LogowanieZarejestruj się
News

Sennheiser Momentum Wireless (over-ear) …zapowiedź, pierwsze wrażenia!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Momentum BT_1

Te słuchawki są niesamowite! Nie są tanie, wręcz drogie (1899 i nie jest to historyczna data, zapowiadająca nadejście XXw ;) ), ale patrząc na nie przez pryzmat wygody, brzmienia, konstrukcji (materiałów) oraz zastosowanych przez Niemców technologii nie widzę drugiego takiego produktu na rynku. Wcześniej pisałem o eksperymentach z bezprzewodowym podpinaniem wokółusznych Momentum pierwszej generacji do handheldów za pomocą modułu Bluetooth Saturn. Grało to świetnie. Tutaj jest jeszcze lepiej, co więcej, na to lepiej składa się kilka kluczowych cech jakimi powinny odznaczać się perfekcyjne słuchawki na wynos. Momentum Wireless są takimi słuchawkami. Tu każdy szczegół konstrukcji, każdy patent ma na celu zapewnienie maksymalnego poziomu komfortu, wygody, mobilności oraz wytrzymałości. Nic nie jest tu przypadkowe, niedopracowane, takie „prawie”. Nic. Jest to produkt, który jest kwintesencją postępu jaki dokonał się na przestrzeni kilku ostatnich lat w takich zakresach jak: bezprzewodowa transmisja dźwięku, technologie pozwalające na redukcje odgłosów z zewnątrz, nowe energooszczędne  układy maksymalizujące czas działania urządzeń pracujących na baterii. Każdy z tych – kluczowych – elementów jest w nowych Sennheiserach „naj”. Patrząc na cały bezprzewodowy segment, mogę powiedzieć, że poza topowymi, radiowymi słuchawkami (zresztą też od Sennheisera), które kosztowały swego czasu krocie, wspomnianym eksperymentem (Momentum mk1 + Saturn) żadna słuchawka bez kabla nie zagrała w ten sposób. Żadna. Miałem sposobność zapoznać się z wieloma konstrukcjami, w tym od takich specjalistów jak AKG, czy Beyerdynamica (bardzo dobre, ale nie perfekcyjne, RSX700… podobnie jak Senki, radiowe) i żadne nie zawładnęły mną w taki sposób, jak opisywane Momentum.

Jakość wykonania jest perfekcyjna. Mamy aluminium, mamy stal, skórę, wszystko w najlepszym gatunku, wszystko idealnie spasowane. Sterowanie z prawej muszli to subtelne, a jednocześnie precyzyjne i wytrzymałe przyciski oraz przełączniki. Wszystko chodzi jak, nie przymierzając, w szwajcarskim zegarku, zmiana dźwięku następuje w krokach (przełącznik przód / tył), wita nas żeński głos, informując jednocześnie o sparowaniu ze źródłem. Takoż miła pani żegna nas, choć to akurat następuje dopiero po 22 godzinach ciągłego słuchania (sprawdziłem – nie przesadzają, faktycznie mamy rekord czasu pracy wśród bezprzewodowych nauszników). To taki smaczek, ale równocześnie coś, co podkreśla z jakim produktem mamy do czynienia. Z wyjątkowym. Mechanizm składania to metalowe zawiasy, które wyglądają na takie obliczone na 100 lat działania, po złożeniu muszli mamy ultrakompaktową rzecz, do umieszczenia w miękkim, atłasowym nosidełku. Do tego zamszowe etui, z siatkowym schowkiem na kabel USB do ładowania oraz przewód min jack – jack do ewentualnego połączenia „na drucie”. Ekskluzywnie. Sam pałąk jest niebywale elastyczny, można go wyginać dowolnie, bez obawy o złamanie, uszkodzenie.

Opisywane słuchawki to najnowsza wersja Momentum (2.0), z dużymi, powiększonymi muszlami, wyprofilowanymi anatomicznie, skórzanymi nausznicami, obejmującymi tym razem całe ucho, nawet to w rozmiarze L czy XL ;-) Na prawej muszli znajdziemy duży grill kryjący dwa, wysokiej klasy mikrofony, jakość rozmów wg. mnie deklasuje każdą słuchawkę BT, może poza Voyagerem Pro (znakomity produkt btw). Aktywny system NoiseGuard działa nie gorzej niż wzorcowe opracowania Bose (będzie recenzja QC25, które są najlepszym modelem słuchawek bezprzewodowych Amerykanów, świetnym od strony dźwiękowej, jak i systemu odcinającego nas od świata zewnętrznego). O wpływie na brzmienie tego typu technologii przeczytacie w samej recenzji, można ten wpływ bardzo dokładnie sobie porównać podpinając bezprzewodowe Momentum kablem do źródła… istnieje wtedy możliwość wyłączenia NoiseGuard. Same słuchawki dobrze izolują, system pozwala – podobnie jak w przypadku Bose – na niemalże całkowitą eliminację tego co na zewnątrz. Pamiętam, że podobne wrażenia oferowała wcześniej Audio Technica w swojej linii topowych, mobilnych nauszników, jakie było mi dane przesłuchać na pokazie dwa lata temu w Warszawie (na AudioShow). Całkowita cisza.

Jednak najważniejsza wg. mnie, odpowiedzialna za jakość brzmienia technologia (poza rzecz jasna fantastycznymi przetwornikami), to moduł transmisji oparty na najnowszym układzie Bluetooth z kodekiem aptX z ultraniskim poziomem opóźnień. Raz, że mamy do czynienia z transferem zbliżonym do tego, jaki oferuje płyta CD (około 1300 kbps, w przypadku bezstratnych formatów skompresowanych, tj. ALAC/FLAC bitrate oscyluje wokół 800-1200 kbps właśnie), dwa – opóźnienia są dużo niższe niż we wcześniejszych wariantach tej technologii (aptX) i nie wynoszą 100 czy 50ms, a przyzwoite 20-30ms, przy czym Sennheiser w białej księdze wspomina o wsparciu dla tzw. loseless aptX, o „true HiFi” (poziom dynamiki 120db, zakres do 20kHz, odtwarzanie materiału 24bit/96kHz), co oznacza, że sam proces dekodowania odbywa się z wyjątkowo niskim poziomem opóźnień (1-2ms). Powiem tak, korzystając z komputera (patrz obrazek z wyjaśnieniem jak to uruchomić pod MacOSem) z załączonym kodekiem aptX, odtwarzając materiał bezstratny, w tym także hi-res, dostaję brzmienie o jakości referencyjnej, jest tak dobre, że w ślepym odsłuchu miałbym spore problemy ze wskazaniem czy gramy z kabla czy bez. Same Momentum grają równie angażująco jak model przewodowy pierwszej generacji, ale są od poprzedników (jeszcze) lepsze. To niewielkie, ale wyczuwalne zmiany, które całościowo dają coś, z czym naprawdę trudno się rozstać. Na marginesie, ciekawe czy Apple w końcu zmądrzeje i przestanie ograniczać BT w swoich handheldach, dając m.in. obsługę kodeka gwarantującego dużo lepsze brzmienie (od A2DP), bo te 256kbps AAC to wielki, jakościowy kompromis.

Są takie produkty audio, które po odpaleniu dowolnej muzyki, nawet tej niekoniecznie przez nas kochanej i poważanej, totalnie biorą nas w niewolę. To sytuacja w której każdy dobrze zrealizowany album brzmi świetnie, gdzie chce się więcej i więcej, kiedy można słuchać w kółko tego samego bez znużenia, z wypiekami na twarzy. Tak, wiem jak to wygląda, wygląda niepoważnie, wygląda na brak dystansu, na bezkrytyczny zachwyt. Nic nie poradzę, że zakładając te słuchawki na uszy, nie chcę ich już z uszu zdejmować. Muzyka słuchana za ich pośrednictwem to zwielokrotniona przyjemność płynąca z obcowania z tym, co kochamy, to prawdziwy narkotyk. Od paru dni jestem w transie, słucham muzyki właściwie wyłącznie w zestawieniu NAS-MacBook-Momentum BT i nie mogę przestać. Nie będę rozwodził się nad poszczególnymi aspektami (to zostawię na artykuł), powiem tylko tyle – tutaj niczego się nie analizuje, tutaj się po prostu słucha, w pełni się w to słuchanie angażuje, te słuchawki to narzędzie do wywoływania silnych emocji, coś mocno uzależniającego. Uwielbiam słuchać muzyki za pośrednictwem Audeze, ale muszę w tym celu odpalić całą maszynerię, muszę pogodzić się z wagą, z brakiem swobody, z ciężkim kablem. Tutaj mam prostą, szybką drogę do odjazdu, do odlotu! Niesamowite…

Poniżej rozbudowana fotogaleria, prezentująca tytułowe słuchawki (wraz z opisem konfiguracji pod MacOSem)

» Czytaj dalej

NAD D3020… godny następca legendarnej integry 3020? Nasza recenzja

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
NAD_D3020_wertykalnie

NAD to firma, którą cenię za uczciwe podejście do klienta. Nie ma tu żadnego czarowania magicznymi technologiami, kosmicznymi materiałami, całym tym… jakże częstym w branży audio, bełkotem, mającym uzasadnić, czy usprawiedliwić wiele zer na rachunku. W tym przypadku jest inaczej, to znaczy mamy producenta mającego krańcowo odmienne podejście. Cała, bogata historia firmy, to produkty nie dość że wyróżniające się walorami brzmieniowymi, często dysponujące kompletnym wyposażeniem, to jeszcze dodatkowo przystępne, dostępne praktycznie dla każdego. Najwybitniejsze urządzenia NADa to segment budżetowy, to coś co można sobie kupić bez wyrzutów sumienia, bez zbędnego uszczuplania konta, właśnie zbędnego bo relacja koszt – efekt w przypadku tego sprzętu była po prostu znakomita. Komponenty audio  NADa towarzyszą mi od początku mojej przygody z HiFi. Pierwszy wzmacniacz? 3020. Pierwszy gramofon? 5120. Pre, które notabene nadal dzielnie mi służy? 1020… świetne amplitunery, które doskonale sprawdzają się w audio, w stereo… Poza tym miałem styczność praktycznie z całym asortymentem z firmowego katalogu.

Tak, jestem NADolubem, nie ukrywam tego, ale moje przywiązanie do marki nie jest tylko sentymentalne, nie wypływa tylko z własnych doświadczeń, pozytywnych doświadczeń, ale także z dorobku, uznania, nagród (to może najmniej, bo te często kojarzą się z jakimiś układami „pod stołem”, czystym marketingiem etc.). Jednak to, co najważniejsze, to aprobata w oczach zwykłych użytkowników. Wystarczy zobaczyć jak wielkim poważaniem cieszą się te produkty, jak często można natknąć się na pozytywne opinie dotyczące sprzętu NADa. Ok, to tytułem wstępu. Chcę być uczciwy wobec Czytelników, jednocześnie to „przyznanie się do winy” ;-) bynajmniej nie oznacza, że tytułowy produkt został potraktowany ulgowo. Wręcz przeciwnie, starałem się wypunktować to, co może właścicielowi nie przypaść do gustu, zwrócić uwagę na słabe strony opisywanej konstrukcji. Właśnie dlatego, że tak lubię tę markę, właśnie przez wzgląd na własne doświadczenia, uznałem że tym razem nie będzie to kilkanaście dni słuchania i wołamy kuriera. Nie. D3020 trafił do nas na stałe, stało się tak po gruntownym, wcześniejszym zapoznaniu się, jednak zapoznanie to jedno, a praktyka codziennego użytkowania, odsłuchanie kilkuset albumów, sprawdzenie różnych konfiguracji…. to pozwala na miarodajną, pełną ocenę, popartą praktyką w codziennym (powiedzmy – bardzo częstym) korzystaniu z przetestowanego wzmacniacza.

D3020, podobnie jak legendarny poprzednik, w zamierzeniach ma być czymś co całościowo, kompleksowo rozwiąże kwestie głównego komponentu audio w  domu, mieszkaniu. Taka centralka, do której podepniemy wszelkie źródła, dodatkowo obecnie gotowa na bezprzewodowe połączenie z komputerami, handheldami. W 3020 mieliśmy fantastyczny, gramofonowy przedwzmacniacz, komplet wejść dla ówczesnych źródeł dźwięku. Z D3020 jest podobnie – tu także mamy szerokie pole do popisu, możemy sobie wszystko podpiąć, połączyć, przy czym cyfrowa integra NADa jest jednym z nielicznych przedstawicieli wzmacniaczy przygotowanych specjalnie pod kątem XXI wiecznych źródeł audio: komputera, smartfona czy tabletu. To znak czasów, ale także trzymanie się przez producenta zasady, że to co otrzymuje klient powinno w maksymalny sposób ułatwić integrację urządzeń audio z zagwarantowaniem swobody „manewru”, bez ograniczania nas w tym względzie. Bardzo pozytywne podejście do tematu, coś co szczególnie dzisiaj docenimy, bo w końcu odnośnie źródeł muzyki mamy prawdziwą… klęskę urodzaju. Rzecz jasna grać można z jednego, szczególnie gdy jest to komputer (pełen dostęp do usług oraz osobistej kolekcji), jednak ten komputer pod względem obsługi nie za bardzo może mierzyć się z ekranem dotykowym, czy wyspecjalizowanym odtwarzaczem audio. D3020 daje tutaj szerokie pole do eksploracji, jednocześnie pozwalając na budowę uniwersalnego systemu z kinem domowym w tle. A wszystko to z małej, niepozornej skrzynki. Rzecz jasna te wszystkie możliwości i tak w ogólnym rozrachunku zdałyby się na nic, gdyby mały NAD nie był w stanie wykrzesać z siebie odpowiedniego brzmienia, odpowiednio dobrego brzmienia. Mikre rozmiary od razu zasiały wątpliwość, czy to maleństwo będzie w stanie rozruszać podłogówki, spore monitory, czy sprawdzi się w większym pomieszczeniu? Na te wszystkie znaki zapytania, na fundamentalne „ale jak to gra”, na pytania dotyczące kwestii związanych z wygodą, z możliwościami (mam nadzieję) znajdziecie odpowiedź poniżej. Zapraszam!

» Czytaj dalej

Bezprzewodowy głośnik Definitive Technology Sound Cylinder – nasz test

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
definitive-cylinder

Ostatnio miałem możliwość zapoznać się z całym katalogiem nowych produktów firm Bowers & Wilkins, Harman Kardon oraz Bose przeznaczonych głównie do współpracy z handheldami. Wspólnym mianownikiem jest tutaj transmisja bezprzewodowa, czasami możliwość klasycznego zadokowania urządzenia, mocno lifestyleowa forma… sprzęt ma grać via Bluetooth, via WiFi, komunikować się w ten sposób ze źródłem. Komputer nie jest tu głównym pomysłem na dźwięk, ani żadne tradycyjne źródło takie jak odtwarzacz, tym źródłem ma być smartfon lub/i tablet. Pomysłów na tego typu urządzenia jest co niemiara, różnią się one przede wszystkim formą, czasami także funkcjonalnością, choć ta w wielu wypadkach jest zbliżona. Sprzęt ma być bezobsługowy, ma grać w tle, ma grać na tyle głośno, by zwrócić na siebie uwagę, jednocześnie czysto, niekoniecznie naturalnie, neutralnie, czy po prostu rasowo, jak na HiFi przystało. Nie o to tutaj chodzi, to ma być granie łatwo przyswajalne, lekkie, takie właśnie. Oczywiście każdy widzi to inaczej, są produkty JBL-a, które wpisują się właśnie w takie właśnie odtwarzanie muzyki, bezpiecznie ale w sumie przewidywalnie, bezpłciowo to gra. Z kolei HK miota się z tymi swoimi produktami, podobnie jak Bose – czasem czuć pazur, produkt gra jak trzeba, potrafi to i owo, innym razem (przetestowane, nieudane wg. mnie Bose Soundlink III czy HK Onyx) coś poszło wyraźnie nie tak i dostajemy produkt wyraźnie gorzej sobie radzący od tańszych w ofercie urządzeń (w pierwszym wypadku będzie to SoundLink Mini, w drugim Aura). Moim zdaniem skonstruowanie takiego głośnika nie jest rzeczą prostą, ani błahą …wręcz przeciwnie, tutaj z jednej strony ważne jest żeby to przykuwało uwagę, wyglądało, współpracowało z wszystkim jak leci, (nie było zbyt drogie? A to już niekoniecznie ;-) ), a jednocześnie wyróżniało się czymś na tle setek konkurencyjnych produktów (no właśnie wyróżniało i bynajmniej nie brzmieniem się wyróżniało, bo to akurat wcale musi gwarantować sukces tego typu sprzętu vide produkty Beats). Jakiś uniwersalny patent na sukces zatem? Cóż, nie ma takiego, choć niektórzy próbują zaoferować coś zgodnego z modą, lifestylowego, a przy tym grającego na poziomie.

Definitive Technology to firma bardzo znana w Stanach, jej propozycja wpisuje się idealnie w obecne trendy rynkowe. Mamy więc propozycję dla posiadaczy handheldów (streaming), komputerów (PC Audio), dla wielbicieli kina domowego (liczne produkty, w tym soundbary) itd. itp. Patrząc na ofertę widzę pewne cechy wspólne ze wspomnianym powyżej Bose (oraz Bowersem). Tym, co wyróżnia produkty DT jest sporo całkiem nowatorskich rozwiązań, technologii i nie mam tu na myśli marketingowej papki, albo opakowanych w bombastyczne sformułowania rzeczy, które opracował ktoś inny, oferując gotowe „kity” za parę centów. Nie, tutaj jest nie tylko patent na swoje przetworniki, na swoje, firmowe brzmienie, ale także ścisła współpraca z projektantami (wzornictwo przemysłowe, design… to widać!) oraz osobami odpowiedzialnymi za ergonomię, za funkcjonalność danego produktu. Bardzo mi się podoba takie, całościowe podejście, bo odpakowując z oryginalnego opakowania w formie dużej puszki, bohatera niniejszego artykułu od razu wiedziałem, że ktoś tu się starał, chciał zaoferować dopieszczoną rzecz, a nie coś, co tylko wygląda, albo tylko gra, albo ani jedno, ani drugie ;-)  Sound Cylinder, jak sama nazwa wskazuje, to cylinder i to nie byle jaki cylinder, bo taki solidnie grający, z bardzo użytecznym, oryginalnym sposobem montażu współpracujących z nim źródeł (tak jest to sprzęt bezprzewodowy, co nie oznacza że nie da się go zintegrować z naszym handheldem czy laptopem i bardzo dobrze, że się da, bo czasami jest to opcja bardzo,  ale to bardzo użyteczna, przydatna). Co więcej uniwersalny, bo zagra ze wszystkim (Bluetooth), da się pożenić z każdym sprzętem (możliwe „zadokowanie” praktycznie każdego handhelda czy laptopa), a przy tym niewielki, do postawienia gdzie bądź. Konstrukcja od strony brzmieniowej ambitna, bo wyposażona nie w dwa, a trzy przetworniki (układ 2.1, nie żadne tam szerokopasmowe „pierdziawki”). No dobrze, zacząłem opisywać tytułowy produkt, warto chwilkę przyjrzeć się zastosowanym przez producenta pomysłom na wydobycie dźwięku z mobilnej elektroniki…

» Czytaj dalej

Sound Cylinder… testujemy bezprzewodowy głośnik, podstawkę dla handhelda

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
definitive-cylinder

Firma Definitive Technology ma w swojej ofercie wiele interesujących produktów. Producent specjalizuje się w nagłośnieniu, jego produkty wyróżniają się na rynku nie tylko niebanalną formą, ale przede wszystkim oryginalnymi możliwościami. To sprzęt, który stylistycznie znakomicie współgra z elektroniką Apple (co nie oznacza, że z innymi urządzeniami nie współpracuje, czy źle wygląda… taki Lenovo z włókna węglowego będzie idealnym partnerem dla głośników biurkowych, które mam nadzieję niebawem do nas trafią). Na początek trafił do nas do testów produkt typowo lifestyle’owy – to bezprzewodowy głośnik Sond Cylinder łączący się z naszym handheldem za pośrednictwem Bluetooth. Forma cylindra, wykonanie - aluminiowa obudowa, możliwość zadokowania (nie ma złącza do ładowania, dzięki temu stand jest uniwersalny) dowolnego sprzętu (dwie, gumowe, ruchome objemy dają możliwość zainstalowania praktycznie każdego handhelda oraz podpięcia głośnika do np. komputera (przypięcie do ekranu laptopa), czy też umieszczenia go w różnym położeniu w przypadku 10″ tabletów to rzeczy, których nie znajdziemy u konkurencji. Do tego bardzo sensowne brzmienie – spora dynamika, niezła moc, brak przesterowania przy wysokich (potrafi grać głośno) poziomach głośności. Jak widać rzecz wyróżnia się na tle innych, tego typu produktów oferowanych na rynku. Szczerze powiedziawszy, równie dobre wrażenia pozostawił po sobie SouddLink Mini Bose (ale nie SoundLink III, któremu wystawiliśmy niezbyt pochlebną ocenę), a wszystkie Pillsy Beats’a, JBL-e (m.in. Charge), produkty Harman Kardona wyraźnie odstawały na tle tytułowego urządzenia. I mam tutaj na myśli zarówno formę, jakość materiałów, jak i treść – dźwięk. Dokładny opis oraz test sprzętu już niebawem…

» Czytaj dalej

iPod to już przeszłość?

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
no_ipod

Patrząc na wyniki sprzedaży, tak mogłoby się wydawać. Po co utrzymywać linię produktów, która coraz gorzej się sprzedaje, traci udziały… Produkt, który był pierwszym, przynoszącym firmie krociowe zyski, stał się symbolem rewolucji (cyfrowa dystrybucja muzyki, iTunes), może niebawem całkowicie zniknąć z rynku. Może zniknąć, bo Apple zwyczajnie nie będzie się opłacało utrzymywanie produkcji sprzętu, który zalega na sklepowych półkach. Faktycznie, w obecnej formie, iPod nie ma za bardzo sensu. Nie ma, bo po pierwsze dzisiaj coraz częściej do głosu dochodzi streaming, a tego iPody nie są w stanie zaoferować (nawet Touch, który wyposażony jest przecież tylko w moduł WiFi), po drugie jeżeli mówimy o odtwarzaniu muzyki z plików, to kompresja stratna nie jest dzisiaj „na topie”, na topie są hi-resy, cała branża mówi o poprawie jakości oferowanej muzyki (i bardzo dobrze), a iPody to przede wszystkim stratne AAC (iTunes), po trzecie wreszcie dzisiaj muzyka to także social media, to dodatkowe usługi i funkcjonalności nie bardzo pasujące do obecnie oferowanej linii produktowej (może poza iPodem Touch). Sumując, iPody takie jak Nano, Shuffle czy Classic oraz pod pewnymi względami także Touch nie mają widoków na przyszłość, te produkty nie będą się dobrze sprzedawać, nie ma na to szans.

No dobrze, Apple ma zatem dwa wyjścia. Pierwsze, najprostsze i chyba najbardziej prawdopodobne, to uśmiercenie tej grupy produktów, wycofanie iPodów z oferty. W końcu od odtwarzania muzyki jest dzisiaj smartfon, względnie tablet, ale przede wszystkim iPhone i tego się trzym(ajm)y. Drugie rozwiązanie wymagałoby od Apple poważnego zaangażowania w dwóch dziedzinach – raz, trzeba by było wprowadzić hi-resy do swojej oferty (a przynajmniej kompresję bezstratną, muzykę w formacie ALAC o parametrach 16/44), dwa usługę abonamentową z dostępem do całej swojej kolekcji z ewentualną opcją jakości płyty CDA. Te dwie rzeczy mogłyby na nowo tchnąć życie w iPoda, czy raczej nowe iPody, wyposażone w opcję streamingu (w wariancie minimum – lokalnie via WiFi (z AirPlay) oraz via Bluetooth (może by tak aptX wprowadzić?) – czyli strumieniowanie do urządzeń audio oraz na odtwarzacz, bez opcji mobilnej) oraz możliwość nawigowania w ramach serwisu / kolekcji (albo pełen iOS, albo okrojony, czy przykrojony do tego typu funkcjonalności). Niekoniecznie więc musiałby to być nowy iPod Touch, być może lepszym rozwiązaniem byłby player z systemem ala iPod Nano czy obecne Apple TV (a więc ograniczonym funkcjonalnie do odtwarzania kontentu z określonych źródeł, także z Internetu). Warunkiem koniecznym byłoby natomiast zastosowanie bardzo dobrego przetwornika (hi-resy, bezstratna jakość materiału), wzmacniacza, modułu bezprzewodowego (w opcji mobilnej także, wzorem iPada, z możliwością strumieniowania danych z Internetu) i bez wyjątku (nawet, gdyby tych iPodów miało być parę modeli, nie jeden) szybkiej i pojemnej pamięci masowej flash. Rzecz jasna Apple, zgodnie ze swoją filozofią, raczej na pewno nie wprowadziłoby kart pamięci, przy czym duża przestrzeń na dane byłaby tutaj nieodzowna, szczególnie w sytuacji, gdy mówimy o bezstratnej kompresji, gdy mówimy o hi-resach. Nie byłoby tu więc miejsca na jakieś grajki z paroma gigabajtami pamięci.

Taki hipotetyczny iPod (iPody) mogłyby przyciągnąć uwagę klientów, szczególnie gdy uświadomimy sobie, jak szybko wyczerpuje się bateria w smartfonie odtwarzającym lepszą jakościowo muzykę, nie mówiąc już o streamingu. Jeżeli nowe urządzenie naręczne Apple, będzie także (co jest praktycznie pewne) umożliwiało podstawową kontrolę, sterowanie innym sprzętem z logo jabłka, taki odtwarzacz osobisty miałby jakieś szanse na rynkową egzystencję. Warto przy tym wspomnieć, że rynek DAPów stale się rozszerza (mimo spadku iPoda), choć mówimy tutaj nie o typowych „mp3-kach”, a sprzęcie z wyższej półki. W sumie, w sytuacji gdyby Apple wprowadziło powyższe usługi i lepszą jakość muzyki, firma musiałaby równocześnie zaproponować produkty zdolne do wykorzystania nowych możliwości. Nowe iPody wpisywałyby się w to doskonale, pod warunkiem rozszerzenia ich możliwości (jw.) a ideałem byłoby także przystosowanie takiego sprzętu do względnie długotrwałego działania na baterii (przy stale wyłączonym wyświetlaczu, braku innych niż odpowiedzialne z odtwarzanie, względnie komunikację, procesów jest to wykonalne, łatwiejsze niż w przypadku iPhone czy iPada).

Przejęcie Beats Audio, o którym wcześniej wspomniałem, jest symptomatyczne. Oczywiście należy mieć nadzieję, że nowe produkty, nowe słuchawki (oraz głośniki) będą w stanie pokazać nową, lepszą jakość brzmienia (obecne słuchawki BA do tego zupełnie się wg. mnie nie nadają). Niewykluczone, że zakup popularnego producenta słuchawek (oraz całej reszty lifestyleowych audio produktów ) oznacza, że iPod będzie miał jeszcze swoje pięć minut. Byłoby fajnie, bo to nie tylko kultowy produkt, ale odnośnie jakości dźwięku, po prostu dobry wybór, lepszy niż wiele konkurencyjnych rozwiązań. Tyle tylko, że aby rzecz utrzymać w sprzedaży trzeba dużych zmian jak wspomniałem powyżej. Bez tego iPod zniknie, bo zwyczajnie mało kto go kupi… Wraz z „b” można wykreować na nowo zapotrzebowanie na muzyczny odtwarzacz (bo coś jest modne, warte pokazywania się (z tym czymś) oraz na (nie)tanie słuchawki jak i na rozbudowany, kompletny serwis muzyczny iTunes z hiresami (sklep), z usługą strumieniową w abonamencie, z kolekcją nagrań (własnych) w chmurze (Match) oraz z inteligentnym radiem internetowym (iRadio). Wtedy, taki osieciowany iPod będzie miał jak najbardziej sens. Wraz z hipotetycznym, rozbudowanym funkcjonalnie Apple TV oraz głośnikami bezprzewodowymi Apple będzie mogło zaoferować całościowe rozwiązanie z segmentu domowego  systemu rozrywkowego AV. Zdobyć salon – to niewątliwie kusząca perspektywa dla jabłkowego giganta.

 

NAD D3020 w redakcji! Nasz kandydat do tytułu urządzenia 2014 roku

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
NAD D3020 (6)

Nie wiem jak oni to robią, ale chyba znowu im się udało! NAD stworzył wiele znakomitych, przystępnych cenowo urządzeń, stworzył legendarną integrę 3020 i ponownie udowadnia, że sprzęt audio nie musi kosztować kroci, może być na każdą kieszeń, a przy tym może dysponować znakomitą funkcjonalnością oraz fantastycznym brzmieniem. Nie inaczej jest w przypadku D3020. Ta mała, cyfrowa integra wg. mnie stanowi kwintesencję tego, czym jest obecnie HiFi, współczesna branża audio, dzisiejsza fonografia… to emanacja cyfrowego świata muzyki, grania z pliku, z sieci, dźwięków odtwarzanych z urządzeń, które zastąpiły urządzenia obsługujące fizyczne nośniki. Tytułowy sprzęt to coś innego, wyraźnie innego niż klasyczne elementy systemu stereo – chodzi tutaj o cały zespół cech: konstrukcję, design, funkcjonalność oraz możliwości. A przy tym wszystkim NAD nie zapomina, nie rezygnuje z tego co było, daje nam – użytkownikom – wybór, dzięki wejściom analogowym zastosowanym w nowym 3020… chcesz podpiąć tradycyjny odtwarzacz CDA? Nie ma problemu. Chcesz grać z czarnego krążka? Proszę bardzo (podepnij tylko do wejść jakiś gramofonowy pre). Sprytne i jednocześnie przyjazne rozwiązanie, pozwalające znaleźć się osobom, dla których okładka, fizyczna okładka robi różnicę.

NAD zrobił coś, co moim zdaniem zasługuje na dokładne opisanie. To, mam nadzieję, urządzenie które znajdzie się w setkach tysięcy domów. Znajdzie się, bo zwyczajnie na to zasługuje. Znajdzie się, bo może, niczym kameleon, stanowić podstawę dowolnego systemu. Biurko? Oczywista, oczywistość. Salon, główny zestaw HiFi? Ależ oczywiście i niech nas nie zwiedzie 30W w specyfikacji, bo jak to u NADa bywa moc podawana przez producenta może wygląda „niepoważnie”, ale jak już podłączymy kolumny… Sprawdziłem (poza Topazami Monitor, z którymi D3020 głównie gra) z nowymi Pearl 25 i szczerze powiedziawszy takiego drive`u, takiej dawki energii mogą nowej, cyfrowej integrze pozazdrościć nominalnie, niby dużo mocniejsze wzmacniacze. Ten amp potrafi „rozbujać” dowolne kolumny. Ok, a to jeszcze nie wszystko. Chcecie zintegrować sobie w jednej skrzynce kino domowe (decydując się nie na wiele kanałów, a na sprawdzone, dobre, solidne fronty z ewentualnym dodatkiem aktywnego subwoofera)? Proszę bardzo, nie ma problemu, można i tak. Dodajmy do tego bezpośrednie strumieniowanie z handheldów, z komputerów (przy czym nie oznacza to kompromisów jakościowych, dzięki implementacji kodeka aptX) oraz wbudowanego DACa (trzy cyfrowe źródła, z komputerem via USB na czele), wyjście słuchawkowe i mamy pełen obraz tego, czym D3020 jest. Kompletny, nowoczesny, w pełni odpowiadający wymaganiom dzisiejszego, współczesnego audio... to nasz kandydat, mocny kandydat do miana urządzenia 2014 roku. Nie ma obecnie na rynku w tym zakresie cenowym drugiego takiego urządzenia. No i to brzmienie. Poniżej rozbudowana galeria z opisem…

» Czytaj dalej

Rzut okiem: głośniki bezprzewodowe Bose Soundlink III & Harman Kardon Aura

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
HK Aura_4

Kolejne produkty z serii – sobie stoi i bezprzewodowo gra (w domyśle z telefonu, czy zazwyczaj z telefonu). To bardzo dynamicznie rozwijający się segment rynku audio, niestety często nabywca może tutaj trafić na miny i to także z tego względu, że co rusz do sklepów trafiają nowe produkty, trudno się w tym wszystkim rozeznać. Nie ma jakiegoś punktu odniesienia, bo – trzeba to uczciwie powiedzieć – liczba rozwiązań, rodzaj przetworników, rozwiązania konstrukcyjne, priorytety w tego typu produktach to prawdziwa mozaika często wykluczających się założeń, do tego całe mnóstwo kompromisów, które muszą uwzględnić projektujący bezprzewodowe głośniki inżynierowie. Nie zawsze te kompromisy wychodzą na zdrowie, czasami można spotkać się z niemiłą niespodzianką, kiedy to urządzenie starsze, tańsze gra wyraźnie lepiej niż nowe, droższe, można też kupić coś, co znowu jest droższe, niby znacznie bardziej funkcjonalne (bo ma baterię, bo przenośne jest i na kablu wisieć nie musi), a jednak na tyle kompromisowe właśnie, że te dodatkowe cechy trudno uznać za pożądane w ogólnych rozrachunku, wręcz przeciwnie mogą one użytkownikowi „wyjść bokiem”.

Sprawdziłem dwa nowe produkty, z których jeden wpisuje się w to, co napisałem powyżej, drugi zaś jest potwierdzeniem że nie zawsze coś niby lepszego, o niby większych możliwościach i katalogowo przynależącego do wyższej klasy jest… lepsze. Szczerze powiedziawszy, mam coraz większe obawy, szczególnie w zestawieniu z rewelacyjnymi S5BT firmy Scansonic, czy liczni, pierwszoligowi producenci nie próbują nas zwyczajnie naciąć, próbując wmówić, że to nowe, to takie świetne, najlepsze, i w ogóle co może nas spotkać, gdy zechcemy strumieniować dźwięk z naszego telefonu lub z tabletu na jakiś, no właśnie, stylowy, modny głośniczek bezprzewodowy. Do tej pory miałem zazwyczaj styczność z – fakt dość drogimi – ale ambitnymi konstrukcjami tego typu, które próbowały w jak najlepszy sposób reprodukować dźwięk z tak… słabego źródła, jakim jest współczesny handheld. W przypadku tytułowych produktów mam wątpliwości, czy za tym wszystkim nie stoi sprytny księgowy, który sobie wyliczył, że owszem można na tym biznesie nieźle zarobić, przy czym wcale nie trzeba się starać, wystarczy byle co i byle jak, a klient i tak się znajdzie i kupi. Ostro? No ostro, ale co poradzę, jak tu drogo z jednej strony, a brzmieniowo… no właśnie. Zapraszam do krótkiego testu najnowszych produktów Bose oraz Harman Kardona.

» Czytaj dalej

BOSE SoundLink III – nowy głośnik BT w ofercie Amerykanów… już w redakcji

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
bose-soundlink-iii-glosnik-wyglad

Poprzednik grał, jak na mikre rozmiary oraz najsłabsze jakościowo łącze bezprzewodowe (Bluetooth) bardzo dobrze. Nie tylko głośno, zadziwiająco głośno, jak na naprawdę miniaturową wielkość, ale do tego bardzo czysto. A to – w przypadku BT – spore osiągnięcie, szczególnie że mówimy o urządzeniu bez wsparcia dla kodeka aptX, który niweluje główne wady transmisji bezprzewodowej w „sinozębnym” standardzie. Do tego, jak to u Bose, nienaganna jakość wykonania (jest drogo, ale widać za co płacimy), wbudowana bateria… Na rynek trafił właśnie następca malucha, tym razem głośnik nam nieco urósł. Może się to przełożyć na jeszcze lepsze możliwości brzmieniowe, szczególnie że SoundLinka III wyposażono w aż cztery neodymowe przetworniki oraz dwa przeciwstawne radiatory pasywne. Nowy DSP ma pozwolić na głośniejsze granie, przy zachowaniu naturalności oraz dobrego odwzorowania poszczególnych zakresów dźwięku. Designersko nowość nawiązuje do stylu bauhaus, może się podobać minimalistyczna w formie, prosta stylistyka. Bose, będąc pewien swoich możliwości w zakresie ujarzmiania bezprzewodowego interfejsu BT, także w tym wypadku zdecydował się na klasyczne rozwiązanie – nie ma mowy o aptX, jest standardowy rodzaj transmisji A2DP. To, biorąc pod uwagę sporą cenę, trudno uznać za zaletę, z drugiej strony pamiętam naprawdę dobrą jakościowo transmisję w poprzedniku. Cóż, zobaczymy w teście jak to gra.

Podobnie jak we wcześniejszym modelu, także w przypadku SoundLink III sprzęt został wyposażony w litowo-jonowy akumulator, mający zapewniać nawet do 14 godzin odtwarzania muzyki na jednym naładowaniu. To duży progres, bo poprzednik mógł realnie grać maksymalnie do 10 godzin (typowo 8). Pytanie, czy te 14 dotyczy scenariusza cichego odsłuchu, czy też grania na poziomie 50-60% skali głośności? Głośnik waży niewiele ponad 1 kg, do tego jest bardzo kompaktowy, to gabaryty większej książki. Cena sprzętu wynosi 1299 złotych. To sporo, szczególnie, że mówimy o urządzeniu ze zwykłym BT, bez DLNA (WiFi) czy technologii AirPlay. Na ocenę trzeba poczekać do odsłuchów – sprawdzimy czy ponownie będzie to najlepiej brzmiące źródło Bluetooth bez obsługi kodeka aptX, czy faktycznie da się nim nagłośnić większe pomieszczenie? Nasz test SoundLinka to kolejna recenzja z cyklu „nowe audio”, urządzeń odległych od tradycyjnych zestawów muzycznych, jednocześnie coraz częściej uzupełniających, bądź „zastępujących” klasyczne rozwiązania. Napisałem „zastępujących”, bo często nabywcy nie są w ogóle zainteresowani typowymi zestawami stereo, obejmującymi kolumny, elektronikę… chcą coś lifestylowego, coś kompaktowego, dodatkowo dopasowanego do wyglądu nowocześnie urządzonych wnętrz. Niektóre produkty, jak choćby przetestowany przez nas Bowers&Wilkins Zeppelin Air udowadniają, że taki wybór niekoniecznie musi być obarczony jakościowym kompromisem, choć oczywiście dwie wysokiej klasy kolumny zawsze sprawdzą się (z zapasem) lepiej od tych wszystkich strumieniujących głośników.

» Czytaj dalej

Mobilna rewolucja w audio! Docelowe źródło, kompletny interfejs cyfrowy? Chord Hugo

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Hugo tyt

Do napisania eseju, natchnęła mnie obserwacja tego, co pokazali producenci podczas ostatnio zakończonego CES 2014. To ciekawe, że właśnie tam, w Las Vegas (Hugo, AK240 i wiele, wiele innych urządzeń), a nie w Monachium, w Berlinie czy w Warszawie, względnie innym mieście ze znaczącą imprezą branżową audio, byliśmy świadkami wg. mnie rewolucyjnego otwarcia na rynek mobilny, czegoś co jest logiczną kontynuacją ogromnej i wciąż rosnącej popularności słuchawek oraz streamingu. Intrygujące, że dzisiaj obserwujemy wyraźny zwrot w stronę jakości (vide pilotażowe projekty serwisów streamignowych, mające na celu udostępnienie muzyki w bezstratnym formacie oraz prawdziwy wysyp dobrych i bardzo dobrych brzmieniowo słuchawek). To nie są czasy, gdy wystarczy że coś tam sobie gra, że leci mp3-ka, że obcięty bitrate uniemożliwia w praktyce słuchanie muzyki, bo zamiast niej do uszu dociera „fastfoodowa”, ciężkostrawna papka, coś jak wyrób czekoladopodobny (stare pierniki, takie jak ja, pamiętają co to było, jaki to był horror dla podniebienia). Rosnąca (serio! Wszyscy w branży to podkreślają – TO SIĘ SPRZEDAJE) popularność sklepów wirtualnych z muzyką hi-res, plików o bezkompromisowej jakości, które pretendujądo miana następcy kompaktu, gwałtowny zwrot w stronę DSD (wg. mnie głównie o podłożu marketingowym, ale z drugiej strony to propagowanie lepszej jakościowo muzyki, więc tylko przyklasnąć!), prawdziwa eksplozja w segmencie wszelkiej maści cyfrowych źródeł… to wszystko prowadzi nas do bardzo prostej konkluzji: rynek zmienia się zasadniczo i to w kierunku, który wielu uważało za mało prawdopodobny.

Większość z nas raczej nie dawała szansy na popularyzację muzyki powyżej poziomu mp3 320kbps, bo po pierwsze baterie (w handheldach – nadal temat aktualny), bo po drugie odnośnie zwykłego zjadacza chleba to, to się nie opłaca bo mu i tak wszystko jedno, bo trzecie wreszcie – przygotowanie materiału w odpowiednio wysokiej a nie byle jakiej jakości kosztuje. No właśnie, kosztuje, a wytwórnie od dawna narzekają na spadające zyski, na to że „muzyka się nie sprzedaje”. To nie tak, ludzie chcą jej słuchać, tylko słuchać inaczej. Coraz częściej wykrzystując jako źródło jedno z dwóch urządzeń (no trzech): komputer, smartfona lub tablet. To są źródła. Czy raczej – precyzyjniej – niezbędne elementy składające się na ŹRÓDŁO. Jako, że jw. słuchamy na wynos, ze słuchawkami w uszach, do uzyskania kompletnego systemu wystarcza coś, co dzisiaj staje się wg. mnie najważniejszym elementem układanki: wzmacniaczo-dak, sprzęt pozwalający na integrację obu elementów, mobilny, przenośny, dodatkowo – coraz częściej – z aspiracjami klasyfikowania nie tylko jako sprzęt HiFi, ale jako high-end, jako źródło docelowe. Moim zdaniem muzyczne odtwarzacze hi-endowe w rodzaju HiFiMana HM-901, iBasso DX100 czy Astell&Kern AK 100/120/240 etc. będą stanowiły ciekawe uzupełnienie, może nawet nie niszę (choć biorąc pod uwagę ceny, zapewne nie zastąpią miłośnikom dobrego brzmenia ich handheldów, które jak napisałem stają się najczęściej używanym przez nas źródłem dźwięku). Streaming muzyki wymaga modułu komórkowego, w który to wyposażone są smartfony, tablety, w które coraz częściej będą wyposażone laptopy. To naturalna kolej rzeczy, a właśnie dostęp do muzyki w strumieniu będzie wg. mnie warunkował skalę popularności danego rozwiązania. Chodzi tutaj nie tylko o możliwość dostępu, ale także wygodę korzystania z urządzeń, które towarzyszą nam wszędzie, są z nami w każdym miejscu, z których korzystamy najczęściej. Konieczność odbierania połączeń (jak i dostęp do innych funkcji komunikacyjno-informacyjnych) to jeden z najważniejszych aspektów, pozostałe to brak konieczności „mnożenia bytów”, integracja, obecnie kluczowa kwestia bycia cały czas online. Potrzebujemy zatem czegoś, co będzie idealnym bypassem, przeniesie nas (bez komplikowania sobie życia) w świat wysokiej jakości dźwięku (poniekąd dotyczy to także obrazu, vide kamery w topowych modelach handheldów, ekrany 4K, zapowiedzi dotyczące odtwarzania materiału UHD etc.).

Potrzebujemy zatem niezbędnego łącznika, który jednocześnie nie będzie w żaden sposób nas absorbował. Wzmacniaczo-dak, najlepiej wyposażony w moduł komunikacji i tutaj mamy do wyboru: Bluetooth z aptX – opcja minimum, WiFi z wysyłaniem strumienia via DLNA, ew. AirPlay (podobnie jak BT z aptX jako opcja minimum, względnie jeden z egzotyczynych standardów SKAA (znakomity, patrz recenzja AirDAC firmy NuForce), czekam na nową wersję obsługującą strumień 24 bitowy), z dużym akumulatorem oraz kompletem złącz. Moim zdaniem wystarczy optyk (bardziej przydatny od współosiowego złącza, można wykorzystać złącze mini-jack, co też nie jest bez znaczenia w przypadku mobilnego urządzenia) oraz USB i to głównie w charakterze złącz wykorzystywanych przy okazji, stacjonarnie. Komunikacja z handheldem za pomocą złącza bezprzewodowego jest kluczowasmartfon (bo głównie to urządzenie mam na myśli) musi być w pełni użyteczny, nie może być ograniczony funkcjonalnie przez podpięcie go w domenie cyfrowej (bo tylko taka, biorać pod uwagę bezkompromisową jakość audio, ma sens). Plusem BT jest jego energooszczędność (wersja 4.0), aptX pozwala na brak stratnej kompresji i z własnego doświadczenia mogę napisać, że daje znakomite efekty. To działa, to jakość porównywalna z kompaktem, przy dobrym pliku dająca pełną satysfakcję ze słuchania. Rzecz jasna konieczne jest przynajmniej odbieranie połączeń przy pozostającym w torze wzmacniaczo-daku, a najlepiej pełne sterowanie oferowane przez piloty na kablu. W takiej sytuacji przenośhy DAC/AMP powinien być wyposażony w opcję urządzenia głośnomówiącego, czegoś na kształt zestawów montowanych w autach. Jest to proste i niezbyt kosztowne w realizacji i – jak napisałem – w pełni uwalnia telefon od niewygodnego, fizycznego połącznenia z przetwornikiem / wzmacniaczem. Dzięki takiej konfiguracji kwestie sterowania, dostępu do materiałów (coraz częściej jw. w strumieniu), interfejsu mamy rozwiązane samoistnie, załatwione. Poniżej (wpis będzie podlegał stałej aktualizacji) przedstawię najciekawsze urządzenia (na razie jedno, które muszę zdobyć) wpisujące się w opisane powyżej trendy… » Czytaj dalej

REVO SuperConnect – topowy siecioodbiornik z obsługą serwisu Spotify

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
SuperC_Hero

Jak wiecie od paru dni słuchamy sobie niezobowiązująco muzyki z sieciowego radyjka (siecioodbiornika z tunerem FM) Noxon Fun. To bardzo fajne urządzenie, które dysponuje wieloma przydatnymi funkcjami, a przy tym nie jest specjalnie drogie… jak na sprzęt audio z WiFi cena 500 złotych to strefa budżetowa. Tytułowy produkt jest inny. Jest niewątpliwie o klasę, albo i dwie klasy wyżej od wspomnianego radyjka. Właściwie to sprzęt, który poza funkcją radia internetowego pozwala na integrację z domowym systemem audio i może w takim scenariuszu pełnić funkcję pełnoprawnego źródła dźwięku. Mamy tutaj zarówno analogowe jak i cyfrowe wyjścia dźwięku, mamy dostęp do serwisu Spotify, wygodne zdalne sterowanie za pomocą handhelda, OLEDowy ekran, intuicyjne sterowanie, odtwarzanie lokalnej biblioteki muzycznej, obsługę kluczowych kodeków (m.in. FLAC), wyjście słuchawkowe, wejście analogowe itd. Do tego można będzie sprawdzić działanie radia cyfrowego DAB (od niedawna uruchomiono w Polsce nadawanie w tym standardzie). Dzięki modułowi Bluetooth będzie można strumieniować dźwięk wprost z handhelda (także w jakości bezstratnej dzięki aptX). Rzecz jasna REVO SuperConnect to także, czy może przede wszystkim wysokiej klasy sieciowy odbiornik pozwalający jw. na odtwarzanie strumieniowe z wielu źródeł, a dzięki drewnianej obudowie, dobrym przetwornikom, opisywany produkt może zagrać zaskakująco dobrze w jakimś niewielkim pomieszczeniu (widzę tu głównie gabinet – idealnie takie eleganckie radyjko zintegruje się z duży, drewnianym biurkiem). Poniżej informacja prasowa oraz kilka zdjęć tytułowego produktu (który postaramy się przetestować na naszych łamach).

» Czytaj dalej