Właśnie otrzymałem informację od twórców kontrolera ruchu o przesunięciu wysyłki urządzenia o dwa miesiące. Niestety zamiast 22 maja zamawiający otrzymają sprzęt dopiero 22 lipca (czy raczej wtedy zaczną być realizowane zamówienia). Szkoda. W liście mowa jest konieczności dopracowania kontrolera, o wysyłce tysięcy egzemplarzy do developerów, którzy przesłali twórcom listę koniecznych poprawek. Widać, że postanowiono nie ryzykować, jak to miało miejsce w przypadku androidowej konsoli Ouya, która została wysłana do pierwszych zamawiających i spotkała się – delikatnie rzecz ujmując – ze sporą krytyką, czego dowodem niezbyt pochlebne recenzje w Internecie. Cóż, trzeba będzie uzbroić się w cierpliwość i poczekać na urządzenie . Miejmy nadzieję, że po jego otrzymaniu nie tylko otrzymamy dopracowany produkt, ale te parę miesięcy pozwoli developerom na zaprezentowanie wartościowego oprogramowania, pozwalającego na wykorzystanie możliwości kontrolera w środowisku Windows/MacOS X.
To pierwsza z zapowiadanych handheldowych niespodzianek. Drugą będzie Nokia 620, która jest (wreszcie!) wielkim powrotem Nokii do tego, co wychodziło jej (od zawsze) najlepiej – oferowania niedrogich, niezawodnych, solidnych telefonów… teraz już smartfonów. Powiem tak – to wg. mnie reinkarnacja jednego z legendarnych modeli, Nokii 3310. Taką Nokię lubimy. Jednak nie o 620 będzie ta zajawka a o urządzeniu, które powinno (tak właśnie!) zawstydzić Microsoft. Tak powinien mniej więcej wyglądać Surface, bez PRO, bez RT, po prostu Surface – tablet z Windowsem. Właśnie tak. I nie chodzi tutaj o to, że Asus zrobił sprzęt bez wad, że to idealne urządzenie… nie, to nie tak. Tyle tylko, że porównując do Surface PRO oraz RT (oba krótko testowałem), tablet Vivo Tab Smart ME400C wypada zdecydowanie korzystniej, sensowniej (po obniżce z 2300 na 1700zł to bardzo ciekawa propozycja dla kogoś, kto szuka wintabletu… moim zdaniem tyle właśnie powinien kosztować taki sprzęt).
Zacznijmy od tego, że to jest tablet. Nie hybryda, nie”obietnica lepszego jutra” czytaj tablet z systemem w wersji RT (mocno obecnie upośledzonym przez brak oprogramowania, zupełnie rozmijającym się z potrzebami użytkowników, niezrozumiałym dla nich produktem – ”tym trzecim” Windowsem bez pulpitu, bez okienkowego software), nie „prawie się udało”. To jest tablet. Waży 580 gramów (a nie kilogram), jest niewielki, cieniutki, nie ma żadnych wiatraków. Do tego sprzęt wyposażono w bardzo dobrą, dotykową matrycę IPS (rozdz. 1366x768px, z dobrze odwzorowanymi, soczystymi kolorami, z niezłą ostrością), sensowną konfiguracją (o czym nieco napiszę jeszcze poniżej) oraz – uwaga – coś bez czego tabletu obejść się nie może… z odpowiednio długim czasem pracy na baterii. Ten czas to ponad 8 godzin pracy w Internecie, a w przypadku odpowiedniego skonfigurowania urządzenia nawet 10 godzin ciągłego działania (praca z tekstem). Czas czuwania to ponad tydzień. Po wciśnięciu przycisku power natychmiast pojawia się pulpit (w laptopie muszę chwilkę poczekać). Wreszcie mamy tablet z Windowsem bez żadnych „ale”! Do tego 3 godziny ładowania baterii (od zera do 100%, przy wyłączonym urządzeniu). Tak to właśnie powinno wyglądać! Wymienione powyżej elementy to kluczowe kwestie, coś o czym Microsoft zdaje się zapomniał w przypadku Surface PRO (4 godzinna praca jest dyskwalifikująca, do tego te gabaryty, te wiatraki …brrr), coś co decyduje o tym, że dany sprzęt możemy określić mianem prawdziwie ultramobilnego urządzenia. Przepraszam, ale w tym wypadku nawet dobrej klasy ultrabook (cieniutki, leciutki, z dużo lepiej rozwiązanym chłodzeniem) będzie po prostu o niebo lepszy od Surface PRO. Vivo Tab Smart to oczywiście dwurdzeniowy Atom najnowszej generacji, a nie o wiele wydajniejszy Core, tylko co z tego? No właśnie, według mnie obecnie nie da się zbudować tabletu tak wydajnego jak szybki PC. Po prostu nie da się, może w niedalekiej przyszłości się uda, ale nie teraz. Może PRO powinien być po prostu laptopem (…napiszcie sobie coś, trzymając go na kolanach – kompletna porażka!)
Vivo Tab Smart to tablet z desktopowym Windowsem 8 (32 bit). I ten Windows na nim działa. Działa całkiem sprawnie, według mnie ósemka właśnie w przypadku produktu Asusa pokazuje swoje zalety, to czego wielu nie dostrzega, krytykując nowy OS (trudno się w sumie dziwić, bo trzeba trochę się przestawić, nawet nie tyle odzwyczaić od czegoś… bo można pracować na Windowsie 8 jak na 7-ce, ale gdzie indziej kryje się potencjał tego nowego systemu, zapowiedź pecetowego jutra – trzeba to zauważyć). I tutaj króciutko jeszcze o Windowsie RT – ja to traktuje obecnie jako niezłą nakładkę dotykową, taki trochę front-end dla pełnokrwistego Windowsa (czytaj systemu, w którym uruchomię wszystko). To – być może – obietnica tabletowego jutra w microsoftowym wydaniu, ale obecnie tylko obietnica (odległa). Softwareowo to niestety dzisiaj pustynia, odnośnie działania całość także pozostawia „nieco” do życzenia (mam tu na myśli m.in. wsparcie firm trzecich, vide fatalne działanie przeglądarek w Modern UI – tutaj tylko IE10 się sprawdza). Innymi słowy taki Surface RT (i reszta urządzeń z RT) trochę nie ma sensu. Przynajmniej na tę chwilę. W przypadku Vivo Taba Smart jest inaczej – tutaj desktop koegzystuje z kafelkami i to się sprawdza, bardzo dobrze się sprawdza w takim właśnie, windowsowym tablecie. Chcesz surfować, korzystać z multimediów, komunikować się – korzystasz z kafelków (z zastrzeżeniami, o czym przeczytacie w pełnej recenzji). Chcesz popracować, chcesz komputera, PC… wybierasz desktop. Wystarczy tylko dać wszystko na 125%, no i jeszcze koniecznie zainstalować Office 2013. Ten pakiet jest stworzony do obsługi dotykowej, do działania na takich urządzeniach. Do tego software, z którego korzystamy na PC, którego NIE MA NA ANDRODZIE oraz iOS i mamy ultraprzenośne stanowisko pracy. Serio. Piszę to na podstawie pierwszych doświadczeń. Być może na takie, a nie inne postrzeganie mają wpływ moje potrzeby:
NuForce DDA-100 to bardzo ciekawe, oryginalne urządzenie. NuForce postanowiło zaoferować urządzenie nietypowe, które przywodzi na myśl takie (ambitne) próby stworzenia cyfrowego wzmacniacza jak te, podjęte przez NADa: topowy wzmacniacz M2 oraz tańszy model tego samego producenta – DD390, które pojawiły się wcześniej na rynku. Przy czym NuForce wyceniło swój produkt na pułapie urządzeń budżetowych. Ten wzmacniacz kosztuje niecałe 2000 złotych. NADowskie są znacznie droższe, przykładowo DD390 kosztuje już ponad 10 tysięcy złotych. Mówimy tutaj o sprzęcie, w którym zaszczepiono koncepcję w pełni cyfrowego przedwzmacniacza, amplifikacji cyfrowej opartej na konwersji sygnału PCM na PWM (gdzie konwersja sygnału cyfrowego na analogowy dokonywana jest tuż przy odczepach głośnikowych). Następnie sygnał PWM (bardzo krótka ścieżka) napędza podpięte pod gniazda kolumny. Można tutaj mówić o idei przetwornika cyfrowo-analogowego ze wzmocnieniem sygnału (Power DAC), maksymalnemu skróceniu analogowego toru, urządzenia realizującego pomysł „wszystko w jednym”. Rzecz jasna musimy jeszcze podpiąć, podobnie jak w tradycyjnym wzmacniaczu źródło, ale te źródło ma być tylko transportem, ma służyć wyłączenie przesłaniu cyfrowych danych z nośnika / sieci do cyfrowej integry. Jakość tego źródła nie musi być zatem wyczynowa, aby uzyskać bardzo dobre brzmienie – w roli transportu można zastosować stosunkowo tanie urządzenie (oczywiście bardziej dotyczy to urządzeń sieciowych, gdzie odpada kwestia jakości napędu optycznego). Producent pisze o zaletach takiego rozwiązania: wysoka dynamika, czysty, transparentny dźwięk.
Drugim produktem, który postanowiłem omówić (łącznie, bo stanowił idealnego partnera dla powyżej opisanej integry) są urocze monitorki Indiana Line Testi 240N. Recenzję zestawu przeczytacie tutaj. Poniżej skupię się na porównaniu brzmienia tych kolumienek z redakcyjnym zestawem stereo (elektronika NADa oraz serwer muzyczny z wbudowanym wzmacniaczem Coctail Audio X10).
Zapraszam do lektury…
Tym razem postanowiłem opublikować test całego systemu. Patrząc na recenzje sprzętu audio zazwyczaj skupiamy się na określonym urządzeniu, testując je często w konfiguracji referencyjnej, która nierzadko jest w zasięgu promila czytelników. Brakuje kontekstu. Ucieka to, co w tej całej zabawie najważniejsze – opis kompletnego zestawu, gdzie poszczególne składniki dobieramy tak, aby całość po pierwsze tworzyła harmonijny system, który pokaże swoje najlepsze cechy, po drugie była – szczególnie w przypadku urządzeń budżetowych - rozsądnie dobrana pod kątem ceny.
Akurat tak się szczęśliwie złożyło, że do testów trafiły trzy elementy nie tylko idealnie pasujące cenowo, ale także funkcjonalnie i brzmieniowo. Recenzja NuForce będzie zatem częścią tekstu poświęconemu rozsądnie wycenionemu zestawowi, na który składają się następujące elementy: DAC Stana Beresforda (Bushmaster), cyfrowa integra NuForce DDA-100 oraz monitory bliskiego pola Indiana Line Tesi. Całość zamyka się w budżecie 4000 złotych (bez okablowania) i wg. mnie stanowi świetny zestaw stereo, ultranowoczesny, przygotowany pod kątem grania muzyki z plików. Nie jest to zestaw w pełni uniwersalny – decydujemy się na źródła cyfrowe – w dzisiejszych czasach nie jest to jednak poważne ograniczenie funkcjonalne. To także pewien eksperyment z mojej strony… chcę nieco zmodyfikować to w jaki sposób opisujemy poszczególne urządzenia.
Wymagać to będzie ode mnie większego nakładu pracy, Czytelnicy tylko na tym zyskają. Będę starał się opisywać (raz w miesiącu) taki właśnie, gotowy zestaw, system. Nie oznacza to automatycznie, że nie pojawi się tekst poszczególnych składowych. Pojawi się, jako uzupełnienie, gdzie będzie opis urządzenia, gdzie mniej miejsca poświęcę brzmieniu (będzie to rozszerzenie testu systemu – sprzęt będzie grał w redakcyjnej konfiguracji), w większym zakresie omówię kwestie związane z zastosowaną techniką, opiszę wady (ergonomia, jakość materiałów, montażu)… czyli będzie to wszystko, co powinno się znaleźć w recenzji każdego urządzenia, co jednak nie jest niezbędne, aby wyrobić sobie opinię na temat tego „jak to gra”. To ważne elementy, ale niekoniecznie, albo w ogóle nie związane z clou. Takie opisy, jak powyżej, zajmują często 75% artykułu i powiedzmy sobie szczerze… rzadko kiedy można przeczytać w nich coś odkrywczego. Stąd taki eksperyment, sam jestem ciekaw jak to nam wyjdzie w praniu Póki co zapraszam na pierwszą odsłonę, na recenzję wspomnianego powyżej systemu…
Kolejny DAC Stana Beresforda zawitał do redakcji. Nowość – kompaktowy TC-7530 Bushmaster – to przetwornik nieco nietypowy. Wystarczy popatrzeć na tylną ściankę, żeby przekonać się dlaczego tak jest. Zamiast klasycznego zestawu złącz obejmującego zazwyczaj dwa interfejsy: USB oraz SPDIF w wariancie optycznym oraz elektrycznym, tym razem mamy cztery wejścia cyfrowe (dwa optyczne oraz dwa koaksjalne) bez portu USB. Dlaczego tak? Zdaje się że producent uznał, że nie ma sensu montować pierwszego lepszego odbiornika USB. Ten interfejs jest trudny w implementacji – można to zrobić byle jak… znajdziemy wiele przykładów spartaczonej roboty, lub też poświęcić komputerowemu interfejsowi dużo uwagi, stosując rozwiązania optymalne z punktu widzenia jakości, co w tym wypadku podniesie cenę (nie chodzi tylko o koszt materiałów, kości, ale także prace R&D). Stan Beresford od lat proponuje bardzo atrakcyjnie wycenione przetworniki cyfrowo-analogowe. Poprzedni model dysponował złączem USB. Była to prosta, niezbyt wyszukana implementacja tego interfejsu. Tym razem producent zrezygnował z tego, oferując sprzęt wyłącznie ze złączami SPDIF (które są prostsze, co nie oznacza proste, do wdrożenia… Beresford bardzo dobrze rzecz opanował, jego starsze konstrukcje były zgodnie chwalone za dźwięk via SPDIF). Co jeszcze oferuje nowy DAC Stana? Czy będzie to kolejny, budżetowy szlagier wśród przetworników? Obecnie mamy w czym wybierać (wręcz możemy mówić o prawdziwej powodzi DACów na rynku), popatrzmy zatem jakim urządzeniem jest przetestowany przetwornik…
Do powrotu do recenzowania serwera Coctail Audio X10 skłoniły mnie dwie rzeczy. Po pierwsze bardzo rozwinęło się oprogramowanie, które w najnowszej wersji znacząco zwiększa możliwości, szczególnie odnośnie odtwarzania muzyki oraz obsługi samego urządzenia (interfejs www na handheldach). Po drugie, postanowiliśmy sprawdzić urządzenie w dwóch, wydaje się najsensowniejszych konfiguracjach. W pierwszej, jako transport audio (podpięte dwa kable: LAN oraz SPDIF) z muzyką graną z zamontowanego dysku oraz lokalnie z serwera NAS oraz drugiej, zapewne często wybieranej, jako autonomicznego urządzenia audio, grającego z podpiętych głośników. W tym ostatnim wariancie sprawdziłem serwer zarówno w bardzo prostej, taniutkiej konfiguracji z kostkami Cambridge Audio (konfiguracja na biurko), jak również z solidnymi monitorami oraz podłogówkami Pylon Audio (modele Pearl oraz Topaz). Innymi słowy kompleksowo i – dla Czytelnika – na tyle kompletnie, aby mógł sobie wyrobić (ostatecznie) opinię na temat tego produktu.
Pamiętam, że moje wrażenia były zasadniczo pozytywne, chwaliłem wyjątkową funkcjonalność sprzętu, możliwość zgrywania ze źródeł analogowych (może uda się sprawdzić jak to będzie z winylem, akurat mam taką możliwość), akceptowalny dźwięk. Prostota obsługi, przemyślany interfejs to wszystko mogłem zapisać na plus. Brzmieniowo, jak wyżej, urządzenie kwalifikowało się do sprzętu z pogranicza komputerowego audio (w sensie, zestawy głośników dla PC) i HiFi. Coś jak Microlaby Solo 7C… trudne do zdefiniowania, potrafiące zaskoczyć, mające zadatki – z pogranicza, właśnie. Wprowadzenie w firmware obsługi hi-res, trybu gapless (bez dodawania przerw przy odtwarzaniu kolejnych utworów) kazały zweryfikować na nowo możliwości X10. Oczywiście w środku nadal siedzi ten sam, taniutki DAC, z tyłu znajdziemy te same „sprężynki”, wbudowany wzmacniacz niczego tu w ocenie jakości brzmienia nie zmieni, a szczelinowy napęd jak wcześniej napisałem, w ogóle nie nadaje się do odtwarzania muzyki (w instrukcji producent lojalnie o tym uprzedza), ale… nowe przetworniki C/A, takie jak testowane ostatnio w redakcji produkty NuForce, Peatchtree Audio oraz przystępny cenowo, nowy model Beresforda do których podłączymy X10, mogą wiele wnieść do oceny sprzętu. Czy X10 może być pełnoprawnym źródłem audio w systemie? Czy może jako transport (z własną biblioteką muzyczną, co warto podkreślić) zastąpić dobry, budżetowy CD player, być alternatywą dla odtwarzaczy sieciowych audio za parę tysięcy złotych? Aby poznać odpowiedzi na te pytania, warto będzie przeczytać niniejszy artykuł. Zapraszam do lektury nowej, zaktualizowanej recenzji muzycznego serwera X10…
Leap Motion to nowy sposób interakcji z komputerem, oparty na gestach, na kontrolerze ruchu. Hardware jest tani, znacznie tańszy od microsoftowego Kinecta (który niewątpliwie ma ogromny potencjał, poza tym dysponuje na papierze znacznie większymi możliwościami) – to jedna z zalet LM, inną jest bardzo mocno podkreślana współpraca z developerami, twórcami oprogramowania. Bez tej współpracy cała idea alternatywnego sposobu obsługi sprzętu komputerowego nie ma większego sensu. Tutaj jednak twórcy zadbali o to, aby urządzenie otrzymało odpowiednie wsparcie. Nad softwarem pracują setki developerów, liczba aplikacji (oprogramowanie, zastosowania) ma iść w tysiące. Wygląda to dość obiecująco, pierwsi użytkownicy oczywiście skorzystają z ułamka możliwości urządzenia, ale jw. bardzo szybko ma się to zmienić – wypowiedzi twórców są obiecujące… mówią, między innymi, że to właśnie w oprogramowaniu zaszyta jest potęga nowego interfejsu. Sam LM to przede wszystkim ultraczuły mechanizm detekcji ruchu, który – co warte podkreślenia – można dowolnie skalować… przez dodawanie kolejnych kamer, rozszerzając pole detekcji. Oczywistym polem ekspansji takiego interfejsu są gry, ale liczba zastosowań jest znacznie większa, wykraczająca poza aspekt czysto rozrywkowy. W połowie maja sprzęt będzie rozsyłany do pierwszych klientów, czekamy na nasz egzemplarz. Po jego otrzymaniu sprawdzimy użyteczność tego rozwiązania. Być może uda nam się także porównać Leap Motion z kontrolerem Kinect podłączonym do PC (SDK dostępne od jutra, patrz kolejny news).
To nie koniec niespodzianek, jakie chcemy zaserwować w najbliższym półroczu. Kolejną kwestią, która pojawi się na łamach HDO będzie inteligentny dom – systemy pozwalające na kontrolę domostwa. Interesują nas nowe systemy, znacznie bardziej rozbudowane w porównaniu z tym co do tej pory oferował rynek (a więc z rozbudowanymi cechami inteligencji, podłączeniem wszystkiego do Internetu (Internet rzeczy),samodzielną możliwością kompilacji nowych funkcji etc). Takie systemy zaczynają pojawiać się na rynku, będziemy nie tylko śledzić ich rozwój, ale także w miarę możliwości chcemy przetestować gotowe rozwiązania.
Warto zapoznać się z przeprowadzonym na SXSW wywiadem z twórcami Leap Motion: http://www.engadget.com/2013/03/09/leap-motion-lb/
Zasilanie od Tomanka – część trzecia, raczej nie ostatnia. Wyraźna sugestia? Może. W sumie, patrząc na rozwój oferty polskiego producenta trudno dziwić się takiemu stanowi rzeczy… co chwila przybywa nowych urządzeń, pojawiają się zapowiedzi nowych produktów. To dobrze, bo w przypadku zasilania komponentów audio mamy wyraźne pole do zagospodarowania – są produkty drogie i bardzo drogie, nie ma zaś praktycznie tanich, nie wspominając już o budżetowych, które zapewniałyby znacznie lepszy poziom, jakość prądu od tego, co „gwaratują” producenci masowo dodając do pudełek z nawet dość kosztownym sprzętem ścianowe wtyczki, kupowane w Chinach na kilogramy. Oczywiście zaraz odezwą się głosy, że jak dobrze to drogo (bo mówimy często o subtelnych zmianach w torze odnośnie brzmienia), ale takie założenie a priori oznacza, że negujemy nie tylko uzyskanie zadowalających rezultatów w przypadku „prądu”, ale w ogóle budżetowy sprzęt skreślamy (bo przecież taki kompromisowy).
To błędne podejście, błędne założenie, aczkolwiek wygodne dla niektórych producentów, branż, gdzie stosuje się terminologię rodem z kosmosu, opisując – a jakże – kosmiczne technologie, rozwiązania wątpliwe (mam tu na myśli realne rezultaty, nie placebo, nie „słyszę” – wierzę) z pkt widzenia fizyki, nauki, teorii. Zawsze kiedy widzę najbardziej wymyślne akcesoria, wściekle drogie kable, długie i zawiłe opisy czegoś, co tak naprawdę dałoby się opisać jednym zdaniem (i co nie jest warte ułamka ceny, jakiej chce producent) otwiera mi się nóż w kieszeni. Nie, nie chodzi o to, że jak ktoś się uprze sprzedać coś drogo, znacznie powyżej faktycznej wartości, to mu to oficjalnie, prawnie zabronimy. Chodzi o coś innego – z jednej strony o pseudonaukowe uzasadnienia, powiedzmy dosadniej… o bełkot oraz dezawuowanie produktów budżetowych, przystępnego cenowo HiFi. To często niechęć do porównań , do testów ABX, do pomiarów (tak, są tacy którzy produkują coś wyłącznie na słuch – serio) do rzetelnego porównania produktów, także tych z dwóch przeciwnych miejsc na wykresie z napisem „cena”.
Cieszy zatem pojawienie się ludzi, którzy wyceniają swoją pracę rzetelnie, nie starają się uzasadniać swoich wygórowanych żądań pod adresem klienta, marketingową, pseudonaukową papką. Tomanek należy do tej grupy, Pylon Audio należy i paru innych producentów z naszego podwórka należy. Przypomnijmy, wcześniej przetestowaliśmy zasilanie dla SB Touch oraz rDACa oraz specjalny zasilacz dla sprzętu audio korzystającego z zasilania via USB. Tym razem do redakcji trafił zestaw urządzeń Tomanka, na który składa się: nowy zasilacz dla jednego z testowanych DACów (PeatchTree, wersja ze srebrnym wykończeniem) oraz listwa przeznaczona dla urządzeń audio TAP 6. Sprzęt dotarł bez okablowania, które także (niedawno) pojawiło się w ofercie producenta. W opisie, opinii skoncentruję się przede wszystkim na listwie, choć nie pominę alternatywnego zasilacza dla przetestowanego ostatnio przetwornika. Nie pozostaje mi zatem nic innego, jak tylko zaprosić Czytelników do lektury naszej najnowszej recenzji.
Lifestyle. Słowo klucz, słowo które robi zawrotną karierę w elektronice. Dzisiaj sprzętu nie musi tylko (albo po prostu… nie musi ) odtwarzać, grać, wyświetlać… ten sprzęt musi jeszcze całym sobą podkreślać styl życia, być zgodny z obowiązującymi trendami, modami, wpisywać się w nasze środowisko, środowisko nowocześnie urządzonego penthouse`a, odpowiednio modnego ubioru, stylu bycia etc. etc. etc. To wygląd, pewne cechy funkcjonalne oraz właściwa oprawa (temat rzeka – PR, marketing, gwiazdy, showbiz…) tworzą produkt. Ten wstęp nieprzypadkowo pojawił się właśnie tutaj, bo też firma Peatchtree idealnie wpasowuje się w to co napisałem powyżej. To modny, to przede wszystkim właśnie lifestylowy sprzęt, który ma świetnie prezentować się z nowoczesnym wnętrzem i – co oczywiste – idealnie współpracować z elektroniką Apple. Zdziwieni? No właśnie, urządzenia Amerykanów mają często, gęsto docki (iPhone, iPod), ich forma nawiązuje do sprzętu z logo nadgryzionego jabłka na obudowie.
Jednak jedna rzecz, w tym obrazie, trochę nie pasuje. To nie ma tylko wyglądać, to ma także, co najmniej dobrze grać. To sprzęt z ambicjami do grania na poziomie dobrego HiFi, a nawet solidnego High-End`u. Pomyślicie… bzdura, pewnie każą sobie płacić przede wszystkim za formę, za logo, tak jak każe sobie płacić za te elementy wspomniane jabłko (dodają z przekąsem co poniektórzy). Otóż moi drodzy, już na wstępie wyjaśnię, tu nie ma parcia jedynie na formę bez oglądania się na treść, na umiejętność grania. Na szczęście jest i to, i to. Jest więc nowoczesny design, jest także dobre brzmienie. Firma między innymi rozwija urządzenia hybrydowe (stosuje lampy w swoich wielofunkcyjnych urządzeniach), wykorzystuje najlepsze materiały i układy (ESS Sabre – jedne z najlepszych obecnie kości na rynku), a przy tym zwraca uwagę i przywiązuje wagę do szczegółów.
Do redakcji trafił najtańszy produkt z oferty, przetwornik DAC-IT, urządzenie nawiązujące formą… no tak, można się było tego spodziewać… do komputerów Apple, a dokładnie do starych modeli Maków Mini. Schludne pudełeczko, parę przycisków na froncie, niewielki pilot. Wygląda to w sumie nie jak komponent audio, przynajmniej typowy komponent audio, a przecież DAC-IT i tak jest w formie najbardziej że tak powiem klasyczny. Inne urządzenia Amerykanów znacznie wyróżniają się wyglądem na tle konkurencji. No dobrze, warto przejść do konkretów. Zapraszam do lektury naszej najnowszej recenzji.
Po zrecenzowaniu DAC-9, który bardzo nam się spodobał, dostałem informację od dystrybutora że na nasz rynek trafią niebawem nowe urządzenia Amerykanów. I tak dotarł do nas nowy przetwornik NuForce DAC-100, urządzenie tańsze, mniejsze od wspomnianego powyżej modelu. DAC-9 był wyposażony „we wszystko” – złącza XLR, osobna regulacja wzmocnienia dla słuchawek, liczne wejścia cyfrowe w tym w stand. BNC. W otrzymanym urządzeniu takich elementów nie znajdziemy, sprzęt jak wspomniałem jest także mniejszy, kompaktowa obudowa nie zajmie dużo miejsca, będzie można DACa ustawić obok innego, niewielkiego gabarytowo urządzenia (np. jakiegoś strumieniowego odtwarzacza). Dobrze, że urządzenie po wyjęciu z pudełka oferuje z każdego gniazda granie plików w maksymalnej jakości 24 bit / 192 kHz. W przypadku poprzedniego modelu trzeba było dokonać upgrade (wymiana płytki), pozwalającego na odtwarzanie muzyki we wspomnianej powyżej rozdzielczości via USB.
Nadal mam w głowie mocno krytyczne wypowiedzi z tego forum, wypowiedzi osoby kompetentnej, inżyniera, który korespondował z przedstawicielami NuForce w sprawie problemów, które napotkał użytkując jedno z firmowych urządzeń. Z wypowiedzi wyłaniał się mało budujący obraz – projektowanie urządzeń opierano głównie na odsłuchach, wręcz odpuszczając sobie pomiary, testy za pomocą aparatury pomiarowej. Cóż, nie od dziś wiadomo, że to co na wykresie niekoniecznie przekłada się na to czy dane urządzenia gra akceptowalnie, ładnie, podoba się, czy też jest zupełnie do kitu, drażni, kompletnie nie sprawdza się w torze. Dobre wyniki pomiarów nie mówią całej prawy, bywają zwodnicze, bywa że w ogóle są bezużyteczne. Z drugiej strony – warto tym pamiętać! – brak zmierzenia, sprawdzenia ewentualnych interferencji, wzajemnych korelacji poszczególnych elementów zamontowanych w obudowie, właściwego (właśnie, właściwego, czyli nie wadliwego) montażu poszczególnych układów, ich umiejscowienia bez zbadania za pomocą aparatury będzie po prostu niemożliwe, będzie działaniem po omacku. Owszem, czasami się uda, ale może być też tak, że sprzęt będzie potencjalnie niebezpieczny dla użytkownika, podłączonego pod niego sprzętu. Z tego co widzę (strona producenta, obecna polityka) coś się zmieniło w podejściu NuForce. Tak czy inaczej, parę rzeczy, przy okazji testowania DAC-100, wyszło jak na dłoni , rzeczy które można by rozwiązać w inny sposób, lepszy sposób. Na szczęście (dla producenta) bez względu na sposób projektowania tego urządzenia, brzmieniowo znowu… się udało. W sumie to najważniejsze, ale warto wspomnieć o tym co ewidentnie mogłoby wyglądać lepiej. Szczególnie, że mówimy tutaj o pułapie 4 tysięcy złotych. To – jak na DACa – wcale nie mało. Zapraszam!