LogowanieZarejestruj się
News

Odtwarzacz osobisty Calyx M… M jak mobile? Nasz test

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2015-02-27 o 11.41.07

Mobilne źródło inaczej? Calyx M to nietypowy odtwarzacz, nietypowy bo w odróżnieniu od wcześniej przetestowanych DAPów, sprzęt w którym wszystko postawiono na jedną kartę. Brzmi intrygująco? Urządzenie prezentuje się bardzo okazale, jednak zaraz po wyjęciu z pudełka zdajemy sobie sprawę, że nie jest to sprzęt stricte przenośny. Gabaryty, waga tego odtwarzacza są… rekordowe, jest duży, jest ciężki, dodatkowo – o czym przeczytacie poniżej – za długo (na wynos) sobie nie pogramy. I tutaj mógłbym zacząć lamentować, jaki to niedopracowany produkt, skrytykować Koreańczyków za mankamenty tej konstrukcji, które w dużej mierze przekreślają jego mobilne zastosowanie, czy może precyzyjniej, bardzo rzecz utrudniają, komplikują. Mógłbym. Tyle, że ten DAP jest w pewnym sensie wyjątkowy i w 100% bezkompromisowy. Na pierwszym miejscu stoi tutaj dźwięk, brzmienie, możliwości soniczne, umiejętność napędzenia DOWOLNYCH słuchawek, nie wyłączając ortodynamików, także tych najtrudniejszych do wysterowania.

W tym szaleństwie, moi drodzy, jest metoda, bo podobnie jak w przypadku HiFiMANa (który nie grzeszy ani długością czasu odtwarzania, ani kompaktowością (duży klocek), ani ergonomią obsługi) dokonano określonego wyboru. Ten player został stworzony po to, by wyjść do ogrodu, usiąść wygodnie na kanapie, inaczej – umiejscowić się w dowolnym miejscu w domu, z dowolnymi słuchawkami, wpiętymi do wyjścia i słuchać, słuchać tak długo, jak długo pozwala wbudowana bateria… wystarczająco, w ramach jednej, długiej sesji. Tyle. Można Calyksa M użyć także w roli komputerowego przetwornika i jest to jak najbardziej właściwe podejście, bo jest to idealny partner dla laptopa, tworząc high-endowy zestaw biurowo-gabinetowy… jeżeli ktoś ma możliwość słuchania muzyki w pracy, to autonomiczne granie oraz takie, właśnie, z komputera idealnie będą tutaj pasować.

Natomiast generalnie, na wstępie przestrzegam – to nie jest przenośny odtwarzacz do noszenia na co dzień, do takiego klasycznego grania na wynos. Jest za duży, za krótko gra na baterii, poza tym jego potencjał tkwi w możliwości podłączenia takich LCD-3, HD-6xx/8xx i tutaj tkwi potencjał, przewaga nad innymi DAPami. Rzecz jasna nikt o zdrowych zmysłach nie weźmie ze sobą do lasu, na spacer, nad morze takich słuchawek. To niedorzeczne. Ale właśnie nie chodzi tutaj o to takie korzystanie z Calyksa, bycie wyrafinowanym zamiennikiem dla iPoda. Nie. To sprzęt do czegoś innego, sprzęt który zadziwił mnie jakością dźwięku, spowodował podobną reakcję, jak w przypadku przetestowanego wcześniej Astell & Kern AK240. Nie chodzi mi tutaj o bezpośrednie porównanie brzmienia obu odtwarzaczy… raz, że do tego potrzebowałbym obu dostępnych w tym samym czasie, dwa AK240 jest pod pewnymi względami absolutnie „naj”, ale… Calyx M wymyka się prostemu zaszufladkowaniu, jest – podobnie jak flagowiec A&K – wyjątkowy. Miałem dylemat, jak podejść do sprawy, nie było to łatwe, bo jak widać trafiłem na nietypowy produkt. Musiałem zrozumieć istotę, ideę jaka przyświecała konstruktorom tego urządzenia, postarać się spojrzeć na tytułowego DAPa, jak na oryginalne, na poły stacjonarne urządzenie audio. I wiecie co? Nie żałuję…

» Czytaj dalej

Sennheiser Momentum In-Ear (M2 IEi) na tapecie (& Urbanite)… ale to gra!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Momentum InE box

To pierwsze takie IEMy, jakie miałem w uszach.  Na wstępie, ustalmy jedno – M2 IEi, po ludzku Momentum In-Ear, nie są słuchawkami dla każdego, o nie… nie są, bo też kreują opowieść po swojemu, na swój sposób, ale robią to w taki sposób, że czapki z głów! To, co od pierwszych dźwięków rzuca się w uszy od razu, charakteryzuje (ale właśnie nie do końca, o czym dalej) brzmienie to bas. BAAAASSSS. Ummm, Ummmmmm, Ummmmmmmmm – byłem wstrząśnięty i nie zamieszany ;-) (zmieszany to tak!). Nie jest to jednak taki tam sobie basior. Nie, co to, to nie, bo ten bas jest nie tylko duży, głęboki, obfity, mięsisty, namacalny – on jest też wielowymiarowy, nie jest li tylko sztuczką, jest niewątpliwie fundamentem, fundamentem na którym budowane jest brzmienie tych słuchawek. Właśnie jakość dolnego zakresu, jego wielowymiarowość, organiczność, miażdżą nas od pierwszych taktów i definiują na nowo sposób kreacji dołu w tego typu konstrukcjach. Nigdy, nigdy wcześniej nie słyszałem takiego basu ze słuchawek dokanałowych. Już z tej przyczyny warto te słuchawki choćby sprawdzić, bo naprawdę jest to niezwykle intensywne, nietypowe i zupełnie nieoczekiwane uczucie, doznanie, coś czego zwyczajnie nie spodziewany się, wkładając sobie do uszu tipsy. I tutaj od razu nasuwa się pewien, jak się okazuje, jednak krzywdzący, choć może inaczej, nie do końca prawdziwy wniosek – że to może słuchawki dla takiego typowego bass heada. To, że bas jest tu na pierwszym miejscu (to na pewno) nie oznacza, że to masowanie (tak, tak te słuchawki mają taki potencjał zejścia, że to się w głowie, nomen omen, nie mieści) jest tu kwintesencją, sztuką dla sztuki, że poza tym nic tu (więcej) nie ma. Ależ jest i to jeszcze jak jest. Te słuchawki – uwaga – wymagają odpowiedniego źródła! Tak jak wokółuszne Momentum są w 100% uniwersalne i grają z byle czego, to ich dokanałowe rodzeństwo (nie ma mowy o bliźniakach, oj nie, to raczej pokrewieństwo typu wspólna matka ale dwóch, różnych ojców) jest wybredne. Jest wybredne moi drodzy, bo też w tym graniu mamy dużą (mimo podkreślonego, dolnego zakresu) precyzję, zapędy analityczne, umiejętność podawania na tacy, szczególarsko, całego planktonu, mikrodetali, co samo w sobie jest o tyle dziwne, że nie mówimy tutaj o wyczynowej konstrukcji wielodrożnej (jak np. przetestowane u nas topowe monitory firm Westone czy EarSonic). To, co uzyskali inżynierowie Sennheisera, jak widać, zasługuje na uwagę, bo jak wspomniałem to słuchawki pod wieloma względami niezwykłe.

No dobrze, a co z resztą pasma, zapytacie. Czy jest to granie ala Momentum, czytaj, czy jest wciągające, emocjonujące, angażujące, takie dobre jak z nauszników? Odpowiem nie wprost (w końcu są to pierwsze wrażenia, choć słuchawki są już u nas na stałe, będzie więc można gruntownie, bez pośpiechu, je przetestować), choć z wyraźną sugestią, z jednoznacznym wskazaniem. Wspomniałem, że nie są wcale proste dla źródła, dla toru. Tutaj może przydać się manewr nie tyle z wzmacniaczem (bo są same w sobie niezwykle żywiołowe, dynamiczne i bardzo łatwo je wysterować z rachitycznego, handheldowego wzmacniacza), co z zewnętrznym dakiem. Dlaczego? Ano dlatego, że ta ich szczegółowość, zahaczająca wręcz o analityczność, prowadzi do bardzo mocno zaznaczonego, podanego bez znieczulenia, grania górnego rejestru. Góra jest tutaj rysowana wyraźnie, pojawiają się sybilanty i to całkiem wyraźnie… ale, no właśnie, ale to wskazuje wg. mnie na jedno… te słuchawki są wybitne wyczulone na to, co jest pod drugiej stronie kabla. Jak wiadomo, powszechnie uważa się (generalnie słusznie), że elektronika mobilna Apple (sote) gra raczej ostro, chłodno, że to brzmienie konturowe, które w takim przypadku właśnie jest jeszcze spotęgowane przez generalnie (uwaga) niezwykłą jak na takie IEMy (takie, od strony konstrukcyjnej, niewyrafinowane) precyzję i rozdzielczość. I tutaj dochodzimy do sedna. Po podpięciu do DACa, szczególnie takiego, który potrafi te analityczne zapędy utemperować, a jednocześnie niczego nam nie ukraść odnośnie szczegółów, dynamiki mamy coś, co wg. mnie jeszcze się w przypadku dokanałówek nie trafiło. Mamy zatem słuchawki, które nie grają jak… słuchawki, a już na pewno nie jak typowe IEMy. Ten dźwięk jest bardzo obecny, namacalny, jest organiczny, a – i tutaj widzę właśnie potencjał i siłę opisywanych Momentum - dodatkowo dostajemy ekstra firmowy patent na średnicę (M-o-M-e-N-t-U-M). Tak, tutaj jest właśnie takie wielowymiarowe granie i to jest szokujące. Bo te słuchawki nie pozostawiają Cię obojętnym, nie pozwalają ot tak, przyjąć, że no dobra, kolejne fajnie brzmiące douszne monitorki. To, posługując się geograficznymi odniesieniami, porównaniami, moi drodzy TOSKANIA. Jest atmosfera, jest klimat, jest żar, no i są EMOCJE. To euforyczne granie, wciągające granie, czasami może aż za bardzo euforyczne… to taka feeria barw, z wyraźnie słonecznym, jasnym, pełnym blasku charakterem, to takie gorące granie, choć nie oznacza to jednoznacznego zakwalifikowania tych słuchawek do sprzętu po ciepłej stronie mocy. O nie, właśnie, że nie, bo mimo tego sprężystego, fakturowego basu, mimo wyraźnie zaakcentowanej, obecnej góry, świetnej (znowu, pełnej wybrzmień, smaczków średnicy) te słuchawki są …ani takie ciepłe (przy czym ich brzmienie nie jest ciemne), ani nie wieje tutaj arktycznym chłodem, zwyczajnie, nie da się tego wszystkiego w prosty sposób zaszufladkować. Zaintrygowani? Bo ja owszem, nawet bardzo.

Jeszcze będę je odkrywał (czas, czuję, że tutaj potrzebny jest czas… może te pierwsze spostrzeżenia całkowicie się zdewaluują, nie wiem, no nie wiem, zobaczymy!), jeszcze trzeba dać im czas i przede wszystkim przetestować w różnych konfiguracjach. To pewne. Z androidowym Neksusem grają inaczej, z elektroniką Apple grają jak wyżej, z komputera potrafią pokazać, że mają wielki potencjał. DAC to rzecz, jw. która może być przydatnym uzupełnieniem toru. To co powyżej, plus świetna dynamika, i jakby tego wszystkiego było mało, wybitna stereofonia oraz niecodzienna umiejętność kreowania przestrzeni (takiej nie IEMowej, a może nawet w ogóle nie słuchawkowej) spowodowały u piszącego te słowa niezły opad szczęki. To bardzo inny, bardzo różny od tego, czego się spodziewamy po tego typu konstrukcjach, produkt. Bardzo. Na pewno nie jest tak uniwersalny jak nauszne Momentum mk.1, czy może inaczej – jest po prostu wymagający i to zarówno odnośnie źródła, jak i materiału. Z WiMP HiFi jest zazwyczaj dobrze, ale nie zawsze dobrze –  M2 IEi różnicuje nagrania i to bardzo konkretnie – i z takim HiFi Playerem oraz z zewnętrznym dakiem, z podpiętym iPadem Mini, pokazuje, o co w tym wszystkim może chodzić. Skonwertowane do PCM pliki DSD (ten softwareowy player daje takie możliwości, odtwarza DSD) brzmią naprawdę nie jak mobilne źródło, brzmią jak coś dużego, coś w innej skali. To wrażenie ulega spotęgowaniu z dakiem M2Techa oraz MacBookiem w torze. Słyszymy to, słyszymy bo… mamy w uszach nowe, dokanałówki Sennheisera, dokanałówki, które tworzą nowy rozdział w historii słuchawek z serii Momentum. Nie mam co do tego żadnych, najmniejszych wątpliwości.

Same słuchawki prezentują się elegancko, nawet oryginalnie, bo po pierwsze są dostępne w JEDNEJ wersji kolorystycznej (czerń i czerwień, połączone bardzo ciekawie, ze smakiem) , po drugie zakrzywiona konstrukcja kanału przetwornika pozwala na bardzo precyzyjne skierowanie źródła dźwięku tam gdzie trzeba. Wygodne tipsy o także wcale nie takiej typowej konstrukcji, dbałość o detale, najwyższa jakość materiałów… tak, to są Momentum. Jest wersja dla iOSa (nasz egz.), jest także model pod Androida. Pilot sprawuje się bardzo dobrze, a wypustki na obudowach przetworników oraz samym pilocie pozwalają na bezzwrokową obsługę, identyfikację, bezproblemowe, szybkie nałożenie słuchawek. Kabelek jest płaski (ale niezbyt szeroki i dobrze, bo każdy płaski, szeroki kabel to murowany efekt mikrofonowania – tutaj zjawisko ograniczone do minimum, choć nie wyeliminowane do końca), dobrze się układa, wtyk kątowy prezentuje się od strony ergonomii i (pewnie) trwałości bez zarzutu. Najlepsze na koniec tego, będącego właściwie całą recenzją (pre? albo raczej wczesną, czy na wczesnym etapie), choć i tak do M2IEi wrócimy, bo na to po prostu zasługują, tekstu – cena. Ta jest wg. mnie bardzo uczciwa, wręcz, biorąc pod uwagę niespotykane cechy, okazyjna… słuchawki kosztują około 400 złotych (oficjalna cena 429).

To nie jedyne, nowe Sennheisery, które testujemy i które opiszemy. Dwa modele Urbanite (On-Ear oraz wokółuszny XL) to bardzo fajne, lifestylowe słuchawki, które może nie oferują takich możliwości, takiego brzmienia co seria Momentum (no dobrze, nie oferują – po prostu grają inaczej, co nie oznacza że źle), pozwalające na wygodne przemieszczanie się z pałąkiem na głowie z punktu A do punktu B. ;-) Czytaj, na komfortowe noszenie, słuchanie na wynos, przy czym raczej nie na rolki, rower czy do biegania, bo tutaj ich miękkie, delikatne trzymanie się na łepetynie, zwyczajnie się nie sprawdzi… szybko je gdzieś zgubimy. Bardzo solidne konstrukcje, widać, że z tych wytrzymałych, nie poddających się trudom częstego użytkowania z ciągłym nakładaniem, ściąganiem, do torby, plecaka wkładaniem, (z)rzucaniem gdzie bądź etc. ;-) Opiszemy je wkrótce.

Wreszcie nauszne, czy raczej wokółuszne Momentum 2. Tak, już niebawem trafią do nas i to od razu w wersji bez kabla. To znaczy bez jak i z, bo da się i tak je użytkować, ale wokółuszne (są już w ofercie Wireless On-Ear) Momentum z transmisją bezprzewodową to właśnie przede wszystkim „bezdrutowe” granie. Jako, że przetworniki i sama konstrukcja jest w dużej mierze tożsama z wersją kablową, pewnie na tym poprzestaniemy (aktywny system tłumienia hałasu z zew. da się deaktywować korzystając z opcji z kablem, to ważne, bo nie mają go modele przewodowe). Sprawdzimy, rzecz jasna, opcję z „drutem”, bardziej pod kątem porównania i krytycznej oceny grania bezprzewodowego, jednak taki test dodatkowo powie nam co zostało zmienione w brzmieniu, jaką metamorfozę przeszły nowe Momentum w stosunku do naszych redakcyjnych nauszników pierwszej generacji. Już nie mogę się doczekać, choć w sumie opisane IEMy mocno mnie absorbują… bardzo…

PS. Szkoda, że DAP Calyx M nie załapał się (musiałem go wcześniej odesłać) i nie dane mi było sprawdzić jak Momentum In-Ear zagrają z takim, wysokiej klasy źródłem mobilnym. Jakim? Ano takim, o którym przeczytacie w naszej najnowszej recenzji, której publikację mamy zaplanowaną na jutro. Galeria słuchawek poniżej…
» Czytaj dalej

Nowe produkty Oppo: mobilne słuchawki oraz mobilny DAC/AMP

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
HA-2-top-view-small

Niebawem będziemy testować stacjonarny tor słuchawkowy z wzmacniaczem HA-1 oraz planarnymi słuchawkami PM-2, tymczasem Oppo uzupełnia ofertę o tor mobilny. Od razu debiutują oba, niezbędne, elementy – wzmacniacz oraz słuchawki. W przypadku wzmacniacza mówimy o na wskroś nowoczesnej konstrukcji opartej na kości Sabre32 (najlepszym, referencyjnym układzie ESS9018-K2M). Ten układ stosuje się w mobilnych konstrukcjach bardzo rzadko – DAC ma spore wymagania energetyczne, do tego swoje kosztuje, z tym że ta wersja została opracowana właśnie pod kątem mobilnych urządzeń. Cóż, Oppo postanowiło nie iść tutaj na żadne kompromisy – nowy, przenośny DAC/AMP to faktycznie wyczynowa, patrząc przez pryzmat parametrów oraz możliwości, konstrukcja. Nowy HA-2, bo tak rzecz nazwano, będzie zdolny do grania materiału DSD (nie tylko 64/128 ale nawet 256) oraz PCM (DXD do 32/384KHz). To wartości niespotykane w przenośnych przetwornikach.

Sprzęt będzie współpracował z mobilnymi platformami: iOS oraz Androidem, dodatkowo oczywiście bez problemu zagra z PC oraz komputerami Apple. Intrygująco wygląda kwestia ceny – na stronie producenta podano, że ta wynosić będzie zaledwie 299 dolarów. To naprawdę mało, szczególnie że mówimy o konstrukcji jw. wyczynowej, produkcie wykonanym z aluminium (obszytym dodatkowo czymś, co wygląda na skórę). Ważna informacja dla jabłkolubów: możecie liczyć na bezpośrednią obsługę, bez pośrednictwa camera kit. Innymi słowy, będzie tak jak z A200p… kabel do ładowania -> DAC i odtwarzamy. Super!

Odnośnie słuchawek, nowe PM-3 to tańsza, łatwiejsza do napędzenia wersja wspomnianych PM-2. To, co wyróżnia ten model na tle konkurencji, to niewielka waga (mówimy nadal o słuchawkach planarnych!). Faktycznie 320 gramów to niewiele jak na ortodynamiki, sporo mniej od (przykładowo) naszych redakcyjnych, reklamowanych jako przenośne, HiFiMANów HE-400. Producent wspomina o skutecznej izolacji słuchacza od odgłosów otoczenia, ten model ma się dobrze sprawdzić w zatłoczonych środkach transportu, czy na ruchliwej ulicy. W przypadku trójek przyjdzie nam zapłacić niecałe 2400 złotych (2380zł dokładnie). Obie nowości powinny być już dostępne w sprzedaży. Postaramy się szybko przeprowadzić test tytułowych nowości.

Poniżej oficjalna notka nadesłana przez dystrybutora, firmę Cinematic…

» Czytaj dalej

Założyciel GRADO labs, Joseph Grado… RIP

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
grado-statement

„Gradosy”, słuchawki o których każdy słyszał, a nierzadko miał, ma, będzie (bo poluje, oszczędza etc.) miał. Człowiek, który stworzył firmę produkującą te wyśmienite, przez wielu uważane za brzmieniowy ideał, słuchawki odszedł od nas w pięknym, liczącym 90 wiosen, wieku. Zaczynał od zegarków (rodzina prowadziła sklepik z owocami), co dało mu niezbędną wiedzę fachową by stworzyć pierwsze, gramofonowe przedwzmacniacze (to jeden ze stałych elementów oferty Grado labs, winyl (pre, wkładki) przez wiele lat stanowił podstawę katalogu firmy, zawsze był obecny i tak zostało do dzisiaj). Wszystko miało swój początek w latach pięćdziesiątych XX wieku, a dokładnie w ’53, gdy Joseph założył Grado Labs. Słuchawki to najnowsza i najbardziej rozpoznawalna (na całym świecie) gałąź produkcji GL. W 1990 roku pałeczkę przejął bratanek założyciela firmy, John Grado. „Nauszniki” Grado stały się głównym produktem, który rozreklamował markę na światowych rynkach, pozwolił zaistnieć globalnie produktom GL. Przy czym firma nie zatraciła nic ze swojego rodzinnego charakteru, unikalnego stylu (retro), specyficznego, nie spotykanego u innych wyglądu produktów, całego szeregu rozwiązań technicznych oraz materiałowych przynależnych właśnie tej, a nie innej marce.

Jak wspomina w pięknych słowach rodzina: „składamy wujkowi hołd, bez niego nie tylko nadal pracowalibyśmy w sklepie z owocami, ale też nigdy nie zaczęlibyśmy tworzenia sławnych na całym świecie słuchawek”. Nic dodać, nic ująć. Warto pamiętać, że obecnie jest niewielu producentów, którzy mogą legitymować się taką historią, takimi korzeniami, takim, pełnym pasji i prostoty życiorysem. W dobie wielkich molochów, koncernów, biznesów, takie małe, zachowujące tożsamość, rodzinne firmy to prawdziwa rzadkość. W tym wypadku miłość do muzyki zaowocowała powstaniem firmy, która stała się dla wielu synonimem dobrego brzmienia i to nie tylko (w najnowszej odsłonie) ze słuchawek, ale również z czarnego krążka, płyty winylowej która przeżywa obecnie swój mały renesans (także dzięki takim producentom jak Grado Labs). Warto o tym pamiętać zakładając na głowę niedrogie, świetne 80-ki, czy zanurzając się w dźwiękach płynących z drewnianych muszli topowych modeli Reference czy GS. Warto. Wierność zasadom, bezkompromisowość, nie uleganie na siłę chwilowym modom – dobrze, że są takie firmy, że są tacy ludzie.

Oficjalna wiadomość opublikowana na blogu: http://blog.gradolabs.com/?p=176

 

No i są, oficjalnie są… Sennheiser Momentum & Wireless. Nowa generacja!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
MOMENTUM_II_Wireless_Black_High_Class

W zamyśle Niemców, mają to być topowe słuchawki bezprzewodowe, najlepsze z oferowanych przez producenta i… myślę, że tak właśnie będzie. Moim zdaniem to bardzo dobra decyzja, tzn. pozbawienie kabla akurat tego modelu (czy precyzyjniej, linii produktów z serii Momentum, bo poza tytułowymi słuchawkami, pojawi się wersja bezprzewodowa mniejszego, tańszego modelu) to strzał w dziesiątkę. Momentum to słuchawki mobilne, leciutkie, po faceliftingu także składane (patrz obrazki), które świetnie się sprawdzą w roli towarzysza podróży. Co więcej, poza modułem bezprzewodowym w najnowszych, przenośnych nausznikach znajdziemy także aktywny system redukcji odgłosów z zewnątrz NoiseGard, co przełoży się pozytywnie na brzmienie. Super! Producent mówi wyraźnie o zupełnie nowej, drugiej generacji tej linii słuchawek i faktycznie poczynione przez Niemców zmiany oznaczają, że na rynku pojawi się bardzo mocno odmieniona konstrukcja… na szczęście firma wspomina o utrzymaniu wysokiej jakości brzmienia o zbliżonej charakterystyce, cytuję: „detailed, pure and with a slight bass emphasis”.

Innymi słowy do rąk użytkowników trafią modele z kablem oraz bez kabla z wspomnianym system redukcji, ze składanymi do środka muszlami, z nowymi przetwornikami. Sam wygląd (na szczęście :) ) nie ulegnie zmianie. Dostaniemy eleganckie, lekkie słuchawki, których wygląd będzie mocnym wyróżnikiem na tle konkurencji. Odnośnie modułów transmisji, zastosowano technologie NFC do szybkiego parowania oraz najnowszą transmisję Bluetooth 4.0 z kodekiem apt-X. Producent zapowiada 22 godziny słuchania na wbudowanej baterii – to świetny rezultat, pewnie zasługa bardzo energooszczędnego modułu, jaki zastosowano w opisywanych słuchawkach.

Odnośnie komfortu, nadal będziemy mieli do czynienia z bardzo wygodnymi padami z wysokiej jakości skóry, zostaną one poddane pewnym modyfikacjom (profilowanie, pozwalające na lepsze dopasowanie do anatomii, będą także nieco większe). Stalowy pałąk pozwala na uzyskanie odpowiedniej wytrzymałości konstrukcji – tutaj nic się nie zmieni. Oczywiście pojawią się dwa kable (w wersji z kablem), w tym jeden z pilotem, co ciekawe w wariantach dla iOS oraz Androida / Windows Phone. Każdy użytkownik znajdzie wariant dopasowany do jego telefonu! W przypadku modeli bezprzewodowych możliwa będzie kontrola (obsługa odtwarzania oraz odbieranie połączeń) za pomocą przycisków na zamontowanych na lewym padzie.

Słuchawki trafią na rynek jeszcze w tym miesiącu. Nie możemy się wprost doczekać! :)

» Czytaj dalej

Kolejna zapowiedź, tym razem high-endowo. Czekamy na HE-1000 HiFiMANa

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Screen Shot 2015-01-06 at 14.02.22-500x500

To się pozamieniali, nich ich! Audeze schodzi o parę pięterek (cenowych) w dół, a HiFiMAN (prawdopodobnie) atakuje stratosferę! Bo jak inaczej odnieść się do jeszcze prototypowych, ale już zapowiedzianych, najnowszych flagowców: HE-1000? To słuchawki, które mają być na absolutnym topie. I nie będzie to formalnie następca HE-6, tylko coś (jeszcze) lepszego. Ciekawe. Patrząc na obecną ofertę to logiczny krok. W końcu mamy nową serię, zastępującą czy uzupełniającą dotychczasowe produkty – nowe HE-400i, nowe HE-560 i… no właśnie, nowe, tytułowe tysiączniki. Na CES 2015 można było posłuchać tych nuszników, pomacać, porozmawiać z Dr. Fangiem, porozmawiać z użytkownikami innych modeli. Jedno, co można powiedzieć już teraz, to że HiFiMAN chce zaoferować coś naprawdę specjalnego, coś co nie ma (właśnie) odpowiednika na rynku.

Mocne? Ano mocne, ale patrząc na nowe flagowce ma się nieodparte wrażenie, że zmieniono każdy element, zaprojektowano je całkowicie od nowa. Od formy, gabarytów, nowych przetworników, materiałów po – jak mówią – zmienioną charakterystykę brzmieniową, zmienioną w stosunku do dotychczasowych produktów. Intrygujące. Patrząc na zaprezentowane egzemplarze, mimo że prototypowe, można uznać że rzecz trafi do sklepów niebawem (jeszcze w pierwszym kwartale br.). Pytanie jak to będzie wyglądało z ceną. Producent na razie jak ognia unika odpowiedzi na to pytanie. Na pewno będzie to cena czterocyfrowa, jednak między 1500 a 3000 jest spora różnica, przyznacie? Według mnie te słuchawki będą droższe od HE-6, ich cena powinna być zbliżona do 2000$. Za system przyjdzie zapłacić około 3000-3500 tysiąca najmarniej. Ktoś tam stwierdził, że całość może kosztować nawet 5000$. Tyle woła się za topowe elektrostaty i jakoś nie chce mi się wierzyć, że faktycznie aż tyle będą te słuchawki (system) kosztować.

Przez system rozumiem nie tylko słuchawki, ale także pokazany wraz z HE-1000 nowy, dzielony, wzmacniacz słuchawkowy. Jest osobne zasilanie, jest pre-amp, wszystko razem mniejsze od potwora EF-6, którego niedawno testowaliśmy wraz z szóstkami. Ciekawe czy EF-1000, bo tak nazywa się wzmacniacz pod nowe flagowce, będzie (nieodzownym) partnerem (jak EF-6 dla HE-6… tak to słyszę i zdania raczej nie zmienię) dla HEKów (taką, skrótową nazwę, akronim, przyjęło się stosować w przypadku nowych flagowców HiFiMANa). Ci, którzy jako pierwsi mieli je na uszach, twierdzą że będą to słuchawki łatwiejsze do napędzenia od HE-6, że ich sygnatura dźwiękowa jest znacznie bardziej neutralna, wyważona, relaksująca. Nie jest to obfite, mocne, ofensywne granie jak z HE-6. Jak będzie w istocie przekonamy się, jak tylko HEK trafią na nasz rynek. Będzie można porównać je do flagowych LCDków, może także do AKG K812 oraz nowych, topowych Grado. Tymczasem krótka galeryjka…

» Czytaj dalej

Entry-level od Audeze! Będziemy testować EL-8, planarną nowość z USA

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
audeze_el8_4

No i proszę. Ktoś, kto do tej pory nie schodził poniżej 1000 baksów za nauszniki, najwyraźniej zauważył że nie samym high-endem meloman żyje. Nic w tym nadzwyczajnego, w końcu nawet wyczulone mocno ucho, stroniące przykładowo od wszelkiej maści dokanałówek (nawet customowych), czasami chce sobie coś zaaplikować przemieszczając się z punktu A do punktu B. Czy to dziwne? Nie, absolutnie nie ma w tym nic dziwnego. Powiem więcej, dzisiaj mobilne granie jest tak popularne właśnie przez wzgląd na coraz lepszą jakość jaką można uzyskać poza miejscem, w którym stoją te wszystkie wypasione skrzynki. Można strumieniować, można grać hi-resy z topowych DAPów, można podrasować znacząco dźwięk z dowolnego, przenośnego źródła dźwięku za pomocą mobilnych wzmacniaczy, DACów etc. Można. Nie dziwi zatem pojawienie się w ofercie takiego specjalisty jak Audeze modelu słuchawek, który po pierwsze i najważniejsze jest dużo tańszą alternatywą dla dotychczasowych LCD-ków, po drugie jest zauważalnie lżejszy, po trzecie, dostępny jest w wersji zamkniętej (jak i otwartej). Ten ostatni element jest arcyważny dla kogoś, kto się przemieszcza, dla kogoś kto słucha poza domem. Raz, tłumimy wszelkie odgłosy dochodzące z zewnątrz, a dwa… nie mącimy spokoju współtowarzyszom podróży (przykładowo). 

Kompaktowe EL-8 Audeze zawdzięczają swoje zredukowane względem stacjonarnych braci wymiary dwóm, kluczowym technologiom. Pierwsza z nich to cyt.: „fluxor magnetic technology”. O co chodzi? Ano o redukcję rozmiarów muszli i wzrost efektywności (tak, zgadliście, chodzi o pożenienie nowych słuchawek z mobilnymi źródłami). Zastosowano także fazor oraz „uniforce diaphragm technology”… dzięki temu minimalizujemy dystorsję i – ogólnie – zwiększamy jakość dźwięku mając do dyspozycji mocno rachityczne wzmacniaczyki, wbudowane w przenośne playery. O tym, że da się (choć przy wykorzystaniu innych metod) zrobić niezłe planarne słuchawki do grania na wynos pokazuje przykład naszych redakcyjnych HE-400 (patrz test). HiFiMan może nieco rozmija się z prawdą, podając parametry tych słuchawek, ale po podłączeniu do Matriksa Portable z iPodem/iPhonem słuchało się muzyki bez żadnego „ale”. Jeszcze lepiej, ciekawiej grało to na firmowym odtwarzaczu HM-602. Coś czuję, że tutaj będzie podobnie, to znaczy dobrze z trudnym partnerem w rodzaju przenośnego playera, nie mówiąc już o smartfonie.

No dobrze, a ile to, to waży? Jak na mobilne słuchawki, to sporo, całkiem sporo bo aż 460 gramów. Dla porównania nasze redakcyjne, jakiś czas temu sprzedane, K550 AKG to 305 gramów. A przecież też austriackie słuchawki do małych nie należały. Sporo, ale też konkretnie mniej od LCD-ków (550 gramów vide dwójki i to bez kabla!). No dobrze, a oznacza w przypadku Audeze tyt. „entry-level”? Oznacza 700 dolarów. W naszym kraju pewnie te słuchawki będą kosztowały ok. 2500 złotych. Niewykluczone, że uda się je sprowadzić wprost ze Stanów w cenie nieco powyżej 2000 złotych. To nadal dużo jak za słuchawki, ale nie zapominajmy, że model LCD-2 (bambusowe muszle) kosztuje c.a 4000 złotych. Innymi słowy, mamy tutaj prawie 2x niższą cenę. Okazyjną taką ;-) Pytanie ile w tych słuchawek z LCDków? Na to, moi drodzy, odpowiem jak ich posłucham. Jestem szalenie ciekaw jak te nauszniki wypadną, nie tylko na tle swoich stacjonarnych braci, ale także dwóch świetnych konstrukcji konkurencji – Sennheiserów Momentum oraz wspomnianych HE-400. Czy Amerykanom, droższym o tysiąc złotych bez mała, uda się wyjść z tarczą rywalizując z świetnymi Niemcami oraz produktem HiFiMANa? Nie będzie to wcale takie proste zadanie, więcej – będzie to bardzo trudne zadanie. Być może dodatkowym aspektem przemawiającym za EL-8 będzie ich możliwości w stacjonarnym torze. Zobaczymy. A kiedy konkretnie? W lutym słuchawki mają oficjalnie trafić do dystrybucji i liczę, że będę mógł bardzo szybko zdobyć egzemplarz do testów.

To jeszcze nie wszystko. Na koniec „as z rękawa”, czyli słuchawkowy wzmacniacz/DAC od Amerykanów. Nazwa super - Deckard – kojarząca się z oczywistych względów z klasyką kina SF – filmem „Blade Runner”. Parametry wyczynowe: zagramy pliki aż do poziomu 32bit/384kHz (DXD, także DSD64/128), do tego trzy ustawienia gain, główne wejście cyfrowe USB oraz… wejście analogowe i dobrze, bo będzie można via pre podpiąć gramofon. Cena? 699$. Warto przy tym wspomnieć, że Audeze podobno blisko współpracuje z Meridianem, blisko współpracuje przy opracowywaniu technologii MQA (patrz wpis). Co to oznacza? Po pierwsze, że firma chce wejść na rynek plikowego grania z produktami takimi, jak opisany powyżej DAC/AMP. Po drugie, że EL-8 to nie jedyny produkt „mobilny”, w końcu mówimy o kompresji bezstratnej, gwarantującej znakomitą jakość przy redukcji transferu. A to oznacza mobilne źródła, mobilne granie. Nie tylko więc EL-8, ale być może kolejne, jeszcze lżejsze, łatwiejsze do przenoszenia słuchawki trafią na rynek pod auspicjami Audeze, poza tym spodziewam się jakiegoś produktu bateryjnego, przenośnego źródła dźwięku. Czy będzie to DAC/AMP czy może… DAP… przekonamy się (coś czuję) najdalej w styczniu 2016 roku. Pewnie kilka tysięcy będzie to kosztować, nie inaczej, pewnie będzie grało dobrze z trudnymi do wysterowania słuchawkami firmowymi i nie tylko. Pewnie tak właśnie będzie to wyglądało. Tymczasem czekam na EL-8 i już nie mogę się doczekać ;-)

» Czytaj dalej

Lampki czar… MiniWatt N3 (APPJ PA0901A)

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
MiniWatt #1

Trafił do nas malutki wzmacniacz lampowy, oryginalnie MiniWatt N3 – w tym wypadku oznaczony koszmarną zbitką APPJ PA0901A, który trochę u nas pobędzie. Na pomysł przetestowania tego malucha wpadłem podczas słuchania paru albumów na słuchawkach Audeze, podłączonych do hybrydowego wzmacniacza DIY. Było to ciekawe doświadczenie, widziałem że w przypadku LCD lampka będzie interesującą alternatywą dla mojego tranzystorowego MF HPA1. Oczywiście nie byle jaka, pierwsza z brzegu lampka, najlepiej jakiś SET z lampami o odpowiednio dużej mocy, takimi które zagwarantują odpowiednie warunki dla planarnych słuchawek Amerykanów (zresztą nie tylko Audeze, mamy na stanie HiFiMANy HE400 ver.2, które także chciałem sprawdzić z innym wzmacniaczem niż referencyjny). Przez ostatnie półtora roku przewinęło się kilka wzmacniaczy słuchawkowych, m.in.: hybrydowy MusicHall ph.25.2, tranzystorowe Schiit Asgard oraz NuForce HAP-100 oraz kilkanaście DAC/AMPów. W przypadku trudnych do wysterowania nauszników, wiele z nich nie było optymalnym wyborem. Czysto lampowy wzmacniacz słuchawkowy to specyficzny gatunek, niezbyt liczny, często spotykamy tutaj produkty niewielkich, mało, albo wręcz nikomu nieznanych manufaktur. Trudno tu mówić o powtarzalności, wsparciu, ciągłości produkcji jak w przypadku dużych firm audio. Z drugiej strony, jak w DIY, można liczyć na bezpośredni kontakt z twórcą urządzenia. Miałem więc plan przetestowania paru lampek pod słuchawki, plan nadal aktualny, jednakże w tak zwanym międzyczasie pojawił się pomysł przetestowania tytułowego wzmacniacza. Wzmacniacza bez wyjścia słuchawkowego dodajmy. Nie jest to oczywiście problem nie do przeskoczenia, szczególnie że parametry MiniWatt-a całkiem ładnie korespondują z pierwotną potrzebą znalezienia lampki pod ortodynamiki.

I tak pojawił się u mnie APPJ aka MiniWatt (nie będę tu roztrząsał zawiłej historii braku praw do dystrybucji, kłótni „partnerów” – dwóch osobnych bytów – producentów). Aby to wszystko zgrać potrzebowałem czegoś, co pozwoli z wyjść głośnikowych wyprowadzić sygnał dla nauszników. Udało się namierzyć ciekawy splitter głośnikowy firmy BT-Tech (korzystam na co dzień z innego akcesorium tego producenta, przełącznika źródeł BT31) i tak problem podpięcia został rozwiązany. BT913 jest nie tylko bardzo dobrze wykonanym routerem audio, jest także jednym z niewielu przełączników z bezpośrednim wyjściem słuchawkowym 6.3mm jaki znajdziemy na rynku. Sam splitter też się przyda, do MiniWatt-a podepnę niewielkie monitory Pylona (Topazy) oraz większe Perły. Poza źródłami plikowymi wykorzystam wyjście w NADzie 1020 – posłuchamy czarnych płyt. Tymczasem krótka galeria z uroczym maluchem w głównej roli…

» Czytaj dalej

Produkty 2014r. HD-Opinie: Pylon Pearl Monitor, NAD D3020 & Momentum

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
proku2

Ostatnio mogliście przeczytać artykuł o najnowszych Perłach, wcześniej opublikowaliśmy test wzmacniacza cyfrowego NAD D3020. Integra Kanadyjczyków była naszym mocnym kandydatem, po ponad pół roku użytkowania mogę ją z czystym sumieniem polecić każdemu, kto szuka kompaktowej, nowoczesnej amplifikacji, pozwalającej m.in. (pre XXI wieku) na bezprzewodowe strumieniowanie ze źródeł „na czasie”. Handheldy, czy to się komuś podoba, czy nie, stanowią obecnie przyszłość w branży i to nawet nie tyle jako mobilne urządzenia odtwarzające audio, a raczej łącznik z teraźniejszym oraz przyszłym sposobem dystrybucji muzyki. Dzisiaj chyba nikt już nie ma wątpliwości, że Internet jest medium, które stanowi oraz stanowić będzie główne źródło dźwięku. To właśnie serwisy strumieniowe, w tym takie, które pozwalają na słuchanie muzyki w bezstratnej jakości (a niebawem także w jakości hi-res) to przyszłość.

NAD D3020 jest, podobnie jak jego legendarny poprzednik, model C3020, idealnym połączeniem rozbudowanej funkcjonalności, przystępnej ceny oraz – co najważniejsze – dobrego brzmienia. To urządzenie, które może być nie tylko idealnym systemem na biurko, ale także stanowić fundament zestawu w niewielkim salonie. W razie potrzeby, można skorzystać z bardzo szerokich możliwości jakie oferuje przedwzmacniacz, podłączając do 3020 nie tylko źródła cyfrowe, ale także analogowe (w tym gramofon, byle w torze znalazł się gramofonowy pre) oraz strumieniować w jakości zbliżonej do płyty CDA (kodek aptX z niskim poziomem opóźnień transmisji), wychodząc następnie na zewnętrzną końcówkę mocy (względnie podłączyć na wyjściu dodatkowy wzmacniacz słuchawkowy, bo ten zamontowany w D3020 należy potraktować jako opcję „przy okazji”). Wzmacniacz miał swoją premierę jeszcze w 2013 roku (trzeci kwartał), ale do Polski dotarł później, a u nas zagościł na wiosnę. Stąd formalny tytuł przyznany w 2014 roku dla tego produktu.

To integra, czas na coś, co należy pod wzmacniacz podpiąć. Czas na kolumny. Co prawda u mnie D3020 gra z innymi, świetnymi monitorkami Pylon Audio – niewielkimi Topazami, jednak wyróżnienie przyznaliśmy innej, wg. mnie wybitnej konstrukcji. Mowa o nowych, podstawkowych Perłach. Nie będę rozwodził się nad zaletami, wystarczy zapoznać się z naszą ostatnią recenzją, powiem tylko tyle: nie znajdziecie na rynku równie dobrego produktu w tej cenie. Może uda się kupić dobre kolumienki w zbliżonej cenie (dzisiaj naprawdę jest w czym wybierać, co oczywiście cieszy, jest całe mnóstwo bardzo dobrych, przyzwoicie wycenionych głośników na rynku), ale Perły są wg. mnie nie do pobicia. Ostatnio słuchałem dużo droższych Monitor Audio, Bowersów (najnowsza seria) oraz KEFów i cóż, w konfrontacji z Perłami nie są warte (aż) tylu pieniędzy. Po prostu. W pełni zasłużona nagroda, a dodatkowo fajnie że meloman może wybierać w sumie z dwóch niezwykle udanych serii: mam tu na myśli zarówno linię Topaz (a w niej niewielkie monitory bliskiego pola oraz dwie podłogówki, mniejsza i większa – wg. mnie nadal nie mająca odpowiedników 20-ka) oraz Pearl (z podobnie skonstruowaną ofertą, choć podstawki są tu większe).

Wreszcie ostatni produkt, który postanowiłem docenić. Znowu, patrząc przez pryzmat dat, nie powinien się załapać. Z drugiej strony model tak się Sennheiserowi udał, że w 2014 roku nastąpiła prawdziwa eksplozja słuchawek z tej linii (bo już chyba o całej serii można mówić) Momentum (test znajdziecie tutaj). Pojawiły się tańsze, takie mniej premium, On-Ear oraz kilka wariantów przetestowanych u nas, naszych ulubionych Momentum w wersji „skórzanej”. Ten tytuł się należy tym słuchawkom, jak nic. W 2013 się nie załapały, bo też nie honorowaliśmy w ten sposób przetestowanych produktów. W 2014 znaczek jest i co by tu się za dużo nie rozwodzić… kupisz Momentum? Będziesz wniebowzięty. Tu nie ma mowy o pudle, o przypadku, bez względu na okoliczności. Zagrają pięknie na wszystkim, ze wszystkim, w każdej sytuacji będzie przynajmniej dobrze. Czarują, muzyka słuchana za ich pośrednictwem to taka tabliczka naszej ulubionej czekolady. Można jeść i jeść i jeść, z tą różnicą, że czekolada w końcu się przeje (albo co gorsza zwróci) a tu nie ma mowy o przesycie. Można słuchać, słuchać i słuchać bez przerwy. Najlepsze mobilne nauszniki, a do tego fajna, dla niektórych w pełni wystarczająca opcja do stacjonarnego słuchania, do domu. Wystarczy dziurka we wzmacniaczu, albo jakimś nowoczesnym, cyfrowym źródle. I już.

PS. Niebawem sporo informacji na temat audio nowości z Las Vegas w tle oraz kilka niespodzianek w temacie „co na tapecie”. Zdradzę tylko, że będzie lampka (nie wina, nie, coś mini do tego z watem ;-) ), kolejne mobilne źródła, poza już zapowiedzianymi, oraz (wreszcie) kilka artykułów, które miały być (SBT z EDO, Chromecast, Pebble, tablet PC w roli źródła audio oraz Leap Motion), ale zaginęły w akcji. Sporo do nadrobienia. Do tego zapowiadane testy (mobilne granie z FiiO X1 & E11K, dokanałówki Westone UM20PRO, wysokopółkowy DAP Calyx C, radyjko co się zowie SuperConnect od Revo oraz reagujący na komendy głosowe multiroom od VOCO). Sporo do przetestowania – część już gruntownie przeegzaminowana.

Ostatnia przerwa w nadawaniu spowodowana przez czynniki katastroficzno-wypadkowe. Czeka mnie wycieczka do szpitala, wyglądam jak jedno wielkie nieszczęście… pamiętajcie, w zimie rowerem się nie jeździ, albo jeździ się ekstremalnie ostrożnie!

» Czytaj dalej

Czysta rozkosz: LCD-3… nasz test, opinia o topowych ortodynamikach Audeze

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Audeze LCD3 #23

Miałem szczęście mieć na uszach większość z topowych słuchawek jakie są / były oferowane na rynku. Wiele z nich brzmiało świetnie, wiele mogłoby swobodnie stanowić docelowy wybór dla osób, którym nie jest wszystko jedno. Ze słuchawkami jest o tyle prościej (niż z innymi produktami audio), że nie ma w ich przypadku tylu zmiennych, wiele rzeczy można pominąć – po pierwsze akustyka pomieszczenia (sprawa arcyważna, tutaj jesteśmy w pełni zwolnieni z odpowiedniego dopasowania pomieszczenia), po drugie… kable… owszem, jakieś będą potrzebne, ale nie mówimy o kilku, kilkunastu przewodach, a co najwyżej o trzech kompletach. Oczywiście dobór właściwego źródła, wzmacniacz (tutaj element wymagający szczególnej uwagi, atencji – głośniki można dobrze wysterować za pomocą budżetówki, czegoś zupełnie pospolitego, z wzmacniaczem słuchawkowym, moim zdaniem, nie jest tak łatwo, prosto) to konieczne zaplecze, aby zapewnić sobie optymalne warunki, aby efekt był najlepszy z najlepszych. Obecnie coraz częściej mamy do czynienia ze zintegrowanymi rozwiązaniami – wzmacniacze słuchawkowe, to także cyfrowo/analogowe preampy, to często przetworniki pod komputer i inne źródła cyfrowe, a nawet przedwzmacniacze gramofonowe. Tranzystory, lampy, zbalansowane tory… czego tutaj nie ma. Ba, bywa, że taki kombajn może w ogóle pełnić funkcję autonomicznego źródła/wzmacniacza dla słuchawek. Wybór jest obecnie gigantyczny, mamy do czynienia z prawdziwą klęską urodzaju. I nic dziwnego, dzisiaj najlepiej sprzedającym się produktem audio są bez wątpienia słuchawki. To widać po ogromnym zainteresowaniu jakim cieszy się ten segment, zarówno ze strony klientów, jak i producentów, w tym takich producentów, którzy do tej pory kojarzyli się z zupełnie innymi produktami. I dobrze, mamy wybór, na rynku znajdziemy setki propozycji, jednak mam (biorąc pod uwagę doświadczenie, osłuchanie) nieodparte wrażenie, że coś zrobione naprawdę dobrze, naprawdę bez żadnych ale, to coś co wyszło od kogoś, kto specjalizuje się w tej tematyce, kto przykłada całą uwagę do projektowania, konstruowania tego jednego, jedynego produktu, który ma zastąpić nam kolumny, być – jak niektórzy złośliwie dodają – erzacem dla zestawu głośnikowego, czymś co (znowu słyszę głosy złośliwców) nigdy nie zaprezentuje tego, co głośniki za (…) tysięcy, set złotych (…piszę to wszystko, by podkreślić, że wybór słuchawek jako głównego, albo referencyjnego (w sensie, najlepszego) źródła przyjemności z obcowania z muzyką wiąże się z dużo niższymi kosztami w porównaniu do tradycyjnego systemu HiFi/High-End).

Specjalizacja to przede wszystkim przeznaczenie wszelkich zasobów, pieniędzy na produkt, który ma w zamierzeniach być doskonały. Bo jak nie będzie, to firma popłynie, nie będzie rentowna, po prostu padnie. Owszem, są wyjątki od tej reguły (literka b), jednakże zazwyczaj to się sprawdza, ktoś kto zjadł zęby, ktoś dla którego – w tym wypadku – słuchawki, stanowią jedyne źródło przychodów, nie może sobie pozwolić na bylejakość. Szczególnie wtedy nie może, gdy chce za swoje wyroby kilka tysięcy złotych. Słuchawki – jak niejednokrotnie pisałem – dają nam możliwość słuchania muzyki na poziomie high-endowym (rozwinę temat opisując poniżej, w rozwinięciu LCD-3) za wielokrotnie niższe sumy, niż w przypadku zestawów stereo opartych o wzmacniacze, kolumny, źródła. Oczywiście nie każdy tak chce, nie każdy „poważa” słuchanie za pośrednictwem czegoś na uszach. Czasami jest to blokada psychiczna, czasami zwyczajnie czegoś w tym wszystkim brakuje i …nie zawracamy sobie głowy tematem. To zrozumiałe, ja to doskonale rozumiem i nie uważam, że to błędne, czy gorsze podejście, nie wartościuję, nie oceniam. Jedyne co mogę komuś w takiej sytuacji powiedzieć, to, to że coś szczególnego, szczególne doświadczenie po prostu go ominie. Tyle. Ostatnio opisywałem fantastyczny, topowy zestaw HiFiMANa… specjalisty właśnie, kogoś, kto „robi w słuchawkach”, kogoś kto w tym upatruje swojej rynkowej szansy. EF-6 z HE-6 to coś wyjątkowego, ale …zupełnie innego od opisywanych w niniejszej recenzji LCD-3.

To dwa światy, niby odległe (bo i tak jest w istocie), a jednocześnie ze wspólnym mianownikiem, wspólnym mianownikiem którym jest wyjątkowe brzmienie, wielka radość z obcowania z takimi słuchawkami na uszach, słuchania za ich pośrednictwem muzyki. LCD-3 są wyjątkowe, są fantastyczne, są – cóż- jednymi z najkosztowniejszych słuchawek na rynku. To jeszcze nie poziom systemu słuchawkowego Staksa z najwyższej półki, ale te siedem i pół tysiąca to już suma konkretna. W kontekście tego, co dostajemy, odważę się na opinię, że to wcale nie wygórowana kwota, a dla kogoś, kto jednak uznałby że tyle za słuchawki nie da dobra informacja, czy nawet bardzo dobra. Pamiętacie test LCD-2? Te słuchawki nie są tak dobre jak trójki, ale w kontekście tego, co oferują, tego co potrafią oraz ceny (używane nawet 2,5-3k) to zwyczajnie okazja. Ortodynamiki Audeze to czysta rozkosz dla kogoś, kto poszukuje maksymalnie analogowego, ciepłego przekazu, bogatej barwy dźwięku, średnicy w której można się na zabój zakochać. Takie właśnie są te słuchawki. Nie będziemy mieli basiora, choć bas jest w tym wypadku tak dobry, tak wielowymiarowy, tak dobrze trzymany w ryzach, że nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mógł coś w tej mierze LCD-kom zarzucić, nie będzie „stekami watów po uszach”, choć potrafią zagrać mocno, dynamika też niczego sobie. No i już piszę o brzmieniu, już się zachwycam, a przecież to miał być wstępniak, a nie sama recenzja… Nic nie poradzę, te słuchawki całkowicie mną owładnęły, jestem w ich mocy, może dlatego, że właśnie takie brzmienie, taki sposób przekazu najbardziej jest mi bliski. Może dlatego właśnie…

» Czytaj dalej