Powracamy na chwilę do tematu, głównie ze względu na parę niezawodnych, a potrzebnych „patentów”, które pomogą właścicielom bowersowego głośnika / stacji AirPlay ominąć rafy (konfiguracyjne), na które mogą się natknąć podczas użytkowania. Z uwagą śledzę informacje na temat problemów, z którymi spotykają się użytkownicy tego sprzętu, dostrzegam wiele działań ze strony producenta, mających ułatwić korystanie ze sprzętu. W naszej recenzji mocno krytykowaliśmy konfigurację urządzenia, pisząc między innymi o nie zawsze uwieńczonym sukcesem procesie z wykorzystaniem komputera (to podstawowa procedura). Co ciekawe, producent dość szybko uzmysłowił sobie, że połączenie Zeppelina z siecią nie zawsze działa i opublikował kolejno: instrukcję wideo, następnie udostępnił narzędzia dla iOS (konfiguracja w paru prostych krokach) wreszcie, w dziale pomocy, szeroko opisał alternatywne sposoby ustawień. Niedawno wprowadzono nowe oprogramowanie, które wg. zapewnień B&W powinno radykalnie poprawić współpracę sprzętu z domową siecią. We własnym zakresie sprawdziłem kilka konfiguracji, starając się znaleźć najpewniejsze, najlepsze rozwiązanie, zapewniające stabilną pracę Zeppelina… zainteresowanych zapraszam do lekutry aktualizacji (na dole recenzji).
Popularność słuchawek to stały trend w branży audio. Ten segment stanowi jeden z najbardziej dynamicznie rozwijających się elementów rynku audio, a gigantyczny wzrost zainteresowania związany jest przede wszystkim z handheldami. Dzisiaj praktycznie każdy producent, nawet ten kojarzony tylko z elektroniką, albo tylko z kolumnami, ma albo właśnie wprowadza do swojej oferty jakieś słuchawki. Trudno się dziwić – ludzie kupują na potęgę, w zabieganych czasach głównie korzystają ze sprzętu przenośnego, a do tego dzisiaj muzyka podąża za nami – nierzadko mamy swoją kolekcję w chmurze, korzystamy z serwisów streamingowych, słuchamy radia internetowego… To wszystko nie kojarzy się co prawda z wysoką jakością dźwięku (króluje kompresja stratna i do momentu wynalezienia znacznie wydajniejszych sposobów zasilania mobilnej elektroniki nic się tutaj nie zmieni), jednak (na szczęście) ma przełożenie na bardziej, że tak powiem, ambitny rynek słuchawkowy. Ludzie poza przenośnymi modelami, częściej decydują się na zakup czegoś lepszego do domu, czy biura, rośnie sprzedaż nauszników, które mogą zastąpić w systemie kolumny. No właśnie, zastąpić kolumny – gdy brakuje czasu, czasami warunków żeby w spokoju „odpalić” system, wiele osób (widzę po znajomych) decyduje się na słuchawki, na wręcz rezygnację z dotychczasowego zestawu stereo, względnie planów zakupu nowych głośników.
I tu na scenę wkracza element, bez którego takie ambitniejsze słuchanie za pomocą słuchawek, jest trudne do zrealizowania (większość odtwarzaczy, czy przedwzmacniaczy zazwyczaj będzie ograniczeniem dla wysokiej klasy nauszników). Chodzi o dedykowane wzmacniacze słuchawkowe, będące urządzeniami stworzonymi głównie po to, by wydobyć ze słuchawek wszystko co najlepsze. Ich konstrukcja jest specjalnie przygotowana pod kątem współpracy z (w praktyce) dowolnym modelem słuchawek dostępnych na rynku. Oczywiście, wśród tego typu urządzeń także obowiązuje pewna hierarchia, poza tym często konstrukcje tego typu wyposaża się w dodatki – a to DAC, a to pre, czasami jest to mocno rozbudowany sprzęt. Do tego różne techniki wzmacniania sygnału: tranzystorowa, lampowa oraz hybrydowa, modele kompaktowe i takie, które gabarytami będą przypominały solidny piec (no może przesadzam, ale niektóre są całkiem duże, a w końcu to „tylko” do słuchawek). Jest w czym wybierać. Gdy już kupimy wymarzone, dobrej klasy nauszniki warto rozejrzeć się za czymś, co pozwoli wykorzystać ich umiejętności brzmieniowe. Wzmacniacz słuchawkowy jest wg. mnie po prostu koniecznością. Jedną z propozycji jakie są dziś dostępne na rynku jest przetestowany przez nas Musical Fidelity M1HPA. Urządzenie należące do najtańszej serii „desktopowej” (niżej w hierarchii mamy serię V), z których można zbudować całkiem sensowny system, zajmujący mniej miejsca od typowego zestawu, dodatkowo gotowy na internetową rewolucję (odtwarzacz strumieniowy M1 CliC). Jak sprawdza się tytułowy wzmacniacz? Sprawdźmy… zapraszam do lektury!
Nie lubię dokanałowych słuchawek, nie bardzo pasują mi wszelkie pchełki, generalnie wolę solidne nauszniki na głowie, najlepiej takie, które przenoszą mnie w inny wymiar. To nie oznacza, że nie słucham muzyki za pośrednictwem mobilnych słuchawek, jednak staram się (o ile to możliwe) zabierać w plener lekkie nauszniki Klipscha. Zawsze coś mi przeszkadza w przypadku słuchawek „wkładanych” w ucho – a to wypadają, a to się plączą, no i zazwyczaj (co najważniejsze) dźwięk jest daleko w tyle, porównując go z tym, co nakładam na głowę w domu. Kiedy nadarzyła się okazja przetestowania dokanałowych słuchawek a-Jays założyłem sobie, że mogę co najwyżej „przyjemnie się rozczarować”.
Mimo oporu materii (recenzent) jest parę rzeczy, które w oczywisty sposób warunkują czy dany model spełnia kryteria używalności, czy też nie spełnia. To w kolejności: wygoda (dla mnie i chyba dla przeważającej części użytkowników numer jeden), ergonomia, wyposażenie oraz rzecz jasna jakość brzmienia (nie na ostatnim miejscu, ale zdaje sobie sprawę z ograniczeń takich konstrukcji). W przypadku słuchawek a-Jays miało być inaczej niż zwykle, to znaczy kabel miał się nie plątać, dodatkowo w komplecie trafiły do mnie miękkie wkładki Comply. Jako że domeną dokanałówek jest mobilne granie, w ruch poszedł iPod z muzyką zapisaną w bezstratnych formatach (WAV, FLAC), poza tym odtwarzany był materiał z inteligentnego radia (dom) oraz bazy utworów ściągniętych (tryb offline) z Deezera. Jak wypadły oba modele, z wyciosanej z granitu Szwecji? Popatrzmy…
Kolejny przetwornik Chińczyków, który trafił do naszej redakcji jest urządzeniem, które potencjalnie może budzić największe zainteresowanie. Dlaczego? Ano dlatego, że nie jest drogi (to typowa cecha sprzętu oferowanego przez Matriksa, w tym jednak wypadku mówimy o średniopółkowym produkcie, który przykuwa zazwyczaj największą uwagę klientów), dysponuje bardzo bogatym wyposażeniem, wyróżnia się na tle konkurencji jakością oraz możliwościami. W sumie nabywca urządzenia otrzymuje nie tylko przetwornik cyfrowo-analogowy, ale także wzmacniacz słuchawkowy oraz prosty pre-amp, którego główną zaletą jest możliwość bezpośredniej współpracy z końcówką mocy. Dzięki pilotowi zdalnego sterowania (świetny, metalowy sterownik, znany z opisu Matriksa Quattro) możemy komfortowo obsłużyć sprzęt z poziomu wygodnego fotela / kanapy. Cechą wyróżniającą jest tutaj panel czołowy z wyświetlaczem, prezentującym parametry dźwięku oraz wybrane przez nas źródło. Kończąc ten wstępny opis warto dodać, że urządzenie wyceniono na poziomie około 1000 złotych (obecnie w Polsce kosztuje 1399 złotych). To bardzo mało, bo obiektywnie rzecz biorąc jest tu wszystko, co znajdziemy w dużo droższych produktach audio (wystarczy zerknąć na opis specyfikacji, omówienie wyglądu, użytych materiałów i komponentów). Cóż, to kolejny sprzęt Chińczyków, który wyróżnia się spośród podobnych mu urządzeń. Oczywiście i tak najważniejsze jest brzmienie, ciekawe czy tym razem producent stanął na wysokości zadania i Matrix Mini-i DAC będzie grał tak dobrze jak wygląda, jak atrakcyjnie prezentują się jego możliwości… Zapraszam do lektury naszej najnowszej recenzji.
Na łamach HD-Opinie przetestowaliśmy wcześniej monitory Pylon Audio Pearl. Te znakomite (szczególnie w relacji koszt-efekt) kolumny zdobyły u nas zasłużone wyróżnienie „wybór redakcji”. To jeden z tych produktów, które można polecić bez żadnych „ale”, bez obawy że komuś rzecz nie przypadnie do gustu. Za te pieniądze moim zdaniem nie da się na rynku kupić nic lepszego. Powiem więcej, można mieć półtora tysiąca złotych i nadal Perły są bezkonkurencyjne, dopiero kwoty 2-3 krotnie wyższe pozwalają nabyć coś wyraźnie lepszego. Oczywiście znajdą się tacy, którym nie będzie odpowiadał design. Inni z miejsca (nie wiedzieć czemu) skreślają rodzime produkty, szukając „lepszej” oferty wśród producentów masówki (szacowne logo, taśma w jeden z azjatyckich fabryk). To, że w Polsce można zrobić produkt na poziomie nie trzeba nikogo przekonywać – przykładów aż nadto. W przypadku producenta spod Wrześni dochodzi jeszcze jeden, bardzo ważny czynnik, szczególnie w Polsce, gdzie nadal jednym z podstawowych kryteriów jest cena: wyroby Pylon Audio są po prostu tanie i to zarówno w odniesieniu do konkurencji, jak i obiektywnej oceny – trudno sobie wyobrazić tańszy produkt, nawet przyjmując za wzorzec wyroby kolumnopodobne z Chin. W tym wypadku niska cena współgra z wysoką jakością. Taka sytuacja generalnie zdarza się niezbyt często, a biorąc poprawkę na europejskich producentów bardzo rzadko.
Do redakcji trafiły kolejne kolumny Pylon Audio Topaz. Topazy nie są lekkie, przy czym wcale nie wyglądają jak wielkie, przysadziste kloce. To bardzo ładne, proporcjonalne, zajmujące niewiele przestrzeni podłogówki, które, dzięki portowi bass-refleksu umieszczonego z przodu, nie będzie trudno ustawić nawet w niewielkim pomieszczeniu. Brzmienie kolumn jest bardzo muzykalne, wciągające, zestaw oferuje bardzo spójny przekaz, charakteryzuje się naturalnym brzmieniem, które od razu wpada w ucho. To nasze pierwsze spostrzeżenia, sprzed około miesiąca, kiedy mogliście przeczytać zapowiedź testu tytułowych kolumn. Czy i co się zmieniło w naszej ocenie po miesiącu odsłuchów? Czy Topazy zrobiły na nas podobne wrażenie, co przetestowane wcześniej monitory? Serdecznie zapraszam do lektury naszego najnowszego testu, jednocześnie przypominając, że tytułowe kolumny stanowią główną nagrodę w naszym rocznicowym konkursie…
Zapytacie dlaczego okiem laika? To już na samym początku wyjaśnię, że tematy audio to z pewnością nie jest moja mocna strona, do tej pory zazwyczaj nie zwracałem uwagi na dźwięk, bo często okazywał nie tak istotny na tle wrażeń wizualnych. Wszystko zmieniło się jednak kilkanaście miesięcy temu, gdy zacząłem powoli budować swoje własne kino domowe, miejsce w którym będzie można przyjemnie spędzić czas. Zakupiony wyświetlacz nie jest może z górnej półki, ale jest to bardzo solidna konstrukcja, LG 50PK350, która zapewnia to co najważniejsze, czyli dużą przekątną i więcej niż przyzwoity obraz. I teraz wyobraźcie sobie moją złość, jak uruchomiłem ten cały wyświetlacz, włączyłem dobry film i usłyszałem… wróć i prawie nic nie usłyszałem. Tylko jakieś przytłumione dźwięki, strasznie płaskie i sztuczne. Kompletny brak głębi, wysokich i niskich tonów, jednym słowem TRAGEDIA.
I tak radość z jednego zakupu przerodziła się w niezadowolenie i szukanie jakiegoś rozwiązania. Początkowo musiałem się zadowolić pewnym półśrodkiem w postaci zestawu LG FB164, który mam nadzieję, będzie jeszcze okazja przedstawić Wam na łamach HD-Opinie.pl nieco szerzej, bo to zestaw o całkiem przyzwoitych możliwościach, szczególnie pod względem technicznym. Było lepiej, nerwy zostały ukojone, przyjemność z odsłuchu zdecydowanie większa i pewnie nadal żyłbym w błogiej nieświadomości, gdyby nie fakt, że pojawiła się możliwość przetestowania czegoś z całkiem innej półki. Ponieważ Antoni, który zajmuje się u nas testami zestawów audio nie miał fizycznie już miejsca na kolejne głośniki w domu, postanowiliśmy przetestować model Roth OLi 30 (obecnie Melodika BL) dostarczony przez dystrybutora firmę Rafko (po przejęciu praw, producenta kolumn), która prowadzi też portal RMS.pl, u mnie. I tak to przez kilka tygodni mogłem sprawdzić co więcej oferują podobno świetne podłogówki. Jakie wrażenia? Zaraz Wam o tym opowiem.
Kolejna zapowiedź dotycząca najbliższych testów jakie pojawią się na HD-Opinie.pl. Tematyka niby ta sama – znaczy się mamy do czynienia z dźwiękiem, ze sprzętem audio, ale w odróżnieniu od produktu FiiO chodzi o urządzenia stacjonarne. Kontynuujemy cykl artykułów poświęconych naszym zdaniem wybitnym (szczególnie w relacji jakość – cena) produktom firmy Matrix. Model Mini-i DAC to przetwornik nawiązujący funkcjonalnością oraz wyglądem do „europejskich” odpowiedników, kosztujących wielokrotność sumy, którą przyjdzie zapłacić za tytułowy sprzęt. Do tego Matrix zdążył nas już przyzwyczaić. Ponownie, podobieństwa są oczywiste, ale też nie jest to jednoznacznie klon konkretnego urządzenia. Wyposażenie Mini-i DACa robi wrażenie… ilość interfejsów cyfrowych jest ponadprzeciętna, jest tu wszystko łącznie z AES/EBU, BNC oraz wyjściowymi, analogowymi XLR-ami. Do tego dodajmy świetny potencjometr oraz metalowego pilota (skojarzenia z przetestowanym DAC Quattro jak najbardziej na miejscu) oraz wisienkę na torcie – wyświetlacz na froncie informujący nas o trybie pracy oraz odtwarzanym materiale. Całość zapakowana do ładnej obudowy, wykonana na wysokim poziomie. Coś czuję, że znowu będziemy głównie chwalić, ale co poradzić – Chińczycy uczciwie sobie zapracowali na pochlebne opinie.
Drugim urządzeniem, które zostanie przez nas opisane, będzie kolejny, alternatywny zasilacz firmy Tomanek (ULPS USB). Tym razem jednak dość nietypowy, oryginalny produkt, mający modyfikować coś, co stanowi niejako z definicji spory problem dla komputerowego audio – chodzi o zasilanie przesyłane interfejsem USB. Jak wiemy, przesył danych audio wraz z energią jednym przewodem nie jest najszczęśliwszym rozwiązaniem, może poważnie odbić się (negatywnie) na jakości brzmienia. Stąd pomysł, by zasilanie wyprowadzić poza tor, wpiąć stabilne, dobrej jakości źródło zasilania – znacznie pewniejsze, lepsze od tego co oferuje złącze USB w pececie, zasilające dany sprzęt. W grę wchodzą przetworniki C/A USB czerpiące energię bezpośrednio z komputera oraz konwertery cyfra-cyfra (USB-SPDIF). Takie urządzenia potencjalnie mogą sporo zyskać, właśnie wtedy, gdy zapewni im się stabilne, dobre jakościowo zasilanie, niewrażliwe na fluktuacje serwowane przez lokalnego dostarczyciela energii oraz zakłócenia z podłączonego, domowego sprzętu. Sprawdzimy czy faktycznie można liczyć na jakąś poprawę. Poniżej kilka zdjęć omawianych powyżej produktów.
Niby sezon ogórkowy, niby leniwe wylegiwanie… wróć. U nas przerwy wakacyjnej nie przewidziano, pracujemy na pełnych obrotach, kurierzy zderzają się w drzwiach W nadchodzących tygodniach będziecie mogli przeczytać kilka recenzji sprzętu, który powinien wzbudzić Waszą ciekawość – taką przynajmniej mamy nadzieję. Parę rzeczy nam się opóźniło (z wcześniejszych zapowiedzi), kompletujemy atrakcyjne nagrody na rocznicowy konkurs (złośliwi pewnie rezolutnie zapytają – którą rocznicę?), w między czasie nie zwalniamy tempa i w czasie urlopowym przygotowaliśmy parę niespodzianek. Pierwszą z nich jest miniaturowy, przenośny przetwornik cyfrowo-analogowy oraz wzmacniacz słuchawkowy FiiO E17 Alpen. FiiO to firma specjalizująca się we wzmacnianiu dźwięku na potrzeby handheldów, mająca w swoim katalogu wiele bardzo ciekawych produktów. Do nas dotarło urządzenie z samego szczytu listy – sprzęt nie mający, z tego co się zorientowałem, odpowiednika rynkowego. To prawdziwy, miniaturowy kombajn, pozwalający na odtwarzanie plików hi-rez (wyposażony w pełni funkcjonalny interfejs USB – PC audio 24/96 oraz elektryczne / optyczne wejście cyfrowe audio 24/192 !!!), wzmocnienie dźwięku w przypadku podłączonego handhelda (w sam raz na wakacyjne wypady), podłączenie do aktywnych monitorów bądź wzmacniacza stereo, do tego sprzęt współpracujący z dedykowanym wzmacniaczem stacjonarnym E9 z firmowego katalogu.
Sprawdzimy jak sobie Alpen poradzi z jabłkowymi handheldami, zobaczymy jak wypadnie w roli przetwornika C/A po podłączeniu do zestawu stereo (zarówno z końcówką jak i integrą), jak również sprawdzimy go w roli cyfrowego przedwzmacniacza oraz konwertera (tor z innym przetwornikiem). Będzie to także test słuchawek – nie tylko przetestowanych u nas, redakcyjnych modeli (K701, Klipsch Image One), które oczywiście podłączymy do E17 – wraz z omawianym produktem do redakcji trafiły szwedzkie dokanałówki a-Jays Four. To model wyposażony w pilota współpracującego z mobilną elektroniką z logo jabłka oraz z androidowymi handheldami. Ogólnie, nigdy nie byłem zwolennikiem wkładanych do uszu zatyczek, jednak pierwsze odsłuchy uświadomiły mi, że po pierwsze wcale nie musi być niewygodnie (dodatkowe gąbki Comply), a dźwięk potrafi (pozytywnie) zaskoczyć. Jako chyba jedyni przetestujemy E17 w konfiguracji przenośnej z dodatkiem konwertera cyfrowego (przetestowany u nas Matrix USB-SPDIF). Spróbujemy stworzyć na bazie tytułowego urządzenia przenośny system odtwarzający muzykę w trybie bit-perfect, grający gęste formaty, zdolny do współdziałania z iPodem, iPadem oraz iPhone (z których wyciągniemy zera i jedynki). Być może dodamy do listy urządzeń androidową niespodziankę (podpowiem, że chodzi o niedawno zaprezentowane urządzenie, które ma szansę powalczyć z jabłkową hegemonią w dziedzinie dużych, dotykowych płytek ). Matrix jest na szczęście na tyle mały i ma na tyle niewielki pobór energii, że takie zestawienie ma szansę zadziałać. Zobaczymy. Trafił do nas kompletny zestaw z akcesoriami FiiO (adaptery oraz wysokiej jakości kabel analogowy NuForce… który jednakowoż wymienimy na model z klasycznymi wejściami RCA do podłączenia wzmacniacza stereo), będzie zatem można dokonać kompleksowego testu. Poniżej parę zdjęć zrobionych podczas wypakowywania tytułowego sprzętu z pudełek.
Odwieczny dylemat co jest lepsze: dżem czy marmol… nie to nie o tym miało być. Odwieczny dylemat co jest lepsze: plazma czy ciekłykryształ jest tak stary, jak stare są (w elektronice użytkowej dekada to lata świetlne) obie wyżej wzmiankowane technologie. Plazmy zawsze wyróżniały się bardziej naturalnym, kinowym, niektórzy powiedzą po prostu lepszym obrazem. LCD atakował zaś ostrą czcionką, matową powierzchnią w której nie zobaczymy naszej facjaty i tym czymś, co określiłbym mianem sklepowych kolorów, albo demo kolorów. Obie technologie mają od lat zagorzałych obrońców oraz przeciwników, napisano całe tomy na temat wyższości PDP nad LCD i odwrotnie. Można się kłócić, ale po co? No właśnie, po co. Jałowe dyskusje na temat wyższości jednej albo drugiej technologii zostawmy innym, my natomiast, bez uprzedzeń, bez stereotypów podejdźmy do tematu najnowszego testu na łamach HD-Opinie. Do plazmy, do nie byle jakiej plazmy, do opisywanej tu i ówdzie, zbierającej pozytywne opinie plazmy – do modelu S30 Panasonica. Może trochę przesadziłem, bo akurat recenzji tego odbiornika za wiele nie ma. W sumie dobrze się stało, że to właśnie ten model trafił do redakcji, w końcu ile można czytać o VT30?
Model S30 to sprzęt jakby na marginesie oferty, wyżej jest jeszcze G30, a wszystko to plazmy 2D. Może właśnie dlatego na marginesie? Mniejsza z tym, grunt że Kamil będzie szukał dziury w całym, starał się udowodnić, że sprzęt jest do kitu, że wcale ta plazma nie jest tak dobra, na jaką wygląda. Że może wzrok nie ten, że może percepcja na poziomie lokatora domu spokojnej starości… jednym słowem, będzie szukał jakiś wad omawianego sprzętu, bo to, że na temat tego modelu napisano pieśni pochwalne, nie zwalnia nas przed krytycznym spojrzeniem na recenzowany produkt. Nawet jeżeli wynik tego testu jest dość przewidywalny, może uda nam się w tych wszystkich plusach znaleźć kilka soczystych minusów? Może coś wyblaknie? Zapraszam zatem do lektury recenzji poświęconej tytułowej plazmie (na marginesie następna gen. już niebawem) bez 3D. Niektórzy pewnie odetchnęli z ulgą. Nie, nie będzie Avatara, niewygodnych gogli i całego tego jarmarcznego trójwymiaru (red.: co za niereformowalny zgred to pisał?)
Aktualizacja: dodaliśmy nowe informacje na temat optymalnych nastaw odbiornika, dodatkowo wprowadziliśmy zmianę w tekście dotyczącą wsparcia dla HDD. Wzmiankowanych powyżej nowości szukajcie pod podsumowaniem, na końcu artykułu…
Popcorn Hour to nazwa, która jednoznacznie się kojarzy. W czasach kiedy odtwarzacze strumieniowe wideo były prawdziwą rzadkością, kiedy sieciowe wideo dopiero raczkowało, na rynku pojawił się produkt Syabas: odtwarzacz A-100, zwany potocznie „kukurydzą”. Sprzęt może niezbyt piękny w formie, to jednak jak się szybko okazało, niezawodny, z bardzo dobrym supportem, zdolny do odtwarzania praktycznie wszystkiego. Urządzenie zdobyło sporą popularność, a sprytni Kalifornijczycy postanowili zarobić na rosnącej popularności tego typu sprzętu, wypuszczając nowe modele. Syabas był twórcą terminu Network Media Tank, co w wolnym tłumaczeniu można przełożyć na sieciowy odtwarzacz multimediów. Oprogramowanie NMT stało się niejako wzorcem na rynku, tak samo jak konstrukcja playerów z kompletem wyjść AV, procesorem wideo oraz obsługą sieci przewodowej, a następnie bezprzewodowej. Obecnie na rynek trafia kolejna generacja odtwarzaczy Syabas, jej pierwszym przedstawicielem jest tytułowy Popbox V8. To zapowiedź sporych zmian od strony funkcjonalnej, interfejsu… widać, że producenci pudełek podłączanych do TV pozazdrościli kolegom projektującym sprzęt mobilny. W przypadku Popboksa pojawiają się dwie nowości: aplikacje oraz flashowy interfejs z widgetami. Inną nowością jest funkcja pobierania napisów (w wybranym przez nas języku) do filmów oraz informacji nt. odtwarzanego przez nas materiału z sieci. Mała (128mm x 100mm x 31mm, waga 255g), metalowa obudowa działa jak radiator, sprzęt nie potrzebuje żadnego aktywnego chłodzenia. Opcjonalnie możemy podpiąć kartę WiFi. Przetestowany model V8 to wczesny egzemplarz testowy (co warto podkreślić, bo miało to wpływ na możliwości urządzenia). Otrzymaliśmy go jako jedni z pierwszych w kraju, dzięki uprzejmości firmy Human Media. Sprzęt przeznaczony jest na rynek europejski, Amerykanie wcześniej otrzymali swój odpowiednik, który został przygotowany pod kątem tamtejszego rynku (dostęp do wypożyczalni sieciowych, coś czego niestety na razie w Europie na taką skalę jak w Stanach nie uświadczymy). Sprawdźmy zatem jak prezentuje się nowa, najprostsza, najbardziej kompaktowa „Kukurydza”.