LogowanieZarejestruj się
News

CD kontra plik… flagowy NuPrime CDT10 vs Qobuz&Roon+NativeDSD

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_5945

Ale pięknie to gra! Fantastyczny dźwięk! Gdzieś nam się ulatnia granica między (umownie) analogowym vs cyfrowym graniem. Tak, wiem, zaraz ktoś będzie poddawał w wątpliwość przed momentem napisane… bo subiektywne to, bo przecież tej granicy (naukowo) nie da się udowodnić, zmierzyć, przebadać, jednoznacznie opisać. To prawda, ale też nasze uszy, dość niedoskonałe, porównując do wielu braci mniejszych, bez większego trudu są w stanie rozróżnić granie z pliku / kompaktu vs czarnego krążka / taśmy. Nie mamy z ttym większego problemu i nawet jeżeli nasz sposób opisania inności brzmienia jest mocno niedoskonały (bo jest) to zjawisko jest dość oczywiste, powtarzalne i przez nikogo nie kwestionowane. Plik oraz srebrna płyta dzisiaj potrafią zadziwić płynnością, przestrzennością, swobodą, najlepsze transporty cyfrowe / integralne źródła zerojedynkowe osiągnęły taki stopień wyrafinowania (mam tu głównie na myśli kompakt, który obecnie mimo coraz większej niszowości staje się dojrzałym, opanowanym w pełni, pokazującym cały swój potencjał źródłem dźwięku HiFi), że wielu, naprawdę wielu melomanów (niekoniecznie tożsame z audiofilią, choć często współistniejące) całkowicie odpuściło sobie temat analogowych nośników, czasami tylko (jeszcze) trzymając zbierający kurz odtwarzacz/transport fizycznego (ale już cyfrowego) nośnika, czy to z sentymentu, czy bez jakiejś określonej przyczyny. W końcu ktoś tych płyt z roku na rok nie kupuje, przestaje inwestować w kolekcję krążków, przechodzi na strumienie.

Oj jak dobrze! ;-)

Z tym tu, zresztą pięknie skądninąd prezentującym się (formą i treścią) hybrydowym DAC/pre Cayina nasz Nu w ogóle via I2S nie zagrał. Cisza była

Tak, to naturalna kolej rzeczy. Wygoda, rozpasanie (dostęp do wszystkiego za grosze) przemawia za zmianą sposobu – tfu – konsumpcji, a dystrybucja muzyki jest i będzie należała do Internetu. To przesądzone i nie ma nad czym deliberować. Tyle tylko, że całe bogactwo doznań, możliwości to zbiór otwarty (na nowe, czy – wróć – stare), można nie pozbywać się fizycznych i to nie tylko z sentymentu, przyzwyczajenia, a dla jakiejś wartości dodanej. Dzisiaj kupno dobrego, fizyczne nośniki grającego, klamota jest niestety bardzo kosztowne (dużo bardziej niż kiedyś, co zrozumiałe, bo nisza, bo wyższe koszty wynikające z korzystania z nieprodukowanych elementów itd itp), może nie wygląda to źle w przypadku czarnego krążka na którego jest moda i można w każdym zakresie cenowym, ale CDA to już wyzwanie i sytuacja dla kogoś, kto chciałby na nowo wejść w temat (albo też słuchać z czegoś, co gwarantuje, o czym dalej, progres) to nie lada wyzwanie.

Tu też na AKM (D90) tylko bez konwersji i w ogóle z problemami via I2S było grane z NuPrime

A tutaj, siłą rzeczy, o I2S w ogóle nie było mowy, bo D1 ma tylko USB pod wyczynowe granie. Trzeba było spiąć via SPDIF.
To w przypadku Nu oznaczało brak możliwości wykorzystania potencjału. No ale inaczej się nie dało. 

Akurat trafiła się okazja sprawdzenia i porównania dwóch, opartych na odmiennych nośnikach muzyki, klamotach wyposażonych w interfejs, który stanowi wg. mnie bramę do uzyskania tego, o czym mowa w pierwszym akapicie. Aksamitności, swobody, płynności którą do tej pory utożsamialiśmy raczej z analogiem, a nawet jeżeli udawało się coś zbliżonego „z cyfry” uzyskać, to miało to swoje kapitałowe konsekwencje, konsekwencje wyczyszczające stan konta dwóch pokoleń w przód mniej więcej ;-)  Także ta umowna, a jednak niezbyt trudna do uchwycenia, różnica w przypadku opisanego w niniejszym wpisie setupu wyraźnie się zaciera. I to jest piękne. Zaciera się z plikiem, ale jeszcze bardziej zaciera się wg. mnie z kompaktem. Właściwie, mógłbym powiedzieć tak: komputer czy raczej plik był tutaj kierunkiem zmian, progresu jaki dokonywał się w SQ słuchanym za pośrednictwem I2S wraz z konwersją do sygnału 1 bitowego, a płyta finał, kropkę nad i, tego progresu uwieńczenie. Czy to dziwne? Nie bardzo. Kompakt jest z nami od bez mała 40 lat jako nośnik audio, także przebył długą, wyboistą drogę (to po pierwsze), stał się opanowanym, dojrzałym medium (właściwie to niedawno, bo wcześniejsze próby jego udoskonalania, jak wiemy, poniosły rynkową klęskę, nie przyjęły się vide SACD/DVD-A). Tylko, w sumie, co z tego, jak zwija się dzisiaj (wiele muzyki wychodzi wyłącznie w pliku, czasami dochodzi do tego winyl, ale już nie srebrny nośnik) i tego zjawiska nikt już nie odwróci. No tak, ale – na szczęście – poza tym co nowe jest całe bogactwo świata dźwięków zarejestrowanego wcześniej i nadal egzystującego na kompakcie. Co prawda, podobnie jak to się ma z czarnym krążkiem, płyta podlega przemijaniu, nie jest wieczna, ale na tyle wytrzymalsza od poprzedników, że prędzej będziemy szukać na rynku czegoś, co nam to fizyczne odtworzy (z czym coraz trudniej, jak wyżej), oczywiście pod warunkiem odpowiedniego uszanowania, dbałości o kolekcję, zbiory.

» Czytaj dalej

Topping w dwóch smakach: D90 (AKM) & DX7Pro (ESS)

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_6087

Tym razem będzie porównawczo, z jednej stajni, ale jakże inaczej. Odmienne koncepcje budowy systemu. Z jednej strony słuchawkowa integra, cyfrowy pre DAC/AMP na ESS-ie, z drugiej „tylko” DAC, oparty na kości AKM. Wszystko w jednym, albo tworzenie rozbudowanego setupu, który bardzo się ostatnio u Toppinga rozrósł. Poza opisywanym D90, możemy obecnie rozbudować system o słuchawkowy, wyspecjalizowany, już wiem że rewelacyjny (będzie recnejza na HDO) wzmacniacz A90, a to jeszcze nie wszystko, bo właśnie niedawno zadebiutował taki rodzynek jak Pre90 – czysty, analogowy preamp (RCA/XLR), z czymś wybitnie oryginalnym (w takiej formie) tj. extenderem sygnału (dodatkowe I/O) tj. Ext90. To też przetestuję bankowo na łamach, bo z tego co wynika z pierwszych opisów nabywców (oraz recenzji, takich szczególarsko-profesjonalnych, jak to u Rumuna w zwyczaju ;-) ) mamy do czynienia z prawdziwą rewelacją. Każdy śledzący temat (wyczynowe parametry pomiarowe / świetne SQ) wie, że do niedawna niedoścignionym wzorcem miażdżącym konkurencje był Benhmark HPA4. Fajna rzecz, tylko że koszt 3k USD (znaczy jakieś 12k pln). Cóż, Chiny ataktują, żadnego repsektu nie czują. Mamy możliwość budowy toppingowego toru wyczynowego w oparciu o serię 90 i coś czuję, że będzie to prawdziwy hicior wśród bezkompromisowców. Także, jak wspomniałem powyżej, dwa odmienne podejścia do budowy systemu (integra wydaje się zawsze kompromisem, ale wcale nie jest to takie oczywiste, gdy weźmiemy pod uwagę choćby synergię i zmienne związane z łączeniem całości – nawet w najdoskonalszych, teoretycznie, klamotach brumienie, jakieś przydźwięki się zdarzają!). Niewątpliwie coś, co kosztuje poniżej 3k pln, coś co integruje wszystkie elementy toru poza drutem ze wzmocnieniem dla kolumn jest opcją bardzo kuszącą. Z drugiej strony możliwość rozbudowy setupu o rzeczy idące w jakości brzmienia – jeszcze – dalej (o czym zaraz, poniżej przeczytacie) dla tych, którzy szukają tej audio-nirvany, których nie zadowala bardzo dobrze, bo musi być wybitnie pewnie i tak zwrócą uwagę na „dzielonkę”. Bo seria 90 to właśnie zminiaturyzowany (bardzo dobrze!) sprzęt aspirujący do miana high-endu pełną gębą. To jest możliwe, wtedy gdy skala produkcji, gdy możliwości wytwórcze, mniejsze koszta pracy, zamknięcie w kompaktowej właśnie formie (duże, dużo kosztuje, znaczy budy), inżynieria na najwyższym możliwym poziomie (uczyć się, uczyć konstruktory z umownego Zachodu) spotkają się w jednym miejscu i czasie, gdy zacznie procentować doświadczenie wyniesione z bycia „fabryką świata”. Najpierw kopiowanie, potem własne usprawnienia i wreszcie usamodzielnienie. Topping czy S.M.S.L (a to tylko dwa przykłady z setek marek pisanych kanji). Chiny atakują, żadnego respektu nie czują, nie dają często szans tym, którzy wcześniej zlecali swoje w fabrykach Państwa Środka.

Kanapka

Wspominam o tym wszystkim nie bez przyczyny. Ostatnio jesteśmy, jak wspominałem na fanpage’u, zawaleni chińszczyzną. Wybieram to co już rozpoznałem, już wiem, że z gwarancją wysokiej jakości, ale – powiem szczerze – klęska urodzaju jaką obserwuje jest nie do ogarnięcia, nie do przerobienia, to tak jakby nagle w jakiejś dziedzinie zrobiło się z dziesięciu wiodących firm, setki, nie… tysiące nawet (nie przesadzam – wystarczy popatrzeć na całość branży vide IEMy… eksplozja, vide bezdrutowe audio… eksplozja, vide high-endy w każdej dziedzinie tej niszy… eksplozja O_o, i długo by wymieniać). Także musimy pogodzić się z tym, że na rynku rozbuchanego konsumpcjonizmu, gdzie rynek szczególnie azjatycki jest niebywale chłonny i nadal wydaje się być daleki od zaspokojenia, będziemy zawsze do tyłu z wszelkimi nowościami i pewne rzeczy przejdą nam obok. To normalne w przypadku takiego rozrostu branży. Zastanawiam się tylko nad tym jakie to będzie miało dalekosiężne skutki. Jakoś nie wydaje mi się możliwe produkowanie budżetowego HiFi przez „stare marki” audio. Tak, są to rzeczy i tak wyjeżdżające z chińskich fabryk, ale konkurencja azjatycka jest tak ogromna i tak dumpingowa cenowo, że to po prostu przestaje się na tzw. zachodzie kalkulować. Owszem, są tacy którzy idą pod prąd (Schiit Audio np) ale to wyjątki, reguła jest taka, że ceny rosną („stare marki”) przy czym nie zawsze za przysłowiową dychę dostajecie high-endy, bywa w porównaniu z chińszczyzną, że to coś o gorszych kompetencjach od odpowiednika, czy raczej od klamota prezentującego poziom o klasę, dwie a nawet trzy (!) wyżej. Śmiem twierdzić, że ten setup w całościowym wariancie (dycha) Toppinga z serii 90 będzie bardzo, bardzo trudno pokonać w zakresie 20, 30, a może i więcej tysięcy (Zachód). I to jest problem. Problem dla Europy, Antypodów, Ameryki Północnej, Japończyków czy Koreańczyków z południa… jak tu konkurować z kimś kto „dogonił i przegonił” a jeszcze (co gorsza) oferuje często, gęsto wsparcie miażdżące stare, zacne marki. Niestety w przypadku tego ostatniego aspektu mogę powiedzieć autorytatywnie: wparcie oferują Chińczycy, a reszta z wyjątkami rzecz jasna, ale nielicznymi, jest głęboko w jaskini i z niej nie wychodzi. Nie ma czego porównywać. Szybkość, pewność, know-how (co w sumie bardzo zawstydzające) to chińscy wytwórcy (generalizuję, ale nie bez powodu), też szerzej azjatyccy, a potem długo, długo nic. Ja tam kompletnie nie rozumiem i zawsze będę gardłował głośno, o takich pseudo firmach (w tym zakresie) jak szacowny Sennheiser, który nie jest w stanie wspierać w żaden sensowny sposób swoich produktów (słuchawki bezprzewodowe), który po prostu za każdym razem ośmiesza się poziomem niekompetencji, braku umiejętności naprawy ewidentnych błędów. A to tylko przykład wcale licznych wpadek wielu firm z branży, z idącym w dekady doświadczeniem, które powinny brać lekcję od Chińczyka, który od paru, parunastu lat raptem egzystuje na rynku. Wstyd.

Dobra, dość tych wycieczek, czas na porównanie dwóch podejść w ramach firmowego hajfaja wg. mnie zahaczającego śmiało (jakościowo) o poziom high-endowy, szczególnie przy uwzględnieniu segmentu słuchawkowego, do którego oba produkty się zaliczają (D90 nie bezpośrednio, ale formą biurkową, kojarzy się z biurkowo-słuchawkowym setupem). Zapraszam…

» Czytaj dalej

High-end po Chińsku: VMV D1 & P1 (S.M.S.L) uberDAC z uberAMPem

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_5829

Dwie kości 9038 to jakby lepiej niż typowo jedna. No nie da się ukryć… teoretycznie, że tak właśnie jest, choć są tacy którzy mówią, że to sztuka dla sztuki. Już pojedynczy, topowy układ ESS, ma tak wyśrubowane parametry, że ludzkie ucho z tego „lepiej” po prostu nie skorzysta. Bo my nie nietoperki – ograniczenia aparatu słuchu są nie do przeskoczenia. Można w tym widzieć czysty marketing, podejście (typowe dla dalekiego wschodu) etapowania najlepszym krzemem, wywaloną w kosmos specyfikacją, kompetencjami poza zakresem. To oczywiście prawda, to się sprzedaje i nie ma co ukrywać, że Chi-Hi to z jednej strony pełne przepychu ikonografiki, z drugiej efekt skali …jest 2-3 razy taniej w porównaniu z tzw. zachodem. Tak to działa. Czy to problem dla konsumenta? Owszem, jeżeli kieruje się tylko cyferkami, daje się złapać na lep tego, co powyżej opisane. Bywają w tej masie (na kopy tego) rzeczy wybitnie słabe, sporo na ten temat na forach wyspecjalizowanych w poszukiwaniu audio okazji, gdzie można trafić na prawdziwe perełki (kompletny szit z koscią 9038Pro na pokładzie, wyglądający jak wyrób dakopodobny, znaczy tandetny taki, z pomiarem na poziomie 26dB! Tak, tak właśnie tak – tam wszystko jest złe). Piszę o tym na wstępie, by nieco ostudzić entuzjazm tych, którzy widzą w Chi-Fi samo dobro. Tak nie jest – ale też dzięki Chi-Fi mamy dzisiaj dostęp do sprzętu, który często, gęsto po prostu deklasuje znanych, szanowanych, potentatów z branży. I nie chodzi nawet o to, że zazwyczaj jest „więcej” (lepsze układy, lepsze możliwości, wszystko w lepszej cenie). Nie. Chodzi o kompetencje. Liczby (pomiary) oraz nasze uszy (przede wszystkim) nie kłamią – często ten sprzęt deklasuje nie tylko w relacji koszt-efekt, ale w ogóle, bezwzględnie deklasuje to co było na topie parę sezonów temu (kiedy jeszcze to chińskie było utożsamiane z gorszym, tandetnym, albo z bezwstydną kopią).

Chińczycy mają swój wkład, mają swoje mocne marki, mają wreszcie własny know-how i nie oglądają się na resztę. To już od dawna nie jest copy&paste. Przy czym – podkreślam raz jeszcze – nie wszystko złoto, co w papierku złotym, trzeba roztropności, ostrożności w poszukiwaniu prawdziwych okazji. Te się trafiają praktycznie co tydzień (sic!) także od razu zaznaczam, że NIE MA OPCJI BY KTOKOLWIEK SPRAWDZIŁ WSZYSTKO, ba nie ma opcji by do UE trafiło wszystko, co opuści „chińskie czebole”. Ten rynek jest gigantyczny, chłonny i nienasycony. Wewnętrzny rynek wszelakich dóbr konsumpcyjnych. My – tak naprawdę – poznajemy wierzchołek, to tylko wycinek oferty i całkiem niewykluczone, że wiele interesujących rzeczy nam umyka i nie ma na to jw rady (są firmy, które specjalizują się w produkcji wyłącznie na rynek wewnętrzny, względnie bliska zagranica i nie są zainteresowane globalną dystrybucją, bo nie są w stanie sprostać zamówieniom – serio).

Dobra, dość o tym, może kiedyś napiszę osobny artykuł na ten temat. Bohaterem dzisiejszego wpisu jest bezwstydnie wysoko-haj-endowe combo składające się z dwóch, systemowych, klocków: przetwornika na dwóch 9038Pro D1 (gęsto opisany) oraz nowości (recenzji co kot napłakał) P1 – amplifajera pod słuchawki. Ciężkie, grube alu, charakterystycznie przedzielona sekcja zasilania (od wrażliwej elektroniki), minimalizm daleko posunięty (mini disleje pokazujące właściwie tylko podstawowe sprawy) i najszlachetniejsze elementy (płytki, kondki, gniazda etc) jakie można obecnie umieścić w obudowie klamota. Tak, widać, czuć że to jest top. Trochę mniej widać i czuć gdy weźmiemy znowu minimalistyczne w formie piloty – te są identyczne i przydałoby się jakieś rozróżnienie (a nie naklejka z tyłu informująca do czego to), ale też alu, też „premium” itd. Także ktoś, kto zainwestuje około dychy w całość (jeszcze z dobrym okablowaniem się zmieścimy) może liczyć na system, który nie ma – patrząc na to co wyciągnęło się z pudełka – czego się wstydzić w konfrontacji organoleptycznej z dowolnym słuchawkowo-przetwornikowym high-endem z Europy, USA-Kanady, Australii czy Japonii. I choć można się czepiać (no czepiam się) sterowania i ogólnie ergonomii obsługi (pokrętła wtopione w bryłę obudowy to taki zabieg dizajnerski, ok rozumiem, ale gorzej to się obsługuje niż za pośrednictwem klasycznej gały) to wrażenie jest takie – no, panie, panowie bardziej się już nie da, klamoty jakieś 80-100% droższe od „masówki” (ze świetnymi parametrami masówki), wyróżniające się na dzień dobry swoją arystokratyczną formą, choć jw w sposób elegancki, dyskretny, a nie ostentacyjny. To akurat lubię i zawsze chwalę. Wodotryski i udziwnienia nie mój adres.

Dobrze, a dalej, jak jest dalej, jak to gra, a nie że tylko wygląda? No popatrzmy…

» Czytaj dalej

Jak soundbar to taki? Sonos Beam SYSTEMOWO przetestowany

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_5863

Tylko właściwy kontekst, tylko szczególarskie sprawdzenie z uwzględnieniem możliwości, których zazwyczaj recenzenci nie uwzględniają (tytułowe systemowe okoliczności przyrody plus kompleksowo software – tu takoż Roon) pozwala na ujawnienie potencjału testowanego klamota, pozwala na miarodajną opinię o możliwościach sprzętu. Przetestowanie samej „belki”, dźwięku jaki się z niej wydobywa to dalece niekompletny obraz produktu, a suche wymienienie potencjalnych możliwości, bez ich empirycznego przetestowania to bardziej folder reklamowy, materiał promocyjny… większość recenzji ogranicza się do „liźnięcia” tematu. Takie coś jest kompletnie pozbawione sensu, mija się z celem. Subiektywny opis brzmienia to jedno, kompletne sprawdzenie (czasami weryfikacja tego, co „na pudełku”), ujęcie wszelkich sposobów i możliwości wykorzystania klamota to wg. mnie coś dającego miarodajny (a nie folderowy) obraz czego może się spodziewać Czytelnik po odpakowaniu kartonu, na co może realnie liczyć.

Romuś approved ;-)

Miałem możliwość zaznajomienia z innymi projektorami dźwiękowymi Sonosa, sam Beam został przetestowany w całej, rozbudowanej instalacji, sprawdzony nie tylko w firmowym software, ale także przy wykorzystaniu front-endu Roon oraz odtwarzaczu programowym z dostępem chmurowym (do własnej kolekcji nagrań) Vox Player. Każda z tych opcji pozwalała na uruchomienie odtwarzania w natywnym, firmowym protokole transmisji mesh (sprawdziłem ofc AirPlay, ale ten mimo nowej wersji, nadal nie jest bitperfect), na odtwarzanie w strefach / grupach, dodanie nowych możliwości (zarówno Vox, jak i Roon, przy czym ten ostatni z mocarnym silnikiem DSP daje naprawdę ogromne możliwości). Belka grała podpięta pod odbiornik telewizyjny (HDMI ARC), gdy miało być z wizją (naturalne otoczenie, ale jak przeczytacie nie tylko stanowi o wartości tej propozycji), grała strumieniując z wielorakich źródeł (Roon i Vox pozwalają na dalsze rozszerzenie streamów do rekordowego poziomu, nic innego Wam nie zagra absolutnie wszystkiego w natywnym dla siebie protokole transmisji). Wspominałem o fundamentalnych zmianach jakie przynosi nowe środowisko – firmware S2… działanie w ramach ekosystemu, płynność, brak opóźnień, natychmiastowa reakcja, możliwość elastycznego łączenia wszystkich elementów systemu. Mhm, to wszystko mamy tu w standardzie. Cholernie to ważne, bo właśnie ten element – stabilność, pewność działania oraz odpowiednie wsparcie zazwyczaj powoduje problemy, bywa że totalnie leży, a recenzenci z braku czasu, braku chęci, czasami możliwości, ten kluczowy aspekt pomijają, albo uwzględniają na marginesie. A to jest clou sieciowych, skomputeryzowanych systemów audio i właściwie każdy opis nie uwzględniający powyższego jest nie tylko nie pełny, ale bywa całkowicie błędny, sugerujący „wszystko na zielono”, podczas gdy faktycznie strasznie chrupie.

Podniesienie odbiornika pozwoliło umiejscowić niewielki projektor pod telewizorem…

Z ambilightem Philipsa, z Hue Play

Beam wg. mnie jest najlepszym kinodomowym produktem Sonosa, lepszym od nowego ARCa, lepszym od pierwszej belki, czy podstawki grającej pod telewizor tego producenta…

» Czytaj dalej

Zajawka I2S w akcji: Topping DX7Pro z PC oraz transportem CDA NuPrime

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_5973

Ale pięknie to gra. Gdzieś nam się ulatnia granica między (umownie) analogowym vs cyfrowym graniem. Tak, wiem, zaraz ktoś będzie poddawał w wątpliwość przed momentem napisane… bo subiektywne to, bo przecież tej granicy (naukowo) nie da się udowodnić, zmierzyć, przebadać, jednoznacznie opisać. To prawda, ale też nasze uszy, dość niedoskonałe, porównując do wielu braci mniejszych, bez większego trudu są w stanie rozróżnić granie z pliku / kompaktu vs czarnego krążka / taśmy. Nie mamy z ttym większego problemu i nawet jeżeli nasz sposób opisania inności brzmienia jest mocno niedoskonały (bo jest) to zjawisko jest dość oczywiste, powtarzalne i przez nikogo nie kwestionowane. Plik oraz srebrna płyta dzisiaj potrafią zadziwić płynnością, przestrzennością, swobodą, najlepsze transporty cyfrowe / integralne źródła zerojedynkowe osiągnęły taki stopień wyrafinowania (mam tu głównie na myśli kompakt, który obecnie mimo coraz większej niszowości staje się dojrzałym, opanowanym w pełni, pokazującym cały swój potencjał źródłem dźwięku HiFi), że wielu, naprawdę wielu melomanów (niekoniecznie tożsame z audiofilią, choć często współistniejące) całkowicie odpuściło sobie temat analogowych nośników, czasami tylko (jeszcze) trzymając zbierający kurz odtwarzacz/transport fizycznego (ale już cyfrowego) nośnika, czy to z sentymentu, czy bez jakiejś określonej przyczyny. W końcu ktoś tych płyt z roku na rok nie kupuje, przestaje inwestować w kolekcję krążków, przechodzi na strumienie.

Oj jak dobrze!

Tak, to naturalna kolej rzeczy. Wygoda, rozpasanie (dostęp do wszystkiego za grosze) przemawia za zmianą sposobu – tfu – konsumpcji, a dystrybucja muzyki jest i będzie należała do Internetu. To przesądzone i nie ma nad czym deliberować. Tyle tylko, że całe bogactwo doznań, możliwości to zbiór otwarty (na nowe, czy – wróć – stare), można nie pozbywać się fizycznych i to nie tylko z sentymentu, przyzwyczajenia, a dla jakiejś wartości dodanej. Dzisiaj kupno dobrego, fizyczne nośniki grającego, klamota jest niestety bardzo kosztowne (dużo bardziej niż kiedyś, co zrozumiałe, bo nisza, bo wyższe koszty wynikające z korzystania z nieprodukowanych elementów itd itp), może nie wygląda to źle w przypadku czarnego krążka na którego jest moda i można w każdym zakresie cenowym, ale CDA to już wyzwanie i sytuacja dla kogoś, kto chciałby na nowo wejść w temat (albo też słuchać z czegoś, co gwarantuje, o czym dalej, progres) to nie lada wyzwanie.

Akurat trafiła się okazja sprawdzenia i porównania dwóch, opartych na odmiennych nośnikach muzyki, klamotach wyposażonych w interfejs, który stanowi wg. mnie bramę do uzyskania tego, o czym mowa w pierwszym akapicie. Aksamitności, swobody, płynności którą do tej pory utożsamialiśmy raczej z analogiem, a nawet jeżeli udawało się coś zbliżonego „z cyfry” uzyskać, to miało to swoje kapitałowe konsekwencje, konsekwencje wyczyszczające stan konta dwóch pokoleń w przód mniej więcej ;-) Także ta umowna, a jednak niezbyt trudna do uchwycenia, różnica w przypadku opisanego w niniejszym wpisie setupu wyraźnie się zaciera. I to jest piękne. Zaciera się z plikiem, ale jeszcze bardziej zaciera się wg. mnie z kompaktem. Właściwie, mógłbym powiedzieć tak: komputer czy raczej plik był tutaj kierunkiem zmian, progresu jaki dokonywał się w SQ słuchanym za pośrednictwem I2S wraz z konwersją do sygnału 1 bitowego, a płyta finał, kropkę nad i, tego progresu uwieńczenie. Czy to dziwne? Nie bardzo. Kompakt jest z nami od bez mała 40 lat jako nośnik audio, także przebył długą, wyboistą drogę (to po pierwsze), stał się opanowanym, dojrzałym medium (właściwie to niedawno, bo wcześniejsze próby jego udoskonalania, jak wiemy, poniosły rynkową klęskę, nie przyjęły się vide SACD/DVD-A). Tylko, w sumie, co z tego, jak zwija się dzisiaj (wiele muzyki wychodzi wyłącznie w pliku, czasami dochodzi do tego winyl, ale już nie srebrny nośnik) i tego zjawiska nikt już nie odwróci. No tak, ale – na szczęście – poza tym co nowe jest całe bogactwo świata dźwięków zarejestrowanego wcześniej i nadal egzystującego na kompakcie. Co prawda, podobnie jak to się ma z czarnym krążkiem, płyta podlega przemijaniu, nie jest wieczna, ale na tyle wytrzymalsza od poprzedników, że prędzej będziemy szukać na rynku czegoś, co nam to fizyczne odtworzy (z czym coraz trudniej, jak wyżej), oczywiście pod warunkiem odpowiedniego uszanowania, dbałości o kolekcję, zbiory.

Okazało się, że podłączenie to nie banał…

Na szczęście  finalnie z sukcesem!

DSP – dźwięk robiony, przetwarzany, upamplowany oraz konwertowany (to ważne, bo tu korzystałem z maksymalnych możliwości, jakie oferował setup w tym względzie) do postaci 1 bitowej… wielu powie, że to bez sensu, że to ingerencja na tyle znacząca, że wypaczająca „prawdę” zapisaną zerojedynkowo na nośniku). Dobra, ale po co dorabiać teorie, tworzyć jakieś dogmaty, jeżeli tym, co jest sędzią jest tylko i wyłącznie nasze zadowolenie, nasza frajda płynąca z tego, co dociera do uszu? Po co zajmować się dzieleniem włosa na czworo, gdy to, co dociera przykuwa i jest (subiektywnie ofc) lepsze od soute? Od słuchania bez? No właśnie, trudno zrozumieć głosy tych, którzy nie słyszeli i nie uwierzyli (nie wierzą), ale się wypowiedzieli (rzecz jasna negatywnie, bo tak im teoria bla, bla, bla). Fajno, można, tylko to puste i nic nie wnoszące, bo pomijające jedyny konkret jaki się tu liczy. Jedyny. Dla mnie tor sygnału, jaki uskuteczniałem przez ostanie dwa tygodnie: Roon Core ->i2S -> Matrix Audio X-SPDIF 2 -> DX7Pro (all PCM/DSD @ DSD256, DoP @ MacOS lub native @ WinPC) oraz NuPrime CDT10Pro -> i2S -> DX7Pro (PCM SRC @ DSD256) stanowił potwierdzenie tego, o czym była mowa na HDO od dawna, od początku… kod tworzy nowe uwarunkowania i przez kod, przez obliczenia, dochodzimy do rezultatu, który daje nam do myślenia. Jest progresem, wyraźnym, subiektywnie, a – tu nie mam wątpliwości – obiektywnie wprowadza zmiany, wyraźne, słyszalne, powtarzalne w tym co wydobywa się z efektora. To może właśnie takie hi-resowe granie ma (empiryczne) uzasadnienie?

Z płyty jeszcze bardziej :D

Podłączenie komputera z Roonem do konwertera, ustawienie silnika to dość prosta, nieskomplikowana sprawa. Zupełnie inaczej ma się rzecz z tyransportem cyfrowym. Jak wiecie I2S jest kompletnie nieustandaryzowanym interfejsem. Macie kilkanaście zmiennych i zwyczajnie można mieć klamoty wyposażone teoretycznie w zgodne fizycznie gniazda I2S (a przecież mogą być i nie zgodne, bo tam skrętka jest, jest koaksialny też, no i coraz powszechniej stosowany port HDMI), a nie usłyszeć nic, albo raczej usłyszeć kaszanę, zniekształcony sygnał, co na dzień dobry o mało nie położyło próby pożenienia u mnie Toppinga z NuPrime. Niestety lektura instrukcji, gdzie opisane są poszczególne piny, możne nas sprowadzić na manowce. U mnie tak było, bo niby powinno się wybrać w ustawieniach DACa odwrócone ustawienia interfejsu, a tu nic z tego, zupełnie co innego miało wpływ na brak sukcesu w połączeniu transportu z przetwornikiem. I nie była to jedyna przeszkoda! Udało się po paru próbach (patrz obrazki), choć – co intrygujące – w odróżnieniu od komputera, bez swobody ustawiania parametrów konwersji czy upsamplingu (tylko PCM -> DSD, próba ustawiania SampleRateConventer na upsampling w ramach sygnału PCM do wyższych wartości, nawet przy uwzględnieniu zgodności zegarowej tzn. pełnych mnożnikach dla wartości wyjściowej skutkowała błędnym odczytem). Cóż, wiecie, ja bardzo lubię zgłębiać, szukać, próbować dojść do źródła (problemu) vide nieudany streamer Omnia S1, rzecz jasna lubię jeszcze bardziej, gdy finał jest szczęśliwy, wszystko kończy się dobrze, sprzęt zaczyna współpracować ze sobą. Najlepiej jest wtedy, gdy rezultat daje wyraźny progres i tak też było w tym przypadku. Jak ktoś będzie miał tożsamy setup to już po lekturze niniejszego będzie wiedział, jak rzecz ustawić by zagrało, przy czym warto pamiętać że w przypadku I2S mówimy o „tu i teraz”: z innym przetwornikiem, innej firmy (w szczególności), będzie zupełnie inaczej, trzeba będzie całkowicie zmienić ustawienia – być może podobnie, metodą dochodzenia do właściwego ustawienia, wbrew schematom zamieszczonym w instrukcjach obsługi klamotów. Na marginesie, chcę jeszcze raz pochwalić inżynierów Matrix Audio – zrobiliście konwerter uniwersalny, który „standaryzuje” to cholerne I2S, X-SPDIF2 gwarantuje współpracę z dowolnym przetwornikiem C/A wyposażonym fizycznie w gniazdo HDMI. Doskonała robota. Dip switche wraz z wewnętrznym oprogramowaniem układu konwertującego dają pewność, że będzie to chodziło ze wszystkim. Tak to się robi! W przypadku implementacji I2S w Toppingu, podobnie inżynierzy, wiedząc o rafach, problemach, dali możliwość zmiany pracy wbudowanego interfejsu, co należy pochwalić. Nie ma tu takiej elastyczności co w przypadku konwertera C/C Matrix-a ale DAC jest dobrze przygotowany na to, by w większości wypadków dogadać się z transportem wyposażonym w tego typu interfejs. To pokazuje jak bardzo starają się w (umownie) Chi-Fi i jak (niestety) często nie starają się w klamotach rodem z Europy, Ameryki Północnej by ogarnąć we właściwy sposób problematyczną technologię.

Niby proste, a wręcz odwrotnie

Podkreślone ustawienia, gwarantujące prawidłowe działanie transportu CD z przetwornikiem via I2S. Zupełnie inaczej niż to, co sugerują schematy

No dobrze, we właściwej recenzji na temat SQ będzie dużo więcej, ale warto byłoby jeszcze w zajawce coś niecoś powiedzieć o DX7Pro. To taki typowy, dumpingowy, produkt Chi-Fi, czyli wszystkomający kombajn, wyposażony pod kurek, w najnowsze technologie, z topową kością C/A za mniej niż trójkę. Mamy absolutnie wszystko (no może poza analogową preamplifikacją) czego potrzebuje ktoś, kto gra na wielu efektorach, nie ogranicza się do jednego tylko źródła dźwięku, potrzebuje jednym słowem wszechstronnego, świetnie wyposażonego (cyfrowego) huba. Dostaje nawet więcej, bo poza kompletem cyfrowych interfejsów z I2S (natywnie nawet 45MHz), balansem pod słuchawki (i to na bogato, bo jest duże 4 pin jak i sony’ego kompaktowe 4,4mm) oraz kolumny (wyjścia), wspomnianą topową kością ESS 9038Pro, otrzymujemy tutaj takie użyteczne dodatki jak bezkompromisowy interfejs bezprzewodowy (BT z obsługą wszystkich najnowszych protokołów audio sinozędnego gwarantujących najszerszą przepustowość dla sygnału tj. aptX HD, LDAC etc.) oraz naprawdę wyróżniający się na plus enkoder / potencjometr, z wyraźnym skokiem „zegarkowym”, jak na porządną koronkę przystało, przy zmianie ustawień poziomu. No, takie rzeczy to ja rozumiem. Trochę dziwaczna obsługa (dostęp do zaawansowanego menu wyłącznie po wyłączeniu i wciskaniu gały enkodera, włączając) przypomina to, co w podobny sposób uskutecznia u siebie wspomniany Matrix Audio. Dla mnie osobiście to nie problem, bo rozumiem intencje (zmieniamy raz i już nie ruszamy raczej), choć to obiektywnie utrudnienie, szczególnie dla takiego kogoś jak ja, który testując często jednak zmienia, modyfikuje i musi jak wyżej. Poza tym obsługa banalnie łatwa, pilot IR wygodny & ergonomiczny, podpinamy wszystko jak leci i dzieje się. Serio, mało kto daje tak dużo, za tak niewiele. Właściwie gdyby tutaj zatomizować tego klamota, to wychodzi że poszczególne składowe dają za jakieś grosze i nie jest to ściema, czytaj – obiecują, a w metalu to słabe, źle wykonane, działające na słowo honoru. No nic z tych rzeczy, a nawet wręcz odwrotnie. Wszystko wykonane z wielką dbałością, świetnie przemyślane – kompaktowe, dostęp do wszystkich elementów idealnie wygodny, mimo dużej liczby I/O, a wspomniany enkoder to jedno z najlepszych tego typu rozwiązań jakie testowałem do tej pory… zazwyczaj są powody do marudzenia na takie ustrojstwa, tutaj brak. Ożebrowana z boczków obudowa, mimo że nieco się nagrzewa podczas pracy, gwarantuje wraz z czytelnym OLEDowym displejem, wspomnianym sterownikiem komfortową obsługę / działanie klamota. Oby inni brali przykład jak to się powinno robić w takich jw realiach cenowych. Oby.

Będzie grane!

Chwilunia, artefakty

O teraz ok

Sumując te wywody – tak, słuchanie kompaktów (DSP na pewno ujednolica, czy inaczej pozostawia odczuwalny ślad na każdym słuchanym w tych okolicznościach krążku wciągniętym do środka transportu) z zapodaną 1 bitową konwersją w locie do poziomu 11,2 MHz za pośrednictwem wyczynowego interfejsu I2S robi zasadniczą różnicę. Tak, może kogoś niepokoić wspomniane powyżej „ujednolicenie”, czy raczej właśnie powtarzalny wpływ tego całego cyfrowego procesu konwersji sygnału, na to co pierwotnie zapisane, zarejestrowane i w taki, a nie inny sposób przeniesienie na nośnik. Niby negatywne konotacje, bo jak – nie rozróżnia, nie różnicuje jakościowo tego, co ląduje na tacce? Niby tak. Teoretycznie tak, tylko co z tego, jak słuchamy z rozdziawioną buzią i podoba nam się to co słyszymy bardzo, bardzo mocno nam się podoba. Dźwięk staje się fizjologicznie bliski, a nie obojętno-odległy (cyfra), czy może łagodniej … neutralno-zdystansowany. To robi różnicę i pewnie mógłbym to porównać do odtwarzania krążków SACD (przerobiona PS3 z konwersją zewnętrzną, wielokanałową, na DACu HDMI z obsługą sygnału 1 bitowego), ale to też byłoby tylko mniej, więcej, ale jednak inaczej. Nawet w opcji stereofonicznej (tylko tak się da ofc w opisanym setupie z NuPrime i Toppingiem) grało to inaczej, mimo wspólnych cech, z wyraźnym wskazaniem na tytułowy system. Jak wyżej, komputer mimo większych (bo znacznie bardziej bogatych opcji ustawień, zabawy w ustawienia) możliwości musiał uznać wyższość fizycznego na moje ucho. Znakomity transport NuPrime bezpośrednio wpięty pod Toppinga pokazał potencjał DSP oraz srebrnej płyty. Co prawda teraz szlifuję ustawienia NAA (HQplayer z najbardziej wymagającą, zasobożerną konwersją ASDM7EC), docelowo ma to grać na poziomie konwersji w locie na poziomie 45MHz (co oznacza, że szybki, wydajny Core będzie w pełni wykorzystany na potrzeby konwertowania takiego sygnału), ale to co obecnie jest uskuteczniane i opisane powyżej wygląda tak, nie inaczej. W przypadku transportu cyfrowego po ogarnięciu interfejsu, nic nie trzeba, bo „samo się”, także tu także prostota takiego setupu jest nie do pominięcia – wkładamy płytkę, play i już. Komputerowo-plikowe granie to inny poziom obsługi, nie chodzi mi o sam front-end, bo to powinno być proste i wygodne i takie też jest, ale o ustawienie …to jednak nie bułka z masłem. Nie bułka nawet, gdy sam niestandaryzowany interfejs płatał nam takie figle, jak wyżej, w przypadku setupu z fizycznym nośnikiem. Nawet wtedy PC to PC z całym dobrodziejstwem inwentarza…

Po wyłączeniu w transporcie DSP (SRC off), DAC może pracować w dwóch trybach -> konwersji DoP64 lub bez żadnego processingu na sygnale tj. PCM 44.1KHz

PS. Najlepiej na słuchawkach, najlepiej na planarach, ale też czytelnie na monitorach bliskiego pola u mnie w gabinecie. Piękne to.

PPS. O konwerterze Matrix-a wyczerpująco tu i tutaj @ HDOpinie

„Tyłek” prezentuje się wybornie, nie?

DSD konwersja z plikami to parę ustawień w silniku Roona, trudno coś popsuć, a nawet jeżeli to łatwo naprawić, ale sporo zmiennych do ogarniania

Bardzo nie po audiofilsku & „nie koszernie” (DSP). I co z tego? Ano nic. Dźwięk robiony

Multum możliwości się otwiera, wyczynowo ofc tylko I2S

Jak już ogarniemy, nie zapominajmy, że muzyka jest najważniejsza

Komputer jest bardziej elastyczny, gdy w grę wchodzi zabawa z DSP. Tu bez sukcesu, takie same ustawienia w silniku Roona
(upsampling, bez konwersji PCM-DSD = sukces, najdziksze eksperymenty via konwerter X-SPDIF? Jak najbardziej)

Przy czym o MQA możecie zapomnieć. MQA nie polubi się z konwersją, nie polubi się z DSP. Wspominałem o tym w naszych artykułach krytykujących origami.
Zamiast dźwięku – artefakty.

Mhm, już do niebawem, bo coś mobilnego od Hidizs czeka na zajawkę

S.M.S.L M500… zapamiętajcie! Topowy DAC @ ESS9038Pro za mniej niż 2k

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_5208

Cena czyni cuda, tanie, tańsze generuje – wiadomo. Chińczycy co prawda robią to z pełną premedytacją (w cenie dobrych butów macie klamoty oparte na topowych kościach), bo to się makretingowo po prostu sprawdza, ale nie w tym rzecz wg. mnie. Tak, zazwyczaj to Chi-Fi w niewielkim budżecie jest małe (małe obudowy, niższe koszta), bardzo kompaktowe, zintegrowane – fakt. Tyle, że jak się popatrzy na spasowanie, materiały, na inżynierię (PCB – to wygląda podobnie, albo lepiej niż w klamotach za wielokrotność tego, co Chińczyk woła), na projekt (technologiczne zaawansowanie – zawsze najnowsze standardy, ta… też cyferki, ale to przecież możliwości są, co klamot ogarnia) zwyczajnie NIE MA SIĘ DO CZEGO PRZYCZEPIĆ. Także wiecie, ta chińska ofensywa to nie jest kaprys, przypadek tylko wypracowane po długim okresie kopiowania / uczenia się, swoje własne, lepsze, bardziej zaawansowane i do tego w zupełnie innych realiach budżetowych. Jest generalnie tak, że najwyższej klasy high-end (Denafrips przykładem) to powyżej dychy, praktycznie nigdy powyżej dwóch dych, a ściga wszystko co tam w cennikach za 5-10 krotnie wyższe sumy okupuje stratosferę. I to jest fakt. Niewygodny dla producentów z Europy (w szczególności, bo Amerykanie zdaje się szybciej dostosowują się do realiów vide Schiit), bardzo niewygodny, bo nie są w stanie po pierwsze nadążyć, po drugie konkurować ceną, po trzecie (i tego nie da się usprawiedliwić rzadną miarą) zaoferować podobny do azjatyckiego poziom obsługi posprzedażowej. Znaczy wsparcie produktów coraz bardziej zależne od kodu (te cholerne komputery, popomstują tradycjonaliści) wymaga pieczołowitego, długotrwałego supportu. W Chinach i okolicach jest, u nas, nie ma. I to jest rzecz, która z roku na rok jest coraz bardziej widoczna, coraz bardziej pogłębia się przepaść między Azją a Europą (i cześciowo Stanami/Kanadą… mógłbym podać paru producentów, którym wydaje się, że wystarczy produkt wprowadzić na rynek i szlus, można zapomnieć, tylko liczyć ile na koncie spuchło).

Małe, ale (umiejętnościami) duże

Ta krytyka nie jest przypadkowa. M500 to nie jest ósmy cud świata. Nie. To przykrojony do realiów więcej (możliwości, technologii) za mniej ($$$) produkt Chi-Fi, będący doskonałym odzwierciedleniem tego, co powyżej. Ten sprzęt nie jest wybitnym ampem (powiedziałbym, że dość przeciętnym, nie zgadzam się z większością publikacji, które są tu mocno przychylne skrzynce), jako pre wypada raczej mizernie, ale to rasowe, nawet nie hajfajowe, a high-endowe źródło, przetwornik, mogący stanowić element dowolnego systemu, nawet takiego bardzo, bardzo kosztownego systemu. I nie będzie to żadne nieadekwatne, łączenie kiepskiego z wybitnym… nie, ten klamot może być podpięty najlepiej w balansie, z jakimś bardzo kosztownym pre, źródłem komputerowego audio (i nie tylko, bo SPDIF wypada tutaj bardzo dobrze, można spokojnie podpinać płytowe transporty, nie mówiąc już o dowolnym sprzęcie AV/rozrywkowym) dla czegoś, co ma kable w cenie dwóch, trzech takich DACów. Problem? No dla producentów z Zachodu z pewnością. Ten klamot jako soute DAC robi fenomenalną robotę, bo w kategorii najpopularniejszych konstrukcji Delta/Sigma po prostu nie ma konkurencji na swoim pułapie cenowym. I żeby nie było wątpliwości, to co potrafi zawstydza liczne (bo tak jest) konstrukcje chińskich wytwórców na podwójnych kościach MOBILNYCH (często, gęsto układy 9038K(Q)2M). Sprawdzone z D50 (będzie test) i cóż, stawiam tę konstrukcję w aspekcie konwersji cyfrowo-analogowej wyżej od wspomnianego. No właśnie, czy chodzi tylko o wzmiankowane, umieszczenie na płytce najnowszego, topowego układu konwertującego i „już”? Otóż właśnie nie „już”, bo mamy tu implementację kości jak trzeba, znaczy wyciśnięcie z najlepszego układu z oferty ESS maksimum na co Sabre’a stać. Tu nie ma prawie, ale gra to na poziomie jakiegoś układu sprzed paru lat, który nie potrafił pokazać takich detali, szczegółów, nie był tak rozdzielczy jak obecne, najnowsze kostki potrafią. Zresztą, tu nie ma przypadkowości – jest ESS skojarzone z najnowszym interfejsem USB XMOSa (216), który po prostu ogarnia nam to komputerowe granie na najlepszym, obecnie najdoskonalszym dostępnym poziomie. Elektronika w sensie komponenty, krótka ścieżka sygnału, najnowszy, dopasowany do układów firmware, pozwalający na uzyskanie właściwego rezultatu (cholernie ważne!). To tu jest. Za niecałe dwa tysiące złotych.

Im lepszy sygnał dostarczymy, tym lepiej usłyszymy. No logiczne, ale jakże często wcale nieoczywiste w audio światku.
Tu mamy różnicowanie na poziomie haj-endowym. I dobrze.

Dlatego jak ktoś się trochę zżyma, że tylko te chińskie, że przecież ile można, a poza tym to takie masowe, bez „legendy” i w ogóle takie niearystokratyczno-elitarne to ja na to mam krótką odpowiedź: I CO Z TEGO, JAK DOBRZE BRZMI. Nic innego się tu nie liczy, nic, a to brzmi jest wynikiem wymienionych powyżej: skrupulatny, nieprzypadkowy projekt, masowa produkcja na wysokim poziomie wytwarzania, skala oraz wsparcie. Kto to przebije? No właśnie. To oczywiście korzystna sytuacja, bo uzdrawia rynek, branżę, która od jakiegoś czasu (eksplozja produktów, firm oferujących stratosferę – ile tego, ho, ho) oderwała się od jakichkolwiek realiów. I nie chodzi tutaj tylko o kosmiczne pieniądze za produkt, ale kosmiczne olewanie cyklu życia produktu. To jest coś dla mnie absolutnie niewybaczalnego. Jak ktoś chce więcej, nie może oferować mniej. A to się nagminnie zdarza. Jestem w stanie zrozumieć dużo wyższą cenę za know-how (układy R2R, programowalne samodzielnie kości FPGA, jakieś egoztyczno-nietypowe rozwiązania w zakresie konwersji, silników DSP), nie jestem w stanie zrozumieć wysokiej ceny za „gotowca” z brakiem zainteresowania w cyklu życia. Ten bywa wyjątkowo krótki, a to przecież teoretycznie inny rynek od masowej elektroniki użytkowej. Teoretycznie.

Dobra, dość smędzenia, wracamy do meritum…

» Czytaj dalej

Sinozębny na topowym poziomie? Mhm, ale to dopiero początek: Ananda BT test

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_5512

Czy te słuchawki można traktować jako coś „on the go”? Na rower, spacer, czy jakąś sportowo-rekreacyjną aktywność? Absolutnie nie. Nie, bo nie nadają się z co najmniej dwóch powodów: są duże (i nie składają się w „pakiecik” – czyli trzeba jakiegoś solidnego nosidła) i są otwarte. OTWARTE. Tak, to ortodynamiki. Pamiętacie test Ananda po kablu? Pamiętacie? No to tutaj mamy tożsamą konstrukcję z modułem bezdrutowym. Wróć. Te słuchawki są zupełnie inne od modelu na uwięzi, bardzo inne, mimo wspólnej nazwy i tych samych przetworników. Kompletnie inne. Jakoś wersja po drucie nie rzuciła nas na matę (choć rekomendacja była – patrząc wstecz powinienem być bardziej zdystansowany w ocenie), tu jest zupełnie inaczej – te słuchawki to wysokiej klasy all-in-one: system słuchawkowy na łbie, lekki, działający ok. 8 godzin (takie czasy notowałem) …absolutnie wystarczajaco w codziennym użytku, choć dalece niewystarczająco porównując do typowych, mobilnych nausznic na BT, pozwalający uzyskać niebywale rozdzielcze, fantastycznie angażujące brzmienie po kablu USB. Dobre przetworniki skojarzone z wbudowaną elektroniką, która wzmacnia, przyjmuje strumienie, przetwarza, z ultrakrótką drogą sygnału podawanego jw. bezprzewodowo (z pewnymi kompromisami) lub przewodowo (absolutnie bez kompromisów, w jakości maks. 24/192). To jest coś, co wg. mnie może stanowić pewną wskazówkę, w którą stronę pójdzie branża. Nie ma tu (jeszcze?) takich ficzerów jak w przetestowanych przez nas, awangardowych Nura. Tyle, że to właśnie ten kierunek, bo dostajemy kompletne, w pełni na cyfrę otwarte, rozwiązanie, z synergią konwersji sygnału, odpowiedniego napędu oraz DSP. To ostatnie służy opisywanym HiFiMANom w tle, nie mamy specjalnie wpływu na processing, ale to nie oznacza, że kolejna wersja, czy kolejne wersje topowych nauszników nie otrzymają rozbudowanych aplikacji, pozwalających na dostrojenie słuchawek. Mhm, tak, mam tu na myśli to, co w kodzie robi Roon z Audeze (kalibrowanie pod dany model), przy czym na poziomie dużo bardziej zaawansowanym. Nura, AirPodsy Pro i inne masowo-rozrywkowe produkty pokazują w którą stronę to idzie, pójdzie. Ba, pokazuje to także mały grzdyl HIDIZIS S8 – autokalibracja, dopasowanie pod efektor. Tutaj dopasowanie pod konkretne uszy, pod konkretne warunki środowiskowe, pod źródło (w opcji po drucie)…

Bez kabla

Ananda BT to najbardziej zaawansowana obecnie konstrukcja, obiecująca przeniesienie wysokiej klasy systemu słuchawkowego, w kompaktowej, autonomicznej formie bezdrutowej lub/i z transportem cyfrowym po drucie (USB). Te słuchawki – jak wspomniałem powyżej – nie są dla słuchawkowego nomada. Nie znajdą zastosowania tam, gdzie zastosowanie znajdą Nighthawki, Momentum czy Soniacze z idiotyczną (podobnie ma Philips) nazwą literkowo-cyferkową. Nie. To słuchawki do swobodnego słuchania w chałupie (świetny zasięg modułu, bezstresowa, stabilna praca w opcji bezdrutowej), w ogrodzie, patio, działce, domu letniskowym nad jeziorem. Tak, tu moduł sinozębny będzie jak znalazł, dając nam wolność, pozwalając rozkoszować się dźwiękiem w pięknych okolicznościach przyrody, na zewnątrz. Tak, można te słuchawki potraktować jako przeniesienie tego, co mieliśmy na domowym, wysokiej klasy secie słuchawkowym, na wynos, ale właśnie tak, gdzieś w pociągu, samolocie – ok. Ale nie nomadycznie, bo to nie są słuchawki do przemieszczania się w środowisku np. miejskim. Nie są – musiałyby być zamknięte, musiałyby się składać, być mniejsze, w ogóle musiałyby być inne. Na szczęście nie są. Są takie – jak na razie – unikalne. Także fajnie, że producent zdecydował się na wprowadzenie do oferty tak nietypowego modelu.

Sinozębny to tylko część opowieści. Preludium, wstęp do tego, co wywarło na mnie największe wrażenie. Zacznę od tego, czego tu nie ma. Nie ma analogowego połączenia. Nie, serio, naprawdę, te słuchawki nie mają wejścia analogowego, innymi słowy nie ma mowy o konwersji ADC (i dobrze, bo zazwyczaj oznacza to degradację SQ), jest cyfrowy sygnał only. Albo w eterze, albo po drucie, a dokładniej via USB-C… czytaj nowocześnie, teraźniejszo, całe szczęście bez schodzącego microUSB. To, jak to gra w opcji przesyłu sygnału do wewnętrznego przetwornika C/A, jak gra szczególnie gdy zadbamy o właściwy materiał to coś, czego moim zdaniem jeszcze nie doświadczyliśmy na tym pułapie, a śmiem twierdzić, że niektóre cechy tego brzmienia ostawiają na bocznicę flagowce podpięte pod mocarną elektronikę (jak moje LCD-ki 3 wpięte w iHA-6/P1 z dakiem D1 na dwóch ESS9038Pro). Natychmiastowość, szybkość, niesamowita dynamika jakiej doświadczamy, słuchając Ananda BT via USB z …w sumie dowolnego, cyfrowego transportu (przykładowo iPada Pro) to jest coś, co skłania do głębszej refleksji nad ograniczeniami jakie niesie ze sobą dzisiejsza technika cyfrowa, samodzielne dopasowywanie różnych elementów, tworzące (często) przypadkową, niekoniecznie optymalną konfigurację. Tu jest zdecydowanie lepiej! Tak, już wcześniej dało się odczuć, że w tym graniu bez zbędnej, zwielokrotnionej konwersji (ADC), względnie przypadkowemu połączeniu elektroniki z efektorem (analog), na słuchawkach mobilnych BT (wspomniane Nura, Momentum OvE, Symphony 1 itd itp) podłączonych do transportu via USB robi się coś magicznego, coś wyjątkowego. Dźwięk stawał się bliski, bezpośredni, jakby ktoś odsłonił kotarę. Wrażenie potęgowało porównanie z bezdrutowym strumieniem – co jeszcze nie było aż takie zaskakujące, a wręcz spodziewane – oraz… z analogowym połączeniem nausznic z jakimś słuchawkowym setem. Wielokrotnie powtarzana czynność (patrz testy) zawsze dawała ten sam rezultat: po cyfrowym drucie, gdy zera i jedynki zostają przetworzone w muszlach i momentalnie doprowadzone do analogowych przetworników robi się zjawiskowo, inaczej, lepiej. W przypadku Ananda BT mamy to na poziomie jeszcze bardziej, bo też wyjściowo skojarzono tutaj powyższą koncepcję z wysokiej klasy ortodynamicznym efektorem. To nie jest ta sama półka co wspomniane, skądinąd bardzo udane, świetnie brzmiące modele „on the go”. To w końcu coś (Ananda), co stworzono pod kątem stacjonarnego, wypasionego toru słuchawkowego. Coś, co zostało pożenione z miniaturyzacją, autonomią, synergią całości w jednym opakowaniu.

Wow!

A jeszcze, jakby tego wszystkiego było mało, mamy wejście na solidny, w komplecie dostarczany, mikrofon kierunkowy. Tak, moi drodzy, jak ktoś chce naprawdę dostać drgawek przy jakimś trashowym horrorze z samym sobą w roli przekąski, w (przepraszam nie mogłem sobie darować) „bede grał w gre” – myśli wielkich ludzi – Anżej Duda, to już wiecie jakiego kalibru* pakiet otrzymujemy tutaj w komplecie. Granie w cokolwiek, gdzie dźwięk nie robi tylko tła, jest ważny dla fabuły, dla akcji, to coś, czego zdecydowanie warto doświadczyć. Plus ten wspomniany i obowiązkowy w multipleju mikrofon. Słyszymy świst kuli tak mocno organicznie, szepcząc „o ja p…” , że wszyscy z teamu już wiedzą: kres istnienia blisko.

Po kablu… ale cyfrowym

Więcej? Bardzo proszę…

* „Yamato” 18″ aka 457mm

 

» Czytaj dalej

Matrix Audio element i …hajedowy streaming za niezbyt wiele

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_5780

No dobra, nowe MA to zerwanie z dotychczasowym na rzecz zupełnie nowego. Nie daki, nie wzmaki, nie osobne komponenty dopełniające system, a całościowe, integry cyfrowe. Tym jest linia element (poza kartą dla pieca, opisaną tutaj i tutaj). Ambitnie, z własnym OS, z własnym patentem na sieciowe granie. Do tej pory każda kolejna generacja urządzeń Matrix Audio to coraz doskonalsze, nowsze układy ESS w jednej z najlepszych (pomiary ASR) „interpretacji” na rynku. Do dzisiaj w czołówce, wg. mnie nie do pobicia w zakresie kompetencji, flagowe X-Sabre Pro, coś co wyznacza nie tylko pułap jakościowy tego co z komputera/sieci do poziomu dychy, ale w ogóle wyznacza pewien kres (znowu pomiary, ale też – bo testowane dwukrotnie u nas w wersji bez i z MQA tu i tutaj) możliwości technologicznych w wyciąganiu muzycznych zer i jedynek. A jak tak, to firma postanowiła ambitnie zrobić coś nowego, innego, zaoferować na rynku skalowalne (patrz obrazek poniżej) rozwiązania z zakresu all-in-one. Czasami z ampem, zawsze z wysokiej klasy kością (jak zwykle ESS – są wierni, póki co, temu krzemowi pożenionemu z interfejsami XMOS), jak zwykle z grubego alu na CNC obrabianych obudowach, tradycyjnie spasowanym mistrzowsko, OLEDowo informującym nas o odtwarzanej treści – no takie to właśnie, te elementy są. Nowe, z kolejną literką, ujrzały światło dzienne i ten z najniższego pułapu cenowego przetestowałem dogłębnie.

  

Na wstępie wyjaśnienie. Tak – nie mam wątpliwości, że implementacja ESS 9028Pro (czegoś, co montują ceniący się, w klamotach za dyszkę i więcej), interfejsu USB z I2S (jak zwykle bezkompromisowo aż po obecny kres tj. 45Mhz), zbalansowanego toru sygnału to nie jest poziom klamota za 4 tysie z hakiem, to poziom właśnie tej dychy i nie ma tu żadnej przesady, bo organoleptycznie mimo kompaktowości inni mogliby się jakości w metalu uczyć od MA. Także mamy owy „hajend” i jak komuś po drodze z zewnętrznym, nie firmowym oprogramowaniem zawiadującym, wyciągającym ostatnie soki z tej konstrukcji to naprawdę cieżko będzie znaleźć odpowiednik funkcjonalno-jakościowy. Nawet jeżeli przyjmiemy, że takim scenariuszu ścigają się nowe „Polewy” (Toppingi) czy inne SMSLe, albo Sabaje, albo… Mein Gott nawet nie wiecie jaki zalew dobra jest teraz na rynku. Ja nie wyrabiam i chyba nikt już nie wyrabia z nowościami z Państwa Środka. Klęska urodzaju taka, że człowiek gubi się w tych kartonach, miesza mu się specyfikacja kolejnych literko-cyferek (modeli). Jeszcze dzisiaj poza niniejszą publikacją przeczytacie o zestawie z najwyższej półki, czyli w realiach zza Wielkiego Muru na poziomie wyższe HiFi. I to jest w sumie bardzo ok i ten wzmożony, wszechwielki wybór jaki nam się od paru lat coraz bardziej uskutecznia to tylko z korzyścią dla konsumenta. Wiadomo. Element i nawet w tej mocarnej konkurencji wychodzi obronną ręką (za moment – serio, w końcu mam czas na pisanie*, będzie o M500 i o D90), a przecież z zewnętrznym softem to trochę jakby DAC vs DAC, choć tu w tytułowym jest jednak mimo wszystko przewaga drutowej czy bezdrutowej sieci i pełnej (czego inni Chińczycy nie oferują) integracji z takim Roonem. Tak certyfikat po paru miesiącach, ekspresem, bez czekania nie wiadomo kiedy… słyszy NAD? Słyszy?! Co z tego, że testowany 658 z dirac taki supernowoczesny, jak nadal bez certyfikacji, na czerwono pod wspomnianym front-endem. Słabe to w opór! Ponad rok od rynkowej premiery!

Z końcówką podpiętą gdzie trzeba (za druta ze wzmocnieniem robi M-PWR audiolaba) też bardzo się podobało,
z własnej dziurki okey, lepiej z iHA-6 (HE-400!) …co w sumie nie dziwi. Jako DAC świetnie, podobnie jak odtwarzacz Roon Ready.  

Także tutaj mamy inaczej, pełny, certyfikowany RAAT (pełna identyfikacja klamota pod Roonem). Oczywiście po sieci mniej (ograniczenia w obsłudze wysokich hiresowych parametrów) niż za pośrednictwem komputerowego transportu (USB lub I2S), ale wybitnie od strony SQ, a to przecież najważniejsze. To jak, będzie hymn pochwalny, ochy i achy tylko, tak? Ano nie będzie. Jako że wredna małpa ze mnie, która zawsze znajdzie dziurę w całym i szczególarsko przemagluje sprzęt, wytykając wady, niedociągnięcia, także tutaj mimo świetnych rezultatów pod Roonem i ogólnie wysokich bardzo kompetencji w przetwarzaniu i dostarczaniu jakościowo pierwszorzędnego sygnału po konwersji …wytykam, krytykuję, pomstuję. A jest na co i to jednocześnie dobry przyczynek do wałkowanych na HDO od „zawsze” rozważań na temat prymatu kodu, podkreślaniu jak ważną częścią współczesnego audio jest software. To cześć składowa produktu pt. element i ta część składowa nie wypada tutaj zadowalająco. Znowu, nie jakościowo – bo jak już coś sobie za pomocą MA Playera (tak się, to, to cudo nazywa) zapuścimy to będzie równie pięknie, a może nawet, nawet piękniej niż pod Roonem (SQ w opcji sieciowej, nie via USB/I2S), ale dopiero wtedy gdy strumień w ogóle się objawi i skonwertuje, a z tym bywało różnie. Zaintrygowani? No fajnie, to zapraszam do rozwinięcia…

 * żelazna reguła: słucham krytycznie, testuję – nie piszę, chyba że szybkie i krótkie notki, ale nawet tu zazwyczaj pauza, stop. Inaczej nie umiem.

AKTUALIZACJA: Ogarnęli. Po najnowszych poprawkach Tidal HiFi działa. Także jeden z poważniejszych fuckupów wykreślony z listy.

» Czytaj dalej

Ale jaja! Mały HIDIZS S8: MOC, SZCZEGÓŁ i dużo, znacznie więcej

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_5508

No jaja, jaja. Od 2 tygodni, z przerwami na stacjonarne słuchanie C658 połączonego z zabawami w korekcję pomieszczenia via dirac, ten maluch totalnie mi przemeblował w głowie. To najmniejsze gabarytowo ustrojstwo jakie miałem do tej pory na tapecie, mniejsze nawet od super kompaktowego SMSL Idea (niebawem recka, ale pierwszy jest, jak widać, S8, bo ponieważ …nie mogłem usiedzieć, nie mogłem czekać na podzielenie się z Wami swoimi spostrzeżeniami nt). Ten maluch przenicowuje system, jest nowym punktem odniesienia. Miałem w testach m.in. Kałachy (najdroższe DAPy Astell&Kern) i powiem Wam jedno – każdy DAP, nawet ten z najtłustszą ceną, będzie miał problem w porównaniu / starciu z tym maleństwem. Nieprawdopodobne co udało się uzyskać, tworząc miniaturowego DACa opartego na układzie C/A CS Media CS43131, z nieprawdopodobnym (będącym wg. mnie clou) wzmacniaczem słuchawkowym (przy czym może to maleństwo grać w stacjonarnym stereo, wyjście zapewnia stabilne 2.0Vrms). Potwierdzony pomiarami poziom dynamiki tego malucha to >120dB, co oznacza 20 bitów (via ASR) – rzecz absolutnie niespotykana do tej pory w przetwornikach USB (USB DAC), bardzo nieczęsto spotykana w stacjonarnych klamotach! W przypadku 33Ω mamy 63 miliwaty – świetny wynik, patrząc przez pryzmat czegoś podpinanego pod USB w transporcie, zasilanego z uniwersalnej magistrali (2.0, także nie ma tu żadnego mocniejszego mocowo interfejsu, jakby kto pytał). Dajemy 100 w kompie/tablecie czy fonie i jedziemy fizycznym przyciskiem „+” na maks, względnie 80/90%. I wysterowujemy bezproblemowo duże, stacjonarne planary (zajebisty duet z HE-400 oraz Sundarą, ale również z… LCD-3 w pełni udane połaczenie!). Ja pierd….!


#HIDIZSnajlepiej

» Czytaj dalej

HIDIZS S8 DAC&AMP… triumf miniaturyzacji. Niesamowity grzdyl!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2020-03-7 o 13.02.20

Nieprawdopodobne… a jednak możliwe! Takie małe gówienko, taki małe coś, a nie dość że wybitnie dobrze radzi sobie z konwertowaniem zer i jedynek na sygnał analogowy to jeszcze jest to (tak wiem, naprawdę nie wygląda) zajebisty wzmacniacz słuchawkowy. Na czym polega jego zajebistość? Ano polega na wręcz nieprawdopodobnej (rozmiar, źródło zasilania) dynamice i dużej mocy, na tyle dużej, że ten maluch jest w stanie wysterować trudne ortodynamiki i nie, nie ma tu żadnej przesady. S8 to potraf! Słucham go z iPadem Pro w roli źródła i powiem szczerze, że to mobilne odkrycie sezonu. Miażdży, dosłownie miażdży wiele z przetestowanych na łamach HDO DAPów. Bo jest, a jakby go nie było (gabaryt), bo zapewnia świetną kontrolę (w tej klasie urządzeń, takim scenariuszu słuchania muzyki) nad poziomem (fizyczne +/- i to klasyczne, wciskane) i… jak wyżej, daje naprawdę popis w najważniejszej dziedzinie tj. w SQ. Wow! Wow! Wow! Serio, jestem pod ogromnym wrażeniem możliwości, umiejętności tego malucha! Umiejętność dopasowania (przed połączeniem do źródła) pracy gniazda pod określone słuchawki? Mhm. Co więcej, to działa i to jak!

Raczej nano, nie mini HiFi Decoder & Amplifire. I nic tu poza wielkością ustrojstwa nie jest na wyrost, mimo – właśnie – mikrych gabarytów!

To nie wszystkie plusy dodatnie, które mam do zakomunikowania. Otwieramy pudełeczko, wypada kabel do ładowania względnie do kompa (USB-A), standard, ale wypadają też trzy urocze, dobrej jakości, kabelkoadaptery (krótkie, doskonale dopasowana wg. mnie długość sznurka, tak żeby swobodnie, bezpiecznie dla sprzętu, a jednocześnie bez zbędnego dodawania druta do druta (słuchawkowego)). I jest to komplet na obecne czasy, bo mamy tu kabelek microUSB (takie gniazdo jest w S8) jabcowy Lightning, mamy microUSB @ microUSB (Andek) i wreszcie pod nowoczesną, standaryzowaną pod nowe, elektronikę micro @ USB-C. Tak, tak właśnie powinno to wyglądać w przypadku każdego przenośnego urządzenia pod audio robionego dzisiaj. Każde powinno mieć taki zestaw w komplecie. Bezwzględnie. A jak jest? Wiemy, wiemy – nijak. Zazwyczaj producenci skąpią i oferują dalece niewystarczające wyposażenie kabelkowo-adapterowe, że już o jakości tego co z pudła nie wspominając. Brawo dla producenta za to, co daje w komplecie, brawo. To jeszcze bardziej zachęca do zapoznania się z tym grzdylem, bo – wierzcie mi – ma zastosowanie nie tylko z S8 (jak ktoś jest nerdo-gadżeciarzem i obrósł w tony ustrojstwa).

Grzdyl.
Fizyczne, sensownie działające, mechaniczne, nie żadne tam membrankowe, czy dotykowe, guziory + i – …prawidłowo!

Słucham od dwóch tygodni tego grzdyla i powiem tak – jak szukacie przenośnego (po to go stworzono, naprawdę pod nomadyczne, a nie stacjonarne granie – można, czemu nie, ale potencjał kryje się właśnie w on-the-go) DAC/AMPa to nie Audioquesty popularne wśród melo-audio-filskiej braci, a właśnie ten maluch powinien zwrócić Waszą uwagę. Nie ma dystrybucji w Polsce, nie ma reklam i raczej jednego i drugiego nie będzie, nie mam z tego żadnych dineros (norma – jesteśmy non-profit, pro-publico, bo możemy) także szczerze, bez offowego „ale weź naganiaj”, bez tego, co obiektywizm tępi – HIDIZS to kolejne Chi-Hi*, które ROBI. A, że ostatnio w opór tego u mnie się testuje, to co poradzę, że lepsze, tańsze, lepiej wyposażone, z lepszym wsparciem niż starzy, obrośnięci w tłuszczyk producenci ze Starego i Nowego Świata? Wiecie, Polewy (Toppingi) DX7Pro, D70/90, sprawdzony już i zaraz opisany M500 (S.M.S.L), lecący do nas M300 w nowym wariancie z BT i lepszymi przyłączami (gniazda wymienili)… Tanio, bardzo tanio, świetnie w pomiarach (ASR) i takoż co najmniej dobrze, a bywa że wybitnie dobrze w odsłuchu. No i co? No właśnie, no i co z tym zrobi branża, która jakoś czasami w oderwaniu (cenniki) od rzeczywistości przebywa. Ja rozumiem: marka. Ja rozumiem: szlachetne, drogie opakowania (obudowy). Ja rozumiem: inna wycena roboczogodziny. To wszystko zrozumiałe, ale… na końcu i tak jesteśmy My, konsumenci, których trzeba przekonać do siebie czymś konkretnym, gdy się woła 5-10 razy więcej (no niektórych, bo są też tacy, którzy lubią nie być przekonywani czymkolwiek, wystarczy im bombastyczna opinia).

Małe opakowanie, a w nim, jeszcze mniejsze coś

Tak to powinno wyglądać u konkurencji. Mobilne? Dużo przejściówek, adapterów, a nie że trzeba we własnym zakresie szukać.
Szacunek do nabywcy. Te adapterki, poza tym, są całkiem dorzeczne, znaczy ergonomiczno-funkcjonalnie na plus. I jakościowo też. 

Nie, nie chcę przez to powiedzieć, że to co droższe z – umownie – Północy (dobra, jest jeszcze Australia ;-) ) to brak sensu. Nie. Są przecież tacy, którzy potrafią połączyć wysoką jakość z przystępną ceną i wszystko zrobić u siebie (Schiit). Nawet konkurować ceną (sic!) Także nie, że się nie da. Na naszym poletku mamy zdroworozsądkowego Pylona i w ogóle sporo firm, które dostrzegają konkurencję z Azji Środkowej. Tyle, że czasami, gdy patrzę na to, co oferuje utytułowany producent (bazując na gotowcu, robiąc popelinę w zakresie wsparcia produktowego, olewając kwestie oprogramowania i -cóż- zdarza się to „wiodącym” firmom z branży, albo tym o których głośno, bo sporo, bo reklama) to jednak mam powody by zwątpić. Rzetelność – słowo klucz – wielu producentom daleko do tego. Podawanie parametrów zupełnie odbiegających od tego, co w pomiarach to plaga, to wstyd, to coś bardzo, bardzo nie na miejscu. Sprawdźcie, tylko patrząc przez ten pryzmat: dane producenta vs rzeczywistość, a się zdziwicie. I nie tylko ASR jest tu „wyrocznią”, jest tego więcej i warto się zaznajomić (Archimagio, którego odkryłem, kiedy była to niszowo-nerdowo-nieznana witryna choćby).

DSD. Nie bez przyczyny chwalą się 1 bitem na obudowie

Wracając do malucha. Test będzie opublikowany obowiązkowo, bo ten miniaturowy skubaniec po prostu na to zasługuje. W mojej opinii takie coś przekreśla sens zakupu DAPa, no chyba, że ktoś chce ultra drogiego Kałacha – to proszę. Tyle tu dobra. Konkrety w recenzji właściwej, wspomnę tylko na zakończenie, że to DSD „Direct Stream Digital” nanizane na malutkiej obudowie daczka nie jest tu z czapy i nie robi tu za choinkowe „to umiem, tamto umiem i to też potrafię”. Natywnie. To coś umie w DSD i to umie tak, że o rzesz Ty – dlatego koniecznie trzeba pożenić z odpowiednim, mobilnym playterem, który będzie zdolny zagrać 1 bitowe. W świecie jabłkowym jest tego trochę… wiecie: Onkyo HiFi Player, korgowe iAudiogate, w przypadku Andka to wiadomix USB AudioPlayer Pro, a kompy to już w ogóle. Właśnie – kompy. Jako, że tablety Pro i hybrydy (z ARMowym, zajebistym – wreszcie – najnowszym Surface MS) stają się doskonałym wg. mnie, przenośno-mobilnym (to drugie, raczej w kategoriach transportowych) źródłem, to USB-C, które tu jest na wyposażeniu kabelkowym, tym bardziej się bardzo przyda.

Tyci, tyciutki, maluteńki.
Miniaturyzacja na obrazkach w pełnej krasie. Takie małe, a taki (duży) dźwięk z siebie wydobywa i to jeszcze czysty, dynamiczny, bez jakiś „ale”

Mniam, mniam, mniam…

* Chi-Hi robiący zawrotną karierę skrótowiec, którego znacznie nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć.

Nawet apkę opracowali, tak przy okazji, swoją. No szacun. Mało komu się na Północy chce, a nawet jak już, to okazuje się że ściema, znaczy plagiat.
Tu jest inaczej. Może jesteśmy zbyt leniwi, zbyt gnuśni, może skośnoocy są po prostu bardziej pracowici? Coś w tym jest. Tu, powyżej, nie ma ściemy.
O aplikacji ofc też będzie, bo jakby mogło nie być o sofcie u mnie, będzie, będzie we właściwej recenzji…