LogowanieZarejestruj się
News

2L z MQA – darmowe sample do pobrania ze strony wytwórni

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
2L_logo

O MQA pisaliśmy parę razy, głównie tutaj (Czas na streaming hi-res z MQA!). To nowy format, pozwalający zapisać hi-resy (także te „wyczynowe”, tj. DXD, DSD) przy dużo mniejszej objętości pliku, przy zachowaniu tej samej jakości. To obiecująca technologia, na razie wspierana głównie przez Meridiana (który w dużej mierze za tym stoi). Urządzeń, natywnie obsługujących format, jest tyle co kot napłakał, ale na szczęście format pozwala na odtwarzanie na dowolnym, nowoczesnym DACu. W wolnej chwili sprawdzę, jak te pliki grają, raczej nie spodziewam się usłyszeć jakichkolwiek różnic z WAVami czy plikami .dsf, .dff. Jak wiele możemy zaoszczędzić? Naprawdę sporo – przykładowo nieco ponad 2 minutowy utwór Jan Gunnar Hoff: The Elder, w formacie DSD128 stereo zajmuje 195MB, w kompresji MQA (FLAC_MQA) to zaledwie 23MB. To prawie 10 razy mniej, nawet PCM (dużo lżejsze od DSD), o jakości 24/384 to nadal 123MB (dla jasności, źródłem dla plików MQA było właśnie DXD). Także to faktycznie może być przełom i szczególnie Tidal powinien się tematem zainteresować (z tego co mi wiadomo, to się interesuje, nawet testuje i jest jednym z partnerów). Takie rozwiązanie może bardzo pomóc w promowaniu strumieniowania w jakości bezstratnej przy zastosowaniu najlepszej możliwej jakości materiału. Oczywiście nie jest przesądzone, że akurat MQA stanie się standardem i temat się przyjmie (komercyjnie), ale kto mógł dać wiarę w niebywały wręcz wzrost zainteresowania formatem DSD, wprowadzanym jako standard (wsparcie) we wszystkich klamotach audio od plus minus dwóch, trzech lat? Dla mnie to jest coś trudno wytłumaczalnego, szczególnie gdy przyjrzymy się dostępnym źródłom takich plików, liczbie wydawnictw, muzyki jaka jest zapisana w .dsf / .dff. Patrząc na to pod tym kątem, to co się dzieje, wydaje się cokolwiek niezrozumiałe. Dla wyjaśnienia, uważam taki materiał za (często) bardzo wartościowy, faktycznie nierzadko lepiej brzmiący od odpowiednika zapisanego w PCM, ale to jednak niszowa sprawa (akurat szczęśliwie jakaś część interesującej mnie muzyki egzystuje w tym niszowym formacie, ale dla wielu to wyłącznie ciekawostka przyrodnicza). Takie MQA może jednak wspomóc wydawanie muzyki w jakości >16/44, to może być mocny impuls dla branży.

Ok, dość gadania. Link do rzeczonych sampli znajdziecie pod tym adresem. Tak, to ten sam, który parę razy podawaliśmy na HDO, mam nadzieję, że 2L w przyszłości nieco rozszerzy dział próbek o nowe pozycje, bo to – według mnie – świetna zachęta dla kogoś, kto ma ochotę na bezkompromisowy materiał z pliku i zainteresuje się katalogiem wytwórni, który stale się powiększa.

Konkurs noworoczny na HD-Opinie! Do wygrania kolumny Pylon Pearl Monitor

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
pearl_monitor_pylon_audio_dab_mleczny_2

Udało się uregulować parę kwestii i nowy rok zaczynamy z dobrymi nowinami. Będzie więcej publikacji, częściej, a nie jak przez ostatnie parę miesięcy. Wreszcie poza czasem na testowanie, będzie także czas na publikowanie, co trudno było pogodzić z innymi zajęciami. Nowe otwarcie to także niespodzianka dla Czytelników. Tak, powracamy do dobrej tradycji, tradycji konkursowej z atrakcyjnymi nagrodami. Zaczynamy od tego, co stanowi podstawę każdego systemu, tzn. od kolumn. Podstawkowe Perły w najnowszym wydaniu opisaliśmy w naszej recenzji i to właśnie ten zestaw będzie naszą główną nagrodą w noworocznym konkursie. W poprzednim wpisie podsumowałem ROONa, software audio, który otrzymał od nas nie tylko znaczek „dead end”, ale także tytuł produktu roku 2015. Mamy produkt roku, mamy i konkurs. Wspomniana nagroda, to takie ładne nawiązanie, bo – przypominam – podstawkowe Perły drugiej generacji otrzymały od nas tytuł produktu roku 2014. No dobrze, czas na konkrety: jak te Pylony zdobyć? Ano wymyśliłem sobie, że tym razem zabawa będzie polegała nie tylko na odpowiedzi na w sumie niezbyt skomplikowane pytanie (wystarczy chwila poszukiwań na HDO, by uzyskać odpowiedź), ale także na czymś twórczym, a jednocześnie oryginalnym i niebanalnym ;-) Na czym zatem?

…ano na napisaniu krótkiego tekstu pt. „JAK BĘDZIE WYGLĄDAŁO SŁUCHANIE MUZYKI ZA 15 LAT?” Innymi słowy, proponuję futurologiczną (oj tak) zabawę w najbardziej odjechane (wyobraźnia z definicji to brak ograniczeń, wszystkie chwyty dozwolone, łącznie z chemią ;-) ) względnie  intrygujące, czy po prostu interesujące wizje przyszłości, ze wspólnym mianownikiem (co nim będzie, no właśnie co?). Słuchacz, konsument, meloman oraz dźwięki, muzyka, coś jeszcze?… jak zwał, tak zwał, grunt że wyobrażamy sobie kogoś, kto w 2030 postanowi oddać się wiadomej przyjemności. Jury będzie jednoosobowe, no może dwuosobowe, bo lepsza połowa rzuci okiem, a najlepszy, najciekawszy, najoryginalniejszy tekst zostanie opublikowany co do kropki i przecinka na łamach. No to pojechałem. To pytanie, które zaraz padnie, ma promować stałych Czytelników, osoby które nas regularnie czytają, bo też wymaga pewnej wiedzy na temat tego, o czym się tutaj pisze…

PYTANIE: Wymień, które produkty otrzymały od nas znaczek DEAD END?

Banalne, prawda? No to jest wstęp do właściwej zabawy, czytaj, do napisania (jak wyżej) krótkiego eseju s-f nt. „ale się porobiło”. To poniekąd także ukłon w stronę zaglądających na HDO, bo lubimy pisać o ciekawostkach, o trendach, o przyszłości branży. Mam nadzieję, że znajdziecie trochę czasu i uda się Wam coś napisać, a jak już się uda to i  przesłać na adres redakcji (na dole macie kontakt, po kliknięciu pokaże się skład redakcji i interesujący nas, pierwszy z wymienionych adresów mailowych, na który należy wysyłać to, co nam wyobraźnia podsunęła). Na teksty wraz z odpowiedziami na powyższe pytanie czekamy do końca bieżącego miesiąca (caluteńki styczeń). I jeszcze jedno. Napisałem tekst? Napisałem. Jak ktoś wymyśli niebanalną formę i zamiast tekstu będzie np. obraz, dźwięk czy jakieś czary mary, to osobiście nie mam nic przeciwko. W razie czego są transfery, są chmury i inne takie wynalazki. Proszę bardzo.

PS. Sporo publikacji w kolejce czeka, ale parę rzeczy premierowo (poza kolejnością) chcemy opisać, będą to pierwsze wrażenia albo i pierwsze, pełne recenzje produktu. Wygrzewają się dopiero co wprowadzone na rynek Sapphire 23 od Pylona, katuję z niemałą przyjemnością Mjolnira 2, H8 Bang&Olufsena próbują udowodnić że warte są tych pieniędzy, za jakie je wołają. Wreszcie Devinitive Technology Symphony 1, które wieńczą powoli, ale nieubłaganie rozrastającą się listę nauszników grających (poza bluetoothem) za pośrednictwem kabla USB z wbudowanego w muszlę DACa. To, jak pisałem wcześniej, przyszłość słuchawkowej branży, to coś co może całkowicie przeobrazić rynek, zmienić dotychczasowy porządek. Nie musi być USB, może będzie Lightning (tyle, że to jedna platforma) , może będzie jakieś rozwiązanie oparte o interfejs Light Peak, a może jeszcze coś innego? Potrzeba z jednej strony standaryzacji, jakiegoś uniwersalnego i w pełni plug-and-play rozwiązania, z drugiej otwarcia na nowe segmenty, nowe produkty (elektronika ubieralna, internet rzeczy, inteligentne sieci).

BTW zaczęliśmy ćwierkać. Co się znajdzie w tweetach? Przede wszystkim wrażenia na żywca z testów, poza tym ciekawostki z branży (w tym także takie z pierwszej ręki) oraz nieinwazyjne info ze strony (tylko te wiszące, najważniejsze znaczy się, newsy). Śledźcie nas pod adresem: https://twitter.com/HD_Opinie

 AKTUALIZACJA: Przypominamy… styczeń się kończy, poczekamy jeszcze parę dni, dla zainteresowanych udziałem – ważna informacja – są spore szanse na wygraną :)

AKTUALIZACJA 2: Koniec konkursu! Teraz czas coś wybrać, nie będzie to proste zadanie, oj nie…

» Czytaj dalej

Schiit Mjolnir 2 – kropka nad i. Nasza recenzja…

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Mjolnir 2_1

Mjolnir 2 to coś zupełnie innego od poprzednika. To tak inne od strony funkcjonalnej oraz brzmieniowej urządzenie, że ta dwójka w nazwie może wprowadzać w błąd. Bo tu nie o modyfikacje, o kontynuacje chodzi, a w praktyce o zupełnie nowy sprzęt. Mjolnir 2 nie jest tylko, czy w ogóle, nie jest wzmacniaczem słuchawkowym głównie, a czymś znacznie, znacznie bardziej uniwersalnym, użytecznym. To przedwzmacniacz. I to nie byle jaki przedwzmacniacz, bo choć nie podepniemy pod niego wszystkich klamotów (w sumie, po co nam ich aż tyle? ;-) ), to jest on przygotowany do tego, by pełnić najważniejszą funkcję w systemie, być łącznikiem między źródłem a końcówką mocy. To fundament. Według mnie na tyle udany fundament, że można w oparciu o ten przedwzmacniacz/wzmacniacz słuchawkowy zbudować cały, główny system i tego już nie ruszać, tzn. nie ruszać tego elementu, bo zwyczajnie nie będzie takiej potrzeby. To cholernie dobre pre, tak dobre, że właśnie ta funkcjonalność staje się równie ważna (co najmniej) co napędzanie słuchawek. Mjolnir z wyspecjalizowanego komponentu (wspominałem w zapowiedzi – miałem okazję zapoznać się, słuchać poprzednika) przeistacza się w drugiej generacji w niezbędny element całego toru. Nie jest to, co muszę podkreślić, produkt pozbawiony wad. Parę rzeczy można by poprawić, o czym przeczytacie poniżej, ale patrząc przez pryzmat ceny oraz unikalnej funkcjonalności… te wady niczego w ostatecznej ocenie nie zmieniają, bo da się z nimi żyć, a bez Mjolnira dwa naprawdę trudno (przeżyć) ;-) I to jest coś, co najlepiej charakteryzuje sytuację w jakiej pozostał osierocony recenzent po odesłaniu tytułowej skrzynki.

Oczywiście sprawdziłem Mjolnira 2 zarówno jako napęd dla słuchawek (symetryczny tor z LCD3 oraz niesymetryczny z HD650, K701 oraz HE400) jak i (wiele dni właściwie… głównie) w roli przedwzmacniacza, podpinając skrzynkę do końcówki mocy NADa (źródło -> Mjolnir połączenie zbalansowane, końcówka niezbalansowana). Podpiąłem także do drugiego kompletu wejść, liniowo DAC/amp mobilny HA-2 Oppo, sprawdzając co wniesie do brzmienia taka konfiguracja także ze słuchawkami mobilnymi w torze (IEMy oraz wokółuszne Momentum pierwszej generacji). Innymi słowy, sprawdziłem kompleksowo możliwości tego klamota. Udało się (nawet), niestety tylko na chwilę (godzin dwie i pół… dwie doby w sumie, po parę godzin) sprawdzić jak gra wsad LISST (Linear Integral Solid-State Tubes). Bez tego, test byłby cokolwiek niekompletny, żałuję tylko, że tak pobieżnie, bo krótko słuchałem tranzystorowej konfiguracji. Tak czy inaczej, to właśnie możliwość modyfikacji tego urządzenia za pomocą wymienionego powyżej modułu, transformacji z hybrydy lampowej na czysty tranzystor, jest czymś, czego nigdzie indziej nie znajdziecie. To, wraz ze wspomnianym pre, pozwala na bardzo szerokie możliwości dopasowania brzmienia Mjolnira 2 do własnych potrzeb, upodobań. Tym razem nie chodzi tylko o wymianę baniek, ale całkowite, a przynajmniej daleko idące zmiany w brzmieniu, gdy w miejsce lampek wylądują moduły LISST. Rzecz jasna wszystko to nie miałoby większego znaczenia, nie miałoby sensu, gdyby ten sprzęt nie oferował tego, co każdy dobrej klasy przedwzmacniacz MUSI oferować na wstępie: CZARNEGO TŁA. Sprawdziłem to bardzo dokładnie, podłączając w różny sposób swoje przetworniki, korzystając z różnych, także bardzo czułych słuchawek. Końcówka wraz z testowanymi Sapphire 23 Pylona jest także wyczulona na najmniejsze nawet zmiany w systemie, ze starym przedwzmacniaczem 1020 słychać na wysokich poziomach delikatny szum (cóż, to że ten antyczny sprzęt tak dobrze gra, a jego przedwzmacniacz gramofonowy jest wg. mnie najlepszym elementem tej konstrukcji, to i tak mistrzostwo świata – klasowy vintage!), w przypadku Mjolnira 2 nic, zero, null. Optymalne warunki, aby w ogóle zacząć grać. Miałem wątpliwości, czy sama konstrukcja, te możliwe modyfikacje, nie wpłyną na ten parametr, czy nie będzie to klasyczne „coś za coś”.

Nie w tym wypadku. Zaostrzyłem apetyt? Mam nadzieję. Zapraszam zatem do dalszej części recenzji, opisującej tytułowego bohatera…

» Czytaj dalej

Głośnik BT Mass Fidelity Core – innowacyjny projekt, rekordowe wsparcie

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
unspecified-2

No proszę, nawet tak, zdawałoby się opatrzona sprawa, jak bezprzewodowy głośnik na Bluetooth może zebrać 1,5 miliona dolarów. To jakieś kilkadziesiąt raz więcej niż chcieli Kanadyjczycy. Wspominałem o nich, w tym wpisie, jak widać innowacyjne przedsiębiorstwo z branży audio pracuje w pocie czoła nad kolejnymi, ciekawymi produktami. Co wyróżnia ten produkt? Ano, jest po pierwsze naprawdę ładnie zaprojektowany, choć to kwestia gustu rzecz jasna, ale prezentuje się nad wyraz elegancko. To jednak za mało, by zdobyć serca fundatorów, przyznacie. No właśnie, twórcy tego głośnika postanowili podejść do sprawy inaczej, niż większość branży i zaproponować coś kompletnie wyposażonego i pod pewnymi względami innowacyjnego: 

Czym jest Core?

Core to aktywna kolumna Bluetooth, składająca się z 5 przetworników o sumarycznej mocy 120W sterowanych procesorem ARM. Przetworniki pracują w specjalnie przygotowanej obudowie w technologii ABT (Absolute Bass Technology). Innymi słowy, mamy tutaj bardzo rozbudowany układ głośnikowy zamknięty w w jednej obudowie, z własnym, zaawansowanym DSP, dodatkowo umieszczony w czymś, co ma pozwolić na wydobycie z takiej, niewielkiej skrzyneczki soczystego, dobrego jakościowo basu.

Najważniejszą różnicą w stosunku do innych produktów na rynku jest zdolność kolumny do generowania holograficznej sceny dźwiękowej za pomocą technologii wave field synthesis (wirtualna przestrzeń akustyczna). Innymi słowy, mamy tutaj sterowany programowo sposób na uprzestrzennienie dźwięku, coś co znamy od dawna, ale – jak zachwalają twórcy: holograficzne pole dźwiękowe to zdaniem producenta pozbawione tzw sweet spota, czyli jedynego miejsca do prawidłowego odsłuchu sprzętu. Dzięki temu, jedna kolumna aktywna może nagłośnić całe pomieszczenie muzyką o wyjątkowej przestrzenności dźwięku i mocy niskich tonów – w większości przypadków niezależnie od miejsca, jakie zajmą słuchacze.

To raz, a dwa – ma być, co jest innowacyjne, bo do tej pory nikt tego nie zrobił w takiej skali, multiroom z możliwością grania w 8 strefach! To dla Bluetooth’a absolutny rekord. Dodajmy do tego wejście optyczne 24/192 (można zatem grać w lepszej jakości ze źródła, kablowo, wykorzystując do tego opisywany głośnik) oraz 12 godzin grania na wynos (akumulator). Jest także mikrofon (praca w charakterze zestawu głośnomówiącego / konferencyjnego), natychmiastowe parowanie za pośrednictwem NFC, USB do ładowania handhelda (opcja power banku?) i – oczywiście – komplet kodeków z aptX na czele. Widać, że producent przewidział także możliwość stworzenia na bazie tego rozwiązania zestawu wielogłośnikowego – jest wyjście dla suba.

Mass Fidelity Core – budowa & funkcjonalność

  • technologia przetwarzania dźwięku holograficznego dzięki aż 5 przetwornikom: czterem na bocznych ściankach i jednym niskotonowym na dole urządzenia
  • sumaryczna moc to 120W w oszczędnej klasie D
  • wbudowany akumulator zdolny do pracy nawet 12 godzin
  • wbudowany mikrofon dla rozmów telefonicznych
  • procesor obliczeniowy ARM
  • odbiornik Bluetooth w klasie 1 dla najlepszego zasięgu i stabilnych połączeń w odległości nie mniejszej niż 10 metrów
  • obudowa ABT (Absolute Bass Technology) – połączone siły, elektroniki, oprogramowania i mechanicznych przetworników dźwięku w celu wygenerowania jak największego i najlepiej kontrolowanego niskotonowego ciśnienia akustycznego
  • komplet kodeków Bluetooth audio na pokładzie: aptX, AAC, SBC
  • wejście optyczne dla sygnałów PCM 24/192
  • wejście mini jack aux 3.5mm dla klasycznego kablowego połączenia
  • wyjście USB do ładowania smartfonów/tabletów
  • wyjście subwooferowe
  • wygodna łączność NFC
  • możliwość pracy w trybie multiroom – praca we wspólnej sieci 5Ghz do 8 głośników CORE – bez dodatkowego routera lub łączności Wi-Fi. Jeden Core do jednego pomieszczenia w domu to propozycja Mass Fidelity.

O Mass Fidelity – Smart Sound Systems

Mass Fidelity to kanadyjski producent bezprzewodowych systemów audio opartych o autorskie rozwinięcie technologii Bluetooth. Ideą Mass Fidelity jest łączenie najpopularniejszych rozwiązań bezprzewodowych z zaawansowanymi autorskimi rozwiązaniami, które pozwalają na zachowanie audiofilskiej jakości dźwięku. Producent określa siebie jako wspólnotę audiofilów, projektantów oraz inżynierów, którym wspólnym celem jest wniesienie wysokiej jakości dźwięku do codziennego życia.

Cena: 2499 zł - sporo jak na głośnik Bluetooth, ale patrząc na potencjalne możliwości…

Galeria z opisem poniżej w rozwinięciu

» Czytaj dalej

Definitive Technology Symphony 1 recenzja sys. słuchawkowego

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Symphony1_1

Tak, to nie pomyłka, bo czym są pojawiające się jak grzyby po deszczu (popatrzcie na naszą relację z CES, na zapowiedzi nowych produktów, na to co pojawia się w katalogach wielu producentów słuchawek) słuchawki wyposażone w – umownie – wszystko, wszystko co pozwala, bez względu na źródło, cieszyć się muzyką i to (zazwyczaj) na bardzo wysokim poziomie jakościowym? No właśnie, słuchawki bezprzewodowe, z wbudowany dakiem, z własnym wzmacniaczem oraz całym zapleczem (procesory dźwięku, korektory parametryczne, układy aktywnego niwelowania hałasu, obsługa specjalnych presetów etc.) to właśnie kompletne rozwiązanie, które pozwala dowolne źródło muzyki traktować jako transport, którego wpływ na brzmienie ogranicza się do obsługi formatów, umiejętności odtworzenia materiału. Cała reszta spoczywa na słuchawkach. To one są w centrum, zawsze były (w końcu to jakimi dysponują przetwornikami jest zawsze kluczowe), jednak teraz ich rola jeszcze wzrasta, jest decydująca. I nie dotyczy to tylko nauszników, ale także IEMów, co pokazały targi w Las Vegas. Obecne możliwości miniaturyzacji pozwoliły na opracowanie dokanałówek wyposażonych we wszystkie, wspomniane powyżej udogodnienia. Niesamowite.

W przypadku większych, na czy wokółusznych słuchawek, stworzenie czegoś takiego wydaje się (nieco) prostsze. Fakt, mamy więcej miejsca na zajmujący wiele przestrzeni, nieodzowny element w postaci baterii (bezprzewodowość), możemy upchnąć to wszytko, jednak – nie zapominajmy – w takich słuchawkach montuje się dużo żarłoczniejsze przetworniki/głośniki, a te trzeba w odpowiedni sposób nakarmić. I nie jest to proste. Generalnie widzę dwie, równoległe drogi rozwoju słuchawkowej branży. Bezprzewodowe produkty, które z czasem zaczną dominować oraz przewodowe, ale nie analogowe, a cyfrowe słuchawki, czerpiące energię oraz dane ze źródeł: komputerów, smartfonów, tabletów, wyposażone we wszytko, co można sobie wyobrazić, minus moduł łączności oraz zbędny w takiej sytuacji akumulator. Możliwości energetyczne nowych typów interfejsów (mam tu na myśli głównie USB-C / Thunderbolt 3, wspólny port z widokami na jedno, uniwersalne złącze) pozwolą swobodnie zasilić słuchawki i to nie tylko takie, mobilne, ale także takie bardziej wymagające. Zresztą, popatrzcie jak wyglądają nowe, flagowe modele HiFiMANów …te słuchawki da się napędzić niewielkimi, wbudowanymi w przenośną elektronikę, wzmacniaczykami. To też trend.

No dobrze, ja tu baju, baju o przyszłości słuchawkowego segmentu, a gdzie te Symphony 1, zapytacie? No właśnie, są, a raczej od paru tygodni są i powiem Wam, że praktycznie zastąpiły wszystko inne, nie tylko przez wzgląd na konieczność ich przetestowania, ale także z tego powodu, że są… takie dobre. To pierwsze i w ogóle jedyne słuchawki w ofercie Devinitive Technology i od razu bardzo udane. Co prawda ten producent jest u mnie bardzo wysoko, wspominałem o przetestowanych produktach w zapowiedzi, które wywarły bardzo pozytywne odczucia, ale przecież to, że komuś wychodzi jeszcze nie oznacza, że nie może podwinąć się noga. Nie tym razem! Symfonie jedynki to słuchawki od strony brzmieniowej, zastosowanych przetworników, bardzo porządne, dojrzałe, mogące swobodnie rywalizować z wieloma produktami takich specjalistów jak AKG, Sennheiser czy Bose, a jednocześnie mające w zanadrzu parę ciekawych rozwiązań, które wpłynęły znacząco na ich finalną ocenę. Zatem, do rzeczy (bez skojarzeń ;-)

» Czytaj dalej

RoonReady aka Roon Speakers dostępny! Jest pierwszy player!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
roon-logo-642x336

Jest! Właśnie pojawiło się nowe oprogramowanie do najlepszego front-endu na rynku, wprowadzające nową funkcjonalność – obsługę RAAT (wsparcie dla oprogramowania ROON) po stronie odtwarzacza. Tym odtwarzaczem może być głośnik bezprzewodowy, streamer, zestaw kina domowego, cokolwiek co zostanie wyposażone w obsługę RoonReady. To bardzo poważny krok w kierunku popularyzacji tego rozwiązania na rynku, bo dający możliwość producentom sprzętu audio implementacji wsparcia dla front-endu w swoich produktach. Od teraz każdy chętny może wprowadzić taki support w swoim produkcie, a wraz z RoonServer (NASy!) daje to w konsekwencji możliwość wyboru alternatywy dla komputera, który wcześniej był niezbędnym składnikiem systemu wyposażonego w opisany przez nas front-end. Przypomnę tylko, że software Roon dostał od nas tytuł produktu roku 2015, uznaliśmy że jest to znakomity fundament nowoczesnego systemu audio, w którym źródłem muzyki są pliki.

Na razie pierwszym produktem, który wykorzystuje nowo wprowadzone możliwości jest Sonore Sonicorbiter SE. To bardzo ciekawy odtwarzacz sieciowy (skojarzenia z Raspberry Pi nieprzypadkowe, na marginesie to część projektu Small Green Computer), w formie miniaturowej kosteczki, obsługujący dosłownie wszystko, co dotyczy grania z plików. Wybieramy określony tryb pracy i mamy końcówkę dla Roona, sprzęt pracujący w ramach LMS (Squeezebox) @ Squeezelite, odtwarzacz z obsługę HQ Playera, odtwarzacz AirPlay oraz player strumieniujący ze źródeł sieciowych (DLNA/uPnP) lub lokalnie, z podłączonej do kosteczki pamięci masowej (MPD) . Wow! Oczywiście nie ma tutaj żadnych ograniczeń, odnośnie formatów (rzecz stoi na inuksowej dystrybucji OpenSource GNU-V2 (Sonicorbiter). Wystarczy podpiąć odpowiedniego DACa i już, najlepiej z natywną obsługą DSD. Z Sonicorbitera SE zagramy w PCM 16/24/32@44.1kHz, 48kHz, 88.2kHz, 96kHz, 176.4kHz, 192kHz, 352.8kHz, 384kHz, 705.6kHz oraz 768kHz. W przypadku plików DSD, nie będzie problemu z żadnym, znanym formatem: DSD64, DSD128, DSD256, DSD512. Poza portem USB, mamy także do dyspozycji optyczne gniazdo, do wyprowadzenia dźwięku na sprzęt nie wyposażony w interfejs komputerowy. Ogromną zaletą, co warto podkreślić, jest także łatwość przełączania między poszczególnymi usługami – automatyczne przełączanie wbudowane w oprogramowanie pozwala na swobodną obsługę dowolnego playera / usługi.

Jakie są zalety takiego rozwiązania? Oczywiste. Mamy miniaturowy odtwarzacz, który można ukryć głęboko w szafce, sterować nim za pomocą aplikacji sterujących z poziomu Androida oraz iOSa (jest support dla popularnego software Linn Kinsky, jest aplikacja Roona, jest multum aplikacji squeezeboksowych z Pingiem na czele, a w ramach obsługi DLNA/uPnP możemy w praktyce wykorzystać praktycznie każdą aplikację sterującą zewnętrznymi źródłami audio, jakie dostępne są na mobilnych systemach oraz komputerach). To idealne zastępstwo dla komputera, który, nawet dedykowany, będzie zajmował znacznie więcej miejsca, będzie wymagał odpowiedniej konfiguracji i – co istotne – nie będzie zoptymalizowany do roli takiego, dedykowanego odtwarzacza plików. To właśnie odtwarzacz plików, gdzie wszystko jest już skonfigurowane, daje możliwość integracji z najlepszymi rozwiązaniami na rynku (w zakresie obsługi plików): ROON, HQ Player, Squeezebox (LMS)… tu jest wszystko, czego osobie chcącej grać z plików potrzeba. To jednocześnie potencjalnie lepsze urządzenie od streamerów (odtwarzaczy strumieniowych), które najczęściej zamknięte są w obrębie jedynie słusznego rozwiązania proponowanego przez producenta sprzętu. Tu jest zupełnie inaczej. Co więcej, zamiast 500, 1000 dolarów i więcej, zapłacimy za ten produkt 300 dolarów. To, przyznacie, niewiele jak za coś, co w praktyce zamyka temat źródła komputerowego w domu. Kilka takich transportów plikowych i mamy „ogarnięte” wszystkie strefy w domu.

Jaki będzie kolejny krok? Pewnie RoonReady pojawi się na wielu pudełkach odtwarzaczy, głośników bezprzewodowych, urządzeń audio, które przeistoczą sie w ten sposób w spójny ekosystem (ten eksosytem już jest, tyle że teraz jego możliwości ekspansji znacznie rosną), jedyny taki, otwarty na wsparcie dowolnego rozwiązania dostępnego na rynku w zakresie grania z pliku. Marzyłem o czymś takim i oto jest, stało się, Roon jest wg. mnie interfejsem dla muzyki granej z plików, uniwersalnym, dającym ogromne możliwości konfiguracji. W praktyce nie ma tutaj żadnych ograniczeń, bo ludzie jacy za tym stoją nie promują „jedynie słusznej” technologii, a produkt, który w założeniu ma być – właśnie – otwarty na to, co przyniesie nam przyszłość (np. MQA). Biorąc pod uwagę znakomite wsparcie, rozwój tego software, nie widzę obecnie sensownej alternatywy dla Roona. To naprawdę unikalne rozwiązanie, idealnie wpisujące się w zmiany jakie zachodzą w całej branży. Wybór Tidala, jako głównego partnera odnośnie integracji usług streamingowych, opłacił się, bo to właśnie Tidal rozwija się najdynamiczniej z wszystkich, liczących się serwisów streamingowych i nadal (pytanie czy Apple Music nie pójdzie w tę stronę) jako jedyny, duży serwis daje bezstratną jakość. Czekam na wprowadzenie Roona przez czołowych producentów serwerów sieciowych. Nie powinno być najmniejszych problemów z wprowadzeniem obsługi RoonServer w produktach QNAPa, Synology czy WD, Seagate. To kwestia czasu. Już teraz, można zbudować sobie taki serwer, ale (tytułowa funkcjonalność) to właśnie gotowe, niewymagające skomplikowanej konfiguracji i znajomości rzeczy, rozwiązania w postaci gotowych serwerów spopularyzują Roona. Głęboko w to wierzę.

Pytanie, czy ROON Labs nie powinien wprowadzić – wzorem innych – miesięcznego abonamentu, który na pewno pomógłby zwiększyć bazę użytkowników? I nie chcę przez to powiedzieć, że jest to droga impreza, bo jak wspominałem w naszej recenzji front-endu… to najlepiej zainwestowane pieniądze w system, a suma ponad 2000 złotych (dożywotnie użytkowanie) w kontekście możliwości i tego, jak ważnym, kluczowym elementem jest ten software w systemie audio, to wcale nie jest wygórowana cena. Tak czy inaczej, ludzie patrzą na metkę i jeżeli pojawia się opcja przystępna, to zazwyczaj ta właśnie zyskuje największe uznanie. Myślę, że abonament w wysokości 10$ (euro) zwiększyłby zyski developera, a jednocześnie pomógł w znaczącym powiększeniu liczby osób korzystających z tego rozwiązania. Jestem w tym względzie optymistą i wierzę, że taka opcja pojawi się niebawem…

 

HiFiMAN Edition X – polska premiera budżetowej wersji H1K

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
edition-x1

Pamiętacie relację z CES 2016? Nowości HiFiMANa? Nie czekaliśmy długo na oficjalną zapowiedź pojawienia się tańszej wersji flagowców – edycji X, słuchawek, które przy niższej cenie będą oferować charakterystykę brzemienia zbliżoną do H1K. Wygląda na to, że udało się w nowej generacji całkowicie wyeliminować problem właściwego napędu dla słuchawek (nie trzeba szukać mocarnej elektrowni, jak to miało miejsce w przypadku poprzedniego topowego modelu HE-6), dodatkowo nowe HE są lekkie, wręcz filigranowe, gdy zestawimy je z wcześniejszymi konstrukcjami producenta. Mam nadzieję przetestować oba modele, zarówno te przystępniejsze cenowo, jak i te flagowe na łamach HDO. Jesteśmy zakolejkowani, czekamy na nasze „okienko”. Ok, a co pisze dystrybutor w przesłanej do nas notce? Ano pisze tak: Budując HE-1000 HiFiMAN wyniósł swoje możliwości konstruowania słuchawek na nowy poziom. To pierwsze w historii słuchawki planarne, w produkcji których wykorzystano nanotechnologię. Produkt zdobył uznanie na rynku, nowe flagowce cieszą się wielkim zainteresowaniem ze strony klientów. Tak duży sukces nie pozostał bez odzewu ze strony firmy, która kilka miesięcy po premierze HE-1000 wprowadza uproszczoną wersję, zdaniem wielu osób, najlepszych aktualnie produkowanych słuchawek świata. 

Ta sama membrana – te same patenty.

Edition X dziedziczą po HE-1000 to, co najcenniejsze. Ultracienka membrana zapewnia błyskawiczną reakcję na sygnał elektryczny, co przekłada się na niewiarygodną detaliczność oraz praktycznie zerowy poziom zniekształceń. Opatentowany system obudowy „Window Shade” tłumi zewnętrzne odbicia dźwięku, dzięki czemu otrzymujemy bardziej zogniskowane źródła pozorne. A to wszystko przy niewiarygodnie niskiej impedancji na poziomie 25 ohm! To mniej, niż w wielu modelach słuchawek dokanałowych! Dzięki temu Edition X stają się niezwykle komfortowym obciążeniem dla każdego, nawet mało wydajnego wzmacniacza. Przy skuteczności 103dB, co jest rekordem wśród otwartych słuchawek ortodynamicznych, nawet smartfon z wysokiej klasy sekcją analogową może stanowić poprawne źródło dźwięku.

Wygodne na miarę swojej ceny.

Edition X wyposażono w super wygodny, giętki i w pełni regulowany pałąk znany już z modelu HE-1000. Asymetryczne nausznice zoptymalizowano pod kątem do naturalnego kształtu ludzkiego ucha. Hybrydowe gąbki nauszne momentalnie dopasowują się do kształtu czaszki, zaś welur zapewnia maksymalny poziom komfortu. W zestawie znajdują się 2 wysokiej klasy przewody ciągnięte z jednego kryształu srebra: 1,5m zakończony wtykiem jack 3.5mm, rekomendowany do użytku przenośnego oraz 3m zakończony wtykiem jack 6.3mm, dedykowany do użytku domowego. Dźwięk jaki generują Edition X charakteryzuje się zbliżoną jakością, porównując do flagowych HE-1000. Dzięki współpracy  przetwornika o podobnych jak w HE-1000 parametrach z opatentowanym systemem Window Shade oraz hybrydowymi padami, Edition X może pochwalić się znakomitymi możliwościami brzmieniowymi, przypominającymi to, co udało się uzyskać inżynierom HiFiMANa w przypadku wspomnianych H1K.

Ta sama membrana – te same patenty.

Edition X dziedziczą po HE-1000 to, co najcenniejsze. Ultracienka membrana zapewnia błyskawiczną reakcję na sygnał elektryczny, co przekłada się na niewiarygodną detaliczność oraz praktycznie zerowy poziom zniekształceń. Opatentowany system obudowy „Window Shade” tłumi zewnętrzne odbicia dźwięku, dzięki czemu otrzymujemy bardziej zogniskowane źródła pozorne. A to wszystko przy niewiarygodnie niskiej impedancji na poziomie 25 ohm! To mniej, niż w wielu modelach słuchawek dokanałowych! Dzięki temu Edition X stają się niezwykle komfortowym obciążeniem dla każdego, nawet mało wydajnego wzmacniacza. Przy skuteczności 103dB, co jest rekordem wśród otwartych słuchawek ortodynamicznych, nawet smartfon z wysokiej klasy sekcją analogową może stanowić poprawne źródło dźwięku.

Cena:  8.799 pln

Charakterystyka Edition X:

  • membrana o grubości jednego nanometra – zbliżona parametrami do przetwornika blisko dwukrotnie droższego modelu HE-1000
  • niska impedancja i wysoka czułość do współpracy ze źródłami przenośnymi wysokiej klasy
  • opatentowany system maskownic przetwornika „Window Shade” redukujący niechciane odbicia dźwięku
  • lekki i ergononomiczny pałąk
  • asymetryczne (dopasowane do budowy ludzkiego ucha), hybrydowe (skórzano-welurowe) pady

Różnice w stosunku do HE-1000:

  • wyższa skuteczność
  • niższa impedancja
  • inny materiał obudowy nauszników
  • możliwość pracy ze smartfonami bez dodatkowego wzmacniacza
Poniżej galeria zdjęć przedstawiających edycję X w pełnej krasie…
 

» Czytaj dalej

Soundcloud z umową z Universal Music Group

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
SoundCloud_logo.svg

To jedna z ciekawszych, muzycznych chmur, z której można korzystać całkowicie za darmo. Wygląda na to, że Sony Music Group popełniło spory błąd, zrywając rozmowy z Soundcloud’em w sprawie dostępności swojego katalogu. Jest to obecnie ostatnia, wielka wytwórnia, której nie ma w „muzycznej chmurze”. Warner, Merlin oraz tytułowe UMG podpisali umowy, co związane jest (zobaczymy czy -stety, czy niestety) z płatną subskrypcją, która ma zostać uruchomiona w drugiej połowie roku. Oczywiście, poza wielkimi wytwórniami, Soundcloud to także (a może przede wszystkim) przystań dla wielu niewielkich, niezależnych wytwórni. To właśnie ta różnorodność czyni tę usługę unikatową w skali całego rynku serwisów streamingowych.

Pytanie, czy udział wielkich wytwórni nie zmieni całkowicie charakteru tytułowego serwisu? Na razie właściciele milczą w sprawie podpisanych umów, nie wiadomo jakie konsekwencje będzie miało pojawienie się wielkich graczy z branży, obawiam się, że wraz z informacją o wprowadzeniu płatnego abonamentu, Soundcloud taki, jakim go znamy, przejdzie do historii. Komercjalizacja usługi przeobrazi muzyczną chmurę w kolejny, po Spotify, Deezerze, Tidalu czy Apple Music, płatny serwis oferujący praktycznie to samo. Szkoda. Chyba, że właściciele postanowią utrzymać dotychczasową wersję, ograniczając dostęp do wybranych pozycji z katalogów wielkich wytwórni (żadna strata, dla kogoś kto już subskrybuje wymienione powyżej serwisy), co byłoby chyba najlepszym rozwiązaniem.

Audio na CES 2016: trendy, nowości, ciekawostki (uwaga aktualizacje)

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
ces_2016

W Las Vegas to nie dźwięk jest najważniejszy. Od zawsze na największych na świecie targach elektroniki konsumenckiej pierwsze skrzypce odgrywał obraz oraz to, co w danym momencie „na fali”… od wielu lat są to różnego rodzaju urządzenia mobilne, od jakiegoś czasu także najnowsze technologie z zakresu inteligentnego domu oraz tzw. Internetu rzeczy. To, plus wciskająca się wszędzie automatyka, której wdrożenie prowadzi do pojawienia się autonomicznej elektroniki użytkowej (vide drony, motoryzacja) to kluczowe kierunki rozwoju technologii. Kto wie, czy na końcu tej ewolucji nie zobaczymy czegoś na kształt AI? Dodajmy do tego witrualną rzeczywistość (powtórka z przestrzelonego 3D?), druk 3D (to na pewno zrewolucjonizuje wiele branż) plus miliardy akcesoriów wszelkiej maści i mniej więcej mamy obraz tego, co wystawiane jest w Mieście Grzechu. Nas, co oczywiste, interesuje przede wszystkim audio i to na nim skupiliśmy uwagę. To, że dzisiaj w branży dzieje się wiele nikogo specjalnie nie trzeba przekonywać, jesteśmy w trakcie ogromnych zmian w zakresie dystrybucji, zmienia się także wiele w dziedzinie sprzętu, urządzeń audio z jakich na co dzień korzystamy.

Ok, po tym czerstwym wstępie, przejdźmy do konkretów… co zatem jest dzisiaj na topie, co będzie w 2016 roku wyznaczało trendy w dziedzinie audio? Patrząc na wystawców, na to co pokazują, widać wyraźnie, że mobilność wraz ze streamingiem stanowią kluczowe elementy układanki. To plus moda na winyl daje obraz. Winyl? W praktyce (serio!) to właśnie na czarnej płycie zarabia się dzisiaj konkretne pieniądze… a strumieniowanie? a downloady? a CDA? Wszystko to jest pod kreską, choć streaming jako taki pnie się w rankingach,  ale nadal na tym się nie zarabia (vide sprawozdania finansowe Spotify, Deezera, czy Pandory). CES 2016 bardzo ładnie, jak w soczewce, skupia to, co dzisiaj się w branży naprawdę liczy, co jest ważne i będzie ważne. Retro, żerowanie na nostalgii, to coś co jest i będzie stałym, choć niszowym (w kontekście całego rynku) tematem. Obecnie jest winyl (i raczej tak już zostanie), dla osób z przepastnym portfelem są szpulowce, taśma magnetofonowa, natomiast płyta kompaktowa chyba nie ma w tym rozpamiętywaniu, w tych powrotach do przeszłości szans i jej czas wyraźnie przemija (choć nie da się wykluczyć, że to jeszcze wróci, ale najpierw musi nastąpić całkowity rozbrat, jak z winylem, sprzedawanym na kilogramy w latach 90-tych i na początku XXI wieku).

Winyl z plikami za pan brat. Pomysł Sony na gramofon XXIw (tak, jest tu miejsce dla DSD!)

Spodziewałem się pojawienia się takiego produktu. Wiedziałem, że te wszystkie (tanie) gramofony z wbudowanym portem USB to dopiero początek. I tak też się stało. Bo pomysł Sony, choć absolutnie nie jest oryginalny, to jednak pokazuje że można zaproponować rozwiązanie łączące dwa światy i to w optymalny, bo jakościowo najlepszy z możliwych, sposób. Oczywiście można się zżymać (i poniekąd słusznie), że sam nośnik, tzn. płyta winylowa, to jeden wielki kompromis (porównując do innych form zapisu), ale kwestie techniczne to jedno, a to co słyszymy często ma się do teorii nijak. Ludzie lubią słuchać czarnej płyty, z różnych powodów (jakość to tylko jeden z aspektów, w tym wypadku niekoniecznie kluczowy) lubią i właśnie teraz, wraz z renesansem nośnika, pojawia się miejsce dla takich produktów jak gramofon PS-HX500.

Sony jak mało która firma w branży wyznaczała główne kierunki rozwoju rynku audio, biorąc udział, albo będąc głównym promotorem wszystkich ważniejszych technologii (aż do momentu pojawienia się Internetu – w tym przypadku Sony… cóż… zawaliło sprawę). Nowy gramofon to sprzęt wyposażony w port USB, ale w odróżnieniu od wielu innych tego typu urządzeń na rynku, w tym przypadku USB pożeniono z najlepszym kontrolerem tego interfejsu oraz przetwornikiem A/D, co pozwala na rejestrację dźwięku w 24 bitach, zarówno w PCM (WAV) jak i …DSD. To pierwszy raz, kiedy Sony daje możliwość rejestracji dźwięku w formacie, które samo opracowało i promowało, promowało tak nieskutecznie, że płyta SACD nie zastąpiła (jak miało być w domyśle) poczciwego kompaktu.

Możemy zatem zrobić idealną kopię czarnego krążka dysponując technologią zdolną do konwersji analogowego sygnału na cyfrowy w najlepszej jakości. O zaletach DSD pisałem na łamach wielokrotnie, przypomnę tylko, że pliki tego typu potrafią brzmieć świetnie, choć wcale nie oznacza to ich przewagi jakościowej nad materiałem zapisanym w PCM. Nie. Natomiast faktycznie tego typu materiał często brzmi obłędnie, lepiej od plików zapisanych w bezstratnej kompresji w PCM. Tutaj można po podłączeniu do komputera, korzystając z dostarczonego oprogramowania, przenieść winyle do plików DSD i następnie zgrać całość do jakiegoś przenośnego, high-endowego grajka (któryś z nowych Walkmanów, produkty Astell & Kern i wielu innych producentów celujących w ten segment) lub po prostu smartfona z odpowiednim oprogramowaniem (i jakimś wzmacniaczo/dakiem na uwięzi). To takie połączeniu dwóch światów w nowej formie, choć jak wspomniałem, ta nowość to tylko i aż dodanie lepszego, bardziej zaawansowanego przetwornika wraz z odpowiednim oprogramowaniem.

Rzecz jasna, aby poczuć różnicę nie wystarczą EarPodsy, nie wystarczy przenieść do odpowiedniego formatu zgranej płyty. Tu niestety nie ma drogi na skróty, choć nie trzeba wcale ponosić wielkich kosztów (jakiś odtwarzacz strumieniowy podpięty do stereo w domu, jakiś jw. DAC/AMP wpięty między lepsze słuchawki a grajka/smartfona). Tak czy inaczej jakość plików zmontowanych z płyt w DSD w porównaniu z mp3-kami powinna każdemu uwidocznić różnicę wynikającą z bezstratnego zapisu oraz dodatkowo (także) ze skorzystania przy tworzeniu audio pliku z dobrego jakościowo, pierwotnego źródła. I tutaj, warto głośno to powiedzieć, bardzo ważną kwestią jest sam krążek – czy jest to jakiś kiepsko wydany, z cyfrowego, stratnie skompresowanego materiału, winyl, taki winyl, który przekreśla całą ideę przenoszenia muzyki z fizycznego nośnika do pliku (w celu uzyskania dobrego jakościowo, cyfrowego odpowiednika), czy dobre jakościowo wydanie. Obecnie bywa z tym różnie.

Sam gramofon to pełna automatyka, jest praktycznie bezobsługowy, kładziemy płytę i gramy. Klasyczna forma, przypominająca wiele produktów Pro-ject’a czy Regi. Nie podano ceny, sam produkt ma trafić do sprzedaży dopiero w wakacje. Tak oto historia (słyszę ten rechot wyraźnie) zatacza koło. Ciepły, organiczny, namacalny, żywy, „analogowy” dźwięk z nośnika egzystującego od kilkuset lat (końcówka XIX wieku) „powraca” w najnowszym wydaniu, w tym sensie powraca, że sami możemy sobie ten dobrze znany dźwięk „przywrócić” z krążka, zapisując go w najlepszym możliwym do uzyskania w domowych warunkach wydaniu.

Takie buty…

 

AKTUALIZACJA 1: Planary jeszcze mniejsze, jeszcze lżejsze i jeszcze… tańsze. Nowości Audeze oraz HiFiMANa oraz „ucyfrowione” gramofony

AKTUALIZACJA 2: świat zmierza w kierunku całkowitej rezygnacji z kabla jako medium przesyłającego sygnał audio/wideo. Najnowsze produkty bezprzewodowe potwierdzają ten trend w całej rozciągłości. Ważne – ich wprowadzenie, to nie tylko prosty rozbrat z przewodem. To zupełnie nowe możliwości! Dowód? Bezprzewodowe IEMy Bragi DASH, Onkyo, czy coś, co może zdefiniować słuchanie (czegokolwiek) całkowicie na nowo… prototypowe Doppler Labs Here. Idzie nowe! To pewne!

» Czytaj dalej

Sapphire 23 – zapowiedź testu najnowszych podłogówek Pylon Audio

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Szafiry 23_9

Sapphire 23 dotarły parę dni temu i grają. Jak grają? Na razie, po wstępnym wygrzaniu mogę napisać o trzech rzeczach, które udało się zauważyć: po pierwsze, mimo filigranowej konstrukcji (to najmniejsze, najbardziej kompaktowe kolumny w rodzinie Szafirów) potrafią bardzo przekonywająco artykułować niski zakres, basu jest wystarczająco dużo i jest to bas wysokiej próby… nie ma, jak w wielu podstawkowych kolumnach, potrzeby domyślania się, że tam na dole też coś się dzieje. Nie jest fizjologiczny, jak w dużych paczkach, a jednak wyraźnie akcentowany i stanowi (co jest dla mnie pewnym zaskoczeniem, bo spodziewałem się trochę innego grania) podstawę, fundament, na którym budowany jest przekaz. To zaskakujące, patrząc na formę, na wąski front z dwoma, niewielkimi przetwornikami nisko-średniotonowymi. Pewną wskazówką, dlaczego tak to gra, jest umieszczenie głośników – dolny odseparowany od górnej sekcji, zawieszony w obudowie nisko, zamontowany na wysokości portu BR wyraźnie wzmacnia niskie i wraz z odpowiednim ustawieniem kolumn (wystarczy, wg. mnie ok 30-40 centymetrów od ściany, jednak nie mniej niż 20-30) mamy to co powyżej – bardzo ładny, niski zakres, który jest tutaj wyraźnie aktorem pierwszoplanowym.

…po drugie zaś, te kolumny umiejętnie budują nastrój, potrafią wytworzyć intymną atmosferę, bo – podobnie jak monitory bliskiego pola, nic nie tracą (z umiejętności) grając kameralnie, na niskich poziomach głośności. To spora zaleta, bo wiele podłogówek, tak naprawdę zaczyna grać, ożywa przy potencjometrze ustawionym na pozycji godzina 11 i dalej. Tu jest inaczej. Oczywiście nie ma problemu z głośnym słuchaniem, Sapphire 23 potrafią grać bardzo głośno bez wysiłku, bez kompresji, wyraźnie artykułując co trzeba, jednak wg. mnie te głośniki idealnie trafią w gusta osób zorientowanych na słuchanie muzyki za pośrednictwem niewielkich monitorów, lubiących przekaz osadzający się na bliskim, intymnym przekazie, gdzie (w monitorach) główną rolę pełni średnica (tu też jest przepyszna, jednak jw. bez szczupłego, czy w ogóle nieobecnego basu jak w małych podstawkach), gdzie ważną rolę odgrywa bardzo plastycznie pokazana scena, przestrzenność ocierająca się o holografię. Tu też (po trzecie) ta przestrzeń buduje, wraz z pięknymi wokalami możemy mówić o monitorowym graniu przeskalowanym do – jednak – większego pomieszczenia, po prostu salonu, w którym gramy na modłę tego, co znamy z gabinetowego słuchania, ale właśnie w dopasowanej do nowych realiów formie.

Bardzo mi się to podoba, bo jestem gorącym zwolennikiem niewielkich zestawów, a Sapphire 23 porównuję do moich ulubionych, podstawkowych Topazów. Te monitorki bliskiego pola to właśnie taka, gabinetowo-biurkowa konstrukcja. Inne, tego typu konstrukcje: od ATC (7-ki) oraz od Amphiona (Iony), które miałem okazję słuchać dłużej skłaniały mnie do prostego wniosku: to jest moje granie, mój dźwięk, mój w tym sensie, że odnajduje się w takim kameralnym, bliskim, namacalnym przekazie, gdzie (co prawda) niski zakres jest czymś, co występuje domyślnie, a nie „organicznie”, ale całość jest koherentna, spójna, a każdy kolejny album to uczta dla zmysłów. To zresztą, patrząc obiektywnie, coś co łączy moje zamiłowanie do słuchawek (które, przecież, z natury swojej, są specyficznym medium dla dźwięku, w określony sposób budując przekaz… zawsze, chyba że mówimy o wynalazkach takich jak K1000, ale pomijam wyjątki od reguły) ze słuchaniem muzyki na zestawach głośnikowych. Nie oznacza to, że nie lubię dużych paczek, że to nie moje granie, ale jednak jest coś, co preferuję,  do czego się skłaniam to ten dźwięk blisko ucha, podany bezpośrednio, albo (jak w monitorach) w niewielkiej odległości, takiej biurkowej przestrzeni, takiej „siedzę sobie przed monitorem(ami)”. Tymi do patrzenia, jak i tymi do słuchania. No dobra, a bas, basior, o którym tak często gardłuję, opisując audio produkty? Cóż, odnośnie basu to …mam dwa suby, a kolekcja słuchawek wskazuje, że można mnie swobodnie nazwać „bass-headem”. ;-)

Niby forma na to wskazuje, ale Sapphire 23 mogłyby inaczej, bardziej jak więksi bracia (przecież 31-ki grają inaczej – miałem jakiś czas temu okazję dłużej posłuchać), a to według mnie zupełnie inne akcentowanie, choć w jednym punkcie jednak są zbieżne do większych modeli z linii. Potrafią grać bardzo dynamicznie, szybko reagując na zmiany tempa. Fajnie, bo to coś, co w niektórych gatunkach muzycznych jest nieodzowne, stanowi istotę, a ta cecha większych kolumn z szafirowej linii jest tutaj jak najbardziej obecna. Wreszcie mikrodetale, szczegółowość, coś co stanowi jedną z głównych cech monitorowego grania – wgląd w nagranie (studyjny, ale – w przypadku kolumn, które wybieram – nie analityczny, czytaj nie taki który jest pozbawiony emocji, nie zimny, czy labolatoryjny) to coś, o czym napiszę w samej recenzji, bo tutaj dźwięk wyraźnie otwiera mi się wraz z adaptacją kolumienek (tak, to właśnie kolumienki są, a nie paczki… bo takie slim & fit są) i początkowo, wygrzewając chciałem już coś napisać w tym względzie, ale bym przestrzelił. Trzeba będzie więc poczekać z ostatecznymi wnioskami, bo to co powyżej, to wstępne spostrzeżenia po kilkunastu godzinach krytycznego, nocną porą słuchania (wcześniej, przez dwie doby kolumny odtwarzały w pętli materiał, grając bez mojego udziału).

Poniżej mini galeria prezentująca Pylon Audio Sapphire 23 uzbrojone w kolce (bardzo, bardzo polecam, bo po pierwsze mamy nisko osadzony jeden z głośników nisko-średniotonowych, po drugie ta, filigranowa w formie, konstrukcja aż się prosi o zaaplikowanie takich dodatków)…

» Czytaj dalej