LogowanieZarejestruj się
News

iPod to już przeszłość?

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
no_ipod

Patrząc na wyniki sprzedaży, tak mogłoby się wydawać. Po co utrzymywać linię produktów, która coraz gorzej się sprzedaje, traci udziały… Produkt, który był pierwszym, przynoszącym firmie krociowe zyski, stał się symbolem rewolucji (cyfrowa dystrybucja muzyki, iTunes), może niebawem całkowicie zniknąć z rynku. Może zniknąć, bo Apple zwyczajnie nie będzie się opłacało utrzymywanie produkcji sprzętu, który zalega na sklepowych półkach. Faktycznie, w obecnej formie, iPod nie ma za bardzo sensu. Nie ma, bo po pierwsze dzisiaj coraz częściej do głosu dochodzi streaming, a tego iPody nie są w stanie zaoferować (nawet Touch, który wyposażony jest przecież tylko w moduł WiFi), po drugie jeżeli mówimy o odtwarzaniu muzyki z plików, to kompresja stratna nie jest dzisiaj „na topie”, na topie są hi-resy, cała branża mówi o poprawie jakości oferowanej muzyki (i bardzo dobrze), a iPody to przede wszystkim stratne AAC (iTunes), po trzecie wreszcie dzisiaj muzyka to także social media, to dodatkowe usługi i funkcjonalności nie bardzo pasujące do obecnie oferowanej linii produktowej (może poza iPodem Touch). Sumując, iPody takie jak Nano, Shuffle czy Classic oraz pod pewnymi względami także Touch nie mają widoków na przyszłość, te produkty nie będą się dobrze sprzedawać, nie ma na to szans.

No dobrze, Apple ma zatem dwa wyjścia. Pierwsze, najprostsze i chyba najbardziej prawdopodobne, to uśmiercenie tej grupy produktów, wycofanie iPodów z oferty. W końcu od odtwarzania muzyki jest dzisiaj smartfon, względnie tablet, ale przede wszystkim iPhone i tego się trzym(ajm)y. Drugie rozwiązanie wymagałoby od Apple poważnego zaangażowania w dwóch dziedzinach – raz, trzeba by było wprowadzić hi-resy do swojej oferty (a przynajmniej kompresję bezstratną, muzykę w formacie ALAC o parametrach 16/44), dwa usługę abonamentową z dostępem do całej swojej kolekcji z ewentualną opcją jakości płyty CDA. Te dwie rzeczy mogłyby na nowo tchnąć życie w iPoda, czy raczej nowe iPody, wyposażone w opcję streamingu (w wariancie minimum – lokalnie via WiFi (z AirPlay) oraz via Bluetooth (może by tak aptX wprowadzić?) – czyli strumieniowanie do urządzeń audio oraz na odtwarzacz, bez opcji mobilnej) oraz możliwość nawigowania w ramach serwisu / kolekcji (albo pełen iOS, albo okrojony, czy przykrojony do tego typu funkcjonalności). Niekoniecznie więc musiałby to być nowy iPod Touch, być może lepszym rozwiązaniem byłby player z systemem ala iPod Nano czy obecne Apple TV (a więc ograniczonym funkcjonalnie do odtwarzania kontentu z określonych źródeł, także z Internetu). Warunkiem koniecznym byłoby natomiast zastosowanie bardzo dobrego przetwornika (hi-resy, bezstratna jakość materiału), wzmacniacza, modułu bezprzewodowego (w opcji mobilnej także, wzorem iPada, z możliwością strumieniowania danych z Internetu) i bez wyjątku (nawet, gdyby tych iPodów miało być parę modeli, nie jeden) szybkiej i pojemnej pamięci masowej flash. Rzecz jasna Apple, zgodnie ze swoją filozofią, raczej na pewno nie wprowadziłoby kart pamięci, przy czym duża przestrzeń na dane byłaby tutaj nieodzowna, szczególnie w sytuacji, gdy mówimy o bezstratnej kompresji, gdy mówimy o hi-resach. Nie byłoby tu więc miejsca na jakieś grajki z paroma gigabajtami pamięci.

Taki hipotetyczny iPod (iPody) mogłyby przyciągnąć uwagę klientów, szczególnie gdy uświadomimy sobie, jak szybko wyczerpuje się bateria w smartfonie odtwarzającym lepszą jakościowo muzykę, nie mówiąc już o streamingu. Jeżeli nowe urządzenie naręczne Apple, będzie także (co jest praktycznie pewne) umożliwiało podstawową kontrolę, sterowanie innym sprzętem z logo jabłka, taki odtwarzacz osobisty miałby jakieś szanse na rynkową egzystencję. Warto przy tym wspomnieć, że rynek DAPów stale się rozszerza (mimo spadku iPoda), choć mówimy tutaj nie o typowych „mp3-kach”, a sprzęcie z wyższej półki. W sumie, w sytuacji gdyby Apple wprowadziło powyższe usługi i lepszą jakość muzyki, firma musiałaby równocześnie zaproponować produkty zdolne do wykorzystania nowych możliwości. Nowe iPody wpisywałyby się w to doskonale, pod warunkiem rozszerzenia ich możliwości (jw.) a ideałem byłoby także przystosowanie takiego sprzętu do względnie długotrwałego działania na baterii (przy stale wyłączonym wyświetlaczu, braku innych niż odpowiedzialne z odtwarzanie, względnie komunikację, procesów jest to wykonalne, łatwiejsze niż w przypadku iPhone czy iPada).

Przejęcie Beats Audio, o którym wcześniej wspomniałem, jest symptomatyczne. Oczywiście należy mieć nadzieję, że nowe produkty, nowe słuchawki (oraz głośniki) będą w stanie pokazać nową, lepszą jakość brzmienia (obecne słuchawki BA do tego zupełnie się wg. mnie nie nadają). Niewykluczone, że zakup popularnego producenta słuchawek (oraz całej reszty lifestyleowych audio produktów ) oznacza, że iPod będzie miał jeszcze swoje pięć minut. Byłoby fajnie, bo to nie tylko kultowy produkt, ale odnośnie jakości dźwięku, po prostu dobry wybór, lepszy niż wiele konkurencyjnych rozwiązań. Tyle tylko, że aby rzecz utrzymać w sprzedaży trzeba dużych zmian jak wspomniałem powyżej. Bez tego iPod zniknie, bo zwyczajnie mało kto go kupi… Wraz z „b” można wykreować na nowo zapotrzebowanie na muzyczny odtwarzacz (bo coś jest modne, warte pokazywania się (z tym czymś) oraz na (nie)tanie słuchawki jak i na rozbudowany, kompletny serwis muzyczny iTunes z hiresami (sklep), z usługą strumieniową w abonamencie, z kolekcją nagrań (własnych) w chmurze (Match) oraz z inteligentnym radiem internetowym (iRadio). Wtedy, taki osieciowany iPod będzie miał jak najbardziej sens. Wraz z hipotetycznym, rozbudowanym funkcjonalnie Apple TV oraz głośnikami bezprzewodowymi Apple będzie mogło zaoferować całościowe rozwiązanie z segmentu domowego  systemu rozrywkowego AV. Zdobyć salon – to niewątliwie kusząca perspektywa dla jabłkowego giganta.

 

Cirrus Logic & Wolfson teraz razem. Fuzja dwóch największych producentów układów audio

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
fuzja

Amerykanie mają zamiar zakupić szkockiego Wolfsona za prawie pół miliarda dolarów. Sporo. Ale też warto pamiętać, że obecnie na rynku liczą się praktycznie trzy wielkie firmy oferujące układy audio: dwie tytułowe oraz Texas Instruments (kostki Burr-Brown). Stąd taka fuzja oznacza spore przetasowania na rynku, powstanie potentata, produkującego przetworniki C/A, wzmacniacze operacyjne, procesory DSP i setki innych, krzemowych produktów, a to wszystko w czasie gwałtownego wzrostu zapotrzebowania na tego typu układy. Dzisiaj, w dobie cyfrowej dystrybucji audio, streamingu, rosnącej sprzedaży handheldów oraz pojawienia się nowych nisz (nowe produkty z dziedziny car audio, systemy multiroom…) to bardzo ważne, wręcz jedno z najważniejszych wydarzeń dotyczących branży audio (w ogóle) a nawet całego rynku IT. Koniec, końców te układy muszą znaleźć się w praktycznie każdym produkcie z segmentu elektroniki użytkowej, który trafia obecnie na sklepowe półki. 

Dzięki zakupowi Cirrus Logic będzie najważniejszym graczem odnośnie układów audio dla smartfonów oraz tabletów. To właśnie Wolfson ma w portfolio takiego giganta jak Samsung, a nowe, zapowiedziane kości (24 bit, o bardzo wysokich parametrach) mogą poważnie wpłynąć na popularyzację sprzedaży plików hi-res i rozwinięcie usług streamingu w bezstratnej jakości (być może nawet powyżej 16/44). Na razie transakcja czeka na zatwierdzenie przez regulatorów, o ile nie będzie problemów, finalizacja nastąpi jeszcze przed wakacjami. Ciekawe jaki to będzie miało wydźwięk w przypadku innych wielkich producentów elektroniki użytkowej? Mam tu na myśli zarówno wiodące firmy audio, jak i tych, którzy konkurują ze wspomnianym Samsungiem na handheldowym polu. Na razie poza serią Galaxy oraz paroma producentami z Chin (Oppo) nikt oficjalnie nie zapowiedział produktów zorientowanych na odtwarzanie muzyki w najwyższej jakości, co rzecz jasna nie oznacza wcale, że takie produkty niebawem nie trafią (szerokim strumieniem) na rynek. Kto wie, czy niebawem nie będziemy mówili o rynkowym standardzie (odtwarzanie muzyki hi-res, wysokiej jakości tor audio) w masowych produktach, smartfonach oraz tabletach czołowych producentów handheldów. W iPhone oraz iPadzie stosuje się rozwiązania Cirrus Logic, tytułowa fuzja może mieć zatem wpływ na decyzje takich firm jak Apple, związane ze specyfikacją przyszłych urządzeń. O ile Apple będzie chciało utrzymać w produkcji swoje iPody, rzeczą oczywistą jest / będzie wprowadzenie dużo lepszych (niż wcześniej stosowane) układów C/A oraz wzmacniaczy do oferowanych przez siebie odtwarzaczy. O iPodzie, o przyszłości tych urządzeń przeczytacie powyżej…

Przejęcie Beats Audio przez Apple sposobem na własny serwis streamingowy?

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Apple&Beats Audio

Jak wiadomo, Apple bardzo chce wprowadzić tego typu usługę i trudno się dziwić. iTunes przestał rosnąć, wręcz przeciwnie – traci. Coraz mniej ludzi decyduje się na zakup muzyki w dystrybucji cyfrowej i potentat jakim niewątpliwie jest jabłkowy kramik z muzyką boleśnie odczuwa odpływ klientów, którzy wolą zamiast płacić po 10-20 dolarów za album (kompresja stratna) uzyskać dostęp do kilkudziesięciu milionów utworów za ok. 10 dolarów miesięcznie. Beats Audio wystartowało w 2014 roku z własną usługą streamingową, która co prawda nie zdobyła na razie nawet ułamka rynku, ale – co dla Apple może oznaczać kluczową kwestię w razie zakupu – ma prawa do wielkiej kolekcji nagrań z możliwością oferowania ich za pośrednictwem systemu abonamentowego. To coś, czego bardzo brakuje Apple. Jak wiadomo wytwórnie nie chcą za żadne skarby (tzn. pewnie zgodziłyby się, ale kwoty byłyby naprawdę astronomiczne) na rezygnację z przychodów jakie daje iTunes. W dobie  generalnego odwrotu od fizycznego nośnika to właśnie dystrybucja cyfrowa muzyki w formie downloadów stawała się ważnym składnikiem przychodów wielkich wytwórni. Tyle, że obecnie trzeba się szybko dostosować do zmieniającej sytuacji, a przemysłowi fonograficznemu – jak wiemy – przychodzi to bardzo opornie. Apple miało gigantyczne problemy by odpalić swoje iRadio (które wszakże nie jest żadnym konkurentem dla Spotify, Deezera czy innych serwisów – to po prostu radio internetowe z rozbudowaną funkcjonalnością coś ala Pandora), dodatkowo usługa iTunes Match (skądinąd ciekawa, oryginalna na tle tego co się dzisiaj oferuje) nie przyciąga tak ludzi jak wspomniane usługi streamingowe.

Nie przyciąga, bo od strony funkcjonalności niczego – poza możliwością integracji własnej kolekcji muzycznej – nie oferuje. Może i byłaby to ciekawa alternatywa, gdyby nie to, że nadal mamy do czynienia z kompresją stratną… nie niesie to zatem żadnej wartości dodanej, poza (kulawo) działającą opcją porównania oraz zastąpienia naszych kawałków tymi z kolekcji iTunes. Działa to – powiedzmy sobie szerze – tak sobie, tzn. nie ma co liczyć na to, że nasze zbiory zostaną „przeniesione” jak 1 do 1, bo raczej odwrotnie wiele rzeczy pozostaje bez okładek, mamy niezły bigos (bałagan) i w sumie, obecnie bardziej jest to ciekawostka przyrodnicza niż konkurencja dla takiego Spotify i reszty. Kwestia „legalizacji” zbiorów też przestaje mieć obecnie jakiekolwiek znaczenie, gdy kolekcjonerzy mp3-ek mogą sobie do woli strumieniować oraz zapisywać w pamięci swoich przenośnych urządzeń muzykę zapisaną w często lepszej (choć nadal stratnej) jakości w abonamencie za kilka dolarów.

Pisałem niedawno o 24 bitowym iTunes - wg. mnie to jest być, albo nie być sklepu z muzyką Apple. Jeżeli szybko nie zostanie to wprowadzone, za rok, dwa nikt nie będzie pamiętał o tym przeżytku, bo zwyczajnie nikt nie będzie chciał płacić za to samo (właśnie dokładnie za to samo – wystarczy przekonać się jakie ograniczenia odnośnie własności niesie kupowanie muzyki w iTunes). Obecnie już 30 milionów ludzi płaci abonament, a wzrost liczby użytkowników płatnych subskrypcji liczony jest w dziesiątkach, a nawet setkach procent. Apple nie ma wyjścia, musi wejść w ten rynek, albo zupełnie wypadnie z tego, bardzo przecież dla siebie ważnego, segmentu. I tutaj pojawia się Beats Audio… to marka rozpoznawalna na całym świecie, mniejsza o to czy zasłużenie (jakość produktów), czy nie… grunt że o BA słyszał każdy. Słuchawki (o których mam wyrobioną, mocno negatywną opinię – czy to się teraz zmieni?) oraz inne produkty audio (tzn. głównie mam tu na myśli jakieś głośniki bezprzewodowe oraz produkty car audio) to jest wg. mnie ważny, ale nie najważniejszy element za który chce zapłacić Apple. Oczywiście czerpanie zysków ze sprzedaży słuchawek (a te sprzedają się bardzo dobrze) to dobry argument za przejęciem BA, ale właśnie kwestia nabycia praw do usług abonamentowych związanych ze strumieniowaniem muzyki wydaje się tu być najważniejsza. Cóż, zobaczymy co z tego wyniknie, wiadomo że rozmowy zbliżają się do finału, pada suma ponad 3 miliardów dolarów, jakie Apple mogłoby zaoferować za przejęcie Beats. Będzie to zatem (o ile dojdzie do transakcji) największe tego typu przejęcie w historii firmy z Cupertino. Zresztą Apple było do tej pory mocno krytykowane, że kupuje głównie małe firmy, że nie jest bardziej agresywne w przejęciach. W końcu ktoś dysponujący ponad 100 mld dolarów w gotówce może sobie pozwolić na zakup praktycznie dowolnego przedsiębiorstwa IT. Pytanie jak to wpłynie na dotychczasową politykę firmy, zakładającą 100% wchłonięcie danej marki i oferowanie zakupionych rozwiązań pod swoim szyldem. Szczerze wątpię, aby Apple pozbyło się głównego atutu jakim jest znaczek b jak Beats (raczej nie zobaczymy białych czy przeźroczystych opakowań z „Beatsami”, to ta marka zastąpiła w świadomości słuchających na wynos kultowe, białe pchełki Apple) oraz wszystko to, co udało się do tej pory sprawnemu biznesmenowi Dr. Dre… byłoby to zupełnie nielogiczne. Co innego serwis streaminowy – ten na 100% w takiej sytuacji przeszedłby metamorfozę, stając się częścią iTunes i to częścią priorytetową.

Pytanie, ile sobie Apple policzy za możliwość strumieniowania muzyki w systemie abonamentowym, czy będzie skore rozszerzyć tego typu usługę także na inne treści oferowane w ramach swojej cyfrowej dystrybucji? Rzecz jasna z wytwórniami filmowymi może być (jeszcze bardziej) po grudzie, ale w sumie branża nie ma wyjścia i koniec, końców musi się jakoś dogadać. Taki Netflix podkopuje pozycję Apple w tym zakresie, podobnie jak to czyni Spotify, więc jest się o co bić. Najbliższe parę miesięcy będzie niewątpliwie bardzo gorące, Apple na pewno będzie zależało aby przynajmniej wspomnieć o nowych usługach w ramach iTunes podczas jesiennych konferencji, gdy zostaną zaprezentowane nowe modele telefonów (pamiętajmy iPhone to ponad 50% przychodów firmy – najważniejszy produkt, bez którego nie ma Apple, czy raczej nie ma giganta Apple). No i kolejna, ważna, o ile nie najważniejsza rzecz – Wearable – nowa, osobista elektronika, bliska premiera iWatch’a … Apple przejęło mistrzów nad mistrzami, zdolnych do wmówienia milionom, że „b” to najlepsze, co mogą założyć na siebie (swoje uszy). Jimmy Iovine oraz Dr. Dre z nową, ubieralną elektroniką z logo jabłka? Może o to tu chodzi? Może to wstęp do wielkiego „next big thing”? Oby tylko nie oznaczało to jednego – sam produkt nie jest na tyle innowacyjny, na tyle pożądany, by mógł sobie sam poradzić, stąd wsparcie różnej maści „celebrytów”, magików od marketingu etc. Niebawem wszystko się wyjaśni…

 AKTUALIZACJA: Transakcja doszła właśnie do skutku. Co ciekawe, pojawiły się pogłoski, że zakup nie obejmuje praw do muzyki oferowanej przez Beats Audio w ramach serwisu streamingowego (!) Rodzi to oczywiste pytanie – po co Apple producent słuchawek (nawet tak popularnych jak BA) oraz czy nie dałoby się lepiej zainwestować ponad 3 miliardów dolarów? Aktualizacja #2 Wygląda na to, że zakup obejmuje prawa do serwisu streamingowego, choć kwestia praw do zaoferowania tego typu usługi przez Apple (pod szyldem iTunes) po zakupie Beats Audio pozostaje otwarta (dyskusyjna). Aktualizacja #2: Rozmowy jeszcze trwają, nic nie jest na 100% przesądzone!

 

Słuchawkowy olimp: testujemy Audeze LCD-2 oraz Final Audio Design Pandora Hope VI

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Audeze&FinalAudioDesign_tyt

Do testów na HDO trafiły właśnie topowe modele nauszników z Japonii oraz Ameryki. Japoński produkt nieznanej dotąd u nas, młodej marki Final Audio Design (dystrybutor w Polsce, firma Fonnex) – dynamiczne słuchawki o konstrukcji zamkniętej Pandora Hope VI (3499 zł) wyposażone w 50mm przetworniki (zastosowano hybrydowy system, w którym równolegle występują dynamiczny przetwornik o średnicy 50mm oraz przetwornik z kotwicą zrównoważoną) to pierwsza propozycja, druga z przeciwległego krańca ziemi… planarne Audeze LCD-2 (dziękujemy firmie Audiomagic za użyczenie egz. do testów). LCD-2 to nie jest najwyższy model (mamy jeszcze LCD-3, poza tym ostatnio producent wprowadził nowe modele serii X), ale to topowa konstrukcja, kosztująca c.a 950$, u nas 4299 złotych, która wraz z testowanymi u nas produktami chińsko-amerykańskiego HiFiMANa stanowi alternatywę dla high-endowych słuchawek dynamicznych, oferowanych przez takich potentatów jak Sennheiser, AKG czy Beyerdynamic. Widać tu wiele podobieństw ze znanymi (szerzej, tzn. dostępnymi szerszemu gronu melomanów) słuchawkami Grado, brzmieniowo jest to niewątpliwie konkurencja dla wspomnianych ortodynamików HiFiMANa. Niebawem powinny się u nas pojawić HE-6 i to właśnie one będą głównym przeciwnikiem dla tytułowych Audeze.

Test przeprowadzimy w dobrze znanym nam środowisku… idealnym partnerem będzie tu wzmacniacz słuchawkowy Musical Fidelity M1HPA oraz nasze cyfrowe oraz analogowe źródła (gramofon NADa), sprawdzimy także jak sobie ww. słuchawki poradzą z amp/dakami (Beresfordem oraz produktami Beyerdynamika, które także niebawem do nas trafią). Mam nadzieję, że w czasie testowania dojedzie także AMI DS5 – wzmacniaczo-dac z Nipponu, który zbiera świetne recenzje. Nie omieszkam także wykorzystać w teście dla porównania naszych red. K701 oraz HD-650, jak również sprawdzić czy obecne integry mogą w zadowalający sposób napędzić takie jw. nauszniki (mam tu głównie na myśli D3020). Rzecz jasna sprawdzimy jak się ma LCD-2 do propozycji Japończyków. Pandora Hope VI to wg. mnie jeden z najciekawszych produktów, jakie miałem okazję testować w ostatnim czasie, a patrząc przez pryzmat ceny wręcz jeden z najlepszych w kategorii koszt – efekt – wartość nabyta (popatrzcie na fotogalerię z opisem na naszym profilu na fb, względnie na te kilka wybranych zdjęć poniżej…). Poza nausznikami FAD trafiły do nas dokanałówki Heaven IV, będą kolejnym modelem jaki opiszemy w wielkim teście słuchawek przenośnych, jaki nam się kroi. Poniżej galeria (na profilu https://www.facebook.com/hdopinie dwie osobne fotogalerie prezentujące opisane powyżej konstrukcje).

» Czytaj dalej

Zapowiedź wielkiego testu dokanałówek: Westone UM30 Pro, EarSonic SM64…

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Westone UM30 PRO_1

To nie jedyne dokanałówki, które doczekają się omówienia na HD-Opinie.pl. W ramach jednego, zbiorczego artykułu przeczytacie również recenzje HiFiMANa RE-600 oraz Astell&Kern AKR-01. W sumie więc publikacja będzie obejmować opis czterech różnych konstrukcji (ww. oraz tytułowe Westone UM30 Pro i EarSonic SM64, modeli z wyższej półki. Osobnego artykułu doczekają się EarSoniki S-EM6… to opublikujemy jeszcze w bieżącym miesiącu. Ostatni z wymienionych produktów jest na tyle intrygujący, ciekawy, że postanowiłem poświęcić mu osobny tekst – zasługuje na to. Wspomniane recenzje będą także opisem usług streamingowych – obecnie sprawdzamy wszystkie dostępne w Polsce serwisy: WiMP, Spotify oraz Deezer, jak również te, które można przy pewnych zabiegach, słuchać w naszym kraju (Pandora, iTunes Radio)… być może wykluje się z tego duże omówienie, na razie będę opisywał nasze wrażenia podczas testowania wymienionych powyżej dokanałówek. Na tym skupiłem swoją uwagę, co nie oznacza że nie podpięliśmy słuchawek pod tor stacjonarny. Owszem, zrobiłem to, z tym że dokanałówki podpięte były pod testowanego u nas NADa D3020, nie podpinałem ich do M1 HPA, bo według mnie nie miałoby to większego sensu. Cyfrowa integra NADa była tutaj jak znalazł – strumieniowałem muzykę z naszego serwera NAS za pośrednictwem podpiętego (analogowo) NuForce AirDAC… opartego na transmisji SKAA, adaptera współpracującego z komputerem oraz handheldami Apple. Nasz test tego urządzenia możecie znaleźć tutaj. Rzecz jasna głównie słuchawki grały na AK240, HM-901 oraz iPodzie / iPhone. Poniżej krótka fotogaleria z nadesłanymi niedawno produktami Westone oraz EarSonika…

» Czytaj dalej

Testujemy produkty Bowers & Wilkins: słuchawki P3, P5 oraz głośniki AirPlay Z2 (Zeppelin Mini), A5

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
P5_2

Na naszych łamach znajdziecie recenzję topowego głośnika Zeppelin Air, teraz przyjdzie kolej na produkty z niższej półki – nową wersję Zeppelina Mini oraz głośnika A5 (oba produkty oferują strumieniowanie w ramach technologii AirPlay), jak również słuchawki nauszne – model P3 oraz P5. Niewykluczone, że listę uzupełnimy o nowe P7 oraz głośnik bezprzewodowy A7 (produkty znajdujące się na szczycie oferty B&W w zakresie słuchawek oraz bezprzewodowych głośników). Punktem odniesienia będzie nasze redakcyjne cygaro, które można uznać za sprzęt referencyjny w swoim segmencie. Zobaczymy co wyjdzie z porównania tych urządzeń. Moim zdaniem Bowers powinien zaoferować coś dla użytkowników Androida – na razie cała oferta budowana jest pod kątem Apple. Pomijanie wielu potencjalnych klientów nie jest dobrym pomysłem. Rzecz jasna można ściągnąć aplikacje z Google Play umożliwiającą streaming w ramach AP, jednak firma powinna stworzyć według mnie linię produktową przeznaczoną dla użytkowników innych platform (złącza microUSB, technologie DLNA/uPnP, wprowadzenie opcji strumieniowania via Bluetooth z obsługą aptX).

Pod tym względem konkurencja oferuje więcej (przykładem testowane u nas produkty Harman Kardona, które można uznać za wzorzec uniwersalności). Brzmieniowo B&W jest, co tu ukrywać, lepsze, czasami dużo lepsze, ale od strony funkcjonalności nie jest już tak dobrze. Wsparcie też nieco kuleje (choć obecnie jest z tym lepiej), pamiętam problemy z Zeppelinem przez pierwsze parę miesięcy użytkowania. To drogi sprzęt i tutaj nie powinno być żadnych problemów, a jeżeli takowe się pojawią (-ją) obowiązkiem producenta jest ich jak najszybsza eliminacja. Warto przy okazji wspomnieć, że obecnie strumieniowanie w ramach AirPlay, korzystanie z bezprzewodowych głośników to często możliwość słuchania muzyki o jakości płyty CD (np. WiMP HiFi), a nawet odtwarzania gęstych formatów, hi-resów (zazwyczaj wsparcie dla materiału 24/96). Przyszłość przyniesie dalsze rozszerzenie funkcjonalności, szczególnie w sytuacji, gdy Apple zdecyduje się na sprzedaż w iTunes plików hi-res. Można zatem spodziewać się dynamicznego rozwoju tego segmentu rynku. Odnośnie zaś słuchawek, B&W podobnie jak praktycznie wszyscy wielcy producenci audio, próbuje zainteresować swoimi produktami wymagających melomanów, z tym że celuje głównie w tych słuchających na handheldach, nie w domu (ewentualnie model P7 można uznać za coś do stacjonarnego słuchania, pozostałe produkty to sprzęt typowo mobilny). Poniżej krótka galeria przedstawiająca opisane powyżej produkty…

» Czytaj dalej

Recenzja kolumn głośnikowych Pylon Pearl 25

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
zestaw_glosnikowy_pearl_25_pylon_audio

Pierwszym, przetestowanym przez nas zestawem polskiego producenta kolumn głośnikowych – firmy Pylon Audio – były podstawkowe Perły. Słuchałem podłogówek, które brzmiały bardzo podobnie, na tle podobnie, że nie zdecydowaliśmy się na ich osobny test. Powracamy do Pereł, bo nowe 25-ki to zasadniczo coś zupełnie innego, według mnie kolumny, które można by zaliczyć do nowej, innej serii… to produkt, który stanowi oryginalną, nową propozycję w katalogu firmy. Już patrząc na konstrukcję, wiedziałem, że porównanie z poprzednią serią będzie ciekawym doświadczeniem – nowe kolumny zagrały na tyle odmiennie, że możemy mówić o głośnikach otwierających nowy rozdział, o brzmieniu nie będącym kalką wcześniejszych modeli, do tego wg. mnie bardzo dobrze wpasowującym się w całość oferty Pylon Audio. To coś zupełnie innego od topazowych 15-ek, bliżej do 20-ek, trójdrożne Sapphire to także inna bajka. Patrzę z podziwem na to, co robi producent, nie idąc na łatwiznę, proponuje różne, dopasowane pod różne gusta (vide wspomniane Szafiry, czy tubowe Ambery) produkty, które sprawdzą się w bardzo różnych, krańcowo odmiennych konfiguracjach, co więcej będą także w zależności od modelu oferować określone (muzycznymi upodobaniami) brzmienie. Przekrojowa oferta, możliwość dobrania głośników, które najlepiej dopasują się do naszych preferencji to coś, co trudno znaleźć w katalogu jednej firmy. Zazwyczaj mamy określony sposób reprodukcji, utożsamiany z daną firmą, jeżeli chcemy czegoś odmiennego to musimy skierować się w stronę innych rozwiązań.

W przypadku Pylona jest inaczej. Wiem o tym, bo przesłuchałem wszystkie oferowane przez tego producenta produkty. No może z małym wyjątkiem – nie słuchałem jeszcze centralnego oraz małych kolumienek na tył (wszystko to, w ramach zestawu firmowego dla kina domowego). Niebawem to się zmieni, będziemy bowiem testować cały zestaw 5.0 oparty na Topazach 20 oraz Perłach (wspomniany central oraz tylne kolumienki efektowe). Dwudziestki piątki to nowy rozdział, to kolumny, które uzupełniają ofertę o coś, co potrafi nagłośnić naprawdę duże pomieszczenie, co dysponuje bardzo dużą mocą, co potrafi zagrać z niebywałą wręcz dynamiką. I najważniejsze, coś, co dysponuje fantastycznym basem. To właśnie ten element zwraca na siebie uwagę i powoduje, że te kolumny wywarły na mnie wrażenie porównywalne z Topazami 20. Właśnie tak – opisywana konstrukcja oraz nasz produkt 2012 roku, to dwa wg. mnie najlepsze zestawy jakie oferuje Pylon, albo inaczej, dwa które bezapelacyjnie są na czele mojego rankingu. O tym dlaczego 25-ki uznałem za odkrycie podobne do Topazów 20-ek, dlaczego ten produkt w swojej kategorii cenowej jest bezkonkurencyjny… o tym wszystkim przeczytacie poniżej. Zapraszam do lektury recenzji kolumn głośnikowych Pylon Pearl 25

» Czytaj dalej

Do iTunes trafi muzyka o jakości 24 bitów. Szansa na popularyzację hi-resów!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Mastered-for-iTunes

iTunes to potęga. Choć ostatnio widać wyraźny odpływ klientów (wcześniejsze doniesienia mówiły o 5-7%, obecne nawet o 15% spadku), to nadal większość muzyki kupowanej przez Internet to jabłkowy kramik (w Stanach jest to 80% dystrybucji!). Apple musi znaleźć nową formułę, która przyciągnie ludzi, która pozwoli na zwiększenie (a przynajmniej utrzymanie obrotów). I raczej nie będzie to iTunes Radio, które nie ma wg. mnie szans w starciu ze Spotify, z Pandorą, Rdio, czy znanymi w Europie, Deezerem czy WiMPem. Choć pogłoski mówią o bliskim wprowadzeniu nowego serwisu, będącego w praktyce kopią szwedzkiego Spotify, to trudno będzie Apple nie tyle przebić się z taką usługą (to pewnie będzie całkiem proste), a wynegocjować odpowiednie warunki z wytwórniami. Można powiedzieć, że przekleństwem firmy z Cupertino jest… własny sukces, sukces jaki odniósł iTunes Store, będący obecnie jednym z ważnych źródeł dochodu dla wytwórni. Dla tych samych wytwórni, które od paru lat tracą masę pieniędzy w związku z gwałtownym odpływem klientów rezygnujących z fizycznego nośnika. Płyta CDA nie ma obecnie szans w starciu z downloadami, z usługami streamingowymi oraz rozgłośniami internetowymi. Renesans radia wiąże się tu z gigantycznym wyborem stacji tematycznych, z możliwością personalizacji, z praktycznie stuprocentowym dopasowaniem tego co nadawane z naszymi preferencjami. I to wszystko całkowicie za darmo. Trudno z tym rywalizować. Rzecz jasna rozgłośnie, streaming oraz większość muzyki kupowanej w internecie to materiał skompresowany stratnie. Duża część z tego, co jest obecnie oferowane, niestety nie przedstawia dużej wartości dla kogoś, komu zależy na odpowiedniej jakości źródła, kto chce słuchać muzyki na poziomie nie gorszym od kompaktu, a wręcz lepszej – w końcu mamy coraz większy dostęp do tego typu materiałów.

I tutaj jest wg. mnie szansa dla Apple. Nie jest to proste, łatwe, ale jak ma się komuś udać spopularyzować muzykę w jakości lepszej od płyty kompaktowej to nie ma lepszego kandydata od firmy z Cupertino. Jest szansa, że to się może udać, szczególnie, że cena albumu z muzyką o dużo lepszej jakości (od oferowanego AAC 256kbps) ma kosztować o 1$ więcej od utworu. To – w przypadku większej części katalogu – uczciwa oferta. Muzyka w iTunes kosztuje od 99 centów do 1.5 dolara za utwór (z pewnymi wyjątkami). Innymi słowy za album o jakości 24/96 (bo pewnie takie będą parametry hi-resów sprzedawanych w iTunes) zapłacimy od 20 do 30 dolarów. To mniej więcej tyle, ile płaciło się za album na płycie CD (parę lat temu, kryzys w branży wymusił pewną erozję cen, choć nie zapominajmy, że te tanie albumy sprzedawano w kartoniku, jakimś opakowaniu zastępczym… kryzysowym właśnie). Apple od paru lat przygotowywało się do zaoferowania muzyki o dużo lepszej jakości. Można było (słusznie) dziwić się, że firma uparcie sprzedaje skompresowane stratnie albumy, ale jak już wspomniałem, była to wypadkowa umów z wytwórniami, które liczyły (błędnie) na stabilną sprzedaż krążków i które przespały internetową rewolucję w dystrybucji. Apple było tu petentem bardziej, nie bardzo mogło dyktować warunki. Pamiętajmy o tym. Stąd też ograniczenie jakości, mimo że już parę lat temu zaczęto masowo wymieniać oraz wprowadzać do iTunes muzykę o wyraźnie lepszym brzmieniu, korzystając z bibliotek wytwórni zawierających studio mastery. Ta zmiana (na początku funkcjonowania iTunes nikt nie przykładał takiej wagi do tego z czego powstał materiał na potrzeby internetowego sklepu… wiele albumów było tak fatalnie przygotowanych, że można dzisiaj tylko się dziwić, że ktoś chciał za to płacić!) miała fundamentalne znaczenie – pojawiło się Mastered for iTunes, pliki specjalnie przygotowane pod kątem lepszej jakości. I faktycznie, taki materiał brzmi naprawdę dobrze, pokazuje jak wiele można osiągnąć stosując odpowiedni proces masteringu z najlepszego jakościowo materiału źródłowego. Wspominałem o tym mniej więcej rok temu, Apple wydało przy okazji premiery specjalny materiał dotyczący Mastered for iTunes. Pisałem wtedy z przekąsem, krytykując Apple. Teraz, patrząc z dystansu, widzę że był to pierwszy krok, przygotowanie przedpola… Moja krytyka była (chyba) zbyt ostra, zbyt pochopna.

Co oznacza dla nas iTunes 24bit? Potencjalnie to ogromny postęp, otwarcie nowego rozdziału w dystrybucji muzyki w ogóle. Pomyślmy… po pierwsze będzie można odtwarzać muzykę lepiej niż z dotychczas dostępnych, fizycznych źródeł. To powinno zachęcić ludzi stroniących od kupowania muzyki w Internecie, być trudnym do odrzucenia argumentem dla tych melomanów, którzy nadal kurczowo trzymają się fizycznego nośnika. I nie mam tu na myśli rezygnacji z krążka (srebrnego czy czarnego), a otwarcie się na nowe, na muzykę z Internetu, która jest (będzie) po prostu lepsza od tego, co mamy na płytach. To raz. Po drugie Apple mając kilka dodatkowych atutów pod postacią usługi iTunes Match, własnych usług streamingowych, może stworzyć z 24 bitów główny oręż marketingowy, przyciągnąć wielkie rzesze osób, którym nie jest wszystko jedno w jakiej jakości muzyki słuchają (oraz na czym słuchają). Wiąże się z tym pewien paradoks. Apple to obecnie przede wszystkim handheldy. A te, jak wiadomo, mają pewne, trudne do obejścia ograniczenia. Czy iPad, iPhone może być audiofilskim źródłem muzyki? Wydaje się to trudne do wyobrażenia, ale – powiem szczerze – nie odrzucałbym takiej wizji. I nie chodzi tutaj o wyposażenie urządzenia w jakieś znakomite komponenty, bo to produkt masowy, trudno żeby windować cenę dla (powiedzmy sobie wprost) garstki klientów. Widzę to inaczej… Apple nic w tej kwestii nie musi robić, wystarczy że producenci sprzętu audio będą tworzyć rozwiązania pozwalające na wyciągnięcie z jabłkowych handheldów zerojedynkowego sygnału. Może to się odbywać za pośrednictwem kabla (złącze Lightning – np. przenośne DAC/AMPy Astell & Kern oraz Beyerdynamika) lub za pośrednictwem WiFi/BT (np. Chord Hugo). To rynek akcesoriów, czegoś co stanowi cały, wielki segment produktów, których sprzedaż pomnaża zyski Apple. Oczywiście mamy jeszcze Makówki, które stanowią najlepsze zaplecze dla PC Audio, najlepiej nadają się do roli głównego, komputerowego źródła dźwięku hi-res. Mamy tu zatem synergię. Wreszcie po trzecie, nawiązując do wczeniejszego punktu, wraz z możliwością (?) synchronizacji własnej biblioteki nagrań (w większości będzie to albo kompresja stratna, albo FLAC/ALAC 16/44) i jej podmiany na 24 bitowe nagrania z katalogu iTunes, użytkownik będzie mógł szybko wskoczyć do wagonu lepsza jakość, bez konieczności mozolnego uzupełniania zbiorów. Względnie będzie to oferta typu streamingowego (radio? serwis ala Spotify?) gwarantujący dźwięk o jakości hi-res (minimalnie 16/44). Rzecz jasna, Apple nie będzie chciało podcinać gałęzi na której siedzi (wraz z wytwórniami) i pewnie takie usługi będą ekstra płatne (zakładam, że będzie to abonament opłacany miesięcznie, pytanie w jakiej wysokości abonament?). Tak czy inaczej, pełne wprowadzenie 24 bitów (w ramach tego, co już jest dostępne w jakości AAC/256) doprowadzi moim zdaniem do szybkiej popularyzacji hi-resów, będzie najważniejszym wydarzeniem odnośnie zmian w dystrybucji muzyki od chwili pojawienia się Napstera, iTunes, kompresji mp3. Jako że Apple jest firmą głównie hardwareową (co obecnie staje się rzadkością), niewykluczone, że opisane tutaj zmiany wpłyną na profil oferty sprzętowej. Audio od Apple? Audio w sensie – lepsze słuchawki, stacje muzyczne, głośniki bezprzewodowe? Mogę to sobie swobodnie wyobrazić…

Pojedynek na mobilnym szczycie: recenzja Astell&Kern AK240 oraz HiFiMAN HM-901

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
AK240 vs HM-901

Kilka nieprzespanych nocy, morze wypitej kawy, wory pod oczami… taki był finał naszego porównawczego testu dwóch nietuzinkowych produktów – odtwarzaczy mobilnych z najwyższej półki. Oba DAPy, tzn. AK240 firmy Astell & Kern (iriver) oraz HiFiMAN HM-901 otwierają według mnie nowy rozdział w segmencie przenośnych odtwarzaczy, czy szerzej (tak właśnie powinniśmy klasyfikować te urządzenia) mobilno-stacjonarnych źródeł audio, audio hi-res. Warto na wstępie uświadomić sobie, że wysoka cena tego sprzętu jest wypadkową możliwości, użytych w obu odtwarzaczach komponentów oraz (szczególnie w przypadku droższego modelu irivera) nowych funkcji, które będą stanowiły moim zdaniem standard dla tego typu konstrukcji. Do testu podeszliśmy kompleksowo. Po pierwsze odpowiedni dobór materiału. Wyłącznie pliki hi-res i to te najlepsze w naszej kolekcji, muzyka z HD-Tracks, od Chesky’ego, Linn’a oraz 2L. Po drugie słuchawki. Szeroki przekrój konstrukcji, od nausznych (K701, HD-650, Momentum, HE-400) po dokanałówki (EarSonic S-EM6, RE-600, AKR-01…), aby można było ocenić faktyczne możliwości brzmieniowe obu odtwarzaczy przy wykorzystaniu szerokiego wachlarza bardzo różnych konstrukcji. Po trzecie sprzęt towarzyszący, czytaj opcja stacjonarna ze specjalnie przygotowanymi komputerami (laptop Asusteka oraz dwa Maki: Air oraz Pro). Wreszcie po czwarte (ważne!) oprogramowanie… tutaj nie obyło się bez kombinowania, nie wszystko szło gładko jak po maśle, ale o tym w dalszej części recenzji.

Od razu, na początku, napiszę że oba odtwarzacze są najlepszymi źródłami przenośnymi z jakimi dane mi było obcować. Zarówno oba modele Astell&Kern (100, 120), które na krótko miałem sposobność posłuchać, jak i wszystkie przetestowane przeze mnie HiFiMANy (serii 600 oraz 800) oraz inne grajki (zmodyfikowany przeze mnie iPod Classic oraz handheldy „uzbrojone” w przenośne AMP/DACi FiiO, Matriksa oraz paru innych firm) nie mogą równać się z opisanymi poniżej konstrukcjami. Dlaczego od razu, tak na wstępie, piszę o tym, niby zdradzając finał (jak się Szanowny Czytelnik przekona, wnioski są dużo bardziej złożone i wcale niekoniecznie jednoznaczne!)? Otóż chcę oba produkty umieścić we właściwej skali, chcę określić właściwy punkt odniesienia, już teraz, na początku, co ułatwi opisanie odtwarzaczy i pomoże czytającym na wyrobienie sobie opinii o obu produktach. Nie jest to zadanie proste, bo też to taka terra incognita – raz, że nikt do tej pory nie oferował przenośnych źródeł za kilka tysięcy dolarów (w Polsce za 5-6 tysięcy w przypadku HiFiMANa oraz 10 tysięcy w przypadku Astell & Kern), dwa taka cena stawia bardzo wysoko poprzeczkę… za tyle możemy, co ja piszę, musimy żądać perfekcji. Czy to się producentom tych najdroższych odtwarzaczy udało. Otóż nie, nie udało się, do perfekcji nieco brakuje, choć to co najważniejsze – brzmienie – jest tutaj poza wszelką konkurencją. Jak ktoś chce najlepszego źródła dźwięku w wersji kieszonkowej, najlepszego brzmieniowo, to ma obecnie dwa (może trzy, niestety Chord Hugo nadal do nas nie dotarł :( …wielka szkoda) typy. Ok, to teraz warto uzasadnić te słowa. Zapraszam…

» Czytaj dalej

Recenzja nowych przetworników Matrix New Mini-i oraz New Mini-i Pro

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Matrix i-Mini Pro DXD gra na Mac Pro

Tym razem mamy dla Was coś specjalnego – porównaliśmy dwa nowiutkie przetworniki C/A Matriksa oparte na różnych kościach DAC: dwóch układach Analog Devices 1955 (Mini-i) oraz pojedynczej kości ESS Sabre 9016 Ultra (Mini-i Pro). Testowaliśmy wcześniej poprzednią wersję. Sprzęt bardzo nam się spodobał, był jednym z najlepszych przetworników jakie można było kupić w cenie do 2000 złotych. Obecnie Matrix postanowił wydać dwie wersje swojego popularnego daka – funkcjonalnie są identyczne, to co je różni to właśnie inny przetwornik oraz brak pilota w tańszym, opartym na układzie Analog Devices, urządzeniu. To dobry ruch ze strony producenta, który daje potencjalnemu nabywcy wybór – może kupić znacznie tańszy model, który prezentuje się równie dobrze co droższy produkt (ta sama, świetnie wykonana, aluminiowa obudowa, znakomity wyświetlacz, bogate wyposażenie w złącza, wzmacniacz słuchawkowy), dodatkowo daje możliwość dokupienia do tańszej wersji pilota (wbudowany czujnik IR). Innymi słowy różnice dotyczą tutaj wyłącznie brzmienia, a reszta prezentuje się równie okazale. W niczym nie umniejsza to droższemu modelowi, o czym dalej, a dla nabywcy oznacza że kupuje świetnie wykonane urządzenie, bez względu na to, czy zapłaci mniej, czy więcej. Wygląd, forma nie zmieniła się, porównując do poprzednika, jednak zmiany jakie wprowadzono (np. wyświetlacz) nie są kosmetyczne… oba DACi są dużo lepsze od wcześniejszego modelu, nie mam co do tego żadnych wątpliwości, przy czym oba, nowe modele wg. mnie wyceniono bardzo uczciwie.

Dostajemy tutaj więcej niż u konkurencji (może poza Asustekiem, firmą komputerową, która awansowała do klubu poważnych producentów audio, dzięki swoim znakomitym przetwornikom C/A z serii Essence). Matrix za każdym razem potwierdza, że jego produkty to nie tylko świetne wyposażenie, komponenty, materiały, ale także bardzo dobra, atrakcyjna cena. Nie płacimy tutaj za znaczek, za markę, płacimy za konkrety, za jakość płacimy. Jak już parę razy wspomniałem, przy okazji testowania produktów tego producenta, to jeden z najlepszych przykładów na to, że sprzęt audio wysokiej (albo najwyższej klasy – vide Matrix X-Sabre (nasz test), który oszałamiał jakością wykonania godną high-endowego produktu, w przypadku nowych Mini-i jest pod tym względem również znakomicie) może rozsądnie kosztować, może być przystępny, na każdą kieszeń. Warto to docenić, bo niestety nie jest to zbyt częsta sytuacja, wielokrotnie można spotkać się z dokładnie odwrotnym traktowaniem klienta. No dobrze, zostawmy te rozważania na temat uczciwości, lub jej braku w branży i skoncentrujmy się na tym co najważniejsze, na brzmieniu… przedtem jednak, zwięzłe omówienie konstrukcji obu DACów. Zapraszam…

» Czytaj dalej