LogowanieZarejestruj się
News

DAC w kablu? Audeze EL-8 Titanium. Nasze przepowiednie szybko się sprawdzają

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
EL-8TitaniumHeadphones

No i proszę. Pisaliśmy przy okazji recenzji Sennheiser Momentum Wireless, przy okazji zapowiedzi testu Symphony 1 o nowym trendzie, zwiastującym przyszłość słuchawkowej branży i mamy kolejny produkt, potwierdzający to, o czym była mowa. Nowa wersja Audeze trafiła parę dni temu do Apple Store’ów, nowa w sensie kabla (i kolorystyki). Mamy zamkniętą wersję tych słuchawek (patrz nasz test) uzbrojoną w zintegrowany z kablem Lightning DAC. Innymi słowy, nowy kabel to coś, co pozwala wyprowadzić cyfrowo dźwięk z iPhone, iPada czy iPoda (Touch), przetworzyć go na postać analogową, a dodatkowo jeszcze wzmocnić oraz – dzięki wbudowanemu procesorowi dźwięku – dokonać korekty (EQ). Wszystko w kablu: DAC, DSP oraz AMP, połączone z gniazdem Lightning, z pełną obsługą MFI (sterowanie, obsługa połączeń …zachwalają, że jakość także w tym przypadku, będzie lepsza niż standardowo). Audeze wspomina o 24 bitach (upsampling, natywnie również, tyle że samo źródło ma ograniczenia do 24/48 (iPhone, iPod) lub 24/96 (iPad)), o możliwości sterowania za pomocą Siri (co w sumie jest jakby oczywiste, w przypadku obsługi w ramach MFI), o wspominanej, dużo lepszej jakości połączeń fonicznych. Kabel zwie się Cipher, i z muszlami łączy się za pomocą złączek Zync – czegoś, co bardzo przypomina (pisaliśmy o tym przy okazji testów EL-8 w obu wariantach: otwartym oraz zamkniętym) wykorzystany do połączenia ze źródłem interfejs Lightning.

Oczywiście jak tylko będzie okazja sprawdzimy co ten kabel wnosi i czy taka koncepcja ma szansę się przyjąć (wg. mnie to ciekawy patent, pozwalający na konwersję innych słuchawek, w przypadku zastosowania jakiegoś klasycznego rozwiązania łączącego przewód z muszlami). W przypadku słuchawek bezprzewodowych, gdzie konstrukcja w oczywisty sposób wymusza zastosowanie przetwornika C/A wewnątrz muszli, takie coś miałoby i ma racje bytu w modelach dokanałowych – dokładnie tak to wygląda w przypadku niezbyt licznych, dostępnych obecnie na rynku IEM-ów. Tam nie da się w sumie inaczej. W przypadku nauszników konwersja za pomocą takiego, jak wyżej, kabla może być interesującą opcją, szczególnie w sytuacji, gdy niebawem standardem stanie się JEDNO złącze (komputery, handheldy)… tj. USB-C (3.1). Co ważne, ten standard zdaje się będzie (wreszcie!) obowiązywał wszystkich, to znaczy zarówno będzie obecny w świecie PC, w przypadku platformy androidowej, jak i u Apple. Byłoby to idealne, bo pozwalające ujednolicić i uporządkować rynek rozwiązanie. W przypadku omawianego produktu, niestety obecnie jest to opcja „tylko dla jabłka”. Cóż, firma amerykańska, robi coś pod rodzimego wytwórcę elektroniki użytkowej, to zrozumiałe. Szkoda tylko, że przynajmniej na razie, nie ma mowy o kablu uniwersalnym, ze złączem USB (nie tylko Android, ale w ogóle komputery). To najpoważniejsza wada, najpoważniejszy minus EL-8 Titanium… nie da się ich podłączyć cyfrowo do komputera, to opcja tylko i wyłączenie dla wymienionych powyżej urządzeń Apple. A potencjał takiego systemu, złożonego z laptopa oraz słuchawek (patrz Momentum Wireless) jest wg. mnie GIGANTYCZNY. Dodajmy do tego obsługę różnych DSP/EQ, różnych trybów pracy, symulację efektów, tego wszystkiego, co da się w takim wypadku ustawić softwareowo w źródle, transporcie lub/i samym DSP słuchawek i mamy nowe możliwości w zakresie reprodukcji dźwięku.

Podsumowując, nasza szklana kula działa niezawodnie ;-) , tylko patrzeć jak pojawią się kolejne tego typu produkty. To oczywiste pole eksploracji na bardzo już nasyconym rynku słuchawek, możliwość zainteresowania konsumentów nowymi technologiami, produktami które mogą stanowić zupełnie nową jakość w zakresie brzmienia. Oby tylko doszło do ujednolicenia standardów. Oczywistą korzyścią integracji w muszli jest skrócona do absolutnego minimum droga sygnału, gdzie przetworniki umieszczone są obok siebie, są zintegrowane. W przypadku kabla jest inaczej, tutaj nadal mamy przewód łączący elektronikę z głośnikami, do tego zasilanie w takiej konfiguracji to nie wbudowana w słuchawki bateria tylko to, co oferuje w tym zakresie transport (tutaj bardzo istotna jest specyfikacja danego interfejsu, jego możliwości zapewnienia odpowiedniego zasilania). W przypadku Apple, nieraz zdarza się zobaczyć komunikat o braku obsługi, spowodowanym właśnie niewłaściwym dla danego akcesorium zasilaniem. Tutaj, rzecz jasna, nie może taka sytuacja wystąpić, przynajmniej teoretycznie (pytanie, jak w praktyce będzie to wyglądało, w przypadku zmian w oprogramowaniu – trzeba to wszystko traktować łącznie). Także takie podejście nie jest pozbawione wad, jednak główną jego zaletą jest wspomniana, teoretyczna możliwość konwersji dowolnych de facto nauszników. Ot, wystarczy tylko (i aż) odpowiednio skonstruowany kabelek z elektroniką i możemy mieć coś zamiast osobnego, mobilnego DAPa, DAC/AMPa. Po co mnożyć byty, po co decydować się na rozwiązania nieefektywne (bo wymagające dodatkowego zaplecza, do tego często wykluczające jednoczesne korzystanie z tego, co oferują i tak spoczywające w kieszeni, smartfony). Inną drogą mogą być „audiofilskie” smartfony (wg. mnie będzie to nisza niszy) oraz nowe DAPy z funkcjami streamingowymi (wbudowane moduły 3/4G).

I kto powiedział, że w zakresie słuchawek wszystko już zostało powiedziane? Jeszcze sporo przed nami. Szkoda tylko, że poza nowymi pomysłami, obserwujemy podkręcanie (nieprzyzwoite) cen, w przypadku nowych flagowców, co zdaje się być ogólnym trendem, próbą wyciągnięcia z kieszeni konsumentów sum porównywalnych z high-endowymi zestawami głośnikowymi. Bardzo lubię słuchawki, sporo na nich słucham muzyki, no ale ludzie… słuchawki nie zastąpią (wg. mnie nigdy) kolumn głośnikowych, choćby nie wiem jak były naj (dotyczy to wszystkich konstrukcji jakie pojawiły się na rynku, nie wyłączając – nawet – Orfeuszy czy Staksów dziewiątek, może poza K1000, ale to przecież dwa mini monitory na pałąku dmuchające w uszy). Choć te nowe, opisane powyżej pomysły, mają szansę sporo namieszać (tyle że będą na to sarkać audiofile – putyści, bo przecież DSP, efekty, jakieś wirtualne hokus-pokus). Symulacja przestrzenna, odwzorowanie określonych warunków (to akurat zaleta trudna do przecenianie, wszak nie trzeba niczego dostosowywać akustycznie) może być bardzo ciekawym polem eksploracji dla producentów, inżynierów. Tak czy inaczej, kolumn to nie zastąpi, bo te potrafią wytworzyć faktyczne, a nie symulowane warunki, w inny, bliższy naturalnemu odbiorowi sposób reprodukując muzykę. To bardzo istotna różnica, tak czy inaczej, jak widać, całkiem już nieodległa przyszłość słuchawkowej branży rysuje się nad wyraz fascynująco.

Poniżej obrazki przedstawiające słuchawki oraz superkabel. Nowa wersja EL-8 kosztuje 799 dolarów. 

» Czytaj dalej

Spotkajmy się na AudioShow 2015. Konkurs, do wygrania Oppo HA-2

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
OPPO-banner-AS2015

Prawdopodobnie pojawimy się w sobotę 7.11, głównie żeby spotkać się z ludźmi, porozmawiać, trochę mniej żeby czegoś posłuchać (jak już słuchawki raczej, bo zazwyczaj nie da się sensownie posłuchać, bo ścisk, bo tłok, bo gwar, ale też takie są właśnie AS i nie ma się co boczyć). Ciekawym pomysłem jest rezygnacja z hotelu Bristol na rzecz Narodowego. Stadion może okazać się (a konkretnie sale konferencyjne w obiekcie) dobrym miejscem do prezentowania high-endowych systemów (bo takie właśnie, z najwyższej półki, prezentowane były w ciasnawych salkach hotelu na Nowym Mieście). Cóż, zobaczymy, czy raczej usłyszymy, ja tam prywatnie cieszę się także z tego powodu, że pięć minut od Stadionu mam rodzinę, więc będzie można szybko połączyć przyjemne z przyjemnym i złożyć wizytę.

No dobrze, w tytule jest też coś o jakimś konkursie. Ano jest. Firma Cinematic organizuje dla odwiedzających warszawską imprezę konkurs, w którym będzie można wygrać Oppo HA-2, nagrodzony przez EISA, przenośny DAC/AMP, którego opis możecie przeczytać w naszej recenzji. Co należy uczynić, by mieć szansę na wygraną? Wystarczy pojawić się na stoisku OPPO zlokalizowanym na Stadionie Narodowym na pierwszym piętrze w sali Opera 6 w dniach 6-8.10.2015 r., w godzinach otwarcia imprezy targowej,  wymyślić hasło reklamowe dla przenośnego wzmacniacza HA-2 oraz wypełnić formularz konkursowy i wrzucić go do urny na stoisku. Nagrodę wygra autor najlepszego hasła reklamowego. Formularz konkursowy oraz regulamin można pobrać wcześniej ze strony internetowej oppodigital.pl. Jak gra główna nagroda, także jak gra z innymi produktami OPPO, będzie można posłuchać na stoisku OPPO.

https://www.oppodigital.pl/konkurs.html

Innymi słowy, jak się już na AS pojawicie, nie odbierajcie sobie szansy na zdobycie atrakcyjnej nagrody, odwiedźcie Narodowy i weźcie udział w konkursie. Trzymam kciuki za Czytelników, oby Wam szczęście dopisało! :)
Wyniki konkursu dostępne pod tym linikiem. Gratulujemy zwycięzcy!

LOOP – streaming bez kompromisów, nasze wrażenia, nasza opinia

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
LOOP

O LOOPie wspomniałem parę dni temu w tym wpisie. Nowa usługa streamingowa LOOP pozwala na nieograniczony ilością miejsca (czytaj nielimitowany) dostęp do własnej kolekcji hi-resów oraz – ogólnie – muzyki zapisanej bezstratnie. Korzystam na co dzień z Tidala, jedynego obecnie serwisu streamingowego oferujacego strumieniowanie w jakości bezstratnej. Powiem tak – Tidal to bardzo dobre radio internetowe, jakościowo wyróżniające się na tle innych serwisów tego typu, ale do strumieniowania z LOOPa zwyczajnie nie ma podskoku. To inna bajka. I nawet nie chodzi o to, że Tidal to często brak święcącego HiFi (odtwarzamy wtedy materiał skompresowany stratnie o parametrach 320kbps w przypadku strumienia mp3 lub 256kbps w przypadku AAC), że część biblioteki niestety nie jest loseless. Chodzi o coś innego. Odtwarzane z własnej audio chmury (tak to będę od teraz nazywał) pliki, nawet CD Ripy brzmią ZNACZNIE lepiej. Znacznie. To nie jest subtelna różnica, a wyraźnie wyczuwalna, co tłumaczę sobie zastosowaniem przez Tidal zmiennego bitrate, generalnie niższego od wzmiankowanego transferu na poziomie 1411kbps. Tak to wygląda z technicznego punktu widzenia. Tak czy inaczej najważniejsze są w tym wszystkim nasze uszy i one bezbłędnie informują nas gdzie brzmi lepiej. Lepiej brzmi z LOOPa.

LOOP działa bardzo dobrze, tzn. odtwarzanie nie ulega przerwaniu w budynkach (3G/4G) oraz miejscach, gdzie zazwyczaj mam problem z działaniem Tidala, dzięki bardzo pokaźnemu buforowi. Generalnie na odtwarzanie musimy czasami chwilkę poczekać (widzimy wtedy napis Loading…), ale potem muzyka płynie już bez przeszkód do naszego odtwarzacza. Jeżeli odtwarzamy album, playlistę albo wybieramy tryb mieszany to oprogramowanie dba o to, by muzyka odtwarzana była bez konieczności czekania na dane, bez irytujących przerw. Inaczej będzie rzecz jasna, jak podczas odtwarzania zmienimi zdanie i wybierzemy inny album, inną playlistę etc. Wtedy ponownie trzeba będzie chwilkę poczekać na zapełnienie bufora. Widać, że Loop korzysta z własnej bazy metadanych, bo cześć kolekcji uzupełnił mi o brakujące elementy (skuteczność oceniam na jakieś 80-90%, a więc całkiem nieźle). Można rzecz jasna tworzyć własne playlisty (wcześniej utworzonych oprogramowanie nam nie obsłuży), korzystać z opcji mieszania utworów w przypadkowej kolejności (słabo to obecnie funkcjonuje, bo algorytm wybiera jedną, określoną kolejność odtwarzania, nie ma wielu wariantów, czy przypadkowości w tym mieszaniu, a przecież właśnie o to w mieszaniu chodzi, nieprawdaż?).

To co wgniata w fotel to, jak wspomniałem, jakość. Rzecz jasna mamy ograniczenia po stronie samych odtwarzaczy – w moim przypadku jest to iPhone 5S oraz iPad Mini Retina. Strumieniowanie w przypadku takich źródeł oznacza kompromisy. iPhone, każdy iPhone, to maksymalnie obsługa audio o parametrach 24 bit 48KHz, iPad zaś oferuje odtwarzanie materiału 24/96 bez downsamplingu. Nie jest źle, ale nie są to możliwości, które znajdziemy w niektórych urządzeniach na Androidzie (tu prym wiodą niektóre modele handheldów Galaxy od Samsunga), gdzi można grać 24/192. Bez względu na to czy muzyka płynie z jakiegoś iCośtam czy androidowego sprzętu, warto zadbać o odpowiednie słuchawki (tu progres, biorąc pod uwagę bezkompromisowość materiału źródłowego, będzie bardzo wyraźny) oraz… o odpowiednio dobrą amplifikację. Wzmacniacz słuchawkowy, przenośny, pozwoli wydobyć z tego co leci z Loopa wszystko, co najlepsze. To co zamontowano w smartfonach oraz tabletach często nie pozwala na dobre napędzenie słuchawek, dobrych słuchawek – mam tu na myśli zarówno rachityczna moc wbudowanych w telefony/tablety wzmacniaczy, ich niewystarczającą dynamikę, ogólnie, niewyszukane parametry słuchawkowego wyjścia, jakie zamontowano w naszych handheldach. Dobry wzmacniacz to wg. mnie ważniejszy element od zewnętrznego DACa, mający większy wpływa na jakość, większy od wyprowadzenia cyfrowego sygnału z naszego telefonu czy tabletu do zewnętrznego przetwornika (są jednak od tego pewne, że tak powiem, odstępstwa, czego dowodzi wbudowany w bezprzewodowe słuchawki Sennheisera DAC – połączenie kablem USB jest wg. mnie najlepsze brzmieniowo i to nie tylko w porównaniu z połączeniem bezprzewodowym, ale także analogowym, na kablu). Dźwięk strumieniowanych hi-resów muzyka brzmi w sposób zbliżony (przy dobrym wzmacniaczu i dobrych słuchawkach, jak wspomniałem powyżej) do tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni słuchając na stacjonarnym torze. To różnica wg. mnie nie tylko zauważalna, ale wyraźna, bezdyskusyjna. Jest dużo lepsza dynamika, jest w tym graniu powietrze, jest swoboda, ani cienia kompresji, pełny komfort, głębia, świetna stereofonia, przestrzeń. To wszystko, w porównaniu z typowym streamingiem, jest albo spotęgowane, albo zwyczajnie pojawia się właśnie tylko i wyłącznie w takich okolicznościach, tzn. dopiero w przypadku takiego strumienia czujemy, że to granie na najwyższym jakościowo poziomie. Cóż, wygląda na to, że słusznie upierałem się, że bez modułów 3G/4G wszelkie, wysokiej klasy DAPy, nie mają (na dłuższą metę) racji bytu. Ograniczenia pojemnościowe audiofilskich odtwarzaczy audio, połączone z brakiem możliwości połączenia się z siecią to oczywiste ograniczenia. Dzisiaj ludzie chcą strumieniować, chcą mieć szeroki wybór, pełen dostęp co zapewniają serwisy, co można (także) osiągnąć za pomocą takich usług jak LOOP. Cała kolekcja, wszystkie dyskografie, rzeczy których na próżno szukać w bibliotekach Spotify z osobistej audio chmurki? To jest to! Do tego taki Tidal oferujący nowości wydawnicze. Tak, to ma sens.

Nie jest to usługa pozbawiona wad. Nie, można parę wymienić, kilka rzeczy wymaga dopracowania. Transfer własnej muzyki do chmury jest cholernie słaby. 300-400kbps maksymalnie, średnio nie więcej niż 250-300 to naprawdę ból czterech liter. Jak sobie zechcemy przenieść całą kolekcję hi-resów to mamy nie lada wyzwanie. To będą dni, nie godziny, to potrwa. Downloader jest kiepski, to znaczy lubi się przywiesić, działa mułowato, dobrze że przynajmniej jest prosty, nie wybajerzony – tak czy inaczej do poprawy. Można alternatywnie wrzucać muzykę z poziomu odtwarzacza. No właśnie, odtwarzacza… Odtwarzacz VOX bardzo lubię, w obecnej wersji działa bardzo dobrze, oferuje integrację z SoundCloud, pozwala na obsługę dowolnego materiału lokalnie oraz zdalnie z serwera (w tym omawianego Loopa) oraz integrację z bibliotekami iTunes. Do tego scroblowanie z Last.FM oraz rozgłośnie internetowe. I tu niestety muszę się przyczepić – rozumiem mechanizm płatności w aplikacji, dodatkowe funkcjonalności, ale tak jak mogę zapłacić te 5$ miesięcznie za audio chmurę (50 za rok z góry, jak ktoś ma ochotę), to jakoś nie widzę uzasadnienia dla płacenia takiej sumy za odblokowanie rozgłośni internetowych. To jest wszędzie oferowane za darmo, a tu trzeba za to płacić. Jedyne, co mogłoby uzasadniać takie działanie to jakiś bardzo usystematyzowany, uporządkowany dostęp do rozgłośni oferujących najlepszą jakość streamingu, z jakimiś unikalnymi perełkami (które w morzu strumieni trudno odkryć, znaleźć). Cóż, widać developer szuka możliwości zarobienia dodatkowych paru groszy. Jego prawo, ale ja z tego nie skorzystam raczej, właśnie z wyżej wymienionych powodów. Moża grać tylko z Maka, mobilne platformy to także tylko i wyłącznie iOS – spore ograniczenie, ale developer ma pracować nad wersją dla Androida. Niestety o Windows Phone można na razie zapomnieć (może nowa dziesiątka przyniesie przełom, tzn. będzie można bez problemu korzystać z portów androidowych, poza tym wobec syntezy Windowsa na wszystkich platformach odpalimy dowolną usługę, odtwarzacz na microsoftowym telefonie). LOOP to nie jedyna, gorąca nowość w zakresie dostępu do muzyki. Za moment możecie spodziewać się opisu kolejnej, bardzo interesującej, wręcz rewolucyjnej usługi streamingowej. Czegoś co wszystko łączy i mam tu na myśli nie tylko różne strumienie (serwisy), ale także daje w pełni multiplaformowe możliwości, świetnie integruje nasz domowy sprzęt audio (ten z siecią). O czym mówię? Ano o czymś, co nazwano Roon. Dzieje się, oj dzieje w tym stramingu i trudno się dziwić. To, jak wspomniałem, teraźniejszość i przyszłość rynku, całej branży. Wspomniany Roon to coś, co niektórzy zdążyli już okrzyknąć absolutną rewelacją(lucją), następcą LMS (Logitech Media Serwer – który, dzięki po pośmiertnemu rozwojowi, wsparciu ogromnej rzeszy użytkowników, przeżywa obecnie „drugą młodość” vide oprogramowanie dla wyspecjalizowanych komputerów audio, setkach pluginów, dodatków jakie można uruchomić na tej platformie), czymś co całościowo rozwiązuje problem dostępu do muzyki. Na wyrost te zachwyty? Cóż, zobaczymy. Na razie rzecz testuję, podobnie jak LOOPa, z którego już raczej nie zrezygnuję, bo jak wspomniałem powyżej, idea prywatnej, osobistej audio chmurki, zintegrowanej z dobrym oprogramowaniem odtwarzającym dźwięk to dokładnie to, czego potrzebuję. Poniżej zrzuty z aplikacji mobilnych oraz komputera prezentujące opisaną usługę oraz software…

 

» Czytaj dalej

Chcesz strumieniować swoje hi-resy? Oto rozwiązanie! VOX z Loop’em

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
LOOP

VOX to jeden z najfajniejszych, darmowych odtwarzaczy dla MacOS X, software który co prawda nie ma tych wszystkich możliwości co taka Amarra, Fidelia czy Pure Music, ale nie kosztuje 500 dolców (sic!) jak co poniektóre, wymienione programy. Elegancka forma, bardzo dobry support, multiformatowość – oczywiście nie ma problemów z hi-resami, można taki materiał grać (za wyjątkiem DSD) to główne zalety tego niezwykle udanego playera. Od najnowszej wersji wprowadzono także coś, co – powiem szczerze – całkowicie załatwia problem strumieniowania gęstych plików w dowolnej lokalizacji. Chodzi tutaj o usługę chmurową, bez limitu na upload, nazwaną LOOP. Wystarczy wykupić dostęp i można strumieniować do woli, a przynajmniej na tyle na ile nam limit GB w abonamencie pozwoli. Moim zdaniem następnym krokiem będzie wprowadzenie do ofert operatorów takiego łączonego produktu pod postacią dostępu do serwisu premium (multimedia) bez limitów na transfer. To już się od jakiegoś czasu dzieje, ale jeszcze nie dotyczy bezkompromisowej jakości audio/wideo. Do czasu…

Wracając do Loopa, szczegółowe informacje znajdziecie pod tym adresem, warto zwrócić uwagę na to:

  

 

…jak widać, nie ma ten Loop na razie odpowiedników na rynku, choć (co jest ograniczeniem oczywistym) rzecz występuje tylko pod postacią strawną dla jabłkolubów (MacOS / iOS). Tak czy inaczej, jak ktoś ma iPada (tutaj można spokojnie grać 24/96, sprzęt oferuje takie możliwości) i chce odtwarzać materiał audio hi-res to przez dwa tygodnie może sobie rzeczoną usługę przetestować. Płacimy za dostęp i nie jesteśmy w żaden sposób ograniczani ilością miejsca. Co to oznacza w praktyce? Ano to, że możemy PO RAZ PIERWSZY PRZENIEŚĆ CAŁĄ NASZĄ BIBLIOTEKĘ HI-RESÓW DO CHMURY I MIEĆ DO NIEJ DOSTĘP WSZĘDZIE, GDZIE TYLKO PRZYJDZIE NAM NA TO OCHOTA. Bez płacenia za dodatkowe gigabajty, bez ograniczeń liczby utworów (vide 20 tysięcy w iTunes Match), bez żadnych ograniczeń, elastycznie (o czym poniżej). Bardzo kusząca propozycja! Możemy zawiadywać naszą kolekcją, ściągać do trybu offline, streamingować, wszystko w jakości 24kHz /192bit.

Ile to kosztuje? Stosunkowo niewiele, bo 5$ za miesiąc (nie ma w takiej opcji abonamentu, po prostu płacimy za miesięczny dostęp do usługi). No właśnie, najlepsze jest to, że można wykupić sobie dostęp miesięczny, możemy korzystać elastycznie, co jest o tyle ważne, że dla wielu taka usługa będzie idealnym rozwiązaniem w przypadku dłuższych wyjazdów, wakacyjnych wypadów, kiedy za te wspomniane 5$ będzie można słuchać muzyki w bezkompromisowej jakości. Wystarczy iPhone lub iPad z dostępem do 3G/4G lub i Makówka i już będzie można sobie strumieniować hi-resy bez żadnych ograniczeń. Obecnie standardem u operatorów staje się 3-5GB, prepaidowe usługi są tanie, nie płacimy wiele za dodatkowe gigabajty, choć jak wspomniałem, ideałem będzie brak limitów w ramach jakiegoś łączonego produktu operator-usługodawca serwisu. Już niebawem czegoś takiego na dużą skalę się doczekamy. Na marginesie DAPy będą musiały zostać wyposażone w moduły komórkowe, szczególnie te najdroższe, bo ludzie będą chcieli korzystać z Tidalów, Loopów i tym podobnych usług, nie musząc przejmować się zawsze niewystarczającą ilością miejsca na wbudowanej w odtwarzacz pamięci. To także ogromna wygoda, bo nie ma konieczności podłączania grajka do komputera, przerzucania danych, co zajmuje czas, co jest po prostu upierdliwe.

Kończąc, VOX przeistoczył się z niewielkiego odtwarzacza audio w coś, co może konkurować z każdym, dostępnym obecnie dla Maca odtwarzaczem muzycznym. Jest świetnie zaprojektowany, ma spore możliwości (dostęp do SoundCloud, rozgłośni internetowych, integracja z Last.FM, sterowanie makiem z poziomu handheldów oraz za pomocą pilota itd itp). To naprawdę świetny soft i szczerze polecam, powiem szczerze, że zrezygnowałem z użytkowania innych odtwarzaczy, w tym wiernie mi towarzyszącego Decibela (nie jest najlepszy, wręcz przeciwnie, ale się do tego oprogramowania zwyczajnie przyzwyczaiłem). Mocno zastanawiam się czy sobie muzyki w gęstych plikach nie przenieść do tej chmury, kosztuje to rocznie 50$ – c.a 180 złotych. Względnie, alternatywnie płacić te wspomniane 5$ za miesiąc, wtedy gdy jest mi to potrzebne (pamiętajmy, że trzeba wprowadzić naszą kolekcję na nowo, dla kogoś kto korzysta okazjonalnie nie będzie to stanowić problemu).

» Czytaj dalej

Mobilne Oppo: amp/DAC HA-2 oraz ortodynamiczne PM-3 w redakcji

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Oppo_mobilnie_2

Zaczynamy testy zestawu mobilnego firmy Oppo. Po dwóch modelach planarnych słuchawek pod tor stacjonarny, po wzmacniaczu a właściwie systemie dla nauszników (AMP/DAC/streamer Bluetooth) HA-1 producent zaprezentował zestaw dla zwolenników grania na wynos: amp/DAC HA-2 oraz planarne słuchawki PM-3. Pierwsze wrażenia bardzo pozytywne. Po pierwsze wygląda to wszystko jak banknot 1000 dolarowy, jakość, precyzja wykonania, materiały to absolutnie najwyższa półka. Począwszy na opakowaniach, pełnym wyposażeniu, a kończąc na wyczynowych parametrach testowany system przenośny Oppo to coś wyjątkowego. To mogę napisać na wstępie. Odnośnie brzmienia na razie wypowiadać się nie będę, bo dopiero co założyłem słuchawki na uszy, a amp/DACa właśnie podpiąłem pod iPada Mini. To będzie nasze główne źródło muzyki, poza tym zestaw przetestuje z MacBookiem, a dodatkowo sprawdzę jak układa się współpraca z androidowym tabletem (Nexusem 7). W przypadku iPada HA-2 dogaduje się z tabletem Apple natychmiast, bez żadnych „ale”, oczywiście podłączony jest cyfrowo, dołączonym w komplecie kablem Lightning-USB. Pierwsze co się rzuca w oczy, czy raczej na uszy, to bardzo szeroki zakres regulacji wzmocnienia… można osiągnąć wysokie natężenie dźwięku, na tyle wysokie, że aż niebezpieczne dla uszu (ustawienie gain na high). Poza tym HF Player firmy Onkyo (najbardziej zaawansowany soft do odtwarzania hi-resów dla iOSa) pozwala na konwersję wyczynowego materiału hi-res audio, tj. DSD 64/128 (do PCM, a eksperymentalnie także PCM -> DSD), odtwarzanie muzyki z plików 24/192 (w przypadku iPada mamy via Lightning obsługę 24/96) oraz dopasowanie wyjścia pod określony typ słuchawek. Na Androidzie zagramy z świetnym USB Audio Playerem.

Sam wzmacniacz-DAC prezentuje się jw. znakomicie. Obszyta skórą, elegancka, aluminiowa obudowa, wszystko spasowane z najwyższą starannością. Zdjęcia (patrz niżej) dobrze obrazują w czym rzecz. Słuchawki PM-3, podobnie, świetnie wykonane, lekkie (najlżejsze planary na rynku, lżejsze od testowanych EL-8), do tego bardzo dobrze tłumią otoczenie (konstrukcja zamknięta). Oczywiście nie omieszkam sprawdzić jak się te Oppo mają do Audeze, będzie zatem porównanie PM-3 oraz wspomnianych EL-8. Zobaczę jak Audeze zagra przy wspomaganiu ze strony HA-2, ile taki kompan wniesie pozytywów, jak mocno zmodyfikuje brzmienie amerykańskich nauszników. Wreszcie sprawdzę jak PM-3 zagrają z moim stacjonarnym torem słuchawkowym, czyli posłuchamy muzyki nie tylko z plików, ale także z kompaktów i winyli, a do tego podepnę tytułowe słuchawki do wzmacniacza lampowego i zobaczę co z tego wyniknie. Wzmacniacz nagrzewa się nieco podczas odtwarzania (wykorzystuję zarówno amplifikację jak i wbudowany moduł C/A).

Nie mam za wiele czasu na test, stąd zestaw Oppo ma obecnie priorytet. Nie oznacza to wszakże, że nie pojawią się za moment nowe publikacje. Obiecywałem test m.in bezprzewodowych Sennheiserów. W ciągu najbliższych trzech dni możecie spodziewać się artykułu. W przygotowaniu jest także coś o optymalnym PC pod audio (tabletPC jako źródło) oraz długo odkładany tekst o Squeezeboksie z uruchomioną opcją grania via USB (modyfikacja EDO, dodatkowo w torze pracuje konwerter M2Techa hiFace 2, mamy zatem do czynienia z systemem złożonym z SB Touch @ EDO, konwerterem w torze, połączonym z DACiem Arcama). Do tego wszystko na zasilaniu Tomanka. Chodziło w tym wypadku o pełne wykorzystanie modyfikacji (granie plików 24/192). To może być docelowe źródło streamingowe (NAS, Internet – szczególnie po uruchomieniu opcji WiMP HiFi, o czym wspominałem niedawno, w oprogramowaniu SB) nawet w przypadku toru za kilkadziesiąt tysięcy. Wiem, wiem, dla producentów streamerów za kilkanaście i więcej tysięcy to nie jest dobra wiadomość ;-)

PS. Ciekawy efekt wprowadza podbicie basu w HA-2, dźwięk na PM-3 nabiera ciała (bez podbicia jest spokojnie, po załączeniu robi się euforycznie). Przy czym niczego nam to nie psuje, bas nie wychodzi przed szereg, to raczej takie przyprawienie potrawy… pozostaje załączone, szczególnie że repertuar który akurat odtwarzam sporo zyskuje na takim dosmaczeniu.

» Czytaj dalej

Czas na douszne Momentum. Czy nowe dokanałówki Niemców będą równie udane, co nasze ulubione słuchawki „na wynos”?

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Rust H_026

Dobre pytanie, na które postaramy się znaleźć w najbliższym czasie odpowiedź… Momentum wg. mnie są obecnie najlepszymi, przenośnymi słuchawkami jakie możemy znaleźć na rynku. Nie podaję do jakiej kwoty, bo moim zdaniem te słuchawki są zwyczajnie kasują konkurencję, łącznie z dużo droższymi modelami z katalogu Grado (mieliśmy na uszach oba modele przenośnych PS-500 i/e), testowanymi u nas Final Audio Design (topowy model Pandora Hope VI) oraz słuchanymi ostatnio nowościami z katalogu Beyerdynamika oraz Audio Techniki. Na razie żadne z przesłuchanych słuchawek nie zbliżyły się subiektywnie do droższych Momentum (w katalogu znajdziemy jeszcze tańsze, mniejsze On-Ear). Nowe Momentum In-Ear (ano właśnie) to słuchawki za 99 euro, czytaj w naszym kraju ich cena nie powinna przekroczyć sumy 550-600 złotych. Jeżeli będą oferowały podobne do nausznych braci umiejętności, podobną jakość dźwięku to chyba wiem jakie IEMy wylądują u nas wysoko na liście najlepszych dokanałówek. Ta lista póki co jest krótka, bo jak wspominałem wielokrotnie ja generalnie IEMów nie uznaję, jestem bardzo wybredny, takie słuchawki muszą być bardzo wygodne, poza tym że mają świetnie brzmieć (co w przypadku takich konstrukcji jest wg. mnie trudne do osiągnięcia, choć jak pokazują ostatnio przetestowane u nas Westony, czy FADy nie niemożliwe).

Jak będzie w tym przypadku, zobaczymy, tak czy inaczej cieszę się, że Sennheiser rozbudowuje ofertę w tym segmencie, rozwija tę, niezwykle udaną linię swoich produktów. Patrząc na konkurencję, mało komu udała się taka sztuka (znamy takiego kogoś?), to znaczy nie kojarzę żadnego z producentów (tych specjalizujących się w słuchawkach, jak i nie), któremu udałoby się wprowadzić na rynek całą, kompletną serię przenośnych słuchawek ocenianych jako te „naj”, okupujących wysokie miejsca w rankingach. Nowość nawiązuje (warianty kolorystyczne) do tańszych On-Ear. Oczywiście mamy pełną kompatybilność ze sprzętem przenośnym na Androidzie (ciekawe, czy faktycznie, patrz niżej) oraz iOSie. Metalowa obudowa, wysokiej klasy przetwornik, skierowanie wylotu pod kątem, w celu lepszego dopasowania aplikacji, wygodne gumki… cóż, prezentuje się to nieźle, ale takich konstrukcji na rynku znajdziemy obecnie całkiem sporo. Trzeba będzie rzecz obadać dokładnie, mam nadzieję że któryś ze współpracujących z nami dystrybutorów udostępni nam niebawem egzemplarz testowy. Poniżej galeria oraz specyfikacja słuchawek:  » Czytaj dalej

Bateryjne iFi Audio: iDSD nano, iDSD micro, iCan nano. Wizyta w salonie Premium Sound

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
iFi Audio_0a

O sprzęcie iFi Audio jest głośno, ostatnio nawet bardzo. Młodziutka marka, za którą stoi nie byle kto – specjalista od high-endowego audio, firma AMR, nie tylko doczekała się bardzo pochlebnych opinii, otrzymała także znaczące wyróżnienie: jeden z produktów, konkretnie iDSD nano, otrzymał nagrodę EISA 2014/2015 (o tym kto dostaje, dlaczego dostaje i kto za tym stoi nie będę się rozwodził, bo nie ma to większego sensu, to strata czasu). Postanowiłem przekonać się ile jest w tym całym szumie prawdy, sprawdzić samemu, na własnych uszach, jak to się ma do moich doświadczeń z podobnymi urządzeniami, sprzętem testowanym u nas na łamach HDO (NuForce, FiiO, Audioquest, M2Tech, Matrix etc.). Miałem (a właściwie to nadal mam) także dodatkowy powód, dla którego zainteresowałem się ofertą iFi Audio… przyszedł czas na zmiany mobilnego toru, głównie mam tu na myśli laptopa, który służy mi na co dzień do pracy, jest często zabierany w podróże. Fantastyczny M2Tech hiFace DAC to rzecz wybitnie pod stacjonarny tor, o czym zresztą wspominałem w naszej recenzji, mój prywatny Matrix Portable trafił w inne ręce (mam nadzieję, że nabywca ma tyle radości z użytkowania, co wyżej podpisany), DragonFly w wersji 1.0 nie można pożenić z handheldami. Handheldy. Tak, to źródło awansuje za sprawą takich usług jak WiMP HiFi (nie wszystko złoto, sporo albumów jest do niczego, ale trafia się wiele pereł, no i ten wybór!), rozbudowanych odtwarzaczy programowych (obsługa hi-res bez ograniczeń, w tym DSD vide USB Audio Player na Androida, czy HiFi Player Onkyo dla iOSa) do miana alternatywy, wygodniejszego, a czasem oczywistego wyboru, szczególnie gdy zależy nam na mobilności. Komputera nie zabiorę ze sobą wszędzie, poza tym muzyka towarzyszy mi na tyle często poza domem, czy poza jakimś innym miejscem, gdzie dłużej przebywam (pociąg, hotel etc.), gdzie mógłbym skorzystać z komputera, że zadbanie o jakość „tego co na wynos” staje się kluczowa, bardzo ważna. Zresztą, jak pamiętacie, wspominałem niedawno o tym, że obecnie duża część naszego obcowania z muzyką to słuchawki, to jakieś urządzenie które stale nam towarzyszy. Zazwyczaj jest to po prostu smartfon, czasami tablet, stąd konieczność zadbania o odpowiednią jakość tego, co dociera do uszu z tego typu źródła.

Sprzęt iFi Audio na pewno przykuwa uwagę ceną. Ta jest, jak na standardy branży, w której cztero-, czy pięciocyfrowe kwoty są czymś oczywistym, „naturalnym”, bardzo przyzwoita, by nie powiedzieć wręcz niska, budżetowa, kojarząca się z produktami z segmentu Lo-Fi. Ok, ten, często kluczowy przy podejmowaniu decyzji przez potencjalnego nabywcę element, prezentuje się bardzo atrakcyjnie, atrakcyjnie w zestawieniu z możliwościami, funkcjonalnością, konstrukcją oraz materiałami, które wykorzystano do budowy sprzętu oferowanego przez tytułowego producenta. Oczywiście rodzi to od razu pewną podejrzliwość, bo niestety znaczna część audioświatka, czy może precyzyjniej audiofilskiego światka, nie może zrozumieć, przyjąć do wiadomości, że to nie cena „gra”, że to nie cena czyni dany sprzęt wyjątkowym, idealnym narzędziem do reprodukcji dźwięku, do słuchania muzyki. Jak coś jest względnie tanie, to po prostu wg. co poniektórych nie może, bo nie, bo przecież jak… mój DAC za 30 tysięcy, musi grać lepiej o te prawie 30 tysięcy od produktu XYZ. Dodatkowym problemem jest to, że dzisiaj wykorzystane w budowie komponenty (układy, elektronika), materiały są często tożsame, identyczne w sprzęcie za może nie kilkaset, ale w cenie z przedziału 2000-5000 tysięcy złotych, a tym wycenionym na kilkanaście czy kilkadziesiąt tysięcy. Przykładów na to jest całe mnóstwo, pamiętamy zdjęcia pokazujące wnętrze odtwarzaczy, urządzenia które właściwie niczym, poza ceną nie różniły się od siebie. To raz. Dwa – popatrzmy na wiele produktów z najwyższej półki, które zwyczajnie nie potrafią tego, co urządzenia sporo tańsze, co gorsza (dla tych droższych) nie chodzi tu tylko o wsparcie dla określonych formatów, ale właściwości, możliwości brzmieniowe. Całkiem łatwo wejść tu na minę. Czarowanie doborem (rzecz jasna właściwym) odpowiedniego kabla, różnego rodzaju mniej lub bardziej (są też takie!) przydatnych akcesoriów, jakże częstym pomijaniem (no tak, bo w pomieszczeniu z dobrą akustyką, gdzie zadbano o to, by grało, a nie „grało”, taki dużo tańszy sprzęt może zmienić perspektywę, to znaczy jak każdy dobry produkt zagrać po prostu świetnie, wpasować się w nasze potrzeby) miejsca w którym system ustawimy, w którym będzie grało to wszystko typowe grzeszki, typowe dla całego audioświatka.

Po tym, nieco przydługim wstępie, warto w końcu wspomnieć coś o urządzeniach, które podłączyłem do swoich, przenośnych źródeł. Miałem precyzyjnie ustalone, co z czym i na czym ;-) Posłuchałem przygotowanego wcześniej zestawienia paru testowych utworów na dwóch DAC/AMPach iDSD nano oraz iDSD Micro, poza tym do tej dwójki dołączył wzmacniacz iCan nano. Cechą wspólną wymienionych produktów było zasilanie bateryjne, rzecz wg. mnie nieodzowna w przypadku współpracy z handheldami (przetworniki bez własnego zasilania, mają zazwyczaj problemy z integracją vide wspomniany hiFace DAC, poza tym szybko wyczerpujemy baterię szczególnie w telefonie, co także nie jest bez znaczenia). Dwa mniejsze produkty można zaliczyć do grona sprzętu w pełni przenośnego, mobilnego, choć konstrukcja obudowy (spora kosteczka) nie za bardzo koresponduje z gabarytami współczesnych smartfonów czy tabletów. To pewien ergonomiczny mankament, bo „kanapka” z przylegającego do płaskiej obudowy handhelda przetwornika, wzmacniacza to coś, co i tak idealne nie jest (od, daleko takiej kanapce do ideału, ale tutaj trzeba godzić się na kompromisy odnośnie wygody przenoszenia, użytkowania mobilnego sprzętu), w przypadku wspomnianych urządzeń prezentuje się to bardzo tak sobie. Zastanawia mnie zastosowanie typowo komputerowego złącza USB-B w iDSD nano… w końcu tutaj właściwym adresatem nie jest komputer, tylko handheld, nie ma potrzeby, a nawet nie należy podpinać jakiegoś drogiego, zazwyczaj mało (albo w ogóle nie-) elastycznego kabla i tak zachodzi konieczność zastosowania odpowiednich przejściówek, złącz USB micro / Lightning czy 30 pin. Po co w takim razie takie coś w urządzeniu, które jednocześnie dysponuje (jak pokazał odsłuch) wyraźnie mniejszymi możliwościami po stronie wzmacniacza, dedykowanemu do współpracy z łatwiejszymi do wysterowania słuchawkami (przenośnymi), jakimiś dokanałówkami, względnie lekkimi, mobilnymi nausznikami (3.5mm wyjście), takie coś jak USB-B? Nie wiem. Druga sprawa to złącza RCA. Fajna rzecz do podłączenia pod stacjonarny tor, ale… znowu… ten sprzęt wg. mnie ma być, powinien być przede wszystkim urządzeniem podpinanym pod handhelda lub/i laptopa (w przypadku komputera przenośnego, podpinanym w scenariuszu mobilnym, nie stacjonarnym).  Tak więc złącza tego typu uważam w tego typu produkcie za zbędne, wystarczyło dać wyjście liniowe w formie gniazdka 3.5mm, tudzież (bardziej ambitnie) zastosować dodatkowo zbalansowane gniazda (ponownie w kompaktowym wydaniu, czytaj złącza jack). Tutaj nie ma żadnego dodatkowego zasilania, zewnętrznego znaczy się, wbudowany wzmacniacz nie zaoferuje nic więcej, ponadto co podano w specyfikacji.

» Czytaj dalej

Korektor parametryczny w Spotify. Użytkownicy chcieli Equalizera w usłudze, no to mają…

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
EQ iPhone

Spotify wprowadził przedwczoraj equalizer do aplikacji dostępowych na iOSie oraz Androidzie. Od teraz użytkownicy serwisu będą mogli skorzystać z 22 predefiniowanych trybów dźwiękowych. Możliwa jest także indywidualna konfiguracja według własnych preferencji. To istotne usprawnienie, które pozwoli na uzyskanie lepszego jakościowo dźwięku, szczególnie w przypadku osób słuchających muzyki na zazwyczaj kiepskich słuchawkach dołączanych w komplecie do smartfona, odtwarzacza przenośnego.

“Wiele osób korzystających ze Spotify prosiło o wbudowany korektor dźwięków. To jedna z najbardziej pożądanych funkcji naszej aplikacji dla urządzeń z systemem iOS” – mówi Sten Garmark, wiceprezes do spraw produktu w Spotify.

Dobrze, że wsłuchano się w prośby użytkowników, ciekawe czy Spotify w następnym kroku nie zaoferuje czegoś na kształt WiMP HiFi. Myślę, że wiele osób powitałoby z radością możliwość strumieniowania muzyki o jakości CDA, szczególnie że operatorzy konsekwentnie zwiększają pulę GB dostępnych w ramach abonamentu (niedawno standardem był 1GB, 2GB w wyższych planach, teraz coraz częściej na starcie jest 3GB – np. w sierpniu tyle swoim klientom zaoferuje niskokosztowy operator NjuMobile). Taka ilość GB pozwala na swobodniejsze (choć o pełnej swobodzie nie ma jeszcze mowy) korzystanie z usługi strumieniowania muzyki o wysokiej jakości. W sumie można powiedzieć, że trzykrotnie większa paczka danych, przy trzykrotnie większym transferze (ok. 1000 kbps) oznacza, że obecnie użytkownik takiej usługi może z niej korzystać w podobny sposób, jak wcześniej korzystał z usługi oferującej muzykę w kompresji stratnej (przy 1GB limicie).

Więcej informacji na temat EQ w Spotify, znajdziecie poniżej w materiale prasowym…

» Czytaj dalej

Recenzja przenośnego DAC/AMPa Beyerdynamic A200p ze słuchawkami DT880

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
A200+DT880_19-kopia

Zapowiadałem niedawno ten test. Do redakcji trafił zestaw Beyerdynamika składający się z przenośnego DAC/AMPa A200p oraz słuchawek nausznych DT880 w wersji 32Ω. Słuchawki są mi dobrze znane, choć wcześniej miałem do czynienia z wersją 250Ω, a dość krótko korzystałem z wersji 600Ω. Bardzo lubię te słuchawki i pewnie w końcu wejdą one na stałe do naszego redakcyjnego menu obejmującego kilka modeli referencyjnych, sprzętu odniesienia używanego do porównywania nadesłanych do nas nauszników. Tytułowe słuchawki cenię za bardzo naturalne, bardzo przyjemne w odbiorze brzmienie, niezły wgląd w nagranie, przy zachowaniu muzykalności płynącej ze słuchania praktycznie każdego gatunku, praktycznie na byle czym. To uniwersalne słuchawki, bezpieczny wybór dla każdego, kto chce dobre, jeszcze niezbyt drogie nauszniki, które poza bardzo ładnym graniem gwarantują wysoki komfort użytkowania. Wygoda stoi tu na wysokim poziomie, słucha się godzinami bez objawów jakiegokolwiek zmęczenia. Wspominam na wstępie o słuchawkach, bo to nie one będą głównym bohaterem niniejszej recenzji. O 880-kach napisano wystarczająco dużo, nie ma tu nad czym się rozwodzić, to bardzo dobry partner dla praktycznie każdego wzmacniacza, odtwarzacza, coś, co można brać w ciemno… wiele osób słuchających sporo muzyki na słuchawkach ma właśnie ten model Beyersów i raczej nie odczuwa potrzeby poszukiwania czegoś innego. A to – cóż – chyba najlepiej charakteryzuje produkt. Oczywiście są lepsze, a nawet dużo lepsze słuchawki, choć aby zachować właściwą skalę, proporcje, nie jest ich tak wiele, a cena tych lepszych to nierzadko pięciokrotność, sześciokrotność sumy jaką wydamy na nowe DT880.

Głównym bohaterem naszego najnowszego artykułu jest DAC/AMP Beyerdynamic A200p, który sprzedawany jest w Europie pod szyldem niemieckiej marki. W Azji, ten sam produkt zwie się Astell & Kern AK10 i stanowi alternatywę dla znakomitych odtwarzaczy osobistych koreańskiego rivera. Nie ma chyba sensu dociekać z czego tego wynika, bo AK jest całkiem nieźle rozpoznawalnym producentem na Starym Kontynencie, dodatkowo kojarzy się z najwyższej klasy urządzeniami przenośnymi. Oczywiście Beyerdynamic to firma z tradycjami, jej słuchawki od wielu lat oferowane są na naszym, europejskim rynku, wiele z konstrukcji to jedne z najlepszych nauszników jakie możemy nabyć w sklepach. Może więc Koreańczycy uznali, że straszni z nas tradycjonaliści, konserwatyści i będzie lepiej dla tego, najtańszego w ofercie produktu, jeżeli pojawi się pod skrzydłami jakiejś znanej, europejskiej marki? W sumie nie ma to większego znaczenia, choć dla użytkowników w UE oznacza to tyle, że w sprawie wsparcia, dodatków (tj. kabelek 30 pin dla starszych handheldów Apple) należy kontaktować się raczej z Koreańczykami. Podsumowując, to klasyczny OEM, pytanie, czy poza Beyerdynamikiem ktoś jeszcze nie skorzysta i nie wypuści tytułowego sprzętu pod swoją marką (może jakiś wielki producent elektroniki użytkowej… ostatnio spory ruch w branży, Apple kupuje Beats Audio, Samsung, Microsoft&Nokia też mocno się angażują w różne przedsięwzięcia związane z przenośnym graniem)?

A200p jest czymś, co w zamyśle twórców ma stanowić alternatywę dla DAPów… nie chcesz odtwarzacza audio, a jednocześnie nie chcesz rezygnować z bardzo dobrego brzmienia? Ok, mamy coś dla Ciebie. Powiedzmy sobie szczerze – jest mało osób, które zechcą zakupić DAPa za 2000, 4000 czy 10 000 złotych. I nie chodzi tu nawet o koszta, bo wielu użytkowników topowych modeli smartfonów mogłoby kupić taki sprzęt. Chodzi o nie mnożenie bytów, o pewną wygodę użytkowania jednego, a nie kilku urządzeń przenośnych, integrację telefonu z komponentami audio, wysokiej klasy komponentami, tak aby wydobyć z telefonu jak najlepszy dźwięk. Handheld staje się cyfrowym transportem i – co warto podkreślić – niczym nie różni się w tej materii od odtwarzacza stacjonarnego czy komputera. To jest to samo źródło, ba – pod pewnymi względami nawet lepsze od wyżej wymienionych urządzeń. Zasilanie bateryjne, brak wielu zaśmiecających interfejsów (choć, pamiętajmy, obecność anten nie jest tutaj bez znaczenia), pasywne chłodzenie oraz znacznie prostsze, mniej podatne na interferencje (inne aplikacje, procesy) oprogramowanie systemowe, wreszcie nieskomplikowana warstwa sterowników to elementy nie bez znaczenia dla końcowego rezultatu, dla uzyskania dobrego dźwięku. I choć tablety, smartfony rzadko kiedy dobrze brzmią po wyjęciu z pudełka, to zazwyczaj głównym winowajcą są fatalne słuchawki, jakie otrzymujemy w komplecie (najlepiej od razu się ich pozbyć), poza tym często wzmacniacze montowane w przenośnym sprzęcie nie dysponują odpowiednią mocą, ich zakres pracy jest daleki od optymalnego (dla uzyskania właściwego poziomu wzmocnienia sygnału). Od strony przetwarzania dźwięku z domeny cyfrowej na analogową ostatnio sporo się w tym światku dzieje i wg. mnie niebawem zintegrowane w niektórych telefonach układy, będą miały podobne czy identyczne możliwości co te, które znajdziemy w sprzęcie audio HiFi. Obecnie nikt już nie kwestionuje ważności jakości brzmienia, mamy w tej spawie konsensus (choć niekoniecznie przekłada się to na faktyczną poprawę, tu wiele zależy od realizatorów, od przyjętych przez tworzących założeń). Hi-resy, bezstratna kompresja, streaming wysokiej jakości to teraźniejszość, przyszłość branży i takie produkty jak A200p w 100% wpisują się w obowiązujące trendy. No dobrze, wpisuje się, ale jak się wpisuje? Czy taki maluch, wpięty między słuchawki a handhelda z każdego telefonu oraz tabletu zrobi bardzo dobre źródło muzyki na wynos? Zapraszam do lektury…

» Czytaj dalej

Office dla iPada – oczekiwana premiera

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Office for iPad mock image

Wreszcie Microsoft wprowadził swój sztandarowy produkt na tablet Apple. Wcześniej co prawda oferował aplikację dla iPhone, ale nie tego oczekiwano od giganta z Redmond. Biorąc pod uwagę dzisiejsze trendy w biznesie, w korporacjach, zjawisko BYOD (Bring Your Own Device), znaczne nasycenie firm tabletami (u nas dopiero ten proces następuje) MS w sumie nie miał wyjścia. Czy tak późne wprowadzenie Office na ekrany najpopularniejszych na rynku tabletów było celowym działaniem, mającym zachęcić klientów do nabycia własnych produktów (Windows RT, 8, tablety Surface)? Według mnie nie. To właśnie wersja dla iPada jest pierwszym, przeznaczonym dla tabletów wariantem Office – na Surface mamy wersję pulpitową, na kafelkowego Office przyjdzie jeszcze poczekać. To mądre posunięcie Microsoftu, widać że ktoś tu rzecz gruntownie przemyślał od strony strategii produktowej. Brawo! Microsoft starał się opracować kompletny, pod pewnymi względami innowacyjny pakiet oprogramowania pod iOSa, dla najpopularniejszego tabletu na rynku. Firmie udało się dopiąć swego i w moim odczuciu Office dla iPada jest co najmniej dobry, żeby nie powiedzieć znakomity. Na wstępie, pamiętajmy, że warunkiem skorzystania z nowego software jest zakup Office 365. Niektórzy od razu w tym miejscu zaprzestaną czytania, bo nie mają zamiaru nabijać kieszeni gigantowi, płacąc abonament. Uważam, że takie postępowanie (choć zrozumiałe, w końcu nadal wielu z nas przyzwyczajonych jest do zakupu czegoś fizycznego, w pudełku, płyty, programu na własność) jest błędne. Obecnie nie tylko zmienia się diametralnie kwestia dystrybucji oprogramowania (sieć), ale przede wszystkim zmienia się nasze użytkowanie, sposób w jaki korzystamy z software. I Office 365 znakomicie tutaj pasuje, bo to produkt typu usługa, a nie program w umownym pudełku. Właśnie, kupujemy, czy nabywamy prawa do korzystania z usługi pt. Office i możemy liczyć na kolejne wersje, na pełen support przez cały okres użytkowania, teoretycznie na zawsze. To raz, dwa cena abonamentu choć wydaje się wysoka (99,99$ za rok, po pierwszym roku aktywowania pakietu), w konfrontacji z benefitami nie wygląda wcale na przesadzoną. Pięć stanowisk komputerowych (PC/Mac), tablety, smartfony… Innymi słowy możemy w pełni korzystać z wielostanowiskowego pakietu, dodatkowo edytować dokumenty na tablecie, czy przeglądać je na ekranie smartfona plus 60 minut darmowego użytkowania Skype (mc) oraz 20GB konto na OneDrive. To naprawdę niezła oferta, nie mająca odpowiednika na rynku. Poza tym istnieje możliwość zakupu pakietu dla studenta (4 letni abonament, 20$ na rok) lub wersji jednostanowiskowej (69$ – w tym wypadku to się zupełnie nie opłaca). Piszę o tym wszystkim w temacie poświęconym wersji dla iPada nie bez przyczyny. Nie da się sensownie opisać pakietu dla tabletu Apple bez krótkiego przedstawienia o co w tym wszystkim chodzi. 

Microsoft wykonał kawał świetnej roboty, patrząc na interfejs, wygląd nowego Office dla iPada. Nie dość, że pakiet prezentuje się ładnie, elegancko, to jeszcze całość została gruntownie przemyślana pod kątem wykorzystania na ekranie dotykowym. To całkowicie nowy produkt w odróżnieniu od Office dla urządzeń z myszką i klawiaturą (specjalnie napisałem w taki sposób, bo poza PC/Mac mamy jeszcze tablety na Windowsie). Odpowiednio duże elementy poszczególnych składowych interfejsu są dopasowane do obsługi palcem (palcem, nie stylusem – innymi słowy nie ma konieczności zaopatrywania się w dodatkowe akcesorium… można to zrobić rzecz jasna, ale nie jest to wymagane do sprawnej obsługi). W Excelu mamy rozwijaną klawiaturę numeryczną ułatwiającą wprowadzenie formuł, świetnie przedstawia się kwestia dodawania obrazków do dokumentu… wszystko działa intuicyjnie, szybko, taki element bez problemu wyedytujemy/dopasujemy, rzecz jasna można w pełni formatować tekst – w ogóle całość od strony funkcjonalnej, jako żywo, przypomina wersję dla komputerów (możliwości, funkcje). To dobrze, bo wersja dla iPhone jest mocno ograniczona, a tutaj mamy wszystkie niezbędne narzędzia, mamy dobrze znany górny panel z jw. bardzo dobrze opracowanym pod kątem dotyku interfejsem. Warto przy okazji nadmienić, że każdy z nas może pobrać aplikację i korzystać z niej w trybie przeglądania dokumentów. To bardzo dobry ruch ze strony MS, w końcu niektórym osobom w zupełności wystarczy taka właśnie funkcjonalność – będą chcieli przeglądać na ekranie iPada swoje prezentacje, tabelki czy dokumenty z Worda, a dzięki możliwości przesłania na ekran (przejściówka na HDMI lub AirPlay & AppleTV) mamy bardzo dobre rozwiązanie do prowadzenia prezentacji. Aha i jeszcze jedno, wersja dla iPhone została właśnie zaktualizowana – możemy od teraz korzystać z tego software bez opłat (domowy użytek). W skład pakietu wchodzą: Word, Excel oraz PowerPoint. Do tego osobno mamy OneNote, integracje z Outlookiem – czyli (prawie) komplet. Ciekawe, czy MS udostępni w tej formie pozostałe swoje programy (np. Access Point)? Zobaczymy. Do instalacji potrzebujemy iOSa 7.

Podsumowując, w końcu użytkownicy jabłkowych handheldów otrzymali narzędzie gwarantujące zintegrowanie ich urządzeń z najczęściej użytkowanym oprogramowaniem biurowym. Dla Microsoftu, ale i dla Apple (myślę, że można tu mówić o strategii win-win, gdzie każdy wygrywa) to bardzo ważne wydarzenie, które pozwoli obu firmom zwiększyć bazę użytkowników, zwiększyć zyski. W końcu – jakby nie patrzeć – Android nie ma i raczej nie będzie miał takiej integracji (szczera niechęć Google do Microsoftu i vice versa) nie będzie oferował takich możliwości w kontekście zastosowań biznesowych. Surface to urządzenia, które nie są wg. mnie bezpośrednimi konkurentami dla iPada – Microsoft niewiele tu ryzykuje, a jednocześnie może być pewien, że baza użytkowników Office 365 zwiększy się znacząco (coś czuje, że będzie to prawdziwy szlagier, w ten sposób MS zapewni sobie dominację swojego pakietu biurowego – a to, nie ma tutaj wątpliwości, jest głównym celem wprowadzenia 365 na rynek). Sam chętnie skorzystam z tej oferty, bo nie widzę tutaj słabych punktów. To właśnie tak powinno wyglądać, tak działać. Patrząc na rzecz praktycznie, racjonalnie, mogę powiedzieć, że to się zwyczajnie opłaca. Koszt wykupu usługi pt. Office jest akceptowalny, pozwala na wielostanowiskową pracę (dwie osoby, coś ala małe biuro). Wreszcie.

» Czytaj dalej