LogowanieZarejestruj się
News

Zeppelin Wireless – rzut okiem

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zeppelin Wireless_t

Opublikowałem na łamach HDO dwa artykuły poświęcone Zeppelinowi Air (patrz pierwotny tekst wraz z aktualizacją tutaj), w których dokładnie opisałem funkcjonalność, możliwości oraz brzmienie tej konstrukcji. W międzyczasie pojawiła się druga generacja tego bezprzewodowego głośnika B&W z dokiem wyposażonym w nowy typ złącza (Lightning), od strony brzmieniowej praktycznie identyczna z poprzednikiem. Wentylowana obudowa (dwa porty bass-refleksu z typowym dla producenta patentem ala piłeczka golfowa), dock, bateria złączy cyfrowych, łączność wyłącznie via WiFi (i tylko AirPlay), pilot „kamyczek”… tak, to była w istocie modyfikacja polegająca na wprowadzeniu nowego złącza. Stwierdziłem, że nie ma sensu rozpisywać się o tej nowości, bo w istocie grało to i miało możliwości identyczne z dwukrotnie opisanym Air pierwszej generacji. Bowers pracował już nad nową, trzecią generacją (a właściwie czwarta, licząc model wyposażony wyłącznie w docka) swojego topowego głośnika „bezdrutowego” i kiedy pojawiły się pierwsze zapowiedzi, stwierdziłem, że warto będzie przyjrzeć się bliżej temu produktowi. I tak też się stało. Wiedziałem, że sporo się zmieniło, ale szczerze nie przewidywałem że firma tak dalece odejdzie od wcześniejszej konstrukcji, w istocie wprowadzając zupełnie nowy produkt do swojej oferty, inny (choć z wyglądu podobny, ale też po przyjrzeniu się odmienny od poprzedników) głównie w najistotniejszym zakresie… brzmienia oraz funkcjonalności. I powiem otwarcie, dużo zmian wprowadzonych przez B&W wywołuje u mnie spore wątpliwości. Jakie? No to po kolej:

Po pierwsze, ten Zeppelin jest jak nazwa sugeruje po prostu i (prawie wyłącznie) bezprzewodowy. Oczywiście w takim produkcie, łączność bezprzewodowa, strumieniowanie muzyki bez kabla to danie główne, ale… poprzednicy oferowali znacznie więcej, bo Air (1 i 2 gen) mogły być np. wysokiej klasy soundbarami, projektorami dźwiękowymi łączącymi się z telewizorem za pomocą kabla optycznego. To niekorzystne uszczuplenie możliwości produktu, jest tylko wejście analogowe, a to nie jest to samo, bo wiadomo że w telewizorach raczej nie ma co liczyć na dobrą konwersję sygnału cyfrowego na analogowy. Po drugie Air podpięty pod komputer via USB pokazuje, jak wielkie możliwości drzemią w tym zintegrowanym systemie głośnikowym, jak dobre, rasowe brzmienie oferuje ten produkt. Nowy produkt nie ma wejścia USB (jest tylko serwisowe, nie służy do transmisji dźwięku). Pisałem o tym, co daje takie połączenie wcześniej, nie będę się w tym miejscu rozwodził, wspomnę tylko że to najlepsza jakość dźwięku, pozwalająca wykorzystać w pełni znakomite przetworniki jakie Szkoci zastosowali w tej konstrukcji. To właśnie w tym przypadku uzyskujemy najlepsze efekty, fakt nie jest to tak wygodne jak AirPlay, ale po prostu warto. Warto, szczególnie w kontekście bardzo nieciekawie wyglądającej stabilności, czy raczej jej braku w przypadku AirPlay’a. Widzę piętrzące się trudności wraz z rozwojem oprogramowania (iOS, OSX) w przypadku tego, firmowego protokołu dla przesyłu obrazu i dźwięku. Zrywanie połączenia, chwilowa utrata łączności to coś, co dzisiaj niestety jest normą. Potwierdza to niestabilność połączenia (a precyzyjniej, także jej niewystarczająca wydajność) w najnowszym software w przypadku współpracy makówek z AppleTV (to ewidentnie problem z OSX-em, implementacją AP w tym systemie). Do tego duże opóźnienie („znak firmowy” protokołu AirPlay) również nie pozostaje bez wpływu na komfort użytkowania takiego głośnika. Cóż, w nowym Zeppelinie Wireless B&W postawiło, jak wyżej, wyłącznie na bezprzewodowość. Poza AP jest Bluetooth (wcześniej go nie było), który jak się okazuje nieco ratuje sytuację, ale też – wiadomo – nie oferuje bezstratnej jakości przesyłu. Zeppelin Wireless to produkt zorientowany na Apple (tylko AirPlay, choć jak pokazuje Zeppelin Air,  głośnik może być identyfikowany jako urządzenie DLNA), na szczęście użytkownik androidowego handhelda prześle sobie tym razem muzykę i to w dobrej jakości (także dzięki obsłudze aptX). Ten kodek w najnowszych wersjach gwarantuje minimalne opóźnienia, dziesięciokrotnie mniejsze od tych, które występują w standardowym SBC (na marginesie aptX nie ma w mobilnym systemie iOS, a w OSX bywa ten aptX niestety mocno problematyczny). Innymi słowy, nowy Wireless dzięki BT ma co prawda alternatywę, alternatywę stabilną, do tego uniwersalną (można korzystać z dowolnych źródeł, byleby były wyposażone w moduł), no ale kupując taki głośnik chcemy wykorzystać jego soniczne możliwości w pełni (co przeszkadzało dać uPnP/DLNA Bowersowi?), a nie tylko w pewnym stopniu, prawda?

No i dochodzimy do kluczowej kwestii. Brzmienia. Tutaj znowu firma postanowiła nas zaskoczyć. Tu nie ma wentylowanej obudowy! Nie ma. Z tyłu widzimy gładką powierzchnię cygara (gabaryty wszystkich dużych Zeppelinów są zbliżone), nie znajdziemy w niej żadnych otworów. Co to w praktyce oznacza? Grając stosunkowo cicho, nie odczujemy tego boleśnie, ale już przy dużym poziomie głośności nagle okazuje się, że gdzieś nam wyparował bas, którego w poprzednikach bywało aż nadto, ale tam można było w odpowiedni sposób, jak z każdą klasyczną kolumną głośnikową, temu zaradzić, w zamian dostając świetny, głęboki, czysty basior. Tutaj szybko dochodzimy do miejsca, w którym mocne głośniki wbudowane w niewentylowanej obudowie, wprowadzają chaos, nieład w brzmieniu, te staje się mniej czytelne, pozbawione klarowności. Tracimy. Taka konstrukcja, moim zdaniem, nie może się obyć bez bass-refleksu. Grając głośno (a Zeppelin zachęca do tego, to system bezprzewodowy, pozwalający nagłośnić niemały salon) mamy wrażenie, że coś tu jest nie tak. Poza tym tracimy jeszcze coś, coś co zawsze mnie w tej konstrukcji fascynowało. Monofoniczny głośnik (fakt – duży, fakt – z oddalonymi od siebie dość znacznie (cygaro) przetwornikami) potrafił zagrać niebywale przestrzennie, w praktyce z metr w lewo/prawo od zasłoniętych plecionką koszy, zamkniętych we wspólnej obudowie. I to się świetnie sprawdzało. A tutaj? Tutaj mamy dźwięk znacznie mniej spektakularny, już się ten Zeppelin nie wyróżnia na tle innych propozycji rynkowych, jak poprzednicy. Powiem szczerze, że spory zawód. Oczywiście to wstępne wnioski, bo też głośnik dopiero co wyjęty z pudełka, ale… tu nie ma co liczyć na radykalną poprawę, bo sama konstrukcja stoi na przeszkodzie osiągnięcia zbliżonych do wcześniejszych modeli, możliwości w zakresie brzmienia. Wielka szkoda. Plusem (dla niektórych) będzie łatwość ustawienia (co w przypadku Air 1/2 było trudne, bo wiązało się z potrzebą rezerwacji dużej przestrzeni za głośnikiem), właściwe można go ustawić bardzo blisko ściany, bez obaw że będzie to miało jakiś wpływ na brzmienie. Natomiast nie da się do końca zniwelować wystąpienia niekorzystnych zjawisk, gdy „rozkręcimy” nowego Wirelessa i pojawią się rezonanse. Brak wentylacji, przy zachowaniu nominalnie sporej mocy, będzie skutkował pojawieniem się takich, nieprzyjemnych sytuacji.

Zawód? Przy pierwszym kontakcie to chyba trafne sformułowanie, dobrze oddające moje wrażenia. Niestety nie ma w komplecie użytecznego, bardzo ładnego pilota (kamyczek). Niby nie ma co przełączać (bo jest tylko wireless), ale niekoniecznie muszę mieć pod ręką strumieniujące źródło, a zmiana natężenia dźwięku, czy banalne włączenie/wyłączenie musi się w przypadku nowego Zeppelina wiązać z ruszeniem czterech liter z fotela i skorzystaniem z niekoniecznie praktycznych (choć ładnie wkomponowanych) przycisków w górnej części obudowy. Co do wyglądu, to rzecz gustu, ale według mnie tu także nastąpił pewien regres. Zamiast aluminiowego, obłędnego docka, aluminiowego pasa dzielącego obie połówki cygara, typowej dla wysokiej klasy kolumn głośnikowych plecionki skrywającej całą elektronikę i przetworniki w starszych wersjach, dostajemy tutaj łatwy do wybrudzenia materiał (plecionka w poprzednikach daje się bardzo łatwo oczyścić z kurzu, szybko można za pomocą taśm do usuwania np. kociej sierści, wyczyścić taką powierzchnię), który w miejscach zetknięcia się z brudem, czy tylko naszymi rękoma zmienia kolorystykę (staje się delikatnie jaśniejszy). To, plus, subiektywnie, nie tak jak w Air(ach) elegancka, ekskluzywna obudowa powoduje, że zamiast towarzyszącego poprzednikom „wow”, mamy ładny, ale już nie wyróżniający się, nie wywołujący tylu emocji produkt. Szkoda. Liczyłem na coś więcej i przede wszystkim na dodawanie, a nie odbieranie (możliwości, funkcjonalności, a przede wszystkim zdolności brzmieniowych).

Na zakończenie, jeszcze jedna uwaga (aptekarsko to nawet parę). Jak zwykle (tak było również w poprzednikach), konfiguracja (mimo że uproszczona i przeprowadzana przez bardzo czytelną, łatwą w obsłudze aplikację) na dzień dobry, po wyjęciu z pudełka, wiązała się z koniecznością przeprowadzenia fabrycznego resetu. Firma, wg. mnie, powinna na wstępie informować klientów, że takowy, fabryczny reset, jest elementem niezbędnym w konfigurowaniu urządzenia. Nie byłoby irytacji i nieprzyjemnego, pierwszego wrażenia. Niestety brak docka oraz możliwości ustawienia via USB z komputera, nie pozwala na alternatywne metody wpięcia Zeppelina w sieć. Nie da się wobec tego „przenieść” konfigu sieci, obchodząc standardową metodę bezprzewodowego ustawiania parametrów. Do tego, zaraz po resecie i udanej inicjacji procesu konfigurowania, wyskoczyło powiadomienie o krytycznej łatce i zamiast muzyki, kilkanaście minut upłynęło na aktualizowaniu firmware. Takie to, przyznacie, no niezbyt. Rzecz jasna Zeppelin jest teraz jeszcze bardziej przyjazny środowisku, w trybie czuwania praktycznie w ogóle nie pobiera energii, pewnie komponenty użyte w jego budowie podlegają znacznie łatwiejszej utylizacji (to w sumie, wierzcie mi, widać), ale cholera, chyba nie o to chodzi w tego typu produkcie, żeby był eko i zielony, tylko żeby grał znakomicie, miał „wszystko” i jeszcze (równie) znakomicie się prezentował. Cena ustalona na polskim rynku, niestety przestała być promocyjna. Bowers przez wiele miesięcy utrzymywał bardzo atrakcyjny cennik na swoje Zeppeliny (w przypadku Air zamiast 2899 było 1799), teraz nowość kosztuje …2999 zł.

Szczerze? Poczekałbym na promocję (to raz), a dwa poszukał na rynku poprzedników. Może jeszcze gdzieś się uda trafić, w którymś ze sklepów na wcześniejszy model? Dla mnie, patrząc na to co zaoferowali tym razem, wybór między starym, a nowym, byłby oczywisty…

Poniżej, galeria

» Czytaj dalej

Nowości Pylona na Audio Video Show 2015

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Diamond_all

Niebawem będziemy testować i już nie możemy się doczekać. A co będziemy testować? Ano nowości od Pylon Audio. Firma prężnie się rozwija i na ostatnim AVS pokazała całą gamę nowych produktów. Po raz pierwszy zaprezentowano, m.in. własne głośniki. Od teraz, w nowych liniach, Pylon zastosuje własne przetworniki. Innymi słowy, plan jest taki, by nowe kolumny były docelowo od A do Z (brakuje kopułek wysokotonowych, te są w planach i mają się pojawić w 2016) konstrukcjami Pylona i choć wielu producentów głośnikowych często decyduje się na rozwiązania innych firm w zakresie przetworników, wręcz najczęściej, to właśnie w pełni własna konstrukcja, z własnymi głośnikami jest nie tylko oznaką dojrzałości, ale nobilitacją, bo to nie częsty przypadek w dzisiejszych czasach, gdzie na pewno łatwiej zamówić coś z półki.

Na zakończonej niedawno imprezie, można było zapoznać się z flagową linią zestawów głośnikowych Diamond, modelem 28 oraz 25. To oczywiście pokaz możliwości, próba wejścia na rynek produktów high-endowych, z ceną skalkulowaną dużo poniżej tego, co zazwyczaj kojarzymy z topowymi zestawami. Brzmienia nie będziemy oceniać, bo na ocenę przyjdzie czas, gdy kolumny trafią do nas (raczej model 25, bo 28 zwyczajnie może być za duża, nawet na te 28 metrów kwadratowych) i je przetestujemy. To był jednak dopiero przedsmak nowości, bo firma zaprezentowała aż dwie zupełnie nowe linie ze wzmiankowanymi, własnymi przetwornikami:

zestaw głośnikowy Emerald: zestaw oparty na przetwornikach niskotonowych Pylona, opracowywany jako ….nowy flagowiec firmy (czekamy na prezentację),
zestaw głośnikowy Opal 20 oraz Opal 23: modele plasujące się pomiędzy linią Pearl (1 500 PLN) a Sapphire (2 980 PLN). Kolumny zostaną wyposażone w przetworniki niskotonowe Pylona,

oraz jako uzupełnienie dotychczasowych linii…

zestaw głośnikowy Sapphire 23, rozwinięcie linii Sapphire, kolumny dedykowane do niedużych pomieszczeń, dostępne od tego miesiąca w sprzedaży

Odnośnie zaś przetworników, to te skonstruowane przez Pylona obejmują na razie dwa modele:

•  głośnik PSW 17.8 CA: 17cm głośnik niskośredniotonowy oparty o celulozową membranę impregnowana firmowym coatingiem. Uzyskane szerokie pasmo przy niskich zniekształceniach nieliniowych oraz parametrów T-S predysponuje przetwornik do użycia w wysokiej klasy zestawach głośnikowych oraz…
•  głośnik PSW 18.8 CS: ekonomiczna wersja PSW 17.8 CA, w konstrukcji głośnika wymieniono kosz aluminiowy na  stalowy, użyto innej membrany i uproszczono układ magnetyczny.

Przetestujemy z czasem wszystkie zaprezentowane konstrukcje, sprawdzimy jakie możliwości oferują zaprojektowane przez Pylona przetworniki, ocenimy ponadto nowe linie, porównując je, zestawiając z dotychczasowymi: Pearl, Topaz, Sapphire (specyficznego Ambera raczej nie będziemy uwzględniać). Pylon wykonuje także zamówienia Unitry, która ma ambicję stać się jednym z wiodących producentów budżetowych produktów audio w rodzaju słuchawek oraz kolumn głośnikowych. Ładnie nam się ten rynek rozwija, przy czym polscy producenci coraz częściej oferują swoje produkty poza granicami kraju, oferują, co warto podkreślić, z sukcesami

Testujemy kieszonkowego miniPC eGreat i5 oraz odbiornik sieciowy audio AirTry

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
eGreat i5_15

Niewielkie to, to, niepozorne, a oba urządzenia mogą stanowić całościowe rozwiązanie dla plików w domu i …poza nim także. Mamy więc ultrakompaktowy system PC Audio oraz nadajnik, pozwalający na bezprzewodową integrację wszelkich źródeł audio (handheldy, komputery) w danej lokalizacji. Komputerek wyposażono w czterordzeniową jednostkę Intela (Atom Bay-trail Z3735F), 2GB RAMu, dwa porty USB 2.0, BT 4.0, WiFi, HDMI, analogowe we/wyj audio oraz slot dla kart pamięci micrtoSD (do 128GB). Pecet ma zainstalowanego Windowsa 10, sam system jest bardzo ładnie zoptymalizowany, dużo wg. mnie lepiej od poprzednich wersji, działa na tym komputerku bez zarzutu. Z 32GB miejsca (wbudowana pamięć masowa) pozostaje jeszcze sporo przestrzeni na software audio/wideo. U mnie zestaw obejmuje front end Roon (klient), foobara z wtyczkami oraz VLC. Komputerek najlepiej skojarzyć z bezprzewodową klawiaturą z wbudowanym gładzikiem, taką np. jak nasza redakcyjna od Asusteka ME400C. Podobnie połączyliśmy Fooko i świetnie się to sprawdza. Oczywiście obowiązkowo zmiana ustawień parametrów wyświetlanego obrazu na powiększenie 150% i można komfortowo obsługiwać Windowsa na ekranie telewizora, względnie przełączyć się na kafle, ustawiając wszystko co niezbędne w dużych ikonach na początkowym ekranie. W tym trybie, wraz ze skojarzonymi w aplikacji przyciskami funkcyjnymi na klawiaturze (odtwarzanie) praktycznie niczym to się nie różni od typowej obsługi odtwarzacza dowolnego typu. Jest zatem szybko, prosto i bezproblemowo.

Jutro zaktualizuje wpis, pojawią się zdjęcia przedstawiające konfigurację miniPC, poza tym sprawdzimy jak sobie komputerek poradzi z wymagającym materiałem wideo. Patrząc na formę, nie trudno wyobrazić sobie zastosowanie tego sprzętu w aplikacjach, nazwijmy to „na wynos”. W aucie, w letniskowym domku, w hotelu, właściwie w dowolnym miejscu, gdzie jest sieć, gdzie mamy dostęp do dowolnego ekranu z HDMI. To plus jakieś przenośne głośniczki, najlepiej na BT lub/i słuchawki bezprzewodowe pozwoli na korzystanie z multimediów bez ograniczeń, przy czym nie będziemy musieli angażować do tego naszego smartfona, co bywa czasami mocno kłopotliwe (no i o filmotece można w takim wypadku raczej zapomnieć). Taki mikrus może też świetnie sprawdzić się jako serwer, zarówno w klasycznej, uniwersalnej formie (NAS), jak i jako jednostka serwerowa dla wspomnianego Roona, lub i nośnik dla LMS-a (LogitechMediaServer) i wielu, wielu innych, alternatywnych pomysłów na integrację naszych plików w najprzystępniejszej, najlepszej formie. Nie trzeba niczego więcej, bo tego typu komputerki to sprzęt idealnie skrojony pod takie właśnie zastosowania. Jedyne, do czego można się delikatnie przyczepić, to 2GB RAMu. Wraz z coraz częstszym pisaniem oprogramowania pod systemy 64 bitowe, mimo optymalizacji (jak wspomniałem, 10-ka wyróżnia się in plus w tym zakresie) te 4GB powinny być standardem. To byłaby wartość wystarczająca w pełni. Oczywiście jakaś dystrybucja Linuksa, pozbawiona powłoki, tylko w trybie terminala (NAS etc), nie będzie żadnym wyzwaniem, ale już system operacyjny, każdy nowoczesny, z powłoką graficzną, z oprogramowaniem zainstalowanym na takim maluchu, ma swoje wymagania. Na szczęście mamy czterordzeniowy CPU oraz flashową pamięć wewnętrzną, która odznacza się krótkim czasem reakcji. Nie jest to super szybki dysk SSD najnowszej generacji, ale to co jest nie powinno stanowić ograniczenia dla systemu operacyjnego oraz zainstalowanego na miniPC oprogramowania.

Poza wspomnianym PC do redakcji trafił także mały odbiornik AirTry. To coś, co przekształci dowolny sprzęt audio, w sprzęt bezprzewodowy audio. Zamiast BT, mamy tutaj WiFi, obsługę wszelkich standardów komunikacyjnych nie wyłączając AirPlay’a. Możemy zatem strumieniować z dowolnego sprzętu na dowolne urządzenia z wolnym wejściem liniowym. Do tego odbiornik pozwala na przepuszczenie sygnału analogowego (in/out), pracuje zarówno w trybie klienta, jak i punktu dostępowego, obsługuje równocześnie wiele podłączonych urządzeń, poza wspominanych AirPlay jest AllShare, SmartShare, MediaLink oraz Play To… można zatem skorzystać z dowolnego sprzętu i szybko przesłać bezstratnie dźwięk do  podpiętego sprzętu audio. Sprawdzę, jak to się sprawuje na aktywnych głośnikach Scansonika oraz w salonie, po wpięciu w jeden z wzmacniaczy. Na razie mogę napisać tyle – konfiguracja przebiegła szybko i bezboleśnie, ale AirPlay’a mi rozłącza, sprawdzimy zatem czy z alternatywną siecią tylko pod AP będzie sukces, czy też urządzenie sobie ze standardem jabłkowym wyraźnie nie radzi. Ciekawostką jest dołączone, dobrej jakości okablowanie. Nie jakieś tanie przewody za złotówkę, widać że producent zadbał, by nie łączówki nie były bylejakie. Pytanie, co skrywa plastykowa obudowa tego ustrojstwa, tzn. jaki przetwornik skrywa? Tego, niestety, się nie dowiemy ani z pudełka, instrukcji, ani z witryny (dość, hmmm… ubogiej w treści) producenta. Tak czy inaczej, dam szansę temu akcesorium, bo takich urządzeń z AP/uPnP/DLNA za wiele na rynku wbrew pozorom nie ma (absolutna dominacja odbiorników/nadajników na Bluetooth). Także zobaczymy…

» Czytaj dalej

Audio Video Show 2015 słuchawkowo, high-endowo

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_8135

Jutro opis, nie tylko poświęcony słuchawkom, a teraz garść smakowitych zdjęć. W roli głównej, rzecz jasna, wielka TRÓJCA, tzn. trzech amigos: legendarne Orfeusze Sennheisera (z dedykowanym wzmacniaczem), nowe LCD-4 od Audeze (czytaj nowy flagowiec od Amerykanów w cenie 2x wyższej od trójek) oraz nowe HiFiMANy HE-1000. Poza wymienioną trójcą, pretendentem do tytułu jednych z najdroższych słuchawek były/są niewątpliwie Sonorousy X. Tak, jak do niedawna było maks. 10 tysięcy i jakieś absolutnie jednostkowe indywidua w rodzaju dużo jeszcze droższych Staksów, względnie specjalnych edycji Ultrasonów to teraz moi drodzy mamy jasno wytyczony kierunek… stratosfera, atak na 20 tysięcy i kto da… kto zażąda więcej. Trochę mnie to, na marginesie, martwi, bo nie widzę tutaj poza faktycznie całkowicie nowymi w sensie konstrukcyjnym HiFiMANami (Orfeuszy nie liczę, bo to i tak tylko i wyłącznie ciekawostka, limitowana do kilkuset egz, a dokładnie 300 „nadsłuchawka”), jakiegoś super progresu, nowatorskich rozwiązań, przełomu na miarę tych przecież często aż 2-3 krotnie droższych modeli. Może zapowiedziane niedawno, nowe O. będą takim odkryciem, czymś na miarę legendy? A ceny rosną, rosną konkretnie, widać to wyraźnie w firmowych katalogach.

Rynek wyraźnie adaptuje się do nowej sytuacji, a ta nowa sytuacja to klienci chętni do wydania sum porównywalnych z high-endowymi audioklamotami stacjonarnymi, bo też system słuchawkowy to nie tylko same słuchawki, to także źródło, wzmacniacz, zasilanie. To wszystko kosztuje i jak pokazuje AS (z V pośrodku) 2015 jesteśmy w okolicach 30 i więcej tysięcy za taki, topowy system. 

O AudioShow zatem więcej jutro, sama impreza bardzo się rozrosła… oczywiście głównym „winowajcą” Narodowy i bardzo dobrze, bo w sumie temat audio można w ten sposób ładnie przemycić przy okazji prezentacji tych wszystkich wielkich ekranów, kin, telewizorów. Byli obecni wszyscy liczący się producenci z branży, w tym ci najwięksi. Jeden dzień okazuje się zbyt krótki do zapoznania się z targami. To też coś mówi, bo wcześniej było to bardziej skondensowane, kameralne poniekąd, a teraz to impreza o (bardzo) dużym kalibrze. W kolejnych odsłonach będą głośniki te klasyczne i nie, streamery, komputery, odtwarzacze, informacje z pierwszej ręki odnośnie planów Pylona etc.

Poniżej słuchawkowe endy (nie oznacza to, że tylko to się liczyło, o nie – słuchawek było „bez liku” i o paru ciekawych modelach jeszcze wspomnę).

» Czytaj dalej

Audeze LCD-X, czyli tam gdzie emocje zastępuje wierność przekazu

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
LCD-X a

Tytuł zdradza sporo, prawda? No właśnie, tytułowe słuchawki mogłem bardzo dokładnie porównać z redakcyjnymi LCD-3 i nie miałem wątpliwości, że te dwa modele to zupełnie inna filozofia, inny pomysł na brzmienie. Powiem więcej, te nauszniki w ogóle nie przypominają mi żadnych z dotychczas testowanych na HDO, a testowałem wszystkie modele poza zamkniętym XC. Amerykanie stworzyli coś, co wedle ich zapewnień, ma stanowić nową jakość, referencyjną jakość i w pewnym sensie tak właśnie jest. Tyle, że wszystko jest subiektywne i określenie referencyjny (tzn. jaki? ;-) ) może oznaczać bardzo różne rzeczy. Dla mnie to coś, co nie tylko znakomicie reprodukuje dźwięki, bez zarzutu prezentuje muzykę, gdzie nie ma się po prostu do czego przyczepić. Dla mnie referencja to zaangażowanie, to emocje, to coś co nazwałbym magnetyzmem, siłą przyciągania, która to powoduje, że właśnie te słuchawki, ten wzmacniacz, te kolumny preferujemy, wybieramy, mówimy „mógłbym z nimi żyć”. To bardzo subiektywna ocena, dlatego często za referencję uznajemy coś całkowicie innego – aptekarską detaliczność, wzorową neutralność, studyjny (w sensie wierny) sposób przekazywania informacji zawartych w utworze. Niekoniecznie, a nawet rzadko idzie to w parze z tym, co wymieniłem powyżej. Oczywiście jedno w połączeniu z drugim można by uznać właśnie za „referencję”, ale cóż… świat nie jest doskonały, nie ma czegoś takiego jak 10/10 (to ocena zarezerwowana dla Stwórcy, as himself ;-) ) czytaj, nie da się we wszystkim dojść do absolutnej perfekcji. Dlatego też, wiele osób z branży, dziennikarzy skłania się do takiego właśnie, opartego na aptekarskich wyliczeniach, na pomiarach, definiowania czym jest, a czym nie jest referencja.

LCD-X są słuchawkami, które komunikują nam niezwykle wiernie to, co zapisano w pliku, na nośniku, wszystko jest w nich ułożone, poukładane, równe, bezbłędne wręcz, całkowicie pozbawione czegoś, co nazywam „wkładem własnym”. To oczywiście dla purysty bardzo miłe określenia, gotowa rekomendacja, coś czego szuka, co rzadko występuje w przyrodzie. Myślę, że poza studyjnymi słuchawkami, z których wiele gra w takiej manierze, trudno będzie znaleźć na rynku nauszniki konsumenckie, które prezentowałyby podobny poziom neutralności. W tym wypadku idzie to w parze z bardzo letnim odbiorem. Tak, nie ma tutaj miejsca na wulkany emocji, ba nie ma zaangażowania typowego dla dużo obiektywnie gorszych, wielokrotnie tańszych słuchawek z… wkładem. Takie HD650, takie K701 potrafią znacznie bardziej wciągnąć w to, co dociera do uszu, znacznie mocniej zaangażować słuchacza, z drugiej strony to LCD-X pokazują (tak to bardzo, bardzo umowne stwierdzenie, ale w tym wypadku zasadne) całą prawdę. Wierność przekazu, jego bezstronny, precyzyjny przekaz jest na pierwszym bezsprzecznie miejscu. I tak to właśnie wygląda, nie inaczej. To spore zaskoczenie (początkowo), ale też tylko na początku, bo wraz z upływającymi dniami, gdy X-y grały na głowie, uświadomiłem sobie, że producent chciał w przypadku tych słuchawek rozszerzyć swoją bazę, wprowadzić do oferty INNY produkt. Inaczej grający, zupełnie nie tak jak dotychczas, będący dla dotychczasowych modeli antypodami, jednocześnie oferujący na tyle wysokie kompetencje, że – faktycznie – w połączeniu z wymienionymi cechami stanowiący właśnie referencję.

To wg. mnie dobry wybór dla mojego kolegi, kolegi spędzającego godziny w Serato, z mikserami, z całym DJ-owym zapleczem pod ręką. Bo te słuchawki właśnie będą w tym przypadku super precyzyjnym narzędziem do tworzenia, gwarantującym optymalne środowisko pracy dla takiej osoby. Od razu sobie o nim pomyślałem, ale nie tylko o nim. Znam kogoś, kto patrzy na muzykę jak na matematyczną układankę, któremu pasuje chłodna analiza, naturalistyczna precyzja, kto szuka zupełnie odmiennych klimatów niż niżej podpisany. Czy to źle? Czy to jest mniej wartościowe, czy gorsze od tego mojego emocjonalnego podejścia do muzyki? Nie mogę tego obiektywnie ocenić, dla mnie to pewna sprzeczność, ale wiem, że znajdą się argumenty na obronę tej innej, odmiennej koncepcji czerpania przyjemności z muzyki. A przecież to właśnie moja, tylko moja wrażliwość, moje odczucia decydują o wyborze, ocenie, tylko one się finalnie liczą. Można zatem mówić o różnych, bardzo odmiennych drogach prowadzących do jednego, wspólnego mianownika, którym jest słuchanie takie, jak lubię, takie jakie MI najbardziej odpowiada. Tylko tyle i aż tyle. LCD-X są słuchawkami nie dla mnie, ale na pewno dla wielu szukających zupełnie innych akcentów, czegoś do czego ja nie przywiązuje takiej (albo w ogóle) wagi. W sumie, było to bardzo ciekawe doświadczenie, bo mogłem poukładać sobie w głowie swój system oceny, swoje priorytety, a to wszystko dzięki tytułowym nausznikom.

A konkretnie…

» Czytaj dalej

Bezprzewodowy olimp? Test słuchawek Sennheiser Momentum Wireless

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Momentum BT_3

Czym są nowe, bezprzewodowe słuchawki Sennheisera, model Momentum Wireless Over-Ear? Czy to po prostu kolejne, bluetooth’owe nauszniki, może lepsze od wszystkiego co do tej pory pokazano, ale nadal coś, co może być tylko tłem dla rasowych, wysokiej klasy modeli na kablu? Czy transmisja sinozębna wreszcie daje się pogodzić z bezkompromisową jakością (przez którą rozumiem strumieniowanie muzyki o jakości bezstratnej)? Dodatkowo, czy aktywne systemy tłumienia odgłosów z zewnątrz to coś, co może przekładać się na zauważalny wzrost jakości dźwięku, na lepsze możliwości reprodukowania muzyki, czy też systemy ANC to po prostu coś, co ma „tylko” za zadanie zwiększyć komfort słuchania w zatłoczonych, głośnych lokalizacjach wielkich miast?

Sporo pytań, prawda? Część stawiam po raz pierwszy, bo do tej pory słuchawki bezprzewodowe i jakość były domeną (wyłącznie) radiowych produktów Sennheisera. Drogie, świetne nauszniki do użytku domowego z serii RS potrafiły przekonać największych sceptyków, że bez kabla też się da. Pamiętam, na marginesie, jaką konsternację wywołało kiedyś, na AudioShow, pytanie jednej z osób podczas prezentacji wtedy nowego, nowatorskiego, high-endowego streamera WiFi francuskiego Devialeta. Pytanie techniczne o możliwe pogorszenie jakości w przypadku braku kabla (pierwsza wersja tego systemu w ogóle była pozbawiona LANu, było tylko WiFi jako medium dla sygnału audio), o opóźnienia, o kompresję, o interferencje, wreszcie o rzekomą niemożność przesłania w ten sposób muzyki w trybie bitperfect, a więc w pełnej zgodności bitowej (bo przecież każda transmisja obarczona jest błędami, część pakietów ginie etc… na marginesie dotyczy to każdej transmisji, także tej kablowej via WAN/LAN). Się porobiło, dyskusja szybko przerodziła się niemalże w pyskówkę (co pokazuje jak duże emocje wywołuje wśród ludzi tematyka związana z jakością dźwięku – tutaj zazwyczaj od razu robi się gorąco, co można wytłumaczyć tylko w ten sposób, że często, bardzo często poruszamy się po omacku, gdzie wiele rzeczy nie jest w pełni jasnych, gdzie psychoakustyka ma takie samo znaczenie, jak parametry techniczne, pomiary, warunki w jakich się muzyki słucha i co tam jeszcze).

Dlaczego o tym pisze na wstępie? Bo wiem jak trudno przekonać nieprzekonanych, jak wiele osób „wdrukowuje” sobie jakieś „prawdy”. Jedną z nich jest np. ta, że skompresowane stratnie ze źródła o nienagannej jakości pliki nie mogą brzmieć dobrze. One brzmią dobrze. Kolejna „prawda” to Bluetooth nie może służyć do transmisji audio, tzn. tej właściwej, koszernej, jakościowo bez zarzutu transmisji. Dzisiaj nie jest to wcale takie oczywiste jak jeszcze przed paroma laty, kiedy to królował profil A2DP, z kodekiem SBC, a do tego strumieniowało się muzykę w naprawdę podłej kompresji, z iTunes (przed Remastered for…), z torrentów, czy wcześniej jeszcze z Napstera. Bardzo wiele się tu zmieniło i to zmieniło na lepsze. Dzisiaj standardem jest jakość 320kbps w serwisach streamingowych, dzisiaj normalne jest, że kupiona mp3/AAC musi być jakościowo zbliżona do wydawnictwa na płycie CDA. I faktycznie nie mówimy tutaj o wcześniej nadużywanej „jakości CDA”, tylko faktycznie o starannie przygotowanym materiale. Poza tym Bluetooth to dzisiaj jakość w pełni odpowiadająca transferowi bezstratnemu via WiFi (a szerzej, bezprzewodowe medium nie stanowi ograniczenia w budowie nawet high-endowych rozwiązań, o czym nie raz, nie dwa informowaliśmy na naszych łamach). Kodek aptX wszystko zmienia, bo nie tylko gwarantuje skrajnie małe opóźnienia transmisji, ale także w praktyce oferuje transfer odpowiadający strumieniowi bitów w ramach standardu czerwonej księgi (1411kbps, bezstratny format WAV). Stosuje się co prawda kompresję, ale parametry odpowiadają specyfikacji przewidzianej dla płyty kompaktowej. Dzisiaj toczy się dyskusja o prymacie plików hi-res, o ich praktycznym zastosowaniu w kontekście różnic między tym, co oferuje CDA (16/44) a zapis 24 bitowy o większej częstotliwości próbkowania. To coś, czego nie chcę w tym miejscu poruszać, bo o czym innym tutaj będzie, choć o plikach hi-res także przeczytacie, przeczytacie bo taki materiał stanowił ważny element testu bezprzewodowych Senków.

Trochę się w tym wstępie rozpisałem, teoretycznie, za co przepraszam, czas wrócić do meritum. Nowe Momentum (pierwsze wrażenia pod tym linkiem) bez druta, to tak naprawdę nie tylko (najważniejsza z użytkowego punktu widzenia) transmisja bezprzewodowa, to także słuchawki wyznaczające według mnie kierunek rozwoju dla tego typu produktów, a być może nawet szerzej dla całego segmentu słuchawkowego rynku. I nie przesadzam tutaj z tą przełomowością, bo dostrzegam potencjał zastosowanych w tej konstrukcji rozwiązań, rozwiązań które mogą całkowicie przewartościować, zmienić branżę. Chodzi tutaj zarówno o bezprzewodowość, jak i systemy ANC oraz – bardzo ważne – o integrację przetworników C/A w samych słuchawkach, o cyfrową transmisję dźwięku ze źródła, także „po kablu” do nauszników. To może przeorientować rynek, wprowadzić zupełnie inną, nową kategorię sprzętu służącego reprodukcji dźwięku…

AKTUALIZACJA: Niestety, okazuje się że słuchawki mają problem z transmisją via BT. U mnie problem pojawia się sporadycznie, jednak ktoś, kto zainstalował sobie nowe wersje OSX (Yosemite, El Capitan w wersji beta) będzie narażony na spore problemy. Częsta utrata połączenia, chwilowe przerwy w odtwarzaniu (wszystko transmisjja bezprzewodowa) to jak opisują użytkownicy „chleb powszedni”. Sprawdzę jak to wygląda w przypadku naszego red. egzemplarza niebawem (nadal korzystam z OSX 10.9) i podzielę się spostrzeżeniami. W przypadku iPhone z problemami we współpracy spotkałem się sporadycznie (raz na parę dni), z Nexusem natomiast nieco częściej, choć tutaj winiłbym leciwego już Asusteka (N7), który ma problemy ze stabilnym działaniem. Tak czy inaczej, firma wspomina o dużym programie naprawczym na przełomie sierpnia i września, jaki miałby być wdrożony. Ponadto, teoretycznie, słuchawki można aktualizować via USB, z tym że obecnie nie ma żadnych łatek, upgrade na stronie. Czekamy zatem na to, co przyniesie przyszłość. 

AKTUALIZACJA 2: Nadal nie rozwiązano problemu z łącznością po BT. To bardzo poważnie obniża ocenę tych słuchawek. Sennheiser ma problem. Ostatnio, w otwartej przestrzeni, dałem za wygraną. Słuchawki słuchane na AK120II bezprzewodowo, były praktycznie bezużyteczne. Każdy utwór to dropy, na iP5S z iOS9.1 nieco lepiej, ale nadal całkowicie nieakceptowalne.  Po raz pierwszy zmieniam ocenę, mimo wybitnie dobrej jakości na kablu (także via USB w trybie wbudowanego DACa). To są słuchawki bezprzewodowe, nie przewodowe i za to się tu płaci. Wstyd. Program naprawczy (nowa wersja 2.0) bardzo się opóźnił, co gorsza pierwsze informacje od użytkowników niejednoznaczne (u niektórych nadal występują problemy). W El Capitan (OSX 10.11) gra już bez dropów, przykładowo, ale tylko SBC (brak możliwości wybrania kodeka aptX, mimo włączonego BT Explorera z odfajkowanym kodekiem). Będę informował Czytelników o sprawie, postaram się czegoś więcej dowiedzieć „u źródła”. Wstyd!

» Czytaj dalej

Onkyo i Pioneer z superDAPami. W tym miesiącu premiera DP-X1 & XDP-100R

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Onkyo DP-X1_1

Mówimy o urządzeniach z najwyższej półki, z tym że Pioneer to tańsza odmiana odtwarzacza osobistego z pojedynczą kością Sabre, zaś Onkyo to high-end pełną gębą z baterią (dwóch) kości przetwornika Sabre 9018, w konfiguracji jeden przetwornik przypadający na jeden kanał (cała konstrukcja to pełne dual mono patrz spec.). Nie mogę się doczekać rynkowej premiery tych DAPów, wierzę że Japończycy staną na wysokości zadania, tym bardziej wierzę, że w obu przypadkach będzie mariaż Androida z najlepszym obecnie, mobilnym oprogramowaniem do odtwarzania dowolnego, w tym najwyższej jakości, materiału muzycznego – HF Player. Ten software, w obecnej formie, nie ma sobie – piszę to z pełnym przekonaniem – równych. Wart jest wydania 9 euro, a w przypadku tytułowego sprzętu będziecie to mieli rzecz jasna w standardzie (na bazie tego softu zbudowano firmowe odtwarzacze w tych DAPach). Sprzęt pokazano po raz pierwszy na IFA 2015, jednak dopiero teraz ma swoją rynkową premierę. Czego tam nie będzie? Oj wszytko będzie, zresztą popatrzcie na specyfikację z wyszczególnieniem różnic między modelami.

Najpierw to, co różni oba modele:

Onkyo DP-X1: dwa przetworniki (2x, po jednym na kanał) ESS Sabre ES9018K2M, dwa wzmacniacze (2x, po jednym na kanał) ESS Sabre 9601K  (konfiguracja BTL oraz ACG). Wyjścia zbalansowane 2.5mm, oraz SE audio jack 3.5mm. Moc wyjściowa: 150mW+150mW (zbal.), 75mW+75mW (SE). Obsługa słuchawek od 16Ω do 600Ω – coś czuje, że tutaj faktycznie nie będzie słuchawek, których ten DAP nam nie obsłuży. Żadnych ograniczeń.

Pioneer XDP-100R: 1x ESS Sabre ES9018K2M, 1x ESS Sabre 9601K, audio jack 3.5mm. Moc wyjściowa: 75mW+75mW. Wsparcie dla słuchawek 16Ω do 300Ω.

DP-X1 & XDP-100R wspólne cechy:

Android 5.1.1 (różne skórki, ten sam soft do odtwarzania)
CPU: Snapdragon 800 2.2ghz Quadcore
Ekran 4.7″ 1280*720 HD (312 PPI)
2GB RAM
32GB wew. pamięci
Dwa sloty dla kart Micro SD (SDXC) – maks. 512GB
Komunikacja: WiFi 802.11ac, DLNA Bluetooth AptX
Dostęp do: Google apps, Spotify, Tidal, Deezer, etc.
Obsługa dźwięku: odtwarzanie MQA, PCM 384khz (DXD) DSD 256
Ust. gain: Low/Normal/High
Cyfrowe wyjście via usb – DoP DSD 256 oraz PCM do 384khz (DXD)
Tryb usb OTG
Potencjometr ze 161 krokami (!!!)

Ustawienia dźwięku:

- 11 zakresowy korektor parametryczny
- upsampling 384khz (w pełni konfigurowalny)
- konwersja z PCM do DSD 128 w locie
- dwa filtry cyfrowe: szybki i wolny
- rozbudowany DSP (możliwości programowania wraz z aktualizacjami oprogramowania)
- ustawienie balansu osobno dla lewego jak i prawego kanału

Czas odtwarzania hi-res to minimum 16 godzin! Całość obudowy wykonana w aluminium. Waga to słuszne 203 gramy, wymiary: 130 x 76 x 13mm.

Godni przeciwnicy dla high-ednowych HiFiMANów oraz Astell & Kern? Na to wygląda. Szczególnie ten Onkyo zwraca na siebie uwagę, możliwości ma wyczynowe. Znakomicie, że w końcu pojawiają się DAPy z softwarem systemowym dającym w praktyce dostęp do dowolnego źródła dźwięku z sieci. Pisałem o tym wcześniej, że pojawienie się takiego sprzętu to wyłącznie kwestia czasu. Oczywiście osoby poszukujące w pełni uniwersalnego źródła, takiego które łączy w sobie cechy wysokiej klasy grajka jak i urządzenia służącego do komunikacji i tak wybiorą smartfona z dodatkiem mobilnego DACa i trudno z takim podejściem polemizować, w końcu nie każdy chce mnożyć byty. Tyle, że argument o graniu wyłącznie z pamięci odtwarzacza przestaje być aktualny – wystarczy sparować z telefonem grajka i już można grać z Tidala. I o to chodzi! Do tego cała pamięć przeznaczona na najlepszy jakościowo materiał, jaki znajduje się w naszej kolekcji i można ruszać w świat, mając dostęp do CAŁEJ swojej muzyki (właściwie to brakuje tutaj Loopa, choć otwartość na inny software może pozwolić na doinstalowanie takiego oprogramowania w przyszłości). W sumie, mając dostęp do prywatnej chmury, nie ma przeciwwskazań do trzymania całej biblioteki, nawet kilkuset gigabajtowej, dostępnej w każdej lokalizacji. Archiwa muzyczne hi-res dostępne z chmury, przy obecnie oferowanych 30-50GB transferu miesięcznie (tak, tyle można obecnie bez przeszkód uzyskać od operatorów w kraju) zaczyna nabierać sensu. Najlepszy jakościowo materiał na takim, jak powyżej, DAPie robi różnicę. Po prostu robi.

Będę polował na te odtwarzacze, postaram się je jak najszybciej przetestować.

» Czytaj dalej

Audeze EL-8 …recenzja, która zmieniała się jak w kalejdoskopie (akt.)

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
EL-8 cls_3

To nie tak miało być. EL-8, jak przystało na słuchawki do mobilnego grania, grały sobie z telefonem, względnie iPadem podłączonym do przenośnego DAC/AMPa Oppo. Sprawdziłem jak sobie radzą na torze stacjonarnym podłączone do M1HPA i tyle. Potem trafił się jeszcze przenośny grajek HiFiMANa w roli źródła i już miałem gotową recenzję. Tak to wyglądało parę dni temu, tak wyglądało do momentu, gdy wiedziony ciekawością, trochę od niechcenia, trochę na zasadzie – „a, co mi tam, pewnie coś tam zatrzeszczy sobie, chwilkę posłucham i zapowiadany tekst opublikuję” podłączyłem tytułowe słuchawki do wzmacniacza lampowego (MiniWatt N3) z gramofonem jako źródłem. Gramofon z przedwzmacniaczem NADa, wzmacniacz podłączony do routera głośnikowego z wyjściem słuchawkowym i nowe, przenośne Audeze. Odpłynąłem. To było coś, czego się nie spodziewałem. Ten dźwięk totalnie mnie uwiódł, zniewolił i zamiast jednej płyty przesłuchałem w ten sposób wszystko co mam na winylu. Pliki, hi-resy są wygodne, są mobilne, są wszędzie, na zawołanie, tu i teraz, ale bez względu na ich jakość, bez względu na to na czym są odtwarzane nie oferują takich emocji jak czarna płyta. Niby to jasne, każdy pokiwa głową, że no tak, że to granie z zupełnie innej bajki (nawet jeżeli tak go czarny krążek nie kręci), ale w przypadku powyższego zestawu, z tymi słuchawkami właśnie, było to tak intensywne, tak czarowne i wciągające doświadczenie, że zwyczajnie nie miałem ochoty słuchać inaczej, korzystać z cyfrowych źródeł. Po prostu nie miałem ochoty.

Bardzo lubię gramofon, na tym się wychowałem, zawsze albo był, albo chodził mi po głowie (jak go nie było, a nie było dość długo – wielka szkoda), zawsze było to źródło, do którego chciałem wracać. Tyle, że akurat słuchawki w takim towarzystwie pojawiały się incydentalnie, zazwyczaj, co ja mówię, praktycznie zawsze, gramofon grał z kolumnami i było to dla mnie oczywiste rozwiązanie, naturalne. Co mnie podkusiło, żeby posłuchać płyt inaczej niż zwykle, co w konsekwencji spowodowało konieczność przeorientowania swoich spostrzeżeń na temat tytułowych słuchawek??? Zastanawiałem się na tym dłuższą chwilę, bo koniec końców kto w ten sposób będzie z EL-8 korzystał? Pewnie nikt, no prawie nikt, bo przecież to słuchawki pod mobilne granie, względnie do podłączenia od czasu do czasu pod jakiś stacjonarny tor, w którym akurat gramofon to rzadkość, a gramofon z lampką to jeszcze większa rzadkość. Podłączyłem słuchawki bezpośrednio do przedwzmacniacza i cóż, to nie było to, co powyżej (fakt, w 1020 wyjście słuchawkowe jest faktycznie dodatkiem, ale w sumie o co innego tutaj chodzi). Lampka w stylu wspomnianego N3 aka APPJ z kilkoma watami dostępnymi tylko i wyłącznie dla nowych Audeze to było prawdziwe objawienie. I gramofon. Nie żebym nie sprawdził plików i kompaktów (na tym torze) – grało to pysznie, co ciekawe z wyraźnym wskazaniem na fizyczny nośnik, ale to igła dawała maksimum radości z obcowania z muzyką. I tak, zamiast koncentrować się na tym, co zdecydowanie stanowi główne zastosowanie, do czego EL-8 zostały stworzone, zmieniałem płytę za płytą, całkowicie zatracając się w słuchaniu ze źródła, które jest nie tylko niszą, marginesem, ale w przypadku słuchawek to już w ogóle jakiś promil promila. Nic na to nie poradzę, popsułem sobie to co sobie wcześniej poukładałem, co wcześniej opisałem, słuchając tytułowych ortodynamików z przenośnymi źródłami. Mogłem te wcześniejsze wnioski pogodzić z odsłuchem na stacjonarnym torze z M1HPA, bez większego problemu (choć… o tym przeczytacie w podsumowaniu), z komputerem podłączonym do rzeczonego wzmacniacza cyfrowo oraz z wykorzystaniem lepszego DACa. Tak, radykalnie to moich spostrzeżeń nie zmieniało, aż do chwili gdy, no właśnie…

AKTUALIZACJA. Po paru tygodniach trafił do mnie model zamknięty tych słuchawek. Miałem sposobność porównać obie wersje i było to bardzo pouczające doświadczenie. Generalnie zamknięta konstrukcja, dzięki prawie całkowitej izolacji, pozwala nam zwiększyć komfort użytkowania, gdy słuchawek używamy poza domem, w domu zaś takie nauszniki na pewno zyskają w oczach domowników, szczególnie gdy lubimy sobie posłuchać głośno. Otwarte wyraźnie wtedy słychać, co może niektórym osobom przeszkadzać, a gdy dodatkowo czas na słuchanie to późnowieczorne godziny, dodatkowo jakaś sypialnia, to rodzaj obudowy staje się jednym z ważnych czynników mających wpływ na wybór nauszników. To jedna strona medalu. Drugą są różnice brzmieniowe, szczególnie (wg. mojej opinii) słyszalne w przypadku ortodynamików. Te słuchawki właśnie dzięki otwartej obudowie pozwalają w pełni uwidocznić zalety tego typu rozwiązania. Planary potrafią m.in. bardzo (jak na słuchawki) dobrze pokazać przestrzeń, wyjść z głowy, odpowiedni „napowietrzyć” dźwięk. Dynamiczne konstrukcje mają z tym niemały problem i w sumie jest niewiele modeli, które potrafią grać dużą sceną (takie HD800 to potrafią przykładowo). Ortodynamiki robią to bez wysiłku, ale też zazwyczaj mamy w ich przypadku do czynienia z obudową otwartą, nie zamkniętą. Ta trafia się stosunkowo rzadko, choć ostatnio trochę tych konstrukcji zamkniętych jednak się pojawiło. Jedną z nich jest, poniżej opisana, EL-8 closed edition. Audeze zdając sobie sprawę z tego, że ELki będą grały nie tylko na domowym sprzęcie, że będą słuchane na zewnątrz, w środowisku bardzo nieprzyjaznym wszelkim otwartym konstrukcjom, zdecydowało się na wprowadzenie takiego właśnie modelu, modelu zamkniętego. Różnice między obiema wersjami okazały się dość czytelne, wręcz na tyle duże, że choć to dźwięk pod pewnymi względami zbliżony, to całościowo dzieli te słuchawki bardzo dużo. W przypadku ortodynamików, zamknięcie ich w niewentylowanej obudowie robi różnicę. Szczególnie w tym wypadku. Jaką konkretnie różnicę? O tym przeczytacie poniżej, w rozwinięciu.

» Czytaj dalej

Spotkajmy się na AudioShow 2015. Konkurs, do wygrania Oppo HA-2

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
OPPO-banner-AS2015

Prawdopodobnie pojawimy się w sobotę 7.11, głównie żeby spotkać się z ludźmi, porozmawiać, trochę mniej żeby czegoś posłuchać (jak już słuchawki raczej, bo zazwyczaj nie da się sensownie posłuchać, bo ścisk, bo tłok, bo gwar, ale też takie są właśnie AS i nie ma się co boczyć). Ciekawym pomysłem jest rezygnacja z hotelu Bristol na rzecz Narodowego. Stadion może okazać się (a konkretnie sale konferencyjne w obiekcie) dobrym miejscem do prezentowania high-endowych systemów (bo takie właśnie, z najwyższej półki, prezentowane były w ciasnawych salkach hotelu na Nowym Mieście). Cóż, zobaczymy, czy raczej usłyszymy, ja tam prywatnie cieszę się także z tego powodu, że pięć minut od Stadionu mam rodzinę, więc będzie można szybko połączyć przyjemne z przyjemnym i złożyć wizytę.

No dobrze, w tytule jest też coś o jakimś konkursie. Ano jest. Firma Cinematic organizuje dla odwiedzających warszawską imprezę konkurs, w którym będzie można wygrać Oppo HA-2, nagrodzony przez EISA, przenośny DAC/AMP, którego opis możecie przeczytać w naszej recenzji. Co należy uczynić, by mieć szansę na wygraną? Wystarczy pojawić się na stoisku OPPO zlokalizowanym na Stadionie Narodowym na pierwszym piętrze w sali Opera 6 w dniach 6-8.10.2015 r., w godzinach otwarcia imprezy targowej,  wymyślić hasło reklamowe dla przenośnego wzmacniacza HA-2 oraz wypełnić formularz konkursowy i wrzucić go do urny na stoisku. Nagrodę wygra autor najlepszego hasła reklamowego. Formularz konkursowy oraz regulamin można pobrać wcześniej ze strony internetowej oppodigital.pl. Jak gra główna nagroda, także jak gra z innymi produktami OPPO, będzie można posłuchać na stoisku OPPO.

https://www.oppodigital.pl/konkurs.html

Innymi słowy, jak się już na AS pojawicie, nie odbierajcie sobie szansy na zdobycie atrakcyjnej nagrody, odwiedźcie Narodowy i weźcie udział w konkursie. Trzymam kciuki za Czytelników, oby Wam szczęście dopisało! :)
Wyniki konkursu dostępne pod tym linikiem. Gratulujemy zwycięzcy!

ADL H128 – słuchawki, z którymi można żyć

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
ADL_H128_3

To stwierdzenie, jakie pada w tytule, to sformułowanie bardzo trafnie opisujące sytuację, gdzie jakiś produkt spełnia nasze wymagania na tyle, że poszukiwanie alternatywy nie jest konieczne, potrzebne, po prostu mamy wtedy takie przeświadczenie że to coś docelowego, coś co może służyć nam długo, bo się sprawdza, bo jest na tyle dobre, że …no właśnie, można skupić się na tym, co w sumie najistotniejsze – na muzyce – nie na sprzęcie. H128 to produkt nieco specyficzny, na co zwrócimy uwagę zaraz po wyjęciu ich z pudełka, bo trójkątne muszle to jednak nie banał, a dość oryginalne podejście na tle innych propozycji rynkowych, gdzie króluje forma kulista, klasyczna, a tutaj takie coś. Miałem na wstępie obawy, czy ta forma nie przełoży się na komfort użytkowania, wygodę noszenia, ale moje obawy okazały się bezzasadne na szczęście.

ADL H128 są bardzo wygodnymi słuchawkami, wręcz komfortowymi i na tle boleśnie twardych, mocno uciskających (H128 też cisną, ale znacznie mniej) modeli Musical Fidelity, jakie testujemy właśnie (MF-200 w wersji przenośnej oraz stacjonarnej/zbalansowanej), można było wręcz mówić o przepaści jaka dzieli te produkty. ADLe poza wygodą, poza brzmieniem oferują coś jeszcze… coś, za co cenię Japończyków, coś co niemal zawsze znajduje potwierdzenie w przypadku wyrobów z Kraju Kwitnącej Wiśni. O co chodzi? O jakość wykonania, o troskę o szczegóły, detale, o przywiązanie do dbałości o każdy element jaki trafia do ręki konsumenta. Opakowanie, instrukcje, akcesoria, materiały… tutaj wszystko jest naj, nie ma przypadkowości, bylejakości, miejsca na siermiężność. To dowód troski i szacunku dla naszych pieniędzy, dla nas – Klientów – bo dla Japończyka zaoferowanie czegoś nie spełniającego najwyższych standardów, czegoś lipnego po prostu, to ujma, dyshonor, to coś nie do zaakceptowania. Dlatego właśnie te produkty są wyjątkowe i mimo, że czasami (no coraz częściej) to co wypadnie z pudełka zostało przez Japończyka zaprojektowane, ale nie wyprodukowane, to nawet w przypadku produktu z… wiadomo gdzie, mamy graniczące z pewnością przeświadczenie, że dostajemy coś odpowiadającego naszym wymaganiom, coś jakościowo bez zarzutu. Pamiętacie przetwornik Korga (patrz test)? No właśnie…

H128 początkowo nie porwały mnie swoim brzmieniem. Słuchałem na przenośnym grajku (X1), na iPhone i było to takie spokojne, trochę bez wyrazu granie, nie wyróżniające się niczym szczególnym. Mając w testach otwarte, a potem także zamknięte EL-8ki, mając do porównania nasze redakcyjne LCDki 3ki oraz HE-400, słuchawki o wyraźnie zaznaczonych cechach, temperamencie, określonym sposobie budowania brzmienia, tutaj miałem taki ambient, nawet nie chillout ze szczyptą pieprzu, tylko jednostajny, monotonny ambient. Nauczony doświadczeniem, że niektóre produkty z czasem pokazują pełnię swoich możliwości, dałem tym ADLom …czas właśnie, a że wygodne to, więc bez zgrzytu i przymusu jakiegoś, nosiłem je dość często, przy okazji sprawdzając jak się mobilnie sprawdzają (sprawdzają się bardzo), przy czym nie zapominałem o stacjonarnym torze, na przemian podpinając je do naszych wzmacniaczy, na przemian z wymienionymi wcześniej słuchawkami (porównawczo). A co z tego wszystkiego wynikło, to o tym dalej…

» Czytaj dalej