LogowanieZarejestruj się
News

Rzut okiem: Westone UM PRO 20… dokanałówki, które „leżą jak ulał”

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2015-01-23 o 12.50.33

Przetestowane UM Pro 20 to dwuprzetwornikowa wersja opisanego przeze mnie wcześniej modelu UM Pro 30. Bardzo przypadł mi do gustu model trójprzetwornikowy, zwróciłem uwagę nie tylko na bardzo dobre brzmienie, ale także na znakomitą ergonomię, wygodę jaką charakteryzował się wyrób Westone. Firmy, która jak mało która na rynku, w branży, zna się na rzeczy. Zna się, bo przed laty opracowywała aparaty słuchowe dla osób z wadami słuchu i to doświadczenie procentuje dzisiaj, w produktach skierowanych do osób poszukujących dobrej klasy słuchawek dokanałowych. To specjalista, który właśnie specjalizuje się w tego typu konstrukcjach, nie ma w ofercie modeli nausznych, skupia się na tym, co jest mu znane, co potrafi robić i to procentuje. Kształt obudowy  Westonów jest idealnie dobrany pod kątem anatomicznym – tutaj naprawdę wygoda, brak dyskomfortu idą w parze z bardzo pewnym trzymaniem się słuchawek w uszach. Moim zdaniem to ideał, jeżeli ktoś szuka czegoś lepszego (mam tu na myśli wygodę, ergonomię) to pozostają customy – to chyba najlepsza rekomendacja dla tych IEM-ów.

Oczywiście zastosowanie większej / mniejszej liczby przetworników ma wpływ na wielkość obudowy. Akurat między 20 a 30 tej różnicy praktycznie nie ma, ale już między 10 a 30 jest i to zasadnicza. Poza serią profesjonalną PRO egzystuje na rynku linia W – to słuchawki konsumenckie, o nieco innej sygnaturze brzmieniowej, jednak zbliżone odnośnie rozwiązań konstrukcyjnych (liczba przetworników, od jednego do pięciu, a nawet, w przypadku W60 – sześciu), również bardzo wygodnych, znakomicie zaprojektowanych odnośnie ergonomii. W kwestii wyposażenia mamy generalnie to samo, czyli solidny kuferek z przezroczystego plastiku skrywający dodatkowe pianki True-Fit (5) oraz silikonowe nakładki Star Tips (5), czyścik / wyciorek do słuchawek oraz instrukcję. Nie ma tutaj mowy o mikrofonie, pilocie (seria W), bo też PRO to coś, co domyślnie zagrać ma z wysokiej klasy DAPem. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by rzecz pożenić z telefonem, ale wtedy musimy pogodzić się z brakiem możliwości odbierania połączeń. I jeszcze jedno – nakładki są dedykowane, nie można ich zastosować wymiennie z serią konsumencką,  natomiast nic nie stoi na przeszkodzie by wymienić okablowanie w ramach serii. Do tego są rozwiązania firm trzecich, można zatem poeksperymentować. No dobrze, widać więc, że mamy do czynienia ze słuchawkami bardzo podobnymi do 30-ek… czy to oznacza, że można zaoszczędzić kilkaset złotych, kupując tańszy model, czy 20-ki grają podobnie do droższego, trójprzetwornikowego modelu? Zapraszam do dalszej części opisu Westonów, do poznania odpowiedzi na zadane powyżej pytanie…

» Czytaj dalej

Kolejna zapowiedź, tym razem high-endowo. Czekamy na HE-1000 HiFiMANa

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Screen Shot 2015-01-06 at 14.02.22-500x500

To się pozamieniali, nich ich! Audeze schodzi o parę pięterek (cenowych) w dół, a HiFiMAN (prawdopodobnie) atakuje stratosferę! Bo jak inaczej odnieść się do jeszcze prototypowych, ale już zapowiedzianych, najnowszych flagowców: HE-1000? To słuchawki, które mają być na absolutnym topie. I nie będzie to formalnie następca HE-6, tylko coś (jeszcze) lepszego. Ciekawe. Patrząc na obecną ofertę to logiczny krok. W końcu mamy nową serię, zastępującą czy uzupełniającą dotychczasowe produkty – nowe HE-400i, nowe HE-560 i… no właśnie, nowe, tytułowe tysiączniki. Na CES 2015 można było posłuchać tych nuszników, pomacać, porozmawiać z Dr. Fangiem, porozmawiać z użytkownikami innych modeli. Jedno, co można powiedzieć już teraz, to że HiFiMAN chce zaoferować coś naprawdę specjalnego, coś co nie ma (właśnie) odpowiednika na rynku.

Mocne? Ano mocne, ale patrząc na nowe flagowce ma się nieodparte wrażenie, że zmieniono każdy element, zaprojektowano je całkowicie od nowa. Od formy, gabarytów, nowych przetworników, materiałów po – jak mówią – zmienioną charakterystykę brzmieniową, zmienioną w stosunku do dotychczasowych produktów. Intrygujące. Patrząc na zaprezentowane egzemplarze, mimo że prototypowe, można uznać że rzecz trafi do sklepów niebawem (jeszcze w pierwszym kwartale br.). Pytanie jak to będzie wyglądało z ceną. Producent na razie jak ognia unika odpowiedzi na to pytanie. Na pewno będzie to cena czterocyfrowa, jednak między 1500 a 3000 jest spora różnica, przyznacie? Według mnie te słuchawki będą droższe od HE-6, ich cena powinna być zbliżona do 2000$. Za system przyjdzie zapłacić około 3000-3500 tysiąca najmarniej. Ktoś tam stwierdził, że całość może kosztować nawet 5000$. Tyle woła się za topowe elektrostaty i jakoś nie chce mi się wierzyć, że faktycznie aż tyle będą te słuchawki (system) kosztować.

Przez system rozumiem nie tylko słuchawki, ale także pokazany wraz z HE-1000 nowy, dzielony, wzmacniacz słuchawkowy. Jest osobne zasilanie, jest pre-amp, wszystko razem mniejsze od potwora EF-6, którego niedawno testowaliśmy wraz z szóstkami. Ciekawe czy EF-1000, bo tak nazywa się wzmacniacz pod nowe flagowce, będzie (nieodzownym) partnerem (jak EF-6 dla HE-6… tak to słyszę i zdania raczej nie zmienię) dla HEKów (taką, skrótową nazwę, akronim, przyjęło się stosować w przypadku nowych flagowców HiFiMANa). Ci, którzy jako pierwsi mieli je na uszach, twierdzą że będą to słuchawki łatwiejsze do napędzenia od HE-6, że ich sygnatura dźwiękowa jest znacznie bardziej neutralna, wyważona, relaksująca. Nie jest to obfite, mocne, ofensywne granie jak z HE-6. Jak będzie w istocie przekonamy się, jak tylko HEK trafią na nasz rynek. Będzie można porównać je do flagowych LCDków, może także do AKG K812 oraz nowych, topowych Grado. Tymczasem krótka galeryjka…

» Czytaj dalej

Entry-level od Audeze! Będziemy testować EL-8, planarną nowość z USA

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
audeze_el8_4

No i proszę. Ktoś, kto do tej pory nie schodził poniżej 1000 baksów za nauszniki, najwyraźniej zauważył że nie samym high-endem meloman żyje. Nic w tym nadzwyczajnego, w końcu nawet wyczulone mocno ucho, stroniące przykładowo od wszelkiej maści dokanałówek (nawet customowych), czasami chce sobie coś zaaplikować przemieszczając się z punktu A do punktu B. Czy to dziwne? Nie, absolutnie nie ma w tym nic dziwnego. Powiem więcej, dzisiaj mobilne granie jest tak popularne właśnie przez wzgląd na coraz lepszą jakość jaką można uzyskać poza miejscem, w którym stoją te wszystkie wypasione skrzynki. Można strumieniować, można grać hi-resy z topowych DAPów, można podrasować znacząco dźwięk z dowolnego, przenośnego źródła dźwięku za pomocą mobilnych wzmacniaczy, DACów etc. Można. Nie dziwi zatem pojawienie się w ofercie takiego specjalisty jak Audeze modelu słuchawek, który po pierwsze i najważniejsze jest dużo tańszą alternatywą dla dotychczasowych LCD-ków, po drugie jest zauważalnie lżejszy, po trzecie, dostępny jest w wersji zamkniętej (jak i otwartej). Ten ostatni element jest arcyważny dla kogoś, kto się przemieszcza, dla kogoś kto słucha poza domem. Raz, tłumimy wszelkie odgłosy dochodzące z zewnątrz, a dwa… nie mącimy spokoju współtowarzyszom podróży (przykładowo). 

Kompaktowe EL-8 Audeze zawdzięczają swoje zredukowane względem stacjonarnych braci wymiary dwóm, kluczowym technologiom. Pierwsza z nich to cyt.: „fluxor magnetic technology”. O co chodzi? Ano o redukcję rozmiarów muszli i wzrost efektywności (tak, zgadliście, chodzi o pożenienie nowych słuchawek z mobilnymi źródłami). Zastosowano także fazor oraz „uniforce diaphragm technology”… dzięki temu minimalizujemy dystorsję i – ogólnie – zwiększamy jakość dźwięku mając do dyspozycji mocno rachityczne wzmacniaczyki, wbudowane w przenośne playery. O tym, że da się (choć przy wykorzystaniu innych metod) zrobić niezłe planarne słuchawki do grania na wynos pokazuje przykład naszych redakcyjnych HE-400 (patrz test). HiFiMan może nieco rozmija się z prawdą, podając parametry tych słuchawek, ale po podłączeniu do Matriksa Portable z iPodem/iPhonem słuchało się muzyki bez żadnego „ale”. Jeszcze lepiej, ciekawiej grało to na firmowym odtwarzaczu HM-602. Coś czuję, że tutaj będzie podobnie, to znaczy dobrze z trudnym partnerem w rodzaju przenośnego playera, nie mówiąc już o smartfonie.

No dobrze, a ile to, to waży? Jak na mobilne słuchawki, to sporo, całkiem sporo bo aż 460 gramów. Dla porównania nasze redakcyjne, jakiś czas temu sprzedane, K550 AKG to 305 gramów. A przecież też austriackie słuchawki do małych nie należały. Sporo, ale też konkretnie mniej od LCD-ków (550 gramów vide dwójki i to bez kabla!). No dobrze, a oznacza w przypadku Audeze tyt. „entry-level”? Oznacza 700 dolarów. W naszym kraju pewnie te słuchawki będą kosztowały ok. 2500 złotych. Niewykluczone, że uda się je sprowadzić wprost ze Stanów w cenie nieco powyżej 2000 złotych. To nadal dużo jak za słuchawki, ale nie zapominajmy, że model LCD-2 (bambusowe muszle) kosztuje c.a 4000 złotych. Innymi słowy, mamy tutaj prawie 2x niższą cenę. Okazyjną taką ;-) Pytanie ile w tych słuchawek z LCDków? Na to, moi drodzy, odpowiem jak ich posłucham. Jestem szalenie ciekaw jak te nauszniki wypadną, nie tylko na tle swoich stacjonarnych braci, ale także dwóch świetnych konstrukcji konkurencji – Sennheiserów Momentum oraz wspomnianych HE-400. Czy Amerykanom, droższym o tysiąc złotych bez mała, uda się wyjść z tarczą rywalizując z świetnymi Niemcami oraz produktem HiFiMANa? Nie będzie to wcale takie proste zadanie, więcej – będzie to bardzo trudne zadanie. Być może dodatkowym aspektem przemawiającym za EL-8 będzie ich możliwości w stacjonarnym torze. Zobaczymy. A kiedy konkretnie? W lutym słuchawki mają oficjalnie trafić do dystrybucji i liczę, że będę mógł bardzo szybko zdobyć egzemplarz do testów.

To jeszcze nie wszystko. Na koniec „as z rękawa”, czyli słuchawkowy wzmacniacz/DAC od Amerykanów. Nazwa super - Deckard – kojarząca się z oczywistych względów z klasyką kina SF – filmem „Blade Runner”. Parametry wyczynowe: zagramy pliki aż do poziomu 32bit/384kHz (DXD, także DSD64/128), do tego trzy ustawienia gain, główne wejście cyfrowe USB oraz… wejście analogowe i dobrze, bo będzie można via pre podpiąć gramofon. Cena? 699$. Warto przy tym wspomnieć, że Audeze podobno blisko współpracuje z Meridianem, blisko współpracuje przy opracowywaniu technologii MQA (patrz wpis). Co to oznacza? Po pierwsze, że firma chce wejść na rynek plikowego grania z produktami takimi, jak opisany powyżej DAC/AMP. Po drugie, że EL-8 to nie jedyny produkt „mobilny”, w końcu mówimy o kompresji bezstratnej, gwarantującej znakomitą jakość przy redukcji transferu. A to oznacza mobilne źródła, mobilne granie. Nie tylko więc EL-8, ale być może kolejne, jeszcze lżejsze, łatwiejsze do przenoszenia słuchawki trafią na rynek pod auspicjami Audeze, poza tym spodziewam się jakiegoś produktu bateryjnego, przenośnego źródła dźwięku. Czy będzie to DAC/AMP czy może… DAP… przekonamy się (coś czuję) najdalej w styczniu 2016 roku. Pewnie kilka tysięcy będzie to kosztować, nie inaczej, pewnie będzie grało dobrze z trudnymi do wysterowania słuchawkami firmowymi i nie tylko. Pewnie tak właśnie będzie to wyglądało. Tymczasem czekam na EL-8 i już nie mogę się doczekać ;-)

» Czytaj dalej

Audio ciekawostki z Las Vegas. CES 2015 oczami melomana

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Print

Z jednej strony na największej imprezie elektroniki użytkowej na świecie można było uzyskać potwierdzenie, że przyszłość dystrybucji muzyki nierozerwalnie związana jest z serwisami streamingowymi, które – nikt już w to nie wątpi – zastąpią fizyczne sklepy, a także te wirtualne, oferujące pojedyncze albumy, utwory za $. To przeszłość i Las Vegas najdobitniej to pokazało, praktycznie nikt nie mówił o sprzedawaniu muzyki inaczej niż w abonamencie. Inaczej, dzisiaj, się po prostu nie da. Stąd dziwić mogą próby niektórych koncernów podążania pod prąd obecnie obowiązującym trendom. Najbardziej jaskrawym tego przykładem jest nowy, kosztujący 1200$, high-endowy Walkman Sony. Ja rozumiem rozpacz szefostwa koncernu, który z miesiąca na miesiąc traci udziały na rynku, któremu zwyczajnie przestaje się opłacać biznes związany z tradycyjną sprzedażą muzyki oraz filmów. Jasne, tylko dlaczego odwracać kota ogonem i nagle upatrywać swojej szansy w niszy jaką są downloady hi-res? Sony to nie Neil Young, który może sobie pozwolić na prowadzenie krucjaty w imię lepszej jakości, (trochę, a nawet sporo w tym przesady, co nieźle wypunktowały ostatnio NYP oraz Gizmodo… ostatnie ze źródeł w tej krytyce nawet nieco przegięło, m.in. nie wspomniano nic o realizacji muzyki, o sposobie jej utrwalenia, co ma kluczowe znaczenie dla finalnej jakości) który oferuje kickstarterowy produkt (Pogo player za 399$) oraz sklep z hi-resami. Mówimy o innej skali. Sony nie jest przecież zainteresowane garstką narwańców tylko klientem masowym. I teraz pytanie, jak ten klient masowy ma się zainteresować kosztującymi ponad 20$ albumami (w dobie abonamentu z muzyką w bezstratnej jakości za równowartość dwóch takich albumów miesięcznie vide WiMP HiFi/ Tidal), po co mu kosztujący 400 (tańszy, co nie oznacza tani model hiresowego Walkmana), albo mobilny grajek za 1200$?! Przecież to zupełnie niedorzeczne! Popieram producentów (masowej elektroniki), którzy dają opcję grania plików 24bit, DSD, w przystępnej cenie, którzy celują w typowego zjadacza chleba, oferując możliwość poprawy jakości przy zachowaniu rozsądnych kosztów. Sony wydaje się ponownie nie rozumieć, o co w tym wszystkim chodzi.

Zacząłem od krytyki, według mnie uzasadnionej krytyki, bo patrząc przez pryzmat potrzeb, możliwości internetowej infrastruktury, wydaje mi się że realnym standardem przyszłego dystrybuowania muzyki w sieci będzie skompresowany bezstratnie sygnał 16/44. Tyle wystarczy, aby zadowolić nawet mocno wybredne ucho, bo dzisiaj coraz częstszym zjawiskiem są dobre realizacje właśnie w 16 bitach, co nie powinno dziwić – wszak o jakości wreszcie mówi się dużo, głośno i wyraźnie i (przewrotnie) spora w tym zasługa zjawiska „hi-res audio”. Nie chodzi tutaj o bezpośredni wpływ, w końcu wiele w tym marketingu, paplaniny, nabijania cyferek, sam sprzęt często gęsto nie jest 24 bitowy, tylko po prostu odtwarza taki materiał (co wcale nie musi oznaczać progresu jakościowego). Od zawsze byłem i jestem zwolennikiem migracji archiwów CDA do plików. Przy zachowaniu należytej staranności oraz przy dobraniu tych lepszych realizacji, wydań, możemy liczyć na – no właśnie – realną poprawę jakościową, nie mówiąc już o wygodzie. Tyle, że teraz zwyczajnie się nie chce, bo wiele z tego co na półce dostępne jest już we wspomnianych serwisach. High-res audio to (często, choć nie zawsze) zwrócenie uwagi na to jak muzyka jest zapisana, zarejestrowana, jak jest odtwarzana, jakie warunki spełnić (akustyka np.) aby uzyskać najlepszy możliwy efekt. To rzeczy podstawowe, konieczne do uzyskania odpowiedniego efektu, wszystkim takie coś powinno wyjść na zdrowie. Ok, dość zrzędzenia, gadaniny, czas na przedstawienie audio ciekawostek z krótkim opisem w formie mini galerii… zapraszam :-)

» Czytaj dalej

Lampki czar… MiniWatt N3 (APPJ PA0901A)

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
MiniWatt #1

Trafił do nas malutki wzmacniacz lampowy, oryginalnie MiniWatt N3 – w tym wypadku oznaczony koszmarną zbitką APPJ PA0901A, który trochę u nas pobędzie. Na pomysł przetestowania tego malucha wpadłem podczas słuchania paru albumów na słuchawkach Audeze, podłączonych do hybrydowego wzmacniacza DIY. Było to ciekawe doświadczenie, widziałem że w przypadku LCD lampka będzie interesującą alternatywą dla mojego tranzystorowego MF HPA1. Oczywiście nie byle jaka, pierwsza z brzegu lampka, najlepiej jakiś SET z lampami o odpowiednio dużej mocy, takimi które zagwarantują odpowiednie warunki dla planarnych słuchawek Amerykanów (zresztą nie tylko Audeze, mamy na stanie HiFiMANy HE400 ver.2, które także chciałem sprawdzić z innym wzmacniaczem niż referencyjny). Przez ostatnie półtora roku przewinęło się kilka wzmacniaczy słuchawkowych, m.in.: hybrydowy MusicHall ph.25.2, tranzystorowe Schiit Asgard oraz NuForce HAP-100 oraz kilkanaście DAC/AMPów. W przypadku trudnych do wysterowania nauszników, wiele z nich nie było optymalnym wyborem. Czysto lampowy wzmacniacz słuchawkowy to specyficzny gatunek, niezbyt liczny, często spotykamy tutaj produkty niewielkich, mało, albo wręcz nikomu nieznanych manufaktur. Trudno tu mówić o powtarzalności, wsparciu, ciągłości produkcji jak w przypadku dużych firm audio. Z drugiej strony, jak w DIY, można liczyć na bezpośredni kontakt z twórcą urządzenia. Miałem więc plan przetestowania paru lampek pod słuchawki, plan nadal aktualny, jednakże w tak zwanym międzyczasie pojawił się pomysł przetestowania tytułowego wzmacniacza. Wzmacniacza bez wyjścia słuchawkowego dodajmy. Nie jest to oczywiście problem nie do przeskoczenia, szczególnie że parametry MiniWatt-a całkiem ładnie korespondują z pierwotną potrzebą znalezienia lampki pod ortodynamiki.

I tak pojawił się u mnie APPJ aka MiniWatt (nie będę tu roztrząsał zawiłej historii braku praw do dystrybucji, kłótni „partnerów” – dwóch osobnych bytów – producentów). Aby to wszystko zgrać potrzebowałem czegoś, co pozwoli z wyjść głośnikowych wyprowadzić sygnał dla nauszników. Udało się namierzyć ciekawy splitter głośnikowy firmy BT-Tech (korzystam na co dzień z innego akcesorium tego producenta, przełącznika źródeł BT31) i tak problem podpięcia został rozwiązany. BT913 jest nie tylko bardzo dobrze wykonanym routerem audio, jest także jednym z niewielu przełączników z bezpośrednim wyjściem słuchawkowym 6.3mm jaki znajdziemy na rynku. Sam splitter też się przyda, do MiniWatt-a podepnę niewielkie monitory Pylona (Topazy) oraz większe Perły. Poza źródłami plikowymi wykorzystam wyjście w NADzie 1020 – posłuchamy czarnych płyt. Tymczasem krótka galeria z uroczym maluchem w głównej roli…

» Czytaj dalej

Google Cast – ciekawa alternatywa dla AirPlay

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Google cast for audio

Google po niemałym sukcesie jakie odniósł Chromecast, niewielki, tani adapter HDMI z funkcją strumieniowania z przeglądarki oraz kompatybilnych aplikacji, wprowadza swój odpowiednik technologii strumieniowania – głównie dźwięku (dlaczego dźwięku… o tym przeczytacie dalej) – AirPlay firmy Apple. Od strony zasady nic się tutaj nie zmienia – nadal strumieniujemy z dowolnego komputera, handhelda z aplikacji pozwalającej na streaming. Zmienia się adresat. Nie chodzi o odbiornik telewizyjny, nie chodzi o Chromecasta, a o konkretne urządzenia współpracujące z Google Cast. Zapytacie jakie? Bardzo dobre pytanie, bo w tej chwili praktycznie nie ma takich urządzeń na rynku. Nie ma, ale będą, a precyzyjniej mogą już nawet na sklepowych półkach stać, tyle że aby obsłużyć nową technologię potrzebują stosownego upgrade oprogramowania. Dwie duże firmy z branży już zapowiedziały kompatybilność swoich produktów z Cast.

Te firmy to Sony oraz Denon. Obu producentów oferuje sprzęt wspierający AirPlay i chce poprzez odpowiednią aktualizację uzupełnić funkcjonalność głośników bezprzewodowych, amplitunerów oraz innych urządzeń sieciowych audio o technologię Google. Sony w ogóle ostatnio angażuje się bardzo mocno w promowanie rozwiązań internetowego giganta, widać to praktycznie we wszystkich grupach produktowych. Denon był w awangardzie firm wprowadzających AirPlay (pamiętam reklamy o opłacaniu przez firmę opłaty licencyjnej za AP na rzecz Apple – bagatela 50$ od urządzenia!), jak widać – i dobrze – nie przeszkadza to Japończykom zaoferować klientom uniwersalnych roziązań, które nia są zamknięte w obrębie jednego ekosystemu. Swoje głośniki zaproponuje również LG, które chce zaistnieć na rynku audio, zdominowanym przez konkurencję, co szczególnie bolesne arcykonkurenta, rodzimego Samsunga.

Kluczowe pytanie, na koniec, jak to gra, tzn. jakiej jakości możemy się spodziewać? Tutaj akurat Google jest bardzo enigmatyczne. Mowa jest o transferze w dokładnie takiej samej jakości, którą oferuje urządzenie strumieniujące. Co to oznacza w praktyce? Patrząc na parterów, serwisy strumieniowe, mówimy o stratnych formatach (m.in. TuneIn, Pandora). Nic nadzwyczajnego.  Oczywiście nie wyklucza to bezstratnej kompresji, a może (nawet) czegoś więcej niż 16/44). Tyle, że Google niczego konkretnego w tej sprawie nie mówi. AirPlay jest ograniczone do 16 bitów. Jak jest w tym wypadku? Informacja o strumieniowaniu z chmury niczego nie wyjaśnia, choć sugeruje uniezależnienie od sztywnych parametrów przesyłu (Google zaznacza, że transfer ze zdalnego serwera ma zapewnić lepszą jakość… co konkretnie nie tłumaczy, w jaki sposób ma być, właśnie, lepiej, ale też jw. może oznaczać transfer o dowolnej, wynikowej jakości). Być może, przez analogię, chodzi tutaj o podobne rozwiązanie do jabłkowego, dostępne w ramach iTunes Match… porównanie plików (chodziłoby o własne zbiory), z tymi oferowanymi np. w sklepie Google (firmowa aplikacja muzyczna oraz serwis oczywiście obsługują Cast) i strumieniowanie ich bezpośrednio ze zdalnego serwera. W takim wypadku smartfon, tablet czy komputer staje się wyłącznie pilotem, kontrolerem do odtwarzania, nie biorąc udziału w samym transferze audio. Tak to wygląda w przypadku wideo w Chromecast. Niekoniecznie mamy lepszą jakość (choć może tak być jak najbardziej, taki np. USB Player Pro odtwarza DSD, 24 bity, wysokie częstotliwości próbkowania), natomiast dużym plusem jest oszczędność energii po stronie wykorzystywanego do sterowania urządzenia. Pytanie kiedy i czy Google doda opcję odtwarzania bezpośrednio (mirror) z handhelda, komputera? W przypadku wideo (strumień obrazu z dźwiękiem) jest to możliwe już teraz, zapewne z audio będzie podobnie. Podsumowując, wydaje się to bardziej uniwersale rozwiązanie od AirPlay’a, co więcej dające potencjalnie przewagę jakościową oraz uniezależniające nas w pewnym stopniu od konkretnego ekosystemu (z zastrzeżeniem, że głośnik, odbiornik, odtwarzacz musi wspierać Google Cast for Audio). W przypadku technologii Apple handheld jest często niezbędnym ogniwem, to z niego strumieniowany jest dźwięk (oraz obraz). Możliwe jest strumieniowanie z chmury czy lokalnego serwera, ale dana aplikacja, dany sprzęt musi taką funkcjonalność oferować. Google jest tutaj bardziej otwarte, a brak ograniczeń jakościowych może być kluczowym argumentem, największą przewagą cast nad AirPlay’em.

Produkty 2014r. HD-Opinie: Pylon Pearl Monitor, NAD D3020 & Momentum

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
proku2

Ostatnio mogliście przeczytać artykuł o najnowszych Perłach, wcześniej opublikowaliśmy test wzmacniacza cyfrowego NAD D3020. Integra Kanadyjczyków była naszym mocnym kandydatem, po ponad pół roku użytkowania mogę ją z czystym sumieniem polecić każdemu, kto szuka kompaktowej, nowoczesnej amplifikacji, pozwalającej m.in. (pre XXI wieku) na bezprzewodowe strumieniowanie ze źródeł „na czasie”. Handheldy, czy to się komuś podoba, czy nie, stanowią obecnie przyszłość w branży i to nawet nie tyle jako mobilne urządzenia odtwarzające audio, a raczej łącznik z teraźniejszym oraz przyszłym sposobem dystrybucji muzyki. Dzisiaj chyba nikt już nie ma wątpliwości, że Internet jest medium, które stanowi oraz stanowić będzie główne źródło dźwięku. To właśnie serwisy strumieniowe, w tym takie, które pozwalają na słuchanie muzyki w bezstratnej jakości (a niebawem także w jakości hi-res) to przyszłość.

NAD D3020 jest, podobnie jak jego legendarny poprzednik, model C3020, idealnym połączeniem rozbudowanej funkcjonalności, przystępnej ceny oraz – co najważniejsze – dobrego brzmienia. To urządzenie, które może być nie tylko idealnym systemem na biurko, ale także stanowić fundament zestawu w niewielkim salonie. W razie potrzeby, można skorzystać z bardzo szerokich możliwości jakie oferuje przedwzmacniacz, podłączając do 3020 nie tylko źródła cyfrowe, ale także analogowe (w tym gramofon, byle w torze znalazł się gramofonowy pre) oraz strumieniować w jakości zbliżonej do płyty CDA (kodek aptX z niskim poziomem opóźnień transmisji), wychodząc następnie na zewnętrzną końcówkę mocy (względnie podłączyć na wyjściu dodatkowy wzmacniacz słuchawkowy, bo ten zamontowany w D3020 należy potraktować jako opcję „przy okazji”). Wzmacniacz miał swoją premierę jeszcze w 2013 roku (trzeci kwartał), ale do Polski dotarł później, a u nas zagościł na wiosnę. Stąd formalny tytuł przyznany w 2014 roku dla tego produktu.

To integra, czas na coś, co należy pod wzmacniacz podpiąć. Czas na kolumny. Co prawda u mnie D3020 gra z innymi, świetnymi monitorkami Pylon Audio – niewielkimi Topazami, jednak wyróżnienie przyznaliśmy innej, wg. mnie wybitnej konstrukcji. Mowa o nowych, podstawkowych Perłach. Nie będę rozwodził się nad zaletami, wystarczy zapoznać się z naszą ostatnią recenzją, powiem tylko tyle: nie znajdziecie na rynku równie dobrego produktu w tej cenie. Może uda się kupić dobre kolumienki w zbliżonej cenie (dzisiaj naprawdę jest w czym wybierać, co oczywiście cieszy, jest całe mnóstwo bardzo dobrych, przyzwoicie wycenionych głośników na rynku), ale Perły są wg. mnie nie do pobicia. Ostatnio słuchałem dużo droższych Monitor Audio, Bowersów (najnowsza seria) oraz KEFów i cóż, w konfrontacji z Perłami nie są warte (aż) tylu pieniędzy. Po prostu. W pełni zasłużona nagroda, a dodatkowo fajnie że meloman może wybierać w sumie z dwóch niezwykle udanych serii: mam tu na myśli zarówno linię Topaz (a w niej niewielkie monitory bliskiego pola oraz dwie podłogówki, mniejsza i większa – wg. mnie nadal nie mająca odpowiedników 20-ka) oraz Pearl (z podobnie skonstruowaną ofertą, choć podstawki są tu większe).

Wreszcie ostatni produkt, który postanowiłem docenić. Znowu, patrząc przez pryzmat dat, nie powinien się załapać. Z drugiej strony model tak się Sennheiserowi udał, że w 2014 roku nastąpiła prawdziwa eksplozja słuchawek z tej linii (bo już chyba o całej serii można mówić) Momentum (test znajdziecie tutaj). Pojawiły się tańsze, takie mniej premium, On-Ear oraz kilka wariantów przetestowanych u nas, naszych ulubionych Momentum w wersji „skórzanej”. Ten tytuł się należy tym słuchawkom, jak nic. W 2013 się nie załapały, bo też nie honorowaliśmy w ten sposób przetestowanych produktów. W 2014 znaczek jest i co by tu się za dużo nie rozwodzić… kupisz Momentum? Będziesz wniebowzięty. Tu nie ma mowy o pudle, o przypadku, bez względu na okoliczności. Zagrają pięknie na wszystkim, ze wszystkim, w każdej sytuacji będzie przynajmniej dobrze. Czarują, muzyka słuchana za ich pośrednictwem to taka tabliczka naszej ulubionej czekolady. Można jeść i jeść i jeść, z tą różnicą, że czekolada w końcu się przeje (albo co gorsza zwróci) a tu nie ma mowy o przesycie. Można słuchać, słuchać i słuchać bez przerwy. Najlepsze mobilne nauszniki, a do tego fajna, dla niektórych w pełni wystarczająca opcja do stacjonarnego słuchania, do domu. Wystarczy dziurka we wzmacniaczu, albo jakimś nowoczesnym, cyfrowym źródle. I już.

PS. Niebawem sporo informacji na temat audio nowości z Las Vegas w tle oraz kilka niespodzianek w temacie „co na tapecie”. Zdradzę tylko, że będzie lampka (nie wina, nie, coś mini do tego z watem ;-) ), kolejne mobilne źródła, poza już zapowiedzianymi, oraz (wreszcie) kilka artykułów, które miały być (SBT z EDO, Chromecast, Pebble, tablet PC w roli źródła audio oraz Leap Motion), ale zaginęły w akcji. Sporo do nadrobienia. Do tego zapowiadane testy (mobilne granie z FiiO X1 & E11K, dokanałówki Westone UM20PRO, wysokopółkowy DAP Calyx C, radyjko co się zowie SuperConnect od Revo oraz reagujący na komendy głosowe multiroom od VOCO). Sporo do przetestowania – część już gruntownie przeegzaminowana.

Ostatnia przerwa w nadawaniu spowodowana przez czynniki katastroficzno-wypadkowe. Czeka mnie wycieczka do szpitala, wyglądam jak jedno wielkie nieszczęście… pamiętajcie, w zimie rowerem się nie jeździ, albo jeździ się ekstremalnie ostrożnie!

» Czytaj dalej

Pylon Pearl Monitor – nasza recenzja, nasz wybór

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
pearl_monitor_pylon_audio_dab_mleczny_2

Zgodnie z zapowiedzią, jeszcze przed końcem AD2014 publikujemy recenzję nowych, podstawkowych Pereł. Tak się złożyło, że głośniki mogę porównać z wieloma firmowymi konstrukcjami: Topazami Montor, poprzednikami Pearl Monitor „mk.1″, podłogowymi Pearl 25 oraz największymi Topazami 20. Takie zestawienie pozwoliło na wyciągnięcie konkretnych wniosków co do natury brzmienia, możliwości najnowszego produktu. Perły dojrzały, stały się według mojej opinii produktem, który charakteryzuje DNA producenta, brzmieniowe DNA Pylona. Jeżeli chcecie przekonać się jak dobrze potrafią zagrać „te paczki” (Perły są dużo większe od topazowych monitorów), jak grają kolumny z Jarocina posłuchajcie koniecznie tytułowych głośników… to jest właśnie ten dźwięk, ten sposób budowania przekazu, który tak u Pylona cenię. Pamiętam pierwszą styczność z pierwszym modelem, wrażenie jakie na mnie zrobił ten zestaw. Wtedy było to odkrycie, wraz z kolejnymi, przetestowanymi kolumnami rosło we mnie przekonanie, że tutaj nic nie jest dziełem przypadku, że produkty Pylona gwarantują dobry dźwięk, że w zestawieniu z ceną właściwie nie mają żadnej konkurencji. I cóż, zdania nie zmieniłem, bo z perspektywy czasu widzę, że każdy meloman znajdzie w ofercie polskiego producenta głośniki, które spełnią jego wymagania, będą mu wiernie służyć, jednocześnie nie drenując portfela.

Stworzyć coś, co zadowoli wybredne ucho, a dodatkowo będzie przystępne cenowo, wręcz „nieprzyzwoicie” tanie (są tacy, którzy źle się czują w obecności tak tanich kolumn, co jest według mnie groteskowe, ale cóż poradzić – niektórzy po prostu tak mają), patrząc przez pryzmat zarówno lokalnej jak i zagranicznej konkurencji, to spore osiągnięcie. Pylonowi się to udaje, udaje się potwierdzić wysoką ocenę i utrzymać poziom, wysoki poziom. W przypadku najnowszych, podstawkowych Pereł mówimy o czymś co idealnie pasuje do tego, co napisałem powyżej, stanowi potwierdzenie kompetencji, umiejętności oraz budowanego przez parę lat rynkowej egzystencji doświadczenia producenta. Dla mnie to także pewne zwieńczenie przygody z kolumnami Pylona, mogę tak napisać, bo testowałem (poza najnowszymi Szafirami), słuchałem wszystkich zestawów jakie trafiły na rynek (także tych bardziej egzotycznych… mam tutaj na myśli tubowe Ambery, centralny z serii Pearl, małe monitorki z tej samej serii etc). Przeczytacie na naszych łamach opis doświadczeń z użytkowania kolumn Pylona w kinie domowym (ich właściciel zbudował sobie cały system nagłośnienia, wykorzystując Topazy oraz Perły). Chętnie wspomnę o swoich przemyśleniach na temat dźwięku wielokanałowego… przy okazji. Jest to więc zwieńczenie i pewnego rodzaju podsumowanie. Mam w tym roku dwóch kandydatów do miana produktu roku. O jednym wspomnę w jutrzejszym (a więc noworocznym) wpisie, o tym drugim – już nie kandydacie, a finaliście, przeczytacie poniżej.

Nowe Pearl Monitor to produkt AD2014 portalu HD-Opinie.pl, to kwintesencja dokonań firmy, moim zdaniem to podstawowy model, model wizytówka, kolumny które mogą stanowić fundament każdego, dobrego, budżetowego HiFi. Mogą, bo nie tylko potwierdzają to swoimi walorami brzmieniowymi, ale są produktem na tyle uniwersalnym, na tyle umiejętnie wpisującym się w dowolny system (przetestowaliśmy nowe Perły w wielu konfiguracjach – z lampą, z tanim jak i drogim tranzystorem, w zestawie dzielonym, z cyfrowymi wzmacniaczami all-in-one, z kinem domowym (amplitunery Onkyo), konfrontując ich dźwięk z droższymi, świetnymi produktami Monitor Audio oraz ATC, grając na plikach, winylach oraz kompaktach), że znajdą swoje miejsce (jestem tego pewien) w praktycznie każdym miejscu, zestawie, tworząc harmonijną całość. Zapraszam do lektury…

» Czytaj dalej

Czysta rozkosz: LCD-3… nasz test, opinia o topowych ortodynamikach Audeze

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Audeze LCD3 #23

Miałem szczęście mieć na uszach większość z topowych słuchawek jakie są / były oferowane na rynku. Wiele z nich brzmiało świetnie, wiele mogłoby swobodnie stanowić docelowy wybór dla osób, którym nie jest wszystko jedno. Ze słuchawkami jest o tyle prościej (niż z innymi produktami audio), że nie ma w ich przypadku tylu zmiennych, wiele rzeczy można pominąć – po pierwsze akustyka pomieszczenia (sprawa arcyważna, tutaj jesteśmy w pełni zwolnieni z odpowiedniego dopasowania pomieszczenia), po drugie… kable… owszem, jakieś będą potrzebne, ale nie mówimy o kilku, kilkunastu przewodach, a co najwyżej o trzech kompletach. Oczywiście dobór właściwego źródła, wzmacniacz (tutaj element wymagający szczególnej uwagi, atencji – głośniki można dobrze wysterować za pomocą budżetówki, czegoś zupełnie pospolitego, z wzmacniaczem słuchawkowym, moim zdaniem, nie jest tak łatwo, prosto) to konieczne zaplecze, aby zapewnić sobie optymalne warunki, aby efekt był najlepszy z najlepszych. Obecnie coraz częściej mamy do czynienia ze zintegrowanymi rozwiązaniami – wzmacniacze słuchawkowe, to także cyfrowo/analogowe preampy, to często przetworniki pod komputer i inne źródła cyfrowe, a nawet przedwzmacniacze gramofonowe. Tranzystory, lampy, zbalansowane tory… czego tutaj nie ma. Ba, bywa, że taki kombajn może w ogóle pełnić funkcję autonomicznego źródła/wzmacniacza dla słuchawek. Wybór jest obecnie gigantyczny, mamy do czynienia z prawdziwą klęską urodzaju. I nic dziwnego, dzisiaj najlepiej sprzedającym się produktem audio są bez wątpienia słuchawki. To widać po ogromnym zainteresowaniu jakim cieszy się ten segment, zarówno ze strony klientów, jak i producentów, w tym takich producentów, którzy do tej pory kojarzyli się z zupełnie innymi produktami. I dobrze, mamy wybór, na rynku znajdziemy setki propozycji, jednak mam (biorąc pod uwagę doświadczenie, osłuchanie) nieodparte wrażenie, że coś zrobione naprawdę dobrze, naprawdę bez żadnych ale, to coś co wyszło od kogoś, kto specjalizuje się w tej tematyce, kto przykłada całą uwagę do projektowania, konstruowania tego jednego, jedynego produktu, który ma zastąpić nam kolumny, być – jak niektórzy złośliwie dodają – erzacem dla zestawu głośnikowego, czymś co (znowu słyszę głosy złośliwców) nigdy nie zaprezentuje tego, co głośniki za (…) tysięcy, set złotych (…piszę to wszystko, by podkreślić, że wybór słuchawek jako głównego, albo referencyjnego (w sensie, najlepszego) źródła przyjemności z obcowania z muzyką wiąże się z dużo niższymi kosztami w porównaniu do tradycyjnego systemu HiFi/High-End).

Specjalizacja to przede wszystkim przeznaczenie wszelkich zasobów, pieniędzy na produkt, który ma w zamierzeniach być doskonały. Bo jak nie będzie, to firma popłynie, nie będzie rentowna, po prostu padnie. Owszem, są wyjątki od tej reguły (literka b), jednakże zazwyczaj to się sprawdza, ktoś kto zjadł zęby, ktoś dla którego – w tym wypadku – słuchawki, stanowią jedyne źródło przychodów, nie może sobie pozwolić na bylejakość. Szczególnie wtedy nie może, gdy chce za swoje wyroby kilka tysięcy złotych. Słuchawki – jak niejednokrotnie pisałem – dają nam możliwość słuchania muzyki na poziomie high-endowym (rozwinę temat opisując poniżej, w rozwinięciu LCD-3) za wielokrotnie niższe sumy, niż w przypadku zestawów stereo opartych o wzmacniacze, kolumny, źródła. Oczywiście nie każdy tak chce, nie każdy „poważa” słuchanie za pośrednictwem czegoś na uszach. Czasami jest to blokada psychiczna, czasami zwyczajnie czegoś w tym wszystkim brakuje i …nie zawracamy sobie głowy tematem. To zrozumiałe, ja to doskonale rozumiem i nie uważam, że to błędne, czy gorsze podejście, nie wartościuję, nie oceniam. Jedyne co mogę komuś w takiej sytuacji powiedzieć, to, to że coś szczególnego, szczególne doświadczenie po prostu go ominie. Tyle. Ostatnio opisywałem fantastyczny, topowy zestaw HiFiMANa… specjalisty właśnie, kogoś, kto „robi w słuchawkach”, kogoś kto w tym upatruje swojej rynkowej szansy. EF-6 z HE-6 to coś wyjątkowego, ale …zupełnie innego od opisywanych w niniejszej recenzji LCD-3.

To dwa światy, niby odległe (bo i tak jest w istocie), a jednocześnie ze wspólnym mianownikiem, wspólnym mianownikiem którym jest wyjątkowe brzmienie, wielka radość z obcowania z takimi słuchawkami na uszach, słuchania za ich pośrednictwem muzyki. LCD-3 są wyjątkowe, są fantastyczne, są – cóż- jednymi z najkosztowniejszych słuchawek na rynku. To jeszcze nie poziom systemu słuchawkowego Staksa z najwyższej półki, ale te siedem i pół tysiąca to już suma konkretna. W kontekście tego, co dostajemy, odważę się na opinię, że to wcale nie wygórowana kwota, a dla kogoś, kto jednak uznałby że tyle za słuchawki nie da dobra informacja, czy nawet bardzo dobra. Pamiętacie test LCD-2? Te słuchawki nie są tak dobre jak trójki, ale w kontekście tego, co oferują, tego co potrafią oraz ceny (używane nawet 2,5-3k) to zwyczajnie okazja. Ortodynamiki Audeze to czysta rozkosz dla kogoś, kto poszukuje maksymalnie analogowego, ciepłego przekazu, bogatej barwy dźwięku, średnicy w której można się na zabój zakochać. Takie właśnie są te słuchawki. Nie będziemy mieli basiora, choć bas jest w tym wypadku tak dobry, tak wielowymiarowy, tak dobrze trzymany w ryzach, że nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mógł coś w tej mierze LCD-kom zarzucić, nie będzie „stekami watów po uszach”, choć potrafią zagrać mocno, dynamika też niczego sobie. No i już piszę o brzmieniu, już się zachwycam, a przecież to miał być wstępniak, a nie sama recenzja… Nic nie poradzę, te słuchawki całkowicie mną owładnęły, jestem w ich mocy, może dlatego, że właśnie takie brzmienie, taki sposób przekazu najbardziej jest mi bliski. Może dlatego właśnie…

» Czytaj dalej

Podobno to działa. Meridian MQA – zapis hi-resów w plikach o wadze MP3

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2014-12-14 o 13.55.07

To by była dopiero rewolucja. Zamiast ładować set gigabajtowe karty, tworzyć odtwarzacze z pół tera w obudowie (czytaj: płacić horrendalne kwoty za coś, co niestety obecnie wydaje się absolutnie konieczne – za dużą przestrzeń na dane), zmniejszyć zapotrzebowanie zmniejszając wielkość plików hi-resowych do wartości kojarzących się z zapisem MP3. Czy to w ogóle wykonalne, możliwe? Ludzie z Meridiana są przekonani, że ich najnowszy pomysł pozwoli na taką właśnie redukcję hi-resów. Co wiemy zatem o tej, potencjalnie rewolucyjnej, technologii? MQA to bezstratne kodowanie, które daje możliwość zapisu plików zapisanych pierwotnie jako FLAC, ALAC lub WAV o parametrach 44,1 kHz aż po 768 kHz, 24 / 32 bitach oraz ich dekompresji, przy bardzo ograniczonym zapotrzebowaniu na przestrzeń / transfer. Ma to być idealne rozwiązanie w przypadku serwisów streamingowych, które mogłyby zaoferować strumieniowanie muzyki o jakości masterów bez konieczności wykupu przez użytkownika ogromnej paczki danych, czy wręcz nielimitowanego dostępu (co może okazać się problematyczne, bo w wielu krajach po prostu nie ma takiej możliwości, oferty na rynku). Ważne, nowy sposób kompresji dźwięku miałby zadebiutować już na początku 2015 roku. Pytanie, z czym wiąże się wprowadzenie takiego zapisu, czy po stronie klienta konieczna jest odpowiednio duża moc obliczeniowa (tak to, z tego co udało mi się ustalić, będzie wyglądało), jak to wygląda w kwestii kompatybilności (czy wystarczą aktualizacje oprogramowania w urządzeniach?)??? To kluczowe pytania, odnośnie komputerów pewnie nie będzie problemu z szybkim wdrożeniem, co innego odnośnie handheldów oraz odtwarzaczy sieciowych, innych źródeł. Na razie oficjalna strona projektu bazuje głównie na ogólnikach. Warto poczekać na oficjalną premierę oraz podanie pełnej specyfikacji MQA. Ma to być rozwiązanie bezkompromisowe i na to liczymy, bo najwyższa jakość dźwięku bez ograniczeń pod kątem transferu, przestrzeni nośników jest tym, na co wszyscy czekamy… Poniżej, krótka prezentacja wideo.

» Czytaj dalej