował o WSZYSTKIM, miał kolosalne znaczenie – klasyczne wyolbrzymienie), uzasadniające niebotyczną cenę. To zwyczajna bzdura, bo nie negując a priori jednostkowego doświadczenia, powtórzenie takiego doświadczenia w innych warunkach (zawsze odmiennych, nigdy nie takich samych) jest zwyczajnie niemożliwe.

Warto przy tym uświadomić sobie, że „manewr kablami”, o ile nie jest to faktycznie zupełnie nietrafiony wybór, nie prowadzi w danym systemie do przewrotu kopernikańskiego (a tak często jest to opisywane, takie mamy wrażenie czytając opisy okablowania audio). Jeszcze raz zatem – są to zmiany subtelne, bo już za kilkaset złotych możemy w KAŻDYM przypadku uzyskać bardzo dobry efekt. I teraz pytanie, jak stopniować ewentualne zyski jakościowe od „bardzo dobry”. No właśnie. Ten wstęp do testu jest konieczny, bo pokazuje jakie mam – jako recenzent – zdanie na temat okablowania, a raczej jakie mam zdanie na temat branży kablarskiej. Jak widać, uważam że jest to najbardziej zepsuty, opierający się na pozamerytorycznych czynnikach segment rynku audio, którego biznesplan opiera się na bezwstydnym oferowaniu czegoś, co nie jest warte żądanych przez „specjalistów” kwot. I jak wspomniałem powyżej, nawet osoby kwieciście opisujące arcydrogie zestawy przewodów audio, przyznają, że to co się dzieje odnośnie cen jest zwyczajnym przegięciem, że to często rozbój w biały dzień.

Produkty Melodiki pokazują, że można inaczej. Kosztują tyle, że dla wielu audiofilów będzie to produkt niegodny uwagi. Bo musi kosztować, aby grać. Jestem audiofilem (po pierwsze melomanem, po drugie…). Rozumiem dążenie do uzyskania jak najlepszego efektu, rozumiem jakie czynniki mają wpływ na uzyskanie tego – najlepszego – efektu w przypadku systemu audio. To czynniki, które wymieniłem powyżej. Kable są niezbywalnym, ważnym elementem toru. I nie muszą kosztować kroci. Mogą być przystępne cenowo, wręcz niedrogie i mogą zagrać bardzo dobrze, a nawet znakomicie. Mogą, bo zera na rachunku nie mają tu nic do rzeczy. Dla osób wyznających inną filozofię, liczą się …INNE rzeczy. Ok, kable to też biżuteria i w sumie tak postrzegam kwestie zer po przecinku. Nie kupujemy czegoś, co zagra o 100% lepiej (to niemożliwe, bo – znowu przyznają to osoby, które „siedzą w tym biznesie” – często „manewr kablami” to progres rzędu 5-10%), a kupujemy coś co podkreśli nasz status, co się nazywa, co wygląda, za czym stoi cała marketingowa otoczka supermarki oraz bardzo wątpliwych, często pseudonaukowych wywodów jakie to magiczne zmiany wniesie zastosowanie naszego arcydrogiego kableka w systemie. Z Melodiką jest inaczej, bo możemy za śmiesznie małe pieniądze kupić coś, co w wielu systemach zagra dobrze, będzie stanowiło solidny element zestawu – właśnie solidny, pozwalający na stworzenie udanego połączenia, dający satysfakcję z uzyskanego rezultatu. To tak, jak z inną, polską marką, którą często testujemy – Pylon Audio. Kolumny w kategoriach „audiofilskich” za grosze, które mogą stanowić konkurencję dla produktów kilkukrotnie droższych. Kiepska wiadomość dla branży, bardzo dobra wiadomość dla klientów. Zapraszam do testu okablowania Melodiki, kabli które pokazują, że można uczciwie podejść do tematu, kabli które w kategorii koszt-efekt miażdżą konkurencję.

(…) „I only wanted to see you laughing in the purple rain. Purple rain, purple rain…”*
*„Purple Rain” Prince

Muzyka jest najważniejsza. Patrząc z perspektywy tego, czym się zajmuję, to właśnie ten rodzaj sztuki przemawia do mnie najpełniej, wywołuje najsilniejsze emocje. Nazwa polskich kabelków od razu nasuwa oczywiste skojarzenia. Prince Rogers Nelson to geniusz, to artysta, który jest żywą legendą, kompozytor, wokalista, twórca wielu znakomitych kawałków, wielkich przebojów… Utwór „Purple rain”, to jedna z najpopularniejszych piosenek, bez których to co kochamy – świat dźwięku, muzyki – byłby jakiś niedorobiony, niepełny. Tak samo można powiedzieć o człowieku, który to stworzył i zaśpiewał. „Purple rain” przemawia do nas na poziomie emocji – linia melodyczna, hipnotyzujący głos wokalisty, tekst – to wszystko tworzy magiczną mieszankę, która (bez względu na nasze muzyczne upodobania, gatunki, gusty) …śmiem twierdzić… nie pozostawia obojętnym żadnego słuchacza. Z kablami Melodiki jest właśnie tak – nie analizujemy dźwięku, tylko słuchamy muzyki, bo ona jest w centrum uwagi, a dzięki synergii jaką uzyskałem podłączając je do niezbyt drogiej (słowo klucz) elektroniki NADa, a następnie do kosztowniejszego systemu odniesienia (z produktem roku 2013 – przetwornikiem Matrix X-Sabre) wszystko było na swoim miejscu, przewody Purple rain w pełni zintegrowały się z systemem. Zaczynam od słuchania, a nie omawiania kwestii technicznych, suchego opisu produktu, bo właśnie to jest kluczowe, a nie jakieś mniej lub bardziej udane próby uzasadnienia, że no przecież to jednak kompromisy, że nie ma tu mowy o technologiach kosmicznych, materiałach egzotycznych etc… Inaczej, (nad)zwyczajnie, kable Melodiki, jako system okablowania, w naszym – redakcyjnym – systemie, w naszym głównym pomieszczeniu, gdzie słuchamy muzyki, sprawdziły się równie dobrze (a nawet pod pewnymi względami lepiej) co referencyjne kabelki Supry, któych na co dzień używamy. Taka drobna dygresja – wybór szwedzkiego okablowania był wyborem świadomym. Nie tylko uniwersalność tych kabli, ale filozofia jaka przyświeca producentowi (żadnego ściemniania plus rozsądna cena) przemawiają do mnie w pełni – to jest właśnie podejście, za które cenię szwedzkiego producenta. Z Melodiką jest podobnie, to znaczy, dostajemy coś bardzo dobrego za bardzo uczciwą cenę.

A co konkretnie dostajemy? Ciepłe brzmienie, bardzo muzykalne, bez żadnego cyfrowego nalotu, osuszenia, pełne, organiczne …to coś, na marginesie, za co kocham urządzenia NADa. Praktycznie zawsze (mamy w najbliższych planach test wzmacniacza D3020, słuchałem go niedawno i cóż… znowu im się udało, znowu to zrobili!) kiedy trafia do mnie sprzęt tego producenta, wiem czego się spodziewać – to produkty grające w sposób najbliższy mojej filozofii reprodukcji dźwięku. Przetestowane kable idą w tym samym kierunku, ważne – są (podłączałem je także do innej elektroniki, do innych kolumn) uniwersalne – to znaczy, niczego nie psują. A to cholernie istotne, bo często jest tak, że po wymianie kabli na inne, zamiast poprawy mamy wrażenie że wyparowało coś, co pozwalało poczuć emocje, stanowiło – jak się okazało – element niezbędny, do tego by przykuć nas na wiele godzin do naszego stereo. Bolesne, prawda? Innymi słowy w drugą stronę (pogorszenie) może być dużo mocniejszy efekt zmian okablowania, gdy podepniemy coś całkowicie nie pasującego – warto zapamiętać. Z Melodiką (przepraszam jednocześnie w tym miejscu moich rodziców, którym uprzykrzałem życie testując kable w ich, bardzo różniącym się od naszego redakcyjnego, systemie) jest inaczej. Znaczy to tyle, że wybór dokonany przez producenta był wyborem właściwym. Bo kabel, jako medium transmisyjne sygnału audio, ma zachować to co nam się w naszym systemie udało osiągnąć, zachować właśnie, stanowić harmonijne dopełnienie. Taką kropkę nad i. Na pewno wadą Purple rain, według branży, względnie kolegów ceniących wiele zer na rachunku, jest ich cena. Są za tanie, jak na to co oferują. Niebezpiecznie tanie. Bo, przecież, dobry kabel kosztuje. A tu guzik z pętelką. Kable Melodiki przypominają o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi. Chodzi o przyjemność, o radość płynącą ze słuchania muzyki. Nie o analizę, nie o napinanie się „…no ale w high-endzie, to, tamto, sramto”, tylko o sam fakt słuchania muzyki w dobrej jakości i czerpania z tego satysfakcji. Z Purple rain, jak z utworem Prince, jest właśnie tak – można nie lubić muzyki POP, mieć inne gusta, ale nie można odmówić utworowi, artyście geniuszu, nie zachwycić się ponadczasowym pięknem tej piosenki. I co z tego, że mówimy o … popularnej muzyce, znaczy się nie o audiofilskim plumkaniu (do zeżygania). Co z tego?! Po prostu słuchamy i jest nam z tym dobrze, bo nikt tutaj nas nie przekonuje (na siłę), że to ho, ho, ho o tyle lat świetnych lepszy dźwięk, że w ogóle nie ma o czym mówić. Wspólnym mianownikiem jest to, co według mnie kluczowe – emocje, przyjemność, niech będzie – bezpieczny wybór, gwarantujący udane połączenie.

  

Dobre proporcje, harmonijny przekaz, z nieco przytłumioną dynamiką, po prostu prawdziwa reprodukcja muzyki, do tego łaskawa dla tych gorzej zrealizowanych nagrań. Red Hot Chili Papers to synonim tragicznej jakości w kategoriach realizatorskich, a te utwory Papryczek, które bardzo mi się podobają, bo jest to po prostu kawał dobrego rock&rolla (z dodatkiem fun na przedzie), system NADa z kablami Melodiki dały tyle radochy (bez zgrzytania zębami), że tylko brać tekst i śpiewać razem z imiennikiem. I o to chodzi! Mamy więc to, co najważniejsze za… no właśnie, za cenę atłasowej wyściółki w przypadku X razy droższych przewodów konkurencji. Jaki płynie z tego wniosek? Ano, wniosek dla branży kablarskiej cokolwiek nieciekawy. Ok, specyficzna grupa klientów wybierze to co drogie, bo tak ma, bo jak wyżej, wybierze drogą biżuterię (tyle że taką specyficzną, której często specjalnie nie widać… choć są tacy, którzy „węże boa” z lubością eksponują na pierwszym planie – de gustibus…). No ale to promil. Jak tu zatem rozszerzyć bazę, dotrzeć do – umownie – mas? I nie chodzi mi o ludzi, którym wszystko jedno, tylko świadomych klientów, dla których jakość dźwięku ma znaczenie? Na szczęście to nie jest mój problem, mam to ogólnie gdzieś, cieszę się że jest taka Melodika, są takie kable, które są produktem uczciwym i po prostu dobrym.

Plastyczne brzmienie, organiczne, przyjemne w odbiorze za taką cenę to bardzo dużo, to cholernie dużo. Do tego wspomniana uniwersalność, możliwość zastosowania w wielu różnych systemach, bardzo dobra, solidna jakość materiałów / wykonania. Tak to powinno wyglądać. Sprawdźcie kable głośnikowe w Waszym systemie, dokupcie później interkonekt i cieszcie się muzyką (albo kupcie w odwrotnej kolejności). Bez wydawania fortuny – moim zdaniem – nie warto przepłacać. Kupcie i połączcie ze sobą cyfrowe źródła melodikowym koaksialem i po prostu słuchajcie. Zamiast wydawać kolejne pieniądze na high-endowe kable, wydajcie je na muzykę, na wysokiej jakości downloady, na płyty (te czarne, jak i srebrne – tak, czasami warto posłuchać czegoś w klasycznym, tradycyjnym stylu, bo to też robi różnicę). Po prostu. Rekomendacja z naszej strony i gratulacje dla producenta.

Kable Melodiki: interkonekt (od 99zł za o,5m), głośnikowe (2×2,5m konfekcjonowane 259zł, od 30zł za metr), koaksial (od 55zł za o,5m)
Plusy
– znakomita relacja koszt-efekt
– grają harmonijnie, nie ma tutaj faworyzowania, nie ma że czegoś brakuje
– plastyczne, ciepłe brzmienie
– po prostu muzykalne, wciągające, angażujące
– do tego uniwersalne… bezpieczny wybór
– bardzo dobra jakość wykonania oraz materiałów
Minusy
- przytłumiona nieco dynamika
- zakorąglają, co ma swoje plusy (gorszy materiał) i minusy (mikrodetale)
- z tego, co powyżej, wynikają także kompromisy w dziedzinie rozdzielczości
Dodatkowo, choć to w zależności od punktu siedzenia, plus albo minus: jak ktoś chce analizować, nie słuchać (muzyki) to niech wybierze coś innego.
Dziękujemy producentowi za dostarczenie okablowania do testów
Autor: Antoni Woźniak

Przetestowane kable:
MDCX – kabel koaksialny (opis)
MD2R – interkonekt (opis)
MDC24X – kabel głośnikowy (opis)

Sprzęt redakcyjny:

  • Zestaw #1 NAD C-315BEE/C-515BEE (nasz test)
  • Zestaw #2: aktywne kolumny Microlab Solo 7C (z przetwornikiem Beresford TC-7520)
  • Zestaw #3, 4, 5: przedwzmacniacz NAD 1020, NAD T743 (jako końcówka mocy), wzmacniacz lampowy DIY oparty na KT88 oraz system all-in-one coctail Audio X30, aplitunery Denona & Onkyo
  • Kolumny Pylon Pearl (nasz test), kolumny Pylon Topaz 20 (nasz test), kolumny Pylon Topaz Monitor (test)
  • Głośniki bezprzewodowe AirPlay / soundbar: Bowers&Wilkins Zeppelin Air (nasz test)
  • DAC: Arcam rDAC (nasz test), Beresford TC-7520 (nasz test)Peachtree Audio DAC IT (nasz test), Matrix Portable DAC (nasz test), AudioQuest DragonFly (nasz test), M2Tech hiFace DAC (nasz test), Matrix X-Sabre DAC (test)
  • Główne źródła cyfrowe: Squeezebox Touch (nasz test), MacBook Air (Decibel, wszystko via USB oraz USB-SPDIF), tablet PC Asus Vivo Tab Smart (foobar + ASIO via USB)
  • Konwerter SPDIF-USB: M2Tech hiFace Two (nasz test)
  • Dodatkowe źródła cyfrowe: PlayStation 3 (dla SACD & BD Audio), handheldy Apple, Toshiba E-1 (HD-DVD), zestaw bezprzewodowy AirDAC firmy NuForce (test)
  • Gramofon NAD 5120
  • Modyfikacja (opcjonalna) toru analogowego zestawu Microlab&Beresford: bufor lampowy DIY
  • Wzmacniacze słuchawkowe: Music Hall ph25.2 (nasz test); Musical Fidelity M1 HPA (nasz test); Schiit Audio Asgard (nasz test)
  • Słuchawki: AKG K701 (nasz test), Sennheiser HD650, HiFiMan HE-400 (nasz test), Sennheiser Momentum (nasz test)
  • Sterowanie: iPod (nasz test) oraz iPad 2 (nasz test) z oprogramowaniem odtwarzającym & sterującym
  • Okablowanie: Supra DAC, Dual, USB oraz Trico (analog, cyfra), Procab (analog – głośnikowe)Prolink (cyfra)Belkin (cyfra -> USB), Audioquest Evergreen (analog), Melodika (cyfra, interkonekt oraz głośnikowe – system)
  • Routery audio: Beresford TC-7220 (nasz test), przełącznik źródeł ProJect Switch Box (nasz test)
  • Zasilanie: Tomanek ULPS dla rDAC & SB Touch (nasz test) & Peachtree DAC IT (test), listwa APC (SA PF-8), listwa Tomanek TAP6 (test), kable Supra LoRad

Dodaj komentarz