Tytuł zdradza sporo, prawda? No właśnie, tytułowe słuchawki mogłem bardzo dokładnie porównać z redakcyjnymi LCD-3 i nie miałem wątpliwości, że te dwa modele to zupełnie inna filozofia, inny pomysł na brzmienie. Powiem więcej, te nauszniki w ogóle nie przypominają mi żadnych z dotychczas testowanych na HDO, a testowałem wszystkie modele poza zamkniętym XC. Amerykanie stworzyli coś, co wedle ich zapewnień, ma stanowić nową jakość, referencyjną jakość i w pewnym sensie tak właśnie jest. Tyle, że wszystko jest subiektywne i określenie referencyjny (tzn. jaki? ) może oznaczać bardzo różne rzeczy. Dla mnie to coś, co nie tylko znakomicie reprodukuje dźwięki, bez zarzutu prezentuje muzykę, gdzie nie ma się po prostu do czego przyczepić. Dla mnie referencja to zaangażowanie, to emocje, to coś co nazwałbym magnetyzmem, siłą przyciągania, która to powoduje, że właśnie te słuchawki, ten wzmacniacz, te kolumny preferujemy, wybieramy, mówimy „mógłbym z nimi żyć”. To bardzo subiektywna ocena, dlatego często za referencję uznajemy coś całkowicie innego – aptekarską detaliczność, wzorową neutralność, studyjny (w sensie wierny) sposób przekazywania informacji zawartych w utworze. Niekoniecznie, a nawet rzadko idzie to w parze z tym, co wymieniłem powyżej. Oczywiście jedno w połączeniu z drugim można by uznać właśnie za „referencję”, ale cóż… świat nie jest doskonały, nie ma czegoś takiego jak 10/10 (to ocena zarezerwowana dla Stwórcy, as himself ) czytaj, nie da się we wszystkim dojść do absolutnej perfekcji. Dlatego też, wiele osób z branży, dziennikarzy skłania się do takiego właśnie, opartego na aptekarskich wyliczeniach, na pomiarach, definiowania czym jest, a czym nie jest referencja.
LCD-X są słuchawkami, które komunikują nam niezwykle wiernie to, co zapisano w pliku, na nośniku, wszystko jest w nich ułożone, poukładane, równe, bezbłędne wręcz, całkowicie pozbawione czegoś, co nazywam „wkładem własnym”. To oczywiście dla purysty bardzo miłe określenia, gotowa rekomendacja, coś czego szuka, co rzadko występuje w przyrodzie. Myślę, że poza studyjnymi słuchawkami, z których wiele gra w takiej manierze, trudno będzie znaleźć na rynku nauszniki konsumenckie, które prezentowałyby podobny poziom neutralności. W tym wypadku idzie to w parze z bardzo letnim odbiorem. Tak, nie ma tutaj miejsca na wulkany emocji, ba nie ma zaangażowania typowego dla dużo obiektywnie gorszych, wielokrotnie tańszych słuchawek z… wkładem. Takie HD650, takie K701 potrafią znacznie bardziej wciągnąć w to, co dociera do uszu, znacznie mocniej zaangażować słuchacza, z drugiej strony to LCD-X pokazują (tak to bardzo, bardzo umowne stwierdzenie, ale w tym wypadku zasadne) całą prawdę. Wierność przekazu, jego bezstronny, precyzyjny przekaz jest na pierwszym bezsprzecznie miejscu. I tak to właśnie wygląda, nie inaczej. To spore zaskoczenie (początkowo), ale też tylko na początku, bo wraz z upływającymi dniami, gdy X-y grały na głowie, uświadomiłem sobie, że producent chciał w przypadku tych słuchawek rozszerzyć swoją bazę, wprowadzić do oferty INNY produkt. Inaczej grający, zupełnie nie tak jak dotychczas, będący dla dotychczasowych modeli antypodami, jednocześnie oferujący na tyle wysokie kompetencje, że – faktycznie – w połączeniu z wymienionymi cechami stanowiący właśnie referencję.
To wg. mnie dobry wybór dla mojego kolegi, kolegi spędzającego godziny w Serato, z mikserami, z całym DJ-owym zapleczem pod ręką. Bo te słuchawki właśnie będą w tym przypadku super precyzyjnym narzędziem do tworzenia, gwarantującym optymalne środowisko pracy dla takiej osoby. Od razu sobie o nim pomyślałem, ale nie tylko o nim. Znam kogoś, kto patrzy na muzykę jak na matematyczną układankę, któremu pasuje chłodna analiza, naturalistyczna precyzja, kto szuka zupełnie odmiennych klimatów niż niżej podpisany. Czy to źle? Czy to jest mniej wartościowe, czy gorsze od tego mojego emocjonalnego podejścia do muzyki? Nie mogę tego obiektywnie ocenić, dla mnie to pewna sprzeczność, ale wiem, że znajdą się argumenty na obronę tej innej, odmiennej koncepcji czerpania przyjemności z muzyki. A przecież to właśnie moja, tylko moja wrażliwość, moje odczucia decydują o wyborze, ocenie, tylko one się finalnie liczą. Można zatem mówić o różnych, bardzo odmiennych drogach prowadzących do jednego, wspólnego mianownika, którym jest słuchanie takie, jak lubię, takie jakie MI najbardziej odpowiada. Tylko tyle i aż tyle. LCD-X są słuchawkami nie dla mnie, ale na pewno dla wielu szukających zupełnie innych akcentów, czegoś do czego ja nie przywiązuje takiej (albo w ogóle) wagi. W sumie, było to bardzo ciekawe doświadczenie, bo mogłem poukładać sobie w głowie swój system oceny, swoje priorytety, a to wszystko dzięki tytułowym nausznikom.
A konkretnie…