LogowanieZarejestruj się
News

Odtwarzacz przenośny audio Calyx M – pierwsze wrażenia

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Calyx_M_70_iOS

Po paru dniach akomodacji, czas na pierwsze wnioski. Odtwarzacz Calyx M jest duży, aluminiowy, dysponuje wielkim, dotykowym ekranem 4.65″ OLED. Nie jest lekki, w porównaniu z konkurencją mamy do czynienia z zawodnikiem klasy ciężkiej. Może pracować jako przetwornik z komputerem via USB micro (stosowne sterowniki do pobrania ze strony producenta), potrafi odtwarzać pliki DSD (.dff, .dsf) oraz materiały PCM najwyższej jakości (.dxd). Nie jest przeładowany gniazdami, przyciskami – mamy tutaj szlachetny minimalizm, choć fizyczne przyciski mogą wydać się nieco kłopotliwe (są małe, ledwo co wystają z obudowy). Bardzo ciekawym patentem jest suwak z prawej strony, pozwalający na precyzyjną regulację głośności. Działa to bardzo dobrze, na ekranie widzimy stosowną animację zmiany natężenia dźwięku. Rozwiązanie lepsze od niewielkich potencjometrów, równie dobre co duże pokrętło spotykane w wysokiej klasy DAPach (z HiFiMANami na czele). Pojedyncze gniazdko audio jack 3.5mm to jedyne złącze audio (poza ww. USB) jakie znajdziemy w odtwarzaczu. Sprzęt może pracować w trzech trybach (low / mid / high), co teoretycznie pozwala dokładnie dopasować wbudowany wzmacniacz pod podpinane do tytułowego DAPa słuchawki. Sprzęt obsługuje tryb gapless.

Wszelkich ustawień, wyboru opcji, nawigowania po zbiorach dokonujemy za pośrednictwem dotykowego ekranu. Ten działa bez zastrzeżeń, sam interfejs jest bardzo estetyczny, spójny z formą, designem odtwarzacza. To co na tym, wczesnym, etapie rozwoju firmware przeszkadza, to występujące od czasu do czasu przycięcia, błędy jakie pojawiają się podczas użytkowania odtwarzacza, skutkujące brakiem możliwości odtwarzania materiału. Są to sytuacje sporadyczne, na szczęście producent dba o to, by szybko pojawiły się stosowne poprawki na stronie. Urządzenie dotarło do nas z oprogramowaniem 1.0, jest już wersja 1.1 wprowadzająca poza poprawkami błędów, także (jak informuje producent) spore zmiany odnośnie brzmienia. Nawigujemy na kolejnych ekranach, przewijanych gestem przesunięcia, wchodząc kolejno do biblioteki, do panelu z aktualnie odtwarzanym utworem oraz do „szafy grającej”, gdzie możemy tworzyć swoje playlisty oraz – generalnie – administrować swoimi zbiorami, zapisanymi zarówno na wew. pamięci (64GB) jak i karcie pamięci (nawet do 256GB). OLEDowy wyświetlacz ma ustawiony, jak to w tego typu ekranach bywa, bardzo wysoki poziom kontrastu, kolory są bardzo żywe, wszystko utrzymane w dopasowanej do koloru obudowy, brązowej karnacji. W trakcie odtwarzania wyświetla się ekran blokady z okładką albumu w centralnie umieszczonym kółeczku, które to kółeczko przesuwamy w dół, odblokowując w ten sposób odtwarzacz. Całość nie jest specjalnie rozbudowana, większość funkcji sprowadza się do wyboru wł/wył. Bateria nie jest mocnym punktem tej konstrukcji. W przypadku plików hi-res na razie udało mi się uzyskać ok. 5 godzin odtwarzania od naładowanego w pełni akumulatora, po jego całkowite rozładowanie. Wpływ na szybkość drenażu ma po pierwsze jak często korzystamy z wyświetlacza, po drugie jakiego typu odtwarzamy materiał (na plikach .dxd oraz .dff/dsf bateria bardzo szybko się rozładowuje), po trzecie jakie słuchawki podpięte są pod DAPa (ze stacjonarnymi, ustawionymi na high, długo sobie nie posłuchamy). Nie jest to także demon szybkości – trzeba dać chwilkę urządzeniu na rozruch, w trakcie uruchamiania pojawia się na wyświetlaczu logo – czasami zdarza się, że ekran pozostaje pusty, co może nieco dezorientować użytkownika.

Po wstępnym opisie samego odtwarzacza parę słów na temat tego jak gra. W zamieszczonych poniżej zdjęciach widać różne modele słuchawek, jakie podpinałem. Było tego więcej, jednak postanowiłem już na tym etapie dokonać wyboru, bo też uwidocznione Sennheisery Momentum oraz Audeze LCD-3 znalazły sobie w odtwarzaczu Calyx M świetnego kompana. Szczególnie te pierwsze (bo LCD-3 trzeba traktować jako typowo kanapowe rozwiązanie, egzotycznego partnera dla tego, jak i każdego innego DAPa) słuchawki z koreańskim odtwarzaczem stworzyły genialny duet. Momentum są same w sobie świetne i potrafią zagrać ze wszystkim co najmniej dobrze, ale tutaj to było TO. Wszystkie cechy słuchawek, walory, to za co je cenię, w przypadku tego połączenia uległy spotęgowaniu, było tak jakbym skorzystał z soczewki ogniskując zalety niemieckich nauszników (ustawione na mid). Na marginesie, nowe oprogramowanie, wprowadza m.in. szery zakres kontroli nagłośnienia w przypadku plików DSD. Te, faktycznie, same w sobie są wyraźnie cichsze od PCM, dla niektórych skala jaką Koreańczycy zaproponowali we wczesnych wersjach oprogramowania mogłaby być niewystarczająca. Poprawka zmienia ten stan rzeczy, z tego co informuje producent. Z IEMami (profesjonalne monitory Westone UM 20 Pro) jakoś na razie Calyx nie chce się za bardzo dogadać, zobaczymy co przyniesie przyszłość, natomiast drugie z wymienionych nauszników: LCD-3 tworzą udany mariaż, z jednym zastrzeżeniem: nie uzyskamy tutaj bardzo głośnego grania, poziom będzie wg. mnie satysfakcjonujący dla większości użytkowników, jednak znajdą się tacy, którzy chcieliby więcej. Pozostawiając kwestię głośności na boku, Audeze tworzą bajeczną kombinację z opisywanym sprzętem, mamy wszelkie zalety tych słuchawek podane na tacy, co jest sporym osiągnięciem zważywszy na źródło (czy raczej, precyzyjniej, na wzmacniacz wbudowany w DAPie, który jak widać jest zdolny do wysterowania takich nauszników). Musiałem szybko zdjąć je z głowy, bo po pierwsze znowu zarwałbym pół nocy, po drugie …akurat bateria była już częściowo rozładowana, a LCD-ki szybko zredukowały poziom energii w akumulatorze do zera.

Calyx M to – po pierwszych sesjach – przepiękne barwy, wybitna średnica, znakomity, zróżnicowany bas. To ciepłe granie, bardzo analogowe w charakterze, w ogóle nie cyfrowe. To główne zalety prezentacji tego urządzenia. To poziom HM-901, to lepszy odtwarzacz od AK 120, w przypadku AK 240 zaś – cóż – na razie topowy Astell & Kern pod pewnymi względami nadal jest wyjątkowy, najlepszy w swojej klasie. Czymś, co szczególnie zasługuje tutaj na uwagę jest zszycie niskiego zakresu z średnicą, coś co decyduje o całościowym odbiorze muzyki, coś co w tym wypadku jest (jak na przenośne źródło) cholernie dobre. Druga rzecz to dynamika. Niby mobilne źródło, a potrafi w tej materii zadziwić. To wszystko odnosi się do umiejętności sonicznych, pozostaje mieć nadzieję, że producentowi uda się zoptymalizować działanie odtwarzacza, wydłużając czas jego działania na baterii (to po pierwsze) oraz usprawni samo oprogramowanie (po drugie). Odnośnie pierwszego problemu, może być to trudne do zrealizowania, biorąc pod uwagę zastosowanie układu ESS9018 Sabre, który jest kością stosowną w urządzeniach stacjonarnych, nie przenośnych. Producent wspomina, że Calyx M to klasa flagowego przetwornika Femto. Nie wiem, nie słuchałem tego urządzenia, nie wiem jak brzmi, ale może być coś na rzeczy, bo ten DAP wykracza poza świat mobilnego, przenośnego grania, może być ciekawym rozwiązaniem także w charakterze stacjonarnego przetwornika C/A dla źródła komputerowego. W ogóle, biorąc pod uwagę jego gabaryty, baterię, może okazać się, że wraz ze stacjonarnymi nausznikami (scenariusz #1) oraz komputerem (scenariusz #2) podpięty pod resztę stacjonarnego toru, Calyx M będzie raczej nie na wynos, a jako coś do wykorzystania w domu, z laptopem, albo w gabinecie, jako element zestawu desktopowego, z wysokiej klasy nausznikami właśnie. Może więc nie przenośny, tylko osobisty? Zobaczymy co wniesie nowe oprogramowanie, jak poradzą sobie inne IEMy, czy sprzęt czymś nas jeszcze zaskoczy. Zapraszam do galerii poniżej, jednocześnie chcę podziękować dystrybutorowi, firmie GFmod za wypożyczenie DAPa do testów…

» Czytaj dalej

Najbliższe publikacje: Audeze LCD-3, nowe Pylon Pearl Monitor oraz FiiO X1

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Calyx-M

Takie mamy plany na najbliższe kilkanaście dni. Zakres tematyczny jak widać mocno urozmaicony, a w okresie świątecznym (będzie trochę czasu, to nadrobimy zaległości) z innej, handheldowej beczki – Pebble, iPad Air 2 oraz niespodzianka, coś o czym kiedyś wspominaliśmy, ale trzeba było poczekać aż rzecz przestanie być ciekawostka (podobnie jak z Pebble poniekąd), a stanie się ciekawym uzupełnieniem klasycznych interfejsów komputera osobistego, uzupełnieniem dla myszy, gładzika oraz klawiatury. Mam także na tapecie dwa artykuły dotyczące urządzeń już przez nas opisywanych, a które po odpowiednich modyfikacjach mogą z powodzeniem stanowić główne źródła cyfrowe – chodzi rzecz jasna o Squeezeboksa Touch oraz tablet PC odpowiednio zoptymalizowany pod audio. Nie będą to literalnie testy (zresztą, w przypadku SB takowy się u nas pojawił), a artykuły opisujące co można osiągnąć, wykorzystując starsze, albo nietypowe rozwiązania na polu plikowych źródeł muzyki.

Poza tym możecie spodziewać się zapowiedzi zupełnie nowych produktów – trafią do nas niebawem m.in. odtwarzacz osobisty Calyx M (odpowiednik DAPów Astell & Kern), system streamingowy / multiroom VOCO oraz bardzo eleganckie radyjko, odtwarzacz strumieniowy Revo SuperConnect. Opiszemy także wzmacniacz słuchawkowy FiiO E11K oraz słuchawki dokanałowe Westone UM 20 Pro. Zobaczymy także ile wart jest stylizowany na gitarowy piecyk głośnik bezprzewodowy Marshalla (na marginesie z tym Marshallem to akurat ma to tyle wspólnego, że ktoś tu wykupił prawo do marki, ale mniejsza…). Będzie także problemowy tekst o najlepszych odtwarzaczach softwareowych pod MacOSa, sprawdzimy programy na iMaku, wyposażonym w interfejs M2Techa. Dodatkowo sprawdzę i porównam jakość muzyki odtwarzanej bezprzewodowo z AirPlay,a @ AirPort Express /D3020 vs. transmiter Nuforce TXu/AirDAC/D3020 vs DLNA @ DS110j/Audio Station -> USB -> wzmacniacz D3020. Będzie to chyba jedyne takie porównanie w sieci, popularnych oraz nietypowych sposobów strumieniowania muzyki z komputera. Jako, że jw. mam testować system streamingowy / multiroom VOCO (mam także, do porównania, rozwiązania Sonosa) będzie można wyrobić sobie opinię na temat dostępnych na rynku rozwiązań (sporo na ten temat pisaliśmy wcześniej, vide teksty o Squeezeboksach, urządzeniach audio obsługujących lepszą jakość via BT (aptX) etc.).

Wreszcie na zakończenie tej wyliczanki, warto napisać coś o materiale źródłowym. Pojawi się u nas krytyczny artykuł o bardzo niesatysfakcjonującej (delikatnie rzecz ujmując) jakości nagrań cyfrowych oraz nowych wydań na fizycznym nośniku (czarna płyta). Najnowsze płyty potrafią skutecznie zniechęcić do kolekcjonowania muzyki na winylach, piszę to ze smutkiem, bo widzę że niektórzy zwyczajnie postanowili zarobić nieuczciwie pieniądze, oferując lichy produkt, często taki, który nadaje się tylko do reklamacji, do kosza. Wydania z kiepskiej jakości źródła plikowego (tak, tak kompresja stratna się kłania, koszmar!), fatalne nacinanie krążka, skutkujące takimi trzaskami, że przechodzi ochota na słuchanie po przesłuchaniu pierwszego utworu, fatalna jakość utworów kończących daną stronę płyty etc. etc. etc. Naprawdę można się nieźle wkurzyć! I to wszystko nie w ramach ruletki typu płyta po milionie odtworzeń, w stanie tragicznym, za pięć złotych sztuka, tylko nowe, zupełnie nowe wydania, gdzie za krążek życzą sobie sto, albo więcej złotych. Tak to niestety, nierzadko, wygląda….

Słuchawkowy system marzeń: HiFiMan EF6 & HE-6

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Audeze LCD3 & HiFiMAN HE-6_4

Przychodzi taki moment w życiu melomana, audiofila, wielbiciela bezkompromisowej jakości, kiedy musi dokonać wyboru, zdecydować się na coś, co – nazwijmy to umownie – będzie stanowiło system docelowy, coś z „czym będzie żyć”, będzie TYM zestawem, sprzętem który zostanie, który nie będzie ofiarą ciężkiej, niektórzy powiedzą nieuleczalnej choroby „audiofilia nervosa” drenującej portfel, często uniemożliwiającej skupienie się na tym co najważniejsze (na słuchaniu muzyki), przypominającej beznadziejną pogoń za ciągle uciekającym króliczkiem. Nie ma rzecz jasna nic złego w poszukiwaniach, w eksperymentowaniu, w zmianach, tyle tylko że w końcu można trafić na takie produkty, które stanowią kres, stanowią finalny, skończony, idealny zestaw, dla którego trudno znaleźć alternatywę, zamiennika, coś co będzie grało lepiej.

W przypadku toru słuchawkowego, bo o nim będzie mowa, szczęście w nieszczęściu polega na tym, że zamiast wydawać grube dziesiątki tysięcy złotych (albo i więcej), na high-endowy system marzeń, „wystarczy” suma nastu tysięcy aby ten, opisany powyżej kres, osiągnąć. Oczywiście nie każdy zgodzi się z takim wyborem, nie każdy zdecyduje się na TEN system, nie dla każdego takie słuchawki (wraz ze wzmacniaczem) będą tym, czego szukają… to naturalne, w pełni zrozumiałe, jednak to, co oferuje HiFiMAN jako swój topowy system słuchawkowy dla wielu będzie kresem poszukiwań, będzie dokładnie tym czego szukali, ideałem dla osób pragnących uzyskać najlepszy efekt w reprodukcji muzyki odtwarzanej na słuchawkach. Jasne, że wielka „szafa”, gigantyczny, „zwalisty” EF-6 może okazać się (forma) nieakceptowalny dla kogoś, kto chce kompaktowego, dopasowanego (do biurka, gabinetu, salonu) sprzętu. Jasne, że na rynku są porównywalne jakościowo, a w niektórych aspektach lepsze słuchawki od planarnych HE-6. Jasne. Tyle tylko, że ten zestaw, to połączenie według mnie może być dokładnie tym, co dla melomana, audiofila, wielbiciela bezkompromisowej jakości stanowi ideał, najlepsze rozwiązanie, docelowy system słuchawkowy, który wraz ze źródłami prezentującymi podobny poziom (tutaj, w dobie plików, komputerów, źródeł cyfrowych wybór mamy przeogromny) będzie wiernie służył właścicielowi aż do chwili, gdy ktoś przejmie pasje, po ojcu, dziadku, chcąc zasmakować w bezkompromisowej jakości.

Tak, EF6 z HE-6 tworzą razem synergetyczny, kompletny zestaw przenoszący nas do innego, lepszego świata i nie ma tutaj ani grama przesady – tak to po prostu wygląda. Normalnie wstępniak nie stanowi peanu, wychwalającego pod niebiosa opisywanego produktu, zestawu, to sobie rezerwujemy zazwyczaj na koniec, na podsumowanie, na wnioski. Tym razem jest, jak widać, inaczej, bo też w zakresie słuchania muzyki na nausznikach tytułowy system definiuje według mnie to, co jak powyżej napisałem, może stanowić „zestaw z którym będziemy żyć”, coś co w najlepszy możliwy sposób dostarczy do naszych uszu muzykę. Rzecz jasna warto byłoby poniżej skonkretyzować, opisać czym owa doskonałość jest, pochylić się nad rozwiązaniami technicznymi założyciela, właściciela firmy oraz głównego inżyniera, twórcy opisywanego zestawu – Dr. Fang Bian. Zapraszam do lektury, do zapoznania się z opisem konstrukcji oraz brzmienia zestawu, zaznajomienia się z nietypowym (nie będziemy się powtarzać, to raz, a dwa – nieco inaczej podsumujemy zalety i wady opisywanego sprzętu) zakończeniem naszej najnowszej publikacji…

» Czytaj dalej

Linn, jak zwykle, ma dla nas prezent: świąteczne downloady 24/192

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
banner

Tradycyjnie Szkoci mają dla nas coś specjalnego na święta… trzydzieści starannie dobranych utworów z katalogu wytwórni, która jak mało która dba o najwyższą jakość wydawanej przez siebie muzyki. Proszę mi wierzyć, tu nie ma prawa pojawić się coś słabo zrealizowanego, to są same perły, wszystko nagrane jak najstaranniej. Nie da się (niestety) tego samego powiedzieć o plikach hi-res dostępnych w wielu miejscach w sieci, i mam tu na myśli miejsca, gdzie słono zapłacimy za pobranie muzyki (przykład… HD-Tracks z niektórymi downloadami tak kiepskimi, że nawet taka sobie realizacja na kompakcie brzmi dużo, dużo sensowniej, lepiej od tego, co się oferuje w 24 bitach, wiem coś o tym, sam się naciąłem). Tak jak nieraz, nie dwa pisałem w tym miejscu – nie ilość bitów, nie „wyczynowe” wartości, a sposób rejestracji i to w jaki sposób obchodzono się z materiałem w studio decyduje o finalnym wyniku. W przypadku Linna mamy do czynienia z fantastyczną jakością nagrań, z – co warto podkreślić – całym, żmudnym procesem rejestrowania tego, co wydaje ten label, bez drogi na skróty, bez kompromisów, bez marketingowej paplaniny. Brzmi to świetnie i nawet jeżeli część z proponowanej za darmo muzyki niekoniecznie budzi Wasze zainteresowanie, zachęcam, warto skorzystać, bo to materiał najwyższej próby. Możecie spokojnie wykorzystać go jako referencyjny, do sprawdzenia jak sobie radzi Wasz tor audio, jak brzmią Wasze słuchawki, źródła, wzmacniacze, czerpiąc przy tym wiele przyjemności ze słuchania.

To już trzeci raz, kiedy Linn oferuje downloady hi-res w swoim kramiku. Pierwszy zestaw z 2012 roku jest moim ulubionym (idealnie przekrojowy, pełen bardzo dobrych utworów), zobaczymy co zaoferują teraz. Zasady pobierania są bardzo proste: wchodzimy na stronę  http://www.linn.co.uk/christmas , rejestrujemy się, pobieramy pliki. Można to zrobić dwojako: albo ściągamy specjalny program do pobierania z ich strony, albo nie bawimy się w żadne adobowe wynalazki, tylko ściągamy bezpośrednio z serwerów Linna. W tym roku, po raz pierwszy, utwory w jakości od kompresji stratnej aż po FLAC/ALAC 24/192. Warto podkreślić, że Szkoci oferują swoją muzykę nie tylko w najpopularniejszym formacie skompresowanym bezstratnie, ale także jw. w ALACu, co ucieszy posiadaczy jabłczanej elektroniki, jabłczanych komputerów, korzystających np. z nakładek na iTunes’a. Każdego dnia, aż do świąt, Szkoci oferują po jednym utworze, który pobieramy sobie bezpłatnie na dysk. Można, rzecz jasna, pobrać plik w paru wersjach – nie ma tu ograniczeń. Ciekawe, czy wytwórnia odejdzie od nieco upierdliwego pomysłu, który zasadza się na czasowym (doba) dostępie do danego kawałka? Pamiętam, że musiałem sobie ustawiać przypominajkę, jako osoba wiecznie o czymś zapominająca. Cóż, taki urok tego świątecznego prezentu ;-) – trzeba pamiętać o akcji i każdego dnia zaglądać na stronę, pobierając przez te parę tygodni całą świąteczną kolekcję. Mimo tych trudności, szczerze zachęcam, bo naprawdę warto!

PS. O jakości dostępnych materiałów, w tym płyt (winylowych) też coś u nas niebawem przeczytacie. Ostatnie doświadczenia w tej materii nie napawają (niestety) optymizmem.

Test systemu bezprzewodowego NuForce Air DAC (aktualizacja!)

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
nuforce-air-dac-itx

AirPlay rozleniwia. Stworzony przez Apple, bezprzewodowy system transmisji obrazu i dźwięku pozwala obecnie na niemal całkowite wyeliminowanie kabli. Ma to swoją cenę – o ile proste, firmowe transmitery w rodzaju AirPort Express czy Apple TV nie są zbyt kosztowne, to już stacje muzyczne swoje kosztują. Na szczęście obecnie AP staje się standardem w elektronice użytkowej i coraz więcej odtwarzaczy stacjonarnych, amplitunerów, a nawet wzmacniaczy otrzymuje takie udogodnienie. To niewątpliwie bardzo wygodne rozwiązanie, oferujące naprawdę przyzwoitą jakość dźwięku. Na rynku można znaleźć alternatywę pod postacią zestawów, sprzętu wspierającego transmisję Bluetooth. Nie jest to jednak najszczęśliwsze rozwiązanie odnośnie audio. Konieczność parowania urządzeń, możliwe interferencje / zakłócenia, a przede wszystkim jakość dźwięku pozostawiają sporo do życzenia.

Oczywiście także w tym wypadku mamy do czynienia z ewolucją – obecna wersja apt-X sprawdza się o niebo lepiej od poprzednich standardów (transfer audio), ale pozostaje problem obsługi, kompatybilności z tym standardem. Innym możliwym wyborem jest specjalnie stworzony na potrzeby audio rodzaj technologii bezprzewodowego przesyłu dźwięku SKAA. To dedykowana technika, pozwalająca na eliminację paru bardzo ważnych dla uzyskania odpowiedniej jakości dźwięku ograniczeń (szczególnie w kontekście porównania z BT) – po pierwsze niczego tutaj nie parujemy, sprzęt łączy się całkowicie przezroczyście dla użytkownika, w pełni automatycznie, po drugie niezwykle małe opóźnienie (wręcz rekordowo małe) przekłada się na niezakłóconą transmisję, wreszcie jakość muzyki jest – co potwierdziło się podczas testów – na bardzo wysokim poziomie.

Dość powiedzieć, że czasami wolę słuchać ripów CD z małej skrzyneczki podpiętej pod wzmacniacz, niż z klasycznego, bardzo dobrego odtwarzacza C515BEE. Dźwięk imponuje czystością, skalą – naprawdę to znakomity system transmisji, wg. mnie lepszy od jabłkowego (AirPlay sprawdza się bardzo dobrze, żeby nie było wątpliwości, ale transfer w technologii SKAA oferuje lepsze brzmienie, o czym przeczytacie poniżej). NuForce zaprezentował swoje rozwiązanie oparte na wspomnianej powyżej technice bezprzewodowego transferu audio. To AirDAC – odbiornik oraz maksymalnie cztery, współpracujące z nim nadajniki. Dla handhelda (na razie Apple, choć podobno niebawem ma do sprzedaży trafić nadajnik pod Androida) oraz PC. Przetestowaliśmy wersję handheldową, w niedalekiej przyszłości uzupełnimy opis, zamieszczając wrażenia płynące z użytkowania nadajnika dla komputera. Zapraszam do lektury…

» Czytaj dalej

W redakcji: wzmacniacz przenośny E11K, dokanałówki Westone UM 20 PRO

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Tytułowe E11&UM20PRo

Odtwarzacz X1 to nie wszystko co do nas dotarło z Warszawy. Wzmacniacz przenośny E11K Kilimanjaro2 firmy Fiio to jedna z najciekawszych konstrukcji tego typu, jakie można obecnie spotkać na rynku. Dokanałówki Westone UM 20 Pro to dwuprzetwornikowa wersja profesjonalnych monitorów z serii IEMów, które już u nas zagościły, które przetestowaliśmy na naszych łamach (patrz test UM 30 Pro). Bardzo wysoka ocena wyższego modelu, wręcz entuzjastyczna, w jakiś sposób sugeruje co nas czeka w przypadku 20-ek… tzn. po założeniu miałem podobne spostrzeżenia: ALE TO JEST WYGODNE. To zwyczajnie najlepsze z dokanałówek odnośnie wygody, ergonomii jakie miałem okazje użytkować. Wspominałem, że nie jestem fanem dokanałowych słuchawek, zwyczajnie preferuję modele nauszne, ale w tym wypadku „jestem kupiony”, to naprawdę mistrzostwo dopasowania. Z dobrze dobranymi gumkami można te Westony traktować jako alternatywę dla customów. To jeden z kluczowych aspektów użytkowych dla tego typu produktów, według mnie równie ważny co walory soniczne. Przy czym także w tym aspekcie seria UM wypada zacnie, trójprzetwornikowy model grał pięknie, zobaczymy jakie różnice w brzmieniu zaserwuje wersja z dwoma przetwornikami. 

Odnośnie E11K, to nie jest to pierwszy wzmacniacz słuchawkowy od FiiO jaki testujemy. W przypadku wcześniej przetestowanych urządzeń miałem pewne zastrzeżenia do brzmienia, a konkretnie, miałem zastrzeżenia do „cyfrowego nalotu” jaki dało się zauważyć, do chłodu, do braku emocji. Z drugiej strony precyzja, czystość brzmienia, umiejętności kreowania całkiem sugestywnej przestrzeni, sceny, stanowiły mocne punkty przetestowanych konstrukcji. Czy E11K zagra inaczej, w innej manierze, bardzo jestem ciekawe jak to wypadnie „w praniu”? Sprawdzę to, skonfrontuję, mając w zanadrzu nie tylko X1, ale także DAC/AMPa E07K Andes (który służył nam kiedyś dzielnie, którego przetestowaliśmy na HDO – teraz udało się wypożyczyć inny egz. do porównań). Na tapecie mam także E12 Mount Blanc, dużo droższy, topowy że tak powiem, przenośny AMP ze stajni FiiO – jak widać sprawdzimy najnowszy asortyment tego producenta. Poniżej parę zdjęć przestawionych powyżej produktów…

» Czytaj dalej

Testujemy odtwarzacz przenośny FiiO X1… następcę iPoda Classic

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
x1main

Następcę? Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. To według mnie świetny produkt! Sprzęt trafił do mnie dzisiaj rano, a już mi przypadł do gustu. Po pierwsze za sumę 449 złotych (w przedsprzedaży nawet 399zł!) otrzymujemy bardzo dobrze wykonany, DOPRACOWANY, produkt. Jest tu funkcjonalne menu, bardzo wygodne sterowanie (nawiązując do śp. Classica, mamy kółko, które wprost uwielbiam… na marginesie, szkoda, że dzisiaj niemal wszystko musi być dotykowe) obsługa wszelkich formatów oraz hi-resy. Wydajność zamontowanego wzmacniacza wystarcza do swobodnego wysterowania HE-400, ortodynamików, które jak mówi producent są łatwe (a powinno być łatwiejsze) do napędzenia w porównaniu do wyższych modeli, a w praktyce z typowym odtwarzaczem (np. iPodem Touch) nie za bardzo potrafią się zgrać, a już na pewno nie potrafią pokazać na co je (słuchawki) stać. Z rzeczy ważnych: jest tryb gapless, jest equalizer (tak, to nie wada, a zaleta, korekcja nie jest złem, jak to często, gęsto lubią głosić „puryści”), obsługa playlist. Zastosowano solidny wzmacniacz Intersil ISL28291, który pozwala na wysterowanie jw. wymagających nauszników. Z HE-400 gra to bezproblemowo, oczywiście na bliższe wnioski (jakość) trzeba będzie jeszcze poczekać. Podepnę także LCD-3 (choć to bardziej by sprawdzić możliwości napędzenia takich, stacjonarnych słuchawek, czyli sztuka dla sztuki, bo raczej nikt takiego scenariusza nie przećwiczy w rzeczywistości) oraz oczywiście do naszych red. Sennheiserów Momentum. Będą także przy okazji testowane baaaardzo wygodne dokanałówki (zastanawiam się nad customami, kto wie, może się także załapią do tego testu), o nich przeczytacie w kolejnym newsie, zapowiedzi.

Odtwarzanie materiału 24/192 już samo w sobie jest niezłym wyczynem w przypadku takiego, budżetowego malucha, przy czym zastosowany DAC to nie jakaś tania kostka za pięć centów, a najnowszy układ Texas Instrument PCM5142, czyli coś, czego nie powstydziłby się produkt wielokrotnie droższy od tytułowego DAPa. Mamy szybką kartę 64GB, którą zapełnimy muzyką „pod korek”, rozglądam się obecnie za pojemniejszymi microSD – producent zapowiada, że aktualizacje oprogramowania pozwolą na zastosowanie nowych, szybszych, pojemniejszych (teraz do 128GB) kart. To ważne, bo przecież muzyka w hi-resach zajmuje naprawdę sporo przestrzeni, tutaj nawet te 128GB może okazać się niewystarczające. Swoją drogą pamiętam, jak w jednym z Classików, które użytkowałem, te 160GB pojemności przemawiało do wyobraźni użytkownika, że oto ma przestrzeń na całą swoją „dyskografię” (rzecz jasna zapisaną w kompresji stratnej). Potem, gdy zamiast AAC przyszła kolej na bezstratny zapis ALAC, te 160GB nagle przestało być studnią bez dna. Dzisiaj wymagania co do pojemności są jeszcze większe. Generalnie, trzeba obecnie zastosować albo bardzo pojemną pamięć wewnętrzną w odtwarzaczu (co ma niebagatelny wpływ na koszt urządzenia), albo kilka slotów dla kart (następuje progres odnośnie pojemności, ale powolny i dodatkowo kosztowny), albo połączyć te dwa elementy, aby użytkownik mógł w praktyce wykorzystać możliwości urządzenia przystosowanego do odtwarzania albumów zajmujących 1-2GB (bywa że więcej) przestrzeni. W X1 jest jeden slot, brak wewnętrznej pamięci, jednak mówimy tutaj o produkcie entry-level, poza tym jw. można zastosować karty 128GB z widokami na więcej w przyszłości. Mówimy o hi-resach, o muzyce skompresowanej bezstratnie. Inną drogą, być może która zyska uznanie producentów DAPów, będzie wyposażenie wyższych modeli w moduły 3G/4G. Pozwoli to strumieniować muzykę z źródeł internetowych, z serwisów streamingowych. Przy czym nie zapominamy, że dobrze zrealizowany, nagrany materiał 16/44 potrafi zabrzmieć lepiej od pseudo hi-resa. Warto o tym pamiętać, bo zapełnianie pamięci lipnymi 24bitowymi plikami ma tyle samo sensu, co słuchanie muzyki w jakości kiepskiej rozgłośni internetowej (ostatnio natrafiłem na strumień VBR 64 kbps – jakieś reggae – tego nie dało się słuchać, nawet udając upalenie ;-)

Odtwarzacz FiiO jest bardzo kompaktowy, co wcale nie oznacza, że to wydmuszka. Solidne wykonanie, trwała, aluminiowa obudowa (dodatkowo, patrz zdjęcia, dostajemy silikonowe etui w komplecie), przemyślana konstrukcja pod kątem ergonomii, wygody użytkowania. Naprawdę trudno się tutaj do czegoś doczepić. Bateria o pojemności 1700 mAh powinna wystarczyć na co najmniej 10 godzin odtwarzania (z odpowiednio wysokim poziomem głośności). Trochę nie rozumiem sensu dodawania naklejek (imitacja drewnianej okleiny, jakiegoś włókna węglowego etc.) na obudowę. To raczej zeszpeci nam sprzęt, ale może ktoś uzna, że właśnie tego mu potrzeba. Mamy także dwie folie na ekran, który choć ładnie świeci (wysoki kontrast), przejawia pewne niedostatki (słabe kąty, dostateczna tylko czytelność). Samo menu, jak wspominałem w pierwszych zapowiedziach, bardzo dobrze przemyślane, wygodne, no i – tak wiem, znowu o tym wspominam – dostosowane do sterowania na kółku. Tu jest nawet lepiej niż u „protoplasty”, czytaj lepiej niż w iPodzie Classic, który miał menu klasyczne: góra-dół, rozwinięcie. Tutaj prezentuje się to ciekawiej, bo dostęp do poszczególnych, głównych funkcji to ikony dostępne w półokręgu, po którym nawigujemy pokrętłem. Proste, funkcjonalne i skuteczne.

Fajnie, że poza bardzo drogimi propozycjami od HiFiMANa (który, wszelako, co warto podkreślić nie zapomina o segmencie budżetowym, co się chwali), Astell & Kern (rivera), iBasso i paru innych producentów, celujących w bardzo zasobne portfele, pojawiają się takie produkty. FiiO jak zwykle łączy bardzo dobrą jakość wykonania, dobre materiały, bogate możliwości z niezwykle przystępną ceną. Dla mnie to właśnie X1 jest następcą względnie tanich, popularnych iPodów (różnych modeli Classików, ale także tych mniejszych Nano, czy nawet Shuffle). X1 może być zarówno do słuchania muzyki dla aktywnych (wytrzymała obudowa, niewielkie gabaryty), jak i dla osób, które słuchają z zaangażowaniem muzyki wysokiej jakości, słuchają hi-resów także za pośrednictwem przenośnego odtwarzacza. Jestem niezwykle ciekaw, jak wypadnie w konfrontacji ze zmodyfikowanym iPodem oraz torem iPhone + wzmacniacz przenośny. Zobaczymy…

Przy okazji, dziękuję firmie Audiomagic za udostępnienie egzemplarza do testów. To obecnie „gorący” towar, wszystko sprzedaje się „na pniu”.

» Czytaj dalej

Audio Show 2014 – nasza fotorelacja

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
zdjęcie 2-14

Impreza w Warszawie jest drugą po monachijskim High-Endzie wystawą branżową na Starym Kontynencie. Hotelowe kanciapy mają swoją atmosferę, pytanie czy w przyszłości nie byłoby jednak dobrze znaleźć jakieś inne miejsce wystawiennicze. Innymi słowy, czy Sobieski, Tulip oraz Bristol nie stanowią pewnego ograniczenia? W końcu, jak chwala się organizatorzy, Audio Show z roku na rok się rozrasta, jest „go” więcej, przygotowuje się więcej atrakcji (ograniczenia lokalowe nie pozwalają na uczestnictwo większej części odwiedzających, zazwyczaj jest to promil tych, którzy na wystawie się pojawili). Z drugiej strony jest coś magnetycznego w tych jw. kanciapach, tzn. przypominają one nasze mieszkania, pokoje które wielbicielom dobrego brzmienia służą że tak powiem na co dzień. To o tyle ważne, że gdzie indziej mamy po prostu hale. A może zwyczajnie uzupełnić to co jest o dodatkowy obiekt konferencyjny? To byłby wg. mnie strzał w dziesiątkę, dodatkowo taki ruch pozwoliłby na dużo liczniejsze uczestnictwo zwiedzających, bez odgórnie narzuconego limitu. Niestety, jak zwykle, w „godzinach szczytu” na wąskich korytarzykach, niewielkich pomieszczeniach trudno o komfort, skupienie, możliwość rozmowy… to jest właśnie problem: gdzie by tu porozmawiać, jednocześnie nie przeszkadzając słuchającym, dodatkowo nie tracąc możliwości omówienia czy podpytania o szczegóły z dostępem do danego produktu, sprzętu audio? To trudne do osiągnięcia bez względu na warunki, jednak w trzech wspomnianych hotelach, po prostu nie da się sensownie rozwiązać.

Fajnie, że w tym roku można było w tylu miejscach skorzystać z topowych słuchawek. Trend słuchawkowy jest wyraźnie zauważalny, każdy chce mieć w ofercie jakiś wzmacniaczyk, promuje swoje produkty wysokiej klasy słuchawkami. Było tego naprawdę sporo, pojawili się nowi gracze (może nie do końca nowi, bo dwa lata na rynku to dzisiaj sporo, sporo bo wielu próbuje, ale niewielu się faktycznie udaje). Bardzo cieszy ogromna reprezentacja rodzimej myśli technicznej, dziesiątki producentów z Polski, firm, entuzjastów, osób którym się chce. Często mówimy o dojrzałych wyrobach, sprzęcie który zarówno od strony brzmienia, jak i designu prezentuje światowy poziom. Nie ma tu żadnej przesady, a to że nam się rynek ogólnie rozwija, widać także po dużej liczbie nowo wprowadzanych marek. Dobrym przykładem niech będzie Audeze, do niedawna nieobecne u nas, nieobecne bo – jak się okazało – niezainteresowane dwa-trzy lata temu wprowadzeniem swoich produktów do Polski. Amerykanie zauważyli w końcu, że to nie jest jakiś tam marginalny ryneczek, że to prężnie rozwijająca się gospodarka, że jest popyt na produkty audio, i to nie tylko te budżetowe produkty. Teraz jesteśmy w gronie paru państw, gdzie się te słuchawki oficjalnie sprzedaje w Europie, zastąpiliśmy Czechów, którzy wcześniej handlowali tymi nausznikami, ale stracili prawa do sprzedaży na rzecz Polaków. Symptomatyczne. Odnośnie rodzimych produktów, widać ruch w każdej dziedzinie: w głośnikach, słuchawkach, elektronice, kablach, akcesoriach. To naprawdę cieszy. Cieszy, bo nie tylko Polak zarobi, nie tylko kupi coś często dużo wartościowszego niż to, co oferują inni, ale dodatkowo odniesie sukces poza granicami naszego kraju. Są pierwsze tego przykłady i oby nie ostatnie. Nasz rynek nie jest – z oczywistych względów – w stanie wyżywić dużego, prężnego producenta, trzeba pomyśleć o eksporcie i to, jak pokazuje parę opisanych poniżej przykładów, może się udać. Porozmawiałem z wieloma producentami, z dystrybutorami, z osobami przedstawiającymi swoje produkty ( w tym topowych marek audio). To wszystko znajdziecie niebawem pod zdjęciami (opis będzie dzisiaj wieczorem wprowadzony). Teraz duża porcja zdjęć, z krótkim komentarzem, który jak wyżej zostanie niebawem uzupełniony… Smacznego ;-)

» Czytaj dalej

Co słychać? Wybieramy się na AudioShow, Pebble ma drugą szansę…

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
zdjęcie 5

Wróciłem do świata żywych. Problemy zdrowotne mają to do siebie, że potrafią skutecznie pokrzyżować plany. Niestety tym razem musiałem zrobić sobie przerwę, przymuszony okolicznościami. Oby się nie powtórzyło. Ambitny plan (teraz to ambitne plany) zrobienia relacji z jednej z największych imprez branżowych w Europie (AudioShow) mógł się nie powieść, ale (chyba) damy radę. Poza możliwością przekrojowego spojrzenia na rynek audio, wystawa daje unikalną szansę spotkania z producentami oraz dystrybutorami. I głównie po to się tam jedzie – porozmawiać, zobaczyć, dowiedzieć się, zapoznać i na końcu, ewentualnie, posłuchać… choć z tym, bywa różnie, ale trudno obwiniać tutaj kogokolwiek (tzw. czynniki obiektywne, czytaj tłumy, gęsto, głośno, bez szans na odpowiednie warunki). Będę w niedzielę (prawdopodobnie), może uda się spotkać któregoś z Czytelników, kto wie?

Druga sprawa to Pebble. Ma drugą szansę. Tak zwany smartwatch, który w tym wypadku faktycznie zasługuje na to miano, mimo że wcale nie jest najbardziej zaawansowany, czy naładowany funkcjami. Początkowo, o czym wspominałem, odrzuciła mnie forma. Ta forma w wydaniu plastikowym nadal podoba się średnio, choć wersja czarna (całościowo czarna) jest ok. To taki Swatch, czyli można bez wstydu nosić, choć szału nie ma. Wiadomo, to element ubioru, musi być dobrze wykonany, najlepiej elegancki, z dobrych materiałów. Tutaj tego zwyczajnie nie ma, choć trzeba docenić kompaktową na tle konkurencji (te grube, przerośnięte koperty… brrrr) obudowę. Tym, co robi zasadniczą różnicę jest oprogramowanie. I w tym aspekcie Pebble zdecydowanie deklasuje wszystko, co się do tej pory na rynku pojawiło. Te ponad 1000 aplikacji (z czego duża część do chłam, ale znajdziemy kilkadziesiąt przydatnych, a czasami wręcz genialnych aplikacji) to jest potencjał, to jest coś, co zdecydowanie ma znaczenie. Plus czas działania na baterii. Porównując Pebble z zapowiadanym produktem Jabłka – Apple Watch będzie bez sensu. Nie widzę sensu w codziennym ładowaniu zegarka. To nie przejdzie, to jest idiotyczny pomysł. Apple musi coś z tym zrobić. Pebble, mimo że ma może 10% możliwości (choć właściwie nie, dzięki zapleczu developerskiemu możliwości nierzadko są / będą zbliżone), to faktycznie zegarek, bo można z niego przez 5 dni intensywnie korzystać. Przez tydzień, jeżeli chcemy głównie dowiadywać się która to godzina. Testuję i po zakończeniu zdam relację. Wersja metalowa może być strzałem w dziesiątkę (na marginesie). Poniżej parę fotek.

No i na koniec, wszystkie zaległości w najbliższych dniach nadrobimy. Będzie sporo do poczytania. Wreszcie…

» Czytaj dalej

Będziemy testować… kolejny, topowy DAP: Calyx M

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Calyx_M_0_3

Jest piękny, jest znakomicie wykonany, dysponuje pełnym wsparciem dla wszelkich hi-resów jakie zażyczymy sobie odtwarzać… do tego ten interfejs… tak Calyx M to coś, co wyrasta na groźnego konkurenta high-endowych, mobilnych odtwarzaczy od HiFiMANa, Astell & Kern (rivera) czy Basso etc. Sprzęt nie tylko prezentuje się nad wyraz urodziwie, ale jak zachwala dystrybutor, firma GFmod, brzmi nieprzyzwoicie dobrze :) Ok, zweryfikujemy to nieprzyzwoicie z przyjemnością, zresztą nadarza się ku temu dobra okazja, bo będziemy testować parę nowych słuchawek (pełen przekrój: od dokanałówek po planarne potwory). Przeegzaminujemy nowość z koreańskich fabryk. Czego tam nie ma… przetwornik ES9018-2M Sabre, dotykowy, OLEDOwy wyświetlacz HD, obsługa DSD 128 oraz plików PCM do 384KHz (maks. zmieścimy 320GB muzyki – 256 na karcie SD oraz 64 w pamięci wew.) , niezwykle wyśrubowane parametry, których nie powstydziłby się sprzęt high-endowy za sto tysięcy dolców ;-) …całość prezentuje się naprawdę niczego sobie. Moją jedyną wątpliwość budzi niezbyt długi czas działania na baterii. Pięć godzin to ciut mało, mam jednak w zanadrzu nowe, bardzo pojemne banki energii (HyperJuice… na marginesie nowa bateria dla makówek powala możliwościami, wg. mnie skończona doskonałość), będzie zatem możliwość uzupełnienia słabnącego akumulatora w trasie. Nie wiem jak wypadnie w praniu, ale ten cały M:USE, interfejs urządzenia, niezwykle mi się podoba, co więcej widzę w nim rękę nie tylko dobrego designera, ale także kogoś kto wie co to znaczy ergonomia. Cena 1000 euro, czytaj 4200 złotych (pytanie, czy dokładnie za tyle będzie można tego DAPa u nas kupić?). Czekamy na egzemplarz testowy, poniżej pełna specyfikacja oraz kilka zdjęć (na headphone.guru opublikowano test, jak dla mnie za dużo opisu sprzętu, za mało opisu dźwięku, trochę mało tego, poza tym dobór słuchawek mógłby być nieco większy, bardziej przekrojowy)…

 

» Czytaj dalej